Myślodsiewna Severusa Snape'a Prowadzi asystentka Snape'a Meg
Dzięki wybitnej znajomości czarów uzyskałam dostęp do osobistej myślodsiewni Mistrza Eliksirów. Teraz będziemy mieli pełen wgląd w jego wspomnienia z młodości, a także z lat późniejszych... poznamy też jego osobiste przemyślenia, kłopoty i problemy, troski i radości bez potrzeby odwoływania się do legilimencji. Zapraszam serdecznie do lektury ściśle tajnych odbić duszy profesora Severusa Snape’a!
Wszystkiego dobrego w tegoroczną Wielkanoc!Smacznego jajka, bogatego zająca i pięknej pogody
***
Korytarze były już bardzo ciemne, ale w kręgu światła, dawanego przez dwie olbrzymie pochodnie, które trzymał w dłoni podążający owym przejściem Tom Riddle, dostrzec można było kilkunastoosobową grupę ludzi w czarnych szatach, z kapturami narzuconymi na głowy (co czyniło ich podobnymi, prawdę mówiąc, do jakichś dziwnych stworów. Przemierzali korytarz po korytarzu, mijali drzwi za drzwiami, aż znaleźli się w lochu, w którym nie było już nic, prócz najtajniejszych magazynów i składów. Było to bardzo daleko od kamiennych drzwi skrywających salon wspólny Ślizgonów, ale Riddle najwyraźniej tym się nie martwił, w odróżnieniu od Snape’a, idącego gdzieś na końcu szeregu. Może i nie był on najbardziej przywiązany do zimnego salonu, w którym świece miały okropny, smolisty, a w najlepszym razie- zgniłozielono-srebrny kolor, w którym Ślizgoni od jedenastu do siedemnastu lat bez przerwy opowiadali sobie coś ponurymi głosami, szeptali albo jawnie naśmiewali się z innych. To było ich cechą charakterystyczną, myślał Severus, kuląc się trochę pod szatą, bo robiło się coraz lodowaciej, byli tak głęboko pod szkołą. Nigdy nie naśmiewali się za czyimiś plecami, robili to twarzą w twarz, chcąc ośmieszyć swą ofiarę w oczach jak największej grupy ludzi. Tym nie różnili się od Tiggsa i Steve’a, o których w sumie już dawno zapomniał, a czasem tylko wspominał ich, patrząc na niektórych towarzyszy z domu.
- Cholera, zimno tu jak diabli. Nie wiesz, gdzie on nas prowadzi?- syknął Snape do chłopaka, idącego koło niego. Ten odparł cicho, jakby przestraszonym głosem, zupełnie nie jak Malfoy:
- Nie wiem, ale zdaje się, że jesteśmy już gdzieś w okolicach jeziora.
Severus nie odparł, w milczeniu szedł dalej, skupiwszy się na tym, by nie stracić pochodni, wyznaczającej im drogę, której kres, jak miał nadzieję, był już bliski.
Opatrzność zdawała się mu służyć, raptownie światło pochodni znikło mu sprzed oczu i znalazło się za rogiem kamiennej, trochę wilgotnej ściany. Kiedy dotarli tam, okazało się, że Riddle zdjął już kaptur i różdżką zatoczył krąg.
-Chodźcie tu, wszyscy, nie rozchodzić się.-rozkazał ale jego głos, wbrew oczekiwaniom, nie odbił się echem po całym lochu. Riddle umiał utrzymać kumpli w posłuszeństwie bez podnoszenia głosu. To było to, co wielu z zakapturzonych ceniło w nim niemalże najbardziej.
-Wiem, że miejsce jest trochę obskurne, ale tylko takie odciągnie uwagę nauczycieli. Nie tylko wam jest zimno, nie tylko wy jesteście zmęczeni, choć to dopiero piąte spotkanie w tym semestrze, a na dworze wiosna już wielkimi krokami zbliża się do lata.- uśmiechnął się blado, ale wg Snape’a nie był to uśmiech lecz grymas.
-Czas na to, by każdy z was zademonstrował mi posłuszeństwo. Minęło pięć spotkań, a wasza liczba jest nieco zmniejszona...tak, zostają tylko ci, którym naprawdę zależy.
-Przepraszam, ale zależy na czym? Nie wziąłeś pod uwagę, że niektórzy zostali ze strachu przed tobą i konsekwencjami, jakie wyciągasz z odejścia z grupy?- zapytał ktoś, kto stał obok Snape’a. Dotąd był przekonany, że stoi koło niego Malfoy, ale to z pewnością nie był tembr Malfoy’a. Pragnął uważniej przypatrzyć się temu ktosiowi, który ośmielił się takim tonem dać taka odpowiedź Riddle’owi. Musiał to być uczeń odważny i najwyraźniej śmiały, choć postawę miał nieco chucherkowatą… Snape ukradkiem powiódł po towarzyszach, szukając Malfoy’a, ale jego najwyraźniej nie było, do tego momentu ciągle byli razem na spotkaniach. Czyżby Malfoy zrezygnował?
Tymczasem Riddle zwrócił wzrok na impertynenta i przez chwilę wyłącznie patrzył…ale w taki sposób, że tajemnicza postać powinna skulić się ze strachu i z pokorą wybąkać przeprosiny i błagać o wybaczenie-dla swego własnego dobra, pomyślał Snape i wyprostował się. Postać ani drgnęła. Riddle zbliżył się do jego sąsiada i wycedził prawie uprzejmie:
-Proszę, mów dalej…wszyscy chcielibyśmy poznać te konsekwencje, o których…zostało tutaj przed chwilą wspomniane.
-Nie udawaj, że to nie twoja sprawka…wczoraj Rolley trafił do szpitala, rzekomo napotkał wilkołaka, który go śmiertelnie przestraszył i zranił…Thomson…pobity do krwi, twarz zmasakrowana…no i Gludger…twój przyjaciel z drużyny…prymus…nie chciał zawalić egzaminów, więc odmówił…nie podszedł do egzaminów…wysoka gorączka…pielęgniarka nie mogła zbić temperatury żadnym znanym jej środkiem medycznym, musiała zastosować silną truciznę oczyszczającą, jak mugole stosują szczepionki. –wyszeptała tajemnicza osoba, a Snape upewnił się w swoich podejrzeniach i zaczął przemyśliwać nad sposobem uratowania mówiącej osoby.
-Ciekawe…bardzo ciekawe…-Riddle położył palec na ustach, patrząc cały czas na zakapturzoną postać. –Nikt nie jest w stanie mi udowodnić, że to moja wina…Rolley jest znakomity z zielarstwa, mógł zostać zraniony przez tentakulę, którą się opiekował wespół zespół z nauczycielką. Thomson miał ostatnio upadek z miotły, z dużej wysokości, nad kamiennym brzegiem jeziora, zaś Gludger, który doznał przeuczenia i kulminacji stresu, co wywołało gorączkę nerwową, to częsta przypadłość u uczniów ambitnych.
Mówił łagodnie, niemalże przyjaźnie, ale Snape przeczuwał, że jest z nim coraz gorzej.
-W każdym razie…miło, że tak interesujesz się losem przyjaciół…choć nie pojmuję, jak można było okazać tyle wścibstwa, arogancji i zuchwałości, by przyjść tutaj i powiedzieć mi to prosto w oczy. Jestem draniem, czyż o to ci chodziło?- Riddle spojrzał na osobę w kapturze i naraz jego oczy rozbłysły gniewem a twarz pobladła. Krzyknął groźnie:
-Komu jeszcze powiedziałaś?
W tym momencie tajemnicza postać zdjęła gwałtownie kaptur z głowy i przybliżyła się do Riddle’a tak, by stanąć jak najbliżej światła. Kiedy płomień objął jej twarz, wszyscy obecni zaczęli szemrać gorączkowo.
Pod kapturem ukrywała się wysoka, szczuplusieńka dziewczyna z długimi, ciemnymi jak czekolada włosami, które teraz opadły jej na plecy (musiała je zwinąć od kapturem, aby się nie zdradzić, myślał Severus, łącząc fakty. On znał tę dziewczynę, teraz już rozumiał, co się stało z Malfoy’em, ale nie uważał, że to co zrobił, było bezpieczne). Jej twarz drgała, była zarumieniona, a jej czarne oczy wpijały się w twarz Riddle’a, który stał z pochodnią, patrząc na nią z nienawiścią. Dziewczyna krzyknęła:
-Myślisz, że jestem zdzirą? Mylisz się, Tom…o, nie doceniałeś nie…ale ja…mogę więcej, niż ty…jeszcze nie wie o tym nikt, ale jeden ruch…a dowie się dyrektor, zastępca, opiekunowie domów…nawet woźny! Wszystkim powiem i nie zawaham się, jeśli nadal będziesz tak postępował!
-Każda grupa ma swoje prawa i zasady, które w niej obowiązują.- Riddle drgnął i jego twarz przestała być napięta, a na usta wypłynął mu znowu cień uśmiechu. Przekazał pochodnię stojącemu najbliżej Severusowi, nie patrząc na niego. –Każdy może do niej przynależeć…ale przynależność, Cissy, jest nie tylko dobrowolnym wstąpieniem w szereg; jest jednoznaczne z zaprzysiężeniem się.
-Przysięga…słyszałam coś o tym. –prychnęła dziewczyna.- Twoi koledzy, to zwykli wandale, dewastujecie przyrządy, dręczycie innych, bawicie się w czarną magię. Naopowiadałeś im, że chcesz pokonać Dumbledore’a, ale w pojedynkę to ci się nie uda. Zobaczysz, zostaniesz kiedyś sam, oni cię opuszczą…bo ty jesteś wariatem. Nienawidzisz białej magii, ale dzięki niej Dumbledore wyrwał cię z piekła, które dotychczas było ci za dom, a ty, zamiast wdzięczności, kreujesz się na jego pogromcę…
-Uważasz, że oni mnie opuszczą?- Riddle uśmiechnął się pobłażliwie i spojrzał na czarno ubranych, którzy z zapartym tchem łapali każde słowo z tej rozmowy. –Być może…ale są wśród nich prawdziwe charaktery…ci, którzy odeszli, to słabeusze, a słabeusze są godni pogardy.
-Jesteś nienormalny. Przyszłam tu, aby cię ostrzec…wiem o wszystkim, co tu się dzieje…ale nie zamierzam doprowadzić do krzywdy niewinnych ludzi.
-Nigdy nie rozumiałem dziewczyn, a one nigdy nie rozumiały mnie.- rozłożył ręce Riddle, już bez uśmiechu. –To dowodzi, że miałem rację, ustalając drugą z zasad naszego stowarzyszenia. Żadnych pań w tym zacnym gronie…żadnych, Cissy.- spojrzał na nią i wyszarpnął różdżkę z kieszeni. Dziewczyna rzuciła się do ucieczki, ale zdążyła zrobił kilka kroków, jak granatowy promień przeszył jej plecy, a jej ciało, nienaturalnie wyginając się w tył, upadło na posadzkę z głuchym chrzęstem. Riddle otrzepał ręce, schował różdżkę i zawołał oschle:
-Zabrać ją i pozostawić w klasie. Niech myślą, że zemdlała. Rano ktoś ją znajdzie.
Snape bez słowa ruszył do bezwładnego ciała, razem z jakimś innym, chyba starszym Ślizgonem. We dwójkę podnieśli ciało przyjaciółki Lucjusza Malfoy’a, Narcyzy i odnieśli je do klasy eliksirów. Zanim wyszli, Severus włożył jej w rękę półpełną fiolkę eliksiru usypiającego. Potem pomyślał: szkoda, Lucjuszu, że wysłałeś tutaj właśnie ją w swoim zastępstwie. Cissy wiedziała więcej niż myślisz i wpędziła cię w kłopoty…
Snape nie odetchnął z ulgą aż do powrotu do dormitorium, choć wyraz twarzy Riddle’a, kiedy wrócili, nie wskazywał na to, by chciał sobie uciąć poważniejszą pogawędkę z Lucjuszem. Severusowi obojętne były dziewczyny, no, może poza jedną, ale Cissy zdawała się mieć oleju w głowie nieco więcej niż reszta znanych mu nawet hogwarckich dziewcząt. Jej jedną z poważniejszych wad była wielka wrażliwość: Narcyza zawsze bardzo się wszystkim przejmowała, czy chodziło o napisanie głupiego referatu z historii magii czy o uczestnictwo w zebraniu tajnej grupy Riddle’a, jak się okazało. Podejrzewał, iż Lucjusz nie mógł przyjść na zebranie, ale jednocześnie zbyt ważne dla niego były wiadomości zdobywane podczas nich, by nie wykorzystać bardzo ryzykownego zastępstwa przez koleżankę. Po prostu puścił w niepamięć fakt, że Narcyza potrafi być śmiała i dzielna, co przeczyło jej subtelnej urodzie i codziennemu zachowaniu, a w kwestii takiego zebrania było błędem.
Severus, wszedłszy do dormitorium, zamknął machinalnie drzwi i począł przygotowywać się do krótkiego snu. Zarazem w jego głowie kłębiły się różne myśli. Pomyślał, że nigdy przedtem nie spotkał się z taką bezwzględnością i brutalnością. Ale może taka konsekwencja, ocierająca się o agresję, jest jedynym sposobem na zdobycie i przede wszystkim utrzymanie władzy?-przemknęło mu przez głowę. Nim zakopał się po uszy pod pierzyną, rzucił okiem na jedno z pozostałych łóżek. Lucjusz Malfoy spał w najlepsze, ale oddech miał ciężki. Rzeczywiście, cały dzień czuł się katastrofalnie, ponadto na praktykach z zielarstwa skaleczył się w dłoń, która, wbrew zapowiedziom nauczycielki, nie przestała boleć i nawet nieco spuchła. Miał iść do pani Pomfrey, młodziutkiej pielęgniarki, która coraz częściej zastępowała starsza „matronę”, ale pewnie nie zdążył. No nic, pomyślał Snape,…to było lekkomyślne, szepnął sam do siebie i położył się wygodnie. Nie minęło kilka minut, a już spał.
Bardzo fajne daje WWWWWWWW+++++++++++ Pozdrawiam Cię gorąco Meg
bibcia Wtorek, 10 Kwietnia, 2007, 19:06
Już lecę czytać na pewno świetnie jak zwykle
bibcia Wtorek, 10 Kwietnia, 2007, 19:06
Już lecę czytać na pewno świetnie jak zwykle
bibcia Wtorek, 10 Kwietnia, 2007, 19:14
Oooooooooo!!! To moje pierwsze wrażenie W+
Nimfadora Poniedziałek, 27 Sierpnia, 2007, 21:02
super truper W+
Nimfadora Poniedziałek, 27 Sierpnia, 2007, 21:03
Takie troce mroczne.Chociaż wydawało mi się że Narcyza jest blondynką.
emisia Środa, 17 Października, 2007, 18:47
poza tym wśród śmierciożerców są kobiety,np. Belatriks
Luna Lovegood (Lavender i Lily) Sobota, 31 Maja, 2008, 20:41
Ale może dopiero później zaczął przymować do swoich szeregów kobiety? Botka jak zwykle super, mroczna i oczywiście wciągająca. Dziela Narcyza, ale to fakt była blondynką.