Witajcie ponownie! Długo czekaliście na ten wpis, ale w końcu jest i mam nadzieję, że to koniec figli technicznych Zapraszam też do Dracona i wesołych Świąt!
***
Jak tylko weszłam w poniedziałek do Ministerstwa, udałam się do swojego gabinetu. Zabrałam z biurka przygotowany wcześniej raport i poszłam do biura sekretarza generalnego. Akurat trafiłam na moment, gdy rozmawiał ze swoją nową asystentką, Ruth Daniels. Była u niego od miesiąca, bo poprzednia zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach, a wg znajomej - wyjechała do Francji.
-… także jeszcze raz dziękuję… o, pani mecenas!- ucieszył się, urywając w połowie rozmowę z rudowłosą. -Proszę wejść, proszę… panno Ruth, dziękuję pani.- spojrzał na swoją rozmówczynię, a ta opuściła jego gabinet, mówiąc tylko „Do widzenia”. Jak tylko zamknęły się za nią drzwi, rzuciłam Rodowi na biurko raport i założyłam ręce.
-Czy w dzisiejszym Proroku mogę się spodziewać kolejnych wiadomości od „głosu prawdy”?- zapytałam prosto z mostu, siląc się na spokojny ton. Rod wziął to za dobrą monetę i odpowiedział dziarsko:
-Tak, oczywiście… to będzie zdecydowany przebój! Wyobraź sobie, odkry…- urwał w połowie, bo podeszłam do niego i chwyciłam go za szatę na piersiach.
-Zamknij się, idioto.- syknęłam ze złością. -Skoro już nie posłuchałeś mnie i napisałeś kolejny przeklęty list, to chociaż nie paplaj o tym wszędzie wokół! I tak masz poważne tarapaty!
-Jakie tarapaty?- zapytał niemalże szeptem, wciskając się w fotel, mimo że już go puściłam. -Marta, o czym ty mówisz?
-Mówię o tym, co lada dzień może stać się faktem.- warknęłam. -Oni ci nie odpuszczą. Kto tym razem? Gadaj, kogo tym razem opisałeś!
-Yaxleya… i Avery’ego…- wyjąkał. -I złożyłem donos w prokuraturze… Avery został wypuszczony z Azkabanu a teraz nadal jest po stronie Sama - Wiesz - Kogo… mam dowód… Ruth zrobiła zdjęcie…
-Twoja asystentka Ruth zrobiła zdjęcie śmierciożercy?!
-Avery w szacie z kapturem… „Pod Świńskim Łbem” rozmawia z Dołohowem, to ten, co zbiegł kilka lat temu i nie udało się go dotychczas złapać. Marta, posłuchaj - poprawił sobie szatę i usiadł wygodniej. Rozejrzał się i kontynuował szeptem: -to nie jest żadna Ruth Daniels, tylko auror… naprawdę nazywa się zupełnie inaczej, miała świetne referencje, skierowaną ją do mnie, żeby pomagała wyśledzić różne tego typu afery… to dzięki niej wpadłem na pomysł pogrążenia Malfoya i tych innych… to ona weszła do działu ksiąg i wydobyła te informacje o hrabim von Kirkem. Bez niej nie udałoby mi się zrobić połowy tego!
-Zaraz, zaraz,- przecięłam dłonią powietrze, bo poczułam się ogłuszona jego słowami. Usiadłam machinalnie na krześle i próbowałam coś z tego zrozumieć. -Chcesz mi powiedzieć, że ta kobieta, co od ciebie przed chwilą wyszła, wcale nie jest twoją asystentką, tylko aurorem, którą Biuro przysłało a ty przyjąłeś… i to ona pomagała ci zdobyć rewelacje na temat darowizn Lucjusza, tak?
-Dokładnie. To znaczy, nie wiem, czy przysłało ją Biuro, chyba coś takiego powiedziała, ale w sumie nie interesowałem się tym za wiele, miała doskonałe papiery, szkolenie trzyletnie pod okiem najlepszych…
-Szkolenie na aurora trwa pięć lat.- wtrąciłam mimochodem.
-… no, możliwe, że pięć, pewnie mi się coś pomyliło… w każdym razie, przyjąłem ją i jestem naprawdę zadowolony. Jest taka lojalna i sprytna, aż sam się dziwiłem, skąd tyle wie.
-I co, i ta cała auror zrobiła dla ciebie zdjęcie Avery’ego zamiast po prostu go złapać?- nie mogłam cały czas pozbyć się wrażenia, że coś tu jest nie tak.
-Tak, właśnie.- potwierdził Rod. -Przyszła do mnie któregoś dnia i pokazała mi je, w sumie to była baza artykułu, ale ona wiedziała, że szukam haków na śmierciożerców, więc zaproponowała, że mi pomoże.
-Dobra, przyjęłam to do wiadomości.- stwierdziłam, marszcząc brwi. -Ale to i tak nie zmienia faktu, że jedna asystentka czy tam auror nie obroni cię przed rozjuszonymi poplecznikami Sam - Wiesz - Kogo.- postanowiłam na razie przejść do właściwego tematu, z racji tego, że było za siedem ósma, a o ósmej miałam klienta. -Rod, to nie było mądre posunięcie, wycofaj się z tego, póki czas! Proszę cię, zrób to dla własnego dobra, ja naprawdę wiem, na co ich stać, to ludzie, którzy nie mają sumienia ani względów na nic… nie narażaj się im.
-Jeśli ja tego nie zrobię, nikt inny nie odważy się powiedzieć złego słowa na takiego Malfoya.- oświadczył mi stanowczo Rod. -Doceniam to, że się o mnie martwisz, ale Dolores już mi zapewniła ochronę, nie muszę się niczego obawiać.
-Dolores?
-Tak, tak chyba ma na imię moja asystentka w cywilu.- zrobił niepewną minę. -Albo Doris… nie wiem, jak się do kogoś mówi: „Ruth”, to się zapomina o jego prawdziwym imieniu.
-A więc, mam rozumieć, że wolisz słuchać Dolores, niż mnie?- zapytałam ogólnikowym tonem, chociaż z wolna zaczynał mnie irytować. Ponadto cała ta sprawa z pomocną asystentką wydawała mi się nieco dziwna, choć nie wiedziałam, dlaczego dokładnie. Rod spojrzał na mnie przepraszająco i zaczął mówić coś ze skruchą.
-Nie obchodzi mnie, czy ci przykro. Po prostu czuję, że ta cała sprawa nie skończy się dla ciebie dobrze bez względu na to, czy z pomocą Dolores, czy bez. Pamiętaj, że cię ostrzegałam.- rzuciłam mu na odchodnym i, nie słuchając jego przeprosin, wyszłam. Jak tylko znalazłam się na korytarzu, w mojej duszy zalęgło się silne postanowienie przemyślenia poważnie tej całej sprawy. Może jednak szkoda, że nie powiedziałam o tym profesorowi Snape’owi? , pomyślałam, dochodząc do drzwi gabinetu i wpuszczając do środka przy okazji klienta. Może on faktycznie rozumiałby z tego więcej ode mnie…
Na głowie miałam tyle pracy, że nie zdążyłam pomyśleć o Rodzie. Kiedy w końcu miałam chwilę wolną, dostałam wiadomość z pieczątką Międzynarodówki. Nie opiszę zdenerwowania, z jakim rozwijałam pergamin i przelatywałam wzrokiem jego treść.
Była ona zaskakująco krótka: proszono mnie tylko o stawienie się w gabinecie o wpół do piątej. Świetnie, pomyślałam z rozdrażnieniem, dali mi tylko pół godziny, ale dobre i to. W tej sytuacji chwyciłam swoje rzeczy i opuściłam gabinet od razu. Przypomniała mi się asystentka Roda i pomysł, jaki zalągł się w mej duszy, postanowiłam zrealizować od razu.
Miałam to szczęście, że Kwatera Główna Aurorów znajdowała się na tym samym piętrze, co moje biuro. Jeśli zastałabym Kingsleya albo kogoś innego, znanego mi, byłoby idealnie, ciekawe tylko, czy jeszcze pracują… właściwie, Nimfadora byłaby jeszcze lepsza, przecież ona jest świeżo po kursie, a asystentka Roda wcale nie wygląda na taką starą! Tak podniesiona na duchu, pchnęłam oszklone drzwi z tabliczką: KWATERA GŁÓWNA AURORÓW.
Los mi sprzyjał, albowiem w jednym z boksów zobaczyłam wściekle żółtą czuprynę Tonks. W pierwszej chwili chciałam jej pomachać, ale zaraz zganiłam się za to w duchu. Podeszłam spokojnie do boksu i ujrzałam tam oprócz niej Kinga (tak skrótowo określaliśmy Kingsleya) i jeszcze jednego aurora, młodego, czarnowłosego chłopaka o krótko ostrzyżonych włosach i poważnej twarzy. Razem oglądali jakieś mapy, rozłożone na koślawym stoliku ze sklejki.
-Dzień dobry.- powiedziałam, uśmiechając się do nich uprzejmie. King odwzajemnił uśmiech i podniósł się zza stołu.
-Dzień dobry. Co panią do nas sprowadza?
-Mam pewną drobną acz pilną sprawę: chodzi o sprawdzenie nazwiska. Słyszałam dużo o tej osobie i chciałabym ją polecić mojej siostrzenicy, która chce zostać aurorem, ale niestety, nie jestem pewna brzmienia nazwiska.- powiedziałam gładko, patrząc na Kinga wymownie. Zrozumiał mnie w lot.
-Arturze, skocz no na górę do wypadków i poproś, żeby pożyczyli ci dokładną mapę Norwegii, bo nasze są nieczytelne. Nie rozumiem, co za mapy bez Stavangeru.- polecił chłopakowi. -Powołaj się na mnie, gdyby robili jakieś problemy.
-Już lecę.- odpowiedział tamten i w mgnieniu oka wystrzelił z boksu, niczym z procy. Tonks uśmiechnęła się z rozbawieniem, bo chłopak faktycznie wyglądał komicznie - Pinokio goniący odrzutowiec. King spojrzał na mnie i poprosił mnie do środka.
-Oddelegowaliście ostatnio jakiegoś aurora do pracy z sekretarzem generalnym?- zapytałam szeptem, pochylając się dla niepoznaki nad mapą. -Młoda, rudowłosa, na imię ma Dolores albo Doris. -Ależ proszę pana, Stavanger jest tutaj!- dodałam głośniej, wskazując jakiś punkt na pierwszej z map. -Tutaj, o, tu.
-Nie, chociaż nie pamiętam dokładnie, ktoś mi coś wspomniał ostatnio o przyjęciu do pracy aurora.- odpowiedział cicho Kingsley. -Dziękuję bardzo, gapa ze mnie, że nie zauważyłem tego wcześniej, tylko biedny Artur, na próżno pobiegł…
-Mógł pojechać windą, jeśli nie jest niepełnosprytny.- wtrąciła Tonks i także się pochyliła. -Młoda i rudowłosa? Nie było u nas takiej na kursie i nie znam żadnej, kursy zaczynają się co roku i kończą w połowie września.- powiedziała tak cicho, że ledwo ją usłyszałam. Zmarszczyłam brwi. Kingsley zauważył to.
-Masz z nią kłopot? Poszukam w papierach.
-Nie ja… pracuje z sekretarzem Rollecyoatem… poszukaj, czy składała papiery ostatnio, w zeszłym miesiącu, podobno miała świetne wyniki. Jeszcze jedno: ile trwa kurs na aurora?
-Pięć lat.- odpowiedziała natychmiast Tonks a King skinął potakująco głową. Wyprostowałam się, oddychając wolno.
-Dziękuję bardzo, będę naprawdę wdzięczna, jeśli znajdzie mi pan nazwisko tej pani, wie pan, jakby co, gdzie mnie szukać?- powiedziałam, uśmiechając się sztucznie i rozglądając mimochodem po siedzibie Kwatery. Kingsley odpowiedział równie obojętnym tonem:
-No, zobaczę, co się da zrobić.
-Dziękuję, do widzenia.- skinęłam mu głową i, odwróciwszy się, wyszłam z Kwatery. Wiedziałam, że tak będzie! , pomyślałam w duchu i spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze niewiele ponad kwadrans do spotkania z Paulem Saxem i postanowiłam to wykorzystać. W końcu do gabinetu Roda miałam niedaleko a niepokój, jaki zalągł się wewnątrz mnie podczas rozmowy z aurorami, teraz osiągnął kolosalne rozmiary. Może znowu przesadzam, a może faktycznie, to nie jest zbieg okoliczności. , myślałam, mijając róg i dochodząc do drzwi gabinetu sekretarza generalnego. Na próżno pukałam trzy razy, nikogo nie było, chociaż Rod wedle mnie powinien dopiero co skończyć pracę. Gdzie jesteś, Rod? , myślałam, ponawiając próbę i niepokojąc się coraz bardziej. Pukaniem nie odpowiedziałam sobie na pytanie, natomiast wywabiłam z sąsiedniego gabinetu Carlotę. W jednej dłoni trzymała mopa, w drugiej kubełek z pachnącym owocowo płynem.
-Coś się stało?- zapytała. -Sekretarz dopiero co wyszedł, musiała się pani z nim minąć.
-Już wyszedł?
-Tak, powiedział, że ma coś bardzo pilnego załatwienia i wyszedł… a coś się stało?- zapytała lecz ja już jej nie słuchałam. Pomachałam jej dłonią na znak, że nie mam czasu i pobiegłam schodami na dół.
W niecałe pół minuty potem stałam bezradnie pośrodku hallu i na próżno wypatrywałam sylwetki Roda w tłumie oczekujących na odjazd pracowników oraz interesantów. Spokojnie, to nie musi oznaczać niczego złego , mówiłam sobie, gdy wolno wracałam na górę. Powiedział, że ma pilną sprawę, na pewno nic mu się nie stało, nie denerwuj się tak i nie wymyślaj sobie na siłę problemów, zwłaszcza, że i tak masz ich wystarczająco dużo w życiu realnym. , pomyślałam i wyszłam na korytarz piątego piętra akurat vis a vis gabinetu szefa Międzynarodowego Urzędu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Zatrzymawszy się na ostatnim stopniu, dogłębnie poczułam, jak słuszna była to myśl: przed gabinetem bowiem czekał Lucjusz Malfoy oraz ubrany w togę, wyglądający na zarozumiałego i piekielnie pewnego siebie adwokat. Zresztą, co ja mówię: „wyglądający na” On taki był w rzeczywistości, znałam go z widzenia oraz ze słyszenia.
Komentarze:
gorgie Sobota, 20 Grudnia, 2008, 17:09
NoTkA JaK ZwYkLe SuPeR FaJnA. To DoBrze żE oDzYskalAs wSzYsTkiE nOtKi
Rovena Sobota, 20 Grudnia, 2008, 20:41
Notka... Boże... masakra... ;/
Dobra żartuję
Notka świetna, tak jak zawsze
A podobał mnie się moment rozmowy Marty z Kingiem i Tonks. GE- NIAL- NA!
Jaki ten Rod jest głupi lub może naiwny, na jedno wychodzi.!!! Masakra, po prostu. Świetnie przedstawiłaś tą postać.
Ten pamiętnik jest niesamowity. Jak świetny, niekończący się kryminał. Mogłabym go czytać godzinami i jeszcze dłużej. Cały czas dzieje się coś nowego i zaskakującego. Cudownieee...
Nawet nie wiesz jak się ciesze, że znów możesz dodawać notki.
mara Niedziela, 21 Grudnia, 2008, 17:41
EEE to znaczy, że już jest wszystko uporządkowane i to nowa notka?