Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Aurora Silverstone

  10. Sekret Malfoya
Dodała Aurora Silverstone Środa, 13 Lutego, 2008, 23:59

Podjęłam decyzję, nigdzie nie pójdę! Z drugiej strony co on sobie wyobraża? Jak go spotkam to powiem co zdecydowałam. Kilka dni później przy śniadaniu, profesor Dumbledore, dyrektor Hogwartu, powiedział, że lekcje eliksirów w tym tygodniu są odwołane, ponieważ profesor Slughtorn, nazywany przez nas profesorem Ślimakiem, został wezwany na nadzwyczajną konferencję w ministerstwie dotyczącą eliksirów. Ucieszyłam się nawet, oznacza to więcej czasu wolnego :-D . W czwartek mieliśmy eliksiry na ostatnich godzinach, szkoła była wtedy już pusta, zwykle wszyscy siedzieli już w swoich dormitoriach lub na zewnątrz. Postanowiliśmy z Lilly i Remusem spędzić ten czas w bibliotece, na odrabianiu potężnej pracy z Zielarstwa niezbędnej do zaliczenia przedmiotu. Mieliśmy ją zrobić w grupach. James i Syriusz jak zwykle mieli szlaban,ale mieli dołączyć do nas za godzinę a Peter z Amelią i Dothy mieli już na nas czekać w bibliotece. Po drodze zobaczyłam Malfoya, szedł korytarzem. Postanowiłam dogonić go i powiedzieć mu, co postanowiłam. Rzuciłam kumplom, że do nich dołączę i pobiegłam za Lucjuszem. Krzyknęłam, ale najwyraźniej nie słyszał. Pobiegłam więc za nim do lochów. Gdy zeszłam po schodach zobaczyłam jedynie koniec jego szaty i zatrzaskujące się drzwi zaplecza pracowni eliksirów. Postanowiłam poczekać na niego. Przecież zaraz wyjdzie, i wyszedł.
-Cześć! -powiedziałam.
-Co ty tu robisz?- odparł z irytacją i zaskoczeniem w głosie.
-Szczerze, to czekam na ciebie, widziałam jak wchodziłeś a muszę z tobą pogadać.
-Słucham? - powiedział.
-No więc w sprawie twojego zaproszenia.
-No tak. Co postanowiłaś?
-Nie pójdę z tobą- powiedziałam speszonym głosem.
-Dlaczego?- jego głos zabrzmiał groźniej.
-Bo nie wyobrażam sobie, żebym mogła tam z tobą pójść. Jesteś dużo straszy ode mnie i w ogóle prawie cię nie znam. Nie mogę, przepraszam.
-Jakbym uważał, że nie możesz to bym cię nie zapraszał- chwycił mnie za ramię bardzo mocno -Posłuchaj pójdziesz ze mną na ten bal! Czy ci się to podoba czy nie! Mnie się nie odmawia. Rozumiesz?- powiedział bardzo wyraźnie, patrząc mi prosto w oczy swoimi zimnymi oczami. Patrzyłam na niego przerażona.
-Nie, nie pójdę!
-Pójdziesz!!!- ścisnął mnie jeszcze mocniej. Próbowałam się wyrwać potrąciłam torbę, którą trzymał w drugiej ręce, a ta wypadła mu na podłogę. Wypadły z niej dwa słoiczki jeden był ze skórką boomslanga w drugim, były muchy, o ile dobrze mi się wydawało siatkoskrzydłe.
-Nie!- krzyknęłam- puszczaj! To boli!
-Powtarzam po raz ostatni pójdziesz ze mną i koniec! Masz tydzień na przemyślenie sobie tego w tym małym móżdżku! Wtedy się spotkamy i powiesz mi, że się zgadzasz, a jak nie to zniszczę cię. Rozumiesz kretynko?- szarpnął jeszcze raz, a potem puścił. Jak gdyby nigdy nic wziął słoiki i schował je do torby.
Uciekłam zanim zdążył powiedzieć cokolwiek jeszcze. Pobiegłam do biblioteki, usiadłam przy stoliku i tam poryczałam się jak dziecko. Wszyscy z naszej grupy, po za mną już byli, pogrążeni w rozmowie wśród sterty książek. Teraz gdy zobaczyli mnie, głowy całej siódemki skupiły się na mnie.
-Co się stało?- spytała Lilly wyraźnie zmartwiona.
-Ooonnn, jeeest sraasznnnnyy...- pociągnęłam nosem. James spojrzał na mnie potem na Syriusza, a potem powiedział:
-Zabiję go!
-Uspokój się- powiedziała do niego stanowczo Lilly- Aurorko, co się stało, zrobił ci coś?
Opowiedziałam im co się stało. Przynajmniej próbowałam opowiedzieć, kiedy doszłam do tego jak wytrąciłam mu torbę, oprzytomniałam. Po co on wchodził do gabinetu profesora, skoro go tam nie było? On okradał magazyn! I był wkurzony, bo go widziałam. Co on kombinuje? Tego dnia zakończyliśmy pracę, nikt nie miał na nią ochoty, a ja chyba najbardziej. Wróciliśmy do tej pracy w weekend, po tym jak uprosiłam profesor McGonagall by przesunęła szlaban Jamesowi i Syriuszowi mogliśmy popracować i w poniedziałek. Cały czas jednak chodziło mi po głowie co ten palant kombinuje do jakiego eliksiru są mu potrzebne te składniki, bo na pewno chce ważyć jaki eliksir. Tylko jaki i po co? Wertowałam książki w bibliotece i wreszcie znalazłam -eliksir wielosokowy. Po co mu eliksir wielosokowy? Wszystko zaczęło się układać w całość, po woli,kiedy zaczęłam sklejać fakty. Zapragnęłam dać mu nauczkę i wpadłam na świetny pomysł.

* * *

- I co zastanowiłaś się?- spytał Malfoy podchodząc do mnie na śniadaniu w czwartek.
-Mój mały mózg, jak to się wyraziłeś nie przetworzył informacji tak by z nie wyszło tak. - odpowiedziałam.
-Ostrzegam cie!
-A co znowu będziesz szarpać? A może teraz uderzysz?
-Nie, ale dam ci ostatnią szansę na przetworzenie twojego nie. Jeśli nadal będziesz się upierać to gorzko pożałujesz! Ja na prawdę wiele tutaj mogę, jeśli nie wszystko! - powiedział, mierząc mnie groźnym spojrzeniem i odszedł. Teraz nie miałam najmniejszego zamiaru z nim iść.
-Tobie sie nie odmawia? Ja odmówię! I powiem więcej to ty będziesz żałował, że śmiałeś podnieść na mnie rękę. Już chyba wiem co knujesz.- pomyślałam.
Wieczorem spędzałam czas w pokoju z Lilly. Amelia z Dothy gdzieś poszły. Postanowiłam porozmawiać z moją przyjaciółką, spytać ją co ona sądzi o moich podejrzeniach.
-Sprawdzałam, szukałam i wiem, że warzy eliksir wielosokowy. Sprawdziłam w książkach, waży się miesiąc.
-No i co z tego, że miesiąc?
-Lilly! Pamiętasz jak Dumbledore powiedział, że zadania z owutwmów przychodzą do szkoły na tydzień przed egzaminami i że do nich dostęp ma tylko on sam i że tylko on będzie mógł je oglądać przed ...
-I że będą czekać sobie w szufladzie jego biurka. -powiedziała- On chce...
-Ukraść pytania! Zmieniając się w Dumbledora. - zakończyłam.
-O rany! Ale po co mu one przecież on ma świetne wyniki?
-Może obawia się, ze owutemy nie pójdą mu tak dobrze. Pewnie chce być najlepszy i ustawić się dobrze po szkole, jak każdy z ich rodziny.
-Ale przecież samo nazwisko już go ustawia. To przecież znana wpływowa rodzina.
-Może nie do końca. Z tego co wiem jego ojciec choruje od dłuższego czasu i może Lucjusz teraz sam będzie się musiał zatroszczyć o siebie, bo ojciec nigdzie go nie wepchnie.
-Może i tak. Ale skąd wiedział czy Dumbledore nie zastosował dodatkowych zabezpieczeń?
-On to pewnie planował od dłuższego czasu. Jest prefektem naczelnym i pewnie zna hasło do jego gabinetu. A może zmienił się w McGonagall aby sie dowiedzieć o zabezpieczeniach?- pomyślałam przez chwilę, a potem powiedziałam Lilly dodając- pamiętasz jak miałam iść do McGonagall po lekturę dodatkową na transmutację w zeszłym tygodniu?
-Tak. Mówiłaś, ze wpadłaś na nią pod gabinetem dyrektora.
-Była bardzo dziwna, nie wiedziała o czym mówię w ogóle i kazała przyjść do swojego gabinetu później i wtedy też nie wiedziała o czym mówię, że rozmawiałam z nią na korytarzu.
-Myślisz, że to był on?
-Wydaje mi się, że tak.
-Ale poczekaj!- Lilly podeszła do swojego kufra,wyjęła książkę, która dostała ode mnie na gwiazdkę, zaczęła szukać czegoś a potem dodała- tak myślałam! Do eliksiru potrzebny jest kawałek tej osoby , zazwyczaj stosuje się włosy. Trzeba je dodać tuż przed wypiciem, inaczej eliksir traci właściwości.
-Więc musiał je jakoś zdobyć. Tylko jak?- siedziałyśmy w ciszy przez chwilę. Po chwili Lilly olśniło:
-Mam! Pamiętasz jak na początku semestru McGonagall pękła torba koło stołu Ślizgonów. Zaczęła zbierać swoje rzeczy i miał wtedy okazję.
-No dobra, ale jak zdobył włos dyrektora?
-Musiał to zrobić jak podszył się pod McGonagall, albo w inny sposób.
-Jeśli dobrze myślę, co kombinuje to teraz to ja mam haka na niego.- pomyślałam- muszę tylko znaleźć dowód.

[ 6 komentarze ]


 
9.Odkrycie tajemniczego L.
Dodała Aurora Silverstone Wtorek, 12 Lutego, 2008, 23:38

Witam! Mam dla Was dobrą nowinę! Wreszcie wyjaśni się dlugo wyczekiwana przez was tożsamośc, niejakiego pana "L". Ciekawe czy ktoś z Was sie domyślił przed podaniem nazwiska :) POzdrawiam was serdecznie i dziekuję za komentarze, na prawde milo jest czytac to co piszecie :)

Poszłyśmy do siebie. Zabrałyśmy ręczniki i Kaczuszkę od Syriusza i poszłyśmy sie umyć. Kiedy wróciłyśmy poplotkowałyśmy przed snem i usnęłyśmy. Rano wyszłyśmy na śniadanie. Potem poszłyśmy na bardzo długi spacer, robiła się wiosna, robiło się ciepluśko:-D , ptaki zaczynały śpiewać. Wszytko rozkwitało, świat budził się do życia. Poszłyśmy na obiad, a po obiedzie poszłyśmy napisać wypracowanie na Eliksiry. Może dzien nie minął nam zbytnio ciekawie, ale bardzo przyjemnie. Po kolacji, która była w weekendy o szóstej poszłam się przebrać i za dziesięć minut siódma poszłam na błonia. Zbliżyłam się po woli, aby zobaczyć kto stoi pod pomnikiem. Kurde, robiło się już ciemno i nic nie było widać. Może podejdę z drugiej strony i jakoś go zobaczę. Zaczaiłam się chciałam podejść z drugiej strony. Pech ciał, ze ktoś coś krzyknął i gościu odwrócił się w moją stronę i mnie zobaczył:-( , bo akurat szłam koło latarni i pomachał do mnie. Teraz już nie miałam wyboru czy mi się podobał czy nie musiałam iść. Podeszłam bliżej już się nie skradałam.
-Cześć!- powiedział- Widzę, że zdecydowałaś się przyjść.
-Można tak powiedzieć.- uśmiechnęłam się. Był sporo ode mnie wyższy, przesunął się i teraz światło zaczęło padać mu na twarz. Rozpoznałam go to ten sam blondyn, który obserwował mnie na ceremonii przydziału.
-Pewnie nie wiesz kim jestem?
Przedstawił się a potem długo rozmawialiśmy. Spacerowaliśmy po błoniach, aż postanowiłam wrócić do domu, odprowadził mnie. Pożegnał mnie kulturalnie,a na koniec powiedział:
-Pomyśl o mojej propozycji.
Weszłam do wieży Gryffindoru, poszłam na górę. Zastanawiam się gdzie jest Lilly, bo nie było jej w pokoju. Dziewczyny już spały, a Lilly nie było. Może poszła do chłopaków? Wątpię. Chciałam iść sprawdzić, ale wpadłam na nią w drzwiach.
-Chciałam iść cię szukać- powiedziałam
-Czekałam na ciebie w Pokoju wspólnym, ale przeszłaś tak szybko, że nawet mnie nie zauważyłaś.
-Przepraszam.
-O tam nic się nie stało. Opowiadaj jak było, tyle czasu cię nie było rozumiem, że ci się spodobał. Kto to był?
-Niekoniecznie- powiedziałam, a Lilly spojrzała na mnie pytającym wzrokiem, więc ciągnęłam dalej- właściwie to nie miałam szansy ucieczki, chociaż chciałam.
-Jak to?
-Bo mnie normalnie zobaczył, zaczął machać i musiałam podejść.
-Ale kto to był?
-Już ci opowiadam. Ucieszył się, że zdecydowałam się przyjść. Powiedział, że pewnie nie wiem kim jestem to ja mu powiedziałam, że doskonale wiem, że jest prefektem naczelnym Slytherinu. Pamiętasz mówiłam ci, że gapił się na mnie podczas ceremonii przydziału? No, ale nie wiedziałam jak sie nazywał. No to się przedstawił. Lucjusz Malfoy.
-Ten Malfoy?- spytała Lilly z obrzydzeniem.
-Ten sam. Powiem ci, że z bliska nawet nie jest taki brzydki. W gadce tez nie był taki tragiczny, ale straszny z niego pozer tak mi się wydaje.
-To dlaczego się nie zmyłaś?
-Chciałam, ale nie bardzo mi na to pozwolił. Zaczął gadać, że chce ze mną porozmawiać, że to dla niego ważne i tak dalej. Spytałam go skąd mnie zna i skąd wie jak sie nazywam. Powiedział, że spodobałam mu się na ceremonii przydziału. Miał nadzieję, że zostanę ślizgonką, ble:-( . Bo było by cudownie mieć takie cudo w Slytherinie. Takie tam bla bla.
-Ale co on właściwie chciał od ciebie?
-No właśnie, bo on jest na ostatnim roku. I oni zaraz po owutemach, na początku czerwca mają bal, i zaproponował mi, żebym z nim poszła.
-Zgodziłaś się?
-Nie, powiedziałam, że jestem zaskoczona i muszę to przemyśleć.
-A chcesz iść?
-Może i bym chciała, bo nie wiadomo czy przed swoim balem będę miała jeszcze okazję, ale z drugiej strony.
-Co?
-Popatrz on jest Ślizgonem.
-I co w tym złego?
-Jest ode mnie sześć lat starszy! Nie bardzo widzę siebie na balu wśród o wiele starszych Ślizgonów, których nie znam. A po za tym sama wiesz, co mówią o Malfoy'u. Nie chcę być identyfikowana z kimś takim.
-W sumie to masz rację.
Nie wróciłyśmy do tego tematu, przynajmniej przez najbliższe kilka tygodni. Odbyłam jeszcze na ten temat rozmowę z Jamesem, który spytał mnie następnego dnia, co zrobiłam.
-No i jak spodobał ci się czy uciekłaś?-spytał siedzący w czerwonym fotelu, na przeciwko mnie James.
-Nie, nie spodobał,ale nie uciekłam. Bo mnie zobaczył i głupio wyszło.
-A kto to był?
-Malfoy z siódmego roku.
-Ten świński blondyn, koło którego zawsze kręci się Snivelus?- pokiwałam głową w odpowiedzi, a James ciągnął dalej- Aury, współczuję, musiałaś z nim spędzić wieczór. A co on od ciebie chciał?
-Żebym z nim poszła na bal pożegnalny.
-Z tym gburem?
-Wiesz, na prawdę starał się być miły.
-Właśnie, starał się! Ale powiedz, że się nie zgodziłaś?
-Jeszcze nie.
-Ale nie zamierzasz chyba....?- spytał James, ale urwał mu Syriusz, który właśnie wkładał łapsko do mojego pudełka z ciastkami.
-Nie, nie zamierzam.
-O co chodzi? Czego nie zamierzasz?- spytał Syriusz, gryząc ciastko.
-A już nie ważne.- uśmiechnęłam się, ponosząc w jego kierunku pudełko- Może ciasteczko?
-Pewnie. Pyszne są.

[ 7 komentarze ]


 
8.Walentynka od L, kim u diadła jest i koszmar Jima
Dodała Aurora Silverstone Wtorek, 12 Lutego, 2008, 10:06

Notkę tą miałam wrzucić na walentynki, ale stwierdziłam, że nie mam sensu czekać :) Narzekam, znowu, na waszą małomówność. Na prawdę tak mało was to czyta?:-(
Pozdrawiam :)


Jeden dzień relaksu po powrocie do Hogwartu, a potem powrót do rzeczywistości. Znowu zaczęła się ciężka harówka. Lekcje, potem znowu lekcje, a potem dla odmiany praca domowa. Po tygodniu wszystko znowu wróciło do normy. James i Syriusz mieli szlabany co drugi dzień. Remus siedział w bibliotece całe dnie, a nie raz to pani Pince musiała go wyganiać w nocy, bo zasnął. Czasem mu towarzyszyłyśmy z Lilly. Minął Styczeń, zakończony urodzinami Lilly, Starucha :-D . Nadszedł luty,a w raz z nim walentynki...
Siedziałyśmy z Lilly na śniadaniu kiedy sowy zaczęły przynosić pocztę. Przed moim talerzem spadła koperta. Zanim zdążyłam ją podnieść spadła druga i trzecia, aż ułożył się ładny stosik. Lilly, która trzymała w ręku zaledwie trzy koperty, popatrzyła na mnie, mrugając oczami. Potem popatrzyła na stosik i powiedziała:
-Nieźle, Auroro!
Spojrzałam w kierunku chłopaków, patrzyli na mnie. Ich uwaga była odwrócona od własnych kartek. Co ja mówię wszyscy się na mnie patrzyli!!! Tyle kartek! Kto je napisał? Rozejrzałam się, spaliłam buraka i zaczęłam przeglądać koperty. Niektóre były nie podpisane, w innych było zdjęcie, z którego machali do mnie jacyś chłopcy. Jeszcze inne zawierały propozycję spotkania. Były też cztery prawie identyczne kartki:

Droga Aurorko,
Z okazji Walentynek przysyłamy Ci tę kartkę, ponieważ chcemy byś wiedziała, że bardzo Cię kochamy!
Przesyłamy buziaki
James, Syriusz, Remus i Peter.

Jedna z kartek miała postscriptum „Ale ja Cię kocham najbardziej siostrzyczko”.

Spojrzałam na nich uśmiechając się. Też szczerzyli zęby, musieli przeczytać kartki ode mnie. Kiedy odsłoniłam nieco kupkę, zobaczyłam kartkę przyczepioną do niewielkiego pudełeczka.. Szybko ją rozwinęłam. Był w niej nieco oklepany wierszyk i podpis L. Rozejrzałam się po sali, nikt już nie patrzył w moją stronę. Zwróciłam się do Lilly:
-Lilly?
-Ymm- spojrzała się w moją stronę.- dzięki za kartkę.
-Nie ma za co. Widziałaś, która sowa to przyniosła?- spytałam pokazując jej pudełko z kartką.
-Nie, tyle ich tu było, że nie zwróciłam uwagi. A co nie lubisz rumowych kociołków czy coś z nimi nie tak?
-To od tego L.- spojrzałyśmy sobie w oczy- Pomyślałam, że może zidentyfikuję go po sowie.
-Niestety nie widziałam. A swoją drogą ciekawe kto to jest.
-Bardzo. Powiem ci, że mnie ten ktoś intryguje, byłabym gotowa umówić się z nim tylko dlatego, żeby dowiedzieć się kim on jest.
Po śniadaniu poszłyśmy na lekcję. Cały dzień chodziło mi po głowie,kim jest do diabła ten L. Chciałabym się dowiedzieć. Po korytarzach chodziłam rozglądając się, kiedy zobaczyłam jak jakiś chłopak się na mnie patrzy, zastanawiałam się czy to ten L. Niektórych rozpoznawałam jako postacie ze zdjęć załączonych do kartek. Uśmiechali się do mnie, czasem któryś pomachał. Miłe było dostać tyle kartek, ale i tak wszystkie wylądowały w pudełku pod łóżkiem. Jak tylko nadarzy się okazja spalę je zostawiając jedynie te mi najbliższe. Przyszedł marzec a wraz z nim początek wiosny. Na wiosnę zaczynał się zawsze drugi sezon quiddicha. Chodziliśmy za tem na mecze,siadaliśmy na trybunach i krzyczeliśmy ile sił "GRYFFINDOR!!! GRYFFINDOR!!!". Lilly i James zmuszani przez moją osobę do spędzania wspólnie czasu, od czasu do czasu. Starali się nie okazywać sobie wrogości. Starali się, bo wychodzić to im to zbytnio nie wychodziło. Słychać było tylko akcentowane złością i irytacją Potter i ironiczne Evans. Czasem to na prawdę było śmieszne.

Nadszedł kwiecień, pierwszego dnia James i spółka nie szczędzili dowcipów nikomu. Nikt nie mógł się przed nimi uchronić, ani uczeń, ani prefekt a nawet nauczyciel! Każdy kto stanął im tego dnia na drodze, oberwał. Śmiechu było co nie miara, ale nie wszystkie żarty były przyjemne. Minęło kilka dni, jak zwykle wypełnionych nauką:-( . Pewnego kwietniowego ranka, przy śniadaniu, zobaczyłam jak duża sowa puchata, zrzuca przed moim nosem kopertę. Spojrzałam na nią, potem otwierając kopertę zwróciłam się do Lilly:
-To od naszego tajemniczego L.
-Skąd wiesz, przecież jeszcze nie otworzyłaś?- spytała nagryzając kanapkę z dżemem.
-Poznaję po kopercie jest identyczna jak dwie poprzednie herbaciana z różą z boku.- rzeczywiście była od L. Pokazałam Lilly podpis.
-Rzeczywiście. Co pisze?
-Chce się spotkać.- powiedziałam, czytając.
-Wow!!! wreszcie rozwiąże się nasza zagadka. Kiedy?- krzyczała podekscytowana Lilly.
-Jutro wieczorem o siódmej na błoniach, przy pomniku Ravenclaw.
-Pójdziesz chyba?
-Jeszcze nie wiem.
-Ale mówiłaś, że byś się z nim umówiła tylko po to by się dowiedzieć kim jest.
-Wiem.
Nie wiedziałam czy iść czy nie. Wiedziałam, że chcę wiedzieć kim jest ten tajemniczy L., ale nie byłam pewna czy chcę się z nim spotkać. Wieczorem przy kolacji siedziałam zamyślona próbując podjąć decyzję. Lilly z Remusem pobiegli do biblioteki. Syriusz z Peterem na szlaban u profesora Vonnegut, który uczył Obrony przed Ciemnymi Mocami. Przy stole zostaliśmy tylko ja i James, który do swojego szlabanu u Filcha miał jeszcze godzinę.
-Co tak siedzisz?- spytał- Nie wyglądasz dziś najlepiej. Co cię gryzie?
-Dostałam dzisiaj list od pana L.- powiedziałam, grzebiąc widelcem w ryżu.
-i...
-Napisał, że będzie czekał na mnie jutro o siódmej wieczorem pod pomnikiem Ravenclaw na błoniach i ma nadzieje, że przyjdę.- odpowiedziałam beznamietnie.
-Masz zamiar iść?
-No właśnie nie wiem. Jestem ciekawa kto to jest, ale nie jestem pewna czy chcę się z nim spotkać. A jak to jakiś frajer? - powiedziałam nie odrywając wzroku od widelca.
-Ale chcesz wiedzieć kim jest? - podrapał się po głowie, to znak, że myśli, a po sekundzie dodał.- To wiesz co zrób?-oderwałam wzrok od talerza i patrzyłam na Jamesa- Pójdź, oblukaj go sobie z daleka jak ci się będzie podobał to podejdź, jak nie to wrócisz do domu.
-Świetny pomysł- uśmiechnęłam się szeroko, po raz pierwszy od śniadania- jesteś genialny!- uściskałam go, pocałowałam mocno w policzek i wstałam. James zaśmiał się.
-Od tego ma się starszych braci, żeby mogli doradzić. Idziemy?
Wieczorem, kiedy Lilly wróciła z biblioteki, usiadłyśmy w Pokoju Wspólnym przy kominku i powiedziałam jej jakie rozwiązanie podsunął mi James.
-Muszę przyznać, że dobrze wymyślił.- powiedziała.- Jak ci się spodoba podejdziesz, jak nie to dasz nogę. Lepszego rozwiązania chyba nie ma. A w każdym razie dowiesz się kto to jest.
-Chyba nie.
Otworzył się portret Grubej Damy do Pokoju Wspólnego weszli Syriusz z Peterem.
-Jaki jestem wykończony!- powiedział Syriusz.
-To co takiego robiłeś?- spytała Lilly.
-Odrabiałem szlaban.
-To wiemy- powiedziałam- ale co konkretnie?
-Druga klasa miała dzisiaj zajęcia z chochlikami. A właściwie to mieli sprawdzian. Musieli je zagonić z powrotem do klatki.
-A co to ma wspólnego z waszym szlabanem?-Spytałam. Petera już dawno nie było, nie zatrzymał się by porozmawiać poleciał od razu na górę. Mniemam , że do łazienki, był cały brudny.
-To, że trzeba było klasę posprzątać. Oczywiście bez użycia magii. Narobiły takiego bałaganu, że jak weszliśmy do klasy to się płakać chciało! Potłuczone, butelki, lampy, nafta na podłodze, porozlewane eliksiry, poobrywane zasłony... Mówię wam tragedia!
-A co się stało Peterowi?- w odpowiedzi Syriusz uśmiechnął się i dodał:
-Poślizgnął się na oliwie i wpadł prosto w puszkę z czarną farbą...
Do pokoju wpadł James. Cały wściekły!
-Zabiję go! Będę torturował Cruciatusem a potem normalnie zabiję! Trudno będę siedział w Azkabanie, ale go zabiję!!!- mamrotał pod nosem.
-Sie masz brachu- powiedział Syriusz- kogo chcesz zabić?
-Jak to kogo?- powiedział siadając na poręczy mojego fotela.- Filcha. Wiecie co ten pawian kazał mi robić?
-Ale zaraz się dowiemy?
-Dał mi smalec ze smoka i kazał polerować tym zbroję. Cały wieczór męczyłem się z jedną. Nie dość, że to się okropnie polerowało to jeszcze cały czas przyłaził i ją brudził tymi swoimi paluchami! A na koniec dodał, że przy niewątpliwej okazji następnego szlabanu czekają na mnie kolejne zbroje. A w zamku jest ich cała setka, jak nie więcej.- na koniec wzdrygnął się ze złości.- Idę się umyć cały jestem umazany i cuchnę tym smalcem!
-I tak wyglądasz lepiej od Petera.- Stwierdziłam, a cała nasza trójka zaśmiała się.
-A co mu się stało?- spytał.
-Syriusz ci opowie.- zwróciłam się teraz do Lilly- Idziemy do siebie, późno już?
-Tak, spać mi się chce. Dobranoc.

[ 8 komentarze ]


 
7.Genialny pomysł Jamesa, trudna rozmowa i wielka niespodzianka
Dodała Aurora Silverstone Sobota, 09 Lutego, 2008, 20:53

Siedzieliśmy sobie jeszcze przez jakiś czas, rozmawiając. Wreszcie zaczęliśmy ziewać. Jutro wracamy do Hogwartu. Z jednej strony-super, a z drugiej nie miałam ochoty widzieć się z Lilly. Miałam, żal że nie dostałam od niej żadnego prezentu. Poszłam się umyć. O dziwo wygrałam z Jamesem wyścig do łazienki:-D . Przebrana w piżamkę ruszyłam z powrotem do swojego pokoju. Wskoczyłam pod kołdrę i już spałam. Rano czekała mnie pobudka wczesnym rankiem:-( . Ciocia od rana miała kiepski humor. Ciekawe dlaczego? Ale dzisiaj niczego nie przypaliła. Po śniadaniu poszliśmy spakować się. Ja się właściwie nie rozpakowywałam, wzięłam jedynie to co było mi potrzebne. Teraz jedynie wrzuciłam to do kufra, to samo zrobiłam z prezentami. Gotowe! Po pięciu minutach byłam na dole ze swoim bagażem. Po jakimś czasie Ciocia wyszła na chwilę z salonu by przygotować nam jedzenie. Nie wiem po co to robi przecież w Hogwarcie nas karmią.
-Aurora jak przyjdzie to zmywamy się szybko. Bo się zacznie, że masz mnie pilnować...
-Już się zaczęło.- przerwałam mu.
-Kiedy?
-Jak na ciebie czekałam. Mam pilnować, żebyś zjadał posiłki, bo strasznie zmizerniałeś, jej zdaniem. Mam cię też pilnować, żebyś unikał kłopotów.- zaśmiałam się- Nierealne. A jak ten woźny znów będzie się nad tobą znęcał mam dać jej znać i ona już zrobi z nim porządek. Więc jak widzisz całe kazanie już było. Acha i mamy oczywiście do nich pisać.
-Czy do niej nie dociera, że umiem o siebie zadbać?
-Widocznie nie.
-Rora?- spytał.
-Co?
-Mam pomysł! Pomożesz mi?
-Zależy jaki to pomysł.
-Ja schowam się pod peleryną niewidką, a ty powiesz chłopakom, że leżę chory na smoczą grypę u Munga.
-Pogięło cie?
-Chcę sobie pożartować jak będą się wkurzać jak coś będzie im się samo przekładać.
-No dobra, niech ci będzie.
Ciocia wróciła z kuchni. Oboje dostaliśmy po torbie domowych wypieków, z tym tylko, że chudzielec dostał prawie dwa razy tyle co ja. Kiedy ciocia przytulała nas na pożegnanie, od siebie i wujka, który był już w pracy, wsunęła mi do kieszeni pieniądze.
-Masz mogą się wam przydać- powiedziała mi szeptem do ucha.
Przytulała Jamesa, kiedy wzięłam w rękę proszek i podążyłam do Pokoju Wspólnego Gryffindoru.Hogwart. Lupin, Peter i Syriusz już siedzieli przy kominku wyczekując nas. Wyściskali mnie dziękując za prezenty.
-Budzik!- powiedział Syriusz- świetny pomysł! Może wreszcie będziemy przed czasem na śniadaniach. A jak tobie się podobał mój prezent?
-Fantastyczny. Dziękuję bardzo, a ta kaczuszka taka słodka. A zapach płynu, po prostu boski. -Skąd wiedziałeś, że uwielbiam wanilię?
-Nie wiedziałem. Szczerze to mama pomogła mi wybrać prezent dla ciebie- odpowiedział trochę zmieszany- ale to ja wybrałem zestaw z kaczuszką.- dodał uśmiechając się.
-Remusie, nauszniki są cudowne.
-Jak tylko je zobaczyłem wiedziałem, że są dla ciebie stworzone- uśmiechnął się.- Prezent od ciebie i Jamesa też jest super! O taki słowniku wprost marzyłem!
-A właśnie gdzie James? Stoimy tu tak długo a jego jak nie było tak nie ma.- zauważył Syriusz.
Na śmierć zapomniałam o tym co miałam powiedzieć chłopakom, pewnie James już się wkurzał.
-Zapomniałabym wam powiedzieć- spoważniałam w jednej chwili- James złapał smoczą grypę i leży teraz w św. Mungu...
-Jak długo?- spytał Remus.
-Powinien wyjść na początku przyszłego tygodnia czuje sie już lepiej.
-Szkoda. Będziemy jakoś musieli wytrzymać kolejny tydzień bez niego- powiedział z grymasem Syriusz.- O właśnie Auroro, Lilly pytała o ciebie.
-Co chciała?- spytałam szorstko.
-Nie wiem, ale jest w waszym dormitorium.
-I tak zaraz tam idę.
-To my zmykamy do siebie, no nie chłopaki?
Poszłam do dormitorium, w końcu nie będę siedziała sama w Pokoju Wspólnym. Z reszta kiedyś i tak musiałabym to zrobić. Kiedy weszłam rzuciłam tylko suche cześć i podeszłam do swojego łózka ustawiając kufer. Lilly podeszła do mnie.
-Coś się stało?- spytała z troską w głosie.
-Nie- stwierdziłam, chociaż stało się olała mnie w święta.- Dlaczego tak myślisz?
-Bo widzę! Gniewasz się na mnie, bo nie przysłałam ci prezentu.
-No co ty?- odwróciłam się w jej stronę- Nie chciałaś, nie musiałaś.
-Dziękuję za prezent. A to dla ciebie!- powiedziała wciskając mi w rękę zieloną paczuszkę.- Chciałam tylko nie miałam jak wysłać.
-Dziękuję- powiedziałam zdziwiona, zabierając się do otwierania paczki. Były w niej różowe piżamki, taki same jakie miała Lilly. Pamiętam, że kiedyś mówiłam jej jak bardzo mi się podobają.- Są śliczne! Takie jak twoje?- w odpowiedzi pokiwała głową.
-Wiem, że miałaś prawo być zła, ale na prawdę nie miałam jak tego wysłać. Przepraszam. Wierzysz mi?
-Jasne- chociaż nie bardzo wierzyłam. Lilly nie miała sowy, ale jej rodzice na pewno mieli! Może po prostu zapomniała o prezencie dla mnie? Nie wiem, ale nie będę sie już na nią boczyć. Uściskałam ją.
-A ty co dostałaś?- spytała. Opowiedziałam jej co dostałam od cioci, wujka, Syriusza, Lupina, Petera, dziewczyn, każdy prezent jej pokazywałam.
- A to od Jamesa- wyciągnęłam z kufra spinki.
- śliczne. Nie spodziewałam się, że on mam taki gust.- uśmiechnęła się- Ja też dostałam od niego prezent. Nie powiem byłam zdziwiona- nie czekając na moją odpowiedź powiedziała- Perfumy, jakie mają śliczny zapach- uśmiechnęłam się w końcu jakie mają być, pomagałam mu wybrać:-P - potem ci pokażę. Zadziwia mnie.
- Może źle go oceniasz? - powiedziałam- Może nie jest tylko łobuzem.
-nie wiem, co mam o nim myśleć. Ale sama przyznaj jak on się zachowuje, wobec Severusa i w ogóle.- urwała- wiedziałaś go może?
- Kogo? Snape?
- nie, Jamesa. Tez mam cos dla niego.- teraz to ja się zdziwiłam- Jak widziałam chłopaków to go nie było jeszcze.
- Masz coś dla niego?
- No. Reszta tez cos dostała, mimo, że nic mi nie przysłali. Z reszta to drobiazg, domowe ciasteczka.
- Wiesz co może pójdziemy do nich i zobaczymy, może już jest. -przecież nie mogłam jej powiedzieć o pelerynie i tym że chciał sobie porobić żarty z własnych kumpli. Straciłaby o nim to dobre zdanie, które właśnie zaczęło się w niej rodzić.
- No dobrze, chodźmy.
I poszłyśmy. Kiedy otworzyłam drzwi, pokój był w stanie totalnej destrukcji. Wszystko fruwało. James nie źle się bawił, ale jak weszłyśmy peleryna juz leżała na łóżku, a chłopaki zwijali się ze śmiechu. Nawet nie usłyszeli, że weszłyśmy.
- Cześć!- powiedziałam przerażona bałaganem.
- Cześć dziewczyny!- powiedział próbujący sprzątać Lupin. Reszta na słowo dziewczyny podskoczyła.
-Dziewczyny?- spytał Syriusz. Nie dziwię się, że byli zdziwieni zawsze do pokoju przychodziłam sama.- A kogo ty przyprowadziłaś ze sobą, Auroro?
- Mnie!- Lilly wyszła z za moich pleców. James podskoczył z łóżka jakby go oparzyło. Lilly uśmiechnęła się.- Przyniosłam prezent dla Jamesa.
- Dla mnie?- otworzył szeroko oczy ze zdziwienia- prezent dla mnie?
- Tak, dla ciebie. Kiedy to tylko zobaczyłam, od razu pomyślałam, że to idealne dla ciebie.- podwala mu paczuszkę- Otwórz!
James otworzył prezent, bardzo powoli, w ogóle ręce mu się trzęsły. Wyciągnął w końcu ciemnoniebieską koszulkę z czerwonym napisem "kocham ...". Spojrzał na Lilly, rozłożył resztę "...łamać wszelkie zasady!". Wszyscy, bez wyjątków wybuchnęliśmy śmiechem.
- Ale czaderska! Dziękuję, Lilly!- miał chyba ochotę podejść i ją przytulić, ale zabrakło mu odwagi, po pierwszym kroku. Chwilę potem, odwróciła się na pięcie do drzwi, a gdy wychodziła powiedziała, odwracając głowę:
- Perfumy są śliczne, dziękuję bardzo James.
- ona myśli, że to ty je wybrałeś, a ja nie wyprowadzałam jej z błędu.- powiedziałam po chwili, gdy drzwi za Lilly zamknęły się .
- Ale mnie zaskoczyła tą koszulką, nie przypuszczałem, że cos mi da.
- My też dostaliśmy, pycha ciasteczka!- powiedział Peter, skradając się do ciastek Lupina.
- A swoja droga Macie tu dziś wyjątkowy porządek- powiedziałam.
- to robota Jam... -zaczął Lupin, ale przerwał mu Syriusz:
-A swoją drogą to ktoś nas oszukał. Smocza grypa, mówi ci to coś?
- To on mi kazał tak powiedzieć!- pokazałam na Jamesa palcem.
- Nie wiesz, że to nie ładnie kłamać?- mówił dalej, spoglądając na chłopaków- nie ominie cię kara.
Widziałam już tylko jak wszyscy czterej rzucili się na mnie i zaczęli łaskotać. Leżałam na łóżku i broniłam się bijąc każdego po kolei poduszką.
-No wiecie co? To nie fair! Czterech na jedną!- mówiłam przez śmiech- A ty zdrajco zamiast bronić to jeszcze mnie atakujesz, w końcu to ty kazałeś mi kłamać.
Syriusz podniósł głowę do góry.
-No właśnie James, kazałeś Aurorze nas oszukać!- spojrzał na mnie znacząco. Wiedziałam o co mu chodzi i wzięłam w ręce poduszkę- Ciebie też trzeba ukarać!
Teraz rzuciliśmy się na niego, biedactwo spadł z łóżka, musiało to trochę boleć. Po kilku minutach znudziło nam się torturowanie Jamesa. W pokoju zrobił się jeszcze większy bałagan. Tak! Okazało się, że jest to możliwe.
- Wiecie co? Fajna zabawa, ale zdałoby się tu posprzątać- Stwierdził Remus.
- Wstawać!- pogoniłam ich- pomogę wam, pójdzie szybciej. No już leniwce wstawać!
Sprzątanie, też było fajną zabawą, po kupie śmiechu z nim związanym zeszliśmy do Wielkiej Sali na obiad. Lilly już tam siedziała. Poszliśmy w jej kierunku szturchając jedno drugiego. Usiadłam naprzeciwko niej parskając śmiechem. Nie otrząsnęłam się jeszcze z tego co działo się w dormitorium.
- A tobie co?- spytała, zatrzymując łyżkę pełna zupy w Polowie drogi do ust i patrząc na mnie podejźliwie.
-Miała mały atak- zachichotał Syriusz. Lilly nie skomentowała tego, popatrzyła jedynie na każdego z nich po kolei, a na koniec popatrzyła na mnie, ale nie powiedziała nic, na ten temat.
- Jakby ci zrobili to samo co mi to tez byś tak wyglądała. To było gorsze niż zaklęcie zniewalających łaskotek.
-O dobre następnym razem tym dostaniesz Rictusemprą- stwierdził Syriusz.
- O nie! Nie będzie następnego razu, ja już nigdy nie sprzeniewierzę się przeciwko wam!
- Nakładajcie sobie zupy- powiedziała Lilly- jest pyszna.
-A jaka jest dzisiaj?- spytał James, zaglądając do wazy z zupą.
-Pomidorowa.- odpowiedział Peter- Moja ulubiona.
-Twoja ulubiona to każda- stwierdził z sarkazmem Remus. Cała reszta zareagowała falą śmiechu, a Peter kolorem twarzy upodobnił się do zupy.
Spędziłam z chłopakami całe popołudnie, bo jak się okazało Lilly umówiła się z Severusem. Obiecała mu rano, że sie spotkają i pogadają, bo dawno nie gadali. Mogłam iść z nią, ale szczerze wolę towarzystwo Jima i spółki niż nietoperza. Spotkałyśmy się dopiero wieczorem na kolacji, po niej poszłyśmy do swojego pokoju. Kiedy szperałam w kufrze wpadło mi w ręce pudełeczko od nieznajomego. Opowiedziałam o nim Lilly.
-I na prawdę nie wiesz od kogo je dostałaś?- spytała.
-Wiem tyle samo ile ty. Że to jakiś "L". W pewnej chwili myślałam, że to ty, ale raz podpisałabyś się i nie waliłabyś takich głupot.
-A może to jeden z tych, co wywijałaś z nimi na święcie duchów.
-Ale z żadnym nie rozmawiałam, skąd by mogli wiedzieć jak się nazywam?
-Jeśli wpadłaś któremuś w oko, to sie dowiedział jak się nazywasz.
-Prawda!
-Ty, a może to ten brunecik z piątego roku, Huplepuffu. Przyglądał ci się na kolacji.
-Ten co siedział na wprost mnie, obok Kathrin Fric?-spytałam, a moja przyjaciółka pokiwała głową-Wpadłam na niego jak szłam na obiad. A sama widziałaś jak wtedy wyglądałam. A tak w ogóle to pierwszy raz go na oczy widzę.
-Aury, a co właściwie oni ci zrobili, że tak się śmiałaś na obiedzie?
-Nic takiego. Rzucili się na mnie i zaczęli łaskotać. A potem mieliśmy małą wojnę na poduszki:-)

[ 6 komentarze ]


 
6. Święta...
Dodała Aurora Silverstone Piątek, 08 Lutego, 2008, 23:01

Moi drodzy notka dzisiaj bardzo długa. Bo świąteczna :-P Mam nadzieję, że skoro wy macie co czytać to i ja będę mogła sobie poczytać komentarze. coś ostatnio jesteście na prawdę małomówni. Tym co nie boją się komenować dziękuję.

Czas mijał bardzo szybko. Starałam się dzielić czas sprawiedliwie między chłopaków a Lilly. Nie było to trudne, bo oni ciągle mieli jakieś szlabany. Nadszedł czas końca pierwszego semestru w Hogwarcie. A wraz z nim czas pierwszych pożegnań, ponieważ bardzo wielu uczniów wyjeżdżało do domów na święta Bożego Narodzenia. Poszłam do dormitorium chłopców by sprawdzić czy James się juz spakował:
-Gotowy?
-Tak, kufer spakowany.
-Dlaczego masz taką minę?-spytałam.
-A bo nie chce mi się wracać do domu lubię być tu, w Hogwarcie.
-Jedziemy tylko na tydzień. Nasza rodzinka też ma prawo nas czasem zobaczyć. Tym bardziej, że nie piszemy zbyt często.
-Masz rację! Chyba zaraz się zmywamy co?
-Tak, ciocia powiedziała, że mamy lecieć za pomocą proszku Fiuu- spojrzałam na zegarek- Tak za pół godziny mamy być w domu.- Idę wyściskać dziewczyny i resztę spółki.
Zeszłam na dół do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Odszukałam Amelię, Dorothy, Petera, Remusa, wyściskałam ich, życząc wesołych świąt. Wpadłam też na Syriusza, przytulił mnie i powiedział:
-Wesołych! Czekam na prezent!
-Ale nie byłeś grzecznym chłopcem, Syriuszu, nie wiem czy coś dostaniesz, chyba że rózgę
-To też jest jakiś prezent- uśmiechnął się.- Czym jedziecie?
-Proszkiem fiuu, a ty?
-Teleportuję, się. To znaczy moja mama nas teleportuje ja mam tylko być w Hogsmeade , pod Trzema Miotłami od 12.
Najgorsze było pożegnanie z Lilly, zżyłyśmy się, obie sie popłakałyśmy.
-Wesołych świąt, Aurorko!
-Tobie też Lilluś!- wpadłyśmy sobie w ramiona. James właśnie zszedł po schodach. Kiedy zobaczył nasze krokodyle łzy, nie wytrzymał musiał się odezwać:
-No nie, zaraz powódź będzie. Evans chcesz nas wszystkich potopić?- chłopaki zwijali się już ze śmiechu. Czy on na prawdę nie zdawał sobie sprawy z tego, że grabi sobie u niej jeszcze bardziej?
-Nie, Potter! Tylko Ciebie!- odgryzła się Jamesowi i zwróciła się do mnie- Muszę już lecieć, do zobaczenia!
Objęłyśmy się jeszcze raz wymieniłyśmy cmoknięcia. Lilly złapała swoje rzeczy i pomknęła w kierunku Grubej Damy. Ja podeszłam do Jamesa.
-Czy ty musisz być taki?- spytałam
-jaki?
-Taki...- popatrzyłam na niego wymownym spojrzeniem-... okropny. A tak w ogóle to idziemy. Na razie chłopaki!
Pomachałam im, oddalając się w kierunku kominka. Sypnęłam troszkę proszku Fiuu w płomienie,te zrobiły się zielone, wówczas weszłam do kominka i powiedziałam:
-Magiczne Wzgórze 35.
Pokój Wspólny zniknął z pola widzenia, stałam już przed domem Charlesa i Dorei Potterów. Obejrzałam się i James stał tuż obok mnie.
-Weź, głęboki oddech. Zaraz się zacznie- powiedział.
I zaczęło się. Ciocia mało nas nie podusiła. Wujek musiał zobaczyć nasze miny, bo ograniczył się do szybkiego uścisku i krótkiego „cześć łobuziaki”. Że James to łobuziak to prawda, ale ja?
Musieliśmy opowiadać jak upłynął pierwszy semestr. Jak się tam czujemy i jakich mamy przyjaciół, grono pedagogiczne. Przecież o wszystkim pisaliśmy, to znaczy ja pisałam. Jamesowi trochę się za to oberwało, ale tylko trochę, bo rodzice jak zawsze go rozpieszczali. W końcu, gdyby nie ja byłby jedynakiem. Musiał się też przyznać, że zdarzyło mu się dostać szlaban, bo woźny się na niego uparł, za to że zabłocił mu podłogę i potem deptał mu po piętach i nawet za najmniejsze przewinienie wlepiał mu szlaban. Ale kłamie, jakie błoto, przecież zaczęło sie od kota i nie tylko Filch dawał mu szlabany. Ciocia się zmartwiła i chciała juz podjąć jakąś interwencję. Nie mogliśmy na to pozwolić, bo wtedy by wyszło na jaw jakim James jest aniołkiem.
-Ciociu to nic nie da, a będzie jeszcze gorzej! James uważa już na niego i tamten coraz rzadziej sie go czepia. Prawda?
-O tak! Rora ma rację.- przytaknął
-Skoro tak.- powiedziała ciocia- ale pamiętaj jak znowu będzie cię gnębił daj mi znać, zrobię z nim porządek.
-Dobrze mamo.

Reszta dnia i cały następny upłynęły w ciągłej krzątaninie. Utonęłyśmy z ciocią w kuchni, przygotowując potrawy na święta, musiałyśmy też posprzątać. Wujek i James przygotowywali dekoracje, ubierali choinkę. Po południu zostawiliśmy ciocię samą i we trójkę udaliśmy sie na Pokątną, po prezenty. Wujek zostawił nas samych, ponoć chciał kupić nam prezenty- niespodzianki, ale jestem pewna, że jak co roku, prezenty dawno zamówiła ciocia a on ma je tylko odebrać. A teraz biegnie do Dziurawego Kotła, bo się umówił z kolegami z pracy.
-Gdzie idziemy?- spytałam Jima.
-Może do Esów? Kupię jakąś książkę Lupinowi.
-No dobrze.
Poszliśmy do księgarni. Przechodziliśmy między półkami pełnymi książek poszukując jakiejś ciekawej publikacji dla Remusa.
-„Praktyczny słownik zaklęć” dwutomowa publikacja, dla młodych czarodziejów, dostosowana do programu Hogwartu. Zawiera opisy zaklęć, przeciwzaklęcia i ciekawostki- czytałam z tylnej okładki- fajna tyle, że droga.
-To ty kup jeden tom, a ja kupię drugi, będzie miał dwa prezenty i cały słownik.
-Dobry pomysł!- powiedziałam wkładając obie części do koszyka.
-A popatrz na to „Wędrówki śladami Yety”, powieść przygodowa. Jej akcja rozgrywa się w górach, wciągająca fabuła i pełna magicznych zwrotów akcja. Bomba, wezmę ją dla Syriusza!- stwierdził James.
-Lepiej weź ja dla Petera, Syriusz przecież nie czyta książek. Zapomniałeś?
-W sumie to masz rację. Kupię mu coś lepszego.
-A ja mam coś w sam raz dla Lilly „Eliksiry na każdy dzień”. Ona uwielbia eliksiry na pewno jej się spodoba.
-A myślisz, że wściekłaby się gdybym i ja jej coś kupił?- spytał nieśmiało James.
-Myślę, że zależało by to od tego co byś jej kupił.
Podeszliśmy do kasy, wybrałam jeszcze kilka kartek z życzeniami dla każdego z przyjaciół. Zapłaciliśmy 43 galeony i 12 sykli. I popędziliśmy dalej. Kupiliśmy fajny sweter dla wujka. Kupiłam też szalik dla Petera. James kupił jakiś zabawny przedmiot Syriuszowi, którego bardzo nie chciał mi pokazać. Poszliśmy do drogerii i wybraliśmy perfumy dla Lilly. W „Słodkim eklerku” kupiłam dwa torciki dla Amelii i Dothy (Dorothy). Wybraliśmy się też w poszukiwaniu oczyszczacza kominku, który przydać się miał cioci i postanowiliśmy go jej kupić na gwiazdkę. Byłam jednak wkurzona, bo obeszliśmy tyle sklepów a ja wciąż nie miałam prezentu dla Syriusza. Co gorsza nie wiedziałam nawet co mu kupić.
-James! Powiedz mi lepiej co ja mam kupić Syriuszowi.- powiedziałam załamana.
-Kup mu ten terminarz, który widzieliśmy u pani Snoper- jest taki oryginalny. Będzie pamiętał o szlabanach, bo je sobie zapisze. Albo budzik, będzie nas budził, bo my zawsze mamy z tym problem.
-Budzik chyba lepszy.
Kiedy mieliśmy już komplet prezentów poszliśmy po wuja do „Dziurawego Kotła”. Nie myliliśmy się siedział z panem Woodem i Littlemanem nad kuflem kremowego piwa, na podłodze obok niego leżały dwie szczelnie opakowane torby. Zapewne były to nasze prezenty. Wróciliśmy do domu. Ciocia już czekała z kolacją. Zjedliśmy, posiedzieliśmy trochę z rodzinką, a potem umknęliśmy do swoich pokoi. Wyjęłam z toreb nasze zakupy, wypisałam kartki, zapakowałam je wraz z prezentami. Wzięłam Dorę na rękę i zawiązałam paczki dla Lilly:
-Wracaj szybko, będziesz miała dzisiaj trochę do latania.-powiedziałam do mojej sowy, wskazując głową na stos paczuszek. Byłam wykończona położyłam się i zaraz zasnęłam.
-Kiedy rano się obudziłam zobaczyłam koło mojego łóżka stosik paczuszek. Uśmiechnięta zaczęłam je odpakowywać. Od Petera dostałam jakąś grę planszową. Remus wysłał mi superowskie różowe nauszniki. Syriusz podarował mi komplet kąpielowy ze słodką kaczuszką :-D . Od Amelii i Dorothy dostałam czekoladowe likierki- takie czekoladki z likierem w środku. Była jeszcze jedna paczuszka...
-To od Lilly – pomyślałam i szybko zabrałam się do rozpakowywania. W środku była mała szkatułka, raczej pudełeczko. Otworzyłam je, w środku były malowidła do oczu i ust. Na samym dnie był zgięty na cztery kawałek pergaminu. Rozłożyłam go i zaczęłam czytać:

Droga Auroro,
Życzę Ci serdeczne Wesołych Świąt. Do moich życzeń dołączam skromny podarek, mam nadzieję, że Ci się spodoba. Podkreśli on Twoją urodę. Czerń Twych, jak jedwab włosów i śliczne duże oczy. Twój uśmiech, będzie widać z daleka. Chociaż moim zdaniem i bez makijażu jesteś nieziemsko piękna.
Jeszcze raz Wesołych Świąt,
pozdrawiam serdecznie,
L.


To na pewno nie jest prezent od Lilly, podpisałaby się, a tak w ogóle to nie jest jej pismo. Ona też pisze bardzo wyraźne i kształtne litery, ale całkiem inne od tych tutaj. Kto to mógł być?- pomyślałam -Dlaczego podpisał się tylko ”L.”.
Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. To była ciocia.
-Aurorko, ubieraj się skarbie! Śniadanie zaraz będzie na stole. Czekamy już tylko na ciebie.
-Ooo, to James już wstał?- zdziwiłam się, przecież on nigdy nie wstaje wcześniej ode mnie. No tak, pewnie nie mógł się doczekać prezentów i to go postawiło o świcie na nogi.
-Też nie wiem co mu się stało, ale wstał na prawdę bardzo wcześnie, jak na niego.
Zeszłam na dół, zabierając ze sobą prezenty dla cioci, wujka i Jamesa. Położyłam je pod choinka i zasiadłam do stołu. Śniadanie było pyszne. Ciocia świetnie gotowała, na prawdę. Potrawy były wykwintne, bo świąteczne. Ciekawe co przyrządzi na obiad? Kiedy wszyscy skończyli jeść, zniecierpliwiony James pobiegł w kierunku choinki i rozdał prezenty. Ciocia z wujem podarowali mi gustowny szlafroczek.
-Myślę, że ci się przyda, kochanie- powiedziała ciocia.
-Oj jasne, że tak, jest śliczny- uściskałam ją- i na dodatek w moim ulubionym kolorze, zielonym.
Cioci też bardzo podobał się prezent od nas
-Świetnie! Nigdzie nie mogłam tego dostać!- dziwne bo sklepy był pełene oczyszczaczy. Wujek zrobił dziwną minę, jak się okazało kupił jej dokładnie to samo. Ona jednak uśmiechnęła się i dodała- a teraz mam nawet na zapas.
Wujowi bardzo spodobał się sweter. Od cioci dostał czapkę, szalik i rękawiczki, widziała, że poprzednie już zgubił. James wręczył mi pudełeczko:
-A to ode mnie- powiedział. Otworzyłam i łzy stanęły mi w oczach.
-Dziękuję! Są śliczne... Skąd wiedziałeś?
-Znam cię! Stałaś i gapiłaś się na te spinki jak wybieraliśmy perfumy. Widziałem, że bardzo ci się podobają, więc kupiłem je.- wyszczerzył zęby- wiedziałem, że się ucieszysz!
-Jesteś cudowny!
-Wiem.
James jak zawsze dostał ode mnie pudło słodyczy . Wiem, że to dla niego najlepszy prezent, mimo iż taki banalny. Od rodziców dostał jakąś czarną pelerynę, nie bardzo mu się to podobało, było widać.
-Ale to nie jest zwykła peleryna synu- powiedział wujek- Jest ona w naszej rodzinie od pokoleń przekazywana z ojca na syna. Dziś ja daję ją tobie a ty dasz ją kiedyś swojemu synowi. Miałem podarować ci ją za kilka lat, ale pomyśleliśmy z mamą, że przyda ci się teraz. Unikniesz dzięki niej kłopotów z tym woźnym co się uwziął na ciebie. Bo wiesz synu czego się nie widzi to nie drażni, tak.
-O co mu chodzi?- pomyślałam, James chyba też niewiele rozumiał.
-Tylko pamiętaj: korzystaj rozsądnie! A teraz wkładaj ją na siebie!
Ku mojemu zdziwieniu, kiedy James włożył ją na siebie, zniknął(!). Ciocia z wujkiem uśmiechali sie, a ja nie wiedziałam co się dzieje. Gdyby nie fakt, że jestem czarownicą, powiedziałabym, że to jakaś magia.
-Ale czadowa! Dzięki!- skakał z radości. Wiem, że skakał, bo było słychać tupanie.:-|
-Teraz dopiero zacznie broić- pomyślałam- już nic go nie powstrzyma. Tak to przynajmniej cykał się, że ktoś może go zobaczyć. A teraz to całkiem inna sprawa.
James był zachwycony prezentem. Z resztą wcale mu się nie dziwię. Nie zdejmował peleryny przez cały dzień. Zdjął ją jedynie z twarzy. Fajnie to wyglądało jak głowa wisiała mu w powietrzu. Cały dzień graliśmy w kretyńską grę od Petera. Wieczorem, po kolacji poszliśmy na górę do pokoju Jima. Rozmawialiśmy o prezentach, pokazał mi co on znalazł rankiem przy łóżku, a ja opowiedziałam mu co dostałam...
-Takie mówię ci fajne różowiutkie...
-od Lupina?- spytał zaskoczony- Lupin ci to kupił?
-No od Lupina. A co to takie dziwne?
-Nie. Tylko myślałem, że on preferuje bardziej praktyczne prezenty.
-Ale to jest praktyczny prezent! Na zimę.- uśmiechnęłam się.
-Najważniejsze, że ci sie podoba.
-Bardzo. Chodź do mnie to pokażę ci moje prezenty!
Poszliśmy do mnie do pokoju. Wszystkie prezenty leżały na łóżku.
-Fajne!- powiedział James przymierzając nauszniki- ale osobiście bym w nich nie wyszedł, nigdzie. Chyba, że pod peleryną- dodał pospiesznie uśmiechając się.
-A co się stało, że ją zdjąłeś?
-Zdążę się jeszcze jej nanosić. A to co?- wziął w ręce drewniane pudełeczko.
-Malowidła.
-Od kogo?
-Nie wiem.
-Nie kłam!- zrobił minę- przecież możesz mi powiedzieć!
-James!- powiedziałam wolno i wyraźnie- Ja nie wiem kto mi to przysłał.
-Jak to nie wiesz? -był zaskoczony.
-No nie wiem, nie podpisał się. Z reszta sam zobacz- podałam mu liścik od L. Przeczytał, a potem powiedział:
-A co dostałaś od Lilly?
-Nic.
-Nic? Że ja nic nie dostałem to się nie dziwię, ale ty nic nie dostałaś!?! Na prawdę?
-No nic.
-Ty, a może to od niej?
-Nie wydaje mi się. Podpisałaby się, a po za tym nie pisałaby tych głupot o urodzie.
-A może to od jakiegoś wielbiciela?
-Eeeee tam.-skwitowałam krótko. Nie możliwe!

[ 10 komentarze ]


 
5. Noc Duchów
Dodała Aurora Silverstone Czwartek, 07 Lutego, 2008, 00:09

Moi Kochani w wasze ręce oddają nową notkę. Dziękuję za każde miłe słowo, za każdy komentarz, nawet za krytykę dziękuję. Cieszę się, że mimo faktu, że ten pamiętnik dopiero strtuje mam już stałych czytelników:-D To na prawdę miłe. Pewnie nie każdy kto tutaj wpadnie komentuje, bo wtedy było by jeszcze milej. Moi drodzy dzisiaj musicie mi wybaczyć wszelkie błędy. Dlaczego już się tłumaczę. Napisałam dziś coś co przydarzy się Aurorze za jakieś 9 lat. Nie, ażtak daleko jeszcze nie napisałam, na razie Rorę napisałam do jej wakacji po klasie 4. Kiedy przeczytałam to co napisałam bardzo mnie poruszyło. Poczułam chyba to co Aurora mogła czuć na prawdę, może dlatego, że... W każdym razie przepraszam za brak formy. Pozdrawiam i buziakuję :*
Kolejne dni mijały po woli. Poznawaliśmy nauczycieli i na wzajem swoich kolegów i koleżanki. Poznawaliśmy Hogwart, chłopaki szaleli, potrafili dostać 3 szlabany dziennie. Nie powiem mieli by jeszcze więcej gdybym ich nie kryła jak tylko się dało. Do domu nie pisałam, bo ciocia by sie za głowę złapała co ten James wyrabia. Minęły raptem 2 miesiące w Hogwarcie, a nawet Irytek boi się zadrzeć z Tą czwórką. Nie wiem co oni mu takiego zrobili, ale czuje do nich respekt. Szkoda mi jedynie Remusa on jest taki w porządku, a zawsze przez nich obrywa. Czasem nie dziwię się, że woli zaszyć się gdzieś w bibliotece i poczytać. Z resztą gdyby Lupin nie odrabiał prac domowych to mieli by jeszcze gorzej. Są udani:-D , to trzeba im przyznać. Ja z kolei mam problem z Lilly, strasznie ja lubię, wiem, że ona mnie też, ale uwielbiam czas spędzać zarówno z nią jak i z chłopakami. To nie moja wina, że James doprowadza ją do szału.:-( Ona po prostu nie rozumie jak można być tak nieodpowiedzialnym, jak są chłopaki. Ja też czasem się zastanawiam, ale ich uwielbiam i to mi nie przeszkadza. Dzisiaj jest Hallowen, z tej okazji mamy w Wielkiej Sali jakiś pokaz zorganizowany przez nasze hogwarckie duchy, po niej ucztę, połączoną z tańcami. Fajowsko. :-D
O godzinie 16, zaraz po skróconej lekcji transmutacji pobiegłam do naszego dormitorium, aby się przygotować. Wybrałam jakieś ciuchy, ubrałam się i czekałam na moją przyjaciółkę. Amelia i Dorothy też postanowiły poczekać, żebyśmy zeszły wszystkie razem. Kiedy Lilly była już gotowa zeszłyśmy do Pokoju Wspólnego i ku naszemu zdumieniu czekali na nas James i spółka. Przecież się z nimi nie umawiałyśmy!
-Czy panie zechcą pójść pod specjalną eskortą czterech dżentelmenów?- spytał James siląc się na elegancki ton. Normalnie szczena mi opadła jaki mój brat jest przystojny, ale to niestety brat ;-) . A Syriusz, on może być jeszcze przystojniejszy?
-Jeżeli o mnie chodzi, panie Potter, to poczuję się zaszczycona mogąc być eskortowana przez panów- uśmiechnęłam się również siląc się na elegancję. Zeszłam po schodach z gracją, a następnie zwróciłam sie do Syriusza, szczerząc zęby- Panie Black, pozwoli pan.
Syriusz podbiegł do mnie szybciutko, wysuwając zgięty łokieć w moim kierunku.
-Dziękuję, że mnie wybrałaś- wyszeptał mi do ucha. Amelia i Dorothy śmiały się, bo chłopcy naprawdę fajnie się zachowywali i mieli pomysł. Amelia podeszła do Lupina, a Dorothy z miną „och nie” do Petera. Popatrzyłam na Lilly miotała się, walczyła sama ze sobą. Z jednej strony podobała jej się akcja chłopaków, jako jedna z na prawdę nie wielu. Z drugiej strony, James tak ją wkurzał.
-A czy panna Lilly Evans zechce towarzyszyć mi w drodze do Wielkiej Sali, a później na balu?- jego oczy skupiły na Lilly, ze słowem „proszę”.
-No dobrze Potter, zechcę- spojrzała na niego i podała mu rękę- ale nie wyobrażaj sobie za dużo.
-Jak sobie życzysz.- powiedział James trzymając fason- Ale mogę liczyć na chociaż jeden taniec?
-Przemyślę to.- zażartowała.
Poszliśmy w kierunku Wielkiej Sali. Ja i Syriusz poszliśmy pierwsi, za nami Lilly z Jamesem, a dalej Amelia z Lupinem i na końcu Dorothy z Peterem. Sala była pięknie udekorowana. Zamiast świec wszędzie porozwieszane były lampiony z dyni. Panował tutaj teraz półmrok, tworzyło to na prawdę wyjątkowy nastrój. Usiedliśmy przy stole Gryfonów. Usiedliśmy ja i Syriusz , obok nas Amelia i Lupin, na przeciwko James i Lilly ,a obok nich Peter z Dothy. Obejrzeliśmy przedstawienie, nudne było, ale towarzystwo było fajne i nadrabiali nudę. Kiedy na stole pojawiło się jedzenie chłopcy, chcąc być uprzejmi chcieli nakładać nam na talerze. Wychodziło im to mizernie. A wszystkie patrzyłyśmy przerażone na talerze w ich dłoniach.
-Wiecie co? Może sobie z tym same poradzimy- stwierdziłam, a dziewczyny popatrzyły na mnie wdzięcznym wzrokiem.
-Jak sobie życzysz- uśmiechnął się James.
Uczta się skończyła, na scenę wkroczył szkolny zespół i zaczął grać. Siedzieliśmy tak. Niech ktoś się ruszy!!! Kopnęłam Syriusza w nogę pod stołem, to samo zrobiłam Jamesowi. Obaj popatrzyli na mnie przestraszeni. A ja popatrzyłam na nich wzrokiem „no dalej” .
-Auroro? Zatańczysz?- spytał Syriusz, przełknąwszy głośno ślinę.
-Już myślałam, że nigdy o to nie zapytasz- wstałam szybko i pociągnęłam go za rękę na parkiet. Utonęliśmy w tańcu. Tak się śmiałam.
-A co wam się stało, że odstawiliście taką szopkę?- szepnęłam Syriuszowi do ucha.
-A co nie podobało ci się?
-Chodzi o to że bardzo mi się podobało- powiedziałam.
-To sie cieszę.- uśmiechnął się szeroko
Tańczyliśmy już trzecią, albo i czwartą piosenkę, jeśli to co robiliśmy można było nazwać tańcem.:-P
-Syriusz?
-Co?
-wiesz, że oni tak dalej siedzą?- Syriusz odwrócił głowę w kierunku stołu.
-Rzeczywiście.
-Trzeba interweniować.
-No. - popatrzył na przyjaciół przy stole- myślisz o tym co ja?- w odpowiedzi pokiwałam głową. Ruszyliśmy prosto na nich.
-No dalej ruszcie się trochę Remus, Amelia!- powiedziałam
-Ty też Peter łap Dothy i na parkiet.- zwrócił się do Lilly wyciągając do niej rękę- Lilly pozwolisz?
-Ależ oczywiście.- uśmiechnęła się i poszła z Syriuszem. James w odpowiedzi zrobił taką minę, jakby chciał zabić swojego najlepszego kumpla.
-Wszystko jest pod kontrolą, James.- zwróciłam się do niego- choć!
Już po chwili tańczyłam z wściekłym Jamesem. Kiedy zbliżyliśmy się do Syriusza i Lilly, James rzucił kumplowi takie spojrzenie.
-Czego się rzucasz?- spytałam
-No bo on ją...
-nie bądź dzieciak! Jak byśmy nie interweniowali to nadal byś tam siedział.
-No ale ja...- jąkał się James.
-Zaraz skinę na Syriusza i pójdziemy się napić wykorzystaj sytuację i poproś ją do tańca. -Gotowy?- wziął głęboki oddech i powiedział:
-gotowy.- machnęłam brodą w kierunku stołu kiedy tylko Syriusz na mnie spojrzał. Wyszeptał coś Lilly do ucha, ta pokiwała głową i poszli w kierunku stołu. Kiedy spotkaliśmy się przy nim, James zebrał się na odwagę:
-Eee... Zatańczyyymy?- zwrócił się w kierunku Lilly, ta obrzuciła go gniewnym spojrzeniem.
-Dobrze, ale pozwolisz, że się napiję.
-Jasne.
Siedzieliśmy sobie z Syriuszem, przez chwilę kiedy nagle podszedł do mnie chłopak z wyższej klasy, nigdy go nie widziałam, poprosił do tańca nie zważając na Syriusza. Poszłam, nawet o tym nie myśląc. Tańczyłam z nim, potem jakimś inny i kolejnym. Kiedy w końcu się wyrwałam wróciłam do swoich, zatańczyłam z Remusem i Peterem, Jamesem, teraz wkurzonym na Lilly. Spojrzałam niepewnie w stronę Syriusza, tańczył z jakąś dziewuchą, której nie znam. W końcu impreza się skończyła poszliśmy do swoich dormitoriów, każdy sam.

[ 6 komentarze ]


 
4. Pierwszy dzień
Dodała Aurora Silverstone Środa, 06 Lutego, 2008, 13:31

2 września
Ale się wyspałam, jakie te łózka są wygodne. Ubrałyśmy się szybciutko i pośpieszyłyśmy do Wielkiej Sali na śniadanie. Usiadłyśmy z Lilly koło siebie, a na przeciwko nas usiadły Amelia i Dothy. W sali był wielki harmider. Nie było słychać własnych myśli. Po niecałych pięciu minutach podbiegli zdyszani James i spółka. James cmoknął mnie w policzek i usiadł obok.
-Przynajmniej dzisiaj nie jemy spalonego bekonu- zaśmiał się.
-Wiesz co raz sie twojej mamie zdarzyło, a ty sie nabijasz. Zrozum ona się strasznie denerwowała, w końcu nie codziennie wysyła się dwoje dzieci na raz do szkoły.
-Rora ja tylko żartuję.
-Mam nadzieję. A tak w ogóle wysłałeś list do domu?
-O kurcze! Zapomniałem! A ty wysłałaś?
-Oczywiście, że tak i napisałam, że u ciebie też wszystko w porządku i przesyłasz im gorące ucałowania.
-I za to cię kocham, Auroro!
Całe śniadanie Lilly siedziała jak na szpilkach i wypatrywała w kierunku stołu Slytherinu Nietoperza. Spojrzał w jej kierunku dopiero gdy zjadł i starał się wyjść z sali, pomachała mu, a do mnie powiedziała jedynie:
-Zaraz wracam.
Kiedy nie było Lilly przy stole Gryfonów kręciła się owa kobieta w ciemnozielonej szacie, która wywoływała nas do nałożenia Tiary. Ponieważ wszyscy pierwszoroczni siedzieli w jednym miejscu, powiedziała do wszystkich:
-Moi drodzy proszę o uwagę! Jak już zapewne wiecie nazywam się Minerwa McGonagall, pełnie w tej szkole funkcję vice dyrektora. Jestem też opiekunem Gryffindoru. Nie musze wam chyba tłumaczyć, że możecie się do mnie zgłosić z każdym problemem, jeśli będę mogła, pomogę wam. A teraz powtórzę jeszcze raz, to co powiedział dyrektor. Nie wolno wam wchodzić do Zakazanego Lasu. Nie wolno wam szwendać się nocą po szkole, a tym bardziej po za nią. Są też pewne przedmioty, których nie wolno wam posiadać, lista dostępna u woźnego Filcha. Każdy dom ma pewien status punktowy jak na razie wynosi on 0, za zachowania zgodne z regulaminem dodawane są punkty dla domu, za jego łamanie są one odejmowane. Dom, który ma najwięcej punktów na koniec roku dostaje Puchar. Polubiłam widok Pucharu w swoim gabinecie więc nie przyczyniajcie się do jego straty. Kolejną atrakcją są rozgrywki quiddicha, ale wy na razie możecie tylko na nie patrzeć. To chyba wszystko jak na razie w razie pytań proszę się do mnie zgłaszać odpowiem na nie. A teraz rozdam wam plany zajęć. Acha i jeszcze moja rada uważajcie na Irytka Poltergiesta, nie znosi uczniów w szczególności pierwszaków, więc robi im różne śmieszne, jego zdaniem, psikusy.-po czym podeszła do każdego i wręczyła plan. Poprosiłam o dwa, nie zapomniałam o Lilly. Jak wróciła wszystko jej przekazałam. Pobiegłyśmy po książki do pokoju, a potem szybciutko na Zielarstwo. To była nawet ciekawa lekcja pracowaliśmy w szklarni nr 1. Ciekawe były te wszystkie rośliny. Czyność, którą wykonywaliśmy na lekcji była już mniej ciekawa. Zajmowaliśmy się nawożeniem jakiś roślin smoczym łajnem, zapoznaliśmy się z tym co będziemy robić przez cały rok. Lekcję prowadziła profesor Sprout, bardzo sympatyczna kobieta. Zarobiłyśmy z Lilly po 10 punktów dla Gryfindoru :) Wszystko byłoby super gdyby nie to, że mieliśmy lekcję, ze Ślizgonami, a co za tym idzie z Severusem. James i Syriusz patrzyli tylko głupawo na siebie i rzucali w niego nawozem. Czubki. Dobrze, że psorka nic nie widziała, bo gotowa by im jeszcze odjąć punkty które zdobyłyśmy.
Po Zielarstwie były Zaklęcia, uczyliśmy się Wingardium Lewiosy. Łatwizna! Od razu mi się udało. Potem miała miejsce przerwa obiadowa, a obiad był pycha. Po obiedzie mieliśmy Historię Magii, co za nuda, uczył nas tego taki średniego wzrostu profesor, nazywał się Blins, całą lekcję czytał jedynie ze swych notatek, nuda. Prawie spałam, ale mimo to udało mi się coś zanotować.
Wieczorem siedziałyśmy w Pokoju Wspólnym przy kominku, odrabiałyśmy zadanie domowe z Historii Magii, coś o początkach czarodziejskiego świata. W pewnym momencie podbiegli do nas chłopcy, którzy pokładali się ze śmiechu.
-Co zrobiliście?- spytałam nie odrywając wzroku od pergaminu.
-Dlaczego zaraz zrobiliśmy?
-A nie zrobiliście?- spytałam podejrzliwie.
-No, ok. Zrobiliśmy, ale jaki to był numer, kobieto.- powiedział James.
-No dawaj, tylko szybko, bo muszę to skończyć.
-No to ten woźny, Filch, ma takiego burego kota, no nie? - w odpowiedzi pokiwałam głową- No to my złapaliśmy tego kota, to znaczy Syriusz go złapał, i zamknęliśmy go w tej zardzewiałej zbroi na korytarzu. Jak ten Filch się skapnął, że kota nie ma, to zaczął wołać...
-Pani Norris, gdzie jesteś kochana....-przerwał mu Syriusz naśladując głos woźnego.
-No, fascynujące, Potter, wsadziliście kota do zbroi. Genialne.- wtrąciła się Lilly.
-No wiesz Evans, najlepsze było potem, jak chodził po korytarzu i wszędzie szukał futrzaka i kiedy przechodził obok tej zbroi, usłyszał, Syriuszu?
-Miaaaaaauuuuuuuuuu- zamiauczał Syriusz
-I jak ten otworzył tę zbroję ten kot wyleciał na niego z takim hałasem, że aż strach, skoczył prosto na niego i wbił mu szpony w twarz, a potem tarmosili się po podłodze.- uśmiechałam się, ale głównie ze sposobu w jaki mi to opowiadali, a nie całej sprawy, bo co zrobili bylo wredne, ale śmieszne.
-To jest żałosne!- powiedziała Lilly podnosząc się z miejsca- Auroro ja idę spać, a ty jak chcesz to posiedź sobie z nimi. - cmoknęła mnie w policzek- Dobranoc.
-A my?- mamrotał James, kiedy odeszła w kierunku schodów- też chciałbym buziaka od takiej laski- chyba nie słyszała, bo nic sie nie odezwała.
-Możesz dostać ode mnie.
-To nie to samo, ty to siostra, a ona...-nie skończył bo Syriusz się wtrącił:
-A ja chcę- zaświeciły mi się oczy- pochylił się nade mną, a ja cmoknęłam go w policzek.
-Wracając do tego Filcha. Ale on się nie skapnął, że to wasza robota?
-Jasne, że się skapnął- powiedział Syriusz.
-Nie mówcie mi, że złapaliście szlaban pierwszego dnia.
-Nie doceniasz nas siostrzyczko- powiedział James.
-Pluł sie ile wlezie, ale nie mógł nam nic zrobić. Nie miał dowodu, że to my. Bredziliśmy coś o Irytku.- powiedział Syriusz.
-Ale powiedział, że będzie miał nas na oku- dodał Remus.
-Wiecie co, skończę to jutro, to głupie.
-Co to jest?- spytał Jim.
-Wypracowanie na Historię Magii.
-Daj spisać!- prosił James.
-No dobra, ale tylko dlatego, że jesteś moim bratem.-Syriuszowi zrzedła mina- Ty też możesz Syriuszu, dlatego że jesteś ....- zarumieniłam się chyba- Tylko się nie przyzwyczajajcie.Idę spać, buziaki.- po czym poszłam w kierunku, w którym wcześniej udała się Lilly.

[ 12 komentarze ]


 
3. Ceremonia przydziału
Dodała Aurora Silverstone Wtorek, 05 Lutego, 2008, 23:42

-Nazywam sie Minerwa McGonagall. Jestem tutaj wicedyrektorem i zaprowadzę was teraz do Wielkiej Sali na ceremonię przydziału. Po niej będziecie mogli coś zjeść.
Chwilę potem byliśmy już w wielkim pomieszczeniu, gdzie ustawione były ogromne stoły, a w oddali stał jeszcze jeden, mniejszy. Wszyscy trzęśliśmy się jak osika. Pani McGonagall rozpoczęła wyczytywanie. Na pierwszy rzut poszła jakaś mała, no niższa ode mnie, zestresowana dziewczynka, która trafiła do Ravenclawu. Chwilę potem Syriusz, ku swojemu wielkiemu zdziwieniu, ale zadowolony stał juz przy stole Gryfonów skierowany tam przez Tiarę. Spojrzeliśmy na siebie z Jamesem, to że cała rodzina wcześniej była w danym domu wcale nie świadczy, że i my tam trafimy. Dowodem na to jest Syriusz.
-Lilly Evans!- krzyknęła pani profesor, a ja rozpoznałam w niej tę dziewczynę z pociągu.
-Gryffindor!- krzyknęła Tiara. Podążała chwiejnym krokiem w kierunku stołu Gryfonów. Syriusz zrobił jej miejsce i stanęła obok niego. Potem jeszcze kilkanaście osób dosiadło stołka, profesor przymierzała im na głowę wysłużoną Tiarę, a ta krzyczała Gryffindor, Slytherin, Ravenclaw, Huplepuff w zależności od tego na czyjej głowie się znalazła. Tak Peter, Remus, James stali już przy stole obok Lilly i Syriusza. Wreszcie przyszła kolej na mnie.
-Chcę tam do nich, do Gryfonów -pomyślałam, kiedy siedziałam na stołku.
-Gryffindor!- krzyknęła Tiara. Pobiegłam uradowana do Jamesa, rzuciłam się mu na szyję, potem wyściskałam po kolei Syriusza, Lupina, Petera i z rozbiegu Lilly. Tak sie cieszyłam! Po mnie na krzesełku usiadł ten nietoperz, trafił do Ślizgonów, siedzących na drugim końcu sali. Nie był szczęśliwy, patrzył niemalże ze łzami w oczach na Lilly. Poklepał go po plecach jakiś wysoki blondyn, który uważnie przyglądał mi sie przez całą ceremonię. Gdy wszyscy już zostali przydzieleni do domów dyrektor, taki fajny staruszek, powiedział kilka słów, zaczęliśmy jeść.
Prowadzeni przez dwójkę starszych uczniów, prefektów, poszliśmy później do swoich dormitoriów. W moim pokoju zamieszkały cztery dziewczyny: ja, Lilly Evans, Amelia Bones i jakaś tam Dorothy. Sympatyczne, wybrałam łózko przy oknie, złożyło się tak, że tuż obok Lilly. Potem zbiegłam szybko na dół dowiedzieć się co u Jamesa. Czekał już na mnie w Pokoju Wspólnym. Powiedział, że też mają czteroosobowe dormitorium i mieszka razem z Syriuszem, Remusem i Peterem. Fajnie. Opowiedziałam mu z kim ja dzielę pokój. Pobiegłam teraz do pokoju by wysłać list do cioci i wujka. Przecież się martwią. Opisałam wszystko, po czym zaczęłyśmy rozmawiać z nowymi koleżankami. Najlepiej rozmawiało mi się z Lilly, najgorzej z tą Dorothy, okropna jest. Około północy, po ciężkim dniu usnęłyśmy wszystkie. Byłyśmy strasznie zmęczone, a przecież jutro czekał nas ciężki dzień. Pierwszy dzień nauki w Hogarcie...
Wiem, moi kochani,że notka krótka, ale już niedługo następna, buziaki :*

[ 6 komentarze ]


 
2. Podróż do Hogwartu!!!
Dodała Aurora Silverstone Poniedziałek, 04 Lutego, 2008, 18:52

1 września 1971r.
I masz!!! Juz jestem studentką Hogwartu. To był naprawdę długi dzień. Najpierw, rano wszyscy ganiali po domu, ciocia ze 20 razy sprawdzała, czy wszystko mamy. Z tego wszystkiego przypaliła nam bekon na śniadanie. Oboje z Jamesem byliśmy strasznie przejęci, ale to chyba było nic w porównaniu z tym co przeżywała ciocia. W końcu pozbywała się z domu dwójki dzieci. Ten pełen śmiechu dom miał stać się nagle pusty. W sumie, to się jej nie dziwię byliśmy całym jej światem, od zawsze się nami zajmowała. Nie pracowała, była na etacie czarokury (kury domowej, jak by to rzekli mugole).
Nadszedł czas pożegnania, przeszliśmy przez barierkę miedzy peronem 9 i 10 i znaleźliśmy się na peronie 9 i ¾,. Pociąg już stał na peronie, piękna czarna lokomotywa, ciągnąć miała czerwone wagony. Ciocia ucałowała nas, wyściskała, wuj przytulił lekko. Wiem, że jemu też było strasznie żal, że musimy wyjechać, ale wiedział że musimy. Trzeba myśleć o przyszłości, tak zawsze powtarzał. Ciocia nie wytrzymała, po jej różowych policzkach zaczęły spływać łzy.
-Ciociu, nie płacz, nam też jest szkoda wyjeżdżać! Ale przecież przyjedziemy na święta, a do tego czasu będziemy pisać, obiecujemy. Prawda James?
-Oj jasne, że tak! Mamo, nie płacz, bo sie zaraz Aurora rozryczy, a wiesz co to znaczy- odpowiedział James chcąc być zabawnym.
-Wiesz co ty jak coś powiesz!- ściełam go, ale wszyscy się roześmialiśmy. Nawet ciocia.
-Kochanie obiecaj mi, że będziecie na siebie uważać- powiedziała ciocia.
-Jasne, że będziemy.
-A ty miej oko na Jamesa, wiesz jaki z niego potrafi być łobuziak.
-Przecież wiesz, że i bez twojej prośby będę je miała.
-Wiem kochanie-mówiąc to przytuliła mnie mocno po raz ostatni przed odjazdem, potem utuliła jeszcze raz swojego syna-a teraz idźcie już, bo zajmą wam wszystkie miejsca.
Zaraz potem wsiedliśmy do pociągu. Szybko znaleźliśmy przedział, na razie był cały pusty, ponieważ wiele osób jeszcze nie wsiadło. Umieściliśmy swoje kufry, na półkach. Umieściłam delikatnie klakę z Dorą, moją sową, na półce obok kufrów. Dostałam ją w prezencie na urodziny, a James jak zwykle wolał pudełko słodyczy i książkę o quiddichu, to chyba jedyne jakie czytał:-P . Jim otworzył okno by ostatni raz pomachać matce, dołączyłam do niego. Ciocia juz płakała, na maxa.
-Dzieciaki, tylko nie zapomnijcie napisać jak tam ceremonia przydziału!- krzyknął wujek obejmiwszy ramieniem ciocię.
-Przecież dobrze wiesz, że oboje będziemy w Gryffindorze- odkrzyknął James.
-Nigdy nic nie wiadomo synu. Czekamy na waszą sowę. Auroro napisz, bo James to na pewno nie napisze!
-Masz to u mnie jak w Gringocie, wuju!
Pociąg odjechał, machaliśmy jak długo się dało, aż twoje czarnowłosych ludzi zlało sie gdzieś hen za nami. James był tak podobny do swojej matki, miał ten sam nos, te same oczy, chociaż słaby wzrok miał po tacie. W ogóle jego tata był bardzo podobny do mamy, więc można by rzec, że był podobny do obojga. Ja, podobno jestem podobna do mamy, dlatego wyglądamy z Jamesem jak prawdziwe rodzeństwo, ponieważ tata Jamesa i moja mama byli ze sobą spokrewnieni, dokładnie rzecz ujmując byli rodzeństwem.
Nagle drzwi od przedziału się otworzyły, wszedł przez nie niski chłopiec o brązowych włosach, lekko przygarbiony od ciężaru swojego kufra.
-Można tutaj?- spytał krótko, starając się uśmiechać.
-Jasne! W końcu jest tutaj dużo miejsca- odpowiedziałam odwzajemniając uśmiech. Kiedy wtoczył już swój kufer na półkę, usiadł speszony w kąciku.
-Nazywam się Aurora Silverstone, a to jest James.-powiedziałam wyciągając do niego rękę. Zawsze byłam kontaktowa, więc nie sprawiło mi to kłopotu. w końcu my z Jimem znaliśmy się, a on siedział tak sam.
-Remus Lupin- odpowiedział ściskając mi dłoń, to samo powtórzył ściskając dłoń Jamesa.-Wy też pierwszy raz do Hogwartu?
-O tak, nie mogliśmy się juz doczekać- odpowiedział szybko James.
-Ja też- uśmiechnął się. Drzwi do przedziału znowu się otworzyły i wszedł przez nie chłopiec, czarnowłosy z włosami do ramion, a za nim w podskokach niższy od Lupina rudawy chłopiec o wodnistych oczach.
-Możemy?- zapytał ów wyższy.
-Tak, oczywiście- powiedział Lupin siedzący już blisko Jamesa.
-Mam na imię Syriusz, a ten co tu za mną przyszedł- ostatnia część powiedział z grymasem -To Peter. Jedziemy pierwszy raz, a wy pewnie też, sądząc po minach- uśmiechnął się.
-To jest Aurora- pomachałam szczerząc zęby,pewnie to musiało głupio wyglądać, bo oczy mu się zaśmiały- to Remus, a ja jestem James- odparł Jim szczerząc zęby.
-Miło mi- odpowiedział Syriusz, układając kufer na półce. Przez chwilę widzieliśmy jak Peter skakał nie mogąc ustawić swojego, ale w ostateczności, z miną „co za ofiara” Syriusz zrobił to za niego. W przedziale zrobiło się wesoło, przypadliśmy sobie do gustu, rozmawialiśmy śmialiśmy się. W pewnej chwili drzwi przedziału otworzyły się po raz kolejny, weszła przez nie, bez słowa, rudowłosa dziewczyna ciągnąc swój kufer, płakała. Za nią biegł chłopak o czarnych, tłustych włosach, który jednym słowem przypominał nietoperza :-D
-Ale jedziemy- mówił podekscytowany, dziewczyna usiadła na siedzeniu, chłopak wkładał na półkę kufry dalej mówiąc- To właśnie to! Jedziemy do Hogwartu!
Pokiwała głową wycierając oczy i trochę wbrew sobie, lekko się uśmiechnęła. Chłopak usiadł koło niej i ciągnął dalej-‐Mam nadzieję, że będziesz w Slytherinie.
-W Slytherinie?- uwaga całej naszej piątki zwróciła się w ich kierunku-Kto chce być w Slytherinie? Ja bym pewnie odszedł, a ty? ‐James zapytał Syriusza. Syriusz się nie uśmiechnął.
-Cała moja rodzina była w Slytherinie ‐powiedział.
-O kurczę‐powiedział James ‐a ja myślałem, że jesteś w porządku!
Syriusz wyszczerzył zęby.
- Może złamię tradycje. Gdzie byś chciał iść gdybyś miał wybór?
James podniósł wyimaginowany miecz. A ja zaśmiałam się tak fajnie to wyglądało.
- Gryffindor, gdzie mieszkają mężni! Jak mój tata.
Nietoperzowaty chłopak prychnął lekceważąco. James odwrócił się do niego.
‐Masz z tym problem?
‐Nie ‐odpowiedział, ale jego kpiący uśmiech sugerował coś zupełnie innego ‐Jeżeli wolisz być bardziej krzepki niż kumaty...
‐A gdzie ty masz nadzieje pójść, przecież nie jesteś ani taki ani taki... ‐wtrącił się Syriusz.
James wybuchnął śmiechem. Przyznam, że też miałam ochotę, bo jego(nietoperza oczywiście) mina gdy to usłyszał była komiczna, ale wiedziałam, że nie powinnam się śmiać. To samo chyba pomyślał Remus, bo tez się nie śmiał. Peter aż zwijał się, ale wydaje mi się, że on zwijałby się z każdego dowcipu Syriusza. Dziewczyna wstała, lekko zaczerwieniona i spojrzała najpierw na Jamesa potem na Syriusza z niechęcią.
‐Chodź, Severusie, znajdziemy inny przedział.
‐Oooooo... -James i Syriusz zaczęli naśladować jej wyniosły głos. Jim nawet spróbował podstawić nogę Severusowi kiedy ten go mijał.
-Do zobaczenia, Snivellusie! ‐krzyknął i drzwi przedziału zamknęły się... Debatowaliśmy jeszcze trochę o tym gdzie moglibyśmy i gdzie chcielibyśmy trafić. Po jakimś czasie drzwi przedziału otworzyły się, za oknem było juz ciemno. W drzwiach pojawiła się głowa długo- i ciemnowłosej dziewczyny:
-Za pół godziny będziemy na miejscu przebierajcie się w szaty. O! cześć Syriuszu!
-Witaj Andromedo!-Syriusz uśmiechnął się podobnie jak ona. Jak wyszła dodał -To moja kuzynka, jest prefektem. Jest w Slytherinie, ale to jedyna porządna osoba, która wyszła z tego domu. Jest na prawdę w porządku. Szczerze to ja nie chciałbym tam trafić nie mam obsesji na punkcie czystości krwi...
Zaczęliśmy szukać szat w swoich kufrach narzuciliśmy je w końcu na swoje ubrania i już niedługo po tym pociąg zatrzymał się. Wszyscy wysiedli. Wszyscy starsi uczniowie poszli w kierunku powozów zaprzężonych do jakiś dziwacznych, chudych i uskrzydlonych koni. Reszta, czytaj pierwszoroczni poszli w kierunku olbrzymiego faceta wołającego coś co brzmieć miało „pitszaki, cholibka pirszaki tutaj”.
Przepłynęliśmy przez jezioro na łódkach, zimno było, ale to szczegół. Kufry zostały zawiezione do Hogwartu inną drogą. Gdy wysiedliśmy już z łódek, wszyscy ustawili się koło wysokiej kobiety w ciemno zielonych szatach, fajnych okularkach i tiarze a głowie, która przykrywała ciemnobrązowe włosy spięte w kok.

Obiecałam zaznaczyć jeśli coś nie dokońca będzie moje. Tutaj właśnie to czynię. W notce zawarty fragment HP i IŚ.W późniejszych notkach też może pojawiać się coś z powieści Rowling...

[ 8 komentarze ]


 
1. Pierwszy wpis... O mnie :)
Dodała Aurora Silverstone Niedziela, 03 Lutego, 2008, 23:44

Drogi pamiętniczku,
tak sie chyba zaczyna swoje pisanie w pamiętniku, nie wiem bo nigdy wcześniej tego nie robiłam. Pamiętnik ten dostałam od cioci. Powiedziała, że to bardzo fajny sposób na utrwalenie swoich myśli i wspomnień. Sposób na wyzbycie sie smutku i żalu. Powiedziała także, że bywa to potrzebne, pozwala spojrzeć inaczej na świat. Powinnam napisać cos o sobie.... hmm... Nazywam się Aurora Miranda Silverstone. Urodziłam się 25 czerwca 1960 roku, mam 11 lat i jutro jadę po raz pierwszy do Hogwartu-Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Spędzę tam 7 długich lat i przyjeżdżać tutaj będę tylko na wakacje i święta :-( Jak ja będę tęsknić za tym miejscem, które zwykłam nazywać domem. Będzie mi bardzo brakować cioci i wujka, są tacy cudowni!!! Ale na szczęście zawsze będę miała niedaleko mojego kochanego braciszka, Jamesa. Nie jest on moim prawdziwym bratem, jest synem cioci i wujka, którzy wzięli mnie po tym zdarzeniu w moim domu, w którym zginęli moi rodzice i w wyniku którego zginął brat. Nie chcę teraz o tym opowiadać, kiedyś napiszę jak to się stało, ale nie dziś. To straszne wspomnienie, biorąc pod uwagę fakt, że to wszystko widziała 8 letnia dziewczynka, która błyskotliwa jak na swój wiek, wszystko rozumiała. Stało się zamieszkałam z ciocią, wujkiem i Jamesem, on zawsze był dla mnie jak brat. Jesteśmy w tym samym wieku, razem się wychowywaliśmy, mieszkaliśmy w końcu po sąsiedzku. Wracając do mojego jutrzejszego wyjazdu, strasznie sie boję! Może dlatego, że nie wiem co mnie czeka. Klaudius, kiedy jeszcze żył opowiadał, że Hogwart to cudowne miejsce. On by mnie nigdy nie oszukał! Wiem do jakiego domu trafię: mama, ojciec, Klaudius, wujek, babcia, dziadek wszyscy od dawien dawna byli Gryfonami. Dlatego z Jamesem jesteśmy pewni, że tam właśnie trafimy. Mam już wszystko!!! Byliśmy w zeszłym tygodniu na Pokątnej i mam już cały komplet podręczników i w ogóle tego wszystkiego. :-) Jestem taka podekscytowana!!! Pociąg odjeżdża o 11 ze stacji King's Cross. Rajku to za jakieś 15 godzin!!! Idę się wykąpać, jak tylko James zechce opuścić łazienkę i kładę się spać. Dobranoc, buziaki :*

[ 7 komentarze ]


« 1 9 10 11 12 13 »  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki