Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

"Pamiętnik Marty Pears "
Pamiętnikiem opiekuje się Margot

[ Powrót ]

Środa, 14 Stycznia;, 2009, 18:26

Część 43.

Dyrektor był bardzo mile zaskoczony naszą wizytą, zwłaszcza chyba moją obecnością. Ponieważ Tonks miała mu do przekazania jakieś wiadomości z Kwatery Aurorów na temat rzekomej sekretarki Roda Rolleycoata (udało jej się wyrwać spod ziemi jakieś dokumenty potwierdzające fikcyjność tożsamości Ruth Daniels), dyrektor doszedł do wniosku, że - powiedzmy kolokwialnie - będę się nudzić, więc w ramach zapewnienia mi rozrywki poprosił mnie o pójście do lochów.
-Do lochów? Ale… po co?- zapytałam, czując niemiły dreszcz na plecach. Dyrektor uśmiechnął się z rozbawieniem i powiedział:
-Chciałbym, żebyś oddała Severusowi to - podał mi plik jakichś papierów - i żebyś przyszła z nim tutaj. Będą mi potrzebne pewne informacje od niego, a to wymaga rozmowy. Możesz to dla mnie zrobić?
-Tak… tak, oczywiście, już idę.- odpowiedziałam, kryjąc niezadowolenie z tej przysługi i podniosłam się z krzesła.
-Cudownie, a my w tym czasie załatwimy nasze sprawy jak najsprawniej.- odpowiedział z satysfakcją, a ja wyszłam z okrągłego gabinetu i skierowałam się na dół, do lochów. Jednocześnie zaś miałam ochotę zrobić wszystko, by uniknąć spełnienia prośby Dumbledore’a. Szlag by to trafił, akurat ja muszę tam iść? , zrzędziłam w duchu, czując, jak z każdym stopniem zbliżającym mnie do gabinetu Mistrza Eliksirów znika moja odwaga a nadchodzi stan zbliżony do mieszanki złości, odrazy i ponurości. Na nieszczęście, nie było żadnego Ślizgona, którego mogłabym obarczyć (z czystym sumieniem!) swoim zadaniem, więc, rada nie rada, doszłam do drzwi i z niechęcią zapukałam do nich, mając za ostatnią deskę ratunku rozpaczliwą nadzieję niezastania Snape’a. Los był jednak przeciwko mnie…

Nigdy nie lubił papierkowej roboty, ale, mając do wyboru czysto urzędniczą biurokrację i korektę równań reakcji chemicznych, trudno było nie wybrać drugiej opcji. Przynajmniej mógł dać swobodę swoim myślom i nie musiał uważać na precyzyjne nieścisłości - one poprawiały się bowiem same, niemalże machinalnie. Mówiąc mniej skromnie - sprawdzanie równań było na etapie jego wiedzy formalnością, umożliwiającą psychiczne odciążenie umysłu i przemyślenie wielu ważnych spraw, a myśleć miał o czym aż zanadto w ostatnich dniach.
Aktualnie jego głowę zaprzątała w sposób nieunikniony i nieodwołalny jego była uczennica, Marta Pears, która, na nieszczęście, w okolicznościach najgorszych z możliwych poznała prawdę o zabójstwie swojego narzeczonego, Dracona Malfoya. Prawdę mówiąc, czegokolwiek by nie zrobił, by odegnać nieprzyjemne myśli, zaraz pojawiały się wspomnienia i obrazy ze spotkania śmierciożerców, na którym został poniekąd zdemaskowany przez Martę… a do tego jeszcze ten Rolleycoat… pewnie, że jej na nim nie zależało, nawiasem mówiąc, strasznie naiwny, kąpany w gorącej wodzie idealista był z niego, ale przecież próbował jej jakoś pomóc, dowiedzieć się, kto zabił… ‘Snape, daj sobie z tym święty spokój’, nakazał sobie surowo, odprostowując się w krześle i oceniając rzutem oka poprawione równania. ‘Dowiedziała się, no i trudno, nic już tego nie zmieni.’ Właśnie chyba ta zmiana najbardziej go gryzła…


-Myśli pan, że dała się na to złapać?- zapytała Tonks, patrząc na siedzącego naprzeciwko dyrektora uważnie. -Nie powiem, żeby była zachwycona pańską prośbą… co, jeśli poprosi jakiegoś ucznia o oddanie tych papierów i wezwanie profesora Snape’a? Widziałam ją tamtej nocy, proszę mi wierzyć, że nie wyglądali na zaprzyjaźnionych; nie zdziwiłabym się, gdyby tak zrobiła.
-Nie bądźmy pesymistami, Tonks.- Dumbledore upił z wyraźną rozkoszą łyk aromatycznej herbaty lipowej ze swojej białej filiżanki. -Mam tylko nadzieję, że umożliwi Severusowi dojście do głosu…


-Proszę.- usłyszałam spokojny ton mojego byłego wychowawcy i, z kujnięciem w sercu, otworzyłam drzwi. Kiedy weszłam do jego gabinetu, zobaczyłam, że jego twarz stężała a jego szczęki drgnęły nieznacznie. W jednej chwili poczułam się tak, jakby zamknięto mnie w katakumbach.
-Dzień dobry.- powiedziałam, siląc się na zdawkowość, ale nie za dobrze mi to wyszło - głos zadrżał mi nieznacznie. Zamknęłam za sobą drzwi i, starając się nie patrzeć na niego, podeszłam do biurka, trzymając w wyciągniętej dłoni dokumenty. -Dyrektor prosił, żebym to panu oddała, a także, żeby pan przyszedł do jego gabinetu.- powiedziałam jednym tchem i odwróciłam się, żeby odejść, kiedy poczułam, że przygwoździł moją dłoń do blatu. Odwróciłam głowę i spojrzałam na jego dłoń, jakbym przebijała ją sztyletem. Ze wszystkich sił nie chciałam na niego patrzeć, ale on zmusił mnie do tego. Wargi miał zaciśnięte i oddychał ciężko, nierówno. Z nieokreślonego bliżej powodu poczułam ucisk w gardle i łzy w kącikach oczu. Nie odwróciłam jednak głowy.
-Nie wybaczysz mi tego nigdy?- zapytał cicho, rwącym się głosem. Bez słowa patrzyłam na niego i zagryzałam wargi, żeby się nie rozpłakać. Nie byłam w stanie udzielić mu odpowiedzi.
-Nie mogłem nic zrobić, żeby temu zapobiec. Nic, rozumiesz? To jest mechanizm, na który nie ma wpływu: on mi zlecił zadanie, a ja musiałem je wykonać i nie było od tego innej drogi, żadnego odstępstwa.
-Nieprawda!- przełknęłam ślinę i zmuszałam się, by patrzyć na niego, nie opuszczając głowy. -Zawsze jest inna droga, zawsze można coś zrobić!
-Więc miałem dać się zabić, tak, o to ci chodzi?- zapytał gwałtowniej. -Miałem wydać Zakon za cenę życia dwóch osób, tak?
-Jednej.- odpowiedziałam twardo. Głos drżał mi coraz bardziej, ale trzymałam się jeszcze. Snape patrzył na mnie z kamienną twarzą, choć nie można było tego powiedzieć o jego oczach.
-Dwóch.- poprawił mnie z naciskiem. Prychnęłam cicho i spojrzałam obojętnie na regał z kolbami. Patrzenie na tego człowieka przez dłuższy czas było zadaniem ponad moje siły. Jedna łza wymknęła się na policzek; nie dbałam o to. Snape mówił dalej, nie spuszczając ze mnie wzroku - czułam to. -Zrozum, gdybym ci powiedział, nic by to nie dało, zginęlibyście oboje!
-No to zginęlibyśmy!- podniosłam głos i wyrwałam swoją dłoń z pułapki jego. -A zresztą, wcale nie czuję się lepiej z tym, że ja jestem tu i nie ma go przy mnie!- otarłam wierzchem dłoni policzek i spojrzałam na swojego byłego opiekuna niemalże z furią. -Dziwne, że Harry Potter żyje nadal, a Dracona nie udało się ocalić przez jeden głupi miesiąc! A może pan już wcześniej wiedział o tym, że on zginie, co? Może wiedział pan przez cały miesiąc?!
-Nie wiedziałem.- odpowiedział cicho, opierając dłonie o biurko i wpatrując się w blat niewidzącym wzrokiem. -Uwierz mi, że dowiedziałem się w ostatniej chwili, że to ja mam to zrobić.
-Nawet nie potrafi pan powiedzieć tego słowa!- zawołałam łzawo, patrząc na niego z wściekłością. Jego pozorny spokój i ton wyprowadzały mnie z równowagi. -Z a b i ł pan Dracona!
-Tak, zabiłem go!- teraz on też podniósł głos i zwrócił na mnie wzrok. Podszedł bliżej mnie i zapytał cichym, wzgardliwym (tak przynajmniej to odczułam) głosem, oddychając z trudem. -No i co? Pomogło ci coś, że to powiedziałem na głos? Robi ci to jakąś różnicę? On nie żyje, to prawda - dodał, kiedy ja nie zareagowałam. - i prawdą jest, że ja go zabiłem, ale to nie zmienia faktu, że inaczej nie mogło się stać.
-Skąd pan wie?- pozwoliłam sobie także na ironię. -Gdyby pan mi powiedział o tym ataku, może teraz Draco żyłby!
-Tak, i ukrywalibyście się gdzieś na końcu świata, co noc zmieniając miejsce i żylibyście, jak wyjęci spod prawa.- prychnął. -Doprawdy, godna pożałowania perspektywa! Posłuchaj, mi też nie jest łatwo, bo nie chciałem tego, ale to najlepsze, co mogło go spotkać za to, co zrobił. Gdyby na moim miejscu znalazłby się inny śmierciożerca, ba, nawet jego własny ojciec, nie cackałby się z nim tak, jak ja.
-Aha, czyli w pewnym sensie to była łaska niebios, że akurat pan go zabił, tak?- zadrwiłam, ale podszyciem tej drwiny był skrywany od tygodnia żal.
-Tak.- odpowiedział, znowu podnosząc na mnie wzrok.
-Jeszcze niech mi pan powie, że powinnam się cieszyć z tego!- szłam na całość, chociaż żal i poczucie beznadziei wzmagało się w dwójnasób. Przetarłam machinalnie mokre oczy i patrzyłam na niego, oczekując sama nie wiem, czego. On chyba też tego nie wiedział - a może wiedział, że nie może mi tego dać? W każdym razie, zrobił krok w moją stronę, na co ja automatycznie cofnęłam się o stopę do tyłu. Uniósł nieznacznie brwi.
Aha, więc jesteś jedną z najlepszych osób w Zakonie, ale niczego się dotąd nie nauczyłaś? Zamierzasz udawać sama przed sobą, że nie wiesz, jak to jest, że nie mam racji, że poinformowanie ciebie i Dracona o ataku mogłoby coś zmienić na lepsze?
-Nawet pan nie spróbował!
-Bo to nie miało sensu!- przetarł dłonią twarz i powiedział zniecierpliwionym głosem: -Czy ty naprawdę nie rozumiesz, czy tylko nie chcesz zrozumieć, że tak musiało być? Jesteś zdolna i inteligentna, a czasem trzeba ci tłumaczyć takie elementarne sprawy, że zastanawiam się, czy dobrze zrobiłaś, wstępując do Zakonu!
-To nie ma nic do rzeczy, czy zrobiłam dobrze, czy źle!- zawołałam, uderzając z wściekłością pięścią w jego biurko i podeszłam do mojego byłego wychowawcy, nie panując nad sobą. -Nie dał pan ani mnie ani Draconowi szansy, a to też jest złamanie podstawowej zasady! Tyle mi pan mówił o zaufaniu, lojalności i wierności, a sam pan jest doskonałym przykładem na to, że to tylko fikcja, bajka!
-Nie złamałem żadnej z podstawowych reguł, obowiązujących mnie jako członka Zakonu.- powiedział spokojnie. -Jeśli kogoś zawiodłem, to tylko ciebie. Przykro mi, jednakże mam czyste sumienie.
-Czyste sumienie?- prychnęłam, patrząc na niego z niedowierzaniem pomieszanym z irytacją. -Jeszcze nie spotkałam mordercy o czystym sumieniu!
-Jesteś zdenerwowana i zaczynasz wszystko wyolbrzymiać. Może napijesz się wody?
-Nie chcę pańskiej wody!- odpowiedziałam, wytrącając mu z ręki szklankę. Naczynie rozbiło się z brzękiem na kamiennej podłodze a woda chlapnęła na biurko i rozłożone na nim papiery, w tym dokumenty od dyrektora. Nie interesowało mnie to. - Niczego już od pana nie chcę… ufałam panu!
Na jego twarzy pojawił się jakiś grymas.
-A ja jestem lojalny wobec Zakonu.- odpowiedział z naciskiem na ostatnie dwa słowa.
-Draco też był w Zakonie.- odparłam buntowniczo. Zawładnęło mną głupie pragnienie, by za wszelką cenę nie przyznać mu racji. Nie przyjmowałam do wiadomości, że to samo mówił mi Harry, dzień po owym zebraniu śmierciożerców.
-Widzę, że nic do ciebie nie dociera.- powiedział, patrząc na mnie, jak na szczególnie tępą Gryfonkę. -Możesz mieć do mnie żal, ale, jak powtarzam, to naprawdę było jedyne rozsądne i w pewnym sensie korzystne wyjście z sytuacji.
-Chyba dla pana korzystne. W końcu zasłużył się pan u niego.- odpowiedziałam, nie bardzo myśląc nad tym, co mówię. Kiedy usłyszałam sama siebie i spojrzałam na stężałą twarz nauczyciela, pojęłam, że zrobiłam coś… okrutnego, ale słowo ‘przepraszam’ nie mogło przejść mi przez gardło. Patrzyliśmy na siebie bez słowa- ja z zakrytymi dłonią ustami, on ze spokojną z pozoru twarzą i nieznacznie drgającym mięśniem koło ust, a pomiędzy nami była sfera nie do przebycia, pełna napięcia, niedomówień i żalu. Nie umiałam zrobić kroku naprzód, nie wiem, dlaczego. Nagle poczułam, że znikło gdzieś moje dawne, swoiste przywiązanie do profesora Snape’a, znikły wszelkie zobowiązania, zaufanie i pewien sentyment, a pozostała czarna, bezgraniczna pustka, która ziała niczym największa, najbardziej zdradliwa przepaść. Kilka słów, które zrujnowały cały dotychczasowy stosunek między nami…
Nie mogąc wydusić z siebie ani słowa, wyszłam z jego gabinetu, a jak tylko znalazłam się na korytarzu, szybkim krokiem udałam się w stronę wyjścia z zamku. Jeśli zaraz stąd nie wyjdę gdzieś, gdzie będę sama, oszaleję… , myślałam, ślepo podążając w stronę połyskującego w dali jeziora. W powietrzu wisiał podeszczowy chłód.


*




Narcyza stała w oknie swojej sypialni i niewidzącym wzrokiem wpatrywała się w świat za oknem. Jedna połówka kryształowej szyby zasłonięta była rdzawą kotarą, spiętą ciężkim, złotym klipsem. Zza drugiej do urządzonego z wykwintnym przepychem pokoju wpadało przytłumione, szare światło, tak charakterystyczne dla dni pod władzą deszczu.
„Maj, a wygląda, jak listopad”, pomyślała bez jakiegokolwiek smutku czy radości. Nie było w niej żadnych uczuć, czuła się zupełnie tak, jakby ktoś wydrążył z niej duszę i zabrał ją gdzieś daleko. Choć wydawało jej się, że nic nie czuje, w rzeczywistości przeżyła ostatnio tak duży wstrząs, że teraz była niczym otępiała, lecąca do światła ćma.
Straciła rozeznanie w swoim życiu, straciła rozeznanie między dotychczasowymi priorytetami w życiu swoim i męża i teraz próbowała się w tym wszystkim odnaleźć. Od paru dni żyła, jak we śnie. Schodziła na dół na posiłki, raz była na spacerze w mieście, cały pozostały czas spędzając w domu. „Domu… jak to dziwnie brzmi…”, zastanowiła się nagle. „To nie jest mój dom… nic mnie z tym miejscem nie łączy… już nie…”
Nigdy nie czuła się dobrze w swojej rodzinie. Matka i siostry - poza jedną Andromedą, która zachowała neutralność i trzeźwość umysłu aż do końca… „Tak, jej końcem stała się kochająca rodzina, wspaniała córka i spokojne życie w domu nad rzeką… czyli coś, o czym zawsze ja marzyłam” - nie odstępowały od swojego uwielbienia dla Czarnego Pana w żadnej sytuacji.
Tylko to się dla nich liczyło i wszystko sprowadzały do jednego, wspólnego mianownika - ideologii. Nikt, kto choć trochę wyłamywał się z fascynacji prymatem potęgi magii (czytaj: czarnej magii) nie zasługiwał na ich szacunek. „To chyba właśnie dlatego tak ponure wydaje mi się moje dzieciństwo…” Naraz przypomniała sobie zdziwienie w głosie Belli, gdy mówiła: „Ależ, Cyziu, co ty opowiadasz! Jedni wychowują potomstwo w wierze katolickiej, my zaś mamy swoją własną wiarę, wiarę w moc, jakiej nie znał dotąd świat!” Tak, tylko czy naprawdę można porównać wiarę religijną do wyznawania ideologii Czystej Krwi? „To nie wiara, to fanatyzm.”, pomyślała, przełykając ślinę i czując ukłucie w sercu. Tak, jak dobrze to pamiętała…
Zawsze w głębi duszy marzyła tylko o jednym: o tym, żeby być szczęśliwą lecz szczęście miało dla niej inne imię, niż dla siostry czy matki; jej wizja szczęścia zawsze była bliższa wizji Andromedy. „Mieć drewniany, niezbyt wystawny lecz przytulny dom z kominkiem, kochającego męża i gromadkę dzieci… żyć w spokoju, radości, gdzieś w otoczeniu natury… być szczęśliwą…” Z lękiem uświadomiła sobie, że w jej sercu rodzi się gorycz, a przed oczyma staje upiorny rozdźwięk między marzeniami a rzeczywistością. Nigdy nikomu nie zwierzyła się ze swoich pragnień, zachowała je tylko dla siebie…
„Czy dlatego, że byłam na pozór taka, jacy byli wszyscy Blackowie, z wyłączeniem Syriusza i Dromedy? Czy to dlatego teraz tak muszę cierpieć?”
Tak, jak każda (stereotypowa) młoda dziewczyna, marzyła o domu i rodzinie. Podświadomie też czekała na prawdziwe, szczere uczucie, które pozwoliłoby jej zrzucić z siebie jarzmo Blacków, stać się wreszcie sobą i oddać się miłości. Marzyła, że prawdziwa, wielka miłość pozwoli jej oderwać się od ponurego domu, wiecznie gderającej, zadufanej w sobie matki, pozwoli jej poznać smak życia.
„Wielka miłość…” . Zwątpiła w jej istnienie dwadzieścia siedem lat temu.
Na początku myślała, że on jej nie zauważa i z pewnością tak też było, ale łudziła się, że może kiedyś ujrzy w niej kogoś więcej, niż koleżankę z klasy, niż Blackównę. Była szczęśliwa, mogąc mu odpowiedzieć na pytanie lub w czymś pomóc; była szczęśliwa, gdy przyczyniała się do jego uśmieszku, pełnego zadowolenia, do tego, że zimny blask w jego oczach leciutko się ocieplał… a może to też było złudzenie. „Zbyt pragnęłam uczucia, by móc dostrzegać fakty.”

Komentarze:


Mercy(Cedric)
Środa, 14 Stycznia;, 2009, 19:25

Bardzo Bardzo bardzo fajna notka. Jak mnie dawno nie było widać po twoich wpisach. Musze chyba przeczytać wszystkie od chyba cz. 20. A i zapraszam do pamiętnika Cedrica

 


Ann-Britt/ZKP
Środa, 14 Stycznia;, 2009, 19:43

Oh, Marteńko, notka przepiekna.
Chociaż nie podobało mi się jedno sformułowanie: " kryjąc niezadowolenie z tej przysługi ". Chyba nie można być niezadowolonym z przysługi (styl)?
Poza tym nie było chyba błędów, ale trudno mi mówić obiektywnie, czytając niebardzo na to zwracam uwagę, skupiam się na treści.
A właśnie: strasznie denrwują mnie te głupoty z całym "większym dobrem" Dumbledore'a i Grindelwalda. Snape mówi zupełnie w tym stylu, ale nigdy nie zgodzę się z tym, że życie ludzkie ma mniejszą wartość niż bezpieczeństwo Zakonu. JA nigdy bym CIEBIE nie zabiła, wierz mi. :D
Nawet dla bezpieczeństwa mojej szkoły! :D
Cóż, może faktycznie niezbyt się na tym znam.
Notki dodajesz w ekspresowym tempie.
Powiedz no szczerze: którą masz już napisaną aktualnie?
Dzięki za komentarz u Romki.
Pozdrowienia!;*

 


gorgie
Czwartek, 15 Stycznia;, 2009, 19:27

Nawet już nie znam słowa, aby określić coś tak wspaniałego, fantastycznego, cudownego. Było po prostu suuper!! Jak zwykle następna notka( która bedzie również wspaniała jakta może nawet lepsza:)) nie zaspokoji mojej cierpliwości:P

 


Nutria(ZKP)
Piątek, 16 Stycznia;, 2009, 14:35

Piękny wpis, naprawdę.
Gdy Snape rozmawiał z Martą w lochach, miałam takie nieodparte wrażenie, które było tylko i wyłącznie moją fantazją, że oni się zaraz pocałują. Kurcze, ale to by było dziwne.
Bardzo podobał mi się kawałek z Narcyzą, biedna kobieta, świetnie to ukazałaś, jej młodzieńcze pragnienia, oraz to co jej zostało.
Pozdrawiam.

 


Parvati Patil (ZKP)
Piątek, 16 Stycznia;, 2009, 17:35

Muszę przyznać, że ja również miałam takie odczucie...A może to tylko nieodparta chęć? ;P
Jak zwykle cudownie. Trzymasz w napięciu, wprowadzasz rewelacyjną akcję, dbasz o staranność notki pod względem poprawności jęz. int. i ortograficznej, przepięknie oddajesz uczucia Marty, wkładasz w notkę cały swój zapał i serce. Jestem pod wrażeniem. Szczególnie podziwiam u Ciebie tę elastyczność: raz piszesz chłodno, sarkastycznie w Myślodsiewni, raz delikatnie, uczuciowo u Margaret, raz z ironią i wywyższeniem u Draco, a czasem u Marty z takim pazurem, subtelnie a zarazem dynamicznie. Czysta rewelacja! Oczywiście, Wybitny i z niecierplwiością czekam na więcej!
Buziaki,
Parvati:*
P.S. Zajrzyj na pocztę- przysłałam recenzję:)
P.S.S. Dziękuję za komenatrz u mnie:)

 


Parvati Patil (ZKP)
Piątek, 16 Stycznia;, 2009, 17:35

Muszę przyznać, że ja również miałam takie odczucie...A może to tylko nieodparta chęć? ;P
Jak zwykle cudownie. Trzymasz w napięciu, wprowadzasz rewelacyjną akcję, dbasz o staranność notki pod względem poprawności jęz. int. i ortograficznej, przepięknie oddajesz uczucia Marty, wkładasz w notkę cały swój zapał i serce. Jestem pod wrażeniem. Szczególnie podziwiam u Ciebie tę elastyczność: raz piszesz chłodno, sarkastycznie w Myślodsiewni, raz delikatnie, uczuciowo u Margaret, raz z ironią i wywyższeniem u Draco, a czasem u Marty z takim pazurem, subtelnie a zarazem dynamicznie. Czysta rewelacja! Oczywiście, Wybitny i z niecierplwiością czekam na więcej!
Buziaki,
Parvati:*
P.S. Zajrzyj na pocztę- przysłałam recenzję:)
P.S.S. Dziękuję za komenatrz u mnie:)

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki