Myślodsiewna Severusa Snape'a Prowadzi asystentka Snape'a Meg
Dzięki wybitnej znajomości czarów uzyskałam dostęp do osobistej myślodsiewni Mistrza Eliksirów. Teraz będziemy mieli pełen wgląd w jego wspomnienia z młodości, a także z lat późniejszych... poznamy też jego osobiste przemyślenia, kłopoty i problemy, troski i radości bez potrzeby odwoływania się do legilimencji. Zapraszam serdecznie do lektury ściśle tajnych odbić duszy profesora Severusa Snape’a!
Dzięki za komentarze Co do wywaru żywej śmierci… hm… myślę, że zdaniem profesora Severusa Snape’a ten wywar był wystarczająco trudny :P nie no, a poważnie, mi tam się wydaje, że może być Dzięki raz jeszcze i zapraszam do pamiętnika Dracona
***
-Brawo, panie Snape, idzie panu coraz lepiej z zaklęciami niewerbalnymi! Widać, że ma pan wielką siłę woli, to bardzo ważne przy tym ćwiczeniu.- nauczyciel zaklęć uśmiechnął się do niewysokiego, czarnowłosego Ślizgona, stojącego przy katedrze i demonstrującego na kamiennej czarze zaklęcie niewerbalne „Avio”, dzięki któremu czara napełniała się raz po raz krystalicznie czystą, zimną wodą. -Dziesięć punktów dla Slytherinu za pokaz i pracę na lekcji! Może pan wracać na swoje miejsce, panie Snape.
Chłopak bez słowa podszedł do ławki w ostatnim rzędzie, którą dzielił z przystojnym, srebrnowłosym chłopakiem o wyjątkowo klasycznej twarzy. Gdy usiadł koło niego, ten wygiął wargi, jakby chciał powiedzieć coś w stylu „No, no, Snape!”, ale poprzestał na tym. Chłopak nazwany Snapem zdawał nie robić sobie nic ani z pochwały nauczyciela i punktów dla domu ani ze spojrzeń towarzysza. Tymczasem nauczyciel kontynuował:
-Jako zadanie domowe, proszę poćwiczyć zaklęcia niewerbalne „Avio”, „Fumis” i „Properto”… pan, panie Snape, jest oczywiście zwolniony z tego ćwiczenia. A teraz, żegnam was! Przerwa!- tu, zgodnie z jego słowami, nad głowami uczniów rozbrzmiał gong. Wszyscy rzucili się pakować swoje rzeczy w ekspresowym tempie, by jak najszybciej móc opuścić klasę. Tylko Snape nie przejmował się dzwonkiem lecz ze stoickim spokojem składał swoje notatki i książki. Drgnął, gdy mijający go czarnowłosy Gryfon wraz z dwójką przyjaciół rzucił w jego stronę kątem ust uszczypliwym tonem tak, by usłyszał to tylko on:
-Śmieciolizus.
-Spadaj, Potter!.- warknął, ale oni już wyszli, zanosząc się śmiechem i pokazując go sobie palcami. Odprowadził ich nienawistnym spojrzeniem a potem nagłym ruchem wrzucił byle jak swoje rzeczy do torby i zamaszystym krokiem opuścił klasę zaklęć.
Szedł właśnie w stronę biblioteki, gdy nagle ujrzał nadchodzącą z przeciwległego korytarza roześmianą, rudowłosą dziewczynę, trzymającą za rękę czarnowłosego chłopaka- tego samego, który nazwał go w klasie od zaklęć „śmieciolizusem”. Oboje byli pochłonięci jakąś lekką, przyjemną rozmową i zdawali się nie widzieć nikogo, poza sobą, ale Snape nie ruszył się z miejsca, patrząc na nich w milczeniu i z bladością na twarzy. W pewnej chwili przeczesał sobie mocno włosy i ruszył w ich stronę, szybko i groźnie lecz nie zdążył do nich dojść, bo nagle wywinął koziołka w powietrzu i boleśnie wylądował na kości ogonowej w samym centrum korytarza. Poprzez fruwające w koło na podobieństwo zwariowanej aureolki gwiazdy ujrzał, jak para wchodzi bez przeszkód do biblioteki i tyle ich było.
Stęknął i spróbował się podnieść, ale ból osłabił go na chwilę;, nie na tyle jednak, by nie usłyszał zbliżających się kroków a w chwilę później- aż za dobrze znanego, przemądrzałego głosu, który dziewczyny określały mianem „ciepłego” i „seksownego”:
-Stało ci się coś, Snape? Wyglądasz, jakbyś się przewrócił!
-Nie, jakby wywinął kozła w powietrzu!- dodał drugi głos, piszczący lecz także naszpikowany nutkami szyderstwa i wzgardy. Snape postanowił ich zignorować, chociaż wiedział, że to wszystko ich sprawka.
-Wiem, że to wy, podłe, głupie, parszywe, nadęte…- zaczął i prawie zaraz zamilkł, gdy Black nastąpił mu na palce lewej dłoni. Nie syknął jednak, tylko wysłuchał jego groźby z rosnącym jadem w duszy:
-No, no, może trochę grzeczniej, śmiecie rusie… a, pardon… śmiecioLIZUSIE, bo jak nie, to może poboleć bardziej…
-Idź do diabła, Black, ty i twoi zasmarkani przyjaciele!- wrzasnął, zezując na niego. Jak to się dzieje, pomyślał ze złością, że zawsze, jak mnie dorwą-, to nikt tego nie widzi?! -Mam gdzieś ciebie i twoje groźby, odchrzań się ode mnie raz, a dobrze!
Black wybuchł złośliwym rechotem.
-Doprawdy, za bardzo bym tęsknił za twoim przemiłym głosikiem i obelgami… ale starczy tych szopek… wstawaj, Snape.- podał mu dłoń, a gdy Ślizgon zignorował go, w zamian obdarowując go maksymalnie podejrzliwym spojrzeniem, wybuchł rechotem po raz drugi i powtórzył łagodnie: -No, nie ociągaj się, dawaj łapę… chcę ci pomóc wstać po raz pierwszy w życiu, a ty masz to w nosie??
-Właśnie dlatego, że po raz pierwszy w życiu jesteś dla mnie „miły”, wolę ci na razie nie ufać, Black.- odpowiedział ironicznie i podniósł się z jękiem do pozycji siedzącej, choć Black cały czas trzymał wyciągniętą uprzejmie dłoń. Teraz schował ją z udaną urazą, a Snape wstał powoli, cały czas obserwując go spod oka. Był pewien, ze gdzieś tu kryje się chamski podstęp, tylko na razie otoczka była zbyt gęsta, by przeniknąć do sedna.
Chwilę stali w milczeniu, mierząc się spojrzeniem: z przystojnej skądinąd twarzy Blacka nie emanowała zwykła pogarda i kpina lecz życzliwość i przebiegłość, zaś Severus skrzętnie ukrywał wszelkie swoje uczucia, z doświadczenia pozostawiając tylko jedno- nieufność.
-Żebyś widział, Snape, jak podejrzliwie na mnie patrzysz, to byś się uśmiał!- Black wybuchł niespodziewanie śmiechem pozbawionym nut wrogości.
-A co?- zapytał ponuro, wciąż go obserwując spode łba. Black przestał się śmiać i kiwnął na niego, by podszedł bliżej. Ślizgon zawahał się a potem powiedział twardym głosem:
-Sam podejdź!
Black prychnął z niecierpliwością i zbliżył się do niego tak, że niemalże stykali się nosami. Powstrzymując z nadludzką siłą obrzydzenie, spowodowane bliskością Snape’a i tak zgodne z jego naturalnym zachowaniem, powiedział konspiracyjnym szeptem:
-Lubisz czarną magię, co nie, Snape?
Severus milczał, stojąc nieruchomo, więc chłopak kontynuował, rozglądając się czujnie po korytarzu i puszczając przy okazji oko do mijającej go Gryfonki, która natychmiast się zaczerwieniła i zachichotała.
-No więc… przyjdź jutro o dziesiątej wieczorem… nad jezioro. Wiesz, gdzie rośnie bijąca wierzba?
Jego rozmówca kiwnął prawie niedostrzegalnie głową.
-Nad jeziorem, przy tym wielkim głazie, na którym często wygrzewa się kałamarnica, będzie leżała gałąź. Weź ją i dotknij nią sęka na pniu wierzby, dokładnie przy tym jaśniejszym miejscu, gdzie odpada kora. Wierzba odsłoni ci przejście, którym pójdziesz aż do końca…
-Po co?
-…no, jak to?- Black uniósł brwi i nachylił się mu do ucha, szepcząc podnieconym tonem: -Spotkanie wszystkich fanów czarnej magii… nowa, tajna organizacja szkolna… będą zaklęcia, jakich nie nauczy cię żaden belfer!
-Skąd wiesz?- w głosie czarnowłosego Ślizgona zabrzmiała nuta niewiary.
-Oj, nieważne, skąd.- Black przewrócił oczyma. -Ważne, że wiem… miałem ci to przekazać… no… to przyjdź.
-Jaką mam gwarancję, że to nie jest kolejny głupi dowcip autorstwa twojego lub twoich inteligentnych przyjaciół? Wiesz, Black, jakoś ci nie wierzę.
-Snape, przestań robić problemy.- Black zniecierpliwił się. -Ja ci mówię, że będzie świetna zabawa, więc przyjdź. Jak tego nie zrobisz, będziesz żałował. No i, pamiętaj, nikomu ani słowa, bo wpakujesz wszystkich.- to mówiąc, okręcił się na pięcie i odbiegł korytarzem, nie odwracając się ani razu. Snape stał przez chwilę bez ruchu, wciąż słysząc w głowie jego słowa, a potem odwrócił się i także odbiegł w swoją stronę, kompletnie nie zauważając, że jest ona zupełnie przeciwna do tej początkowo obranej.
Na dworze było wyjątkowo ciepło. Majowy wieczór z wolna przeistaczał się w pachnącą, rozświetloną pełnią księżyca noc, idealną dla zakochanych par w Hogwarcie na romantyczne schadzki z narażaniem się na szlaban. Tej nocy jednakże z zamku wymknęła się dość wcześnie jedna osoba, a dużo wcześniej przed nią, właściwie tuż po kolacji- troje innych uczniów. Osoba ta jednak nie miała o tym najmniejszego pojęcia: wysunąwszy się niczym cień z lochów szkolnych, rozejrzała się czujnie po Sali Wejściowej bez przeszkód, bezszelestnie opuściła zamek.
Błonia, rozświetlone blaskiem księżyca i przesycone wilgocią oraz zapachem ziół nie stanowiły dla niego żadnego uroku. Wciąż miał dziwne wrażenie, że ktoś go podgląda i śledzi, dlatego też długo mu zeszło, nim odnalazł gałąź i podszedł do wierzby bijącej. Podobno sadzonkę wierzby przywiózł z dalekiego kraju jakiś wdzięczny Hogwartowi uzdolniony absolwent i na pamiątkę posadzono ją kilka lat temu w którąś rocznicę ukończenia przez niego szkoły.
Chwilę stał w miejscu, przyglądając się swoimi ciemnymi, pełnymi splątanych myśli oczyma gałęziom dziwnego drzewa, teraz chlastającymi co i rusz powietrze. Drzewo z całą pewnością należało do drapieżnych i nikt nie zbliżał się do niego na wszelki wypadek (w przeciwnym razie, spotkanie z wierzbą kończyło się najczęściej piekielnie bolącymi rozcięciami i wizytą u pani Pomfrey, która aplikowała nieprzyjemny, palący eliksir na rany); Black jednakże radził dotknąć gałęzią sęka… Severus idealnie dobrał moment, gdy gałęzie podniosły się ku górze i, prześliznąwszy się między krzewami i trawami, w mgnieniu oka znalazł się przy pniu i dotknął go gałęzią.
Drzewo znieruchomiało, jak pod wpływem jakiegoś bardzo silnego zaklęcia, ukazując wyraźnie ukryty dotąd otwór, przypominający wejście do jaskini. Severus nie napawał się swoim zwycięstwem nad wierzbą, słusznie przewidując, że stan uśpienia nie może trwać wiecznie i, rzuciwszy bezużyteczną już gałąź w krzaki, ruszył w stronę przejścia, uzbrajając się w zapaloną różdżkę.
Szedł już spory kawałek kamiennym korytarzem, co jakiś czas nadeptując trupy myszy i jakieś zbłąkane (z czyimi butami…?) gałązki, pilnie nasłuchując i wyglądając jakichkolwiek oznak tajnego zgromadzenia. Przy dwusetnym kroku doszedł do wniosku, że Black go faktycznie zrobił w konia, szedł jednak dalej, zacięty i z wolna coraz bardziej zirytowany, przewidując, że cała grupa kawalarzy pod prymatem Pottera siedzi teraz pewnie na końcu tego przeklętego korytarza, czekając na niego i jego „zaskoczoną” minę. Kiedy jednak przy trzysetnym kroku usłyszał jakiś szelest, natychmiast się zatrzymał i zgasił różdżkę, starając się jak najszybciej przyzwyczaić wzrok do mroku.
Minęła chwila w kompletnej ciszy, podczas której Severus zaczął wyodrębniać z ciemności korytarza załomy w murze i zakręty. Ocknął się z odrętwienia i ruszył w dalszą drogę, starając się stawiać stopy jak najciszej.
Sto kroków dalej znajdował się zakręt. Na ścianie po jego lewej ręce pojawiła się chwiejąca się poświata z różdżki i dało się słyszeć jakieś dziwne dźwięki, jakby mruczenie i ciche pojękiwanie.
Snape zatrzymał się i znieruchomiał, dla pewności unosząc nieco różdżkę. Poświata nasilała się z każdym ułamkiem sekundy, a w chwili, gdy- jak się Severusowi wydawało- tajemniczy ktoś z różdżką powinien pojawić się na korytarzu, światło zgasło nieoczekiwanie. Nieporuszony i sztywny z napięcia Ślizgon odetchnął głęboko i wolno. „Najchętniej upodobniłbym się teraz do cienia”, pomyślał, wpatrując się aż do bólu w ścianę, za którą -tego był pewien- ktoś się ukrywał.
Po pięciu sekundach Snape zrobił krok w przód, postanawiając wyjść naprzód zagrożeniu lecz wtem krzyknął cicho, zasłaniając dłonią oczy przed oślepiającym blaskiem, jaki go oświetlił.
-No i co, Snape? Spóźniłeś się na spotkanie!- zawołał jakiś gruby, zniekształcony głos.
-Co…? Kim jesteś… nie spóźniłem się!- wciąż osłaniając oczy, próbował przez rozchylone nieco palce dojrzeć swojego rozmówcę, ale bezskutecznie- światło było zbyt mocne.
-Jestem twoim nowym przywódcą, a ty śmiesz tak prostacko się do mnie odzywać?- zagrzmiał głos. -Wstydź się, Snape! Lactivitas!
Snape gwałtownie znalazł się w powietrzu, zrobił w nim dwa koziołki w przyspieszonym tempie, a następnie z głośnym hukiem spadł na kamienną podłogę. Z przekonaniem, że ma zmiażdżoną twarz, spróbował podnieść się, by przynajmniej nie zjadać paprochów i piasku z podłogi, gdy ktoś nadepnął mu na plecy.
-I co, Snape? Będziesz na drugi raz tak się odzywał?- zapytał „przywódca”, a Severus pokręcił głową, nie będąc w stanie wymówić słowa. W duszy kotłowało mu się tysiąc myśli, z których żadna nie była optymistyczna.
-Nie… będę… tylko mnie puść, panie!- wycharczał i z ulgą poczuł, że nacisk na jego plecy zmalał. Odważył się otworzyć oczy i poruszyć palcami dłoni i nagle usłyszał coś, co sprawiło, że ciarki przeszły mu po plecach. Okropny, gardłowy, pełen wściekłości ryk bardzo blisko niego. Wiedział, że tylko jedno stworzenie potrafi tak ryczeć.
-Hej, co jest…- „przywódca” odezwał się jakimś nieswoim głosem i wrzasnął już całkiem po swojemu: -Syriuszu, UWAŻAJ! Dormate!
Huknęło, błysnęło i tajemnicze „coś” zawyło, a potem umilkło. Rozległ się odgłos, jakby bezwładne ciało padło na podłogę. Snape wykorzystał sytuację i w trzy sekundy stał z powrotem na nogach, celując różdżką w stojącą przed nim postać „przywódcy”.
-Zapłacisz mi za to, Potter.- wydyszał, starając się nie patrzeć na to, co działo się za Potterem, który zresztą też starał się to ukryć, rozkładając ręce, choć za nim znajdowały się tylko jakieś odrapane, niedomknięte drzwi z jasnego drewna. -POŻAŁUJESZ TEGO!- wrzasnął, trzęsąc się… ze strachu? A może z wściekłości? Nie wiedział sam, czuł jednakże, że ma to wiele wspólnego z tym potwornym rykiem.
-Uspokój się, Snape.- powiedział przez zaciśnięte zęby Potter, patrząc na niego bez ruchu. -Nie bądź…
-NIEE!- wrzasnął ktoś chłopięcym głosem i rozległo się głuche uderzenie. Potter oblizał wargi i obejrzał się w tył. Za drzwiami działo się najwyraźniej coś strasznego, co chciał ukryć przed mierzącym w niego Ślizgonem, który teraz był nie mniej przerażony od niego.
-Snape, zaklinam cię, schowaj tę różdżkę i nie rób głupstw!- powiedział rwącym się głosem, wciąż oglądając się raz po raz w tył. Odgłosy, dochodzące zza drzwi były co najmniej mrożące krew w żyłach: jakieś pomruki, złowieszczy warkot, trzaski i jęki. Snape potrząsnął różdżką, nie panując nad sobą.
-Co, kolejny głupi żart?- wysilił się na sarkazm, chociaż z wielkim trudem. -Pomyślałeś sobie, Potter, że fajnie będzie mnie zwabić do tunelu niby to na spotkanie, a tymczasem chciałeś mnie nastraszyć, co? NIE RUSZAJ SIĘ!- rozbłysło dziwne, fioletowe światło.
-Do cholery, Snape!- stęknął Potter, puszczając swoją wciąż zapaloną różdżkę, zwijając się w pół i osuwając pod ścianę, jakby ktoś zaprawił go z byka. -ODBIŁO CI?! OPUŚĆ TĘ RÓŻDŹKĘ!!
-NIE BĘDZIESZ MI ROZKAZYWAŁ, POTTER!- potrząsnął różdżką raz jeszcze, wpatrując się jak zahipnotyzowany w drzwi, które zaczęły trzeszczeć a w parę sekund później pękły na pół i wypadły z zawiasów, wzbijając w górę tumany kurzu.
Gdy kurz opadł, oczom odrętwiałego Snape’a i Pottera, który próbował się pozbierać po zaklęciu tego pierwszego, ukazał się wychudzony, rozwścieczony, groźny wilkołak, którego zwinne, owłosione i zakończone zakrzywionymi pazurami palce zaciśnięte były na czymś, co bardzo przypominało kawałki różdżki. Miał straszne, przekrwione w kącikach oczy, w których płonęła jakaś dzikość. Wyglądał niemalże groteskowo w jaskrawej łunie zapalonej różdżki, ale gdy zawył głośno, Snape całkowicie stracił nad sobą panowanie.
-DRĘTWOTA!!!
Czerwony promień wystrzelił z jego różdżki z taką mocą, iż odrzuciło go w tył wprost na ścianę korytarza, wilkołak zaś zwinął się i pisnął. Potter spojrzał na niego rozszerzonymi ze strachu oczyma i zerwał się, jakby pisk oszołomionego nieco wilkołaka przywrócił mu energię. Zanim Snape zdołał dojść do siebie, poczuł, że Potter ciągnie go za kołnierz szaty i stawia na nogi, a następnie, trzymając silnie za ramię, ciągnie w stronę wylotu korytarza.
-Co… Potter, ŁAPY WON!- otrzeźwiał w mgnieniu oka i intuicyjnie zaczął się wyszarpywać z jego uchwytu, lecz przegrał tę walkę. Kątem oka dostrzegł, że wilkołak potrząsa głową, jak otumanione zwierzę, które uderzyło głową w pień. Nagle z pokoju za jego plecami wyskoczył czarny pies i skoczył na wilkołaka. Potter zawył:
-NIEEE, SYRIUSZU, NIE, ZOSTAW GO!-
ale było już za późno: momentalnie wilkołak zrzucił jednym ruchem psa z siebie, który upadł na bok, popiskując, a sam, wyprostowawszy się na tyle, na ile pozwalało mu niskie sklepienie, utkwił swoje straszne źrenice w dwójce mocujących się uczniów i zawarczał. Rozległ się kolejny wrzask, tym razem Snape’a a potem wszystko zakotłowało się i zmieszało: pamiętał tylko, że Potter trzymał go bardzo, bardzo mocno i puścił dopiero wtedy, gdy znaleźli się na błoniach, kilkaset stóp od bijącej wierzby.
Nocne, chłodne powietrze sprawiło, że szybko oprzytomniał, chociaż był zapewne bardzo blady, gdyż na twarzy kucającego obok Pottera malowała się jakaś podejrzliwość.
-Jesteś… nienormalny.- wydyszał Snape, podnosząc się do pozycji stojącej. Zaraz przekonał się, że był to błąd, bowiem zakręciło mu się w głowie tak, iż upadł w trawę i długo nie mógł się podnieść. Na dodatek zaczęło go potwornie mdlić.
-Nikomu o tym nie powiesz, rozumiesz?- usłyszał stanowczy szept Pottera i przekręcił się na plecy. Ujrzał go nad sobą, z różdżką wycelowaną w jego czoło i w jednej chwili naszła go taka ochota do śmiechu, że nie potrafił się jej oprzeć.
Śmiał się długo, nieco histerycznie co prawda, jednakże z każdą chwilą czuł, że napięcie, w jakim się znajdował przez ostatnią godzinę, maleje, zastępowane przez wściekłość, początkowe niedowierzanie i odrazę.
Potter nie spuszczał z niego oczu ani nie obniżył różdżki o cal. Severus spojrzał mu prosto w oczy i pomyślał, że temu wrednemu żartownisiowi autentycznie zależy na jego milczeniu… chyba po raz pierwszy w życiu James Potter obawiał się kary za złamanie regulaminu! Niebywałe…
-Nawet o tym nie myśl.- syknął, próbując unieść się do pozycji siedzącej, lecz koniec różdżki pchnął go z powrotem na trawę. Wykrzywił wargi w złośliwym uśmiechu i pozwolił sobie na odrobinę sarkazmu: -Co, boisz się, że wylecisz? W końcu niezniszczalny James Potter przeholował, przechowując nielegalnie agresywnego wilko…
-Zamknij się.- Potter rzucił okiem na błonia i ponownie dźgnął go boleśnie różdżką.
-Odwal się, nikogo tutaj nie ma oprócz nas, tylko ty mogłeś wpaść na tak durny pomysł, żeby po nocy zabawiać się w tresera…- drwina przemieniła się w złość. Przed jego oczyma przesunął się przyspieszony korowód scen z ostatnich kilkudziesięciu minut i ponownie go zemdliło. -Nie, Potter, przesadziłeś i to mocno, nie masz co na mnie liczyć, wszystkim wyga…
-Jeśli to zrobisz, to wszyscy będziemy mieć kłopoty.- powiedział przez zaciśnięte zęby Gryfon, patrząc na niego z niechęcią. Z oddali dobiegł ich ryk, na dźwięk którego obaj się skrzywili. Wiedzieli, czyj to był ryk. Potter nabrał powietrza w płuca i wypowiedział bladymi ustami: -Jeśli komuś powiesz, co widziałeś tej nocy, doprowadzę do tego, że skończysz w Azkabanie jako zdeklarowany śmierciożerca.
-Co?- wykrztusił Snape po sekundzie milczenia, siląc się na obojętny ton. -Zastanów się lepiej, co mówisz, Potter, bo nie masz zielonego pojęcia…
-Dobrze wiem, co mówię, Snape.- Potter zniżył różdżkę tak, by dotykała szaty na piersiach leżącego Ślizgona. -Wszyscy wiedzą, że trzymasz się z grupą, która popiera Riddle’a. Wiem, jak się nazywacie i co jest waszym celem. Spadłeś na samo dno, Snape. Bardzo niemądrze by było, gdybyś teraz nie przyjął mojej oferty.
-Ty śmiesz mi cokolwiek oferować?- Snape zaśmiał się ochryple i oblizał wargi. -Czy nie rozumiesz, że to ty masz więcej do stracenia, niż ja? Za rok skończę szkołę i będę robił to, co do mnie należy a twoja przyszłość zależy od najbliższej godziny… jeśli pójdę do dyrektora i powiem mu, gdzie byłem i kogo widziałem…- olśniło go nagle i dorzucił szybko, obserwując twarz Jamesa -… oraz w jakiej postaci, to wylecicie wszyscy czterej i już na zawsze pozostaniecie wyrzutkami.
-Tylko tacy, jak ty, Snape, są wyrzutkami społeczeństwa. Nic nie rozumiesz, Snape!
-Nie?- zapytał drwiąco. -To może mi wyjaśnisz? Albo od razu najlepiej też dyrektorowi, jak to się stało, że po szkole grasuje wilkołak a trójka innych uczniów nielegalnie zostaje animagami?- dokończył zwycięsko a bladość oraz spięte szczęki Pottera tylko mu dowiodły, że się nie mylił w swoich spostrzeżeniach.
-Nie widziałeś nas, Snape.- wydyszał Potter, dotykając różdżką piersi Severusa. -Nikt ci nie uwierzy, nie masz dowodów!
-Jak to nie? A imię Blacka, które wymieniłeś, gdy ten wilkołak rozwalał pokój? Ten czarny pies, który potem wyskoczył? Mam dowód na to, że ty i Black przetrzymujecie nielegalnie wilkołaka, a to mi w zupełności wystarczy. Na tym małym półgłówku Pettigrew ani na Lupinie mi nie zależy- nie urwał, choć Potter najpewniej wbił mu różdżkę już na ćwierć cala. Zakpił, choć coś mu przeszkadzało w napawaniu się w pełni triumfem nad znienawidzonym Potterem i jego bandą a nabijanie się z niego i obserwowanie rosnącej paniki pod maską przerażenia na jego dumnej twarzy sprawiało mu tylko chwilową przyjemność: -I co? Co mi zrobisz? Przewiercisz mnie różdżką na drugą stronę? Bo chyba nic poważniejszego nie odważysz się zrobić…
-MILCZ, Snape!- różdżka w dłoni Pottera drgnęła. -NIE zrobisz tego, nie jesteś na tyle odważny, jesteś zwykłym, tchórzliwym gnojkiem, który…
Snape przerwał mu ochrypłym śmiechem.
-Ja?- upewnił się, unosząc brwi z udanym rozbawieniem. -A kto wiecznie się otacza bandą równie zidiociałych, bezwartościowych bałwanów? Kto zgrywa się na nie wiadomo kogo, a w istocie jest słabszy i mniej odważny od innych? Ty nie potrafisz od kilku lat skutecznie poderwać jednej głupiej dziewczyny, a…
-Rotero!
Snape stłumił syknięcie i podwinął lewą nogę, trzymając się za nią kurczowo. Gdy podwinął, zobaczył w świetle księżyca krew na kostce i długą, pionową szramę, a potem przeniósł wzrok na bladego i rozwścieczonego Pottera, trzymającego kurczowo różdżkę o cal od jego nosa.
-Widzisz, jaki jesteś słaby? Nie potrafisz opanować nerwów, tak samo marnie szło wam z tym wilkołakiem… szkoda, że nie pozwoliłeś mi go zabić…
-Jeszcze jedno słowo na temat Lilly lub wilkołaka, Snape,- syknął Potter i spojrzał na odległy zamek. -a nie zawaham się użyć czegoś o wiele bardziej bolesnego. Już jesteś szują, a co będzie za kilka lat? No cóż, mówiono mi, że Riddle takich lubi… zresztą, wdziałem sam na tym zebraniu.- wykrzywił się potwornie i przełknął ślinę. -Nie powiesz ani słowa nikomu, albo wymażę ci pamięć… a ponieważ jeszcze nie ćwiczyłem tego zaklęcia, może tak się stać, że czar podziała za mocno i stracisz pamięć w o g ó l e…
-Spróbuj.- zaczęły go z wolna opuszczać siły. Był psychicznie zmęczony emocjonującymi przeżyciami, a ponadto rozcięta kostka zaczęła go piec. Miał ochotę znaleźć się już w zamku i nie widzieć na oczy Pottera nigdy więcej, ale na razie mógł tylko o tym pomarzyć. -I tak nic nie zrobisz bez swoich p r z y j a c i ó ł, Potter, swoją drogą, ciekawe, gdzie oni są, w tym cholernym korytarzu widziałem tylko was dwoje…
-James! James! Syriusz jest ranny, Remus go zaatako…- nocną ciszę przerwał przerażony, piskliwy głos a obok nich nagle, jak spod ziemi, pojawił się niski, gruby chłopak. Widząc straszną twarz swojego kolegi i wyraźne zainteresowanie na twarzy leżącego dalej Severusa zamilkł z jeszcze większym przerażeniem. Potter rzucił okiem na Snape’a, który zrozumiał wszystko w lot i powoli odwrócił twarz w stronę nowego świadka sceny.
-Wracaj tam i zamknij go w pokoju, Peter.- powiedział stalowym, kamiennym głosem. -Zaraz tam przyjdę… tylko skończę z nim.
Peter pokiwał szybko głową i odbiegł z przejęciem w stronę bijącej wierzby. Snape śledził go przez chwilę błyszczącymi oczyma, dysząc, a potem jego oczy spotkały się z oczyma Pottera.
-No, no…- wyszeptał, oddychając nierówno. -A więc tu mamy rozwiązanie zagadki… byliście tam wszyscy… jeden jako wilkołak… drugi jako pies… Pettigrew też pewnie jest jakimś zwierzęciem, co?
-Zabiję cię, Snape, jeśli cokolwiek powiesz.- Potter również oddychał z trudem, nie spuszczając z niego wzroku.
Nagle ciszę rozdarł ochrypły, odległy warkot i James odwrócił machinalnie głowę w stronę tunelu, a to wystarczyło Snape’owi, by zerwać się na równe nogo i pchnąć Pottera na ziemię. Potem rzucił się szaleńczym biegiem w stronę zamku, jednak nie oddalił się od niego na odległość dłuższą, niż dwieście stóp, gdy obezwładniło go zaklęcie Zwieracza Nóg i padł na trawę. Uderzenie o wystający korzeń odebrało mu świadomość.
Tak, pamiętał też chłód posadzki Sali Wejściowej, w której ocknął się kilka godzin później. Był tak oszołomiony, że dowlókł się do swojego dormitorium i natychmiast kropnął się spać. Obiecywał sobie, że tym razem Potter i jego banda pożałują swoich wygłupów, ale skończyło się to inaczej, niż podejrzewał… -Więc zamierza pan po prostu zignorować sprawę?- czarnowłosy, chudy chłopak wyprostował się w krześle, patrząc dziwnym wzrokiem na siedzącego naprzeciwko po drugiej stronie biurka dyrektora szkoły.
-Nie nazwałbym tego tak.- odpowiedział dobrodusznie Dumbledore, kryjąc uśmiech w kasztanowatych wąsach. -Problem w tym, Severusie, że wiem, jaki problem dotyczy pana Remusa Lupina i jestem całkowicie świadom, gdzie on przebywa podczas pełni.
-Ale najwyraźniej nie wie pan, w czyim towarzystwie.- dodał dość jadowicie Snape. Dumbledore uniósł ze zdziwieniem brwi i zapytał z najdoskonalszym zaskoczeniem, w głosie:
-Widziałem tam Pottera, Blacka i Pettigrew… i mam dowody na to, że przynajmniej jeden z nich jest animagiem. N i e l e g a l n y m animagiem.
-Wydaje mi się, że to niemożliwe… procedura animagii jest bardzo trudna i niedostępna dla osób w tak młodym wieku… poza tym, Ministerstwo Magii dysponuje środkami, które wykluczają prawdopodobieństwo nielegalnych przemian tego typu.
-Jak to?- Severus wyraźnie zdawał się nie rozumieć, podczas gdy Dumbledore wciąż uśmiechał się dobrotliwie znad złączonych w piramidkę palców. -Jestem pewien, że widziałem Blacka pod postacią psa, Black j e s t animagiem a zatem z całą pewnością są nimi Potter i Pettigrew!
-Widziałeś pana Blacka, jak przemieniał się w psa?- w głosie Dumbledore’a zabrzmiało nagłe zainteresowanie, niestety, jak pomyślał Snape, zapewne niewiele mające wspólnego z zainteresowaniem wykroczeniem przeciwko regulaminowi a więcej- z zainteresowaniem o podszyciu pełnym podziwu.
-Nie.- zaprzeczył niechętnie. -Ale z rozmowy, jaką przeprowadził ten Pettigrew w Potterem wynikało, że Black przemienia się w psa, bo mówili o tym, że Lupin go zaatakował.
-Remus zaatakował Syriusza?- powtórzył półgłosem Dumbledore i natychmiast dodał. -Mówili coś jeszcze?
-Nie.
-No, cóż… nie pozostaje mi nic innego, jak podziękować ci za informacje… i przeprosić za to, że nie mogę ci w tej sprawie pomóc.- Dumbledore znowu się uśmiechnął, tym razem- pożegnalnie i dodał, widząc na twarzy ucznia niedowierzanie. -Wybacz, Severusie, ale to, co mi opowiedziałeś, to są tylko poszlaki, a nie dowody. Sam twierdzisz, że z rozmowy tylko wynikało, że Syriusz jest animagiem, a więc zapewne zgodzisz się ze mną, że nie mogę ani jego ani tym bardziej jego przyjaciół obwinić o cokolwiek. Możesz już iść, Severusie i pamiętaj: lepiej byłoby, abyś nie dzielił się z nikim więcej tym, co zobaczyłeś i co usłyszałeś… przede wszystkim dla swojego własnego dobra.
Tak… im zawsze się udawało… Potter najwyraźniej to odziedziczył…
*
Gdy zegar wybił czwartą, spostrzegł, że siedzi bez ruchu przy swoim biurku, a w dłoni trzyma kurczowo pióro. Dyscyplina , powiedział sobie stanowczo w duchu i powrócił myślami do rzeczywistości, odganiając od siebie widmo tamtego dnia.
-Koniec egzaminu!- powiedział rozkazująco, patrząc na uczniów. Wilson uniosła na niego poważne, szare oczy i bez słowa odsunęła się od kociołka, rzuciwszy jego zawartości ostatnie, kontrolne spojrzenie, zaś Potter próbował jeszcze ulepszyć swój eliksir, dodając ostatnie składniki. Teraz właśnie trzymał w dłoni kilka zmiętych, suszonych owoców dzikiej róży, ale jedno zaklęcie nauczyciela wyrwało mu je z ręki. -Potter, minus pięć punktów dla Gryffindoru za nie reagowanie na polecenia nauczyciela. Powiedz mi, Potter, co powinieneś zrobić, kiedy egzaminator powie ci „koniec egzaminu”?
-No… skończyć.- zgadł Potter, patrząc na niego spode łba. Snape wygiął wargi w niedostrzegalnym prawie grymasie.
-Właśnie, Potter, właśnie… a więc dlaczego chciałeś dodać składniki do kociołka, skoro powiedziałem: „koniec egzaminu”?
-Nie… nie wiem.- wybąkał Potter, unikając jego wzroku.
-Zauważyłem, że wielu rzeczy nie wiesz.- odpowiedział chłodno Severus, podciągając lekko skraj szaty, by nie wlec go po stopniu, gdy schodził z katedry. Podszedł bezszelestnie do Gryfona i spojrzał na niego mściwie z góry, a potem odwrócił się w stronę Wilson.
Kiedy Krukonka opuściła salę z wynikiem pozytywnym (trzy punkty), Snape wolno przeszedł do stanowiska Pottera. Potter stał przy kociołku z założonymi do tyłu rękoma.
-Zobaczmy, na co przydała ci się twoja niewiedza na egzaminie u mnie, Potter.- powiedział cicho, kontemplując napięcie i złość, które Potter starał się ukryć. -Ale ty pewnie sam już dobrze wiesz, że to, co uwarzyłeś, nie ma żadnej wartości w skali Ruttskilda, prawda? Jeśli ktoś dodaje ogony jaszczurcze naraz, zamiast pojedynczo, to jasnym jest, że z całą pewnością otrzyma coś, co na pewno nie jest eliksirem zmniejszającym. Spakuj się, Potter.- polecił oschle, odwracając się i idąc w stronę biurka.
-Nie będzie mnie pan oceniał?- zapytał Potter, unosząc wzrok. Snape zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na niego z najczystszym zdumieniem, które maskowało doskonale niechęć.
-W twoim kociołku nie ma n i c , co nadawałoby się do oceny, Potter.- odpowiedział łagodnie. -No, chyba, że jesteś tak ograniczony, by sądzić, że mógłbym za to- mówiąc: „to”, dotknął z obrzydzeniem opuszkami palców brzegu kociołka Pottera -przyznać chociaż pół punktu. Jeszcze jakieś wątpliwości?
Potter spojrzał na niego, wyraźnie rozzłoszczony, a potem bez słowa przystąpił do pakowania swoich rzeczy. Robił to jednak z taką siłą, że na podłogę spadła mu kolba i z brzękiem rozbiła się w drobny mak.
-Nie dość, że tępy, to jeszcze nieostrożny.- powiedział Severus tonem spostrzeżenia. -Jak tak dalej pójdzie, to marną ci przyszłość wróżę na moich zajęciach, Potter.
Gryfon nie podniósł nawet głowy: machnięciem różdżki przywrócił kolbie poprzedni stan, wsunął ją do torby i sięgnął po torebki ze składnikami. Snape ze skrywaną lubością obserwował rosnące zacięcie na jego twarzy i butę, jaka przepełniała każdy jego ruch i gest. W minutę Potter spakował się i oczyścił blat a potem ruszył bez słowa w kierunku drzwi.
-A „do widzenia”, Potter? Czyżby nie miał ci kto wpoić podstaw kultury?
-Do widzenia.- powiedział przez zaciśnięte zęby Potter, zupełnie jakby mówił: „Zapchaj się smoczym łajnem” i opuścił loch. W progu dogonił go przesycony słodyczą głos Mistrza Eliksirów:
-Nie zapomnij o d e l i k a t n y m zamknięciu drzwi, Potter.
Harry Potter .org.pl - Magiczny Portal literatury młodzieżowej. moncler femme
mont blanc starwalker Poniedziałek, 01 Grudnia, 2014, 17:56
Will we stop to be examined when our own status is invisible. I feel including my very own privateness has been side tracked due to this type computer software =[ Are you aware of just how?? Thank you forward.
<a href="http://www.dwp.com/penshop/" >mont blanc starwalker</a>
Doudoune Canada Goose Pas Cher Wtorek, 02 Grudnia, 2014, 10:11
Jamendo. com excellent if you wish free songs underneath the CC driving licence. but these are fine way too Maybe due to the fact Spotify will not really propose you whatever. Although the software is just the thing if you wish to check something/someone out there. Doudoune Canada Goose Pas Cher
burberry scarves Wtorek, 02 Grudnia, 2014, 11:27
Sunt toate faine. Cred ca totusi cel in nessun caso super fast evidentemente bun mi s-a parut statusdetect. com. Parerea mea.
<a href="http://derbyvt.org/burberry/" >burberry scarves</a>
moncler homme Niedziela, 07 Grudnia, 2014, 08:11
Harry Potter .org.pl - Magiczny Portal literatury młodzieżowej. moncler homme
nike air max 90 Poniedziałek, 08 Grudnia, 2014, 00:16
Me around the BASSE CONSOMMATION iMP Beta and may also confirm this functions precisely the same KService' in order to spread mass media, even with this program is usually finished. nike air max 90
Harry Potter .org.pl - Magiczny Portal literatury młodzieżowej. gucci outlet online
mont blanc fountain pen Poniedziałek, 15 Grudnia, 2014, 19:57
No good safari storyline is usually practical:... persons do not perform when sense simple. ~W. H. Auden, Time period, twenty nine December 1961 Jango is best. Within addittion to locating the very best designer and also gendres you can even uncover completely new impending performer. Top notch completely new music artists.
<a href="http://derbyvt.org/montblanc-pens/" >mont blanc fountain pen</a>
diablo 3 gold Środa, 17 Grudnia, 2014, 01:38
Milling has been utilized for evere? and its beginning not really completely named. However it's very commonplace overall MMORPG's. A wide range of mmorpg all around has a mincing, And almost MMO's mincing and player vs player are every there's certainly to do; And that's an excessive percentage along with fans pick up destroyed on MMORPG's once they play website that they absolutely love. diablo 3 gold