Valerie jeszcze tego dnia musia�a uda� si� na zaj�cia. Teraz w planie mia�a opiek� nad magicznymi stworzeniami. S�ysza�a, jak jej ciotka wypowiada�a si� na temat nauczyciela „Olbrzymi, niezdarny, bezm�zgi kretyn, zwolennik Dumbledore’a, niewykszta�cony, ot�umaniony, niebezpieczny dla otoczenia”, co pozwoli�o jej wywnioskowa�, �e jest to na pewno porz�dny cz�owiek. Gdy dotar�a na miejsce, okaza�o si�, �e by�a ostatnia. Nie widzia�a jeszcze stworze�, cho� s�ysza�a ju� niezadowolone okrzyki uczni�w. Nie mog�a natomiast nie zauwa�y� Hagrida. Sprawi� na niej dobre wra�enie. Podobno nie ocenia si� ksi��ki po ok�adce, lecz niekt�rym si� to udaje, a ona znajdowa�a si� w�r�d tej grupy ludzi. Mia� ciep�e, czarne oczy, by� ogromny a jego olbrzymi� g�ow� rozpromienia� szczery u�miech, przys�oni�ty kosmat� brod� i chmar� czarnych, nieuczesanych w�os�w. Wtem rozleg� si� jaki� okrzyk b�lu. Gdy przecisn�a si� przez t�um, okaza�o si�, �e maj� opiekowa� si� skl�tkami tylnowybuchowymi. U�miechn�a si� krzywo. Mia�a ju� z nimi do�wiadczenie- niezbyt przymilne stworzonka. Spojrza�a po twarzach uczni�w- by�y na nich mieszane uczucia, przewa�a�y jednak obrzydzenie i strach. Widocznie nikt nie zauwa�y� jej obecno�ci. Nie by�a tym rozczarowana. Nie chcia�a si� t�umaczy�, sk�d si� wzi�a, kto jest jej rodzicami i tak dalej. Wtem jednak kto� j� zauwa�y�:
-Valerie!- Krzykn�� Draco Malfoy, jej krewny. Nie znosi�a go, najch�tniej zamordowa�aby go go�ymi r�kami, ale uzna�a, �e to zaj�oby za du�o czasu. On za to by� ni� zachwycony. Zrobi�by dla niej dos�ownie wszystko.
-Hej Draco.- Powiedzia�a niezbyt zaskoczonym tonem. Wszyscy odwr�cili si� w jej stron�. Przewr�ci�a oczami. Wtedy odezwa� si� Hagrid.
-A ty, cholibka, kim jeste�?
-To moja kuzynka, Valerie Lastrange.- Powiedzia� zadowolony Malfoy. „No to po mnie” pomy�la�a. Wiedzia�a, �e to nazwisko na starcie odwr�ci od niej ponad po�ow� Hogwartu. W ko�cu mia�a takich „przyjaznych” krewnych. Kilka os�b spojrza�o si� na ni� z pogard�, w tym gajowy. Reszta lekcji sp�yn�a monotonnie. Oczywi�cie na wszystkich lekcjach Draco musia� zepsu� jej reputacj�, przedstawiaj�c j� jako swoj� krewn�. Zm�czona uda�a si� na kolacj�. Zanim zd��y�a odsun�� si� na kraniec sto�u, do siebie przygarn�� j� oczywi�cie jej kuzyn. Chyba by� najwi�kszym autorytetem w�r�d �lizgon�w- beztaktowny, uwielbiaj�cy Voldemorta, dw�jka rodzic�w �miercio�ercami- idea�. Wtem Malfoy wsta� i zacz�� recytowa� jaki� artyku� w gazecie. Widocznie oburzy�o to spor� cz�� uczni�w, lecz j� ma�o to obchodzi�o. Wtem us�ysza�a kr�tk� wymian� zda�, jakie� zakl�cia, a po chwili ko�o niej zamiast Malfoy’a sta�a fretka. Nie wytrzyma�a, musia�a rzuci� zakl�cie. Nie wiedzia�a dlaczego, ale czu�a, �e kto� zamierza� zrobi� to samo, zreszt� r�d�k� mia�a schowan� pod sto�em, wi�c nikt nie m�g� obwinia� jej o jego rzucenie. Rozejrza�a si� po sali. Z daleka dostrzeg�a Moody’ego, kt�ry, mog�aby przysi�c, pu�ci� do niej oko. No c�, widocznie to on zamierza� ukara� Dracona. Wysz�a z sali, z ty�u s�ysza�a ju� tylko dobiegaj�ce z wn�trza pomieszczenia krzyki jakie� wysokiej profesorki. Wtem zauwa�y�a, �e biegnie za ni� jaki� przystojny brunet. Nie widzia�a go nigdy wcze�niej.
-Czemu to zrobi�a�?- Spojrza�a na niego ze zdziwionym wzrokiem, jednak zrozumia�a o co mu chodzi.
-Jak to zauwa�y�e�?
-Akurat si�ga�em do mojej torby. Widz�, �e nie za bardzo przepadasz za swoim kuzynem.- Powiedzia� ch�opak z nonszalanckim u�miechem, jednak Valerie nie by�a podatna na takie sztuczki.
-Nie, wr�cz go ub�stwiam, jest taki... skretynia�y.- Powiedzia�a z ironi� w g�osie. Ch�opak u�miechn�� si� delikatnie i powiedzia�.
-Nie jest taki z�y...
-�lizgon?- Zapyta�am.
-Nie, krukon.- Valerie zrobi�a zaskoczon� min�.- Znamy si� od pierwszej miot�y. Zapomnia�em si� przedstawi�!- Powiedzia� z ukrywanym roz�aleniem, wida�, �e lubi� podrywa� dziewczyny.- Alex Perks.
-Valerie Lastrange, jak ju� zapewne s�ysza�e�.- Powiedzia�a oboj�tnie. Wtem z klasy wysz�a zgrabna, w miar� niska szatynka.
-Alex, dziecko, zapomnia�e� torby.- Powiedzia�a do bruneta, ten widocznie poczu� si� lekko ura�ony.- Wierz mi, nie musisz ugania� si� za ka�d� dziewczyn� w tej szkole, i tak masz opini� podrywacza.- Obydwie dziewczyny u�miechn�y si� znacz�co.
-Charlotte Perks.- Przedstawi�a si�.
-O mnie ju� zapewne du�o s�ysza�a�, Valerie Lastrange. To tw�j brat?- Zapyta�a wskazuj�c na ch�opaka. Kiwn�a g�ow�.
-Takie wyro�ni�te dziecko- doda�a.
-Zd��y�am zauwa�y�. Czy pr�buje poderwa� wszystkie dziewczyny, jakie mu najd� na drog�?- Charlotte znowu kiwn�a g�ow�. Alex jeszcze bardziej si� zmiesza� i zrobi� obra�on� min�. Obydwie dziewczyny parskn�y �miechem, po czym si� po�egna�y. Ka�da ruszy�a w stron� swojego dormitorium a ch�opak nadal sta� lekko ura�ony pod �cian�.
Valerie wesz�a do swojego pokoju. By� udekorowany na czarno-czerwono-srebrno. W k�cie sta� st� z trzema wygodnymi, czerwonymi fotelami, kilka metr�w obok znajdowa�a si� kanapa, przy kt�rej weso�o hucza� kominek. Musia�a przeszuka� mn�stwo ksi�g od transmutacji, by znale�� odpowiednie zakl�cia. Samo ich rzucenie te� nie by�o �atwe- sporo czasu zaj�o jej ich opanowanie*.
Czarnow�osa rzuci�a tam torb� a sama po�o�y�a si� wygodnie na olbrzymim ��ku z kotar�. Zacz�a si� zastanawia�... Dziewczyna by�a z Gryffindoru, dlaczego nie budzi�a wobec niej pogardy z powodu swojego nazwiska? Dziwne... No ale c�, nie mo�na bra� ludzi zbyt stereotypowo.
Nawet nie zauwa�y�a, gdy zasn�a.
Obudzi�a si� wcze�nie, oko�o pi�tej rano. Po�cieli�a ��ko i zacz�a czyta� jak�� ksi��k�, kt�r� znalaz�a. Nie by�a za ciekawa, jaki� mugolski romans. Wtem do jej pokoju kto� wpad�. Pozna�a go, by� to ten sam przystojny brunet, kt�rego pozna�a wczoraj. Spojrza� si� na ni� ze zdziwieniem.
-A co ty tutaj robisz o tej porze?- Spyta� z zaskoczeniem.
-O to samo mog�abym zapyta� ciebie. Ja tu mieszkam, nie by�o wolnych miejsc w dormitorium.- Ch�opak dopiero wtedy zauwa�y� zmiany w pokoju. Mia� zaskoczon� min�, jednak�e widocznie wystr�j mu si� spodoba�.
-Ja wpad�em tylko po ksi��k�.- Zerkn�� na st�. Valerie zachichota�a.
-Nie m�w, �e to twoje?- Zapyta�a dusz�c w sobie wybuch g�o�nego �miechu.
-Nie, siostry.- Odpowiedzia� lekko zmieszany. Chwil� potem do pokoju wpad�a Charlotte.
-To masz moj� ksi��k�?- Spyta�a si� brata, po czym zaskoczona rozejrza�a si� po pomieszczeniu i spojrza�a na brunetk�. Nie musia�a pyta�.
-Przeprowadzi�am si�, bo nie by�o wolnych miejsc w dormitorium. Sama to urz�dzi�am.- Szatynka przytakn�a z uznaniem.
-�adnie tu masz...- Tak zacz�a si� rozmowa. Dziewczyny nie zwierza�y si� sobie zbytnio, wola�y zachowa� ostro�no��. Rozmawia�y o zainteresowaniach, wakacjach, ksi��kach. Charlotte zerkn�a na Alexa, kt�ry patrzy� si� dociekliwie na Valerie, szukaj�cej w kufrze jakie� ksi��ki. Gdy w ko�cu znalaz�a, spojrza�a si� na ch�opaka, kt�ry jak oparzony odwr�ci� wzrok w drug� stron�.
*Valerie chodzi�a do r�nych szk�, w kt�rych opanowano ju� ten poziom transmutacji. W dw�ch szko�ach by�aby teraz na poziomie owutem�w, z powodu wcze�niejszej rekrutacji. (przyp. aut.)