- Jesteś sierotą, tak? – syknął, rzucając w nią pogniecionym skrawkiem pergaminu. – Miałaś chyba nieziemskie szczęście, że trafił ci się jednoosobowy sierociniec ze skrzatką w roli przełożonej. Bo domyślam się, że ta cała Błyskotka to skrzat domowy?
- To nie tak, Draco… - wymamrotała, nie odrywając wzroku od widoku za oknem. – Nic nie rozumiesz. Ja musiałam kłamać.
- Dlaczego musiałaś? – spytał, zbliżając się do niej. Nadal był na nią wściekły, ale z nieznanych sobie powodów chciał czuć jej bliskość.
- Nie mogę ci tego teraz wytłumaczyć – odparła, odwracając się gwałtownie w jego stronę. Zadarła głowę, aby spojrzeć w lodowate, stalowe tęczówki. – Może kiedyś. Ale nie teraz.
Oczy Ślizgona zwęziły się niebezpiecznie. Wiktoria chciała go wyminąć i jakby nigdy nic odejść, ale złapał ją za nadgarstki i ścisnął tak mocno, że dziewczyna syknęła z bólu.
- Puść… - szepnęła nadzwyczaj łagodnie. Jej ton zbił go z tropu, ale nie na długo.
- Powiedz mi! – zażądał podniesionym głosem.
Ciemnowłosa, uwięziona między jego ciałem a oknem patrzyła mu hardo w oczy, milcząc. Wyraźnie zignorowała jego rozkaz. Nagle na jej usta wypłynął ironiczny uśmiech.
- Wiem, co sobie myślałeś… - mruknęła niespodziewanie nawet dla samej siebie. – Wiem, że widziałeś mnie w roli drugiej Pansy. Tylko może trochę… Ładniejszej. No i zdecydowanie mądrzejszej. Tylko widzisz, między mną a Pansy jest jedna podstawowa różnica: ona, jak pies, jest ci wierna. A ja… - zaśmiała się – ja jestem jak kot. Chadzam własnymi ścieżkami…
- Zadałem pytanie! – krzyknął, wzmacniając uścisk swych dłoni. – I oczekuję odpowiedzi!
- A co… - zmrużyła oczy – co, jeśli nie odpowiem? Zabijesz mnie?
Puścił jej ręce z nagłym obrzydzeniem, spojrzał jeszcze raz i odszedł. Tak po prostu. To takie do ciebie niepodobne, Draconie Malfoyu…
***
Przez przerażający ułamek sekundy naprawdę chciał ją zabić. Nie rozumiał dlaczego, ale bardzo mu zależało, aby wiedzieć czemu skłamała. Musiała.
Tylko czemu? Skoro powiedziała, że musiała, to to znaczy, że musiała! , wrzasnęła nieznana mu część jego duszy. Musisz zawsze wszystko wiedzieć? A może… Może lepiej żyć w niewiedzy?
Znów siedział w łazience Jęczącej Marty. Znów patrzył w oczy samemu sobie i próbował znaleźć w nich cokolwiek. Nie znalazł nic. Kompletna pustka.
I to chyba było nawet gorsze od tego, co obiecał mu zrobić Voldemort, jeśli nie wypełni rozkazów…
Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy. Więc jego zwierciadło jest chyba jakoś wybitnie zabrudzone. Albo… A może on już nie ma duszy?
Więc dlaczego tak bardzo boli go serce?
- Masz duszę. – znajomy głos rozległ się za jego plecami. Nawet nie drgnął, starając się nie pokazać, jak bardzo go zaskoczyła. – Tylko ukryłeś ją bardzo głęboko, bo się bałeś. Cholernie przerażała cię możliwość, że ktoś jeszcze poza Voldemortem mógłby ją skrzywdzić.
- Jak śmiesz… - wycedził, odwracając się w jej stronę. – Jak w ogóle śmiesz wymawiać JEGO imię?!
Wiktoria powoli podeszła do blondyna. Ku jego zdumieniu wyminęła go i z kocią gracją wskoczyła na kamienny blat między jedną umywalką a drugą.
- Kim ty jesteś? – spojrzał na nią, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu.
- Ja… - Fynn zająknęła się. – Draco, czy ty wiesz, co najlepszego chcesz zrobić?
- O co ci chodzi? – Ślizgom odsunął się o krok i rzucił jej nerwowe spojrzenie.
- O Dumbledore’a. Ty… Ty możesz z tego zrezygnować…
- Skąd wiesz? – jego głos stał się piskliwy. Wpadł w panikę. – Kto ci powiedział?!
- To nie gra roli. Możesz się wycofać. Możesz powiedzieć Snape’owi, żeby zrobił to za ciebie. Możesz jeszcze uratować swoją duszę… - ciemnowłosa posłała mu proszące spojrzenie.
- Nie znam cię… Nawet nie wiem, jak się naprawdę nazywasz. Dlaczego mam ci wierzyć? – Malfoy oparł się plecami o ścianę i osunął po niej powoli. Wpatrywał się tępo w kamienny sufit. Wyglądał jak małe dziecko, któremu się powiedziało, że Święty Mikołaj nie istnieje. Ta sama dezorientacja…
- Jestem Wiktoria. – dziewczyna przymknęła oczy, próbując ułożyć sensowną przemowę. – Naprawdę nazywam się Wiktoria. Chcę ci pomóc… Zrozum: jesteś jeszcze młody, wszystko przed tobą. Dlaczego chcesz się naznaczyć piętnem morderstwa? Przecież wiem, że tego nie chcesz.
- Ale nie mogę się wycofać! – wrzasnął, uderzając raz po raz głową w kamienny mur. – On zabije mnie i moją rodzinę!
- Snape złożył przysięgę twojej matce, że zrobi to za ciebie. Wystarczy, że zabije go twoją różdżką. Jest bardzo dobry w oklumencji, uda mu się ukryć prawdę przed Voldemortem.
- Kim ty jesteś? – spytał jeszcze raz blondyn. Teraz w jego wzroku poza strachem była jeszcze ciekawość.
- Nie mogę – Wiki pokręciła głową. – Teraz nie mogę ci powiedzieć. Lepiej, żebyś nie wiedział. Może kiedyś…
Malfoy nie odpowiedział, zaciskając kurczowo usta.
Dziewczyna nie odrywała wzroku od ściany przez jakąś minutę. Aż w końcu, niespodziewanie, spojrzała na Draco i wyciągnęła ku niemu ręce.
- Chodź do mnie… - szepnęła, patrząc na niego dziwnie miękko.
Malfoy, bez namysłu, zrobił dwa kroki w jej stronę i ukrył twarz w ciemnych, miękkich włosach. Ciemnowłosa oparła policzek o jego szatę na wysokości klatki piersiowej i przymknęła oczy.
- Powiedz mi… - wymamrotał prosząco w kruczoczarne pasma. – Proszę…
- Zrozum, że nie mogę – jęknęła Wiktoria, obejmując go ciasno rękami.
Draco odsunął ją od siebie delikatnie, ujął twarz w dłonie i spojrzał prosto w oczy. Fynn rozchyliła lekko usta, nie wiedząc co powiedzieć ani co zrobić. Ślizgon pochylił się i delikatnie musnął jej wargi. Dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła się do niego mocno.
- Draco?
- Mhm? – spojrzał na ciemnowłosą i uśmiechnął się tak… dziwnie.
- Przepraszam. – odsunęła go od siebie, zeskoczyła z blatu i wyszła z łazienki, nie oglądając się za siebie.
***
Opadła na miękkie poduszki, spoglądając na baldachim swego łóżka. Powinna spakować rzeczy. W końcu to wszystko, co teraz ma…
Z ciężkim sercem podniosła się na łokciach i rozejrzała po pustym dormitorium. Niedługo wróci Pansy i jej przyjaciółki Do tego czasu powinna się wynieść.
Zatoczyła dłonią koło w powietrzu, a wszystkie jej rzeczy niespodziewanie zaczęły frunąć do kufra.
- No i co? Kolejne pożegnanie? – zapytała samą siebie, uśmiechając się lekko.
Kolejny delikatny ruch ręki i wieko skrzyni zatrzasnęło się. Jeszcze jeden – i kufer zawisł w powietrzu, gotów do drogi.
Rzuciła na siebie zaklęcie zwodzące i wyszła z dormitorium, starając się opanować to nieznośne szczypanie pod powiekami.
For the reason that the admin of this website is working, no question very soon it will be well-known, due to its feature contents. Cheap Oakley Sunglasses