Dzisiaj rano obudziły mnie szturchania Jen. Słyszam też głos Carmen:
- Roxy, czy ty się kiedyś obudzisz?! Wstawaj leniu!
Otworzyłam oczy, zobaczyłam twarz Angel, Carmen i Jen. Nad nimi zauważyłam odsłonięte bordowe kotary mojego łóżka. Gdzie ja jestem? – pytałam siebie samą w myślach. Obróciłam głowę na miękkiej poduszce, zobaczyłam swój mały stoliczek nocny i trzy łóżka, które także miały obok stoliczki nocne. Wszystkie były takie same jak mój. Wreszcie oprzytomniałam:
- Jestem w Hogwarcie! – wykrzyknęłam.
- Tak, a jak się nie pospieszysz, to na głodniaka pójdziesz na zajęcia. – powiedziała Angel.
Jednym susem wyskoczyłam z łóżka. Byłam tak podniecona pierwszymy zajęciami, że byłam gotowa w minutę.
Zeszłyśmy z dziewczynami do Wielkiej Sali, dosiadłyśmy się do Jamesa i Mikela, zjadłyśmy owsiankę, każda wzięła po jakiejś kanapce czy krokiecie. Chwilę później dostaliśmy wszyscy nasze plany lekcji.
- Co my dzisiaj mamy… Zaklęcia, Historia Magii… - Jim zasępił się spoglądając na następny przedmiot. – Eliksiry i Zielarstwo. Podobno Eliksiry to najgorszy przedmiot…
- A ja uważam, że Historia. – przerwał mu Mike.
- Och, przestańcie! Historia to najnudniejszy przedmiot, to prawda. Ale Eliksiry mogą być ekstra! – odpowiedziałam pełna entuzjazmu.
Tak więc, po zjedzonym śniadaniu, poszliśmy na Zaklęcia. Wiele razy słyszałam jak dorośli mówili, że nauczyciel jest niski i musi stać na książkach, aby go było widać zza katedry. Ale w rzeczywistości jest inaczej. On jest MALUTKI! Sięga mi zaledwie do pasa! Widać, że jest dość stary (siwa broda i łysina mówią za siebie), ale rusza się jak młodzieniaszek. Jest wesoły i sympatyczny. Na lekcji przeczytaliśmy wstęp do książki i omówiliśmy go, oraz to, co będziemy robili na lekcjach.
- Na następnej lekcji będziemy ćwiczyć jedno z podstawowych zaklęć: zaklęcie oświetlające. Oto one: lumos. – z jego różdżki zapaliło się światło. – Jakby ktoś chciał poćwiczyć przed następną lekcją, to już wie jak to zrobić. Żeby zgasić różdżkę, wystarczy powiedzieć: nox. – jego różdżka zgasła. – Możecie wyjść.
Wyszliśmy na dwudziestominutową przerwę. Następnie mieliśmy Historię Magii. Gdy przyszliśmy, drzwi klasy były już otwrte, a w powietrzu unosił się perłowobiały duch. Zaprosił nas gestem ręki do środka. Kiedy wszyscy zajęliśmy już swoje miejsca, duch sennym głosem powiedział:
- Witajcie uczniowe. Jestem professor Binns i będę was uczył Historii Magii. Poznacie wojny goblinów i czarodziejów, zwyczaje trolli, ważne daty,….
Dalej nie słuchałam. Nie byłam w stanie. Nauczyciel tak zanudzał, że prawie zasnęłam na pierwszych minutach lekcji. Szturchnęłam ziewającą Jen łokciem i szepnęłam jej do ucha:
- Mama mówiła mi, że on także ją uczył Historii, ale miałam nadzieję, że złożył coś w rodzaju wymówienia.
- Pewnie jest tak samo uparty co do uczenia, jak i nudny.
W końcu wybawił nas dzwonek obwieszczający koniec dwugodzinnej lekcji. Wszyscy poszliśmy na obiad, a po nim do dormitorium zamienić książki. Następnie mieliśmy Eliksiry. Zeszliśmy do lochów. Panowało tam przeraźliwe zimno. Stojąc przed drzwiami klasy, prawie zamarzłam. Ale w końcu ktoś nam otworzył, a mianowicie, wysoka szatynka, z brązowymi oczami i pięknymi, równymi, bialutkimi ząbkami, Była ubrana w bordową szatę, wyszywaną złotymi nićmi. Po wyglądzie, wyglądała na około 25 mugolskich lat. Gestem zaprosiła nas do klasy, w której, o dziwo, było bardzo ciepło. Nauczycielka, po sprawdzeniu obecności, z miłym uśmiechem przedstawiła się:
- Jestem profesor Kaleen Buristaf i będę uczyła was Eliksirów. Mam nadzieję, że się polubimy. A teraz, proszę się dobrać w grupy czteroosobowe i otworzyć książkę na stronie 7. Uważycie dzisiaj swój pierwszy eliksir. Jest on dość łatwy do przyrządzenia, ale wymaga szczególnej uwagi. Proszę, aby grupy przeszły do swoich stolików. Od dzisiaj będzie to wasze miejsce pracy.
Moja grupa miała oprócz mnie w swoim składzie Jen, Mikela i Jima. Gdy wszyscy wyjmowaliśmy książki, usłyszeliśmy cichy jęk Jamesa.
- Co ci jest? Brzuch cię po owsiance boli? – spytałam się żartobliwie.
- Nie… Pomyliły mi się podręczniki. Zamiast książki do eliksirów wziąłem książkę do transmutacji. Są prawie identyczne! Pożycz mi swoją, żeby psorka nie zauważyła…
- Ależ nie ma takiej potrzeby, panie Potter. Może pan wziąć jedną ze starych książek, które leżą w składziku. – odpowiedziała profesor Kaleen, która usłyszała naszą rozmowę. Po chwili dodała: - Jeśli jeszcze raz będzie mnie pan chciał oszukać, panie Potter, to proszę potem wytłumaczyć kolegom, dlaczego Gryffindor traci punkty i przygotować się do szlabanu.
Zaczęliśmy przyrządzać nasze eliksiry. Miała to być mikstura uleczająca drobne rany, takie jak przecięcia i słabe oparzenia. Sporządzenie jej było bardzo proste: do wrzącej wody, trzeba było wlać 2ml smoczej krwi i mieszać, dopóki kolor nie przybierze błękitnej barwy. Gdy to już się stało, musieliśmy dodać 5 par całych skrzydeł muchy i czekać aż się rozpadną. Na sam koniec, trzeba było dodać maleńki kawałeczek bezoaru i czekać aż eliksir zgęstnieje. Muszę przyznać (oczywiście bez przechwałek), że szło mi bardzo dobrze. Nie miałam żadnych trudności. Skończyłam jako pierwsza, a psorka powiedziała, że uwarzyłam znakomity eliksir, za co dostałam 10 punktów. Bardzo polubiłam Eliksiry.
Gdy psorka wyszła na chwilę, aby porozmawiać z dyrektorką, usłyszeliśmy szept Jamesa:
- Zobaczcie co znalazłem w tej potwornie starej książce! To przepis na eliksir takiej transformacji, że rodzona matka by cię nie poznała. Tutaj jest napisane, że niektóre z objawów, to porost włosów na całym ciele, wydłużanie się zębów i paznokci, oraz wyrastanie uszu zwierząt, ale nigdy nie wiadomo jakiego. Podobno działa 48 godzin. Roxy, sprawdź czy taki przepis znajduje się w naszych książkach.
Sprawdziłam. Nic takiego tam nie było. Przecząco pokiwałam głową.
- No to “odnaleźliśmy” stary eliksir! Pewnie przestali go umieszczać w podręcznikach, aby nikt go nie używał... Mamy wszystkie ingrediencje! Ach nie… Brakuje nam wysuszonej wątroby szczurosczeta… Jaka szkoda…
W tym momencie weszła psorka. Jim dyskretnie zmienił stronę na odpowiednią, a ja, jako, że skończyłam pół godziny przed czasem, nudziłam się. Nagle wpadła mi do głowy wspaniała myśl… Zapytałam panią Kaleen:
- Pani professor, czy mogłabym zobaczyć ingrediencje w składziku? Chciałabyn wiedzieć, których będziemy używać w przyszłym roku…
- Ależ oczywiście, chodź ze mną.
Poszłam za psorką, a ta pokazała mi różne substancje. Tak naprawdę, to wymieniła i pokazała wszystkie. Wychodząc wzięłam ukradkiem wysuszoną wątrobę ze szczuroszczeta…
..................
- Naprawdę?! Masz ją?!
- Tak, mam tę wątrobę. A teraz siedź cicho, bo Zielarstwo bardzo mnie interesuje. – Uciszyłam Jima.
- Ale wiesz, jak mamy już tę wątrobę… to możemy uważyć ten eliksir i podsunąć go komuś…
- A niby komu?! – Spytałam ironicznie, pomimo, że też miałam na to ochotę.
- No nie wiem… Na przykład Scorpiusowi Malfoyowi.
- Ale przecież on nic ci nic nie zrobił!
- Wiem, ale przecież muszę kontynuować niechęć mojego ojca do jego ojca, no nie?
- Może tak, a może nie. Ale jak się nie zamkniesz, to odłożę tę wątrobę z powrotem na miejsce.
Podziałało. Reszta lekcji Zielarstwa przeszła dosyć spokojenie. Dobra, kończę, bo chcę poćwiczyć “lumos”.
zgadzam się z pierwszymi trzema komentarzami. notka była na serio super. nie wiem co napisać jeszcze... podobał mi się ten dialog:
''- Ależ nie ma takiej potrzeby, panie Potter. Może pan wziąć jedną ze starych książek, które leżą w składziku. – odpowiedziała profesor Kaleen, która usłyszała naszą rozmowę. Po chwili dodała: - Jeśli jeszcze raz będzie mnie pan chciał oszukać, panie Potter, to proszę potem wytłumaczyć kolegom, dlaczego Gryffindor traci punkty i przygotować się do szlabanu.''
czekam na następną notkę.
pozdrawiam
Kara (Victoire Weasley) Wtorek, 10 Czerwca, 2008, 19:44
Niestety zapomniałam ocenić poprzedniej notki. No więc ta i poprzednia są extra!!!!!
Kara (Victoire Weasley) Wtorek, 10 Czerwca, 2008, 19:45
Tak wogle to zapraszam do mojego pamiętnika! Nowa notka!
K@si@@@(ZKP) Niedziela, 15 Czerwca, 2008, 09:10
Trochę literówek i błędów było, ale notka ogółem jest niezła. Musisz też popracować nad stylistyką, tak więc P.