Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

"Pamiętnik Marty Pears "
Pamiętnikiem opiekuje się Margot

  Część 2.
Dodała Marta Pears Sobota, 09 Sierpnia, 2008, 08:10

Zostałam sama. Mieszkanie wyleciało mi z głowy. Spacerowym krokiem ruszyłam w stronę ulicy Herrlinga, z której miałam kawałek do domu. Wiedziałam, że Hermiona czeka na mnie z obiadem, na szóstą umawiała się często do fryzjera (w soboty zazwyczaj jadała obiady z Ronem u jego rodziców w ich posiadłości o nazwie Nora i zależało jej na szczególnie ładnym wyglądzie).
Czasami jeździliśmy z nimi, Harry i ja, ale nie czułam się tam dobrze mimo wielkiej serdeczności, jaką mi okazywano. Wolałam zostać w pustym mieszkaniu i zjeść na szybko przygotowany omlet czy zwykłą kanapkę a potem pracować do późna, choć Hermiona była temu bardzo przeciwna. Jej zdaniem, cierpiałam na pracoholizm i odżywiałam się w karygodny sposób. Może to dziwne, lecz lubiłam to jej zrzędzenie, lubiłam, kiedy się o mnie troszczyła nawet w tak niemiły dla ucha sposób.
Miałam nawyk do szybkiego chodzenia, niezależnie od tego, czy spieszyłam się gdzieś, czy też nie, dlatego też już po dziesięciu minutach widziałam z daleka jasnobrązowy płot i żółte ściany domu przy Gotta Howna 34. Poczułam się zdecydowanie lepiej, wiedząc, że zaraz znajdę się w gronie przyjaciół. Chciałam wypytać Hermionę o ten tajemniczy powód, dla którego Draco odrzuciłby pracę w Ministerstwie, zaproponowaną mu przez ojca, chociaż jako pracownik Departamentu Współpracy Magicznej nie musiała mieć o tym bladego pojęcia; prędzej informacji udzieliłby mi Harry, który był w tym samym Departamencie, w którym miał pracować Draco, ale nie chciałam mu tłumaczyć, czemu chcę tyle wiedzieć o kimś, z kim nie miałam kontaktu od kilku lat.
-Cześć!
-Cześć! Wchodź, wchodź, tylko uważaj na podłogę w przedpokoju, jest ślisko, przed chwilą myłam.- odparł mi radosny głos Hermiony. Ona sama zaś, ubrana w kusą rudą sukienkę i przepasana jasnozielonym fartuszkiem, wyszła z kuchni, dzierżąc w dłoni wielką warząchew.
-Co ci jest, Marta?- podeszła bliżej, patrząc na mnie z niepokojem. Musiałam chyba być bardzo blada albo rozpalona, nie wiem. –Masz gorączkę? Jesteś jakaś taka… dziwna.
-Nie, nie… tylko boli mnie głowa, wszystko okay. – uspokoiłam ją, zdejmując płaszcz i odkładając torbę.- Już myję ręce i idę na obiad, czyżbyś ugotowała moją ulubioną warzywną?- dodałam, pragnąc zmienić temat i uwolnić się od jej uważnego spojrzenia. Spojrzała na mnie po raz ostatni i przytaknęła.
-Tak, zgadłaś. Dostałam pyszne marchewki od pani Weasley!- zawołała, gdy wróciła do kuchni, podczas gdy ja przeszłam do łazienki. – Dla ciebie przysłała te słodkie jabłka, pamiętała, że ostatnio bardzo je chwaliłaś!- dodała i ściszyła głos, widząc, że jestem już koło niej. Energicznie pomieszała w garnku a wolną dłonią wskazała piękny, owalny, wiklinowy kosz pełen rumianych jabłek z błyszcząca skórką. –Wszystkie są dla ciebie, możesz wziąć je od razu na górę, bo na konfitury mamy oddzielną skrzynkę. Siadaj, już ci nalewam. Dużo gęstego?
-Mhm.- odparłam, zajmując ulubione miejsce na wyślizganej, starej drewnianej ławie od ścianą. -Fred przyjechał dzisiaj?
-Tak, mama… to znaczy pani Weasley przysłała go dzisiaj, bo jutro mają wielkie sprzątanie po mini remoncie salonu. Proszę, tu łyżka, jedz. Smacznego!- podała mi talerz oraz sztuciec i usiadła naprzeciwko mnie. –Jak było w pracy?
-Dzięki, dobrze. Przedłużyła mi się ostatnia rozprawa a potem zagadałam się z Julią Bones.
-Widziałam ją ostatnio, wygląda kwitnąco jak na jej wiek.- roześmiała się.- Nie do wiary, przecież ona ma pod sześćdziesiątkę a chwilami wygląda na młodszą od ciebie!
-No, bez przesady!- roześmiałam się także i wróciłam do jedzenia.- Ona twierdzi, że to zasługa tego, jak się czuje. Poza tym, ma się z czego cieszyć, podobno jej córka, Denise, awansowała w tej swojej Belgii i odwiedzi ją na Gwiazdkę.
-Denise jest w Belgii?- zdziwiła się Hermiona i podała mi sok z jeżyn. –Zaraz nałożę ci drugie danie. Denise w Belgii? Myślałam, że Ella tam jest.
-Ella pracuje w Edynburgu, a Denise uczy się i pracuje w Belgii, zawsze je mylisz.- uśmiechnęłam się, wypiłam sok i pozwoliłam nałożyć sobie odrobinę ryżu z surówkami.
-Czekaj, póki pamiętam, to jutro nie jedziecie do Nory?- przypomniało mi się.
-Nie, mówiłam ci przecież, że w Norze jest sprzątanie po remoncie, ale jutro spotykamy się z Laurą i Gregiem w ich nowym domu nad tą ich nową hiszpańską restauracją. Kupiłam w prezencie wino, może być? –pokazała mi butelkę.
-Dobre, czerwone. –oceniłam butelkę jednym spojrzeniem i dodałam.- Nic nie pamiętam, byłam przekonana, że wybierasz się do swojej przyszłej teściowej.
-Przestań.- zachichotała Hermiona, rumieniąc się lekko. – Ron nic nie wie, ale jesteśmy zaproszeni na cały przyszły weekend tam, do nich… pan Weasley mnie uwielbia, ciągle by ze mną rozmawiał o kluczach, faksach i spinaczach. Jest zafascynowany tym wszystkim bardziej, niż wydaje się jego żonie, on nawet nie zauważy, że wejdę do ich rodziny, jak twierdzi Ginny. Wiesz co powiedział, kiedy Ron oznajmił, że się zaręczyliśmy? Powiedział: „Bardzo ładnie, moi drodzy, gratuluję… cholera jasna, George, podaj mi śrubokręt, bo zaraz mi siądzie!”
Uśmiechnęłam się lekko. Pan Weasley był nieszkodliwym, niezmiernie sympatycznym dziwakiem. Molly Weasley, mama Rona, nie była taka.
Potrafiła być bardzo surowa i nieprzyjemna, na ogół jednak była niezwykle opiekuńcza, trochę na sposób Julii Bones. Rzadko się wzruszała i kryła uczucia, choć była bardzo wrażliwą osobą i starała się okazywać swoją miłość bliskim jak najczęściej. Myślę, że to właśnie po niej Ron miał to przywiązanie do rodziny i opiekuńczość.
Bardzo angażowała się w działalność Zakonu, chociaż bała się bardziej niż ktokolwiek z nas, bo miała o tyle więcej do stracenia, niż inni- niemal pół rodziny a teraz także swoją przyszłą synową. Wszyscy czworo należeliśmy do Zakonu Feniksa, ale nigdy o tym nie mówiło się w domu, tylko w Kwaterze. Musieliśmy się mieć na baczności, ostatnio ataki znowu się nasiliły. Podobno moje wejście do Slytherinu też było ukartowane przez złe moce, ale ja w to nie wierzę.
-Dziękuję bardzo, było pyszne.- zaniosłam talerz i umyłam naczynia po sobie, chociaż Hermi broniła mi dostępu do tej pracy, jak mogła. Beznadziejnie trzymając ścierkę w dłoni i wycierając machinalnie naczynia, które umyłam, pouczała:
-Nie powinnaś tyle pracować, musisz odpocząć. Może z nami pojedziesz na wieś? Weasleyowie bardzo by się ucieszyli.
-Nie, dziękuję. To twoi rodzice.- trzepnęłam ją w ramię.- Poza tym… nie wiem, czy będę mogła.
-Dlaczego ?Wyjeżdżasz do rodziców, ktoś jest chory? -zapytała, szybko ogarniając kuchnię i parząc nam herbatę. Ron i Harry wracali dziś później, miałyśmy dobrą godzinę relaksu. Przeniosłyśmy filiżanki do salonu i tam dopiero powiedziałam o pomyśle z Ministerstwa.
-Nie chodzi o rodziców. Ministerstwo Magii chce wysłać mnie do Szwecji na rok w ramach wymiany prawniczej.
Mało brakowało, a Hermiona upuściłaby swój spodeczek, ale na szczęście, udało jej się opanować i zaraz rzuciła się mnie ściskać.
-O Boże, to przecież super, gratuluję! Już się na tobie poznali, rewelacja! I co, miałabyś jechać już za tydzień?
-Nie, za tydzień miałabym być przedstawiona radzie w Sztokholmie… a jeśli zgodziłabym się na ten kontrakt, to zaczęłabym pracować od nowego roku.
-Bardzo się cieszę, że ci to proponują… wiesz, będziemy bardzo tęsknić za tobą, ale w końcu chyba kiedyś wrócisz, prawda? No i to lepiej dla ciebie, jeśli chodzi o…
Nie musiała kończyć, domyśliłam się, że mówi o Draconie.
-Podobno nie przyjmie pracy w Ministerstwie, tej, którą mu proponuje ojciec w Departamencie Ochrony Tajności Magii, wiesz coś o tym?- zmieniłam temat.
-Nie, ale zapytam Harry’ego, jeśli chcesz. Hej, co ci jest?
-Hermiono… ja nie wiem, czy zdobędę się na taki krok… nie wiem, czy chcę tam jechać.- wyjawiłam cicho, zwracając na nią wzrok. Jedno spojrzenie jej wystarczyło, by pojąć powód mego rozdarcia. Przysunęła się bliżej mnie.
-To ze względu na niego nie chcesz za bardzo jechać, tak?- raczej stwierdziła, niż zapytała. -Wiesz… byłoby dobrze, gdybyś się oderwała od tego, ale widzę , że nie potrafisz… rozumiem cię. Bardzo ci na nim zależy, prawda?
-Ale jemu na mnie nie.-odsunęłam się, żeby się nie rozkleić i powiedziałam stanowczo: -To jest bez sensu. Muszę sobie uświadomić, że…
-Nie mów tak, wiesz, że ojciec go zmusił do tego. Draco chciał być z tobą na zawsze.- przerwała mi.
-Nie winię go za to, co się stało… ja tylko nie chcę, żeby czuł się zobowiązany do czegoś względem mnie. Tak będzie lepiej dla nas obojga, zawsze znajdzie się ktoś, kto powie: ”przecież ona jest szlamą”. Skoro możemy tego uniknąć, należy tak postąpić.
-Marta, a czy wy oboje tego chcecie?- zapytała, patrząc na mnie poważnie. –Nie widzieliście się od… zaraz… pięciu lat? No właśnie. Draco się zmienił, widziałam go wczoraj.
-Widziałaś go?- ściszyłam głos. Hermiona pokiwała głową.
-Minęliśmy się na Pokątnej, ale nie rozmawiałam z nim. Szczerze mówiąc, nie zwróciłabym na niego uwagi, dopiero w ostatniej chwili i w ogóle, miał taki dziwny wyraz twarzy.
-Co masz na myśli, mówiąc „dziwny”?
-Sama nie wiem.- wzruszyła ramionami.- Ale gdyby tak się zastanowić… gdybym nie wiedziała, że wrócił ze Szkocji, pomyślałabym, że był bardzo chory. Taki był jakiś… wyszczuplał i miał zmęczoną twarz, oczy. Nawet nie powiedzieliśmy sobie „cześć” ani nic, spieszył się gdzieś.
Milczałam, próbując opanować wzruszenie, dławiące mnie w gardle.
-Na twoim miejscu spotkałabym się z nim. – powiedziała po chwili, pijąc wolno herbatę, na co ja, oczywiście, zaczęłam zaraz protestować. –Nie, daj mi skończyć. Draco na pewno chce się z tobą zobaczyć, może nawet nie wie, że jesteś w Londynie… bo wy nie utrzymywaliście kontaktów na studiach, dobrze zrozumiałam?
Potrząsnęłam głową.
-No więc właśnie.- dokończyła i powtórzyła stanowczo: – Powinniście się spotkać.
-Hermiono, Terri Rockson ma wyjść za Dracona, wiesz, kim ona jest! Nie wolno mi wtrącać się w jego życie, jak niby mam się z nim spotkać, wiedząc to, co wiem teraz? Muszę nauczyć się żyć z tym, że…
-…że mężczyzna, który ciebie kocha z wzajemnością, zostanie mężem jakiejś idiotki z tytułem hrabianki i pięcioma tysiącami galeonów spadku po pradziadku, tak?- odstawiła gwałtownie filiżankę.- Marta, oboje bardzo się kochacie i tylko decyzja Malfoyów sprawiła, że musieliście się rozstać, ale gdybyście mogli sami o sobie zadecydować, zapewne już dawno bylibyście małżeństwem, wiem, co mówię. Jeśli teraz nie zdobędziecie się na krok, nie powiecie sobie prawdy, już nigdy żadne z was nie będzie szczęśliwe. Draco ożeniłby się z Terri ale zawsze kochałby tylko ciebie, a ty możesz zmienić wszystko, byle byście tylko się spotkali. Draco drugi raz nie popełni tego błędu, mówię ci. Wydoroślał i zmężniał, nabrał pewności siebie. To nie jest facet, który jest posłuszny swojej rodzinie. To ktoś, kto wie, czego chce i nie pozwoli nikomu odebrać sobie tego.- urwała na chwilę. -Marta… powiem ci coś. Nie masz się czym martwić, bo na moje oko, to małżeństwo nie dojdzie do skutku. To znaczy, Terri z Draconem.- powiedziała nagle z mocą, obejmując mnie.- Draco nie złamie ani tobie ani sobie serca po raz kolejny. Myślę, że po prostu rodzina mu coś nagadała, że masz kogoś, żeby trzymał się od ciebie z daleka. Mogę nawet powiedzieć, że wiem to na pewno. Ta dziewczyna, co pracuje w sąsiednim departamencie, wiesz, ta co zawsze wiezie dokumenty do podziemi, kiedy wracam z pracy, wie, że się przyjaźnimy. Parę dni temu powiedziała do mnie coś takiego: „Podobno pani przyjaciółkę, tę prawniczkę, coś kiedyś łączyło z panem Malfoyem? Teraz pewnie ma się z pyszna, panna Rockson jest wspaniałą kobietą, na pewno będzie umiała go pocieszyć po rozstaniu z nią. Kto to widział, żeby takiego mężczyznę rzuciła dla jakiegoś sekretarza z Departamentu Ochrony Tajności Magii…”. Powiedziałam jej: „Lepiej nie rozpowiadałabyś głupstw, Anne, Marta wcale nie rzuciła Dracona dla nikogo.” Myślałam, że sobie z palca to wyssała i nawet byłam zniesmaczona, ale zaraz coś mnie tknęło i bardzo dobrze. Zapytałam natychmiast: ”A kto ci takie plotki przekazał?” a Anne na to: „No jak to, przecież pan Malfoy do dziś musi zatrudniać specjalistę, żeby syna wyleczyć, bo chciał się zabić podobno czy coś, nie pamiętam, no i sam tu opowiadał panu Knotowi, że aż go złość wzięła, bo bardzo ją lubił, tę pannę Pears, aż tu nagle się dowiaduje, że ona szast prast i sobie innego znalazła i podobno go nawet od początku zdradzała z nim na boku, a już ten pan Rolleycoat od dawna miał na nią chętkę, bo to i zawsze ją odprowadzić chciał, i teczki pomagał raz nosić, a raz to nawet na obiad zaprosić ją chciał czy na kolację, po jakiejś bardzo udanej rozprawie, ale się nie zgodziła. Dzięka Bogu, że nie doszło do czego poważniejszego, a nawet podobno syn już pierścionek miał przygotowany i…” Marta, co ci… - przerwała, patrząc na mnie z przerażeniem, bo strasznie się rozpłakałam po jej ostatnich słowach. Zaczęła się rozglądać za chusteczką, ale ja potrząsnęłam głową, próbując się uspokoić. Gładząc mnie po ramieniu, zaczęła mnie przepraszać, wciąż patrząc na mnie z bojaźnią: Oo Boże, przepraszam, ja naprawdę… Marta, no co ty, ja nie chciałam, żebyś ty tak… proszę cię, no, przestań, proszę cię, Martuś, nie płacz tak, na Boga, uspokój się…
-Nic, nic Hermiono.- wykrztusiłam, wycierając szybko oczy, ale i tak łzy cały czas spływały mi po policzkach.- Co to za ludzie… żeby takie coś… to ja się teraz nie dziwię… że on nawet się nie odzywa ani nic… na pewno uwierzył, na pewno… żebym to ja wiedziała, że takie rzeczy się o mnie mówi na mieście… Boże!- wstałam gwałtownie z kanapy, załamując ręce i szlochając. Puściły mi nerwy. –Nienawidzę tego życia, nienawidzę!
Zanim Hermiona zdążyła coś powiedzieć, wybiegłam z salonu i udałam się na górę, w biegu prawie zbijając z nóg Rona, który zdążył dopiero co wejść do domu. Zamknęłam głośno drzwi a potem, zanosząc się od płaczu, rzuciłam się na łóżko i wydobyłam spod poduszki nieduże zdjęcie, które pstryknął nam kolega Dracona na zakończenie siódmej klasy. Chłopak i dziewczyna na nim byli weseli, roześmiani i bardzo szczęśliwi. On obejmował ją, całą swoją postawą mówiąc „kocham cię” a ona przytulała się do niego, figlarnie patrząc na aparat a jednocześnie czując, jak bije drogie jej serce pod czarną, piękną, błyszczącą szatą. Czy wiedzieli wtedy, że to ostatnie ich wspólne chwile?
-Nie.- powiedziałam sama do siebie i odwróciłam zdjęcie wierzchem do dołu. Wtuliłam twarz w poduszkę, żeby zimna tkanina ukoiła mnie, ale łkałam jeszcze długo, aż niepostrzeżenie zasnęłam.
Obudziłam się około szóstej po południu. W pokoju było ciemniej, zachodzące słońce, wpadające przez firanki, zapaliło na dywanie jasnoczerwoną plamę. Jeszcze chwilę leżałam, nasłuchując odgłosów z dołu ale wyglądało na to, że wszyscy odpoczywają. A nie, Hermiona rozmawiała bardzo cicho z Ronem, chyba siedzieli w kuchni, nad którą mam pokoik.
Przewróciłam się na plecy i zamknęłam mocno oczy. Głowa pulsowała mi od bólu, powinnam wypić trochę eliksiru lauticynowego, ale nie chciałam robić kłopotu Hermionie. Mój zapas się skończył, mogłam w drodze powrotnej zahaczyć o aptekę, to rzut kamieniem od Ministerstwa, rzecz jasna, nie pomyślałam.
Po dłuższej chwili postanowiłam wstać i zejść na dół. Hermiona i Ron na pewno się zaniepokoili moim wybuchem. Nie dziwiłam im się, starałam się nie płakać zbyt często, ale dziś po prostu czara się przelała. Czułam, że straciłam w życiu coś cennego; co gorsza, straciłam nieodwracalnie. Problem polegał na tym, że nie potrafiłam przejść nad tym do porządku dziennego.
No nic, pomyślałam, lepiej zejść, pogadać trochę z nimi, może spędzimy razem miły wieczór, pójdziemy gdzieś, rozerwę się trochę. Z tą myślą, ale niezbyt poprawionym humorem, zeszłam na dół.
Miałam rację. Wszyscy siedzieli w kuchni. Hermiona obierała kiwi a Ron kroił pomidory zaś Harry mieszał twarożek ze szczypiorkiem i doprawiał co chwilę solą bądź pieprzem. Jednocześnie cała trójka rozmawiała cicho. W chwili, gdy weszłam, umilkli z zaskoczeniem, które szybko pokryli uśmiechami i żartami.
-Masz wyczucie czasu, za chwilę będą grzanki!- ucieszył się Ron, zerkając na piekarnik, w którym de facto złociły się kromki pełnoziarnistego pieczywa. –Hermi, już mogę wyjąć?
-Daj im jeszcze dwie minuty. Harry, bądź tak dobry i podaj Marcie kubek, zaparzyłam jej tam melisę, trzeba ją tylko podgrzać. Ja nie mogę, mam brudne ręce. – uśmiechnęła się przepraszająco, demonstrując dłonie. – Robimy sałatkę owocową, w misce są już jabłka i maliny, najlepsze, jakie dostałam.
-Proszę.- Harry podał mi kubek, a Ron przesunął się, robiąc mi miejsce pod ścianą.
Po kwadransie byliśmy już w trakcie kolacji, w której przygotowaniu pomogłam niewiele, ale chociaż coś. Hermiona pozwoliła mi ozdobić kilka grzanek piórkami papryki oraz plasterkami pomidorów i kiszonych ogórków, które trzymała tylko na specjalne okazje. W dodatku wpadłam na dodanie migdałów w marynacie pomarańczowej do sałatki i okazało się, iż był to strzał w przysłowiową dziesiątkę. Zarówno Ron jak i Harry, o dziwo , nie mogli się nachwalić.
-Sałatka była naprawdę rewelacyjna, a grzanki rozpływały się w ustach.- mruknął Ron, przytulając się do Hermiony, kiedy przenieśliśmy się na taras, bo wieczór był bardzo ciepły. Harry siedział w kąciku i dyskretnie poziewywał.
-Miałaś świetny pomysł z tymi migdałami.-pochwalił po chwili, kiedy Hermiona zajęła się jakąś ważną rozmową z Ronaldem.
-Dzięki.- odpowiedziałam, uśmiechając się uprzejmie.
Milczeliśmy chwilę. Nagle Harry zaproponował:
-Może przejdziemy się trochę? Jest bardzo ciepło… a Ron i Hermiona mieliby dla siebie trochę czasu… moglibyśmy porozmawiać.
Przyznam szczerze, że jego propozycja wprawiła mnie w lekkie zdumienie, ale z tego zdumienia zgodziłam się. Miałam ochotę na spacer, zazwyczaj przechadzka, choćby i krótka, pomagała mi na różne niepowodzenia a na ból głowy działała kojąco.
-To chodźmy.
Podnieśliśmy się i zeszliśmy na ścieżkę, mówiąc ogólnikowo przyjaciołom, że idziemy na spacer. Hermiona i Ron niezbyt zmartwili się zniknięciem dwójki współlokatorów; odniosłam wrażenie, że chyba nawet cieszyło ich to. Cóż, młoda para…
Poszliśmy. Harry nie zabrał mnie na spacer do centrum, gdzie o tej porze pewnie powoli zaczynali się schodzić miejscowi oraz turyści ;zamiast tego, poszliśmy w stronę przedmieścia, bliżej pleneru. Dłuższą chwilę milczeliśmy, ale w końcu Harry rozpoczął rozmowę.
-Podobno wyjeżdżasz na rok do Szwecji?
-Ministerstwo Magii zgłosiło moją kandydaturę do międzynarodowej wymiany prawniczej. Knot chce mnie przedstawić Radzie w Sztokholmie w przyszłym tygodniu, co nie oznacza, że przyjmę tę ofertę.- odpowiedziałam obojętnie. -Hermiona ci o tym powiedziała?
-Nie. Dowiedziałem się o tym w pracy, od Dracona.
Zatrzymałam się pośrodku ścieżki dla rowerzystów. Niewiele brakowało, żeby jakiś amator wjechał na mnie. Strasznie mnie sklął ale nie przejęłam się tym zbytnio- machinalnie wróciłam na swoją część drogi i zwróciłam się do Harry’ego:
-Widziałeś się z Draconem? Pięknie! Wszyscy bez przerwy widujecie się z Draconem, ale jakoś nikt nie kwapi się, by mi o tym powiedzieć!- podniosłam głos sama nie wiem czemu. Harry odpowiedział mi jednak spokojnie:
-Draco prosił mnie o to, żebym nic ci nie mówił.
Patrzyłam na niego, przetrawiając w milczeniu to, co usłyszałam. Z trudem okiełznałam budzące się we mnie kłębowisko uczuć i pokiwałam głową na znak, że przyjęłam do wiadomości. Widząc, że się uspokoiłam i że nie mam zamiaru dalej na niego krzyczeć, Harry kontynuował:
-Przyszedł tam z ojcem, zdaje się, że Lucjusz załatwił mu jakąś fuchę jeszcze przed jego przyjazdem, ale Draco jej nie przyjął. Właśnie wszedł do kierownika, kiedy wychodziłem z nowym zleceniem. Nawet się ze mną nie przywitał, tylko poprosił, żebym na niego poczekał. Skoczyliśmy na szybką kawę, choć miałem dużo roboty i praktycznie zawracał mi głowę, ale widać było, że chodzi mu o coś ważnego, więc się zgodziłem. Już po pierwszym łyku i pierwszych pytaniach o pogodę zorientowałem się, że chodzi mu na pewno o ciebie i miałem rację. W pewnym momencie, gdzieś między zdaniem o lenistwie szkockich urzędów a o pracy w Ministerstwie Magii, powiedział: „Co u Marty? Słyszałem, że wyjeżdża do Szwecji na wymianę prawniczą.” Nie wiedziałem nic o tym, ale pomyślałem sobie, że może zapomniałaś nam o tym powiedzieć, więc przytaknąłem i powiedziałem, że wszystko u ciebie w porządku. Na to on siedzi chwilę, patrzy w jakiś nieistniejący punkt i mówi: „Pozdrów ją bardzo ciepło ode mnie i złóż jej gratulacje w moim imieniu… powiedz też, że życzę jej dużo szczęścia z Rolleycoatem.” No to obiecałem, że przekażę. Prawdę mówiąc, chciałem mu jakoś pomóc, ale nie miałem pojęcia, co zrobić, co powiedzieć. Zdołował go chyba ten Rolleycoat, nawiasem mówiąc, nawet chciałem mu powiedzieć, że nie jesteś z nim, że to on tylko się narzuca, ale czułem, że nie powinienem, czy coś. Musiał zresztą już iść, znasz jego ojca, nie wiedział, że się spotkaliśmy, Draco wykorzystał fakt, że Lucjusz wpadł na pogawędkę do Knota. Już był na progu stołówki, kiedy nagle odwrócił się, uchwycił mnie spojrzeniem i zawołał: „To na stałe ta wymiana, na rok, no nie?” a ja w tym momencie zobaczyłem w głowie ten napis: MIĘDZYNARODOWA WYMIANA PRAWNICZA, wiesz, te takie ogłoszenia, co wszędzie wiszą w Ministerstwie i skojarzyłem, że tam było coś napisane o dwunastomiesięcznych kontraktach więc odkrzyknąłem: „Tak, chyba tak!” a on tylko kiwnął głową i poszedł sobie.
W dalszym ciągu staliśmy na chodniku. Odwróciłam głowę, żeby Harry nie zobaczył łez w moich oczach.
Wszystko wskazywało na to, że Draco unikał spotkania ze mną, ale zasięgał informacji o mnie u ludzi, którzy byli blisko mnie. Wstrzymywały go plotki o moim rzekomym romansie z sekretarzem Rolleycoatem i najwyraźniej też wiedział o mojej kandydaturze na wymianę i chciał się dowiedzieć, czy wezmę w tym udział.
Harry obserwował mnie spod oka. Wypadało mi coś powiedzieć, więc tylko zdobyłam się na kilka słów, starając się ukryć drżenie głosu:
-Dziękuję, że mi tym opowiedziałeś, Harry. Nie sądziłam… że do tego dojdzie, że będę musiała się dowiadywać o nim od kogoś… że nie będziemy mogli nic z tym zrobić. No ale skoro podobno jestem związana z jakimś sekretarzem…
-Wiem, że to plotka i wiem też, że Draco nigdy nie pomyślałby, że możesz go… hm… w pewien sposób zdradzić z kim innym, dlatego też jego zachowanie wydaje mi się zgoła dziwne.
-Harry, to przez jego rodzinę, doskonale ich znasz. Celowo tak go tumanią, co chcieli, stało się- Draco uwierzył w to, że związałam się z kimś innym więc ma drogę otwartą do małżeństwa z Terri Rockson, co strasznie ucieszy ich rodziców. W ten sposób rodzina wyperswadowała mu jakiekolwiek plany co do mnie, Hermiona mi mówiła, że Lucjusz sam o tym mówił dość głośno publicznie w Ministerstwie. Nie dość, że szlama, to jeszcze go zdradziła… Draco musiałby być głupi, żeby nadal chcieć związać się z kimś takim jak ja.- dodałam i urwałam, bo głos zaczął mnie zawodzić.
-Marta, posłuchaj jeszcze raz: Draco kochał cię i kocha nadal, dlatego też nigdy nie uwierzyłby w to, że ty, odwzajemniająca jego uczucia, potrafiłabyś nagle zacząć kręcić z kimś innym, przepraszam za trywialność, ale na jego miejscu walczyłbym o ciebie.
Drżenie głosu nasiliło się, ponadto czułam, że jeszcze parę takich zdań, a łez już nie powstrzymam, więc tylko pokiwałam głową i ruszyłam w stronę przeciwną. Zaczynało mżyć.
-Marta, nie przejmuj się… jeśli on czegoś wkrótce nie zrobi, by się do ciebie zbliżyć, będzie to oznaczało, że jest głupcem, a za takiego mimo wszystko go nie miałem nigdy. –Harry dogonił mnie i poklepał z otuchą po łopatce.
-Wy nienawidziliście się od zawsze, prawda?- mimo woli uśmiechnęłam się słabo.- Wieczna rywalizacja i nienawiść…
-Ale teraz już traktuję go lepiej, zauważyłaś? To znaczy wiesz, on po prostu zachowywał się wrednie w szkole, traktował Hermionę jak jakąś ścierkę od podłogi, zaplamioną czymś wyjątkowo brudnym a my z Ronem, naturalnie, nie puszczaliśmy mu tego płazem; wielekroć kończyło się to zabawnymi sytuacjami, raz bardzo nieprzyjemną, bo Ron wymiotował przez kilka godzin ślimakami, ale często też kończyło się na łamaniu zasad regulaminu szkolnego; niemniej mieliśmy szczęście, bo nad nami czuwała Hermiona.
-Mnie też na początku traktował jak szlamę… ale później mu to przeszło.
-Tak, tylko że ty go oczarowałaś praktycznie po jakichś nie wiem ilu, paru tygodniach…? A nas nie lubił od początku, ty przecież doszłaś do nas w piątej klasie. Dobrze pamiętam, że na samym wstępie miałaś znakomity kontakt ze Snapem a Ślizgoni trochę ci nie dawali żyć ze względu na to, że przyjaźniłaś się z nami. Z drugiej strony, gdyby nie my, miałabyś totalnie na pieńku z nimi…
-Znalazłam kilka fajnych dziewczyn, szkoda, że teraz już nie utrzymujemy kontaktu, ale były niewątpliwie świetnym kumpelkami. A przecież to wy potem nie daliście mi żyć, jak sytuacja się odwróciła, Harry, zwłaszcza ty i może Ron, bo Hermiona pozostała moją przyjaciółką na zawsze.
Harry przystanął na chwilę pod akacją. Patrzył na mnie z zastanowieniem i jakby żalem o to stwierdzenie; cóż, prawdę mówiąc, ja też nie wiedziałam, dlaczego tak nagle to wyciągnęłam, to chyba z tej całej idiotycznej udręki.
-Przep…- zaczęłam, ale Harry był szybszy i powiedział swoją kwestię nim ja zdążyłam dokończyć słowo:
-Dziwne tylko że teraz, skoro tak bardzo się przyjaźnisz z nimi, mieszkasz jednak z nami, z twoimi „dręczycielami”, nazwijmy to tak. A gdzie ci wspaniali Ślizgoni, koleżanki i koledzy? A wreszcie, gdzie jest Draco? Zawsze go broniłaś przed nami a teraz co, zabrakło ci argumentów, tak? To on cię zostawił, nie, daj mi skończyć… zachował się jak szczeniak, nie potrafił postawić się ojcu w rzekomo najważniejszej dla niego sprawie a ty nadal masz wypaczone pojęcie o nim, nadal chcesz go bronić? Więc posłuchaj, on zawsze był taki sam… zawsze! Może dla ciebie trochę się zmienił a zresztą nie wiem, może tylko udawał, żeby zdobyć twoje zaufanie, tylko ty tego oczywiście nie widzisz!
Staliśmy tak, Harry najwyraźniej wściekły a ja niebywale zaskoczona jego wybuchem. Zaraz jednak wróciłam do siebie.
-Nie waż się tak o nim mówić, tylko dlatego że nie poznałeś go tak dobrze jak ja a może nawet wcale!
-Nie no, to jest szczery absurd!- zaśmiał się głucho, machając rękoma.- Ile lat go znasz, hę? Przyszłaś do Hogwartu w piątej klasie i myślisz, że Draco taki był przez te pięć lat wstecz? Jeśli tak, to się grubo mylisz.- spojrzał na mnie z wściekłością, a szczęki mu zadygotały. -Uważasz, że poznałaś go przez te trzy lata przez to, że chodziłaś z nim, tak? No więc wiedz, może to przez regularne całowanie i obściskiwanie się z facetem poznaje się jego charakter dokładniej, ale ja miałem niejedną okazję do poznania jego prawdziwego charakteru jeszcze pięć lat przed tobą!
-Zamknij się.- warknęłam.- To co mówisz, jest głupie, wiesz?! Draco był dla mnie nie tylko kimś, kogo kochałam, był przede wszystkim dla mnie przyjacielem nie bez wad! Poza tym, to nie ty byłeś z nim w jednym domu a przez to fakt, że znałeś go z najgorszej strony pięć lat dłużej ode mnie, nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Żadnego!- obróciłam się na pięcie i ruszyłam szybko ulicą, ale zaraz dogoniły mnie jego słowa:
-Masz rację, ale Draco jest taki jak jego ojciec i nic tego nie zmieni! Skutków doświadczasz na sobie, zresztą, rób jak chcesz!
-Świetnie!- odwróciłam się i podeszłam kilka kroków bliżej niego. Teraz buzowały we mnie wszystkie uczucia, poplątane i zmieszane, gniew z rozpaczą, żal z oburzeniem. – Świetnie! Tylko wiesz co? Powiem ci coś, Harry: każdy ma prawo do błędu. Niektórzy jednak nie umieją się do niego przyznać a ty za wszelką cenę boisz się przyznać przed samym sobą, że twoja nienawiść do niego jest już tylko pozą, niczym więcej! Powiem ci jeszcze coś. Zazdrościsz jemu i mnie, bo może teraz nie jesteśmy razem, ale oboje kochamy się i próbujemy przetrwać mimo przeszkód a tobie nie wychodzi z żadną dziewczyną, ty wciąż pamiętasz o Cho Chang, choć wyszła za mąż i jest matką!
Mój wybuch sprawił, że Harry zmienił się na twarzy. Zbladł, ale zaraz uniósł wyżej głowę.
-Mylisz się,- powiedział chłodno, przez zaciśnięte zęby.
-Mylę się?!- teraz ja się zaśmiałam, głucho i posępnie, wręcz drwiąco.- To czemu nie poszedłeś na jej ślub, chociaż wiem, że dostałeś zaproszenie? Chociaż Cho było bardzo przykro, bo nigdy nie przestała cię szanować i cenić a ty nie potrafiłeś zachować się z klasą, a przede wszystkim skorzystać z okazji, by móc spotkać ukochaną osobę i życzyć jej szczęścia?
-Założę się, że t y nie poszłabyś na ślub Dracona i Terri nawet gdyby to on sam błagał cię na kolanach, a na twoim stoliku leżało milion takich zaproszeń!- znowu zrobił się agresywny. –I ty śmiesz mnie pouczać, wypominać cokolwiek skoro sama jesteś żałosna i nie wiesz, co mówisz?
Tupnęłam nogą, choć było to bardzo dziecinne, ale musiałam dać ujście swojej energii. Rzuciłam głową i powiedziałam najpaskudniejszym tonem, na jaki było mnie w danej chwili stać:
-Wiesz co? Twój problem polega na tym, że ty potrafiłeś tylko brać szczęście ale sam nigdy nie umiałeś nikogo uszczęśliwić!
Nie wytrzymał. Przez chwilę myślałam, że mnie uderzy, ale on opanował się z jakąś nadludzką siłą, zgrzytnął zębami i, obróciwszy się, gwałtownie ruszył w drugą stronę, w kierunku przedmieść miasta, nie zaszczycając mnie ani jednym spojrzenie,. Chwilę jeszcze stałam, obserwując go, aż znikł na najbliższym zakręcie i ja też ruszyłam, tyle że w stronę domu. Deszcz zacinał coraz mocniej, zapadała coraz większa ciemność a w powietrzu zaczęło gęstnieć z wolna coś niedobrego, jakby lepka, brudna mgła.

[ 15 komentarze ]


 
Gwoli wstępu i ścisłości + część 1.
Dodała Marta Pears Sobota, 02 Sierpnia, 2008, 08:10

Witajcie. Jestem Margot i mam wielką przyjemność prowadzić od dziś pamiętnik Marty Pears. Zanim przejdę do dalszej części, chciałabym podziękować paru osobom, które pomogły mi w osiągnięciu tego celu:
* Meg Dimen i całemu ZKP za pomoc oraz przychylność :)
* Aurorze za wspaniałą, fascynującą grafikę oraz wsparcie :)
* Carrie za wsparcie oraz motywację do pisania :)
Dziś wielki dzień: zaczynam nową przygodę z moim nowym opowiadaniem, powoli zakrawającym w moim umyśle na powieść. Postanowiłam podarować je Wam- Czytelnikom, z których choć część, mam nadzieję, stanie się fanami tego pamiętnika.
Chciałabym pokrótce wyjaśnić, jak powstało to opowiadanie i jaka jest jego geneza, bo jest to bardzo ważne w tym wypadku.
Wszystko zaczęło się od konkursu pod hasłem " W oczekiwaniu na 6 część Harry'ego Pottera", gdy byłam w ostatniej klasie gimnazjum. Zaangażowałam się i postanowiłam stworzyć coś oryginalnego i innego: czytaj, związanego ze Slytherinem, słusznie przewidując, że prawie połowa uczestników wybierze siebie jako bohatera z Domu Lwa.
Tak powstał pamiętnik piętnastolatki, która niespodziewanie zostaje przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, zaprzyjaźnia się z Hermioną Granger, Ronem Weasleyem oraz Harrym Potterem, który zaczyna jej się coraz bardziej podobać, ale Tiara Przydziału wskazuje jej domem nie Gryffindor lecz Slytherin, jej opiekunem zostaje Severus Snape a nie Minerva McGonnagall i odtąd będzie spędzać wieczory w salonie udekorowanym barwami zielono-srebrnymi a nie czerwono-złotymi, w towarzystwie nie sympatycznego rudzielca, mądrej koleżanki czy czarnowłosego przystojniaka, ale srebrnowłosego chłopaka i jego bandy oraz reszty Ślizgonów, którzy nie dają jej żyć. Bohaterka zakochuje się w Harrym coraz bardziej choć on nie zwraca na nią uwagi- więcej, oboje z Ronem nie mogą się przyzwyczaić do kumplowania ze Ślizgonką tak dalece, że niemalże jej unikają. Na szczęście, ma jednak przyjaciółkę w Hermionie, na która może liczyć dosłownie zawsze i wszędzie, która nie czyni różnicy pomiędzy sobą- Gryfonką, a nią- Ślizgonką.
Marta podsłuchuje pewnego dnia w bibliotece rozmowę Harry'ego z Ronem, który jednakże twierdzi, że podoba mu się brunetka z półdługimi włosami, którą Ron także zna- dziewczyna przyjmuje te słowa do siebie i jest bardzo szczęśliwa. Pewnego dnia widzi Harry'ego spacerującego po błoniach z inną brunetką, z dłonią w jej dłoni. Dostrzegłszy swoją głupią, naiwną pomyłkę, jest tak zrozpaczona, że postanawia popełnić samobójstwo poprzez wykradnięcie trucizny z lochu swojego opiekuna i wypicie jej.
Swój zamiar postanawia zrealizować pewnego wieczoru. Czeka, aż wszyscy uczniowie opuszczą pokój wspólny i gdy rzuca ostatnie spojrzenie na zielono-srebrne zasłony, pojawia się Draco Malfoy. Okazuje się, że chłopak jest doskonale świadom tego, co zamierza zrobić Marta a także zna przyczyny. Próbuje ją powstrzymać, mówiąc, że nawet jeśli ona uważa, że nie ma dla kogo żyć z powodu nieszczęśliwej miłości, to on się z tym nie zgadza... i dochodzi zupełnie nieoczekiwanie do pocałunku.
Marta i Draco zaprzyjaźniają się z wolna a z biegiem czasu ta przyjaźń przeradza się w coś więcej, ale na silniejszych fundamentach niż poprzednie "uczucie" Marty... tak mogłabym streścić to, co najważniejsze było w moim opowiadaniu, myślę, że teraz łatwiej będzie Wam zapoznać się z moim dziełkiem oraz zrozumieć je. To jednak jeszcze nie koniec: opowiadanie, które zgłosiłam na konkurs, stało się tylko kanwą tego, co zaprezentuję tutaj. Wieczorami wymyślałam dalsze losy bohaterów lecz pozostawały one wyłącznie w mojej głowie. Rozmowa z przyjaciółką skłoniła mnie do poważniejszego pomyślenia nad opowiadaniem i, wreszcie, do tego, by je opublikować w sieci.
Samo opowiadanie pisane jest raczej jednym ciągiem, w pierwszej osobie (narratorką jest główna bohaterka), w związku z czym proszę, byście nie mieli pretensji, że notki nie mają wyraźnie zarysowanego początku czy końca, ale zrobię co w mojej mocy, by to, co będę publikować tutaj, miało swój charakter.
To chyba tyle, co miałam do powiedzenia gwoli wstępu... wiem, że sporo tego, ale powinniście się przyzwyczajać :P Zapraszam Was teraz nareszcie na pierwszą część mojego opowiadania...czytajcie i piszcie, jak Wam się podobało. Serdecznie pozdrawiam wszystkich!
P.S. Jeśli ktoś chce się ze mną skontaktować, proszę pisać na maila martapears@vp.pl :-)


@@@@

Mam na imię Marta Pears, mam 23 lata. Urodziłam się w małym miasteczku niedaleko Londynu. Moi rodzice nie są czarodziejami. Dostałam zaproszenie do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Tam Tiara Przydziału przydzieliła mnie do Domu imienia Salazara Slytherina i od tej chwili moje życie uległo zmianie. Ukończyłam Hogwart z wyróżnieniem, zostałam prawnikiem w magicznej społeczności. Pracuję w Ministerstwie Magii, jestem adwokatem z ramienia Wizengamotu a także lokalnego sądu magicznego w Londynie. Mieszkam w Londynie razem z przyjaciółmi Hermioną Granger, Ronaldem Weasleyem i Harrym Potterem.
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***
Drobiny kurzu i piasku fruwały w powietrzu, przeplatając się z czerwonymi i złotawymi liśćmi choć nie było zbyt wietrznie-przeciwnie, można by nawet powiedzieć, że zalana blaskiem słońca ulica przypominała bardziej wycinek z lipcowego Londynu aniżeli z wrześniowego. Cóż, to była faktycznie jedna z piękniejszych jesieni angielskich; liście, unoszone ciepłymi podmuchami magicznego wiatru przypominały mi swym zapachem oraz barwą dzieciństwo, spędzone w domu z kochającą się rodziną, kiedy jeszcze nie znałam znaczenia słowa „kłopot”, „stres”, „niepokój” i „tęsknota”. Tak się złożyło, że właśnie kłopoty, stres, niepokój i tęsknota stanowiły dekorację mojej codzienności, paradoksalnie zresztą, gdyż miałam świetną pracę, co z tego, że dopiero od niecałych dwóch miesięcy, miałam świetne mieszkanie w zacisznej alei położonej w centrum miasta, skąd miałam blisko do Ministerstwa, no i mieszkałam z przyjaciółmi.
Hermiona Granger i Ron Weasley byli naprawdę wspaniałą parą; mimo że często się kłócili, to ich kłótnie miały wymiar, który rozczulał mnie nieraz do łez- czasem śmiechu, czasem smutku. Oboje pracowali, Ron znalazł sobie posadę w Międzynarodowej Komisji Handlu Magicznego, a Hermiona zajmowała się ochroną magicznych stworzeń z ramienia Departamentu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w związku z czym zdarzało się, że oboje dostawali pracę w terenie, ale przez większość czasu pozostawali w mieście. Najbardziej stałym lokatorem był Harry Potter. Pracował w Ministerstwie, w Biurze Brytyjskiego Przedstawicielstwa Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów. Mimo że w szkole nie przepadaliśmy za sobą, tutaj czułam do niego jakąś sympatię, a bynajmniej-zrozumienie. On też nie raz czuł się jak piąte koło u wozu (a raczej- czwarte) przy ulicy Gotta Howna 34 i wcale nie dlatego, że któreś z nas dało mu odczuć, iż jego obecność jest niepożądana lub uciążliwa- pod tym względem zarówno Ron jak i Hermiona byli naprawdę correct: bardzo cieszyli się, że nie mieszkają sami, mimo że jako para, która niedługo miała stanąć na ślubnym kobiercu, mieli pełne prawo do kręcenia nosem, ale oni byli naprawdę lojalnymi, świetnymi przyjaciółmi a fakt, że Harry i ja jesteśmy singlami, zupełnie im nie przeszkadzał. Poza tym, wielekroć ile tylko któreś z nas zaczynało rozmowę na temat kupna własnego mieszkania i wyprowadzki, przerywali to, co akurat robili i z niebotycznym zdumieniem pytali mniej więcej tak:
-Dlaczego? Czy jest tu niewygodnie? Może za mało przestrzeni, no tak, my wzięliśmy największy pokój… ale wiesz co, bardzo chętnie możemy się zamienić, prawda? Nam niepotrzebne w gruncie rzeczy tyle miejsca, przecież ty musisz pracować w ciszy. Od jutra się zamieniamy!
-Ale to nie chodzi o to, mieszkanie jest naprawdę wygodne i miejsca dość dla wszystkich…- odpowiadaliśmy na to z reguły, Harry lub ja, w zależności od tego, które z nas próbowało postawić na swoim i uświadomić reszcie fakt, iż nadszedł czas na większą samodzielność, na to zaś Hermiona bądź Ron mówili prosto i naprawdę serdecznie:
-No to naprawdę nie wiem, o co chodzi! Dla mnie to żaden problem. Bądź tak miły/miła i podaj mi tamten nóż, muszę obrać te kiełki, same się nie przygotują…
Tak, rozmowy o wyprowadzce nie wychodziły prawie nigdy ale Hermiona i Ron wiedzieli, że czujemy się skrępowani faktem siedzenia im na głowie i jak tylko potrafili, dawali nam wyraźnie do zrozumienia, że im to primo, nie przeszkadza, secundo- wręcz się podoba!
Żyliśmy więc sobie w czwórkę i muszę przyznać, iż było to naprawdę spokojne i przyjemne życie. Nigdy się nie kłóciliśmy, czasem tylko zdarzały się jakieś utarczki słowne a i te najczęściej między mną a Harrym, bo tak już było od zawsze, a właściwie od chwili, kiedy okazało się, że Tiara przydzieliła mnie do Slytherinu, chociaż wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że trafię do Gryffindoru. Chociaż nie… przecież nadal potem rozmawialiśmy chwilami na przerwach a Hermiona pomagała mi w nauce bądź wyszukiwała rewelacyjne książki… ale to była Hermiona. Ron i Harry nie mogli z początku przywyknąć do faktu, że zaprzyjaźnili się z kimś, kto został Ślizgonem, lecz traktowaliśmy się naprawdę uprzejmie i dość po koleżeńsku… pamiętam, że na początku przecież Harry bardzo mi się podobał… ale chyba ten rozłam nastąpił w momencie, kiedy okazało się, że zżyłam się z niektórymi Ślizgonami a jeden z nich pokochał mnie. Z wzajemnością.
Spuściłam głowę i ruszyłam się sprzed wystawy z nową kolekcją Madam Malkin. Od kiedy zatrudniła nową uczennicę, która zresztą kończyła Hogwart dwa lata wcześniej niż my, obroty jej sklepu wzrosły gigantycznie. Dziewczyna miała talent już w szkole, wszystkie dekoracje, plakaty, ogłoszenia a nawet szaty niektórych dziewcząt na różne okolicznościowe potańcówki były jej dziełem. Przez ułamek sekundy miałam ochotę wejść i przymierzyć jedną z szat, w pięknym turkusowym kolorze z białymi, delikatnymi koronkami, ale prawie natychmiast ta ochota minęła mi. Co mi po nowej szacie, przecież ta, którą noszę na sobie jest naprawdę dobra i wygodna, nadaje się zarówno na normalny dzień jak i na jakieś okazje. Nie ma po co wydawać pieniędzy, szata na pewno jest droga, widać po materiale…, proszę, no nawet nie tak wiele… trzynaście galeonów to jeszcze nie majątek… ale mówią mi, że dobrze wyglądam w tym zestawie, więc nie ma co się szarpać. I tak liczy się tylko praca, zwłaszcza po dzisiejszej rozmowie z panią Julią Bones.
Ostatnią sprawę miałam o godzinie czternastej. Rozprawa przedłużyła się, bo świadek coś kręcił a oskarżona- Sarah Pokes, właścicielka gastronomii, wiek 43 lata- nieoczekiwanie przyznała się do winy choć nie popełniła przestępstwa a przyznała się, jak sama powiedziała z dumną miną, żeby raz na zawsze mieć święty spokój z Rosaleen Elton, właścicielką konkurencyjnego baru, która wykorzystuje każdą okazję do udowodnienia rozmaitych szwindli w barze „Przy carskim kopycie” choć najwięcej szwindli, o czym każde dziecko wie, dokonuje się w jej barze, o jakże miłej nazwie „Słodka Śmierć”! Zwrot akcji był na tyle dramatyczny, że obie kobiety zaczęły się wyzywać przy całym sądzie i dopiero energiczna pani sędzia, Julia Bones, mój autorytet i protektorka, zdołała uciszyć wstrętny jazgot. Wszyscy byli jej za to wdzięczni, zwłaszcza że sprawa już dawno przestała być komiczna- pani Pokes i pani Elton były bliźniaczkami, na rynku o pozycję walczyły niczym najzacieklejsi wrogowie już od kilkunastu dobrych lat, a ta rozprawa nie była ich pierwszą i, co gorsza- zapewne nie ostatnią.
Mniejsza o przekupki. Po rozprawie chciałam jak najszybciej wyjść na dwór i trochę się przewietrzyć. Rozbolała mnie głowa, miałam dość ciężki dzień i chciałam jeszcze przejrzeć oferty mieszkaniowe. Nosiłam się z zamiarem kupna malutkiego mieszkanka; właśnie uzbierałam trochę pieniędzy i zamiar życia na własny rachunek pęczniał we mnie coraz bardziej, choć czułam, że początek może być trudny, bo będzie brakować mi Hermiony i Rona a może nawet Harry’ego. Bądź co bądź, Hermiona opiekowała się nami niczym troskliwa matka, zawsze dbała o to, byśmy zjadali co najmniej trzy pełne posiłki dziennie, a wieczorem często organizowała wspólne wypady do miasta. Zawsze też można było z nią pogadać- najczęściej dotyczyło to mnie, choć starałam się jak najmniej zajmować ją moimi problemami, doskonale wiedząc, że można mieć o wiele większe. Ostatni raz to było chyba jakieś trzy, cztery tygodnie temu, kiedy Hermiona, wracając do domu z rynku z zakupami, spotkała przypadkiem Lucjusza Malfoya.
-Spotkałam dzisiaj Lucjusza Malfoya.- ogłosiła z zamyśloną miną, kiedy siedzieliśmy przy deserze. Ron zapytał, oblizawszy łyżeczkę z kremu malinowego:
-I co, rozmawiał z tobą?
-Skądże. Stał z jakimś bubkiem z Ministerstwa, jak zwykle i gadali o czymś technicznym, ale w pewnym momencie ten bubek zapytał: „Czy to prawda, panie Malfoy, że pański syn wraca w tym miesiącu do kraju?”-
Mało brakowało a łyżeczka wypadłaby mi z dłoni. Ze wszystkich sil próbowałam opanować to, co się ze mną w tym momencie stało, ale przecież świetnie wiedziałam, że wszyscy to zauważyli, tylko taktownie to kryją. Z biciem serca zapytałam, a mój głos był oczywiście zachrypnięty i słaby:
-Mówili coś więcej?
-Draco wraca w niedzielę. Podobno bardzo się zasłużył w armii szkockiej, a jego pracodawcy bardzo go chwalili. Mówią, że ma niezwykły dar, talent. Jest bardzo bystry. Będzie rozglądał się tutaj za posadą w Ministerstwie, choć moim zdaniem, Lucjusz już mu na pewno coś załatwił.- odparła Hermiona.
Próbowałam opanować drżenie ust, ale na nic to się zdało. Wstałam od stołu i mamrocząc coś niewyraźnie, poszłam do siebie, na górę. Mój pokój sąsiadował z pokojem Harry’ego. Hermiona i Ron mieszkali na dole. Po prawej stronie był salon, dalej ich pokój, a po lewej stronie schodów była kuchnia i łazienka.
Schody strasznie skrzypią ale nikomu to nie przeszkadza- to domowy dźwięk. Dzięki temu rozpoznałam szybko kroki Hermiony i udało mi się przybrać „wyjściową” minę, choć dławiłam się z żalu i ciężko było powstrzymać mi łzy. Kiedy weszła do mnie do pokoju, pamiętam tylko, że strasznie się rozpłakałam a ona przytuliła mnie i głaskała po głowie, długo, długo. Siedziałyśmy tak jakieś pół godziny, potem cicho rozmawiałyśmy.
-Przepraszam, myślałam, że się ucieszysz, że on wrócił.- powiedziała cichym, łagodnym głosem. -Tak naprawdę nigdy do końca mi nie powiedziałaś, dlaczego się rozstaliście; pytałam cię o to, kiedy wprowadzałaś się, ale to nie była odpowiednia chwila na dłuższą rozmowę, poza tym jakoś nie chciałam cię dręczyć. Opowiesz mi wreszcie, co się stało?
Więc opowiedziałam. Hermiona wiedziała, że chciałam popełnić samobójstwo, kiedy okazało się, że moje naiwne podejrzenia, iż podobam się Harry’emu, są tylko skutkiem mojej fatalnej pomyłki. (podsłuchałam kiedyś rozmowę Rona i Harry’ego, w której Harry powiedział, że podoba mu się „niewysoka brunetka o piwnych oczach” i myślałam, że to o mnie, a to było odnośnie Cho Chang) W chwili, kiedy miałam wyjść z salonu i włamać się do gabinetu Snape’a, by zabrać truciznę, powstrzymał mnie Draco Malfoy, który wszystkiego się domyślił. Wtedy pocałowaliśmy się po raz pierwszy a jeszcze potem zostaliśmy parą.
Oboje byliśmy w sobie bardzo zakochani, ale Pansy Parkinson nie mogła się z tym pogodzić i kilkakrotnie próbowała nas skłócić. Stwierdziłam, że stoję im na przeszkodzie i z trudem, ale rozstałam się z Draco wbrew sobie i niemu.
Pamiętam, że były to koszmarne tygodnie, nie potrafiłam żyć w oddaleniu od Dracona, który sprawił, że stosunek Ślizgonów do mnie zmienił się na tyle, że prawie się przyjaźniliśmy; od Dracona, który zawsze był przy mnie i który nagle sprzeciwił się własnemu ojcu, niezadowolonemu z faktu, że jego syn utrzymuje kontakt z kimś takim, jak ja. Byłą też tam Pansy, która zresztą raczej szybko zadurzyła się w kimś nowym po tym, jak Draco i ja ponownie się zeszliśmy, mimo że swojego nastawienia do mnie nie zmieniła nigdy. Pokonawszy te przeszkody, Draco i ja od tamtej chwili byliśmy razem aż do końca szkoły.
Draco chciał studiować w Londynie, na tej samej uczelni co ja. Nie mówiliśmy o tym, ale każde z nas marzyło o wspólnej przyszłości. Wtedy właśnie wtrącił się ojciec Dracona. Zabronił synowi spotykania się ze mną, nazwał mnie publicznie szlamą a fakt, iż Draco zagroził mu ucieczką z domu, nie zmienił jego postanowienia.
Poczułam, że to nie ma sensu, że nigdy nie dane nam będzie być razem, choć była to pierwsza osoba życzliwa mi w magicznym świecie i wyjechałam do Irlandii, mimo że Draco wyprowadził się z domu i chciał zamieszkać ze mną. Nie pozwoliłam mu, bo wiedziałam, że przekreśli to zarówno jego jak i moją przyszłość. Malfoyowie byli zbyt silni, zbyt wpływowi, stalibyśmy się wyklęci a wszystko przez to, że nie pochodziłam z rodziny magicznej. Potem dowiedziałam się, że Draco również wyjechał- do Szkocji, a tam ojciec zmusił go, by wstąpił do armii. Studiował tam i pracował przez kilka lat, ale potem wieści o nim urwały się. Jedni mówili, że zostaje tam na stałe, inni, że wraca, a wszyscy byli zgodni co do jednego- Draco musi się ożenić a Lucjusz Malfoy i Narcyza znaleźli mu idealną kandydatkę. Kandydatka ta była raz moją klientką-wg mnie poza bogactwem i tytułem hrabiowskim nie miała nic, prócz urody. Była przepiękną dziewczyną, ale rozumu nie miała za grosz a nienawiścią do ludzi z niemagicznej rodziny ziała na kilometr. Płakałam całą noc, bo wiedziałam, że tracę ukochaną osobę raz na zawsze ale rano wstałam, jak zwykle wcześnie i wmówiłam sobie, że to dla niego idealna szansa, by zapomnieć o tym, co nas łączyło i odbić się od przeszłości. Szkoda, że ja nie umiałam tak zrobić, nigdy zresztą chyba nie pogodzę się z tym, że rozdzielono mnie od kogoś, kto był dla mnie najważniejszą osobą w życiu, przede wszystkim dlatego, że obok miłości potrafił być przyjacielem i opiekunem.
A teraz okazało się, że Draco ma jednak wrócić, zapewne na stałe. Pewnie ta dziewczyna, która mu wybrał ród Malfoyów, już jest szczęśliwą posiadaczką pierścionka zaręczynowego- niedziela minęła dwa tygodnie temu.
Mniejsza o to. Stałam w sali, pakując swoje rzeczy, kiedy podeszła do mnie pani Julia.
-Jesteś bardzo zmęczona, schudłaś. Co się dzieje, przecież w pracy idzie ci świetnie?
-Dziękuję, wszystko jest w idealnym porządku.- odpowiedziałam, zdobywając się na uśmiech. Martwiłam się brakiem wieści o Draconie, gdyż od jego powrotu minęło czternaście dni, a wciąż nic mi nie było o nim wiadomo. Wstydziłam się przyznać sama przed sobą, że na samą myśl o tym, że miałabym dowiedzieć się, że Draco Malfoy wkrótce zostanie mężem jednej z najbogatszych i najgodniejszych dziewcząt Londynu, zamierało mi serce, ale tak było. Z niepokojem oczekiwałam jakiejkolwiek wieści: wóz albo przewóz; nie chciałam jednak pokazywać po sobie, jak mi ciężko. Bałam się tak naprawdę w ogóle myśleć o tym. – Boli mnie głowa, to wszystko.
-Oczywiście.- mruknęła, patrząc na mnie surowo znad okularów. Wiedziała, że kłamię, ale nie chciała pytać. Zamiast tego, zaczęła z innej beczki:
-Rozmawiałam dzisiaj z Ministrem. Uważa, że jesteś najlepszym prawnikiem w mieście. Wizengamot potrzebuje kogoś w Szwecji, tam cierpią na niedosyt inteligentnych, młodych, wykształconych i wytrwałych adwokatów. Zgłosili twoją kandydaturę do wymiany z prawnikami, kontrakt na rok.
-Słucham?- przerwałam pakowanie torby i usiadłam na ławie przysięgłych.- Mam… wyjechać? Do Szwecji?
-Nie musisz, ale na twoim miejscu skorzystałabym. Masz odpowiednie predyspozycje, zarobisz a może spodoba ci się tam. Moja ciotka mieszkała w Szwecji i była wniebowzięta. Korneliusz planuje przedstawić cię radzie w Sztokholmie w przyszłym tygodniu. Miałam ci to przekazać.
-Dziękuję, że mi pani o tym powiedziała.- odpowiedziałam z zaskoczeniem i wstałam powoli. Ja do Szwecji? Paranoja, czy też idealne rozwiązanie na… odcięcie się od przeszłości? Czułam, że byłaby to doskonała decyzja, ale z drugiej strony…….
-Minister chciałby spotkać się z tobą jutro około trzynastej.
-Przecież jutro jest sobota, Minister nie pracuje a ja przychodzę tylko do biura i w dodatku na trzy godziny, bo jest mało klientów, muszę zająć się papierkową robotą.- zauważyłam, ale pani Bones skorygowała:
-Minister musi jutro załatwić sprawę tej kontroli w departamentach, więc wyjątkowo będzie w Ministerstwie. Radzę ci, nie zmarnuj tej szansy, no, chyba że masz inne plany… ale widzę wyraźnie, że nie podoba ci się pomysł Korneliusza. Boisz się wyjeżdżać stąd?
-Bardzo chętnie pojechałabym na tę wymianę… na rok, tak? Niestety, jest jeden kłopot: nie znam szwedzkiego.- uśmiechnęłam się słabo, ale Julia klepnęła mnie mocno po dłoni i powiedziała szorstko, acz życzliwie:
-To nie problem, do wyjazdu dużo czasu, na pewno załatwiliby ci kurs, bo z tego co wiem, miałabyś zacząć dopiero od nowego roku… chodzi o coś zupełnie innego, prawda? Marto, znam cię lepiej niż kogokolwiek z tej całej prawniczej bandy, doskonale wiesz, że większości młodych wykształciuchów zwyczajnie nie szanuję, bo w moich oczach nie zasługują na to. Zdawało mi się, że jesteś ambitna i chcesz się rozwijać, stwarzamy ci doskonałe rozwiązanie. Powiedz mi, dlaczego nie chcesz tam jechać? Poradziłabyś sobie pewnie, nie sądzę, żeby chodziło o rodzinę, bo przecież z rodzicami widujesz się raz na parę tygodni, mieszkają niedaleko… słuchasz mnie?
-Tak, tak, słucham.- zdobyłam się na „niefrasobliwy” śmiech.- To nie chodzi o to…
Ruszyłyśmy w stronę wyjścia. Milczałam, nie wiedząc, jak jej powiedzieć to, co gnębiło mnie od dawna. Patrzyła na mnie bardzo uważnie, czekając spokojnie na mój ruch, na moje słowo. Nagle zadała pytanie, z pozoru obojętnym głosem:
-Słyszałaś, że Draco Malfoy ubiega się o pracę w bankowości?
-Kilka tygodni temu Hermiona spotkała na ulicy pana Malfoya i słyszała, że Draco ma zostać pracownikiem Ministerstwa, że ojciec coś mu już załatwił.- odpowiedziałam bardzo ogólnikowym tonem, starając się ukryć fakt, że na sam dźwięk jego imienia czułam jakiś ciężar na sercu i łzy pod powiekami.
-Lucjusz widziałby go najchętniej w Departamencie Ochrony Tajności Magii, ale podobno Draco nie chce przyjąć tej posady.
-Dlaczego?
Wyszłyśmy już na ulicę. Stałam w pełnym słońcu, jakie zalewało chodnik przed Ministerstwem, mimo że było popołudnie i patrzyłam z napięciem na panią sędzię. Już miała udzielić mi odpowiedzi, kiedy podbiegł do niej urzędnik, znany mi z widzenia.
-Bo… - zaczęła i prawie natychmiast urwała, bo urzędnik bardzo się o coś dopraszał; machnęła ręką i, pożegnawszy mnie szybko, poszła za nim w stronę banku, zapominając o niedokończonym zdaniu i wyraźnie coraz bardziej interesując się słowami urzędnika.
---
nowy wpis pojawi się 9 sierpnia :)

[ 71 komentarze ]


« 1 5 6 7 8   

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki