Kochani! Nie mam dostępu do komputera, więc czekajcie na następną notkę tak samo cierpliwie!
- Ale nam się upiekło. UPIEKŁO. – wykrzsztusiła Jen, opadając lekko na miękkie, dziurawe ze starości fotele, naprzeciw kominka.
- Musimy być ostrożniejsi. OSTROŻNIEJSI. – ukucnęłam na podłodze.
- Nie przesadzajcie. Dobrze, że nam uwierzyła. UWIERZYŁA. – tym razem to Jim usiadł w fotelu.
- Mieliśmy duże szczęście. DUŻE SZCZĘŚCIE. – Mikuś zrobił się bardzo poważny.
Taaak... Naprawdę mieliśmy szczęście, że McGonagall nam uwierzyła. Zaraz następnego dnia po naszym pikniku zaczęła wzywać do siebie ludzi i wypytywać o wszystko na okoliczność zmienionego woźnego. Nie wiem dlaczego tak późno się za to zabrała, w końcu było to już około dwóch tygodni po zdarzeniu z Filchem. Prawdę mówiąc, miałam nadzieję, że o tym zapomni. Ale nie. Procedura była taka: każdy opiekun przepytywał uczniów ze swojego domu. Wybierał kilku, którzy wydali mu się najbardziej podejrzani. Ci z kolei, szli na przesłuchanie do dyrektorki. Do tej grupy dołączyłam ja (na nieszczęście) i o dziwo... Angel! Ona, która nie miała nic z tym wspólnego ani nic nie wiedziała... No cóż...
McGonagall była jak detektyw: dociekliwa, zadająca pytanie po pytaniu. Moje przesłuchanie było okropne! Myślałam, że się wydam! Bo ja po prostu nie jestem nigdy za bardzo wiarygodna, nie umiem kłamać jak z nut...
Czekając przed drzwiami do gabinetu dyrektorki, zrobiłam 20 wdechów i wydechów. W końcu odważyłam się zapukać trzy razy w mocne, dębowe drzwi. Usłyszałam donośne „Proszę!” i weszłam. Obejrzałam się wokół siebie z zaciekawieniem. Jeszcze nigdy nie byłam w gabinecie dyrektorki. Na ścianahch okrągłego gabinetu wisziały protrety dawnych dyrektorów Hogwartu. Wszystkie aż nadto udawały, że śpią, prócz jednego, Albus Dumbledor wyglądając zza swych złotych ram, spoglądał ciekawie na beżowy dywan pełen kwadratowych wzorów, na wielkie półki zawalone książkami rożnych rozmirarów, na kamienny kominek, na mały stoliczek przy oknie gdzie stał imbryczek z herbatą, na schody do dormitorium i na ciemne, szerokie biurko, za którym z powagą siedzieła dyrektorka – profesor Minerwa McGonagall.
- A więc: panna Roxanne Weasley. Usiądź proszę. – usiadłam po drugiej stronie biurka na prostym, bardzo twardym krześle. Psorka zaczęła przepytywanie:
- Panno Weasley, widziała pani przemienionego woźnego Filcha?
- Tak, widziałam, pani dyrektor.
- Co ma pani na ten temat do powiedzenia?
- Uważam, że to okropne! – próbowałam wykrzyknąć to z nutką zdziwienia, że psorka mnie o to pyta.
- Tak, tak. Oczywiście. Powiedz mi proszę, co robiłaś przez całą niedzielę poprzedzającą to eee... zdarzenie?
Wyczułam niebezpieczeństwo. Odpowiedziałam z prostotą, pomijając fakt, że poszłam po starą księgę:
- To było tak dawno... O ile dobrze pamiętam obudziłam się o 9:30. Ponieważ reszta dziewczyn z mojego dormitorium jescze spała, zaczęłam czytać mugolską książkę „Trzej Muszkieterowie”, którą zaczęłam dnia poprzedniego. Wie pani, tam jest taki d’Artagnan, szlachcic, który chce być muszkieterem i spotyka Atosa, Portosa i Aramisa, i...
- Dalej. Co robiłaś później? – nauczycielka panowała nad sobą, chociaż lekka zmarszczka przecięła jej czoło. Kontynuowałam więc:
-Gdy wszystkie dziewczyny się obudziły, zeszłyśmy na śniadanie. Było około 10:00. Potem, razem a moją trójką poszłam nad jezioro umoczyć nogi. Następnie każdy poszedł w swoją stronę. Ja poszłam odrabiać lekcje. Trochę mi na tym zeszło, bo było ich dużo, a ja nie wszystko rozumiałam. Oczywiście zjadłam jeszcze obiad i kolację.
- No dobrze. Wytłumacz mi tylko jedną nieścisłość: profesor Kaleen Buristaf, nauczycielka eliksirów, zeznała, że około godziny jedenastej rano byłaś u niej pożyczyć jakąś starą książkę od eliksirów.
Zimny pot wstąpił mi na czoło. Miałam wrażenie, że mocno przybladłam. A więc wpadłam – pomyślałam. – Teraz trzeba wszystko wytłumaczyć. A może nie? – zadrżałam. Powzięłam więc inną taktykę obronną, Zrobiłam minę, że niby próbuję sobie coś przypomnieć. Po chwili milczenia twarz mi się rozjaśniła i odpowiedziałam:
- Rzeczywiście, pani profesor. Byłam u profesor Buristaf pożyczyć tę książkę, ale było to chyba w piątek, a nie w niedzielę. I, o ile się nie mylę, było to po zajęciach.
- Ależ nie, słyszłam wyraźnie, że to było w niedzielę, I to dokładnie w dzień poprzedzający eee... „wpadnięcie” woźnego Filcha do Wielkiej Sali w eee... tym dziwnym stadium.
No świetnie! – wykrzyknęłam w myślach – przed nią nic się nie ukryje! Odpowiedziałam więc, próbując okazać zmieszanie, ale nie wiem czy mi to wyszło, bo w duchu strasznie się bałam:
- Ale mnie pani teraz zmieszała... Teraz już niczego nie jestem pewna...
- No dobrze. Ale po co była potrzebna ci ta książka? Nie masz swojej? A może czegoś tam szukałaś?
Powiedziałam dokładnie to samo co powiedziałam psorce od eliksirów: że zauważyłam, że w tej książce są informacje, których nie ma w naszych, i, że chciałam je porównać.
- Hmm... A o kim mówiłaś, wyminiając nazwę „moja trójka”? – psorka nie dawała za wygraną.
- O moich trzech najlepszych przyjaciołach: Jen, Jimie i Mike’u.
- Poproszę ich pełne imiona i nazwiska. – McGonagall położyła przede mną skrawek pergaminu i dała pióro (atrament stał na biurku już wcześniej). Rety, ta kobieta niczego nie odpuszcza! Pisałam więc, mówiąc przy tym jednocześnie:
- James Syriusz Potter. Jennifer Eleonora Frizliati. Mikel Richard Frizliati. Wszyscy z Gryffindoru. Pierwszy rok. – tak mówiąc skrobałam piórem po pergaminie moim niezbyt ładnym pismem. Gdy skończyłam, oddałam pióro i pergamin psorce. Ta zmarszczyła nos, widząc moje bazgroły. Zaraz potem odezwała się trochę niepewnie:
- Wiesz co Roxanne? Podyktuj mi to jeszcze raz, a ja zapiszę to na innym skrawku pergaminu. Zdaje mi się, że ten jest trochę poplamiony... – No tak! Jakbym nie wiedziała, że nie może rozczytać mojego pisma! Nic jednak nie powiedziałam i cierpliwie podyktowałam, to wszystko, co uprzednio napisałam.
- Dziękuję. – odezwała się po chwili dyrektorka. – Możesz odejść. I zawołaj następną osobę.
- Ale czy pani uważa, że jestem winna? – zapytałam z niepokojem. Dopiero teraz jak tak myślę, to widzę, że mogło mnie to zdradzić.
- A jesteś? – padło pytanie.
- Nie. Nie jestem.
- Więc nie masz się czego obawiać. „Wyniki” zostaną ogłoszone dzisiaj przy kolacji.
- Dziękuję. Do widzenia.
Obróciłam się i wyszłam. Gdy zamknęłam drzwi, usłyszałam jeszcze jak dyrektorka zaczęła rozmawiać z portretem Albusa Dumbledora. Zeszłam po ruchomych schodach, minęłam gargulca i zawołałam następną niewinną ofiarę. W drodze do wieży Gryfonów zaczęłam oddychać normalnie.
Na kolacji dyrektorka ogłosiła, że nie znalazła sprawcy przykrego incydentu z Filchem, ale żeby owy ktoś nie wyobrażał sobie za dużo. Na prawdę mieliśmy dużo szczęścia!
****************************
Dwa dni później, gdy kończyła się transmutacja.....
- Bardzo dobrze. Cieszę się ogromnie z waszych postępów. Jednak – tu nauczycielka transmutacji, Miriam Fan, spojrzała znacząco na klasę, złożoną z Gryfonów i Puchonów – musicie jeszcze dużo poćwiczyć. Dlatego, macie przygotować dzisiejsze zaklęcie zmieniające fistaszka w kartofla, na następną lekcję. Zrobię sprawdzian. Kto nie będzie umiał, dostanie dodatkową pracę domową. Teraz możecie już wyjśc, oprócz Mikela, Jamesa, Jennifer i Roxanne z Gryffindoru. Dziękuję. Do widzenia.
Spakowaliśmy nasze rzeczy, lecz nie wyszliśmy z klasy. Choć nikt tego po sobie nie dawał poznać, lekki niepokój i zdziwienie wstąpiły w nas. Cierpliwie czekaliśmy aż psorka coś powie. Ta powiedziała jednak tylko dwa zdania:
- Kochani, macie się zaraz stawić u pani dyrektor. Do widzenia.
Pożegnaliśmy się i poszliśmy w milczeniu do gabinetu McGonagall. Gdy weszliśmy psorka odezwała się:
- Posłuchajcie mnie uważnie. – Dyrektorka miała bardzo poważną minę. – Oczywiście nie mam ostatecznych dowodów na to, że to wy jesteście sprawcami przykrego incydentu z Filchem, lecz w świetle tego co wiem, jestem tego na 98,9% pewna. Dostaliście w tym momencie ostrzeżenie. Coś takiego ma się już więcej nie powtórzyć. Dlatego macie szlaban. Wszyscy osobno. Pan Potter stawi się u mnie w przyszłą sobotę o 19:30, pan Frizliati następnego dnia o tej samej godzinie, panna Frizliati w poniedziałek o 18:00, a panna Weasley we wtorek o 20:00. Wtedy dowiecie się co macie robić.
- Ale pani profesor... – jęknęła Jen.
- Nie chcę słyszeć żadnych protestów. Jeśli dowiodłabym niezbicie, kto jest winowajcą, musiałby pożegnać się ze szkołą. Do widzenia.
A więc jednak McGonagall wiedziała lub domyślała się wszystko. Nie chciała jednak wywalić nas ze szkoły tak zaraz na początku naszej nauki... I tak dostalismy pierwszy w tym roku szlaban...
Droga Roxanne, będę czekać cierpliwie! Wpis był ciekawy i dobrze, że w taki sposób posunęłaś akcję. Skąd te powtórzenia na początku w słowach trójki? Czyżby przypadek, czy złośliwe zaklęcie? xD Bardzo dobrze nakreślona rozmowa z McGonnagall i świetne zakończenie, myśli Roxanne i jej uczuć było trochę mało, ale rozumiem, że konwencja tego wpisu nie przewidziała tego. Mi się podobało ogólnie i stawiam P, ale czekam na więcej, Roxanne! Pozdrawiam i buziaki!
Alyssa Niedziela, 17 Sierpnia, 2008, 20:53
No nie chciałam byc pierwsza!
Za karę nie zajrzę do pamu Dracona!
Co do notki, jest fanstastyczna!
Eveline Poniedziałek, 18 Sierpnia, 2008, 12:38
bossskie, Bosskie, Bossskie.
Kocham twoje nocie i ten humor, akcję, opisy, dialogi.
Będę czekać mega cierpliwie;***
Pozdrówka.
wspaniała notka. ciekawie napisałaś rozmowę z McGonagall. moim zdaniem była taka realistyczna.
czekam na następną notkę - cierpliwie -
zapraszam do mnie
pozdrawiam
Parvati Patil Piątek, 22 Sierpnia, 2008, 21:34
Rewelacja! Wiesz, Laro, Ty zawsze potrafisz oczarować czytelnika swoim ciekawym, lekkim i wspaniałym sylem pisania. Notka bardzo wciągająca, zgrabnie i ładnie napisana, po prostu rewelacja! Naprawdę super! obyś tak dalej pisała, tego Ci życzę!
Daję ogromne W-za ciekawą akcję, ślicznie napsiane uczucia i napięcie oraz emocje.
Piszesz świetnie i wspaniale powadzisz ten pamiętnik!
Cieszę się, że to Ty go prowadzisz, bo wywiązujesz się z tego genialnie!
pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za komentarze u mnie
Parvati