- Wracasz do domu na święta? - zagadnął Wiktorię Draco. Dziewczyna powoli przeniosła wzrok z płatków śniegu, wesoło wirujących za oknem klasy do transmutacji i spojrzała na blondyna.
- Ja nie mam domu – wymamrotała bezbarwnym głosem, wpatrując się w niego dużymi, niebezpiecznie pustymi, błękitnymi oczami. Malfoy otworzył usta, po czym je zamknął. Idiota. Przecież wiedziałeś, że jest z sierocińca!
- A może chciałabyś jechać do mnie? - wypalił, zanim zdążył ugryźć się w język. Cholera, ty nie wracasz w tym roku do domu na święta, pacanie!
Ciemnowłosa uśmiechnęła się lekko. Legilimencja to jednak dość przydatna umiejętność, pozwala człowiekowi uniknąć niezręcznych dla niego sytuacji...
- Nie, dzięki. Muszę wrócić do domu dziecka na ten czas, już dostałam list od przełożonej – skłamała gładko, nie patrząc na Ślizgona.
Tylko czemu, czemu, na brodę Merlina, tak ciężko było jej wykrztusić tą niewinną bajeczkę, będącą zresztą na rękę Malfoy'owi?! Wariujesz, Wiktorio.
- No tak, cóż, trudno... - bąknął pod nosem chłopak. - Może następnym razem.
Zabrzmiał dzwonek oznajmiający koniec lekcji. Draco wybiegł z klasy, nie czekając na odpowiedź dziewczyny. Wiki pokręciła głową w niemym niedowierzaniu i z niejakim namaszczeniem włożyła swoje zniszczone podręczniki do jeszcze bardziej zużytej torby.
Do czego to doszło, żeby ze wszystkimi swoimi pieniędzmi musiała obnosić się jak jakiś kocmołuch... Zadaj sobie lepiej pytanie: jak do tego doszło, że owy 'kocmołuch' tak niebezpiecznie zawrócił w głowie pewnemu młodzieńcowi, który sam wychodzi z założenia, że nie ma serca?
Ciemnowłosa ruszyła ku drzwiom klasy i w tym samym momencie uczynił to Harry. Wpadli na siebie w drzwiach, każde pogrążone we własnych myślach.
- Przepraszam – mruknęli obydwoje jednocześnie, spoglądając na siebie ze zdumieniem. - To ty!
Fynn uśmiechnęła się przyjaźnie, a Gryfon wykrzywił usta w czymś, co zapewne było według niego uśmiechem.
- Dawno nie gadaliśmy – zagaiła ciemnowłosa, przekrzywiając lekko głowę. Potter wymamrotał coś potakująco, nawet na nią nie patrząc.
- Wybacz, muszę iść – powiedział głośno i wyraźnie po kilkunastu sekundach milczenia. - Zobaczymy się potem.
'Zobaczymy się potem.'
Zdanie rzucone ot tak, czy obietnica?
***
Mała skrzatka poprawiła poduszkę na obszernym łożu w przytulnej sypialce. Rozejrzała się jeszcze raz po całym pomieszczeniu i kiwnęła głową z aprobatą.
- Panienka będzie zadowolona! - wygięła swe bezzębne wargi w uśmiechu, opierając ręce na biodrach.
Nagle rozległ się głośny dzwonek do drzwi. Mała istotka potruchtała w kierunku wyjścia z pokoju, unosząc w górę swą przydługą sukienkę.
Machnęła krótko szczupłym palcem i mahoniowe wrota stanęły otworem. Na zewnątrz stał wysoki mężczyzna w czarnym, podróżnym płaszczu, unoszonym przez lodowate podmuchy wiatru.
- Proszę wejść – Błyskotka skłoniła się głęboko, niemalże uderzając uszami o jasne, drewniane panele hollu. - Pan niedługo będzie, zatrzymały go jakieś ważne sprawy.
Gość nie odpowiedział, zacisnął jedynie kurczowo usta i przekroczył próg, jednym, gwałtownym ruchem wyciągając zza pazuchy różdżkę i osuszając nią siebie.
- Proszę wejść do salonu, zaraz podam herbatę – skrzatka nerwowym gestem wskazała drzwi po swojej lewej, które natychmiast się otworzyły.
***
- I jak, spakowana? - Draco stanął tuż za plecami ciemnowłosej, czytającej właśnie informacje na tablicy ogłoszeń. Stał tak blisko, że doskonale czuł kokosowy zapach, który bił od jej włosów.
Dziewczyna ani drgnęła, co Malfoy przyjął jako pełne przyzwolenie. Delikatnie, muskając opuszkami palców skórę szyi, odgarnął czarne, miękkie pasma i przesunął ciepłymi wargami po odsłoniętym ciele.
Wiktoria jakby leciutko zadrżała, po czym odrobinkę, ledwo zauważalnie, przesunęła głowę w prawo. Chłopak położył dłonie na jej biodrach i obrócił ją przodem do siebie. Ku swojemu zdumieniu dostrzegł na twarzy Ślizgonki lekko kpiący uśmieszek.
- A teraz zabierzesz mnie do dormitorium i łaskawie się ze mną prześpisz, tak? - syknęła, wspinając się na palce i muskając jego usta swoimi. - Nie ze mną takie numery – rzuciła, po czym cofnęła się, nadal patrząc mu w oczy. Po kilkunastu sekundach obróciła się i podeszła do wyjścia z Pokoju Wspólnego. Idiota!, zrugał siebie w myślach blondyn, z impetem opadając na jeden z wolnych foteli wokół kominka. Ale przecież wydawało się, że ona też tego chce...
Srało, a nie wydawało! Tysiąc i jedna rzecz może ci się wydawać co do tej cholernej Fynn, ale ani jedna z nich nie musi być prawdą, doskonale o tym wiesz! Wiesz, wiesz... W Pokoju Życzeń była miła! Skąd miałem wiedzieć? Wydawało mi się...
Że co, że zyskasz sobie drugą Parkinson, która jest jak wierny piesek, przybiegający na każde zawołanie swojego ukochanego pana, nie bacząc na to, jaką krzywdę sobie tym wyrządza? Nie! Po prostu ja...
Chciałeś sprawdzić, jaka jest w łożku? Nie! Ja najzwyczajniej w świecie...
Miałem ochotę na seks? Kurwa, nie! Po prostu za nią tęskniłem, dobra? I zamknij się już!
***
- Cóż, to widzimy się po świętach – rzucił obojętnie Malfoy, nawet nie patrząc na dziewczynę. Bał się, tak strasznie się bał, że
w tych bajecznie błękitnych tęczówkach znów dojrzy tą kpinę, co wczorajszego wieczora.
- Mhm... - wymamrotała ciemnowłosa, trzymając w zębach rękawiczki, walcząc z uporczywym zamkiem przy mugolskiej kurtce.
- Może ja...? - spytał mimowolnie Draco, przyglądając się niemym wysiłkom dziewczyny. Ta wzięła w dłoń rękawiczki i spojrzała na niego, zdumiona.
- A ty miałeś kiedyś z czymś takim do czynienia?
- Jeszcze nie – lodowaty uśmiech pojawił się na moment na ustach Ślizgona. - Ale kiedyś musi być ten pierwszy raz.
Ukucnął przy niej i przyjrzał się dokładnie metalowemu zapinaniu. No, przecież to nie jest takie trudne...
- Łał – parsknęła Wiki, kiedy po minucie czy dwóch kurtka była zapięta. - Dzięki. Idę, do zobaczenia!
Blondyn patrzył za nią, dopóki nie zniknęła mu z oczu za bramą Hogwartu, po czym odwrócił się wszedł do masywnego zamku. Jeszcze trochę i sztukę udawania, że nic się nie stało, opanujemy do perfekcji