Myślodsiewna Severusa Snape'a Prowadzi asystentka Snape'a Meg
Dzięki wybitnej znajomości czarów uzyskałam dostęp do osobistej myślodsiewni Mistrza Eliksirów. Teraz będziemy mieli pełen wgląd w jego wspomnienia z młodości, a także z lat późniejszych... poznamy też jego osobiste przemyślenia, kłopoty i problemy, troski i radości bez potrzeby odwoływania się do legilimencji. Zapraszam serdecznie do lektury ściśle tajnych odbić duszy profesora Severusa Snape’a!
Witajcie we wrześniu Z całego serca życze Wam udanego roku szkolnego, a dla tych, których w czerwcu 2008 r. tak jak mnie czeka egzamin maturalny, życzę szczególnego powodzenia i cierpliwości Zielu: cóż, notki nie moga polegać tylko na dynamice... jak zwykle dziekuję Wszystkim za komentarze. Zapraszam do lektury a także do Pamiętnika Dracona i, również gorąco, do mojego prywatnego opowiadania, którego adres internetowy znajduje się poniżej. http://www.mysteriousff.mylog.pl
***
Ulica Pokątna od dawien dawna należała do najbardziej uczęszczanych w czarodziejskim świecie , nic dziwnego więc, że wiele najważniejszych imprez w świecie czarodziejów było organizowanych właśnie tam. Ci, którzy mieszkali w niemugolskim Londynie, wiedzieli o istnieniu mnóstwa mniejszych a często ładniejszych uliczek, takich jak chociażby ulica Merlina, na której znajdowały się luksusowe wille czarodziejów, rozległe, dzikie ogrody pełne odurzająco pachnących kwiatów i sklepiki, których właściciele oferowali szeroko pojętą pielęgnację oraz konserwację różdżek, mioteł i wszelkich innych sprzętów, narzędzi i mebli magicznych.
Teraz choć sklep „LIKWIDACJA URAZÓW MECHANICZNYCH I MAGICZNYCH RÓŻDŻEK” był otwarty już od świtu, klientów było stosunkowo niewielu. Drzwi otwarte były na oścież: w ten sposób właściciel próbował walczyć z zaduchem, panującym wewnątrz sklepu, ale na dworze było jeszcze bardziej gorąco, zwłaszcza, że pora była zdecydowanie bardziej przedpołudniowa niż ranna.
Severus Snape minął go bez większego zainteresowania. Szedł dość szybkim krokiem, rozglądając się uważnie na wszystkie strony i zmierzając ku wylotowi ulicy, odległemu o jakieś sto stóp, a z którego strony dochodziły już odgłosy śmiechów, wrzawy i zabawy a także magicznie zwielokrotnione głosy prowadzących imprezę.
-TYLKO TUTAJ MOŻECIE ZDOBYĆ WYJĄTKOWE, UNIKATOWE PRÓBKI NAJNOWSZYCH MAGICZNYCH PERFUMÓW UWARZONYCH PRZEZ NAJBARDZIEJ UZNANĄ ELIKSIROLOG XX WIEKU, GILRAEN CIRYATAN! NAJNOWSZE OSIĄGNIĘCIE: ESENCJA FIOŁKOWO-MARCEPANOWA, UTRZYMUJĄCA SIĘ NAWET DO DWUNASTU DNI! SERDECZNIE ZAPRASZAMY DO STOISKA GILRAEN, NAPRZECIWKO APTEKI!
-JEŚLI KIEDYKOLWIEK MIELIŚCIE PAŃSTWO PROBLEM Z PRZYGOTOWANIEM OBIADU DLA GOŚCI W CZASIE KRÓTSZYM NIŻ PÓŁ GODZINY, TO ZAJRZYJCIE DO ELEMMIRE! ZIOŁA, KTÓRE ZMIENIĄ KAŹDĄ POZORNIE PROAZICZNĄ POTRAWĘ W COŚ ZUPEŁNIE WYJĄTKOWEGO I PRZYSPORZĄ WIELU ROZKSOZY PODNIEBIENIA! JUŻ DZIŚ DO KUPIENIA NAJŚWIEŻSZE ZESTAWY: PROMOCJA! KUP PIĘĆ ZESTAWÓW A DODATKOWO GRATIS DOŁOŻYMY MIESZANKĘ SYCYLIJSKA Z NUTĄ FENKUŁU! TYLKO ZA TRZY SYKLE OSIEM KNUTÓW, OKAZJA! TYLKO DZISIAJ, TANIO A DOBRZE!
Severus wyszedł na Pokątną. Znalazł się między rzędami różnej wielkości straganów pod kolorowymi zadaszeniami. Pomiędzy nimi było szerokie przejście a także wolne były wyloty ulic, z których przychodzili cały czas ludzie. Słowem, tłok był nieziemski i wszędzie było bardzo głośno. Przy stoisku Gilraen, urodziwej, jasnowłosej czarownicy o urodzie zdecydowanie elfickiej, kręciło się mnóstwo pań w wieku od 5 lat wzwyż. Na drewnianej, błyszczącej ladzie stały kryształowe flakoniki z bordowymi korkami. Co chwila któraś z klientek brała jeden z nich, otwierała i wąchała z upojeniem zawartość, co powodowało, że bardzo szybko w okolicy tego kramiku zaczęła unosić się dusząca mieszanka kwiatowych i ziołowych, korzennych i słodkich, cierpkich, lekkich i mocnych…Severus, czując, że odrobinę kręci mu się w głowie, postanowił jak najszybciej oddalić się od mini perfumerii Gilraen Ciryatan więc ruszył żwawo szpalerem tego czarodziejskiego jarmarku, rozglądając się uważnie, ale pilnując się, by nie okazać za wiele podniecenia. Rychło spostrzegł, że im bardziej w głąb, tym coraz więcej zapachów miesza się w powietrzu i wkrótce ulica Pokątna zamieniła się w nasączoną zapewne setkami zapachów arterię- czyżby cecha rozpoznawcza Festiwalu?
Idąc tak, mijał czasami znajomych z Hogwartu, ale nie zamieniali ze sobą więcej słów ponad standardowe powitanie; niektórzy dziwili się też jawnie, co Severus Snape, postrzegany za nietowarzyskiego, robi na takiej imprezie, ale nie przesadzał z tłumaczeniami. Wiedział dobrze, że połowa jego kolegów Ślizgonów zdecydowanie wykorzystałaby fakt zaproszenia Lucjusza Malfoya, syna organizatora i sponsora Festiwalu, ale on nie lubił się chełpić a co dopiero- zadzierać nosa z powodu czyjegoś zaproszenia.
Festiwal Magicznego Kociołka przyciągał wielu turystów i mieszkańców, a także znawców i fanów. Swoisty jarmark prowadzili eliksirolodzy, zielarze i aptekarze, bo ich pracz wiązała się bezpośrednio z warzeniem wywarów. Sprzedając składniki bądź specjalne dodatki, mogące przydać się podczas pracy z kociołkiem, dużo opowiadali o historii eliksirów, wtrącali uwagi i porady, niejednokroć cenne. Byli też skorzy do zademonstrowania właściwego zastosowania przepisu i ingrediencji, gdyż każdy z nich obowiązkowo miał przynajmniej jeden kociołek ustawiony w dogodnym miejscu: najczęściej było to kilka kociołków- zwracano uwagę na różne właściwości eliksiru, uwarzonego w naczyniu cynowym, miedzianym czy szczerozłotym, a także do tego dochodziły rozmiary, grubości denek i inne techniczne szczegóły, w które wdawali się tylko z prawdziwymi starymi wygami z tej dziedziny, nie chcąc słusznie zanudzać amatorskiej większości zainteresowanych.
Severus słuchał wszystkiego uważnie, kątem oka szukając interesującego dla siebie stoiska: jak na razie nie zaszczycił dłuższą uwagą nikogo poza Hoffainem Calicstowskim, miłym Słowakiem o chytrych, przenikliwych zielonych oczach, nad którego stoiskiem widniał smolisty szyld: OD A DO Z CZYLI OD AMATORSZCZYZNY DO ZAWODOWSTWA NAD KOCIOŁKIEM..., ale okazało się, że o ile Calicstowski był znakomity w błyskawicznym warzeniu nawet skomplikowanych eliksirów, to o czymś „bardziej złośliwym” nie chciał słyszeć, zaczął udawać, że nie rozumie Snape’a i pospiesznie zajął się innym klientem.
W końcu znalazł bardzo daleko od ulicy, z której przyszedł, małe, obskurne stoisko, ustawione za innymi, tak jakby nielegalnie, od dołu do góry w czerni. Był to właściwie nie tyle kram jarmarczny co namiot, wykonany chyba ze skór testrali. Ludzie zdawali się go omijać, jakby nie chcąc go widzieć. Jego poły były uchylone i powiewały…Severus przystanął z niejasnym wrażeniem w duszy, że przecież jest zbyt gorąco, by choć trochę powiało…coś dziwnego, ciemnego unosiło się w powietrzu a i niebo nad namiotem traciło swój perłowy blask…w powietrzu unosił się dziwny zapach…przez chwilę stał nieruchomo, próbując rozpoznać węchem, co to za aromat…i w momencie, gdy ktoś chwycił go za ramię, obrócił się na pięcie i wymierzył temu komuś fangę w nos, kompletnie tracąc nad sobą kontrolę.
-YyyyYyyyyyyyyy! Zwariowałeś czy co?!- wrzasnął ktoś a Severus potrząsnął głową i ocknął się z odrętwienia. Z ogromnym zdziwieniem ujrzał przed sobą Lucjusza, ubranego wytwornie w jedwabną, smolistą szatę, ściskającego dłońmi swój nos. Gdy odjął ręce od twarzy, zaczęła mu po niej ściekać krew. Severusa ruszyło sumienie.
-Przepraszam…nie wiedziałem, że to ty, właśnie stałem przed tym namiotem.- wskazał dłonią w kierunku miejsca, gdzie stał namiot…ale było ono puste. Zwykły chodnik i ściana kamienicy, obok stragany ale czarny namiot jakby rozpłynął się w powietrzu!
-Co jest, do jasnej…-mruknął pod nosem, ale Lucjusz uspokoił go.
-Spokojnie, stary…on tu cały czas jest, ale nie wszyscy mogą go zobaczyć. Tak, jak z Pokątną, tyle że tutaj reguła częściowej widoczności obejmuje czarodziejów, bo mugole się tu nie zapuszczają, rzecz jasna. Chcesz tam wejść?
-Nie wiem…dopiero co przyszedłem, co tam można zobaczyć?
-Coś fantastycznego.- powiedział Lucjusz, prowadząc go w miejsce, gdzie stał namiot, ocierając tylko co chwilę rękawem swój nos i usuwając różdżką plamy z hebanowego jedwabiu. –Koleś jest w stanie uwarzyć każdą szybką truciznę, jaką zechcesz, ale oczywiście teoretycznie sprzedaje różne głupie eliksiry lecznicze, wróżbiarskie i niezbyt zalecane dla nas.- uśmiechnął się złośliwie i zatrzymał się. –Stań tu i zamknij na chwilę oczy, a namiot się pokaże.
Severus zrobił tak, jak mu kazano, i, rzeczywiście, już po chwili razem z Lucjuszem wkroczył do wnętrza czarnego namiotu.
W środku panował półmrok, rozjaśniany błękitną poświatą, sącząca się z kulistych kolb, wypełnionych czymś przypominającym wodę, ale o wiele bardziej lśniących. Severus w mig domyślił się, że to chemiluminescencja powoduje takie jarzenie się eliksirów i gwałtownie zainteresował się, jakich luminoforów użył właściciel namiotu, choć miał ku temu pewne swoje podejrzenia. Rozejrzał się, by o to go spytać i zobaczył wysokiego, czarnowłosego mężczyznę w błyszczącej, czarnej szacie, który stał przy półce z probówkami wypełnionymi czymś, co wyglądało jak krew i chyba nie zwrócił uwagi na ich wejście. Lucjusz stał nadal w wejściu i dziwnym wzrokiem patrzał na ten regał. Po chwili szepnął, chcąc okazać zainteresowanie:
-Jak myślisz, czy to ludzka krew?
-Nie wiem.- wzruszył ramionami i podszedł do jednej z kolistych kolb.- Możliwe, ale wygląda mi to na krew smoka, jest ciemniejsza od ludzkiej, bardziej gęsta i pachnie ostrzej.
-To krew jednorożca, że tak świeci?- wskazał na kolbę a Severus potrząsnął głową.
-Myślę, że nie…to efekt chemiluminescencji, a krew jednorożca nie nadaje się jako luminofor, chyba że istnieje drugi składnik, którego…
-…Właściwości wystarczają za dwa substraty. – dokończył za niego mężczyzna przy regale i odwrócił się tak gwałtownie, że obaj chłopcy mimo woli cofnęli się. Mężczyzna spojrzał najpierw na Lucjusza swoimi nieprzeniknionymi, ciemnymi oczyma, a potem na Severusa i na nim zatrzymał dłużej wzrok.
-Panowie chyba nie po maść na zakażenia jadem wodników ani po syrop na złe użycie zaklęcia Sonorus?
-Nie…nie, proszę pana.- odpowiedział Lucjusz. –My…właściwie jeszcze nie obejrzeliśmy całego namiotu…czy to ludzka krew?- zapytał odważniej, wskazując probówki. Mężczyzna spojrzał na niego krótko, ale wówczas Severus był pewien, że zobaczył w jego wzroku drwinę, i powiedział cicho, z leciutkim echem śmiechu:
-Kolega panu już odpowiedział, że to smocza krew, trafnie oceniając jej barwę, konsystencję i zapach. Powinien pan go słuchać albo bardziej przyłożyć się do nauki eliksirów.
Lucjusz zrobił grymas ale czarnowłosy nie zaszczycił go dłużej swą uwagą. Podszedł do Snape’a i razem z nim spojrzał na kolbę ze świecącą, błękitną cieczą.
-To bardzo rzadki luminofor, częściowo używany w niewielkich ilościach do produkcji myślodsiewni…dziesięć razy droższy i cenniejszy od rogu jednorożca, wynaleziony przez Iretha Eldefena ponad dwieście lat temu.- powiedział, a błękitne światło rzuciło cień na jego skórę.
-Co to takiego?
-To substancja mineralna, nazywana arcamenelem.
Severus pojął wagę informacji. Podczas tegorocznej nauki eliksirów dowiedział się co nieco o chemiluminescencji i luminoforach, czytał o tym dodatkowo i znalazł wykaz najdroższych luminoforów. Umiał je rozpoznać i choć teraz pomyślał o arcamenelu, to jeszcze nigdy nie widział do w tak czystej, pięknej postaci. Zdjęcia i opisy nie oddawały nawet w połowie olśniewającej urody tej substancji, nic dziwnego więc, że Severus dłuższą chwilę nie mógł oderwać od niej wzroku. Oprzytomniał dopiero na dźwięk zarozumiałego tonu Lucjusza. Drgnął. Obróciwszy się, zobaczył swojego kolegę przy kasie, za którą uwijał się właściciel, wykładając na ladę kilka paczuszek z proszkiem i jedną fiolkę z jasnozieloną, rzadką cieczą ze złotymi drobinkami. Zbliżył się do niego.
-Co ty robisz?
-To taki mały prezent dla Jamesa…- mruknął Lucjusz, a oczy mu błysnęły. –Coś wyjątkowego, wiesz…
Severus wpatrywał się z niepojętym zdumieniem w dłonie Lucjusza, które zagarnęły wszystkie wyłożone przez mężczyznę rzeczy, a potem rzuciły na kontuar kilka złotych monet. Mężczyzna przeliczył je i dodał z odrobią zwykłej pogardy w głosie:
-Brakuje dwunastu sykli.
Lucjusz zmierzył go wzrokiem. Severus, czując, że rośnie napięcie, wyjął szybko z wnętrza szaty brakującą ilość i położył obok pieniędzy Lucjusza. Ten spojrzał na niego, sztyletując go wzrokiem, ale Severus zniósł to. Mężczyzna w ciemnej szacie uniósł brwi i szybko zdjął z regału za sobą najmniejszą z kolb z luminoforem. Stuknął w nią różdżką i naczynie zmniejszyło się do rozmiarów sporego kamienia z wisiora. Podał go Snape’owi ze słowami:
-Proszę, oto arcamenel. Noś go przy sobie, a przyniesie ci szczęście…mistrzu eliksirów.
Severus przyjął go bez słowa i spojrzał prosto w oczy właściciela. Wyczytał w nich, że to jest podarunek i odpowiedział mu bez słów, że ceną za ten wyjątkowy upominek będzie uzyskanie tytułu, jakim go ochrzcił. Z tą obietnicą w duszy opuścił namiot za Lucjuszem, wielce zbulwersowanym. Gdy tylko wyszli, namiot znowu znikł.
-Jak mogłeś!?- zaczął od razu z wymówkami, kiedy ruszyli pogodną ulicą.-On nas oszukał! W każdej aptece, w każdym składzie dostaniesz to, co kupiłem, za równe pięć galeonów a on wziął od nas z górą dwanaście sykli! No, ale przynajmniej mamy to, co może nam się przydać, zobaczysz, to jest coś super, dołożymy tego trochę Potterowi i nikt tego nie wykryje, będzie masa ubawu, ale to drugie chyba jest jeszcze lepsze, bo spójrz tylko, tu napisali…
Severus szedł obok niego, nie słuchając go za bardzo, kompletnie pochłonięty myślami na temat tajemniczego namiotu, sprzedawcy i słów, które od niego usłyszał oraz cennego wisiorka, który natychmiast założył. Mistrz Eliksirów…
Komentarze:
nikunia Środa, 05 Września, 2007, 07:19
bardzo fajnie. ciekawe, co doleją Jamesowi do napoju. stawiam p+++ fajny pomysł z tym namiotem, ze skóry testrala
Lord Środa, 05 Września, 2007, 15:20
masz coraz fajniejsze pomysły i mam nadzieję że dlugo się nie wyczerpią Też jestem ciekaw co doleją Potterowi. Czekam na następną i stawiam P+
Nimfadora Środa, 05 Września, 2007, 16:22
świetna notka
Pauliina Piątek, 07 Września, 2007, 13:04
Notka jest jak zwykle genialna, a nawet jeszcze lepsza! Masz doskonałe pomysły, np. ten namiot, arcamenel. Nie mogę się doczekać następnej notki. Dostajesz ode mnie wielkie W ;)
... Mistrz Eliksirów ...
asieńka Piątek, 07 Września, 2007, 18:30
notka genialna
pozdrawiam
Emisiamega Wtorek, 23 Października, 2007, 23:28
Najbardziej mi się podobało ochrzczenie Snape'a mistrzem eliksirów. Zresztą jak wiadomo z powieści, to tytuł mu się należy. Świetny pomysł z tym, że tylko niektórzy widzą namiot. No właśnie dlaczego? Nie ma to jak aura tajemniczości...
Stawiam Wybitny za ten fragment.
Luna Lovegood (Lavender i Lily) Poniedziałek, 02 Czerwca, 2008, 11:52
Co tu dużo mówić? Ja już nie mam naprawdę co pisać/mówić. Cud, miód, orzeszki
Sophie Rose Sobota, 28 Kwietnia, 2012, 22:46
Świetne, genialne pomysły: z tym namiotem, no i Mistrzem Eliksirów! Jednak brakuje mi końca, czyli czasu, w którym np. Severus spotyka matkę, ona kupuje jakiś tani perfum i wracają do domu szczęśliwi, widząc później ojca Severusa w domu będącego pierwszy raz trzeźwym...
Brakuje mi tego, ale to i tak wspaniała notka.
Wiele musiałaś wymyślić i właśnie z tego względu Ciebie podziwiam. To musiało kosztować wiele pracy z Twojej strony. A notka ma tyle epitetów, tyle wszystkiego, co można podziwiać, że nie wiem, jaką ocenę Ci tu wstawić...
Na pewno większą niż W!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!