Piszę do Was, słuchając boskiego Flightless bird, American mouth i stsrając się nie wzruszać przy tym do łez, co ciężko mi idzie.
* * *
Kiedy znaleźliśmy się na korytarzu, Draco pociągnął mnie jednak bez namysłu w drugą stronę.
-Hej, gabinet Snape’a jest tam.…- zaczęłam, a on odpowiedział spokojnie:
-Wiem.
-No to dlaczego idziesz w drugą stronę?
-Bo nie idziemy do naszego opiekuna.
-Jak to?
-Tak to.- obejrzał się na mnie i wybuchł cichym śmiechem. -No, co tak patrzysz? Chyba nie chcesz spędzić kolejnej godziny na wypełnianiu durnych sprawozdań i bezsensownym sporządzaniu raportów miesięcznych?
-Raporty sporządzaliśmy w zeszłym tygodniu, więc ewentualnie tylko te sprawozdania wchodziłyby w grę.- odpowiedziałam, machinalnie idąc za nim -Draco, pytam poważnie, gdzie ty idziesz?
-Gdzie m y idziemy, kochanie.- poprawił mnie i, pchnąwszy drzwi zamku, dodał beztrosko: -Zabieram cię w jedno fantastyczne miejsce na drugą część urodzin.
-Nie pójdę z tobą nigdzie, dopóki się nie dowiem, dokąd mnie zabierasz.- oświadczyłam, zatrzymując się na stopniu. Draco odwrócił się, spojrzał mi z bliska w twarz i powiedział tym jakże denerwującym, rozbawionym tonem:
-Ponieważ mam pewne obawy, że nie poszłabyś także wtedy, gdybym ci powiedział, gdzie idziemy, będę musiał użyć siły.- to mówiąc, chwycił mnie lekko, jak piórko i zniósł ze schodów.
- Draco, przestań! Masz mnie zaraz postawić, bo pożałujesz! Draco, proszę…! - zaczęłam wołać, śmiejąc się jednocześnie, więc Draco posłusznie mnie postawił.
-Proszę cię, zrób to dla mnie i nie pytaj już o nic, dobrze?- spojrzał na mnie prosząco.
-Podlec, wiesz zawsze, jak mnie przekabacić!- nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. -No, dobrze, zgadzam się, ale pod warunkiem, że nie popełnimy żadnego głupstwa.
-Oj, z tym będzie ciężko, bo to nasza ostatnia szansa na popełnienie głupstwa, a ja postanowiłem ją doskonale wykorzystać.
-Draco!
-No, co? Raz w życiu ma się siedemnaste urodziny, to do czegoś zobowiązuje! Marta, proszę cię, nie miej takiej przerażonej miny, przysięgam, że to nie jest nic niebezpiecznego i że będziesz zadowolona.
-Dobrze.- z rezygnacją chwyciłam go za dłoń. -Ale lepiej się pospieszmy, nim ktoś się zorientuje, co knujemy.
-Co u ciebie lubię to to, że zawsze w końcu zaczynasz mówić rozsądnie.- pochwalił mnie, wywołując tym samym nowy wybuch śmiechu i, rozejrzawszy się dyskretnie, powiedział: -W drogę!
Pamiętam, że jak tylko znaleźliśmy się za szkolną bramą, deportowałam się razem z nim. Wylądowaliśmy na fantastycznej, leśnej polanie, ukwieconej mnóstwem zawilców i kaczeńców. Ścieżka przecinająca ją prowadziła z jednej strony w głąb lasu, z drugiej zaś do jeziora, którego połyskujące w słońcu fale prześwitywały przez drzewa i krzaki. To było naprawdę piękne miejsce… powiedziałam to zresztą, jak tylko okręciłam się i rozejrzałam wokół.
-Draco… tu jest cudownie! Gdzie my jesteśmy?- zadarłam głowę i spojrzałam w niebo.
-Derwood, jeśli ci to coś mówi!- odkrzyknął. Obejrzałam się i zobaczyłam, że kuca na brzegu jeziora.
Kiedy do niego podeszłam, zobaczyłam, że jest tu mała plaża oraz pomost. Draco wszedł właśnie na niego, a potem zszedł ostrożnie na pierwszy stopień drabinki, jaka do niego była przyczepiona, przechylił się gwałtownie, trzymając się dłonią krawędzi pomostu i sięgnął po coś.
-Tak myślałem.- powiedział z zadowoleniem, pociągając sznurek mocniej i włażąc z powrotem na pomost. Podeszłam do niego, patrząc z mieszanką niepokoju i zaciekawienia na to, co robi. On zaś wyciągnął z wody skrzynkę, otworzył ją i wyjął z niej dwie butelki szampana oraz owinięte w mokre teraz ścierki kieliszki.
-Draco, czy ja dobrze widzę?- prawie wybałuszyłam oczy na ten widok.
-Bardzo dobrze.- odpowiedział, zanurzając dłoń w skrzynce i grzebiąc. -Ale zapomniała chyba o… a nie, jest. - wyjął mały korkociąg i sięgnął po butelkę.
Oczywiście, zazwyczaj otwieraliśmy butelki (jeśli w ogóle!) za pomocą czarów, ale teraz najwidoczniej Draconowi uwidziało się spróbować metody zbliżonej do mojego świata. Nie muszę chyba mówić, że po pięciu minutach dostałam ataku śmiechu, obserwując, jak próbuje rozłupać ostrzem korek i wytłumaczyłam mu, jak powinien postąpić. Po małej lekcji elegancko otworzył butelkę, nalał nam szampana i powiedział z dumą oraz satysfakcją: -No, to teraz możemy świętować. Na początek, wypijmy za solenizantkę.- uśmiechnął się do mnie i stuknęliśmy się kieliszkami. -Twoje zdrowie, kochanie.
Pamiętam, że byłam zaskoczona wyjątkowym smakiem szampana, bo dotąd nie przepadałam za tym trunkiem, jednakże miałam wrażenie, że wtedy był o wiele pyszniejszy i słodszy. To był w ogóle niesamowity dzień: słońce przygrzewało, jak to na początku czerwca, ptaki śpiewały, niewielkie fale na jeziorze pluskały o brzeg a my byliśmy w tym leśnym raju kompletnie sami.
-Draco, kto w ogóle to przygotował? Słyszałam, że mówiłeś, że „ona” zapomniała… kto ci pomógł, przyznaj się? I skąd znasz to miejsce?
-Byłem tu kiedyś z rodzicami, a z przygotowaniem szampana itd. pomogła mi kuzynka.
-Aha, rozumiem. Więc to był spisek z kuzynką, tak?
-Nie, skądże, po prostu poprosiłem ją o drobną przysługę, jej rodzice mieszkają niedaleko.- zaśmiał się. -Podoba ci się to miejsce? Ja uważam, że tu jest magicznie.
-Mhm, zdecydowanie.- mruknęłam, otwierając na chwilę oczy i nie odrywając głowy od jego ramienia. -W ogóle jest fantastycznie, mówiłam to już?
-Nie wiem, chyba mówiłaś, że jest cudownie.- roześmiał się cicho i przytulił mnie mocniej. -Byłoby zupełnie idealnie, gdybyś jeszcze powiedziała coś w stylu ‘To najpiękniejsze urodziny w moim życiu, Draco’ i najlepiej okrasiła to jeszcze jakimś słodkim pocałunkiem.
Parsknęłam śmiechem i uniosłam nieco głowę, by na niego spojrzeć.
-To są najlepsze urodziny, jakie pamiętam, Draco.- powiedziałam cicho i zbliżyłam twarz do jego twarzy, całując go delikatnie. -Czy takie podziękowanie było dość dobre?
-Dość dobre tak, ale nie najlepsze.- poczułam jego oddech na swoim karku, gdy mnie całował a w pewnej chwili zaśmiał się i powiedział: -Wiesz co? Jest idealna pogoda na to, żeby się wykąpać!
Teraz i ja wybuchłam śmiechem.
-Jesteś nienormalny.- stwierdziłam. Okazało się jednak, że jest nie tyle nienormalny, co poważny!
-Mówię serio, lato za trzy tygodnie, słońce tak grzeje, że aż szkoda by było nie skorzystać z okazji!- to mówiąc, rozpiął guziki szaty i rzucił ją obok na deski pomostu, zostając tylko w zielonej koszuli i jasnych dżinsach.
Ponieważ obserwowałam go jak oniemiała, widocznie uznał, iż trzeba mi to bardziej obrazowo wyjaśnić, więc podszedł do mnie i chwycił mnie żartobliwie za szatę. Śmiejąc się, odskoczyłam na drugi koniec pomostu i wyciągnęłam dłoń obronnym gestem.
-Nawet o tym nie myśl, Draco.- ostrzegłam go, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
-Adam i Ewa byli bardziej skromni, zadowolili się liśćmi figowca! Ale skoro nie chcesz…- rozłożył ręce i zrobił krok w przód. Nie spuszczałam z niego wzroku, przeczuwając, co mu chodzi po głowie.
-Wariat, jeśli myślisz, że mnie wrzucisz, to się my… Aaaa!!
Złapał mnie w pół i spróbował przeciągnąć bliżej krawędzi pomostu, ale udało mi się wyrwać z jego ramion i, niewiele myśląc, pchnęłam go do przodu. Draco stracił równowagę i wylądował w wodzie, jednak był na tyle przytomny, że zdążył złapać mnie za rękę i w efekcie wylądowaliśmy w jeziorze oboje.
Śmiejąc się, parskając wodą i odgarniając z twarzy mokre włosy postanowiłam dać mu solidną nauczkę za ten wredny wyskok lecz poniosłam sromotną klęskę. W końcu, po półgodzinnym wygłupianiu się w jeziorze, postanowiliśmy z niego wyjść. Draco dostawał napadu śmiechu za każdym razem, gdy patrzył na moją minę i moje przemoczone ciuchy.
-Zmieniam zdanie co do tych urodzin.- mruknęłam z udaną urazą, kładąc się na pomoście w najbardziej nasłonecznionym miejscu. -Wcale nie marzyłam, żeby mój chłopak wrzucał mnie do jeziora w ciuchach i jeszcze się potem ze mnie nabijał!
-Oj, przepraszam, przepraszam. - położył się obok mnie, podpierając głowę na łokciu i szczerząc do mnie zęby. -Ale przyznaj, to było zabawne.
-Chyba dla ciebie.- odpowiedziałam i nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. -No, było, przyznaję.- odwróciłam się i położyłam tak, jak on. -Ciekawe, co byś zrobił, gdybym ci powiedziała po wylądowaniu w jeziorze, że nie umiem pływać?
-Zapewne zacząłbym cię ratować! Poza tym, wiedziałem, że umiesz pływać.
-O, ciekawe, skąd?
-Jeśli dotąd nie utopiłaś się w tym basenie dla prefektów, to chyba o czymś świadczy, prawda?
-Nigdy nic nie wiadomo, mogłam używać szczudeł.
-Tak, na pewno, nie zmieściłabyś się z nimi!
Tak przekomarzając się, leżeliśmy na pomoście mniej więcej do momentu, kiedy już prawie wyschłam a szampan był tylko wspomnieniem. Razem z jego ostatnią kroplą paradoksalnie przyszło olśnienie.
-Draco, która godzina?- zapytałam nagle, odrywając głowę od jego klatki piersiowej. Uniósł dłoń, którą mnie obejmował i zaklął:
-Cholera, zegarek mi stanął w jeziorze. Zapewne koło pierwszej… albo później, nie mam pojęcia.
-Chyba powinniśmy wracać.- stwierdziłam i na myśl o szkole, z której perfidnie zwialiśmy, poczułam zimną kulę w brzuchu. -Jak długo nas nie było? Myślę, że w tej chwili już podjęli decyzję o wywaleniu nas z Hogwartu.
-Spokojnie, nie było nas raptem parę godzin, poza tym, może nikt się nie zorientował, ale jak chcesz, możemy wracać.- powiedział uspokajającym tonem, podnosząc się ze stęknięciem. -Na brodę Merlina, czy ciebie też tak boli głowa?
-Zdaje się, że wypiliśmy za dużo szampana.- powiedziałam z lekką obawą, podnosząc się ostrożnie, ale to i tak nie przemogło łupnięcia w czaszce. Pomost i marszczące się jezioro zawirowało gwałtownie dookoła mnie. Zakryłam dłońmi oczy i jęknęłam. -Przeklęty szampan! Chyba nie ma nic gorszego…- zaczęłam, ale w mgnieniu oka okazało się, jak bardzo się myliłam: zerwał się wiatr i zaczął padać deszcz, który po pięciu minutach przemienił się w ulewę.
Nie mam pojęcia, jak udało nam się wstać, a co dopiero dojść do polany i deportować z powrotem do Hogwartu. Wiem tylko, że byłam przemoczona do ostatniej nitki, było mi niedobrze po szampanie i wcale nie byłam już taka zachwycona naszym małym wypadem. Co prawda, Draco pożyczył mi swoją szatę, jednakże zanim dobiegliśmy do drzwi zamku, oboje wyglądaliśmy, jak po wskoczeniu do jeziora. Dodajmy do tego butelkę szampana i już będzie wszystko jasne, dlaczego nasz opiekun, na którego mieliśmy (nie)szczęście wpaść tuż po przekroczeniu progu Sali Wejściowej, zmarszczył brwi i powiedział krótko:
-Do mojego gabinetu, oboje.
Usłuchaliśmy bez protestów, nie patrząc na siebie. Modliłam się tylko o to, żeby nie pomylić kroku i nie przewrócić się, nie daj Boże. Jakoś udało mi się, cudem chyba.
Prof. Snape wskazał nam dwa krzesła i, zajmując miejsce za biurkiem, spojrzał na nas uważnie. ‘Obrazek godzien zapamiętania’, pomyślałam z nutą czarnego humoru, będącego najwyraźniej oznaką zdenerwowania. ‘Dwoje prefektów urwało się ze szkoły w ostatnim tygodniu na ostatnim roku i wróciło w stanie godnym pożałowania. Ciekawe, czy bardzo po nas widać tego cholernego szampana…?’
-Czy macie mi coś do powiedzenia?
-Panie profesorze, to wszystko moja wina.- powiedział Draco po chwili milczenia. Dodałam szybko, patrząc na niego:
-Nie, nie, to nasza wspólna wina… przepraszamy.
-Zdajecie sobie sprawę z tego, że macie poważne kłopoty?- zapytał, ignorując moje dość żałosne przeprosiny. -Opuściliście szkołę bez pozwolenia na cztery godziny. Pomijam fakt, że nie stawiliście się u mnie, gdy o to poprosiłem. Myślę też, że odznaki prefektów tylko pogarszają waszą sytuację. Wiecie, co za to grozi?
Nie odpowiedzieliśmy nic. Wiedzieliśmy, tylko żadne z nas nie chciało wymawiać tego na głos. Czułam się tak, jakby wpuszczono mi do żołądka nie tylko kulę lodu, ale cały lodowiec o masie co najmniej dwustu ton.
-Może chociaż powiecie mi, gdzie byliście i czy udała się wam ta wycieczka?- zapytał, a w jego głosie zabrzęczał sarkazm. ‘Zaraz się dowiem, jakie to uczucie, wylecieć ze szkoły w ostatnim tygodniu nauki’, pomyślałam, nie patrząc na naszego opiekuna. Draco zerknął na mnie i powiedział cicho:
-Byliśmy nad jeziorem… Marta ma dzisiaj urodziny.
Snape spojrzał na mnie a ja spuściłam głowę. Nie mogłam, po prostu nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy, wiedziałam doskonale, co myślał. ‘Siedemnaście lat… i takie głupstwo!’
-Oddajcie odznaki.- powiedział, zdejmując ze mnie swoje ołowiane spojrzenie. Odpięliśmy je bez protestów i położyliśmy na blacie. Snape przysunął je do siebie z nieprzyjemnym brzękiem.
-Wracajcie do pokoju wspólnego. Powinniście się przebrać i wysuszyć.
-Tak jest..- mruknęliśmy i podnieśliśmy się z krzeseł. ‘Teraz czeka nas najgorsze: post scriptum…’
-Aha, jeszcze jedno: jutro po śniadaniu zaczekacie na mnie w Sali Wejściowej, odprowadzę was na stację.
-Tak jest.- powtórzyliśmy już ciężej i wyszliśmy z gabinetu…
[cdn.]
Komentarze:
gorgie Sobota, 07 Lutego, 2009, 21:32
OMG
Ale emocje
Nie da się tego opisać
Co będzie dalej???
Kiedy nastapi zacytuję [cdn.]
???
P.S. Dzięki za notkę z pozytywnymi uczuciami - dawno tego nie było
Lucy Niedziela, 08 Lutego, 2009, 18:09
No to tak.
Nadrobiłam wszystkie zaległości, jakie mi się zebrały i naprawdę żałuję... Znowu trzeba będzie czekać aż wrzucisz coś nowego...
Ale co do twojej twórczości.
Zapomniałam jak zwykle języka w gębie. :P
Chwila...
Może za chwilę wróci na swoje miejsce...
Taak...
Ok, powiedzmy, że już mogę pisać, tylko brak mi słów.
To najwspanialsze wspomnienie jakie przeczytałam w moim życiu
Gratuluję Margot. I dziękuję za te kilka minut (naprawdę! ja tą notkę "połknęłam") zapomnienia co czeka mnie jutro w szkole...
Ciągle mam przed oczyma te siedemnaste urodziny Marty (pomijając moment wrócenia do szkoły).
Uśmiechałam się szeroko, czytając tą notkę, co nie zdarzyło mi się dawno, czytając ten pamiętnik. Ostatnio serwujesz nam coraz to tragiczniejsze zdarzenia w życiu Marty :P
Duuużo uczuć, wspaniałe opisy. Dopracowane idealnie.
To się tyczy także wcześniejszego wpisu, gdzie mamy początek wspomnienia.
Cóż tu więcej mówić?
Chyba tylko to, że ja chcę już następną notkę!
Ha ha ha! Oto i Marta!!!
Ta notka była świetna!
Chociaż, wiesz, mogliby popływać nago! Szczerze mówiąc nie wiem co powiedzieć.
Draco znów romantyczny. Że też oni nie mogą się pokłócić! Co to za związek bez żadnych sprzeczek?! Wydaje mi się, że Marta jest zbyt ugodowa!
Musisz wprowadzić trochę perwersyjności!!!! Koniecznie!
I pamiętaj o sama-wiesz-kim!!!!
Całuję i ściskam!
Pozdrowienia!;*
Słodko!!!!
Cudownie napisane, naprawdę.
Mam obsesję na punkcie Edwarda(sugeruję, że mamy ją obie^^) u Ciebie również widzę tego nieziemskiego wampira, tyle że w Draconie!
Eh, ten Snape musiał popsuć taki dzień,...
Tak, zdecydowanie zgadzam się z Nutrią! Ja również uwielbiam Edwarda i także widzę z Draconie jego spontaniczność, sarakazm i cudowną troskliwość! Marto, ta burza uczuć, pozytywna dawka energii i przecudne opisy sprawiły, że naprawdę nie wiem, jak mam Cię chwalić:* Powiem tak: strasznie podobało mi się zakończenie, emocjonujące, a także to, że nie zrobiłaś sielanki i dodałaś trochę realistyczności, która właściwie jest zawsze w Twoich notkach. Chodzi mi o to, że ten koniec był taki żywy, bardzo się wciągnęłam. Wybitny.
Pozdrawiam Cię serdecznie,
Parvati:*
P.S. Dziękuję za komentarz u mnie i zapraszam 17