Po prawie miesiącu lenistwa (tak naprawdę nie miałam czasu, przepraszam... ) wstawiam to krótkie COŚ. Nie jest to (jak pewnie zauważyliście) kolejna część "Miłości Lucyfera", bo o tym w kolejnym wpisie. Musiałam zrobić krótkie wprowadzenie do długaśnej rozmowy, która rozegra się między bohaterami. Nie spodziewajcie się po dzisiejszej akcji ani żadnych przeciekawych wątków, bo to naprawdę tylko krótki opis wprowadzający.
A teraz już nie przeciągam, możecie czytać
Patrząc na ten medalion przypomniałem sobie o czymś, z czym od dzieciństwa się nie rozstawałem, a co teraz leżało w mojej kieszeni. Pomimo zbrodni, jaką jej wyrządziłem, nie pozbyłem się pamiątki. Właściwie to była jedyna rzecz, jaka została mi po mamie. Co prawda miałem jeszcze dom wypełniony po brzegi jej rzeczami, jednak za bardzo bolało mnie to, że zabiłem ją tylko po to, żeby zrujnować sobie życie, by tam wrócić. Sięgnąłem do kieszeni wysłużonego już płaszcza. Spoczywał tam. Nie zmienił się wcale od czasu, gdy wczoraj wpatrywałem się w jej zdjęcie, lecz teraz wydawał mi się piękniejszy, jaśniejszy, jakby ożywiony… Może dlatego, że podczas pobytu w tym gabinecie bardzo się rozczuliłem? To była najbardziej prawdopodobna wersja. Siedziałem teraz naprzeciwko kobiety, która dopiero co wyznała mi miłość i trzymałem na rozłożonej dłoni 2 identyczne medaliony. Różniły się jedynie zdjęciem i dedykacją, to jasne. W tym od mamy były aż dwa zdjęcia: jedno pod drugim. Pod starą fotografią mamy była schowana moja z dzieciństwa... Wsuwałem na niej batonika Uśmiechnąłem się niezncznie na widok tego pulchnego malucha.
- A więc nadal go masz… - aż wzdrygnąłem się, słysząc ciepły głos Shirley.
- Tak… Skąd o nim wiesz? – spojrzałem na medalion od matki, jednak zdążyłem uchwycić to, iż Shirley podąża swoim spojrzeniem za moim wzrokiem.
- Ja z panią Robyn zamawiałyśmy je w tym samym czasie. – widząc zdumienie malujące się na mojej twarzy, uśmiechnęła się – W każde wakacje słynna grupa Huncwotów wyjeżdżała do siebie nawzajem. Spędzaliście po jakimś tygodniu najpierw u Syriusza, potem u Jamesa, Remusa i w końcu u ciebie. W czasie, gdy ty wyjeżdżałeś, ja wprowadzałam się na kilka tygodni do twojego domu. Właśnie wtedy zaprzyjaźniłam się z Airiene. Jednocześnie uszczęśliwiała mnie myśl, iż stąpam po twoich śladach, dotykam tego, na czym wcześniej spoczywała twoja dłoń. Ech, rozmarzyłam się… - w tym momencie rozległ się wesoły głos Dumbledore’a, który przetoczył się echem po ogromnej sali.
- Możemy? – nie otrzymawszy odpowiedzi wszedł do gabinetu. Za nim nieśmiało wkroczyli Airiene i ów młodzieniec, który przyprowadził wózek z Shirley. – Młodzi poszli spać. Muszę przyznać, iż niemal siłą zagoniłem ich do wieży Gryfonów. Za nic nie chcieli opuścić finału całej tej historii. – ten to wiecznie szczęśliwy. Szkoda, że nie umie zarażać tą radością…
- Albusie, minister magii za chwilę będzie u ciebie. Miałem zapowiedzieć jego wizytę. – pamiętam te gadające portrety. Zawsze zrzędziły, że Albus jest za łagodny dla uczniów.
- Ach… Tak, Korneliusz wspominał, że będzie musiał ze mną poważnie porozmawiać. Już widzę tę naszą „poważną rozmowę” - super… Wpadłem. Teraz zgniję w Azkabanie, nie będzie dla mnie ratunku. Nie porozmawiam szczerze z siostrą, nie dowiem się o niej nic więcej. Koniec… Knot przyjdzie, zobaczy mnie i będzie mógł na łamacz „Proroka” chwalić się, że ujął kolejnego śmierciożercę. To, co po chwili usłyszałem od dyrektora sprawiło, że kamień spadł mi z serca. Ym… wręcz miałem ochotę go ucałować za jego wspaniałomyślność i chęć niesienia pomocy.
- Peter, nie możesz tu zostać. Możliwe, że wydam cię w ręce dementorów, bo naprawdę wiele zła wyrządziłeś, ale nie zrobię tego jeszcze teraz. Zapewne pragniesz jeszcze porozmawiać z panią Lupin oraz z panną Sasch. Nie mogę zostawić ciebie samego z twoimi domysłami na temat obecnych tu pań. Uczniowie śpią, więc we czwórkę przejdziecie do gabinetu Minerwy McGonagall. Była na tyle miła, iż zgodziła się użyczyć wam odrobiny miejsca. Cóż, Korneliusz nie może was zobaczyć. Na pewno jeszcze nie teraz. – Yyyyy… jak to: „pani Lupin”? Czyżby Airiene… nie, to niemożliwe… Byłem wdzięczny Dumbledore’owi. Nadal denerwował mnie jego spokój, ale bardzo mi pomógł… Miałem nadzieję, że za chwilę wyjaśnię z siostrzyczką, o co chodzi z tym nazwiskiem, dokończę rozmowę z Shirley i dowiem się, kim u licha jest ten chłopak! Lekko otępiłay dałem się odprowadzić do gabinetu profesor McGonagall, gdzie natychmiast pogrążyłem się w rozmowie z obiema paniami oraz tym wyrośniętym nastolatkiem.
Moje zdjęcie z medalionu. Teraz już nie wyglądam tak słodko... A szkoda
Komentarze:
dem Poniedziałek, 21 Grudnia, 2020, 19:20
cialis40com
https://cialisforsalenow.com/ - cialis cause leg pain
<a href="https://cialisforsalenow.com/">cialis testimonianz</a>