Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

"Pamiętnik Marty Pears "
Pamiętnikiem opiekuje się Margot

[ Powrót ]

Sobota, 20 Grudnia, 2008, 14:31

Część 28.

Dwudziestego szóstego lutego Rod wyszedł ze szpitala, a drugiego marca pojawił się po raz pierwszy w pracy, wzbudzając niemałą sensację. Sam unikał jakichkolwiek komentarzy na temat swojej choroby i trzymał wszystkich w nieświadomości prawdy.
Zobaczyłam go tego dnia rano, gdy spieszyłam się do pracy: czekał wraz z innymi w kolejce do jednej z wind. Zauważył mnie, ale nie podszedł do mnie, tylko uśmiechnął się powitalnie. Odpowiedziałam w ten sam sposób, chociaż wiedziałam, że to, co mnie czeka za chwilę, z pewnością go tego uśmiechu pozbawi. Na razie jednak stałam spokojnie parę osób za nim, a gdy wsiedliśmy do windy, stanęłam mimochodem obok.
Po rozmowie z Helen Rolleycoat nie pojawiłam się w szpitalu ponownie. Nie wiem za bardzo, dlaczego, może bałam się, że swoim przyjściem rozbudzę w nim nadzieję? Niestety, nie mogłam postąpić inaczej, a nawet jeśli, to zrobiłabym to wbrew sobie. Postanowiłam porozmawiać z nim i miałam świadomość, że będzie to jedna z trudniejszych rozmów, trudniejszych lecz zarazem nieuniknionych. W końcu dotarliśmy na drugie piętro i wysiedliśmy razem z pięcioma innymi osobami. Wykorzystałam sytuację i złapałam Roda za rękaw w chwili, gdy ruszył korytarzem.
Staliśmy i patrzyliśmy na siebie bez słowa. Nagle to, co miałam mu do powiedzenia, wydało mi się tak głupie i niestosowne w tej sytuacji, że zabrakło mi jakichkolwiek słów. W końcu powiedziałam coś, co zabrzmiało o wiele gorzej- przynajmniej w moich uszach.
-Cześć, Rod… udanej pracy.
- i wyminęłam go, idąc do swojego gabinetu. Dopiero, gdy usiadłam w fotelu, zrozumiałam, jak idiotycznie się zachowałam. Stchórzyłaś i tyle , zganiłam surowo samą siebie. Pewnie tak, ale jak miałam mu tak od pierwszego zdania powiedzieć, że… no właśnie, nawet sama przed sobą nie potrafię się wysłowić! Oparłam głowę na dłoni i zamknęłam oczy. Uspokój się, Marta… to zwykła rozmowa… może trudna, ale takich ludzie prowadzą tysiące dziennie na całym świecie.
-Tak, tylko że…- mruknęłam a potem machnęłam ręką i postanowiłam zająć się pracą. Może później będzie lepsza okazja, żeby z nim porozmawiać , pocieszyłam się marnie i nim się obejrzałam, wpadłam w wir roboty.
Dochodziła druga, kiedy zastukano do drzwi mojego gabinetu. Akurat zajęta byłam pisaniem a Carlota cicho krzątała się za moimi plecami (dostała wolne popołudnie, żeby pojechać do lekarza- miała jakieś problemy z płucami- ale kończyła dopiero o trzeciej).
-Proszę.- powiedziałam, nie podnosząc głowy znad raportu, ale głos, który powiedział „Dzień dobry” kazał mi podnieść głowę.
-Rod??- tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić.
-Mam dla pani parę kart do podpisu, chodzi o raporty z zeszłego miesiąca, obecność a zebraniach i mam też powiadomienie od Ministra o nowym planie wizytacji.- to mówiąc, podszedł do mojego biurka i położył na nim wspomniane dokumenty, nie patrząc na mnie. -Proszę podpisać tutaj i tutaj… o, właśnie, dziękuję bardzo, tutaj…- wskazał mi dłonią puste miejsca a ja podpisałam machinalnie, niespecjalnie przywiązując wagę do jego słów. Dopiero po sekundzie zorientowałam się, że Carlota wyszła z mojego gabinetu niemalże bezszelestnie. Rod zabrał mi dokumenty i, prostując się, spojrzał na mnie.
-O co chciałaś mnie zapytać dzisiaj rano?- zniżył głos.
-O… o nic ważnego.- uśmiechnęłam się beztrosko, zaskoczona jego pytaniem. -Naprawdę… przepraszam, chciałam ci życzyć tylko udanej pracy i powiedzieć, że dobrze, że już wróciłeś. No, co tak patrzysz?
-Marta…- zagryzł wargi i spojrzał mi w oczy. -Proszę cię, powiedz mi prawdę.
Patrzyłam na niego bez słowa, bawiąc się piórem. Wyjął mi je delikatnie z ręki.
-Po prostu chciałam z tobą porozmawiać.- powiedziałam cicho.
-O której dziś kończysz?
-O wpół do trzeciej.
-Przyjdę po ciebie… i pójdziemy się przejść.
Uniosłam na niego wzrok. Stropił się i roześmiał krótko.
-No, chyba że wolisz obiad czy kolację… nie chciałem ci tego proponować.
-Nie, możemy iść na spacer.- powiedziałam, spuszczając głowę. -Dzięki, Rod.
-Nie ma za co.- skłonił się lekko i, mówiąc „Do widzenia”, wyszedł, nim zdążyłam odpowiedzieć.

Spacer z Rodem na pewno nie był mile wyczekiwanym przeze mnie elementem popołudnia, chociaż muszę przyznać, że bardzo liczyłam na rozmowę z nim i jej efekty. Niemniej, rozmowa, jaką mieliśmy do przeprowadzenia, wcale nie wpływała dodatnio na nasze kontakty i nie ułatwiała nam komunikacji; wręcz przeciwnie, przez dwadzieścia minut szliśmy tą samą aleją parkową, nie zamieniwszy ze sobą ani jednego słowa. W końcu to obopólne milczenie zaczęło mi ciążyć na tyle nieznośnie, że odważyłam się odezwać.
-Rod… chcę, żebyś wiedział, że… że cenię to, co zrobiłeś, chociaż naraziłeś życie… dziękuję. Nie powinieneś był… ale…
-Nie ma o czym mówić. Nie żałuję tego, co zrobiłem i zrobiłbym to jeszcze raz, gdybym musiał.- odpowiedział, nie patrząc na mnie. Zaraz jednak zatrzymał się przede mną i wbił dłonie w kieszenie płaszcza. -Marta, musiałem… wiedziałem, jak się czujesz… chciałem ci pomóc.
-Powiedz mi, co ty właściwie zrobiłeś? Co się stało tak naprawdę?- zapytałam, a Rod zaczął swoją opowieść.
-Odkryłem, że często Pod Świńskim Łbem przesiaduje taki jeden facet, który popiera Sama - Wiesz - Kogo… śmierciożerca. Nie pamiętam, jak się nazywa, ale było o nim w gazetach, uciekł z Azkabanu razem z kilkoma innymi poplecznikami… Ministerstwo nic nie mogło im zrobić, byli nieuchwytni, a potem, jak Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać powrócił- a bynajmniej takie były plotki- stali się zbyt silni, by robić sobie coś z naszego prawa. Pomyślałem, że… że śmierciożercy na pewno wiedzą, który z nich zabił… zabił Dracona. Nawiązałem z nim kontakt… długo to trwało, był bardzo nieufny, ale ja przedstawiłem się pod innym nazwiskiem i udawałem, że chcę się do nich przyłączyć i że mam na oku kolejnych… kolejnych ludzi z Ministerstwa, którzy są przeciwko ich panu i których mogliby zabić. Zainteresował się tym… podałem mu kilka nazwisk, oczywiście fałszywych i sam wyraziłem gotowość zostania ich szpiegiem… postanowił mnie przedstawić mnie mu… wprowadzić w ich świat… ale chyba Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać przejrzał mnie… nie wiem, jak to zrobił…

Ja wiedziałam… legilimencja… ktoś, kto nie jest dobrze przygotowany z oklumencji, nie ma szans ukryć swoich prawdziwych myśli i odczuć zwłaszcza przy bezpośrednim kontakcie z Czarnym Panem…

-po prostu powiedział, że kłamię i że jestem nędznym oszustem, a potem chciał odkryć, dla kogo pracuję… kto mnie wysłał na zwiady…
-Torturował cię? -zapytałam cicho, wpatrując się szklanym wzrokiem w drzewa naprzeciwko.
-Nie wiem… nie pamiętam. Rzucił na mnie zaklęcie niewybaczalne Cruciatus… ale straciłem przytomność po paru chwilach.
Spojrzałam na niego a on na mnie. Tak spokojnie o tym mówił… a więc było o wiele gorzej, niż mi wyjawił…
-Ocknąłeś się dopiero pod szpitalem?
-Tak.- przytaknął. -A właściwie, dopiero jak mnie wieźli na oddział… na krótko.
Milczeliśmy, nie patrząc na siebie. Robiło się coraz zimniej i zanosiło się znowu na deszcz.
-Wiesz… cały czas próbowałem wybadać, co oni wiedzą o tej akcji… w międzyczasie zapytałem tego śmierciożercę o atak na was… chciałem się dowiedzieć, kto brał udział w tej akcji, ale on nie wiedział… mówił, że jego tam nie było… że tylko Czarny Pan… przepraszam, że tylko Sama - Wiesz - Kto wie, kto tam był.
Poczułam się tak, jakby wrzucono mi do płuc rozpalone żelazo. Nie byłam w stanie się ruszyć. Jak przez watę usłyszałam głos Roda:
-Przepraszam, że niczego nie udało mi się dowiedzieć.
-Daj spokój.- powiedziałam nieco drżącym głosem i potrząsnęłam głową. -Rod, ja i tak się dziwię, że on… że on cię nie zabił… miałeś dużo szczęścia, że przeżyłeś… zrobiłeś dla mnie naprawdę dużo… nie przepraszaj, nie masz za co. Nie wiem, jak ci się odwdzięczę.
Spojrzał na mnie poważnie i położył dłoń na mojej dłoni. Moje palce zadrżały.
-Nie chcę, żebyś mi się odwdzięczała… chciałbym tylko, żebyś wróciła do siebie, żebyś żyła dalej i była szczęśliwa… o nic więcej nie będę prosił bo wiem, że nie wolno mi.
Patrzyłam na niego bez słowa, nie mogłam wprost oderwać wzroku od jego poważnej, ale smutnej twarzy.
-Przepraszam cię za to, co powiedziała moja matka… nie powinna była.
-Nie, nie, nic nie szkodzi, ja… rozumiem ją, naprawdę.
-Ona chciałaby dla nas jak najlepiej… ale nie rozumie jednej rzeczy: nie można zmusić kogoś, by pokochał drugą osobę. Jeśli naprawdę się kogoś kocha i nie można z nim być, to warto zawalczyć chociaż o tę trochę szczęścia dla tej osoby… o ulgę, uśmiech… ale nie można walczyć o cudze uczucia. Zależy mi na tobie i uważam, że jesteś cudowną osobą lecz nigdy nie prosiłbym cię o to, byś mnie pokochała… bo wiem, że twoje serce zawsze należało do… do kogoś innego i nic tego nie zmieni.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Byłam roztrzęsiona i chciało mi się płakać z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu.
-Rod, przykro mi, że tak wyszło.- powiedziałam w końcu, unikając jego wzroku. -Zwłaszcza po tym, co dla mnie…
- Nie, nie traktujmy tego, co zrobiłem, jako jakiegoś długu. Nie chcę, żebyś czuła się zobowiązana do czegokolwiek względem mnie, a już na pewno nie do uczuć. Ja wiem, że ty go bardzo kochałaś a on z pewnością kochał ciebie, zresztą, trudno tego nie robić… może… po prostu zostańmy przyjaciółmi?

Tak też się stało: zostaliśmy przyjaciółmi, chociaż niecodzienna była to przyjaźń. W głębi duszy cały czas czułam, że prawdziwe uczucia Roda wobec mnie są nieco głębsze, ale walczy z nimi, więc starałam się mu w tej walce pomóc, jak najmniej dając mu nadziei i cały czas dbając o swoisty dystans przyjacielski.
Na początku było mi trudno także przejść do porządku dziennego nad tym, czego od niego się dowiedziałam. Dopiero w chwili, gdy usłyszałam, że nie udało mu się odkryć nazwiska śmierciożercy odpowiedzialnego za śmierć Dracona, uświadomiłam sobie, jak bardzo na tę informację liczyłam i jak wielką nadzieję w istocie z nią wiązałam. Co byś zrobiła, gdybyś wiedziała, kto to? No przecież nie możesz iść do jego domu i tak po prostu zabić go jednym zaklęciem… nie zrobiłabyś nic, więc nie ma sensu tak się zapalać do tego , mówiłam sobie w chwilach największej rozterki lecz i tak wciąż pragnęłam poznać nazwisko zabójcy.

Mniej więcej w pierwszej połowie marca Ministerstwo organizowało bankiet wiosenny dla pracowników. Otrzymane zaproszenie wsunęłam na najwyższą półkę szafki i nie miałam zamiaru go zdejmować, jednakże stało się nieco inaczej.
-Marta, wiem, że nie powinienem tego robić, ale chciałbym, żebyś poszła ze mną na ten bankiet. Nic nie mów, daj mi skończyć- uniósł dłoń, widząc moją minę. -nie zamierzam cię do niczego zmuszać, ale uważam, że najwyższy czas, abyś zaczęła żyć normalnie. Minęły trzy miesiące, chodzisz do pracy, mieszkasz sama, więc dlaczego nie zrobić kroku dalej?
-Może dlatego, że nie czuję się na siłach ani nie mam nastroju na taki krok?- odpowiedziałam trochę za ostro.
Byliśmy właśnie w domu Hermiony i Rona, którzy urządzili małe przyjęcie z okazji urodzin Rona. Postanowiłam pomóc Hermionie i poszłam do kuchni przygotować lemoniadę z lodem, podczas gdy ona pilnowała stołu i dobrego nastroju solenizanta. Harry przyszedł za mną i teraz, opierając się o piec, nie spuszczał ze mnie wzroku, chociaż ja udawałam, że tego nie widzę, z pasją wytrząsając lód z woreczków wprost do wysokich szklanek. Wyjął mi bezceremonialnie woreczek z rąk i obrócił twarzą ku sobie.
-Spójrz na mnie i powiedz, że ze mną pójdziesz.
-Harry, ty chyba żartujesz!- popatrzyłam na niego z niedowierzaniem. -Nie chcę tam iść, rozumiesz? Bardzo ci dziękuję za propozycję, ale nie skorzystam i…- urwałam, bo on puścił mnie a w jego oczach zabłysła złość.
-Nie chcesz, czy nie możesz ze mną iść?- zapytał cicho.
-Nie chcę. Powiedziałam ci, że nie chcę.
-Idziesz z Rodem, tak?
-Na litość boską, Harry, powiedziałam ci już, że w ogóle nie mam zamiaru tam iść ani z Rodem, ani z tobą, ani z nikim innym! Daj mi wreszcie spokój!- podniosłam nieco głos i znowu zaczęłam wrzucać lód do szklanek, a potem napełniać je jasnożółtym płynem, milcząc zaciekle. W dodatku złościło mnie to, że Harry cały czas stoi za mną. Jak on w ogóle śmiał…
-Przepraszam.- usłyszałam w pewnej chwili. -Nie powinienem był… przepraszam. Nie gniewaj się… chciałem tylko…
-Co chciałeś?- odwróciłam się w jego stronę ze szklanką w ręku, omal nie oblewając się lemoniadą. -Bo jak na razie, to świetnie wychodzi ci głupie podejrzewanie mnie o byle co i traktowanie, jak swoją własność.
-Nie, to nie tak.- spojrzał na mnie przepraszająco. -Naprawdę nie chciałem zrobić ci przykrości… ja tylko chcę, żebyś… żebyś była szczęśliwa i normalnie żyła.
Dokładnie to samo powiedział mi Rod przypomniałam sobie mimochodem, odstawiając z westchnieniem szklanki na blat.
-Też tego chcę… ale to nie idzie tak szybko, jak myślisz.- szepnęłam, nie patrząc na niego. -Wiem, że wszyscy chcecie mi pomóc i doceniam to, naprawdę lecz potrzebuję jeszcze trochę czasu. Jeszcze nie uporałam się z tym całym galimatiasem.
-Co ci powiedział Rod?- zapytał cicho. Chyba to pytanie padło między nami po raz pierwszy. Zagryzłam wargi a potem wzruszyłam ramionami.
-Niczego się nie dowiedział… tylko Czarny Pan wie, kto brał udział w tej akcji.
Podszedł do mnie i pogładził mnie po ramieniu.
-Nie martw się… na pewno go znajdziemy. W końcu to musi być największy drań w tym całym towarzystwie.
-Dzięki… i nie gniewaj się, że odrzuciłam twoje…
-Jasne, nie ma sprawy… rozumiem.- uniósł uspokajająco dłoń. -Zapomnijmy o tym.
-OK.- powiedziałam i podałam mu dwie szklanki z lemoniadą. -To dla solenizanta i jego żony. Zaraz przyniosę resztę.

Marzec na ogół jest chłodnym miesiącem lecz tamtego wieczora było niespodziewanie ciepło. Dobrze, bo przynajmniej nie marzłam w swojej sukience z wesela Hermiony i Rona, świeżo upieczonych państwa Weasley.
Stałam w zielonym holu budynku Ministerstwa przed wejściem na salę balową i zbierałam się w sobie, by wejść do środka i odnaleźć trójkę moich byłych współlokatorów. Umówili się ze mną godzinę po rozpoczęciu bankietu na kolację w restauracji.
-Wiesz, jak ja nie lubię bankietów, poza tym, po co mamy marnować okazję do wspólnego posiedzenia w kameralnym gronie, skoro i tak będziemy już elegancko ubrani? Zaszalejemy nieco, ale w drugą stronę.- zadecydowała Hermiona. Prawdę mówiąc, był to zaskakujący pomysł, ale zgodziłam się, no bo w końcu to byli moi przyjaciele.
-Poza tym, będziemy mieli pretekst do wcześniejszego wyjścia.- cieszył się Ron, a ja nie miałam serca, by odmówić.
Najgorsze w tym wszystkim dla mnie było to, że musiałam wejść na tę pełną salę i przejść pod ostrzałem kilkuset spojrzeń. Nienawidziłam szczerze takich sytuacji od zawsze i nic się w tej sprawie u mnie z wiekiem nie zmieniało, wbrew zapewnieniom moich znajomych.
-Po prostu wejdź tam i znajdź ich, mieli zarezerwowany stolik po lewej stronie w rogu.- powiedziałam sama do siebie i zerknęłam na ochroniarza, czy mnie nie usłyszał, ale on stał nadal w swej sztywnej, eleganckiej pozie.
-Proszę, oto zaproszenie… ja i tak tylko na chwilę.- podeszłam do niego i pokazałam mu kartę. Sprawdził ją solidnie a potem wyprężył dłoń i wpuścił mnie na salę. Podziękowałam i, oddychając głęboko, przekroczyłam próg.
Zawirowało mi w oczach od kolorowych par, szmerów rozmów i stuków kieliszków. Musiałam na chwilę zamknąć oczy, a gdy je otworzyłam, zobaczyłam kilkanaście stóp dalej moich przyjaciół, którzy już machali do mnie dłońmi. Uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam w ich stronę, starając się nie zauważać dyskretnie spoczywających na mnie spojrzeń.
-Cześć.- powiedziałam z ulgą, witając się z nimi. -Hermiono, wyglądasz przepięknie!- nie mogłam powstrzymać słów zachwytu nad jej kunsztownym uczesaniem i sukienką w szkocką kratę. -To co, idziemy?- zapytałam, patrząc na nich kolejno.
-Idziemy.- Harry uśmiechnął się do mnie i objął mnie ramieniem. Odwróciliśmy się, by wyjść z sali lecz wtem głos uwiązł mi w gardle, wszystko wokół zatrzymało się. W uszach słyszałam przyspieszony łomot. Przede mną stał Lucjusz Malfoy a obok jego żona i wcale nie zanosiło się na uniknięcie jakże miłej rozmowy zwłaszcza z moim niedoszłym teściem.

Komentarze:

Brak komentarzy.

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki