|
"Pamiętnik Marty Pears " Pamiętnikiem opiekuje się Margot [ Powrót ] Poniedziałek, 19 Stycznia;, 2009, 09:33 Część 44. Witajcie! Taktyka dodawania notek 'na weekend' sprawdza się, jak widać Dziękuję wszystkim i każdemu z osobna za wsparcie i komentarze. Mercy , miło widzieć Cię ponownie a do Ceda już zajrzałam. Ann , Tobie już odpisałam na forum. Gorgie , gdybym dodawała po pięć notek jednocześnie, nie byłoby takiej frajdy z oczekiwania i snucia domysłów :P. Nutrio i Parvi , dziękuję Wam. Muszę powiedzieć, że zaskoczyłyście mnie swoimi wizjami: myślę, że to dlatego oczekiwałyście pocałunku, bo napięcie w tej scenie sięgało zenitu i było graniczne, wszystko mogło się wtedy zdarzyć. Nie obiecuję pocałunku z Severusem, ale i nie zarzekam się, że o czymś takim nie napiszę (przyznam się cichaczem, że myślałam o takiej jednej scenie, ale to wiele, wiele dni później, może nawet i rok, dwa). Parvati, dziękuję Ci też za recenzję - niezwykle wzruszająca, odpiszę Ci na nią jeszcze dziś, jak wrócę z zajęć. * A więc marzyła o miłości… a nade wszystko marzyła o miłości odwzajemnionej, dlatego też z chwilą rozpoczęcia piątego roku nauki w Hogwarcie w jej sercu zakwitła nadzieja, że to marzenie się spełni. Lucjusz zaczął ją zauważać. Już nie było tego obojętnego spojrzenia, prześlizgującego się po niej przy każdej możliwej okazji, nie było dystansu i chłodu: zamiast nich pojawiła się jakaś dziwna bliskość, dziwne zabieganie o jej względy. Czuła się kochaną i trzymała się tego poczucia, jak ostatniej deski ratunku, kompletnie zapominając o tym, że Lucjusz minąłby ją bez słowa jeszcze parę miesięcy temu. Deska okazała się być zbutwiała w lipcu 1976 r. -Ależ, Cyziu, co ty wyprawiasz? Otwórz, proszę!- Bella dobijała się do drzwi. -Zostaw mnie!- zawołała przez łzy, po raz pierwszy chyba unosząc głos na starszą siostrę. -Daj mi spokój, chociaż przez chwilę odczepcie się ode mnie! -Narcyza, przestań robić sceny i otwórz te drzwi! -Zostaw mnie! -Narcyza! Ostrzegam cię, że jeśli tego nie zrobisz, powiem matce, jak się… -No to jej powiedz!- uniosła na chwilę głowę znad poduszki i spojrzała na drzwi z nienawiścią. -Idź i powiedz jej, że to jest najgorsza chwila w moim życiu i że to wszystko jej wina! „Wszystko jej wina”, krzyczała, ale tak nie było- i doskonale wiedziała o tym. Bardziej to była wina Lucjusz chyba aniżeli jej rodziny… „Myślałem, że jeśli ci powiem, że nasi rodzice planują nasze małżeństwo, przestaniesz się do mnie odzywać. Nie chciałem psuć tego, co udało się nam osiągnąć.” „Tylko co nam udało się osiągnąć?”, zastanowiła się, zasuwając kotarę. „Jedno, jedyne kłamstwo, śmierć mojej nadziei… to wyrachowanie tkwiło w jego zmianie stosunku wobec mnie, tylko próbował mi wmówić, że okłamywał mnie z miłości.” Uświadomiła sobie, że zawsze postępował ostrożnie i planowo. „Zawsze był wyrachowany, co nie przeszkadzało mi go kochać.” Tak, to była prawda: chociaż czuła się tak okrutnie zawiedziona, chociaż jej wszystkie dziewczęce marzenia legły w gruzach z etykietą farsy rzeczywistości, przemogła się i zgodziła się zostać żoną Lucjusza. „Zresztą, ta zgoda była fikcyjna, żebym nie buntowała się, że nie pozwolono mi samej udzielić odpowiedzi na najpiękniejsze pytanie dla każdej kobiety… pytanie, które dla mnie zostało splugawione przez instytucję swatania i milczenie Lucjusza” Zwyciężyła w niej miłość do Lucjusza, ale z każdym mijającym rokiem ich małżeństwa czuła, że ta miłość robi się coraz bardziej rozpaczliwa i desperacka, staje się coraz bardziej tylko jej udziałem. Lucjusz, tak niemalże czuły przez pierwszych parę dni, bardzo szybko zaczął zachowywać się tak, jak dawniej. Sądziła, że powinna być z niego dumna, że on w końcu jest głową rodziny, jaką stworzyli lecz poniewczasie zrozumiała, że to było samooszukiwanie się. Jeśli można powiedzieć, że ona go kochała miłością bezwarunkową i starała się w każdej chwili odnajdywać dumę i szacunek wobec męża, to z całą pewnością można powiedzieć, że tenże mąż nie odwdzięczał się jej takim samym traktowaniem. „Byłam dla niego kochanką, powiernicą, służącą i ozdobą posiadłości. Kolejność epitetów zmieniała się w zależności od okoliczności oraz jego nastroju… nigdy nie byłam dla niego żoną. Nigdy.” „A może on właśnie tak pojmował mnie, jako swoją małżonkę?”, pomyślała, pragnąc nagle uciec od poprzedniej myśli. „Przecież kochał mnie na swój sposób, bluźnierstwem byłoby zaprzeczać jego uczuciom dla mnie… opiekował się mną, zawsze dbał o to, by niczego mi nie zbrakło… ale w tej dbałości świadomie lub nie zapomniał o uzupełnieniu jednej najważniejszej rzeczy: o miłości, przejawiającej się czułością, troskliwością i drobnymi, codziennymi gestami a nie tylko kwiatami na urodziny i drogimi prezentami z okazji i bez.” Ucieszyła się, kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży. Wierzyła mocno to, że dziecko zespoli ich bardziej i wypełni to puste miejsce w życiu każdej kobiety i każdej rodziny. Wierzyła- i znów była odosobniona w tej wierze. Znów Lucjusz był kochającym, dbającym o wszelkie potrzeby pierwszego rzędu mężem, ale nigdy w czasie tych szczególnych dziewięciu miesięcy nie usłyszała, by użył cieplejszych słów wobec niej, nie mówiąc już o dziecku. Owszem, częściej, niż zwykle, pytał o jej samopoczucie i dbał o to, by ciąża przebiegała zgodnie z medycznym punktem widzenia, ale nie było w nim emocjonalnego zaangażowania się. Paradoksalnie, choć był w zasięgu jej ręki bardziej, niż dotąd, nie czuła się bardziej samotną, niż wtedy, gdy długie godziny spędzał w Ministerstwie. „Nie, był czas, gdy byłam bardziej samotna.”, pomyślała po chwili. Spuściła wzrok na postrzępione rogi dywanu. Bardzo kochała Dracona i radowało ją to, jak bardzo jest podobny do ojca, nie tylko fizycznie. Zdarzały się też tak błogie chwile, gdy razem, w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, razem z Lucjuszem przemierzali parkowe aleje, trzymając za ręce ślizgającego się, roześmianego, kilkuletniego syna. Z czasem tych chwil było coraz mniej. Miewała wrażenie, że Draco oddala się od niej, przyciągany jakby odwieczną siłą jednoczącą ojców z synami a matki z córkami. „To jest naturalna kolej rzeczy”, mówiła sobie, ale musiała zaciskać zęby, by powstrzymać się od pełnych goryczy komentarzy, gdy obserwowała, jak jej syn po powrocie z wakacji przez pierwszych parę lat w Hogwarcie używa słów obelżywych i miesza z błotem wszystkich urodzonych gorzej od niego. „Boże, przecież to jeszcze dziecko”, szeptała zmartwiałymi z przestrachu wargami w nocy, gdy Lucjusz spał spokojnie a ona wciąż leżała, dręczona niepokojem, że Draco zechce iść kiedyś w ślady ojca. Co więcej, zdawała się być jedyną osobą widzącą w swoim synu następcę swojego męża - i jedyną, która nie widziała w tym powodu do radości. -Przecież to cudowna rzecz, mieć syna i móc go oddać na służbę Czarnemu Panu!- powiedziała Bellatrix, gdy któregoś dnia Narcyzie wyrwało się parę szczerych słów spod serca. -Powinnaś go do tego zachęcać, a nie się bać, że coś mu się stanie. Jeśli nawet zginie, to z honorem, jak prawdziwy syn Blackówny i Malfoya! Sama Bellatrix nie miała dziecka, choć była już od paru miesięcy żoną Rudolfa Lestrange’a. Kiedy Narcyza kiedyś o to zapytała, Bellatrix powiedziała wzgardliwie: „Nie interesują mnie dzieci.” chociaż tak bardzo kłóciło się to z tym, co mówiła odnośnie służby u Czarnego Pana. Dopiero po jakimś czasie wyszło na jaw (ale bardzo kameralny jaw), że Bellatrix nie może mieć dziecka wskutek wady genetycznej. Nikt z rodziny jednak nie zamierzał tego komentować ani dłużej się nad tym rozwodzić: nie mogła, to nie mogła, szkoda, co prawda, bo przepada jedna okazja do utrzymania rodowej ciągłości, ale to nie powód do rozpaczy! Prawdziwym powodem do histerii mógłby być bowiem tylko upadek Czarnego Pana albo coś równie strasznego, a niemożliwość zasmakowania macierzyństwa? Cóż za bzdura! I tak żyła sobie do czasu, gdy Draco skończył szkołę. Już od wakacji po piątej klasie zauważyła w nim wyraźną zmianę. Przestał mówić, że chce być dumnym synem rodziny (co mówił głównie na użytek ojca i ciotki, bo tak naprawdę jego matka nie widziała w nim materiału na bezwzględnego, okrutnego śmierciożercę) za to zaczął więcej przebąkiwać o tolerancji. Narcyza nie mogła się temu nadziwić, chociaż z drugiej strony, była szczęśliwa wiedząc, że jej syn nie spisze się na stracenie pod presją klanu. Niestety, kiedy Lucjusz powiedział do niego kiedyś: „Jesteś bardziej podobny do swej matki, niż przypuszczałem”, wcale nie była z tego dumna, widząc jego spuszczoną głowę i rumieniec wstydu. „A czego się wstydził?”, pomyślała gorzko, „Tego, że pokochał dziewczynę, którą jeszcze przed rokiem nazwałby szlamą… tego, że nareszcie miał szansę na bycie szczęśliwym, wolnym od bezwzględnych i krzywdzących ideologii, w których nie było miejsca na sprawę tak prywatną, jak uczucia.” Czy miłość może być kiedykolwiek powodem do hańby? Widziała ją któregoś dnia, przed sześciu laty, gdy Draco wrócił do domu z dyplomem ukończenia Hogwartu i zaczął przygotowywać się do wyjazdu na studia. Już wcześniej wspominał, że chce iść na prawo, co Lucjusz nawet pochwalił, dość oszczędnie, ale jednak. Draco czuł z tego powodu zbyt widoczną ulgę, by czujne serce matki mogło to zlekceważyć. Wiedziała, oczywiście, że Draco wbrew woli Lucjusza nie zerwał kontaktów ze swoją dziewczyną i że nadal się z nią spotyka. Widząc jego roześmiane, radosne oczy, nie mogła nie czuć ulgi i satysfakcji. Jako matka pragnęła tylko tego, by jej dziecko było szczęśliwe i teraz oto, na własne oczy mogła obserwować, jak to szczęście pęcznieje z każdym dniem i z każdym tygodniem. Nie wypytywała go, rzecz jasna, ale sam jej kiedyś o niej opowiadał i z tajoną ulgą musiała przyznać sama przed sobą, że jej syn wybrał najzwyczajniejszą w świecie, normalną, mądrą, miłą dziewczynę, która nie miała tak poprzewracane w głowie, jak córka Dolley Parkinson. Tego dnia rozwieszała w kuchni czyste ściereczki. Przez otwarte okno napływał do kuchni świeży zapach koszonej w posesji naprzeciwko trawy oraz słodki zapach rozsianych pod oknem kwiatów. Draco wszedł do kuchni i uśmiechnął się do niej wesoło, zapinając koszulę. -Dobrze, że wziąłeś sweter, po południu miało padać.- powiedziała, odwracając się w jego stronę i uśmiechając się nieznacznie. Musiała przyznać, że jej syn zdecydowanie wyprzystojniał, przestał też być tym prowadzonym za rączkę, niesamodzielnym, trochę rozpieszczonym i wydoroślałym przez wysłuchiwanie ojcowskich kazań chłopcem, któremu się zdało, że rządzi światem. „To chyba naprawdę bardzo duża zasługa tej Marty”, doszła do wniosku, poprawiając mu zagięty róg kołnierzyka. -Wyglądasz świetnie.- pochwaliła, bo wiedziała, że zrobi mu tym przyjemność. Uśmiechnął się szerzej i spuścił na chwilę wzrok. Wiedziała, że idzie na spotkanie z nią. -Mam nadzieję, że Marta też tak pomyśli.- zaśmiał się niefrasobliwie. Widziała, że wyraźnie się rozpromienił na samą wzmiankę o niej i poczuła wzruszenie. Żeby to ukryć, chwyciła za nierozłożone jeszcze ściereczki i wrzuciła je do szuflady. -Mamo… chciałbym ci jeszcze o czymś powiedzieć.- usłyszała jego głos koło siebie, więc szybko zamknęła szufladę i odwróciła się do niego, pokrywając uśmiechem fakt, że miała wilgotne oczy. -Słucham, synku. -Mówiłem ci już, że chciałbym studiować prawo na uniwerku w Dublinie, pamiętasz?- zaczął spokojnie, nie przestając się uśmiechać. -Tak, pamiętam. -No… bo jest jeszcze jedna rzecz… widzisz, Marta też tam będzie studiowała. Oboje dostaliśmy się na wydział, jak dobrze pójdzie, to może nawet będziemy w tej samej grupie… Od pierwszego zdania domyśliła się, o co mu chodzi. Przełknęła ślinę i zapytała, zniżając głos i rzucając kontrolne spojrzenie na wejście do kuchni: -Chcecie zamieszkać razem? -Tak… skąd wiedziałaś?- spojrzał na nią początkowo ze zdumieniem, a potem lekkim zmieszaniem. Znowu spuścił na chwilę wzrok a gdy go podniósł, w oczach miał takie błaganie, że nie przeszłyby jej przez gardło jakiekolwiek inne słowa. -Ja nie mam nic przeciwko.- powiedziała cicho, gładząc go po ramieniu. -Jesteś już dorosły, Draco i sam ponosisz odpowiedzialność za swoje decyzje. Wiem, że mogę ci ufać… a Marta jest naprawdę wyjątkowa. -Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że to mówisz.- za ten uśmiech była gotowa wyrazić zgodę nawet na ich ślub, gdyby o to ją poproszono. -Marta jest… naprawdę niezwykła. Ciepła, mądra, wrażliwa, zabawna… z nią wszystko staje się lepsze i ciekawsze. -To akurat wiem, bo każdy zakochany młody człowiek tak mówi!- roześmiała się. Wzruszenie znowu zadławiło ją w gardle. -Draco, ja chciałabym tylko, żebyś był szczęśliwy, ale… -I jestem, wierz mi.- przerwał jej w pół słowa. Wiedział chyba, że chce przypomnieć mu o Lucjuszu, przez jego twarz przemknął lekki cień. -Idź już, nie każ jej na siebie czekać.- szepnęła drżącymi wargami. Draco uśmiechnął się weselej, pocałował ją w policzek i znikł w mgnieniu oka. Zobaczyła go w chwilę później na chodniku, jak szedł, wysoki, przystojny i mądry. Jej syn. Czyż jest większy powód do dumy? „Wszystko przez to, że Lucjusz nigdy nie potrafił wyjść z ram ideologii, w którą wierzył, a którą Draco uelastycznił. Lucjusz nie uznawał wyjątków, Draco - wręcz przeciwnie. O ile Marta była dla niego całym życiem i wszystkim, czemu podporządkowywał swoje dalsze plany, o tyle dla jego ojca punktem zaczepienia były jego przekonania o wyższości czystej krwi. Nie dało się pogodzić tych dwu spraw nigdy, nawet wtedy, gdy chodziło o sprawę tak ważną dla nich obu: o szczęście.” Od początku czuła, że Lucjusz nie zaakceptuje związku Dracona z Martą, ale miała głęboką nadzieję, że gdy zobaczy, jak jego syn jest szczęśliwy, to wtedy może ustąpi. Nie doceniała go. Potrafił wykląć własnego syna, gdy ten przyszedł prosić go o błogosławieństwo dla swojego małżeństwa, tak dalece był zatwardziały. O ile z tym pogodziła się - choć z wielkim bólem - o tyle nie potrafiła nijak się pogodzić z tym, że ta zatwardziałość popchnęła go jeszcze dalej: do wydania własnego, jedynego syna na śmierć. Tego nie mogła mu zapomnieć i wiedziała, że nigdy nie zapomni. To był pierwszy tak poważny wyłom na dotąd nieskazitelnej płaszczyźnie ich małżeństwa. Z chwilą, gdy stanęła w obliczu potwornej prawdy, z chwilą, gdy dotarło do niej, że Lucjusz świadomie wydał Dracona na śmierć, tym samym podnosząc dłoń na jedyne prawdziwe i ważne sacrum ich związku, zrozumiała, że Lucjusz nie zawaha się przed niczym. Ujrzała go nagle takim, jakim widziała go po części i bardzo krótko przed dwudziestoma siedmioma laty i to sprawiło, że coś w niej pękło. Mogła wybaczyć - i wybaczała wiele: chłód, obojętność, zdrady, kłamstwa, zniszczenie jej własnych nadziei, ale nie mogła wybaczyć tej jednej sprawy. „Draco był tym, co trzymało mnie przy życiu w tym domu, którego nigdy szczerze nie nazywałam swoim, był tym, co trzymało mnie przy Lucjuszu.”, uświadomiła sobie nagle z niewiarygodnym spokojem. Co więcej, było to prawdą: czuła to całą sobą. Dziwne lecz dopiero wtedy poczuła się całkowicie wolna, jakby ta myśl zerwała wszelkie więzy i obręcze, które przyjęła przez miłość dla rodziny i miłość dla męża. „Kochałam naprawdę i swoją matkę, i swoje siostry, i swojego męża. Każde z nich mnie zawiodło i odebrało coś, co było dla mnie najważniejsze. Gdzieś jest granica bierności.” Puściły okowy i wraz z nimi nadeszły godziny czarnej pustki i obłędnej samotności. Chwilami pragnęła sięgnąć tylko po flakonik z lekami uspokajającymi i zapomnieć o tym koszmarze, którego imię było „moje życie” i którego jedynym słońcem był syn. Były też chwile, gdy rodziła się w jej duszy straszliwa myśl o zemście, myśl, jaka nie zagościłaby w niej, gdyby Lucjusz utrzymał w tajemnicy przed nią fakt przyłożenia ręki za zabójstwa ich syna. W głębi duszy wiedziała jednak, że nie byłaby w stanie zrealizować swoich planów, nawet gdyby targała nią najsłuszniejsza furia i nienawiść. Uświadomiła sobie też, że nie tylko ona została pokrzywdzona: była jeszcze Marta, Marta, którą pozbawiono w krótkim czasie rodziny oraz narzeczonego. „Zostałam tylko ja i ona, nie mogę tego tak zostawić, przez wzgląd na Dracona”, myślała ze spokojem w duszy, właściwym podejmowaniu decyzji, od której nie ma odwrotu. Wiedziała, na co się naraża, ale wiedząc, że robi dobrze, zapomniała o ryzyku i przyszłości. -Narcyza? Jak się czujesz?- usłyszała wtem drażliwy głos swojej starszej siostry. Wystraszona jej bezszelestnym wejściem, obróciła się gwałtownie od okna i postarała się zapomnieć o swoim postanowieniu. Bellatrix stała na progu pokoju, w czarnej, znoszonej szacie, która wyglądała na niej zupełnie nie jak na kobiecie. Gdyby nie czarne, gęste, kręcone włosy, które łagodziły ostre rysy jej twarzy, wygięte złośliwie wargi i ciężkie powieki, z trudnością można byłoby odróżnić ją od mężczyzny. Z upływem lat na służbie wśród śmierciożerców, zaślepieniu czystością krwi i żądzą przejęcia władzy nad światem Bellatrix zatraciła swoją kobiecość i wdzięk. Jej chód był energiczny lecz groźny, jej głos brzmiał drapieżnie a spojrzenie mogło wystraszyć najdzielniejszego. Zresztą, ona nigdy nie była dziewczęca w pełnym tego słowa znaczeniu. „Urodziła się i zaczęła nienawidzić”, pomyślała Narcyza, schodząc wraz z nią do salonu. Jednocześnie w jej głowie pęczniała Myśl o natychmiastowym wykonaniu powziętego zamiaru, tylko jak to zrobić bez zwracania uwagi męża i siostry? Za oknem zachodziło właśnie słońce. Jego promienie oświetlały park za domem i ławki, na których siedzieli ostatni spacerowicze. Śmiech dzieci, korzystających z przejaśnienia i biegających między drzewami dobiegał mnie aż tu, choć okno było zaledwie uchylone. Gipiurowa firana wisiała ciężko. Nie było w niej grama lekkości kretonu, a mimo to miałam do niej pewien sentyment. Siedziałam przy oknie i nie robiłam nic szczególnego. Mimo że nie zdawałam sobie z tego sprawy, mój wzrok spoczywał na murze, przy którym spotkałam się tamtej nocy z Severusem Snapem. Moje myśli były jednak daleko od tego tematu: w głowie miałam tylko treść krótkiego listu od mojej niedoszłej teściowej a w mej duszy kłębiły się tysiące domysłów, związanych z jej nieoczekiwaną prośbą. Co takiego mogło się zdarzyć, że Narcyza chce się ze mną spotkać wieczorem na cmentarzu? Jeśli ma do mnie sprawę, dlaczego nie przyjdzie tu, jak to zrobiła przedtem? Po co ta cała konspiracja, dziwaczny list… czyżby sprawy zaszły aż tak daleko, że… no właśnie i po tym „że” następował szereg mglistych wyobrażeń, niejednokroć pozostających ze sobą wzajem w sprzeczności. Nie miałam po prostu zielonego pojęcia, o co chodziło Narcyzie Malfoy i wszystko wskazywało na to, że dowiem się tego tylko wtedy, jeśli stawię się na spotkaniu, o które prosiła. Spojrzałam na zegarek: za dziesięć szósta. Jeszcze godzina. Komentarze: gorgie Poniedziałek, 19 Stycznia;, 2009, 16:12 To się nazywa idealna notka. Jest ona długa, obszerna zawiera wiele wydarzeń, uczuć, akcji. Już nie pytam o termin następnej notki, ale prosze obiecaj mi, że będzie równie ciekawa, idealna co ta Roven :* Poniedziałek, 19 Stycznia;, 2009, 23:42 O matko! Martii! M. Środa, 21 Stycznia;, 2009, 14:43 Martaa! Ann-Britt/ZKP Środa, 21 Stycznia;, 2009, 19:40 Nie, mi "uniwerek" nie przeszkadzał, nie musimy chyba pisać tak do końca literacko. Co pamiętnik, to pamiętnik. Parvati Patil (ZKP) Czwartek, 22 Stycznia;, 2009, 15:58 Tak, ja już chyba też nie wytrzymam z emocji, o! I również serdecznie Cię błagam, byś dla mnie i Ann załatwiła, tak po koleżeńsku xD, scenę z pocałunkiem ze Snapem... Nutria(ZKP) Piątek, 23 Stycznia;, 2009, 22:00 Świetnie, że rozwinęłaś wątek z Narcyzą! Ciężkie kobieta miała życie, przyznam. Wpis był tak emocjonujący, tak zaraźliwie wciągający, że w pewnym momencie straciłam uczucie realizmu. Bardzo ciekawi zapowiada się spotkanie z Marty z matką Dracona. Mam przeczucie, że będzie to coś na większą skalę. Dołączam się do błagań An i Paravati;p. | Script by Alex | Kolonie Harry Potter: Kolonie Travelkids Konkursy-archiwum ŻONGLER KSIĘGA HOGWARTU Nasza strona JK Rowling Nowości na stronie JKR! Związek Krytyków ...! Pamiętnik Miesiąca! Konkurs ZKP PAMIĘTNIKI : KANON Albus Severus Potter Nowa Księga Huncwotów Lily i James Potter Nowa Księga Huncwotów Pamiętnik W. Kruma! Pamiętnik R. Lupina! Pamiętnik N. Tonks! Elizabeth Rosemond Pamiętnik Bellatrix Black Pamiętnik Freda i Georga Pamiętnik Hannah Abbott Pamiętnik Harrego! James Potter Junior! Pamiętnik Lily Potter! Pamiętnik Voldemorta Pamiętnik Malfoy'a! Lucius Malfoy Pamiętnik Luny! Pamiętnik Padmy Patil Pamiętnik Petunii Ewans! Pamiętnik Hagrida! Pamiętnik Romildy Vane Syriusz Black'a! Pamiętnik Toma Riddle'a Pamiętnik Lavender PAMIĘTNIKI : FIKCJA Aurora Silverstone Mary Ann Lupin! Elizabeth Lastrange Nowa Julia Darkness! Joanne Carter (Black) Pamiętnik Laury Diggory Pamiętnik Marty Pears Madeleine Halliwell Roxanne Weasley Pamiętnik Wiktorii Fynn Pamiętnik Dorcas Burska Natasha Potter Pamiętnik Jasminy! INKUBATOR Alicja Spinnet! Pamiętnik J. Pottera Cedrik Diggory Pamiętnik Sarah Potter Valerie & Charlotte Pamiętnik Leiry Sanford Neville Longbottom Pamiętnik Fleur Pamiętnik Cho Pamiętnik Rona! Pamiętniki do przejęcia Pamiętniki archiwalne CIEKAWE DZIAŁY (Niektóre do przejęcia!) >>Księgi Magii<< Bestiarium HP! Biografie HP! Madame Malkin W.E.S.Z. Wmigurok OPCM Artykuły o HP Chatka Hagrida! Plotki z kuchni Hogwartu Lekcje transmutacji Lekcje: eliksiry Kącik Cedrica Nasze Gadżety Poznaj sw�j HOROSKOP! Zakon Feniksa
| ||||||
linki |