Myślodsiewna Severusa Snape'a Prowadzi asystentka Snape'a Meg
Dzięki wybitnej znajomości czarów uzyskałam dostęp do osobistej myślodsiewni Mistrza Eliksirów. Teraz będziemy mieli pełen wgląd w jego wspomnienia z młodości, a także z lat późniejszych... poznamy też jego osobiste przemyślenia, kłopoty i problemy, troski i radości bez potrzeby odwoływania się do legilimencji. Zapraszam serdecznie do lektury ściśle tajnych odbić duszy profesora Severusa Snape’a!
Z Okazji Dnia Zakochanych chciałabym Wam życzyć, aby Wasza miłość była szczera, piękna, niezapomniana, zaskakująca i pełna wspólnej radości. Życzę Wam także spełnienia marzeń, nawet tych najskrytszych, choć ktoś kiedyś mi powiedział, że nie warto dążyć do spełnienia wszystkich marzeń od razu, bo trzeba mieć do czego dążyć w przyszłości. Dziękuję pięknie za moc komentarzy i pozostawiam Was z nowym wpisem, zarówno w Myślodsiewni, jak i w Pamiętniku... a także zapraszam na mojego bloga, gdzie pojawiły się nowe notki i zmiana image'u. Serdeczne pozdrowienia wszystkim śle
Marta
***
Temperatura tej nocy spadła do minus dziesięciu stopni. Oszronione błonia otulone były gęstą, zimną mgłą. Nie było widać nawet gwiazd, choć świeciły mocno od wielu dni niczym małe, podniebne świetliki.
Na środku polany było jaśniej niż gdzie indziej. Dość duże półkole oświetlało magiczne ognisko z mlecznymi, lśniącymi płomieniami. Riddle stał pośrodku, otulony peleryną. Jego oczy jarzyły się blaskiem w świetle ognia. Przed nim stało około dwudziestu, trzydziestu osób, otulonych szczelnie pelerynami, szalami i chustami, tworząc idealne półkole. Patrzył na nich w milczeniu, prześlizgując się wzrokiem od twarzy do twarzy.
-Witajcie.
Ktoś prychnął cicho. Faktycznie, powitanie Toma kojarzyło się raczej z ogrzanym pokojem, wyłożonym puszystym dywanem i puchatymi poduszkami, na których siedziałaby gromadka domagających się opowiastki dobrotliwego dziadka dzieci. Sam niemalże zaśmiał się w duchu ale wnet spoważniał. Wycelował wzrok dokładnie w prychającego i powiedział cicho acz łagodnie:
-Nie myśl, że mi też nie jest zimno, Rose. Jeśli boisz się, że nabawisz się kataru, podejdź bliżej ognia.
Zgodnie z jego oczekiwaniami Rose nie ruszyła się z miejsca.
-Dotychczas spotykaliśmy się w tajemnych przejściach, pustych klasach bądź lochach. Niejednokrotnie warunki klimatyczne były o niebo lepsze i bardziej sprzyjały spotkaniu na zewnątrz niż dzisiejsza noc. Uznałem jednak, że nie ma co się łudzić. Nie można poprzestać tylko na ciepłym siedlisku wewnątrz zamku… może sceneria Zakazanego Lasu przemówi bardziej do waszej wyobraźni aniżeli znajome gobeliny, kandelabry i zbroje.
Po tym zaskakującym wstępie pozwolił sobie na chwilę milczenia. Dokładnie zlustrował stojących naprzeciwko uczniów i przemówił tonem z pozoru obojętnym:
-Zdawało mi się, że wyznaczyłem wam pewne zadanie… tak, czy to nie było wciągnięcie drugiej osoby do waszego kręgu? Rookwod, może ty mi przypomnisz.
-Tak… masz rację.
-Tak, panie.
Rookwod nie zrozumiał, więc Riddle powtórzył raz jeszcze, tym razem z odrobiną zniecierpliwienia w głosie:
-Tak, p a n i e.
-Tak, panie.- powiedział Rookwod i słychać było, że głos mu drgnął.
-Wspominałem już, jaka panuje tu hierarchia, prawda? Jesteśmy my, bo działamy wspólnie i we wspólnym celu, ale jednocześnie jesteście wy i ja, bo to ja jestem waszym… powiedzmy, przywódcą. To taka mała dygresja nie na temat… a wracając do sedna sprawy, tak, jak przypomniał Rookwod, mieliście dziś przyjść z drugą osobą, którą uznaliście za godnego kandydata do naszego zgromadzenia… czyżby nie wszyscy zrozumieli?
Szmer zaprzeczenia. Ogień zamigotał w tęczówkach Riddle’a.
-Więc dlaczego, miast pięćdziesięciu osób, widzę tu zaledwie trzydzieści?
Spotkał się z milczeniem. Spodziewał się tego.
-W całym Hogwarcie, we wszystkich czterech domach nie znalazło się dwadzieścia pięć osób, które nadawałyby się… na kandydata? W przeciągu tych trzydziestu dni, jakie wam dałem, nie znaleźliście ani jednej takiej osoby? Szukaliście co dzień, starannie i rzetelnie i nie znaleźliście? Poddaliście się? Zrezygnowaliście? A może stchórzyliście?
-Nie, to nie tak, przecież część z nas znalazła odpowiednią osobę…- wtrącił z nagłą odwagą Lucjusz Malfoy, stojący obok Severusa, który skrzywił się w duchu. Lucjusz urwał, widząc wzrok Toma skierowany na siebie. Narcyza, stojąca po drugiej jego stronie, skuliła ramiona pod peleryną. Spojrzała ukradkiem na Severusa ale ten nie poruszył się, wciąż patrząc na „przywódcę”.
-Jeśli nie znalazła się ani jedna osoba, to trzeba było ją stworzyć.
Tłumek oczekiwał w napięciu wyjaśnienia tych zagadkowo brzmiących słów. Riddle wyciągnął różdżkę i wyminął ogień. Zmarznięta trawa pod jego stopami trzaskała.
-Kazałem wam szukać tylko w Slytherinie? Nie. Są jeszcze trzy inne domy, w nich po siedem roczników, każdy liczący kilkadziesiąt osób. Nie wierzę, że nie ma tam ani jednego ucznia, który po trafnej argumentacji nie wykazałby chęci do zapoznania się z nami.
Severusowi na dźwięk „trafna argumentacja” przypomniał się szlaban i rozogniona twarz Lily. Coś kujnęło go nieprzyjemnie w sercu, ale zignorował to. Tom podszedł do bliskiego mu krańca półkola, cały czas dzierżąc różdżkę w dłoni.
-A może nie potrafiliście być przekonujący?- powiedział cicho, ale każdy doskonale go słyszał. Nawet ogień zdawał się huczeć ciszej aniżeli brzęk muchy. –Tak, to może być przyczyna waszej niesubordynacji.
Riddle przeszedł się wzdłuż półkola, zawrócił i stanął na tle ognia tak, że nie widzieli jego twarzy.
-Ci, którzy zostali tu zaproszeni, niech wyjdą z kręgu i staną przede mną, tyłem do ognia.
Rozległ się cichy szmer peleryn, szepty wśród zebranych i pięć osób wyszło na środek. Riddle podszedł do pierwszej z nich i zatrzymał się przy niej. Po chwili delikatnie odsunął jej kaptur i oczom zebranych ukazała się piękna, jasnowłosa dziewczyna o dużych, orzechowych oczach. Jej cera była rumiana ale zdrowa. Dziewczyna nie uśmiechała się tylko patrzyła w oczy Riddle’a bez słowa, bez jakiegokolwiek ruchu. Patrzyła mu w oczy tak przez trzy sekundy aż usłyszeli jego szept:
-Chloe Garmond, trzecia klasa, Ravenclaw… kto cię wprowadził?
-Andrew Marconi.
Riddle spojrzał w kierunku zebranych i spokojnie ruszył dalej, powtarzając procedurę odsłonięcia kaptura i zapytania o nazwisko wprowadzającego.
Severus stał i patrzył bez słowa na to, co rozgrywało się przed nim. Nie czuł wcale zimna: magiczne ciepło ognia zdawało się już dostatecznie nasycić polanę. Tymczasem Riddle odsłonił twarz Narcyzie Black, która niemal dygotała- albo z zimna, albo z przerażenia-, dość sympatycznemu z wyglądu Danielowi Olkinsowi, Ślizgonowi z szóstego roku , zabijace Ethanowi Traversowi, też ze Slytherinu ale z trzeciej klasy i nieznanemu nikomu, ponuremu Puchonowi z piątej klasy, Alanowi Kobytzkiemu.
-Trzech Ślizgonów, Puchon i Krukonka. Dwie dziewczyny, trzech chłopaków.
Podsumowanie Riddle’a było dość oczywiste ale i tajemnicze.
-Mogłem się spodziewać, że wprowadzisz Chloe, Andrew. To samo z Narcyzą, Lucjuszu.- skinął ku nim głową. Ktoś stojący na drugim końcu półkola prychnął cicho. –Było oczywiste, że Woodrow wprowadzi Olkinsa, który jest jego przyjacielem od najmłodszych lat, podobnie jak Travers przyjaźni się z Carrowem. Urke, jedyny obcokrajowiec na drugim roku, nie ma przyjaciół wśród rówieśników ale trzyma się z mającym podobną sytuację Alanem Kobytzkim, choć oprócz pochodzenia z Czech łączy ich także zamiłowanie do czarnej magii. Tak pokrótce można scharakteryzować wasze wysiłki… dość marne, przyznaję, ale wysiłki.
-Prosiłem o przyprowadzenie odpowiedniego kandydata, zwracając uwagę na to, by był to ktoś naprawdę odpowiedzialny, lojalny i odważny.
-Sugerujesz, że dziewczyny nie są odważne??- wyrwał się Marconi, ale Tom odparł z taką pogardą, że Marconi aż się wcisnął w szereg:
-Głupie pytanie, Marconi… bardzo głupie, jak na to, że tu jesteś.
-Prze… przepraszam.- szepnął Marconi, ale tym razem został całkowicie zignorowany. Severus spojrzał na niego z ukosa: chłopak był wyraźnie zdenerwowany. Pewnie drżał tak o Chloe.
-Sądziłem- ciągnął dalej Tom, przechadzając się w świetle białych płomieni.-, że jesteście już na tyle dojrzali, by rozumieć różnicę między obiektywizmem a subiektywizmem. Tymczasem, krótko mówiąc, poszliście na łatwiznę. Nietrudno było zaprosić przyjaciela czy dziewczynę, ale już prawie żadne z was nie pomyślało o tym, czego j a od was zażądałem. Nie zwróciliście uwagi na przymioty, na które kładłem nacisk: nie, gdybyście mieli spełnić moje polecenie od początku do końca, kosztowałoby to was o wiele więcej wysiłku, związanego z przemyśleniem sprawy, wybraniem osoby, mającej te przymioty i nie będącej koniecznie w gronie waszych znajomych, a po co się męczyć?
Nikt się nie odezwał. Było jasne, że Riddle, choć nie podnosi głosu, nie jest zadowolony i też prawie natychmiast to powiedział:
-Nie jestem zadowolony z tego, co mnie tu spotkało. Powiem nawet więcej: jestem rozczarowany i srogo zawiedziony. Myślałem, że można was traktować poważnie, ale skoro nie, to proszę bardzo, droga wolna. Nie zatrzymuję was dłużej.
Jego słowa cięły powietrze jak stal. Unosiła się woń napięcia i gniewu. Nie bardzo było wiadomo, czy jego ostatnie słowa znaczą wydalenie, czy też tylko pełnią rolę groźby. Patrzył na nich bez tych iskierek w oczach, które czyniły go bliższym i łagodniejszym. Piątka wybrańców stała bez ruchu, choć zapewne denerwowali się bardziej, niż cała znająca Toma reszta. Severus dostrzegł, że Chloe uniosła ciut wyżej głowę. Trzymała się po królewsku, co mile kontrastowało z bladą twarzą stojącej obok Narcyzy, która opanowała już dygotanie, ale zaciskała w kieszeni dłonie.
Tom wyraźnie czekał na jakiś ruch z ich strony, ale ponieważ nic takiego nie nastąpiło, kontynuował:
-Żadna z tych osób nie nadaje się poza Ethanem Traversem i Alanem Kobytzkim. Nie powinno wam być z tego powodu przykro, już prędzej wstyd. Z pięciu osób przyjąłem dwie, to nawet nie jest pięćdziesiąt procent.
Tom okręcił się na pięcie i stanął przed Chloe. Rzucił wzrokiem na piątkę nowicjuszy, potem na szereg i zapytał, unosząc brwi:
-Czy ktoś ma jakieś wątpliwości?
Odpowiedziało mu milczenie. Pokiwał głową na znak, że rozumie i stanął twarzą do Chloe, Narcyzy, Ethana, Daniela i Alana.
-Nie ulega wątpliwości, że panna Garmond jest piękna i dobra,- w jego głosie usłyszeć można było leciutkie echo śmiechu- ale mam poważne wątpliwości co do tego, jak spisałaby się w naszych szeregach.- spojrzał na nią uprzejmie. –To jest walka dobra ze złem, ale w tym wypadku nie dobro ma zwyciężyć, mówiąc stereotypowo.- powiedział jej z dziwnym uśmiechem i pokazał, by wróciła do szeregu. Podszedł do Narcyzy. Spojrzał jej w twarz, potem rzucił okiem na postać na końcu półkola i zapytał:
-Obserwowałem cię przez cały czas. Trzęsłaś się, choć stałaś blisko ognia. Czego się bałaś?
Narcyza nie odpowiedziała tylko rozwarła szeroko oczy.
-Narcyzo…- zachęcił ją Tom, nie patrząc na nią. Blondynka przełknęła ślinę i spuściła wzrok w chwili, gdy Tom go podniósł. Uniósł jej podbródek koniuszkami palców, patrząc jej prosto w oczy. Po krótkiej chwili powiedział, krzywiąc się lekko i puszczając jej podbródek jakby upuszczał do kosza brudnopis, który jest całkowicie beznadziejny:
-Ach, tak… panna Black przyszła tu tylko dlatego, że poprosił ją o to pan Malfoy. Ciekawe, co zataiłeś, by jej nie zniechęcać, Lucjuszu…- spojrzał na kolegę Severusa zimno i dodał: -Bo Narcyza wyraźnie czuje się… ależ tak, oszukana. No cóż, nigdy nie mówiłem, że nasze spotkania, to piknik.- wskazał Narcyzie miejsce, z którego wyszła a ona szybko je zajęła, nasuwając kaptur. Riddle spojrzał po raz ostatni na nią, na koniec półkola i w podobny sposób odprawił Olkinsa. Kiedy doszedł do tych, których zaaprobował, poprosił, by zajęli stałe miejsce w szeregu. Potem odwrócił się z łopotem peleryny twarzą do półkola i cofnął się w stronę ognia.
-A oto osoba, którą ja wybrałem na kandydata. Lojalna i wierna,- powiedział spokojnie, z dobrze ukrytym podnieceniem, spoglądając w kierunku końca półkola. –odpowiedzialna, nieugięta, stanowcza, odważna, a przede wszystkim bardzo mocno przekonana o słuszności naszego celu. Pozwól do nas, Bellatrix.
Osoba wyszła z półkola, podeszła do Toma i zsunęła kaptur. Jej siostra krzyknęła cicho, ukrywając twarz w dłoniach, ale Bellatrix Black nie patrzyła na nią tylko na Toma. W jej oczach płonął blask i wyczuć można było aurę satysfakcji i gotowości do walki. Miała gęste, czarne jak smoła włosy, które układały się miękko wokół jej stanowczej, pewnej siebie twarzy o ciemnych oczach i ustach, wykrzywionych w trochę pogardliwym uśmiechu. Riddle spojrzał na nią a ona spuściła z szacunkiem głowę. Zwrócił się do ludzi stojących w półkolu, a na jego twarzy widać było coś jakby triumf, dziką radość i spełnienie.
-Bellatrix Black, Ślizgonka z czwartej klasy. Przyszła do mnie sama i przysięgła, że spełni wszystkie moje rozkazy. Nie zawaha się przed niczym, co mogłoby pomóc w osiągnięciu sukcesu, nawet przed śmiercią. Muszę przyznać, że nigdy jeszcze nie spotkałem osoby tak przepełnionej wolą walki, poświęceniem i wiernością dla pana.
Gdy to mówił, Bellatrix omiotła spojrzeniem dotychczasowe grono wspólników Toma. Jej oczy w jakiś tajemny sposób wyczuły obecność Snape’a. Patrzył na nią spod kaptura z dwojakimi uczuciami. Narcyza nigdy nie chwaliła się posiadaniem siostry, niemniej widywał ją kilka razy na szkolnych korytarzach. Nie należała do osób lubianych, bo miała trudny charakter i bardzo silną osobowość, ale, o dziwo, w pobliżu Toma cała jej werwa przekształciła się w niezwykłą uległość wobec wszelkich jego słów, poleceń i próśb, choć te ostatnie wypowiadał najrzadziej.
-Bellatrix, wejdź proszę do szeregu.
Usłuchała go wręcz z radością, którą widać było w silnym blasku jej oczu i łunie na jej twarzy. Severus poruszył lekko ramieniem. Zauważył, że Lucjusz nie jest zachwycony werdyktem Toma, dotyczącym zarówno jednej, jak i drugiej siostry Black. Spojrzał szybko na Severusa a potem obaj przenieśli wzrok na Toma.
-Nie zamierzam przedłużać tematu mojego polecenia, które spełniliście w sposób wysoce niezadowalający… chociaż może warto by było, abyście nauczyli się posłuszeństwa, ale myślę, że na to nadejdzie jeszcze o wiele bardziej stosowna pora. Dzisiejszej nocy chciałbym wam zadać tylko jedno pytanie.- stanął do nich bokiem, utkwiwszy wzrok w jasnych płomieniach, wzbijających się ku ciemnemu, rozgwieżdżonemu niebu. –Czym jest dla was śmierć?
Odwrócił się twarzą z powrotem do półkola i dodał:
-A także… czy jest czymś niepokonanym?
Milczenie. Spojrzał na nich a blask ognia zaigrał niebezpiecznie w jego oczach.
-Marzenia o nieśmiertelności są niemal tak stare, jak świat… nie są obce nikomu, więc nie ma sensu się ich wypierać, bowiem chęć pokonania śmierci należy do kręgu tych żądz, które opanowują każdego człowieka, w mniejszym lub większym stopniu, które mają na niego tak silny wpływ, że nie można z nim walczyć. W podobnych kategoriach postrzega się szczęście, bogactwo… jest wiele takich spraw.- mówił teraz z dziwnym grymasem, który miał chyba przypominać uśmiech. –Zastanawiam się, co wy sądzicie na ten temat.
-Skoro idea nieśmiertelności jest stara jak świat, a dotąd nie istnieją… no, istoty, które… które nie są śmiertelne, to chyba o czymś świadczy, prawda?- odezwał się ktoś z szeregu. Severus poznał, że to jakiś chłopak z ich roku. Riddle zmierzył go rozpalonym spojrzeniem i roześmiał się cicho, ale w niemiły dla ucha sposób.
-Dobrze, że dodałeś „chyba”, Geddy, naprawdę dobrze.
Geddy nie poddał się: przeciwnie, zapytał trochę śmielej, choć nadal drżącym głosem:
-Masz na myśli, że istnieją takie istoty, które odniosły zwycięstwo nad śmiercią?
-Oczywiście, że tak. Historia mówi tylko o trzech takich osobach… niemniej, nie są światu magii obce metody zmierzające do, jak to ładnie ująłeś, odniesienia zwycięstwa nad śmiercią.
-Nie…?- zachłysnął się Geddy a Riddle powtórzył z odcieniem zniecierpliwienia:
-Oczywiście, że nie. To prastara historia, ale są dowody na to, że…- urwał, odwracając głowę nieco w prawo i unosząc ją. Do magicznie oświetlonej polany wiodła dróżka, w połowie zakryta przez przydrożne paprocie i wystające korzenie. Na jej końcu ukazała się postać w kapturze. Kiedy wbiegła na teren półkola, kaptur spadł jej z głowy i oczom zebranych ukazała się chłopięca głowa. Chłopak podszedł prędko do Riddle’a i powiedział do niego coś bardzo cicho i bardzo szybko, spoglądając w stronę błoni. Tom wysłuchał wiadomości w spokoju, a gdy chłopak oddalił się, powiedział:
-Wybaczcie, musimy już zakończyć nasze zebranie… gronu pedagogicznemu potrzebny jest pilnie prefekt… zdaje się, że jakiś Ślizgon złamał regulamin twierdząc, że prefekt mu pozwolił.- znowu się skrzywił. Machnięciem różdżki ugasił biały ogień a wzdłuż ścieżki wyczarował parę lampionów.
-Bez obaw, nie widać ich z zamku a pozwolą wam odnaleźć drogę.- rzucił przez ramię i szybko ruszył ścieżką. Nie minęło pół minuty, jak znikł w gąszczu. Zebrani uczniowie po krótkiej chwili wahania i odrętwienia ruszyli jego śladem, nie śmiejąc zamienić ze sobą słowa.
Świetny opis spotkania..hmm...śmierciożerców.
Cóż za rekrutacja, fajnie
podobalo mi się.
pozdrawiam
zapraszam do Aurory
Pauliina Piątek, 15 Lutego, 2008, 12:38
Zatkało mnie...
Wspaniała notka. Niesamowite było to spotkanie. Szczególnie podobał mi się moment, gdy Riddle kazał im zwracać się do siebie per "panie". Tylko co mło osób wykonało jego polecenie...
Z niecierpliwością czekam na następną notkę.
Magda B. Piątek, 15 Lutego, 2008, 16:19
Według mnie notka jest naprawdę świetna! Cieszę się, że ujawniłaś trochę jego "poddanych". Sposób, w jakim to pokazałaś, bardzo mi się podobał Trzymaj tak dalej!!!
(a tak nawiasem mówiąc wcześniej się podpisywałam jako "Magda Potter", ale nie pasuje to tak do mnie, więc postanowiłam napisać pierwszą literę mojego nazwiska)
Wydaje mi się, że w szkole "koledzy" Riddle'a mówili do niego po imieniu, dopiero potem przez "panie". No ale to Twoja notka i Twoja wyobraźnia ją pisze.
Notka jak zwykle wspaniała, potrafisz tak dobrze ująć te wszystkie szczegóły...
Maggie masz dziwną prośbę, bo wg mnie Meg pisze wystarczająco często. Ja mam tak dużo zajęć, że jakby pisała częściej, to bym nie nadążyła czytać.
Pozdrawiam!
Żongler Sobota, 16 Lutego, 2008, 12:21
Witam!
Mam coś do ogłoszenia. Poszukujemy redaktorów do gazety Żongler. Jeżeli są osoby, które chciałyby się sprawdzić i pisać do gazety, proszone są o napisanie artykułu w stylu Żonglera z serii Rowling (czyli dziwne sprawy etcx.) na e-mail redakcja.zonglera@gmail.com czekamy na was! Powodzenia!
Maggie Sobota, 16 Lutego, 2008, 18:48
Emisia, TY masz dużo zajęć, a mi się nudzi. Więc chyba nie dojdziemy do porozumienia.
anonim Sobota, 16 Lutego, 2008, 23:36
Notka coraz bardzie zaskakująca. I zgadzam się z Pauliiną świetny moment. także oczekuję kolejnej bo coraz bardziej mie wciąga;p
Emisia Niedziela, 17 Lutego, 2008, 13:21
Meg czy ja Ci coś narzucam? Ja tylko twierdzę, że wrzucając notki mniej więcej tak często jak teraz jest ok
Semley Niedziela, 17 Lutego, 2008, 14:58
Tajemniczo, wciągająco i zaskakująco... To się czyta lepiej niż Rowling! Dogłębnie oddajesz cechy postaci, to się po prostu czuje.
Mam prośbę - nie kończ ani nie oddawaj tego pamiętnika (myślodsiewni)! I jeśli czytałaś już VII tom - mogłabyś zmienić zakończenie?
Aśka Niedziela, 17 Lutego, 2008, 15:55
Po prostu brak mi słów.
Notka wspaniała!
Naprawdę bardzo wciągająca
Genialnie opisałaś to spotkanie
Maggie Poniedziałek, 18 Lutego, 2008, 08:32
Nie jestem Meg tylko Maggie, Emi.
Tajemnicza Poniedziałek, 18 Lutego, 2008, 20:56
Świętnie Ci idzieeeeee,lecz trochę za długie pisz krótsze proszę!!!!!!!!!
Emisia Wtorek, 19 Lutego, 2008, 22:39
Ile Ty masz lat, żeby czymś takim sobie głowę zawracać... Poza tym na samej górze pisze "prowadzi asystentka Snape'a Meg"... Maggie...
Semley Środa, 20 Lutego, 2008, 19:37
Czytam już któryś raz. Nie mogę się naczytać ani doczekać kolejnej notki.
Jestem pod wrażeniem - tak pięknie dobierasz słowa, że jakoś tak pasują.
I świetnie wprowadziłaś Bellatrix.
Maggie Czwartek, 21 Lutego, 2008, 14:13
Ale ja nie piszę tego pamiętnika. Jestem ja-Maggie i autorka tego pamiętnika-Meg.
felix Sobota, 23 Lutego, 2008, 14:34
Przeczytalam wszystkie wspomnienia, które dotychczas napisalas i uważam, że piszesz naprawde dobrze. Myślę, że masz niezykly talen i znakomicie oddajesz charakter swiata czarodzijow, ktory stworzyla Rowling, a także prwdziwy charakter Severusa Snapea (który jest moim ulubionym bohaterem). oby tak dalej Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejne notki
Już się denerwowałam, że Bellatrix nigdy się nie pojawi!
Dziewczyno, piszesz w sposób tak przekonujący o ideach Riddle'a, że nawet ja, która zawsze, już od dziecka potępiałam Czarną Magię (choć w duszy w jakimś tam stopniu czułam pociąg w tę stronę) dałabym mu się przekonać. Twoje opowiadanie zupełnie mnie pochłonęły... W czasie oczekiwania na kolejne wspomnienie Snape'a poczytam sobie jeszcze pamiętnik Dracona, ale mam nadzieję, że nie będę miała na to zbyt dużo czasu (;
Z niecierpliwością wyczekuję na nowości!
Luna Lovegood (Lavender i Lily) Wtorek, 03 Czerwca, 2008, 18:31
Super!
Opisałaś to spotkanie po mistrzowsku, potrafisz świetnie oddać klimat świata magii, spotkań z Riddlem...