O wpół do szóstej wróciłam do Ministerstwa. W atrium minęłam się z Hermioną. Zdążyłyśmy zamienić ze sobą tylko kilka słów, bo ja już wsiadałam do windy. Chciałam przed przesłuchaniem podejść jeszcze do siebie i przygotować sobie dokumenty do pierwszej sprawy czwartkowej. W połowie korytarza natknęłam się na Roda. Zdaje się, że chciał ze mną rozmawiać, więc bezceremonialnie wepchnęłam go do swojego gabinetu i z punktu zaatakowałam.
-Czyś ty oszalał, Rod?- zapytałam ostrym szeptem. -Po jakie licho pchałeś się do ksiąg wieczystych i po co wywlokłeś sprawę dobówki?!
-Żeby udowodnić, że ludzie pokroju Lucjusza Malfoya nie są nietykalni.- odpowiedział natychmiast. -Czemu tak się wściekasz?
-Nawet nie wiesz, w jakie bagno nas wciągnąłeś.- warknęłam. -Urządzają nam przesłuchanie i co ja mam im powiedzieć? Byłam tego dnia w księgach wieczystych, jestem prawniczką i miałabym motyw, żeby napisać donos na Malfoya!
-Marta… ale przecież…- zaczął, patrząc na mnie nierozumiejąco. -Przesłuchanie… nie mogą cię o nic oskarżyć… nie mają dowodów!
-Nie mają? No to mają poszlaki! Jeśli jeszcze nie wykryli, że to ty, to śmiało będą mogli wskazać na mnie drogą dedukcji! Czytałeś ten cholerny artykuł?- walnęłam dłonią w blat, na którym wciąż leżał rozłożony dzisiejszy numer Proroka Codziennego . -Sax tam mówi, że jego zdaniem to musiał być prawnik, bo tylko on ma wolny dostęp do ksiąg! Malfoy chce wytoczyć proces i ma rację, tylko że ja się pytam: komu on go wytoczy? Na pewno się wściekł, że ktoś wywlókł tę sprawę i jak nic, pomyśli, że ja jestem za to odpowiedzialna!
-Uspokój się, to, co on sobie pomyśli, nie ma wielkiego znaczenia.- przerwał mi stanowczo. -To był dopiero początek, są jeszcze inni, którzy mają pokrętne interesy na sumieniu.
-Rod, błagam cię, nie pisz już nic więcej, bo doigrasz się czegoś i będzie problem!- spojrzałam na niego wymownie. -Nie pamiętasz, co było miesiąc temu? Tym razem już… już ci nie darują. Lepiej z nimi nie zadzieraj.
-Więc mam pozwolić, aby oni dyrygowali nami, jak pionkami?- zapytał rzeczowo. -Marta, dzisiaj przekupują Ministra i urzędasów, którzy odpowiadają za dostarczenie ustawy, ale skąd wiesz, czy jutro nie przyjdą do ciebie? Jesteś adwokatem, jak przyjdzie ci bronić byłego śmierciożercy, to co zrobisz? Marta,- oparł się o moje biurko i spojrzał mi prosto w oczy. -Może i po trochu mszczę się za to, co… co ty przeżyłaś… ale mam też większy cel. Większość z nich ma jakieś ciemne sprawki na sumieniu, a skoro jestem w stanie to odkryć, to tak zrobię.
-Z narażeniem własnego życia?- zapytałam nieomal z jękiem. Dlaczego do niego nic nie dociera? -Rod, jak cię złapią, zrobią ci…
-Nic mi nie zrobią.- wycedził. Aż tak wierzył w zwycięstwo? -Nie martw się o mnie. Malfoy na początek, potem Travers, Yaxley, słyszałem, że i oni mają lewe papiery. Nie, nic nie mów. Dam sobie radę.- to mówiąc, zrobił raźniejszą miną i ruszył do wyjścia. Chwycił za klamkę i obejrzał się jeszcze na mnie. -A przesłuchaniem się nie przejmuj, jesteś przecież niewinna. Tak, jestem niewinna, ale czy niewinność zwalnia nas z troski o swoją przyszłość? , zastanawiałam się, jadąc kilkanaście minut później windą na piąte piętro, gdzie znajdował się gabinet szefa Międzynarodowego Urzędu Prawa Czarodziejów. A także o przyszłość innych, jeśli wiemy, że narażają własne życie w imię wartości absurdalnych w tym światku? , dodałam w myślach, podchodząc do drzwi gabinetu. Wzięłam głęboki oddech i zastukałam do środka.
Gabinet Paula Saxa, aktualnego szefa tzw. Międzynarodówki, jest kwadratowym pokojem o kremowych ścianach. Czekoladowe zasłony, spięte pozłacanymi klamrami w kształcie symbolu paragrafu, w połączeniu z rattanowymi meblami w odcieniu przydymionego brązu sprawiają bardzo dobre wrażenie, a jednocześnie onieśmielają. W końcu nie od dzisiaj brąz i ecrú stanowią jedno z najelegantszych rozwiązań kolorystycznych we wnętrzach , przemknęło mi przez głowę, gdy weszłam do środka.
Sax, mężczyzna dość wysoki, szczupły, ciemnowłosy, o przystojnej twarzy i uśmiechu gwiazdora filmowego, dziś nie sprawiał wrażenia tego sympatycznego „kolegi po fachu”, jakiego kojarzyłam z początków pracy w Ministerstwie. Zamiast zawadiackiego uśmiechu, na jego twarzy gościł wyraz ponurości i niezadowolenia. To chyba źle, gdy taki biznesmen przez duże „b” ma zły humor , szepnął mi jakiś głosik w umyśle.
-Dzień dobry.- powiedziałam opanowanym tonem.
-Dobry.- odpowiedział dość kwaśno. -Proszę siadać. Panna Marta Pears, zgadza się? - zerknął w dokumenty, rozłożone na biurku i zerknął na mnie. Przytaknęłam grzecznie. Odchrząknął i oparł się wygodniej, zakładając ręce. -Cynthio, możemy zaczynać.- powiedział ponuro do drobniutkiej blondynki, siedzącej przy małym stoliku pod ścianą. Prawdę mówiąc, dopiero teraz ją zauważyłam. Dziewczyna najwyraźniej była sekretarką Saxa, który terasz powiedział mocnym, nieprzyjaznym tonem:
-Jest pani gotowa?
-Tak, jestem.- odpowiedziałam.
-Przesłuchanie dyscyplinarne Marty Pears, dnia piętnastego kwietnia, godzina osiemnasta pięć. Pytanie pierwsze…
-A więc, podsumujmy: była pani tamtego dnia w dziale ksiąg wieczystych, ale twierdzi pani, że nie oglądała pani księgi państwa Hollisów; niemniej, nie zaprzecza pani, że stosunki między panią a panem Malfoyem są napięte i byłaby pani w stanie ujawnić informacje na jego niekorzyść.
-Nie, tego nie powiedziałam.- przerwałam. -Owszem, nasze stosunki są napięte, ale nigdy nie posunęłabym się do… do publicznego prania jego brudnych interesów!- poniosły mnie nerwy i wyrwało mi się dosadniejsze określenie, niż chciałam. Sax nie był głupi i nie udał, że tego nie słyszał.
-A więc wiedziała pani o tym, że pan Malfoy prowadzi nielegalne interesy albo mógł mieć z taką działalnością jakikolwiek związek?- podchwycił szybko, a ja odparowałam:
-Nie wiedziałam o tym i nic mnie to nie obchodzi! Powiedziałam panu, nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego.
-Tylko że pan Malfoy uważa, że pani wiedziała o tym, mało tego, mówiła pani o tym publicznie.- powiedział z pokrętnym uśmieszkiem, zaglądając ponownie do swoich papierów. -Podczas pewnej rozmowy zarzuciła pani panu Malfoyowi korupcję oraz omijanie przepisów. Jeśli pani zaprzeczy, podważy pani zeznania pana Malfoya i będę zmuszony skontaktować się z jego adwokatem.
Odetchnęłam głęboko. Nie mieściło mi się w głowie to, co słyszę. Nie mogłam wprost uwierzyć, że Lucjusz Malfoy wykorzystał tamten incydent… Co ja mam zrobić?
-No… owszem, padło takie stwierdzenie z mojej strony…- zaczęłam wolno, ważąc każde słowo i starając się nie widzieć przyczajonego na pierwszy błąd Saxa. -…ale mówiąc to, opierałam się głównie na opinii, jaką pan Malfoy cieszy się powszechnie.- spojrzałam mu prosto w oczy. Sax uniósł prawie niedostrzegalnie brwi. -Słyszałam wielekroć, że pan Malfoy często stosuje „prezenty” w zamian za opóźnianie niewygodnych dla niego ustaw, jak również stara się wykorzystywać wszystkie luki w prawie.- powiedziałam zdecydowanym, twardym głosem. Co się ze mną dzieje, uspokój się, co ty mówisz! , krzyczał wewnątrz mnie głosik lecz nie zważałam na to. -Jeśli pan zaprzeczy, proszę zapytać o opinię pierwszego lepszego pracownika z pierwszego lepszego działu, tylko radzę to zrobić, zanim pan Malfoy zdąży się dowiedzieć jego dane i zamknąć mu usta sakiewką pełną galeonów.- mówiłam coraz szybciej i gwałtowniej, a brwi Saxa unosiły się coraz wyżej. Nie słyszałam nic i nie obchodziło mnie nic. -Nie mam nic wspólnego z tym artykułem ani z tymi informacjami, a fakt, że nie pozostaję w przyjaźni z panem Malfoyem nie stanowi rzetelnej podstawy do wskazywania na mnie, jako na winną ujawnieniu kompromitujących, co nie znaczy - nieprawdziwych informacji na jego temat. Pan, jako prawnik, powinien doskonale coś o tym wiedzieć.- zakończyłam, ale uczucia, jakie we mnie buzowały, nie zmalały ani o jotę. W spojrzeniu Saxa było coś zaskakującego, jakaś iskierka, która wcale nie błyszczała wesoło.
-Widzę, że ponoszą panią nerwy… może wody?- zapytał po chwili, wskazując na szklaną karafkę.
-Nie, dziękuję.- odparłam z pasją.
-Obawiam się, że niepotrzebnie tak się pani denerwuje. Nie oskarżyłem pani o nic, mam za zadanie li i jedynie przesłuchać panią, jako że była pani tamtego dnia w dziale ksiąg i w związku z tym mogła pani dopuścić do przecieku…
-Powiedziałam już panu, nie…
-… ale ponieważ twierdzi pani, że nie miała pani księgi Hollisów w ręku, nie mogę pani zarzucić tego czynu. Interesuje mnie natomiast to, czy wiedziała pani o możliwości istnienia takich niepochlebnych dla pana Malfoya informacji i czy miała pani powód, by je wyjawić.
-Nie widziałam na oczy dowodu na to, że pan Malfoy prowadzi nielegalne interesy i że może być zamieszany w brudne interesy.- powiedziałam z takim spokojem, na jaki tylko było mnie stać w tamtej chwili. -Słyszałam natomiast o tym. Co do powodu, teoretycznie mogłam mieć, praktycznie nie miałam, bo tego nie zrobiłam .
-No, więc po co te nerwy?- uśmiechnął się sztucznie i spojrzał na swoją sekretarkę. -Chciałbym jeszcze wiedzieć tylko jedną rzecz: jak bardzo stosunki między panią panem Malfoyem są złe i z czego to wynika.
-Jak bardzo są złe i z czego to wynika?- powtórzyłam. -Mogę to panu powiedzieć, chociaż nie sądzę, by to miało związek ze sprawą. Pan Malfoy nienawidził mnie, od kiedy związałam się z jego synem, bo nie jestem czystej krwi czarownicą. Muszę coś dodawać?
-Nie, nie sądzę.- spojrzał na mnie krótko acz badawczo. -Cynthio, zapisałaś wszystko?
-Tak, proszę pana.- blondynka pokiwała głową i podeszła do niego wraz z zapisaną rolką pergaminu.
Machinalnie obserwowałam, jak wymieniają szeptem jakieś uwagi a potem oboje składają u dołu strony podpis. Nagle poczułam się strasznie zmęczona i znużona, w dodatku zaczęła mnie boleć głowa. Podpisałam się obojętnie pod swoimi zeznaniami a potem opuściłam biuro szefa Międzynarodówki.
Zdaje się, że tego dnia byłam ostatnią przesłuchiwaną osobą, bowiem pod drzwiami nikt nie czekał. W ogóle, na korytarzu i w windzie było pusto. Dopiero na drugim piętrze ktoś się dosiadł, a osobą tą był Lucjusz Malfoy.
Na jego widok od razu otrzeźwiałam. Wykrzywił do mnie wargi w imitacji uśmiechu Giocondy (gdyby, oczywiście chciał się do mnie uśmiechnąć), ze stoickim spokojem wcisnął guzik z numerem jeden i stanął za mną. Prawdę mówiąc, natychmiast ogarnął mnie irracjonalny lęk. Świadomość, że jest tak blisko mnie, a w całym Ministerstwie nie ma nikogo prócz nas (dochodziła siódma wieczorem), sprawiała, że nieomal drżałam. Instynktownie czułam, że na tym się nie skończy i miałam rację.
-Dobrze tak wysyłać anonimowe listy do redakcji najpoczytniejszego pisma, co?- wycedził mi prosto do ucha. Pasmo jego srebrno blond włosów musnęło mój policzek, poczułam zapach ziół i jakiś inny, bardziej złożony, słodkawy, a jednocześnie wytrawny. Ponieważ milczałam, wyszeptał: -Jeśli myślisz, że uda ci się zemścić, to jesteś w poważnym błędzie. Radzę ci, trzymaj się z daleka od mojej rodziny, bo pożałujesz.
Zagryzłam wargi. Teraz już autentycznie cała drżałam i w głowie słyszałam tylko ten złowieszczy szept. Otrząsnęłam się dopiero, gdy winda zatrzymała się na pierwszym poziomie i melodyjny, żeński głos powiedział:
-Atrium.
Lucjusz wyminął mnie bez słowa i zniknął w korytarzu wiodącym do atrium, a ja pewnie zostałabym w tej windzie niczym słup soli lecz w ostatniej chwili przypomniałam sobie, że to mój poziom. Długo jednak zwlekałam, zanim weszłam do holu. Chociaż przedtem spotkałam go w windzie, po tym, co mi powiedział, bałam się spojrzeć mu w oczy nawet w tak przestronnym miejscu, jak atrium Ministerstwa Magii.