Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnik Vodemorta
Pamiętnikiem opiekuje się Rowena
Do 31 czerwca 2008 r. pamiętnikiem opiekowała się Lilly Sharlott

[ Powrót ]

Niedziela, 09 Listopada, 2008, 09:11

cz. 5

Pf… zaczęłam to pisać o 1 xD Właśnie skończyłam :D Przepraszam, że tak długo nie było żadnego wpisu, ale polonistka zażyczyła sobie masę wypracowań i to tam moje prace opiewały na 10 stron wordowskich. Z niezamierzonym uśmiechem stwierdzam, że do dziennika zawitało parę celujących :D Tu jest krócej, niż miało być, ale z 5 stron będzie. Zapraszam do czytania.

A :D I jak dalej tak pójdzie to stanę się jakąś morderczynią-psychopatką z urazem na umyśle i niewytłumaczalną rządzą krwi :D Przeczytacie zrozumiecie :D

********************************

Przyłożyłem dłonie do twarzy, jednocześnie przysłaniając sobie oczy. Myślałem, myślałem… Żaden genialny pomysł, ani jedna fenomenalna idea nie uraczyła mnie swą obecnością. Pustka… Otworzyłem powieki i spomiędzy długich, zimnych palców, czerwone niczym rubiny źrenice omiotły szybkim spojrzeniem pokój. W kącie izby stała połamana, drewniana komoda, którą dopiero, co zniszczyłem. Szybko zerwałem się ze starego fotela i po pokoju rozległ się donośny zgrzyt drewnianej boazerii. Podszedłem powoli do szczątek biurka nie zwracając uwagi na porozrzucane wokół deski. Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że pominąłem penetrację wnętrza tej komody. Jak to się mogło stać? Cóż… mój błąd należało jak najszybciej naprawić. Przeszedłem do oględzin zrujnowanego mebla. Szybkim ruchem ręki odrzuciłem na bok kilka spróchniałych desek i kilkanaście wykrzywionych, zardzewiałych gwoździ. Po podłodze płynęła kałuża ciemnego, granatowego atramentu rozszczepiając się na małe strumyczki wpadające w przerwy pomiędzy deskami. Prawie pusta, pęknięta butelka leżała metr dalej. Spojrzałem na nią przelotnie, kolejno przeniósłszy wzrok na małą wiązankę długich gęsich piór o płaskich, zużytych końcówkach. Obok niej leżał mały plik kartek przewiązany kawałkiem szarego sznurka. Wyciągnąłem ku niemu rękę i już po chwili trzymałem go w swej dłoni. Mój palec znalazł się pod sznurkiem. Jeden szybki ruch i już leżał na ziemi prując się w miejscu przerwania. Wolno rozwinąłem zwinięte w jeden rulon kartki pergaminu. Zapisane były drobnym, pochyłym, lecz całkowicie czytelnym pismem. Atrament był granatowy i gdzie niegdzie ciemniały wyblakłe, szarawe kleksy. Głęboko westchnąłem, a w mych myślach kołatało się jedno słowo… - ,,Pamiętnik”.

11. 05. 1928r.
Dzisiejszy dzień był jednym z najszczęśliwszych, jakie pamiętam. Nadal jestem niesamowicie podekscytowana i… i radosna. Już prawie zapomniałam o istnieniu tego uczucia. Najgorsza i jednocześnie najtrudniejsza jest gra smutnej, przygnębionej, załamanej nędznicy. Ojciec i Morfin nie mogą się poznać na uczuciach, które mnie atakują. O szczęściu, które od dzisiejszego dnia działa na mą duszę. O smutku, który wzbiera się we mnie jak woda i tworzy olbrzymią falę, która gotowa jest do uderzenia, kiedy tylko moja twarz odbije się w szybie. O rozpaczy tlącej się we mnie i ujawniającej za każdym razem, gdy lustro pokaże brudne, zniszczone, cuchnące ,,szaty” , których brzydzę się dotknąć, a jednak noszę je, a one gładko przylegają do mego ciała. Wreszcie, o miłości, którą wzbudził niesamowity mężczyzna. Widziałam go nie raz. Kiedy ojciec kazał mi zmywać naczynia (pominę fakt, że były tak brudne, że nic nie było w stanie ich oczyścić), a ja posłusznie wykonywałam jego rozkazy, stojąc w następnej chwili w kuchni z drżącymi dłońmi zamoczonymi w lodowatej wodzie, jedynym ratunkiem był dla mnie świat marzeń. Uciekałam do niego jak często tylko mogłam. Od zawsze byłam niepoprawną romantyczką. Wyobrażałam sobie idealnego mężczyznę, z czarnymi, lśniącymi włosami, z czarującym błyskiem pojawiającym się raz, po raz w dużych, niebieskich oczach przyodzianych kurtyną gęstych, ciemnych rzęs, z radosnym uśmiechem, który rozdaje szczęście każdemu dokoła, z cudownymi różowymi policzkami i uroczymi dołeczkami pojawiającymi się za każdym razem, gdy zachichoce. Tak go widziałam... Taki był. Nie wiedział o moim istnieniu. Nie wiedział, aż do dziś. Wspomnienie tej chwili wywołuje cień uśmiechu, który tak rzadko gości na mej twarzy. Staram się jeszcze raz przeżyć ten dzień, którego poranek wcale nie zapowiadał pustyni, gdzie każde ziarnko piasku przyprawiać mnie będzie o przyjemne dreszcze. Zbiłam rano jeden z brudnych, obrzydliwych talerzy ze znakiem Salazara Slytherina. Ojciec się wściekł. Krzyczał, że to pamiątka po naszym zacnym przodku. Wyzywał mnie. Bił na oślep. Przeżywam to codziennie i nie ma tu mowy o pogodzeniu się z tym rutynowym faktem. Ból zawsze jest ten sam. Cierpienie pozostaje cierpieniem. Schyliłam się by podnieść pobite szczątki porcelany. Coś bardzo mocno uderzyło mnie w głowę rozdzierając czaszkę. Ból ciemniał mi przed oczyma. Szara mgła przysłaniała brudną, drewnianą posadzkę. Ktoś krzyczał jakieś słowa. Coś o czarach, charłakach… wyrazom wtórował głośny śmiech. Co było dalej nie pamiętam. Chyba straciłam przytomność. Obudziłam się leżąc na deskach podłogi. Otworzywszy oczy ujrzałam pokryte pajęczynami, ozdobione czarnymi plamami sadzy, sklepienie kuchni. Usiadłam i poczułam gorące łzy pod powiekami. Dawno nie płakałam, ale też dawno nikt nie bił mnie do nieprzytomności. Wybiegłam z domu nie zwracając uwagi na wyzwiska ojca. Skryłam się pod zieloną łąką liści starego dębu. Wtuliłam się w jego szorstką korę. Poczułam pod palcami drobinki piasku. Łaskotałam zmysły cudownym zapachem lasu. Do mych uszu docierał rytmiczny stukot. Był coraz głośniejszy. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że ucichł. Dokoła panowała cisza, przerywana skrzypnięciami charakterystycznymi dla starego domu. Mocno zaciśnięte powieki lekko zadrżały. Wolno się odwróciłam i otwarłam swe bladoniebieskie (teraz wodniste, spuchnięte i zaczerwienione) oczy. Przede mną stała bryczka ze złotymi wykończeniami. Zaprzężono do niej dwa duże, dorodne konie koloru ciepłego brązu. W środku powozu siedział czarnowłosy młodzieniec. Postać z mego marzenia. Z mego najznakomitszego snu. Spojrzał na mnie krótkim, przelotnym spojrzeniem. Jego twarz nie miała żadnego wyrazu. Ścisnął mocno wodze i szybko nimi szarpnął. Konie ruszyły, a młodzieniec odjechał. Wiem, że to głupie, ale ja wiem, że to ten jedyny. Śniłam o nim, marzyłam..., a on się zjawił. Na mą drogę zesłano miłość. Nadawcą tej wiadomości jest samo przeznaczenie i jestem tego całkowicie pewna.

13. 05. 1928r.
Dziś ojciec tak nie bił. Padło jedynie parę przekleństw i wyzwisk, a Morfin zaspokoił się wymierzonym mi policzkiem. Kazali mi umyć okna. Napełniłam miskę lodowatą wodą i wyjęłam z szafki jakąś szarą szmatę. Szorowanie szyby na niewiele się zdało. Może gdybym się przyłożyła do swej pracy to jakiekolwiek efekty byłyby widoczne. Nie miałam, jednak w zamiarze wkładania wszelkich sił na szorowanie brudnych szyb. Wypatrywałam młodzieńca. Pojawił się południem. Był równie cudowny jak poprzednio. Biła z niego łuna blasku. Obrzucił mój dom spojrzeniem krótkim spojrzeniem, a następnie obrócił twarz w drugą stronę i pojechał w przeciwnym ode mnie kierunku. Odprowadził go mój podłużny wzrok. Zaczęłam szybciej szorować szybę, co zwróciło uwagę Morfina. Mam nadzieję, że nic nie zauważył.

14. 05. 1928r.
Dzisiaj przybył jakiś mężczyzna z ministerstwa. Był bardzo kulturalny i dobrze wychowany, czego nie można było powiedzieć o mojej rodzinie. Tak, czy inaczej Morfin został aresztowany i zesłany do Azkabanu. Niestety wcześniej ,,przypadkowo” wyrwało mu się, że kocham się w tym mugolu, który często przejeżdża koło naszego domu. Jego słowa zagwarantowały mi upokorzenie oraz kolejną dawkę bólu i chwili ciemnej nieprzytomności.

16. 05. 1928r.
W nocy, w mej głowie pojawiła się genialna myśl. ,,Ucieknę. Ucieknę i będę żyć miłością.”, myślałam. Ojciec spał jeszcze w swoim ulubionym fotelu. Bezgłośnie dotarłam do małej komody w rogu pokoju i wyjęłam z niej mały, zardzewiały kociołek i kilkanaście ingrediencji. Spakowałam wszystko do pozornie małej, skórzanej torby. Udałam się nad rzekę, znajdującą się kilometr od mego domu. Gdy dotarłam na miejsce nalałam do kociołka odrobinę chłodnej, przyjemnej wody. Wypowiedziałam zaklęcie i z końca mej różdżki wystrzelił mały, niebieski płomień. Nie byłam charłakiem. Ze skurzanej torby wyjęłam kilka przedziwnych składników i położyłam je tuż przed sobą. Najpierw obrałam ze skórki korzeń mandragory. Wrzuciłam go do kociołka i zamieszałam sześciokrotnie w lewo i raz w prawo. Zarodnik paproci zmieszałam z winem i płynną ciecz wlałam do eliksiru. Pająk rozpustnik został pokrojony na dziesięć kawałków i był wsypywany do kociołka na zmianę z kulami jajeczkowymi tasiemca modrego. Skrzydła pszczoły żądlorosłej, trzy płatki stokrotki modrojadłej i czułki motyla pierzystego zostały dodane na końcu pozwalając eliksirowi na uzyskanie przezroczystej barwy. Wlałam eliksir miłosny do probówki i dokładnie nim wstrząsnęłam. Był gotowy. Poszłam w stronę drogi prowadzącej od mojego domu, aż do wioski Little Hangleton. Przysiadłam na małym kamieniu. Po chwili do mych uszu dotarł znajomy tupot. ,,Jedzie”, pomyślałam. Młodzieniec nawet na mnie nie spojrzał. Wyjęłam różdżkę i machnęłam nią krótko zaznaczając w powietrzu trójkąt. Czerwone światło dotknęło piersi mego ukochanego. Podbiegłam do bryczki. Stanęłam na dwóch stopniach i podniosłam się do jej wnętrza.
-Przepraszam mój drogi. Nie miałam wyboru.
Szepnęłam mu czuło do ucha. Podniosłam dłoń i zmierzchwiłam mu ciemne, gęste włosy. Potem dotknęłam jego ciepłych, różowych, miękkich ust. Jego wargi rozchyliłam dwoma palcami, poczym wlałam mu eliksir do gardła. Zbliżyłam ku niemu swą twarz i... i pocałowałam go…, a on… on odwzajemnił pocałunek.


Przewróciłem kolejną stronę, lecz była pusta. Zwykła szmata zauroczona żałosnym mugolem i wierząca w potęgę rzekomej miłości. Bzdury! Byłem wściekły. Wiedziałem, że moja matka zakochała się w brudnym śmieciu, jednak nie sądziłem, że był, aż tak cuchnący. Nagle usłyszałem irytujący chichot. Obróciłem głowę. Częściowo zjedzone przez mole zasłony leżały na brudnej posadce. Nad nimi znajdowało się średniej wielkości, niesamowicie pokryte kurzem okno. Podszedłem do niego powoli, jednocześnie wsłuchując się w obrzydliwie szczęśliwy śmiech… śmiech dziecka? Podniosłem rękę i skrajem szaty przetarłem szybę. Na niebie migotał istny ocean gwiazd, który oblewał wzgórze coraz to kolejnymi falami światła. Pod pobliskim drzewem dojrzałem mały, ruchomy kształt skryty w cieniu śnieżnej korony. Wychyliłem się znacznie do przodu. Na szybie osiadła się szara mgiełka oddechu. Przez ułamek sekundy kształt znalazł się w kręgu światła gwiazd. Miałem rację… to dziecko… Na mojej twarzy zagościł grymas, który w otaczających ciemnościach mógłby być uznany za cień uśmiechu. Rzuciłem zamaszyście peleryną i podszedłem do drzwi. Położyłem swą zimną dłoń na chłodnej metalowej klamce rzeźbionej na kształt węża. Nacisnąłem i zamek ustąpił. Drzwi otwarły się z donośnym skrzypnięciem nienaoliwionych zawiasów. Chichot ucichł. Słyszalny, cichy szum świata mieszał się z przerażoną aurą dziecka tworząc w ten sposób doskonałą kompozycję. Ciche kroki mych stóp nadawały tępa tej muzyce. W końcu przekroczyłem krąg gwiazd i znalazłem się pod białym baldachimem dębu. Do jego grubego, szorstkiego pnia przytulała się mała postać.
-Ach… myślałem, że to tata. Troszkę za dużo pije. – powiedział chłopczyk cichym, miłym głosem, w którym doskonale można było wyczuć ulgę. – Dobry wieczór panu. Bombowy kostium!
-Dziękuję. – odpowiedziałem malcowi, który właśnie wychodził z kręgu cienia. Dopiero teraz zauważyłem, że miał na sobie przebranie pirata, a w ręku trzymał papierową torbę. Ach tak… święto duchów…, pomyślałem, szybko łącząc fakty w spójną całość.
-Cukierek albo psikus! – krzyknął maluch stojąc zaledwie stopę ode mnie. Jego czarne włosy lśniły atramentem w panujących ciemnościach. Okrągłe okulary upodabniały go do… do Pottera. Dostrzegałem gwiazdy odbijające się w jego ciemnych oczach. Oczach pełnych szczęścia i ekscytacji.
-Słodycze są w tej chacie - wskazałem na dom Gauntów. - mój drogi…
-Tom!... jestem Tom.
-Urocze imię... Tak, więc Tom… zapraszam cię do środka. Myślę, że będziemy świetnymi przyjaciółmi.
-Tak jest, proszę pana.
Chłopiec ufnie uchwycił mą zimną dłoń w swoją ciepłą, malutką. Dziecięca naiwność. Przekroczyliśmy otwarte, drewniane drzwi frontowe i od razu znaleźliśmy się w salonie. Chłopiec puścił rękę i uważnie rozejrzał się po pokoju. Najpierw zainteresowała go lampa naftowa, potem połamana komoda, a na końcu biblioteka. To dziwne… dziecko zainteresowane księgami? Czy on, chociaż potrafi czytać? Potrafił… Przejrzał ,,Panując nad złem” Vanilli Andersoon i ,,1001 najczarniejszych zaklęć i uroków” Beardiego Houtcha, a na końcu, jego uwagę zwrócił cienki plik kartek pergaminu. Wyciągał ku nim swoje małe, tłuste rączki i ująwszy je w ręce… nic się nie stało.
-TAK! Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem!
Chłopiec obrzucił mnie spojrzeniem przepełnionym zdziwieniem i odrobiną strachu, jednak zupełnie nie zwróciłem na to uwagi. Przecież to takie oczywiste! Niewinność, niewinność… cóż jest bardziej niewinne od dziecka? To takie proste…, dlaczego w domu Gauntów pojawiło się miejsce na ten żałosny czynnik? Marvolo nie chciał dzielić się wartością tej księgi. Osoba niewinna, z obrzydzeniem wyrzuci te stronice z dala od siebie. Człowiek zły, podstępny, niewzruszony, przepełniony potępieniem wykorzysta je do własnych, mrocznych celów. Tą osobą będę ja…
-Proszę pana… gdzie są te cukierki?
-Najpierw pokarzę ci małą sztuczkę. – wyjąłem różdżkę i zakręciłem nią mały młynek. Chłopiec z otwartymi ustami wpatrywał się w snoby iskier pryskające we wszystkich kierunkach. Wycelowałem w pierś chłopca. - Avada kedavra…
Mój złowieszczy szept potoczył się po całym pokoju. Błysnęło zielone światło. Tom leżał na zimnej posadzce patrząc się tępym, niewidzącym wzrokiem w sufit. Z jego młodej twarzy nie znikł jeszcze uśmiech. Poczułem w całym ciele znajomy kielich gorąca, po brzegi napełniony satysfakcją. Przyglądałem się jak powoli, stopniowo, z policzków chłopca znikały różowe rumieńce. Jak jego oczy stają się szkliste niczym u porcelanowej lalki. Jak uśmiech znika z jego twarzy zastępując się bezosobowym wyrazem. Machnąłem, krótko różdżką i ciało chłopca znikło pozostawiając po sobie fragment niezakurzonej posadzki. Usiadłem na fotelu Marvola i spojrzałem na pierwszą stronę zbioru pergaminowych kartek. ,,Cień, który pozostanie w twej duszy nie zniknie, aż po wieczność”, głosił czarny napis. Przyznaję… chwytliwe. Przewróciłem kolejną stronę. ,,Horkruksy”,. Nie… to już znam. Litości. To wszystko? To nie było wszystko. Kolejna strona i… kolejne rozczarowanie… Tym razem było naprawdę żałośnie. ,,Kamień filozofów”. Też mi coś… Następna strona.
-Tak! To właśnie to, czego szukałem, to co pomoże przywrócić do ży...
Puk, puk, puk.
Po domu Gauntów rozległ się cichy stukot.
Puk, puk, puk.
Był coraz mniej wyrazisty.
Puk, puk…
Puk…
Cisza… nastała cisza, w której jedynym odgłosem był mój równy, spokojny oddech. Spojrzałem w kierunku drzwi. Odłożyłem księgę, podniosłem się z fotela i podszedłem ku nim. Klamka szybko ustąpiła pod mą ręką. Pod drzwiami leżała jakaś osoba. W świetle dawanym prze księżyc i gwiazdy dostrzegłem burzę kręconych włosów. Podniosła ku mnie twarz i dostrzegłem zmęczone oczy, w których odbijały się moje własne czerwone źrenice. Otworzyłem szerzej drzwi. Światło tlące się z domu pozwalało mi na dostrzeżenie ran i krwi na twarzy… twarzy Bellatrix.
-Panie… panie znalazłam… to las… przy Arundel… zamku Arundel…
-Doskonale…

Komentarze:


Elouise
Piątek, 25 Kwietnia, 2014, 04:56

erections auto insurance rates ma cheap insurance for car quotes car insurance

 


Elouise
Piątek, 25 Kwietnia, 2014, 04:56

erections auto insurance rates ma cheap insurance for car quotes car insurance

 


Regina
Czwartek, 01 Maja, 2014, 07:50

auto insurance quote car insurance quote On line viagra ca cheapest auto insurance price insurance auto quotes

 


Ivalene
Czwartek, 01 Maja, 2014, 23:06

car insurance knoxville free vehicle insureance quotes auto insurence life insurance quotes providers

 


Melvina
Piątek, 02 Maja, 2014, 14:59

car insurance quote term life insurance auto insurance quotes corporate insurance auto

 


Stretch
Niedziela, 04 Maja, 2014, 17:24

degree online radiology find cheap auto insurance car insurance free quotes florida car insurance cheap life ins for seniors

 


January
Wtorek, 06 Maja, 2014, 10:51

share generic viagra no prescription needed viagra pharmglobal greenville county schools online motor car insurance quote online

 


Lola
Wtorek, 06 Maja, 2014, 16:10

cialis generico car insurance quotes news insurance rates mobile

 


Tilly
Wtorek, 06 Maja, 2014, 20:01

levitra liability insurance pharmacist generic viagras buy viagra cheap insurance quotes

 


Joyelle
Środa, 07 Maja, 2014, 22:34

the best place to buy generic viagra car insurance quotes cheapest auto insurance rates discount car insurance cialis generic

 


January
Czwartek, 08 Maja, 2014, 11:53

generic cialis carinsurance cheap car insurance insurance careington

 


Kaydi
Piątek, 09 Maja, 2014, 08:43

car insurence cheap car insurance nj click here to get started cheap auto insurance nys cheap car insurance

 


Kalie
Piątek, 09 Maja, 2014, 08:53

online auto insurance auto insurance quotes online economical car insurance company Viagra purchase

 


Bubi
Sobota, 10 Maja, 2014, 10:07

car insurance quote insurance auto here professional liability insurance cpa

 


Bobbe
Sobota, 10 Maja, 2014, 13:19

best and cheapeest car insurance viagra generic motor car insurance groups click here

 


Jacalyn
Sobota, 10 Maja, 2014, 18:59

cheap car insurance las vegas very cheap auto insurance most reliable site to purchase viagra florida car insurance car insurance free quotes

 


Biana
Niedziela, 11 Maja, 2014, 02:29

free quotes auto insurance best and cheapest auto insurance in california cheaper home contents insurance small business insurance auto cheap car insurance quotes in arizona

 


Stew
Niedziela, 11 Maja, 2014, 06:27

auto insurance online quote michigan auto insurance quotes car insurance quote car insurance qoutes ny cheap car inaurance

 


Cassie
Niedziela, 11 Maja, 2014, 10:01

michigan auto insurance quotes car insurance comparison nj car insurance quotes car insurance quotes

 


Parthena
Niedziela, 11 Maja, 2014, 17:47

cheapest auto insurance for new driver in pa Viagra without Prescription auto insurance quote free auto insurance

« 1 2 3 4 5 6 7 »

Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki