Dobra, ludu.. Coś mi się wydaje, że ja jednak oddam ten pamiętnik w dobre ręce, albowiem jestem osobą niewywiązującą się ze swoich obowiązków na dłuższą metę. Poza tym teraz muszę się zająć nauką, bo nie dostanę się do tego przeklętego liceum.. Dlaczego piszę to tutaj, a nie od razu do Guardiana, bo właściwie chcę żebyście to wy zdecydowali - czy wam przeszkadza tak rzadkie dodawanie notek, czy nie..
I żeby nie było - dokończenie notki:
* * *
Oh... Na lekcji latania wbrew pozorom było naprawdę fajnie.
Najpierw uczyliśmy się komendy "do mnie". Wyszło mi za trzecim razem.. no dobra.. za piątym, ale co za różnica. Niektórym wyszło dopiero za dziesiątym ^^, ale mniejsza o tym. Kiedy w końcu wszyscy byli w stanie użyć tej komendy, nauczyciel pozwolił nam wejść na miotły i delikatnie odbić się od ziemi - to było najprostsze, bo pamiętałam jak to w dzieciństwie konkretniej robiłam na takiej małej miotełce... Tu również mniejsza o to. Co okazało się najzabawniejsze, nawet niektóre dzieciaki z magicznych domów nie umiały odbić się tyle delikatnie, żeby nie trzeba było ściągać go z góry.
W każdym razie ćwiczyliśmy parę razy odbijanie się i lądowanie. Następnie profesor wyczarował dróżkę lśniących iskier, po czym stwierdził, że będziemy uczyć się latać tą ścieżką, a na nastopnych zajęciach będziemy musieli to zaliczyć. Nie stresowałam się, w końcu już kiedyś latałam na miotełce. Wracając do rzeczy profesor krok po kroku wyjaśnił nam technikę latania. Co można, a co nie. Potem kazał ustawić się nam w kolejce z miotłami i każdy pojedynczo miał próbować przelecieć tą ścieżkę. Prawie wszystkim to wyszło.
Kiedy zadzwonił dzwonek, profesor stwierdził, że jesteśmy zdolną klasą i kazał nam odnieść miotły do schowka. Fajnie.. jesteśmy ZDOLNĄ klasą ^^