Notk� dedykuj�: Dari, kt�ra ma w sobie co� co bardzo motywuje ludzi do dzia�ania i chyba dlatego notka jest tak szybko... Chcia�am by ta notka by�a najlepsza ze wszystkich. Bardzo si� stara�am i my�l�, ze b�dzie sie podoba�. No dobra ju� Was nie zanudzam. Mi�ego czytania!
Zastanawia�am si�, dlaczego w�a�nie opisuj� ten ostatni rok szkolny… Niby wyj�tkowy, a jednak bolesny. Opuszczam wszystkie dobre momenty w moim �yciu. Wspomnienia, kt�re tu zostawi� b�d� wi� si� w mojej g�owie do ko�ca �ycia. Lecz jednak jest jedno wyj�cie bym tu mog�a pozosta�.
-Witaj Saro!- Zawo�a� profesor o bia�ej, d�ugiej brodzie zamiataj�c sw� d�ug� szat� po kamiennych schodach. Przystan�� na p�pi�trze i spojrza� na mnie swoimi niebieskimi, spokojnymi oczami.- Chcia�bym o czym� z tob� porozmawia�…
-Bardzo ch�tnie- Odpowiedzia�am modl�c si� w duchu by nic nie wspomina� o tej nikczemnej kl�twie.
Posz�am za nim do gabinetu. Gdy gobelin si� odsun�� na bok pospiesznie wskoczy�am na pierwszy stopie�. Na samej g�rze nauczyciel otworzy� drzwi i weszli�my do przytulnego gabinetu, na kt�rego �cianach wisia�y obrazy wszystkich nauczycieli Hogwartu. Za d�bowym biurkiem, w gablocie po�yskiwa� miecz Godryka Gryffindora. Profesor Dumbledor podszed� do swojego feniksa i pog�aska� go po g�owie.
-Jest to tw�j ostatni rok w szkole, prawda?- Przytakn�am skini�ciem g�owy nie wiedz�c, do czego zmierza.
-Twoje umiej�tno�ci magiczne wykraczaj� poza materia� w ksi��kach…
-Chmm nie zauwa�y�am tego.
-Inteligentna osoba nigdy tego nie zauwa�a- U�miechn�� si� wci�� g�askaj�c Faweksa. Ale gdy zauwa�y�, ze nic nie mog� wykrztusi� z siebie, doda�: Chcia�bym Ci zaproponowa� posad� nauczyciela w Hogwarcie…
Zatka�o mnie. Nie mog�am uwierzy�, �e zostan� tu d�u�ej ni� inni. Jednak�e mia�am inne plany na przysz�o��. Trudno wybra� pomi�dzy dwoma jak�e r�nymi marzeniami. Wola�abym zosta�, aurorem, kt�ry ma najwy�sze zdolno�ci magiczne. Natomiast Hogwart… Tak trudno mi nawet wymawia� nazw� tej szko�y. �zy same chc� wyp�yn�� i powoli sp�ywa� po policzku zostawiaj�c malutk� plamk� na dywanie. Nie mog�am si� powstrzyma� si� przed p�aczem.
Dumbledor odwr�ci� si� i spojrza� na mnie z zatroskan� min�.
-Je�li Hogwart przytacza ci wiele wspomnie� nie musisz si� zgadza�.
-Ale nie o to chodzi! Nie mog� tu zosta� to jest dla mnie…- Zabrak�o mi tchu. Nie mog�am powiedzie� jak bardzo znaczy dla mnie Hogwart. Gdybym zosta�a tutaj nauczycielem poznawa�abym nowych ludzi, kt�rych bym dokszta�ca�a. Ale nie mia�abym swoich przyjaci�. Oni b�d� realizowa� swoje marzenia razem, podczas gdy ja pozostan� tutaj sama jak palec…
-Rozumiem jak bardzo kochasz to miejsce. Nie b�d� Ci� do niczego zmusza�! To jest sprawa osobista.
-Tak…osobista-Wymamrota�am- Dzi�kuj� panu bardzo
-Och Saro! Nareszcie wr�ci�a� ze Skrzyd�a Szpitalnego.- Zawo�a�a Li, gdy ujrza�a moje d�ugie, czarne w�osy.
-Hey! S� jakie� prace do zrobienia?- Zapyta�am patrz�c na stos prosto u�o�onych ksi��ek ko�o fotela, w kt�rym siedzia�a Evans.
-Tylko esej na eliksiry-Zacz�a czyta� prace zapisane w jej osobistym kalendarzu- i napisa�, „Co s�dzisz na temat ghuli?”.
-Tylko tyle? Spodziewa�am si� czego� wi�cej po pi�ciu dniach nieobecno�ci.- Powiedzia�am z niedowierzaniem. Nauczyciele staj� si� potulni jak baranki, co oznacza, �e mo�na mie� wi�cej czasu dla siebie…
Usiad�am na dywanie opieraj�c si� o filar ko�o kominka. Nagle zauwa�y�am w nim czyj�� twarz.
-Mama?- Obr�ci�am si� twarz� do kominka.
-Zawo�aj Jamesa.- Powiedzia�a.
Po chwili „wo�a�” zjawi� si� m�j brat kl�kaj�c obok mnie.
-Ooo mamu�ka!- Zawo�a�
-Ucisz si�! Zawsze musisz zwraca� na siebie uwag� Lilliane?!- Zapyta�a z�o�liwie, a pomi�dzy brwiami pojawi�a si� ma�a zmarszczka. Mama mia�a ju� troch� lat i trzeba by�o przyzna�, �e pomimo wieku nadal tryska�a niespodziewan� energi�.
Rudow�osa wsta�a i o�wiadczy�a:
-Jestem Lilly nie Lilliane!- Jej �renice zw�zi�y si�, a twarz naci�gn�a. Zawsze tak wygl�da�a, gdy kto� wymawia� jej pe�ne imi�. Jednak moja mama uwa�a, �e Lilliane brzmi bardziej oficjalnie i kulturalnie. W moim przypadku ojciec upiera� si� bym mia�a na imi� Sara, a nie Marguerite Angela Elizabeth Potter… Ma si� to szcz�cie.
-No dobrze! Spokojnie! Jestem tutaj nie z byle powod�w.
-Ostatnim razem pojawi�a� si� w kominku by o�wiadczy�, �e nie wzi��em mojej sowy, cho� tutaj jest ich ca�e mn�stwo- Wtr�ci� Rogacz szczerz�c z�by.
-Wiesz, co?! Nie masz gen�w po mnie. Zawsze si� troszcz� o dzieci.- Odpowiedzia�a z dum�.- Ale je�li s�dzisz, �e pojawiam si� tutaj w byle, jakich sprawach to mo�e nie b�dzie ci� obchodzi� to, �e twoja babcia nie �yje?!- Krzykn�a ze �zami w oczach.
-Co?!- Krzykn�am r�wno z Jamesem, Lilly, Syriuszem, Lupiem i Peterem.
Tak bliska dla mnie osoba opuszcza tak szybko? O tylu sprawach ze sob� nie rozmawia�y�my… To, co teraz we wn�trzu mnie si� dzieje jest nie do opisania. B�l, kt�ry pokaleczy� moje serce, pustka, kt�ra wype�nia jego wn�trze, gor�ce �zy tocz�ce si� tempem �limaka po g�adkiej sk�rze, �al kuj�cy mostek. Wszystko razem sprawi�o, �e krztusi�am si� tym wszystkim. Oddech by� przerywany. T�po serca szybkie jak b�yskawica. S�abo s�ysza�am dalsz� rozmow� siedz�cych ko�o mnie os�b. Chcia�am wyj��, uciec, wyp�aka� si� daleko od ludzkiej cywilizacji.
Bieg�am nie zatrzymuj�c si� przez b�onie szkolne w �wietle zachodz�cego s�o�ca. Skr�ci�am w stron� zakazanego lasu. Dla mnie nie by� on zakazany. Je�li kto� bardzo lubi przyrod� i szanuje j� to nie jest dla niego zakazana.
Usiad�am na najbli�szym kamieniu ko�o srebrnego jeziora. Spojrza�am na swoje odbicie. Nigdy nie s�dzi�am, �e jestem �adna. To babcia potwierdza�a, �e moja latynoska uroda przechodzi z pokolenia na pokolenie tylko w�r�d kobiet. Pomaga�a mi dogada� Jamesowi. Da�a mi swojego kotka. Piek�am z ni� ciastka. Ogl�da�am w my�lodsiewni jej wspomnienia z Hogwartu…
Tak wiele dla mnie znaczy�a. Nigdy nie wyobra�a�am sobie, �e taka osoba mo�e kiedykolwiek odej�� i nie wr�ci�. Nie mog� sprawi� by jej ofiara posz�a na marne. Chc� i�� jej �ladami.
Spojrza�am na niebo. Wsta�am. Obr�ci�am si� w miejscu i zauwa�y�am srebrnego jednoro�ca galupojacego wok� jeziora. Zbli�y� si� do mnie i opu�ci� g�ow� bym zauwa�y�a medalik na jego rogu. Wyci�gn�am r�k� i delikatnie zdj�am medalik z d�ugiego naro�a. �wietliste zwierz� oddali�o si� pozostawiaj�c mnie sam� na �rodku polanki.
Otworzy�am medalik, w kt�rym by�o zdj�cie babci, a ni�ej napis „Jeden, prawdziwy p�omie� – E.K.”
https://freedatingsiteall.com
free online dating websites,online dating free
dating milieu
<a href=https://freedatingsiteall.com>online dating free</a>