- Smacznego! - usłyszała nad uchem cichy, chłodny głos. Odwróciła się gwałtownie, połykając jeszcze nie pogryziony kęs tosta.
Zaczęła kasłać, a oczy wypełniły się łzami. Malfoy pokręcił głową z dezaprobatą i klepnął ją mocno w plecy.
- Trzeba uważać przy jedzeniu – pouczył łagodnym tonem, jak dorosły strofujący niegrzeczne dziecko.
- I wypadałoby nie straszyć jedzących! - fuknęła Wiki, ocierając wierzchem dłoni łzy.
Draco mruknął coś pod nosem, nakładając sobie parę naleśników na talerz.
Wiktoria pokręciła lekko głową, sięgając po puchar z dyniowym sokiem. W tym momencie stół Ślizgonów minęli, idąd ramię w ramię, Harry, Ron i Hermiona. Ta ostatnia posłała ciemnowłosej dziwne spojrzenie.
Ciemnowłosa uśmiechnęła się do niej szeroko, a panna Granger odwzajemniła ten gest.
- Ej! - Draco spojrzał na Wiki z wyrzutem. - Mogłabyś z łaski swojej nie bratać się ze szlamą?
- Ty być może robisz to w tym momencie – odparła pogodnie panna Fynn, zakładając torbę na ramię i wstając.
- Przestań! - Malfoy poderwał się z ławki i zagrodził dziewczynie drogę. - Przestań o sobie mówić, jakbyś była szlamą! - złapał ją za nadgarstki, aby nie uciekła.
Stalowoszare, chłodne tęczówki wpatrywały się z góry w błękitne źrenice. Pełna naiwności dziewczynka i mały panicz stali naprzeciwko siebie w milczeniu, nieświadomi, że cała Wielka Sala, włącznie z nauczycielami, zastanawia się nad powodem wzburzenia tej dwójki.
Ślizgon mimowolnie zarejestrował, że Wiktoria sięga mu zaledwie do ramienia. I że te jej oczy są jeszcze bardziej niebieskie, kiedy patrzy się w nie z góry.
- Będę mówić o mnie tak, jak mi się podoba! - syknęła ciemnowłosa, jakby budząc się z letargu.
Wykorzystała chwilę nieuwagi Malfoya i wyszarpnęła ręce z mocnego uścisku.
***
Draco leżał wygodnie na swoim łóżku w dormitorium, wpatrując się w zielony baldachim. Delikatny uśmiech samozadowolenia błąkał się po jego ustach.
Jeszcze trochę. Przecież zabicie takiego staruszka, w dodatku nic nie podejrzewającego, nie może być trudne.
Tylko jak, nie ściągając na siebie podejrzeń, dostarczyć mu naszyjnik?
Ślizgon przekręcił się na bok. Coś się wymyśli...
Mamy 3 września. Do zakończenia roku szkolnego jeszcze szmat czasu! A tymczasem można się zastanowić, co Czarny Pan w akcie wdzięczności mu podaruje...
„W sumie...” - zastanowił się – „wystarczy życie w blasku chwały.”
***
- Dokąd idziemy? - w głosie ciemnowłosej zabrzmiała lekka panika.
Suche listki trzaskały cicho pod ich stopami, a wiatr szarpał szaty.
- Zobaczysz. - odparł, uśmiechając się lekko do siebie.
Była taka niewinna, taka przerażona... Taka zupełnie, zupełnie inna niż on. Słodka. Naiwna. Dająca mu się prowadzić tam, gdzie chce z dziecięcą ufnością.
Kompletnie nie potrafił jej rozgryźć. Zdarzało się, że zachowywała się inaczej. Opryskliwie, ironicznie. Tak, jakby w ciele Wiktorii mieszkało naraz kilka osób i w odpowiednim czasie konkretna postać dochodziła do głosu.
Podobało mu się to. Nigdy nie wiedział, czego teraz się spodziewać.
Tak samo jak nie wiedział, jaka Wiktoria jest naprawdę. A chyba... Chyba chciałby wiedzieć.
- To tutaj – cisza, przerywana jedynie odgłosami nocy została brutalnie rozerwana przez głęboki, zimny głos Ślizgona.
Stali naprzeciwko bijącej wierzby. Początkowo uśpionej, jednak teraz, pod wpływem słów wypowiedzianych przez Draco, budząca się do życia. Gałęzie powoli, jakby się przeciągając, drgnęły.
Chłopak, nie czekając na dalszy rozwój wypadków, dźgnął sęk długim patykiem i popchnął przed sobą dziewczynę. Kiedy wchodzili do dziury, położył dłoń na jej głowie. Zrobił to tak, jak gdyby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem, jak gdyby robił to codziennie. A tak naprawdę nawet się nie zastanowił nad swoim zachowaniem.
Wiktoria rozglądała się dookoła. Oczy powoli przyzwyczajały się do otaczającego ich mroku, a tuż za ich plecami rozległ się złowieszczy świst powietrza, przecinanego przez gałęzie wierzby.
- Gdzie my jesteśmy? - w głosie ciemnowłosej można było wyczuć lekki przestrach. - Nie podoba mi się tutaj!
- Jeszcze trochę. - Malfoy wbił wzrok w czubek głowy Wiki. Czarne włosy połyskiwały złowieszczo w blasku księżyca, wpadającego przez otwór za nimi. - Uważaj. - Pociągnął dziewczynę w swoją stronę, aby nie nadepnęła na spróchniałą deskę.
Wiktoria zadrżała z obrzydzenia.
- Wracajmy do zamku... - poprosiła.
- Dlaczego?
- Boję się ciemności... - szepnęła dziewczyna, spuszczając głowę – właściwie, nie wiadomo czemu. Przez ten mrok Draco i tak nie dostrzegłby rumieńca na jej twarzy... Mały, blondwłosy chłopczyk wołał mamę, rzucając się po ogromnym łóżku. W końcu zrywa się. Jego czoło błyszczy od potu, jaki się na nim pojawił. To był straszny, straszny sen!
- Mamooo! - płaczliwy krzyk poniósł się echem po pokoju. Po chwili na korytarzu rozległo się szuranie kapci i w drzwiach stanęła jasnowłosa, wysoka kobieta, z zapaloną różdżką w dłoni.
- Co się stało? - spytała, przysiadając na skrawku łoża i gładząc chłopca po blond czuprynie.
Przywarł do niej całym drobnym ciałkiem, i głosem nadzwyczaj poważnym jak na czterolatka oznajmił:
- Pod moim łóżkiem mieszka potwór, który chce mi odgryźć wszystkie paluszki! - zamachał rączkami.
- Nie ma czego... - wymamrotał, ruszając żwawym krokiem. Aby uciec od wspomnień. Był wtedy taki... Taki bojaźliwy. Taki dziecinny.
- Dokąd tak właściwie idziemy? - spytała Wiktoria, mącąc tym samym ciszę, jaka panowała w mrocznym wnętrzu.
- Do Hogsmeade. Wiesz, teraz otwarte są już tylko puby, ale zawsze możemy się pokręcić... - odparł, pochylając się, aby przejść przez próg. Wiktoria z rozbawieniem odnotowała, że ona nie musi wykonywać takich akrobacji.
- A w jakim celu? - rzuciła, starając się unikać styczności ze ścianami. Brudnymi ścianami.
- Rozrywkowym. - wzruszył ramionami, uśmiechając się cynicznie.
Cholerna, naiwna Fynn... To dobrze, że trafił na nią właśnie teraz. Wiedział, jak się przy niej zachować. Ona się boi samotności, samotności, jak niczego innego na świecie... A więc nie wolno zostawić jej samej. A jeśli tylko będzie przy niej – choćby milczący i zimny – ona zrobi dla niego wszystko.
Tak, obecność dziewczyny bardzo mu pomoże w wykonywaniu jego planu...
W tym momencie dobiegł go krótki pisk i ciemnowłosa wpadła na niego plecami. Zaskoczony, podtrzymał ją i spojrzał w miejsce, w które wpatrywała się Wiktoria. Ledwo powstrzymał się od wybuchnięcia śmiechem.
- To tylko zdechły szczur – szepnął łagodnie. Bał się, że jeśli odezwie się głośniej, Wiki zauważy, że chce mu się śmiać.
- Tu... Tu jest obrzydliwie! - mruknęła panna Fynn, drżąc na całym ciele. - Ja wracam do zamku!
- Idziesz ze mną! - syknął, chwytając ją za ramię.
Mała, podła, brudna szlama! Nie będzie mu psuła planów dla swoich widzimisię! Nie, on na to nie pozwoli!
- To boli... - oznajmiła cichutko Wiktoria, patrząc mu swoimi niesamowitymi, niebieskimi tęczówkami prosto w oczy. Kompletnie zaskoczyło go malujące się w nich zdecydowanie. I brak strachu. - Puść.
Ta dziewczyna ma sto twarzy i zmienia je, zależnie od humoru, w jakim się znajduje. Cholerna małolata! Skąd on ma wiedzieć, co o niej myśleć, skoro w jednej chwili jest słodka i niewinna, a w następnej opanowana i pewna siebie?!
Podoba ci się to..., szepnął jakiś cichy głosik w jego wnętrzu.
Tak, do cholery, podoba! Ale w tym momencie jest mu to wybitnie nie na rękę!
- Pójdziesz ze mną. - oznajmił, siląc się na spokój. Nie może sobie pozwolić na okazanie zdenerwowania, bo wtedy ta mała na pewno odmówi współpracy.
- Nie. - zaprzeczyła Wiktoria, zaciskając kurczowo usta. - Nigdzie z tobą nie pójdę!
Korzystając z zamyślenia Malfoya szarpnęła się do tyłu. Palce chłopaka puściły jej nadgarstki. Wiktoria, nie oglądając się za siebie, ruszyła w stronę srebrnej poświaty.
- Idziesz ze mną! - niemalże krzyknął Ślizgon, podbiegając do niej i zagradzając jej drogę.
- A to dlaczego? - w oczach ciemnowłosej pojawiły się ogniki, jakich nigdy wcześniej nie widział.
- Bo tak chcę. - rzucił, starając sie opanować nieprzyjemne ciarki, przebiegające po całym ciele.
- Nie zawsze możemy dostać to, czego chcemy... - Wiktoria cofnęła się o krok. Jej oczy lśniły niebezpiecznie w księżycowym blasku. - Nie wszystko jest tobie podporządkowane... Naucz się tego wreszcie.
Wow!
Jestem pod wielgachnym wrażeniem...
Niesamowicie mnie to wciągnęło, a ta walka z samą sobą... Po prostu perfekto!
W końcu "Kobieta zmienną jest" i do tego stosuje się Wiktoria. POdoba mi się jej stanowczość, a jednocześnie to, że nie ukrywa lęku.
Jestem ciekawa co z tego wyniknie...
Pozdrawiam i zapraszam do Fleur!
Eveline;*
Marta G/ZKP Środa, 30 Lipca, 2008, 17:00
Draco jest fenomenalny... patrz, a ja myślałam, że on jej pożąda bardziej dla siebie, niż z wyrachowania^^ To Ci Dracuś:P Nie, no dobra, powaga. Napisane starannie, stylowo, widać, że idzie Ci to z głębi serca, dużo sarkazmu i tajemniczości, nie podobało mi się tylko porównianie z ta naiwną dziewczynką i paniczem: jeszcze rozumiem to pierwsze, ale Draco per mały panicz, to już mi zalatuje Colinem z Tajemniczego Ogrodu, wybacz za skojarzenie. Nie, to stanowczo nie to. Poza tym, bardzo mi się podobało, bo modelujesz napięcie w sposób zaskakujący i jesteś świetna w opisach uczuć. Mam tylko nadzieję, że Draco nie skrzywdzi Wiktorii... że może uczucie, jakie do niej żywi (a widać, że tak jest, tylko boi się do tego przyznać), zwycięży w nim zatwardziałe wyznawanie ideologii? Może okaże się, że ideologię odziedziczył po rodzicach, a właściwie- ojcu, ale to nie wystarczy, by zrobić z niego śmierciozercę na skalę Severusa Snape'a? Hm, nigdy nic nie wiadomo Jestem ciekawa, jak do tego podejdziesz, Alarcie. Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie-> nowe wpisy. P.S. Oceniam ten wpis na P+
@nk@ Czwartek, 31 Lipca, 2008, 20:17
właściwie wszystko co chciałam napisać zostało już napisane więc chciałam tylko potwierdzić.
Weszłam tu po raz pierwszy i jestem miło zaskoczona. Znalazłam nowy pamiętnik którego autorka piszę cudownie. Ja w przeciwieństwie do Marty, chciałabym aby Draco coś zrobił Wiktorii. Wiem potworem jestem ale lubię gdy bohaterom nie zawsze wszystko wychodzi.
Pozdrawiam i czekam na następny wpis.
Eveline;* Piątek, 01 Sierpnia, 2008, 21:54
A ja (wiem zdania nie zaczyna się od a ) chciałabym, aby ją skrzywdził i żeby ona się obraziła, ale po pewnym czasie mu wybaczyła w wielkim stylu (czyt. pocałunek^^ ).
Och...
Alarice, wiem romantyczka ze mnie. Okrutna roamntyczka...
Klimat musi być.
Najpierw niech se pocierpia dopiero później miłość.
Porządej rzeczy!
Pozdrawiam
Eveline;* Piątek, 01 Sierpnia, 2008, 21:55
Porządek*
Marika Sobota, 02 Sierpnia, 2008, 14:59
"- Będę mówić o mnie tak, jak mi się podoba! - syknęła ciemnowłosa, jakby budząc się z letargu."
Nie "o mnie",tylko "o sobie" xD
Tak,wiem,wiem,zaraz mi powiesz,że się czepiam xD
Panna Fynn...
To "olewanie"/upór/nie i koniec/oschłość...
Można powiedzieć...
Brzmi dziwnie znajomo xD
Alarice Sobota, 02 Sierpnia, 2008, 18:00
Czy Ty coś sugerujesz, Mary?xD
Ann-Britt Niedziela, 03 Sierpnia, 2008, 08:53
Bardzo, naprawdę bardzo mi się podobało! Wciągasz jak odkurzacz xD. Zaskakujące zwroty akcji i opisy, nawet retrospekcja! Gratuluję. A ta Wiktoria to taka "agentka o 100 twarzach". Czekam na następną notkę z niecierpliwością!
Pozdrowienia!;*
Eveline:) Niedziela, 03 Sierpnia, 2008, 16:10
Kiedy następna notka, bo ja umrę jak się nie dowiem co dalej!
Pdrawiam i zapraszam do Fleur (new wpis!)
Eveline;*