Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Aurora Silverstone

  38. Pióro, sierść, racica i pustka...
Dodała Aurora Silverstone Piątek, 28 Marca, 2008, 23:40

Po przeczytaniu tej notki znowu nawrzeszycie na mnie, że pędzę. Tak musi być. Taki jest przeznaczenie :P A swoją drogą mam zagadkę w jakie zwierzę zmieni się Rora? podpowiedź jest w notce.odpowiedzi proszę umieszczać w komentarzach. Co do kolejnej- niebawem się ukaże. A ja korzystając z przywilenia monologu do was chcę was zaprosić na moje dzieło: http://in-some-other-dimentsion.blog.onet.pl zapraszam serdecznie oraz na http://aurora-i-syriusz-historia-milosci-srebrem-na-czarnym-pisana.blog.onet.pl/, ale żeby było jasne to totalnie inna planeta :P

Nie miałam chandry z powodu zerwania z Erykiem. Mijałam go na korytarzu z triumfem na twarzy, to raczej jemu było głupio, to on był skończony, plasik jeden. Nie przejmowałam się tym, wręcz triumfowałam. Znowu miałam wiele czasu. Spędzać go mogłam z Lilly i na ćwicznieach animagii, wreszcie znalazłam czas, żeby odwiedzić Hagrida. Prawdę powiedziawszy to rozstanie dobrze mi zrobiło. Na razie koniec z facetami. Postanowiłam.
Niedługo potem, nadeszła zima, a wraz z nią święta, pojechaliśmy do domów. Ale i wróciliśmy. W Hogwarcie znowu zapanowało ogólne rozleniwienie, ale szybko trzeba było się z niego otrząsnąć, po prostu powrót do rzeczywistości.
Zaraz po świętach, na obiedzie, James nie spuszczał oka z Lilly. Ta jednak to wyczuwała, bo powiedziała w końcu:
-czego tak się gapisz?- James jednak tylko się uśmiechnął i dalej jadł i patrzył, co Lilkę doprowadzało do szewskiej pasji- o co ci chodzi, Potter?
- Jesteś taka ładna! taka mądra!- Lilly prawie zakrztusiła się sałatką- Umówisz się ze mną?- powiedział James, bardzo spokojnym, proszącym głosem.
- Nie -powiedziała dosadnie- wiesz co? Przez ciebie straciłam apetyt!- wstała i po prostu wyszła. Jim pozostał ze skwaszoną miną.
-Rora, dlaczego ona jest taka?- spytał
-Nie wiem.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nie wiedziałam dlaczego, w końcu co jej szkodziło? Ale nie, Lilla była twarda pod tym względem.
Kiedy skończyłam śniadanie, poszłam na górę, do pokoju. Lilly siedziała na łóżku i cztała książkę.
-Lilly?
- Tak?
- Dlaczego uciekłaś?- spytałam.
- Uciekałam? Po prostu nie byłam głodna i wyszłam.
- Dobra, dobra.- odpowiedziałam. - dlaczego ty go tak traktujesz?
- A co Potter przysłał adwokata?- spytała kąśliwie.
- Nie. To jest moje pytanie.- spojrzała na mnie- Dobrze, nie musimy rozmawiać!
- Bo nie będziemy!.
- Tylko, że o mnie i Eryku chciałaś i wiedziałaś wszystko.
- Ale nie ma mnie i Pottera, dotarło.!?!
- ok.-wyszłam z pokoju. Mieliśmy jeszcze trochę wolnego, poszłam do chłopaków, bo pomyślałam, że możemy poćwiczyć. Otworzyłam drzwi do ich pokoju, uprzednio, oczywiście zapukałam.
-Hey!
-Cześć!- odpowiedział Jim.
- Co robicie?- spytałam.
-Nic, w sumie- odpowiedział Remus, który czytał książkę.
- Mamy dzisiaj wolne, może poćwiczymy?- zaproponowałam.
-Ok, wyciągaj książki, Jim.- rzucił Syriusz.
-Roruś, są w moim kufrze, wyjmij.- powiedział, wychodząc z pokoju.
-ok.- otworzyłam kufer i wyjęłam książki. Dzisiejszym zadaniem było przetransmutowanie fragmentu własnego ciała. Nie było to łatwe. Tymbardziej, że ręka miała się zmienić w kończynę przednią jakiegoś zwierzęcia. Jakiego zwierzęcia, na to nie mieliśmy wpływu... Było przy tym wiele śmiechu. Syriuszowi z ręki zrobiło się coś włochato-czarnego.
- Syrek, co z twoją ręką?- śmiał się Jim- Posmarowałeś sobie ją eliksirem na porost włosów.
- Spadaj!. Zobacz lepiej zobacz Peta, temu ręka zniknęła.
-O kurde!- wrzasnęłam- ej, trzeba coś zrobić!- Peter siedział przerażony.Prawie krzyczał.- uspokój się powiedziałam i nerwowo przewracałam kartki w ksiażce.
-Rora czym on będzie teraz jadł?- wybuchnął śmiechem Jim.
-To wcale nie jest śmieszne- piszczał Peter, co jeszcze bardziej rozśmieszało Jima, Syrka i Remy'ego.
-Mam! septuro clame- ręka Petera wróciła do poprzedniego stanu.
- Ojej- Peter odetchnął, i zaczął całować się po ręce, na co my rzecz jasna, zareagowaliśmy śmiechem- mója kochana.
-Pet!
- No co? Nie wiecie co to znaczy stracić rękę.
- No, ty nie wiesz co to znaczy miec poduszkę zamiast ręki- powiedział Remus.- A teraz ty Jim, pokaż co potrafisz.- Jim zamachnął się różdźką, wypowiedział zaklecie, zamiast dłoni pojawiła sie racica.
-Oj James Już wole być owłosiony- śmiał sie Syriusz.- Rora, dawaj ty.- wzięłam głęboki oddech i wypowiedziłąm zaklęcie, szybko zamknęłam oczy, bałam się je otworzyć.
-Mogę otworzyć?- spytałam niepewnie.
-Nie jest tak, źle- śmiał sie Jim- Syriusza, nie przebijesz!
Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że moja ręka skróciła się i cała była w piórach. Piórach ślicznego turkusowego koloru mieniącego się w róż.
Odczarowałam rękę i ćwiczylismy dalej. Wyniki nie były zbyt rewelacyjne, próbowaliśmy zmieniać nogi. Nie było źle, ale dobrze wcale :) w końcu jednak przeszliśmy do transmutacji ciała, a nie jak do tej pory jakiś głupich ćwiczeń. Jeśli dobrze pójdzie to moze już niedługo bedziemy mogli...
Wróciłam do pokoju, ale chyba tylko po to by zejść sama na kolację. Lillka i dziewczyny już dawno zeszły na Wielka Salę, bo pokój był pusty. Po kolacji wieczór wyglądał juz normalnie, czyli śiałyśmy sie, plotkowałyśmy i grała przy tym muzyka :) Żadna z nas nie wspomniała o Jamesie Potterze, przez co wieczór był udany. Laba jednak sie skończyła trzeba było wrócic do szkoły, czytaj nauki. Nauczycieli jakiś demon chyba opętał, tyle zadań domowych zadawać? Nie mieliśmy czasu na nic, kurde z roku na rok jest coraz trudniej. Nie ćwiczyliśmy nic a nic przez dobre dwa miesiące. James i Syriusz kursowali tylko na linii zająęcia – szlaban- bilblioteka, ale nocą i tak urządzali sobie wycieczki po zamku, a rano nie wyspami na lekcje. James miał na dodatek jeszcze treningi, kiedy tylko śnieg stopniał. Eryk, mój były i kapitan drużyny uparł się, ze w tym roku puchar będzie należał do naszego domu. Nie powiem ciężko było, ale jakoś przebrnęłiśmy przez ten okres. Zanim się obejrzeliśmy zaczęła się wiosna,a Hogwart stawał się coraz pięniejszy. Teraz spędzałyśmy dużo czasu na dworze. Było ciepło i z książkami wychodziłyśmy do parku, przed zamek.
-Zgadnij kto to?- powiedziała Lilly kiedy ktoś zakrył mi oczy, gdy siedziałyśmy na ławce. Pogładziłam osobę tą po rękach.
- No nie wiem, nie wiem- śmiałam się.- Napewno nie Syriusz, ale Remus też nie, może Jim ulotnił się z treningu...- robiłam sobie żarty.
- Wiesz czy nie?- spytała Lilka.
-Jasne, ze to Syrek.
- Skąd wiedziałaś?- sptał, siadając między nami.
- Poznałam, po zapachu.
- Poważnie?- a ten zaczal sie obwąchiwac w teatralny sposób.
- Tak- wybuchnęłam śmiechem.
-Z czego się śmiejesz?- spytał
- Jim jest na streningu, Remus wyjechał, a szczerze wątpię by Peter robił mi takie żarty.
- Ale to mogła być Amelia, albo Dothy...
- I ma męskie dłonie?- spytałam.
- No, dobra, mógł być to nie wiem .... Eryk?
-Eryk, nie zbliża się do mnie na kilometr, a po za tym trening chyba mają.
-No, dobra poddaję się.
- A ty nie masz szlabanu?
- Jak widać. A wy co robicie?
- Siedzimy i się uczymy.
- Znowu?- zrobil krzywa minę- Nie szkoda wam życia na naukę?
- Nie mamy i tak nic lepszego do roboty.
- Nie?
- Nie.- zaczęliśmy się kłocić z Syriuszem, tak na żarty, Lilka zaczęła się śmiać, kiedy zaczęliśmy się szturchać, a kiedy Syriusz w końcu spadł przypadniem z ławki, wszyscy troje leżeliśmy ze śmiechu.

[ 6627 komentarze ]


 
37.Eryk
Dodała Aurora Silverstone Czwartek, 27 Marca, 2008, 20:07

Przepraszam was kochane, wiem, ze notka miała być wczoraj, ale byłam czymś zajęta. Czymś co niedługo wam przedstawię...Dziękuję, za komentarze, ale wcale bym się nie oraziła gdyby było ich wiecej :p Następną notkę dodam jutro, obiecuję :)Będzie dłuższa od dzisiejsze A teraz notka dzisiejsza:
-Wiesz, chciałbym... – spojrzał mi w oczy – ci o czymś powiedzieć
-Słucham?- wtedy chcwycił mnie za rękę. A ja spojrzałam na niego przestraszona.
-Bardzo mi się podobasz. Auroro jesteś śliczna!
-Dziękuję.
-Wiesz? Kocham cię!
-Chyba przeginasz trochę. W ogóle mnie nie znasz.
-Mylisz sie – przsunął swoje krzesełko tak, że siedział tuż obok mnie.- wiem o tobie bardzo dużo...- zaczął się przysuwać i nawyraźniej chciał mnie pocałować, ale ja się odwróciłam i cmoknął mnie jedynie w policzek.
-Nie sądzę, bo gdybyś mnie znał, wiedziałbyś, że ci na to nie pozwolę- powiedziałam wstając od stolika- Cześć!
-Aurora, poczekaj!- wybiegł za mna- To nie tak...
-A jak?- odwróciłam się.
-Przepraszam, nie tak miało wyjść. Chciałem, żebyś wiedziała, że jesteś dla mnie wyjatkowa...
-Dobra, dobra schowaj te bajeczki.
-Daj się chcociaż odprowadzić do zamku.
-Ok, niech ci będzie.- w drodze powrotnej rzecz jasna się tłumaczył, prosił, żebym się nie gniewała i takie tam. Prosił o drugą szansę. Ok, dałam mu ją. Wieczorem wraz z przyjaciółmi opowiadalismy sobie wrażenia z pierwszej wizyty w Hogsmeade.
-Mi się ten chłopak nie podoba mówię ci!- zaklinał się Syriusz.
-Nie martw się!
Syriusz, James i w ogóle wszyscy byli bardzo przeciwni mojemu związkowi z Erykiem. Ja postanowiłam jednak spróbować. Pilnie zajmowałam się lekcjami i w ramach możliwości spotykałam się z nim. Wybralismy się razem na potańcówkę z okazji Nocy Duchów. Eryk spowolnił tempo, to znaczy nie próbował mnie pocałować na każdej randce. Wiem też, że chłopcy mnie pilnowali, bo dziwnym trafem zawsze jak ja spotkałam się z Erykiem to oni gdzieś tam w pobliżu się przewijali. Zapomniałam wspomnieć o naszej przemianie w animagów. Idziemy do przodu, mamy już przerobione ponad połowę ćwiczeń i jesteśmy na dobrej drodze. Cóż , ostatnio mam coraz większy problem pogodzić wszystko ze sobą. Mam mało czasu, na ćwiczenia z chłopakami, na lekcje, na ploteczki z Lilly, a na dodatek Eryk chce sie ze mną widywać codziennie. Ponieważ jesienny sezon quidditcha zakonczył się a Gryfoni widnieja na szczycie, Eryk urządził kolejna imprezę w Pokoju Wspólnym. Była muzyka, alkohol i mnusto ludzi. Wszyscy szaleli, popili się. I Eryk zrobił się jakiś nachalny...
-Chodź, do mnie...-zaczął szeptać mi do ucha kiedy tańczyliśmy.
-To znaczy gdzie?-spytałam.
-Do mnie, do pokoju?-zaczął całowac mnie po szyi.
-Po co?
-Bo chcę, byś mi coś udowodniła- zaśmiał się naiwnie. A ja odsunęłam się i zablokowam go tak, żeby nie mógł mnie całować.
-A co niby?
-Jak bardzo mnie kochasz-chciał mnie znowu całować. A ja otworzyłam szeroko oczy.
-Zaraz wracam. Poczekaj tu!- chłopaki mieli rację. On chce mnie zwyczjnie przelecieć! Ale świnia!!! Poszłam do męskiej toalety w wieży chłopców. Rzeczywiście na ścianie była przypieta lista z nazwiskami dziewczyn, które już przeleciał. Pod spodem był dopisek "aktualnie pracuje nad" a pod nim moje nazwisko. Teraz, to się wkurzyłam!!! Zdarłam tę kartkę ze ściany.Musiałam użyć zaklęcia, bo było zaczarowane zaklęciem trwałego przylegania, co prawda kiepsko rzuconym. Zeszłam na salę. Eryk zacieszał się, bo myślał, że już jest bliski zwycięstwa.
-Już jesteś skarbie?
-NIE MÓW DO MNIE SKARBIE!!! W OGÓLE NIC JUŻ NIE MÓW!!! SŁUCHAJ TY PODŁA ŚWINIO!!!- wszyscy zainteresowali się co się dzieje. Krzyczałam na prawdę głośno
-Ale Aurorko, o co ci chodzi?- spytał potulnie.
-O CO MI CHODZI? A O TO MI CHODZI!!- pokazałam mu kartkę zdartą ze ściany- MYSLAŁEŚ, ŻE BĘDĘ NASTĘPNA!!! BŁĄD!!!
-skąd to masz?- teraz był przestraszony.
-Z ŁĄZIENKI W WASZEJ WIEŻY. TAM GDZIE ZAKLĘCIEM STAŁEGO PRZYLEGANIA PRZYCZEPIŁEŚ TO DO ŚCIANY. TWOJE TROFEA. WIESZ CO O TOBIE MYŚLE? ŻE JESTEŚ ŻYCIOWĄ FAJTŁAPĄ, KTÓRA NIE POTRAFI KOCHAĆ. MYSLISZ ROZPORKIEM. TERAZ CI GWARANTUJE, ŻE ŻADNEJ WIĘCEJ JUZ TAM NIE DOPISZESZ. OFERMO. -popchnęłam go a ten się przerócił.
-Poświęciłem ci tyle czasu. A ty tak sie odwdzięczasz, wywłoko?
-Wywłoko?- James i Syriusz już prawie biegli żeby mu przylać, ale Lilly ich zatrzymała.
-Ona sama sobie poradzi – powiedziała.
-Wywłoką to jesteś ty!! Brzydzę się tobą! A TAK DLA FORMALNOŚCI. NIGDY NIE MÓWIŁAM, ŻE CIĘ KOCHAM WIĘC NIE WIEM CO MIAŁABYM CI UDOWADNIAĆ! TACY JAK TY NIE ZASŁUGUJĄ NA MIŁOŚĆ I NIE DA SIĘ ICH KOCHAĆ!!!!- na sali rozległy się oklaski. Brawo biły dziewczyny i te które zaliczył i te których jeszcze nie zdążył. Brawo biła mi też odlotowa czwórka.
-I TAK BĘDZIESZ MOJA!
-NIE SĄDZĘ! Jesteś u mnie skreślony. Acha i jeszcze jedno czarodziejem też JESTEŚ KIEPSKIM!!!- Poprostu wyszlam sobie z pełnej ludzi sali. Prosto do własnego Dormitorium.
-Ale go potraktowałas- powiedziała Lilly, kiedy wróciła do pokoju.-Potter powiedział, że jest z ciebie dumny.
-Poprawnie, ale wiesz jak się wściekłam, jak mi wyskoczył z tekstem o udowadnianiu miłości. Żebym go jeszcze kochała, ale go nie kochałam.
-Ja też jestem z ciebie dumna!- przytuliła mnie.
-Dzięki.

[ 6 komentarze ]


 
36.James Ścigającym, impreza w wieży Gryffonów i wielka awantura...
Dodała Aurora Silverstone Wtorek, 25 Marca, 2008, 12:50

Wszyscy byli osowiali przez najbliższy tydzień, bo na nowo trzeba było się przyzwyczaić do porannego wstawania i chodzenia na lekcje. Ja, jak zawsze miałam bardzo dużo energii. Cieszyłam się na powrót do szkoły, nudził już mnie brak zajęcia w domu. Tutaj zawsze się coś wymyśli, jest nas więcej, zawsze jest z kim pogadać. Tak, to prawda stęskniłam się za Lilly, Syriuszem, Remusem i nawet za Petem. Szybko wkęcilismy sie z powrotem w zajecia. Znowu przesiadywaliśmy wieczorami w naszym ulubionym miejscu w Pokoju Wspólnym. W piatkowy wieczór James zobaczył wielkie ogłoszenie na tablicy ogłoszeń Gryffindoru:

Uwaga Gryfoni!!!
Wasza drużyna Quidicha poszukuje pilnie ścigającego,
wszyscy chętni proszeni są o zgłoszenie się na kwalifikacje w piątek 14września 1973r. O 19 na boisku.
Kapitan drużyny
Eryk Fernie


-Pójdziesz?- spytałam Jima przez ramię, kiedy ten czytał ogłoszenie.
-Nie wiem.
-Powinienneś!
-Na prawdę tak myślisz?
-Tak, Uwielbiasz quidditch i znasz się na tym więc dlaczego miałbyś nie spróbować?
-Ona ma rację!- wtrącił się Syriusz.
-Dobra, spróbuję. - powiedział od niechcenia, ale ja wiem, ze on chciał to usłyszeć.
I poszedł, wymiótł. Był bezkonkurencyjny. James na miotle lata jakby latał od zawsze. Nie wiedziałam, że on potrafi takie cuda na niej wyczyniać. Eryk był zachwycony. Obawiał sie, ze nie znajdzie nikogo na to miejsce, a przynajmniej będzie z tym duży kłopot. James też bardzo sie cieszył, uważał to za nową przygodę. Teraz, James spędza mnóstwo czasu na treningach, ponieważ sezon już niedługo miał się zacząć, a przecież on musiał zespolić się z drużyną.
-Cześć Roruś!
-O, Cześć Syrek!
-Nie mów tak do mnie.- zirytował się
-Dlaczego?
-Bo mi się to nie podoba.
-Oj, Syriuszu, Syrek tak fajnie brzmi.
-Skąd wracasz?-zmienił temat.
-Ja? z biblioteki. Lilly wysłała mnie żeby sprawdziła coś w encyklopedii. a ty?
-Zgadnij?- wyszczerzył białe ząbki.
-Szlaban?
-No.
-A Jimowi znowu się upiekło?
-No, ale powiedział mi, że brakuje mu szlabanów.
-Dziwisz się? Kiedy mają pierwszy mecz?
-W niedzielę i dlatego Eryk nie daje im wytchnienia.
-Z kim grają? Z Krukonami?
-Dokładnie. Mam nadzieję, że przyjdziesz na mecz.
-Jak mogłabym to przegapić, Syrek.
-Nie mów do mnie Syrek!- zacisnął zęby.
-Cześć, Syrek- powiedziałam, całując go w policzek u wrót prowadzący do dormitorium dziewcząt. Po czym szybko uciekłam na górę.
-Cześć- powiedział bez entuzjazmu.

* * *

Pierwszy mecz quiditcha, jest już historią. Jim był cudowny, jest skarbem drużyny. Eryk go uwielbia. Nasi zdobyli tyle punktów, ze Krukoni, mimo, że ich szukający złapał znicz przegrali z kretesem. Z okazji triumfu, przełamującego złą passę wywołaną tragicznym zeszłym sezonem, w Pokoju Wspólnym Gryffindoru odbyło się przyjęcie dla członków drużyny i ich przyjaciół. Oczywiście byłyśmy na nim z Lilką. Nawet znalazło sie na nim trochę alkoholu. Rzecz jasna nielegalnego. Grała muzyka, wszyscy się cieszyli. Siedziałam na fotelu pijąc z Lilką na pół krenowe piwo, kiedy usłyszałam za sobą męski głos:
-Auroro?- odwróciłam się i zobaczyłam kapitana drużyny, Eryka.- Słyszałem, że to dzięki tobie mam tego świetnego ścigającego w drużynie.
-Ja tylko przekonałam Jamesa, że jego pomysł jest świetny.
-Dziękuję- spojrzał mi głęboko w oczy.
-Nie ma za co- zaśmiałam się, a Eryk z uśmiechem odwrócił się.
-Do zobaczenia.- spojrzałam na Lilly a ona na mnie i wybuchnęłyśmy śmiechem, wtedy Eryk odwrócił się- A właściwie to chciałem ci podziękować.
-Już to zrobiłeś.
-No tak, ale chciałem cie zaprosić...gdzieś
-Gdzie?
-Na wspólny spacer po Hogsmeade? Bo wiesz, tak pomyśłałem, że skoro wy wychodzicie po raz pierwszy to może bym cię oprowadził? Co ty na to?
-Czemu nie.
-To świetnie. Dzięki.- poszedł sobie, co ja mówię on prawie skakał.
-Czy mi się wydaje czy własnie się umówiłaś na randkę z Erykiem?-spytała Lilly.
-Nie wydaje ci się.- zaczęłyśmy piszczeć.
-Też bym chciała.
-Umówisz się, zobaczysz. Idę zobaczyć co z chłopakami.- poszłam zobaczyć co sie dzieje z nimi. Siedzieli sobie w kącie otoczeni grupką dziewcząt, które chichotały i wlepiały gały w Syriusza i Jima. O mało mnie nie zabiły wzrokiem, kiedy śmiałam się do nich odezwać.
-Hey, chłopaki!
-Cześć!
-James, gratuluję, byłeś świetny!- przytuliłam go, co jeszcze bardziej wkurzyło panienki.
-Dzięki, ale to dzięki tobie i Syriuszowi, gdyby nie wy chyba bym nie poszedł na trening.
-Poszedłbyś.
-Mówisz?
-Jasne, że byś poszedł.-poparł mnie Syriusz- Zmywamy sie na górę? Roruś, idziesz też?
-Pewnie tak, pójdę po Lilly.- jednak nie musiałam po nią iść sama podeszła.
-Rora, ja idę...
-My też idziemy- powiedział James, szczerząc do niej zęby.
-Ale nie w tym samym kierunku.- panienki już dawno zdegustowane brakiem zainteresowania oddaliły się. James z kolei pod samymi schodami do naszego dormitorium, niewiadomo skąd wypalił:
-Umówisz się ze mną?
-Do mnie mówisz?- spytała Lilly, na co Jim pokiwał głową.- Chyba żartujesz?- powiedziała i poszła na górę. Chłopcy poszli do siebie a ja poszłam za Lilly.
-Odbiło ci?- powiedziałam.
-Co?
-Odbiło ci, zepsułaś mu jego sukces.
-To co miałam się z nim umówić tylko dlatego, żeby mu nie zepsuć sukcesu? Co on sobie myślał, że tylko dlatego sie zgodze?
-No wiesz, co ci szkodziło? Powiedziałaś, że chciałabyś iść na randkę.
-Ale nie z Potterem! Co on sobie myślał w ogóle, że jak jakieś panienki za nim zaczynają latać to ja tez zacznę? jeśli tak myśłał to się pomylił!
-Ale ty jesteś. On taki nie jest!
-To sama się z nim umów.
-Nie zamierzam- zaczęlam się śmiać.
-No, to czego sie czepiasz?
-Ja mam powody by się z nim nie umawiać, w przeciwieństwie do ciebie.
-Tak? A jakie?
-Chcociażby to, że on ze mną nie chce się umówić. Eryk....
-a no rzeczywiście. - Lilly była podirytowana. Szczerze to nie rozumiem dlaczego, bo Jim to fajny chłopak. Nie mówię, tak dlatego, ze jest moim bratem, tylko na prawdę tak myślę.
Następnego dnia przy śniadaniu Lilly udawała jakby nie słyszała wczorajszego pytania Jima. On też tak się zachowywał. My z Syrkiem patrzyliśmy na siebie pytającym wzrokiem, nic nie kumając.
-Evans, podaj mi chleb!
-Proszę, Potter!- powiedziała.
-Proszę!- powiedział dosadnie James.
-Proszę- podałą mu koszyk z chlebem.- Potter, możesz podac mi masło?
-Jasne.- normalnie gorzej niż dzieci. Postanowiłam przerwać to coś.
-Kiedy mamy wypad do Hogsmeade?
-Jakoś pod koniec miesiąca- odpowiedział Remy.
-A co nie możesz już sie doczekać randki z Erykiem?- powiedziała kąśliwie Lilka.
-Nie. A może to ty jesteś zazdrosna?
-Ja? Chyba żart...
-a mi sie wydaje, że tak.
-Nie prawda!
-Mogłaś sie umówić z Jamesem...
-PRZESTAŃCIE!!!- wtrącił się Syriusz.- Chyba nie umówiłaś sie z Erykiem Fernie, kapitanem drużyny?
-A owszem.
-Żartujesz?
-Nie.
-Aurora to nie jest chłopak dla ciebie!- powiedział.
-A co ci do tego?- spytała Lilly z obużeniem.
-Nie wiesz jaki on jest? Co ludzie o nim mówią?-mówił kompletnie ignorując Lilkę.
-Od kiedy zajmujesz sie plotkami, Syriuszu?- powiedziała Lilka.
-Lilly, przestań! Tutaj chodzi o dobro Rory!
-On umawia się z dziewczynami tylko po to by je zaliczyć- wtrącił się Jim, też niemile zaskoczony.
-Też o tym słyszałem.- powiedział Remy- Lista zaliczonych dziewczyn wisi w toalecie w naszej wieży.
-Co?- przełknęła ślinę Lilly.
-Ja ci nie pozwolę sie z nim spotkać!- powiedział Jim.
-Ty, to nie masz nic do gadania.- powiedziałam.
-Nie pozwolę, żebyś była na tej liście!
-Jim, nie będę! I koniec tematu.
-Rora, ja nie wiedziałam, oni mają rację.
-Lilly, przestań!- powiedziałam.
Nie miałam zamiaru ich słuchać. W końcu nie jestem głupia. Spotkam sie z Erykiem. Nie mam zamiaru być na jego liście, ale chcę się z nim umówić. Nikt mi tego nie zabroni. Jak pomyślałam tak zrobiłam- umówiliśmy się i na pierszy wypad do Hogsmeade poszliśmy razem. Oprowadził mnie po wiosce i kiedy już wszystko zobaczyłam zaprosił mnie do jakieś herbaciarni...

[ 9 komentarze ]


 
35. Pokatna i znowu zajęcia....
Dodała Aurora Silverstone Sobota, 22 Marca, 2008, 23:29

Kochane moje (nie mam żadnych śladów na to by czytał to jakiś przedstawiciel płci przeciwnej) z okazji świąt życzę wam szczęsliwej pisanki, mokrego królika, żeby na sankach prezenty przywiózł oraz wesołego mazurka. :*
A teraz notka:


Wreszcie nadszedł czas spotkania z przyjaciółmi i zakupów do szkoły. Ciocia nas wyprawiła jak zawsze, za wcześnie, bo wujek miał nas odstawić na Pokątną, ach ta jej nadopiekuńczość. Byliśmy umówieni z chłopakami na 12, z Lilly umówiłam się na 14, bo wcześniej nie mogła. Podobnie jak w zeszłym roku weszliśmy do Dziurawego Kotła.
-Patrz, ten stolik jest wolny.- pokazał ręka Jim.
-Czy to nie ten, przy którym siedzieliśmy w zeszłym roku?
-Dokładnie ten sam.
-Super.
Siedzieliśmy jak para debili i czekaliśmy na resztę, w końcu zaczęli się schodzić. Najpierw przyszedł Remus, potem Syriusz ze swoim bratem, a na końcu Pet. Fajnie było siedzieć w naszym gronie i sączyć sok dyniowy przez słomkę, gadać o głupotach i śmiać się. Kiedy zegar na ścianie wystukał kwadrans do czternastej. Pożegnałam się z chłopakami i udałam się na umówione spotkanie z Lilly. Nagadałyśmy się za ten cały miesiąc, po pewnym czasie zakupy były zrobione i nie było sensu już siedzieć na Pokątnej, dlatego postanowiłyśmy wracać. Pożegnałyśmy sie. Ja udałam się do centrum sieci Fiuu, ponieważ miałam wrócić przez kominek. Kiedy wróciłam okazało sie, że James już dawno siedział w domu i objadał się ciastkami, które sobie kupił.
- W Petera się bawisz?- spytałam wychodząc z kominka.
-Nie, a skąd ci to przyszło do głowy?
-Bo ilekroć widze Petera, to zawsze je i tak mi się skojarzyło.
-Rora, on zawsze coś przeżuwa, to chyba jego hobby.
-Kłapanie szczęką?
-W sumie to ty tez zawsze kłapiesz szczęką.- zaśmiał sie.
-Słucham?- spytałam podirytowana.
-Ty też wiecznie kłapiesz szczęką tyle, że nie jesz tylko gadasz.
-A masz z tym jakiś problem?
-Nie, ale miałbym gdybyś tego więcej nie robiła.
-Ale ty debil jesteś.- zaczęłam się śmiać.
-Wszystko kupiliście?- spytała ciocia, wchodząc do pokoju z wazą z zupą
-Ja tak- powiedziałam- Pomóc ci?
-Jakbyś mogła, przynieś talerze.
-ok.
Reszta wakacji zleciała szybciej niż zdążyliśmy pomyśleć. Znowu nadszedł 1 września a my mieliśmy rozpoząć kolejny rok nauki w Hogwarcie. W sobotę z samego rana mieliśmy pobudkę, było jak zawsze wielkie zamieszanie i milion rzeczy do zrobienia. Kufry dawno już spakowane czekały dole. W tej całej wściekłej gorączce zapomnielibyśmy ich w końcu wziąć. Wszystko się uspokoiło dopiero gdy Hogwart-ekspress zniknął za zakrętem. Stacja oddalała się coraz bardziej i my siedzieliśmy juz ostro przejęci jak zawsze- z pytaniem w myślach "co nas czeka w tym roku w Hogwarcie?". Mnie i Jamesa rozpalała od środka chęć opowiedzenia, że nie stoimy juz w miejscu ze zmianą w animagów i co w związku z tym kryje kufer Jima, ale nie mogliśmy o tym rozmawiać, w przedziale z nami siedział Reg i Lilly, a oni nic nie wiedzieli o przypadłości Remiego. Może i to nie jest fair ukrywać to wszystko przed Lilly, mogła nam służyć radą, w końcu jest mądra i zdolna, ale wątpię, żeby poparła naszą inicjatywę. Po za tym tylko Remy miał prawo wtajemniczać innych. Tak samo jak tylko ja miałam prawo mówić o największym koszmarze mojego życia. Co prawda było to bardzo głośną sprawą kiedyś, ale ludzie zdążyli już o tym zapomnieć.
Wreszcie pociąg zatrzymał się, wysiedliśmy i udaliśmy sie do powozów. Hagrid jak co roku krzyczał:
-Pirszaki tutaj! Pirszaki do mnie.- pomachałam mu, a on odmachał. Wsiedliśmy do powozów i już za chwilę byliśmy w zamku, w Wielkiej Sali i czekaliśmy na kolację. Najpierw jednak odbyć sie musiała jak co roku z resztą ceremonia przydziału. Przemówienie dyrektora, jak zwykle krótkie i już mogliśmy jeść. To był zawsze bardzo wyczekiwany moment, ponieważ po kilku długich godzinach w pociągu wszyscy umierali z głodu i byli bardzo zmęczeni. Weekend był leniwy, jak zawsze. Ciekawie zrobiło się dopiero jak dostaliśmy plan zajęć:
poniedziałek
9:00 – 12:00 -Zaklęcia, profesor Fliwick, sala zaklęć
12:00-13:30 – przerwa obiadowa
13;30- 16:00- Opieka nad Magicznymi stworzeniami, zajęcia terenowe, prof. Kettleburn
16:00-17;00- wstęp do astronomii
17:00-18:00- ćwiczenia fizyczne
Wtorek
10;30-12:00 – Zielarstwo prof. Sprout
12:00-15:00 -przerwa obiadowa
15:00-19:00 -Eliksiry prof. Smulghorn
Środa
8:30-9:30 Ćwiczenia fizyczne
10:00-12:00 Praktyczna niemagiczna
12:00-14:00- przerwa obiadowa
14:00-17:00 Transmutacja prof. McGonagall
Czwartek
13:00-14:00 -Mugoloznastwo
14:00-15;30 – Zielarstwo
15:30-18:00- Historia Magii
Piątek
9:30-12:00 -Runy/Numerologia
12:00-14:00- przerwa obiadowa
14:00-17:30 -Obrona przed ciemnymi mocami


Jak zwykle przeglądaniu planu pojawiły się komentarze typu „jak my mamy dużo zajęć”, „dlaczego tak późno wychodzimy we wtorek?”.
-no, to biegniemy na zaklęcia?-zadałam retoryczne pytanie.
-No. całe 3 godziny.- powiedział Syriusz.
-Uważam, że powinni dać coś mniej wymagającego na początek.- dodał Remy.
-Oj, święta racja.
-A gdzie masz Lilly?- spytał James.
-Na górze szukają czegoś z dziewczynami.
-Czego?
-Nie mam zielonego pojęcia.
następna notka moze poniedziałek/wtorek

[ 12 komentarze ]


 
34. Dom mojego dziecińswa...
Dodała Aurora Silverstone Wtorek, 18 Marca, 2008, 21:28

Wakacje mijały, pogoda w tym roku była pod psem, albo i gorsza, dlatego do połowy wakacji mieliśmy odrobione wszystkie zadania domowe.Wiem,zę to dziwne :P Jak zawsze pod koniec lipca przyszły do nas sowy z Hogwartu. Listy zawierały zestaw niezbędnych podręczników i materiałów do rozpoczęcia nauki na trzecim roku. Ciocia właśnie gotowała obiad, kiedy to przez otwarte okno w kuchni wpadła olbrzymia czarna sowa.
-JAK JA TEGO NIENAWIDZĘ!- krzyknęła.- Czy ona zawsze musza wpadać przez okno, jak ja gotuję?
-Przepraszam, ciociu.
-Aurorko, przecież to nie twoja wina. To ja przepraszam nie powinnam była krzyczeć. Od kogo to wściekłe ptaszysko? Od Syriusza?
-Jakbyś zgadła- powiedział James.- Już nie źle je rozpoznajesz, mamo.
-Wiesz, synku jak ci tutaj lata dwa razy w tygodniu w porze gotowania obiadu to też byś sie nauczył rozpoznawać.- zaśmiała się.
-Co pisze?- spytałam, a James dał mi pergamin:


Aurorko, Jamesie,
Właśnie dostałem list z Hogwartu, no wiecie, spis książek i materiały. Domyślam się że wy też dostaliście. A pewnie, że tak. Pomyślałem, że może spotkamy się na Pokątnej tak jak w zeszłym roku. Co wy na to? Napisałem już do Peta i Remiego. Rora, jak coś to napisz do Lilly. Noi do mnie napiszcie co wy na to?
Pozdrawiam,
Syriusz.


-No i co ty na to?- spytał Jim.
-Głupio się pytasz- jasne, że się spotkamy.
-Kiedy?
-Wszystko jedno. Dawaj pergamin.

Drogi Syriuszu,
Zadajesz bardzo głupie pytania. Oczywiście, że ten pomysł bardzo nam się podoba. I jak najbardziej sie spotkamy na Pokątnej. Kiedy? Nam jest to obojętne, ale uważam, że nie ma sensu długo czekać. Może w przyszłym tygodniu? Zdaje się, że nie mamy żadnych planów. Do Lilly napiszę, ale najpierw ty napisz do reszty i z nimi się umów.
Czekam na odpowiedź,
Aurora.
Ps. Twoja sowa znowu wystraszyła ciotkę.
Ps2. James też cię pozdrawia i czeka na termin.


I doczekaliśmy sie odpowiedzi. Termin został ustalony na drugą połowę sierpnia na 17, ponieważ wcześniej Remus będzie w stanie niedyspozycji. Wiedzieliśmy z Jamesem, że chłopaki będa chcieli wiedzieć co mamy nowego z sprawie animagów. No właśnie, nic nie mieliśmy. Nie weszliśmy nawet na strych. Dlatego postanowiliśmy to zrobić dzisiaj. Dlatego właśnie zaraz po obiedzie weszliśmy na górę. Pudełek tam było bardzo dużo. Jednak w kącie znaleźliśmy jedno podpisane Miranda.
-To pewnie mamy.- powiedziałam, pocierając palcem napis.
-Otwieraj!- podniosłam wieko i zobaczyłam tam jakieś pamiątki, podejrzewam, że jeszcze z młodości, a może nawet z dzieciństwa. Ponieważ dom, w którym teraz mieszkamy, jest domem rodzinnym Potterów.
-Kurczę.- byłam zrezygnowana, w tym pudle nie było nic co mogłoby nam się przydać.
-Gdzie możemy coś znaleźć?
-Musimy się twojej mamy zapytać.
-I co jej powiesz?
-Że po prostu chciałam zobaczyć to, co po niej zostało.
-No to chodź.- zeszliśmy na dół. A ja zwyczajnie spytałam się cioci, gdzie mogą być jakieś rzeczy po mojej mamie. Powiedziała, że wszystko zostało w domu, tak jak było w dniu jej śmierci.
-Zabraliśmy jedynie twoje rzeczy, posprzątałam to co mogło się popsuć i zamknęłam zwyczajnie drzwi na klucz. Nic tam jest nietknięte przez te 5 lat.
-Gdzie są klucze?- spytałam.
-Chcesz tam iść?- spytała zdziwiona.
-Tak, ciociu.
-Jak chcesz.- ciocia podniosła się i wyciągnęła z komody klucze- Moim zdaniem, to nie jest dobry pomysł, ale... Proszę.
-Dziękuję.- wyszliśmy z Jamesem z domu i udaliśmy sie w kierunku mojego domu. Nie było to daleko zaledwie pół kilometra dalej. Ciocia zawsze mówiła, ze moja mama kochała tę okolicę i że nie mogłaby mieszkać nigdzie indziej. Ponadto często wyjeżdżała i mogła bez problemów podrzucić dzieci swoim rodzicom, kiedy jeszcze żyli. A potem ja i Klaudius, byliśmy lokowani właśnie u cioci i wujka. Po kilku chwilach znaleźliśmy się pod drzwiami piętrowego domu. Wzięłam głęboki oddech i wyciągnęłam z kieszeni bluzy klucze.
-Jesteś pewna, że chcesz tam wejść?- spytał James.
-Nie.
-To może nie wchodźmy?
-James, wchodzimy!
-Na pewno? Wiesz co robisz?
-Wiem,ale nie robię tego dla siebie. Robię to dla was i dla Remusa.
-To nie ma znaczenia dla kogo to robisz.- powiedział troskliwym głosem.
-Kiedyś i tak będę musiała to zrobić.
-Ale jesteś pewna, że chcesz to zrobić dzisiaj.
-Teraz już tak.- otworzyłam drzwi i zobaczyłam biały salon, z białą kanapą i fotelami, po środku stał stolik, na ścianie były obrazy, a pod oknem pianino. Mama często na nim grała. Dalej była kuchnia. Na lewo od kuchni w specjalnym skrzydle były gabinety rodziców. Otworzyłam drzwi gabinetu mamy. Jaki ładny, miała ściany pomalowane w błękitnych barwach, biurko z ciemnobrązowego drewna. Na kupce poukładane były książki. I w biblioteczce było mnóstwo książek. Na jednej półce stały same książki mamy, drugą zajmowały rękopisy i kilka książek ojca, na trzeciej jej ulubione powieści. Czwarta to encyklopedie, słowniki poradniki i temu podobne. Na piątej stały książki, dawno nieużywane, widać były bardzo stare.- Tu nic nie ma trzeba iść na strych.
-No to idziemy.- na strychu zastaliśmy porządek, mama była pedantką. Wszystkie pudła były schludnie ułożone i dokładnie opisane.- Czego mam szukać?
-Nie wiem, na pewno będzie podpisane.- chodziliśmy między pudłami aż w końcu znalazłam “Miranda -notatki z kursów”- James! Mam coś.
-Co?- James szybko do mnie podbiegł, ja pokazałam mu pudełko a on je ściągnął. W pospiechu je otworzyłam. I to było to były tam stare notatki mamy z kursów dla podróżników i co ważniejsze dla nas, kursów dla animagów.- Bierzemy je?
-Nie myślę, że nie. Albo tak, tylko może najpierw to przejrzymy.- otworzyłam zeszyt, oznaczony cyfrą 1.
Spotkanie 1 15 maja 1953r.
Wymagania wstępne:
1.Kurs trwa 1,5 roku, aby móc go ukończyć trzeba spełnić poniższe warunki (wymienione w punktach od 2).
2.Aby móc stać się animagiem, należy w stopniu wybitnym ukończyć kurs Hogwartu lub innej uczelni magicznej w dziedzinie transmutacji. Jest to warunkiem dostania się na kurs, ale nie jest warunkiem pozostania na nim, ponieważ, aby się na nim utrzymać należy wykonywać wiele ćwiczeń z transmutacji, stale doskonalić tę sztukę. Każde ćwiczenia, rozpoczynać się będą egzaminem teoretycznym oraz praktycznym z materiału ćwiczeń poprzednich.
3.Podręcznik do ćwiczeń z Transmutacji:
Penelopa Gronstrewed, Transmutacja dla zaawansowanych ćwiczenia praktyczne i teoria.
Wergiliusz Yorknew, Przemiany transmutacyjne ciała magicznego.
Samuel i Orgilia Paster, Zmiany kontrolowane poprzez świadomość,
Orgilia Paster Transmutacja bez różdżki.
4.Zaświadczenie ze szpitala św. Munga o braku przeciwwskazań do podjęcia zajęć z zakresu animagii.
5.Spotkania odbywać się będą dwa razy w miesiącu, ale są to jedynie ubogie podstawy tego co trzeba wyćwiczyć samemu, we własnym zakresie. Po każdym semestrze eliminowane będą osoby niezdolne do metamorfozy. Po ostatnim semestrze -3 egzamin wstępny, dopuszczający do właściwych egzaminów.
6.Regularne i solidne ćwiczenia.
7.Poświęcenie.
8. Nie pisze dalej takie tam bla bla, ale łatwo nie będzie

-Mamo, to ważne! Jak mogłaś nie pisać!
-Przynajmniej wiemy, jakie książki musimy skombinować i co najpierw opanować.
-Tak, transmutację, perfekcyjnie.
-Poszukaj może są notatki z transutacji.- zaczęłam przewracać papiery i rzeczywiście znalazłam cos:
spotkanie 2 30 maja 1953r.
Podstawowe uwagi
Aby zostać animagiem, to znaczy aby dojść mogło do metamorfozy niezbędne jest osiągnięcie niezwykle solidnych podstaw z dziedziny transmutacji. Mianowicie, transmutacja własnego ciała, jest bardzo trudnym zadaniem, ale także bardzo ryzkownym, przy nie wystarczającej wiedzy.
Pierwszą i najważniejszą rzeczą, jaką kazdy musi wbić sobie do głowy jest to że swoje ciało można transmutować jedynie w coś takiego co ma świadomość. Jedyna dopuszczlna forma metamorfozy, zbadana prze wielu czarodziejów- naukowców, to transmutacja czarodzieja w zwierzę. W innych wypadkach kończy się to bezpowrotną strata świadomości i rozumu, niekiedy śmiercią, zawsze jednak trwałym pobytem na oddziale zamkniętym chorób spowodowanych przez zaklęcia w szpitalu św. Munga.
Pierwszym ćwiczeniem będzie opnowanie koncentracji- osignięcie jak najwyższego jej stopnia. Jest to niezbędne do osiągnięcia zadowalających wyników...

-dobrze. Nie stoimy w miejscu.
-Super. Wracamy?
-Zaraz chciałabym tu pobyć trochę. To znaczy tutaj w tym domu.
-Ok.- zeszliśmy na dół, obeszłam wszystkie pokoje, przypomniałam sobie jakie miałam cudowne dzieciństwo.
-Ile ja tutaj szczęśliwych chwil spędziłam- powiedziałam siadając na łóżku w moim pokoju, moim dawnym pokoju.- a mogłoby być tak dalej.
-To jesteś teraz nieszczęśliwa?- spytał James.
-Nie, ale brak mi tej szczęśliwej rodziny, jaką kiedyś miałam. To znaczy kocham was, jesteście moją rodziną, jest mi u was bardzo dobrze, jesteście wspaniali, ale to nie to samo co prawdziwi rodzice. Najbardziej brak mi mamy. I Klaudiusa mi też brakuje...
-Wiem. Udany zawsze był. Ale wiesz co ci powiem?
-Co?
-Z was dwojga zawsze wolałem ciebie.
-My to się zawsze rozumieliśmy bez słów.
-no. Pamiętasz jak cię mama ubierała zawsze w lato w tę białą sukieneczkę, kiedy przychodziliście do nas na niedzielny obiad, jak babcia jeszcze żyła.
-Pamiętam. - uśmiechnęłam się i dodałam- i pamiętam też jak oblałeś mnie sokiem porzeczkowym, chyba, i była na niej taka wielka plama. Jak ja płakałam, uwielbiałam tę sukienkę.
-I wtedy ciocia cię wzięła na kolana...
-przytuliła i powiedziała, że czas na cos nowego. Zaczarowała ją i stała się różowa.
-I ją kochałaś jeszcze bardziej.
-Mama umiała załatwiać takie sprawy. Nienawidziłam jak wyjeżdżała, mimo że wtedy zawsze było najfajniej. Tata zabierał nas w najróżniejsze miejsca. Tyle zawsze było zabawy. Albo jak spaliśmy u was.
-Myślę, że nigdy tego nie zapomnimy...
-Nie rozumie, Jim.
-Czego?
-Jak on mógł to zrobić? Byliśmy taką szczęśliwą rodziną. Był kiedyś wspaniałym ojcem, mężem, jak on mógł?
-Nie wiem, ale takim powinnaś go pamiętać. Tylko te dobre chwile.
-Ale ja pamiętam też ten jego obłęd w oczach. Jim to było straszne. Jak on mógł ich zabić.- wstałam z łóżka- Mamy to czego szukaliśmy. Chodźmy już!
James podniósł się i wyszliśmy. Wróciliśmy do domu. Nie byłam zasmucona, chyba wizyta w domu mi nie zaszkodziła. Bałam się, że to wspomnienie znowu będzie mnie nawiedzać, ale na szczęście moje obawy były bezpodstawne. Minęło już kilka dni, a ja ani razu nie miałam tego koszmaru.

[ 18 komentarze ]


 
33.Ach ta ciocia... Ślub... A to ci masz niespodzianka :)
Dodała Aurora Silverstone Niedziela, 16 Marca, 2008, 16:28

Na razie zatrzymaliśmy się w miejscu. Kiedy Remus wrócił ustaliliśmy, że wrócimy do tematu po wakacjach, jak dobierzemy się do notatek mojej mamy. A jeśli nie, to mamy pozwolenie na wycieczkę do działu ksiąg zakazanych. Tym czasem, końcoworoczne egzaminy stawały sie coraz mniej odległe. Zajęliśmy sie nauką, czytaj: ja, Lilly ,Remus i Pet, ponieważ James i Syriusz mają na wszystko czas. Oni zaczęli uczyć się dopiero na tydzień przed egzaminami. Nie wiem czy oni mają tyle szczęścia, czy takie zdolne z nich bestie, bo egzaminy poszły im bardzo dobrze. Nadszedł w końcu koniec roku szkolnego, nie lubiliśmy tej chwili. Była przygnębiająca. Dlaczego? Trzeba było się rozstać, na 2 miesiące.

Przyjechaliśmy wreszcie do domu, po długiej i wyczerpującej podróży i jeszcze cięższym pożegnaniu na dworcu w Londynie. Wreszcie siedzieliśmy w wygodnych fotelach w salonie, w białym domku z czerwonym dachem na Magicznym Wzgórzu. Ciocia krzątała się w kuchni czując usilną potrzebę nakarmienia, jej zdaniem, umierających z głodu dzieci, które właśnie wróciły ze szkoły. Tych samych, które kilka godzin wcześniej skończyły drugi rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Kiedy kufry były już w naszych pokojach,a my zdaliśmy już relację z przebiegu egzaminów i całego drugiego semestru mogliśmy wreszcie się wykąpać i zająć się sami sobą. Ciocia jak zwykle nie mogła się nacieszyć faktem, że już jesteśmy w domu i będzie nas miała na jakiś czas w domu. Była tak pochłonięta samą naszą obecnością, przygotowaniem nam smakołyków, że dopiero po kilku dniach, kiedy siedzieliśmy wieczorem w salonie ciocia niespodziewanie oznajmiła mi, że następnego dnia idziemy na zakupy.
-Na zakupy?- spytałam
-Tak, na zakupy.
-Przecież nie dostaliśmy jeszcze listu z wyprawką na przyszły rok.
-No nie, musimy ci kupić jakąś suknię, a Jamesowi jakiś wyjściowy strój.
-A po co?
-No, przecież musicie jakoś wyglądać. A wiele czasu nie zostało.
-Jak wyglądać? Mamo, o co ci chodzi?- wtrącił się Jim.
-No jak to gdzie?- zdziwiła się- To ja wam nic nie mówiłam?
-Nie.
-O czym?
-Bo wnuczka mojego brata, Polluxa wychodzi za mąż i zaprosiła nas na tę uroczystość. Więc sami przyznajcie, że musicie jakoś wyglądać.
-Super! idziemy na wesele!- wykrzyknął James a ja szeroko się uśmiechnęłam.

Następnego dnia wyruszyliśmy na zakupy na ulicę Pokątną, rzecz jasna. Najpierw obeszłyśmy z ciocią wszystkie sklepy z odzieżą, a potem poszłyśmy kupić coś Jamesowi. Zakup nie okazał się trudny. Pierwszy sklep, zakup dokonany. James szczęśliwy, że ma to za sobą, gorzej było potem, jak musiał siedzieć i czekać aż z ciocią wybierzemy coś dla mnie. A to juz nie był taki szybki wybór. Po godzinie Jim był bardzo znudzony, po dwóch już wysiadał, a po trzeciej godzinie i 15 sukience, w entym sklepie usnął. Na szczęście sukienka została już wybrana. Nic dziwnego, że tak długo sie zeszło, było nam ciężko cokolwiek wybrać. Ciocia stwierdziła, że musze wyglądać ślicznie, chociaż i tak jestem śliczna, zawsze tak mówi. Suknie były piękne i w ja we wszystkich pięknie wyglądałam. Ciocia uwielbiała kupować mi ubrania i przez to tyle czasu siedziałyśmy w sklepie. Ja wzięłabym pierwsza lepszą sukienkę, no może nie pierwsza, ale nie mierzyłabym aż tylu. Ale ten cały galimatias bardzo cieszył ciocię. Do głowy przyszła mi tylko jedna myśl: skoro tyle wybierania sukienki na głupie wesele jakiejś wnuczki brata, to co będzie przed balem w szkole? Postawiłyśmy z ciocią jednak na klasykę. W każdym razie po udanych zakupach wróciliśmy do domu. James był szczęśliwy z końca zakupów, zabrał swoje pudełko czekoladowych żab i zamknął się w swoim pokoju. Wydaje mi się, że był tak wyończony, że poszedł spać. Siedząc wieczorem z ciocią i wujkiem w salonie dowiedziałam się, że na ten ślub idziemy w następnym tygodniu. Ale szok.
Nadszedł w końcu dzień ślubu. Wyszykowaliśmy się wszyscy. I wybraliśmy się do ministerstwa, do departamentu ślubów. Zasiedliśmy w miejscach dla nas wyznaczonych. Już niedługo potem okazało się, że jesteśmy na ślubie Andromedy i Teda. Ale szok, nie wiedziałam, że ciocia jest spokrewniona z Blackami. Szybko zrozumieliśmy z Jamesem co jest grane i zaczęliśmy wypatrywać Syriusza. Nigdzie jednak go nie zauważyliśmy. Dopiero po ceremonii ślubnej ciocia wzięła nas, by przedstawić swojemu bratu.
-To jest mój brat, Pollux.
-Polluxie, a to jest mój syn, James i siostrzenica Charlusa, nasza kochana Aurora.
-Oczywiście,bardzo mi miło. Doreo, ja też bym chciał ci kogoś przedstawić.
-A kogo?- uśmiechnęła się.
-Mojego wnuka. Syriuszu!- zawołał wnuka, w którym my rozpoznaliśmy naszego przyjaciela.
-Syriuszu, to jest moja siostra, Dorea Potter.
-Potter, czy pani...-powiedział Syriusz, ale nie musiał kończyć ponieważ jego wzrok spotkał się z sylwetką Jamesa.
-Cześć!
-Cześć-! odpowiedział. I odeszliśmy w swoją stronę.
-Ach, te dzieciaki, wygląda na to, że się znają.- powiedział Pollux.
-Powiem więcej, oni się bardzo dobrze znają. Teraz przynajmniej wiem, kim jest ten słynny Syriusz.
-Słynny? Nie wiedziałem, że mój wnuk jest taki słynny.
-Wiesz, Aurora i James przyjaźnią się z Syriuszem i czasem zdarzy mi się usłyszeć coś o nim...
* * *
-Dlaczego mi nie powiedzieliście, że tu będziecie?- spytał z wyrzutem Syriusz.
-Bo myśmy sami nie wiedzieli. Tydzień po zakończeniu roku dowiedzieliśmy się, że idziemy na ślub jakiejś wnuczki brata. A dopiero dzisiaj,co lepsze, tutaj dowiedzieliśmy się, że to ślub Andromedy.
-A gdzie masz młodego?- spytał Jim.
-No właśnie o mały włos byśmy się tutaj nie spotkali.
-Dlaczego?- spytałam.
-Bo wiesz jaka jest moja matka. Ted jest pochodzenia mugolskiego....
-i co z tego?- spytałam.
-Ona ma swoje poglądy na temat tej swojej czystej krwi. I powiedziała, że jej noga nie powstanie na ślubie Andromedy z mugolem.
-Ale Ted nie jest mugolem.
-Dla niej jest. I jest hańbą na honorze rodziny. W nosie ma, że ona jest na prawdę szczęśliwa. Ale ja się uparłem i powiedziałem jej, że nie może mi zabronić pójść na ślub kuzynki. To puściła mnie pod opieką dziadka i babci.
-Ale jesteś!- uśmiechnął się James. W tle rozległy się oklaski młoda para wyszła na środek by rozpocząć pierwszym tańcem.
-Jak ona ślicznie wygląda.- powiedziałam.
-Ty też ślicznie wyglądasz- wyszeptał mi do ucha Syriusz, oboje zaczęliśmy się śmiać.
-Z czego się śmiejecie?-spytał James.
-Z ciebie- puściłam mu oko.
-Dobre.
-Też bym chciała mieć taki ślub.
-Będziesz miała- powiedział James.
-Nie wiem, czy znajdę odpowiedniego kandydata. To znaczy czy w ogóle jakiegoś znajdę.
-Daj spokój. Znajdziesz.
-A jak nie to ja się z tobą ożenię. Będziesz miała fantastyczny ślub i jeszcze lepszego męża.
-Syriusz, jak ty coś powiesz.-pokręciłam głową, nie wiedząc czy się śmiać czy płakać.
-A co nie podoba ci się pomysł?-spytał.
-Tego nie powiedziałam. Ale pożyjemy zobaczmy, tak?
-Dobra, ale jak coś, to wiesz. -uśmiechnął się.
-Wiem.- zaśmiałam się.
-A ja z kim się ożenię?- wtrącił się James.
-Może z Evans, co?- zadrwił Syriusz.
-Chyba po jej trupie. Przecież ona by w życiu się nie zgodziła. Przecież ona mnie nienawidzi.
-Nie dramatyzuj.- powiedziałam- Po prostu nie możecie znaleźć wspólnego języka, to wszystko.
-Idziemy potańczyć?-spytał James.
-A jak ty to sobie wyobrażasz? Aurora jest jedna a my dwaj.- spytał Syriusz.
-Aurora jest jedna, ale może potańczyć z wami obydwoma na zmianę.- zaśmiałam się. I tak tańczyłam trochę z Syriuszem, trochę z Jamesem, z wujem też zdarzyło mi się zatańczyć.
Na weselu nie było wielu gości, licznie przybyła rodzina Blacków, chociaż było bardzo wielu nieobecnych, jak na przykład rodzice i brat Syriusza, Najstarsza siostra Andromedy. Od strony Teda nie było wiele gości, zaproszona była tylko najbliższa rodzina- rodzice, siostra. Przyszło też trochę wspólnych znajomych. Najlepszy przyjaciel Teda, Gideon Prewett, z resztą spokrewniony podobno z panną młodą, był jego drużba, natomiast druhną była młodsza siostra Andromedy, Narcyza, która przyszła na ślub z Lucjuszem Malfoyem. Czyżby coś z tego wyszło, bo na swoim balu na zakończenie szkoły też z nim była? Wesele było w gruncie rzeczy udane. Wróciliśmy do domu w środku nocy. Wykończeni. Dobrze,że są wakacje ;)

[ 7 komentarze ]


 
32. Czeka nas wiele pracy, bo ja nie chcę go zawieść!
Dodała Aurora Silverstone Środa, 12 Marca, 2008, 21:00

Takim to sposobem szukaliśmy materiałów o animagach, szukaliśmy książek. Minęły dwa miesiące, a my nadal nic nie mieliśmy. Minęły trzy, a my nadal staliśmy w martwym punkcie. Nawet nie wiedzieliśmy gdzie i czego szukać. Tymczasem zima minęła, wiosna była już w pełni, nauki nadal było dużo, nadal spędzałam wieczory wesoło albo z Lilly, albo chłopakami na rozmyślaniu nad staniem się animagami.
-Znalazłaś coś?- spytał mnie James, kiedy wchodziłam do ich pokoju w pewien piątkowy wieczór.
-Nie. Nie wiem nawet gdzie mam szukać. Takie rzeczy nie są na poziomie Hogwartu, to o wiele bardzie zaawansowana magia.
-Ale ja coś mam- powiedział Remus.
-Na prawde? Pokaż!- krzyknęłam ochoczo.
-nie chciałbym was załamywać -powiedział wyciągając z podręcznika jakąs kartkę papieru i podał mi ja. Szybko rozwinęłam i zaczęłam ją czytać.

Animag- czarodziej, który bez pomocy różdżki, lecz własnej woli zmienia się w zwierzę. Transformacja ta jest niezwykle trudna i niebezpieczna, nawet najlepsi czarodzieje nie mogą sobie z nią poradzić. Chęć zostania animagiem należy zgłosić w Ministerstwie Magii (dokonać rejestracji). Od średniowieczna do tej pory zarejestrowanych jest 7 animagów.

-Pocieszające, ale my to wszystko wiemy.- powiedział Syriusz.
-Nie wszystko- powiedziałam.
-Jak to?
-Znamy jednego animaga.- powiedziałam.
-Kogo?
-Profesor McGonagall- powiedział Remus.
-No i co z tego? Nie sądzisz chyba, ze nam powie jak mamy się zmienić.
-Nie drzyj sie James!- powiedziałam- chodzi o to, że wiemy kogo możemy sie podpytać w razie czego.
-Wierzysz w to, ze nam cokolwiek powie?- Spytał Syriusz.
-Zależy jak o to zapytasz.
-Ciekawe.
-Zostawcie to mnie, ok?- powiedziałam.
Jak powiedziałam, tak zrobiłam, musiałam najpierw wymyślić jak ją podpytać, żeby nie wyczuła podstępu. Kiedy w końcu wymyśliłam poszłam do niej do gabinetu.
-Dzień dobry, pani profesor.
-Dzień dobry, Auroro, wejdź proszę. Co cię do mnie sprowadza?
-Chciałam się czegoś dowiedzieć, a myślę,że pani mogłaby mi pomóc.
-Słucham więc- zaciekawiła się.
-Ostatnio czytając książke mojej mamy natknęłam się na pojęcie animaga. Bardzo mnie to zainteresowało. Ale nie mogłam znaleźć nic na ich temat w bibliotece. Pomyślałam, że pani mogłaby. ..
-Oczywiście, że bym mogła. To bardzo dobrze, że chcesz rozwijać swoją wiedzę. Jak mogłabym ci nie pomóc? - uśmiechnęła się.- Więc tak zacznijmy od tego, że bardzo trudno stać się animagiem. Wymaga to bardzo wiele pracy, zaangażowania i cierpliwości. Żeby stać się animagiem nie raz potrzebne są lata ćwiczeń. Ale jest to możliwe. Aby móc starać się o bycie animagiem, czarodziej musi spełnić kilka warunków. Przede wszystkim najpierw trzeba skończyć szkołę- Hogwart, mieć zaliczona Transmutację na poziomie NUT- ek na wybitnie, potem trzeba się zarejestrować w ministerstwie, odbyć kurs i dopiero można zacząć tak na prawdę. Taka przemiana może byc na prawdę bardzo niebezpieczna, można uszkodzić strukturę swojego ciała. Nie każdy jest w stanie zamienić się w pełni w zwierzę. Niektórzy z kolei zmieniają się i tracą ludzkość podczas swojej przemiany. Widzisz Auroro, tutaj nie chodzi tylko o zmianę w zwierzę, ale trzeba także zamienić sie z powrotem w człowieka. Cały ten cykl nie jest prosty. Trzeba się tego nauczyć. Ministerstwo prowadzi obserwacje nad ludźmi pragnącymi zostać animagami. Trzeba na koniec zdać bardzo trudne egzaminy. Wielu czarodziejom, którzy zdołali stać się animagami nie dostali licencji. W sumie z tym wszystkim jest bardzo dużo zamieszania, powiedziałabym nie wartego. Chcesz pewnie zapytać dlaczego tak uważam?- powiedziała widząc, ze otwieram usta- Jestem animagiem, to zapewne już wiesz. Do tej pory mam na głowie ministerstwo. Sprawdzają co jakiś czas czy nadal jestem w pełni możliwości, by nadal być animagiem i tych co nie zaliczyli egzaminu też ciągle kontrolują czy nie są niezarejestrowanymi animagami. W sumie to muszę ci powiedzieć, że sama transformacja w zwierzę nie jest aż taka trudna, nie co gorzej jest z powrotem do ludzkiej postaci. Dużo gorzej jest podczas tych całych testów ministerstwa. Twoją mamę bardzo to interesowało, to znaczy zostanie animagiem. Próbowała, z tego co wiem nawet nie źle jej szło. Ale musiała przerwać bo zaszła w ciążę z twoim bratem, a takie praktyki są szkodliwe dla dziecka, potem był mały i musiała jemu poświęcić czas, później tobie. Jak mi kiedyś powiedziała, nie żałowała, że nie dopuszczono ją do egzaminów, sama w końcu zrezygnowała. Śmiała się,kiedy postawiła na swoim wypisała go z tamtej szkoły i przyszła zapisać Klaudiusa do tutaj, pamiętam to jak dziś, że przynajmniej ministerstwa nie ma na głowie. Chociaż i tak obserwowali ją czy nie robi tego nielegalnie. Pomyśl sobie jaki to byłby temat dla prasy. Pewnie chciałaś coś poczytać o animagach?
-Tak.
-No dobrze. Zaraz coś wymyślimy.- spojrzała w okno.- nie wiem czy coś jest w naszej bibliotece ogólnodostępne, ale myślę, ze mogę ci wypisać pozwolenie na wizytę w dziale ksiąg zakazanych. Tam się cos na pewno znajdzie.- powiedziała, wyciągnęła pergamin z szuflady i po chwili dała mi upoważnienie.-miłej lektury.
-Dziękuję. Do widzenia.
-Do widzenia.

Poszłam do chłopaków, był tylko Peter, właśnie wrócił ze szlabanu. Remus był, to znaczy był w bezpiecznym miejscu. A Syriusz z Jamesem, właśnie poszli na szlaban. Powiedziałam mu, ze przyjdę później. Wróciłam do siebie do pokoju. Lilly siedziała w nim sama, czytała jakąś książkę.
-Cześć!- powiedziałam.
-Cześć!- odpowiedziała- Gdzie byłaś?
-U chłopaków, ale był tylko Peter. TO przyszłam.
-Ostatnio często do nich chodzisz.
-Jak często, raz w tygodniu to często?
-Raz to ty byłaś zaledwie w tym tygodniu,a jest raptem wtorek.
-Lilly, daj spokój.
-A czy ja się czepiam? Siedzę tu sama, nudzi mi się, a ty łazisz do nich.
-Ile razy chciałam, zebys poszła ze mną?
-Wiesz, że sie nie odzywam z Potterem.
-A to już jest wasza sprawa.
-Daj spokój, ja się z nim nie umiem dogadać.
-Ja tam nie mam takiego problemu.
-Nie wiem.
-Wiesz co? dzisiejszy wieczór spędzimy razem. Co ty na to?
-Jutrzejszy.
-Dlaczego?
-Bo umówiona jestem?
-Z kim? Randka?- zaciekawiłam się.
-No co ty? tylko z Severusem. Ten projekt na eliksiry. Sama rozumiesz.
-Rozumiem.

* * *


Wieczorem Lilly poszła na umówione spotkanie z nietoperzem. Ja siedziałam sobie samotna w pokoju. Nasze współlokatorki zawsze znikały, nie wiem gdzie przesiadywały, ale zawsze znikały. Wkurzyłam się w końcu i poszłam do pokoju chłopaków. Zapukałam i jak zawsze weszłam. Zobaczyłam Petera, zgadnijcie co robił.
-Hey!- powiedziałam i usiadłam na łóżku Remiego.
-Hey! Nie ma Jamesa i Syriusza.
-Wiem.- spojrzał się na mnie zdziwiony.- A co nie mogę tutaj być, kiedy ich nie ma?
-Możesz, ale zdziwiłem się.
-Też jesteś moim kolega. I nie widzę powodu dla którego miałabym wyjść...
-Dlatego, że ja tu jestem.
-Co? Mam sobie iść?
-Nie. Przepraszam.- spóścił głowę
-Już ok. Co robisz?
-Jem. - spojrzał na mnie z wielkim strachem w oczach. Przesunął pudełko w moją stronę - Chcesz jedno?
-Nie, dziękuję- nie wiem dlaczego, ale ten chłopak jest bardzo dziwny, znam go ponad rok, ale nadal wydaje mi się, że go nie znam. Czasem mam wrażenie, że on nie ma własnej osobowości. Robi wszystko by nie narazić się innym.
-Cześć, śliczna!- drzwi sie otworzyły i stanął w nich Syriusz.
-Cześć, przystojniaku! Jak tam po szlabanie?
-W porządku. Jim jeszcze nie wrócił?
-A co znowu macie osobne szlabany?
-Wiesz to był szlaban u McGonagall, a ona w tym roku zawsze daje nam oddzielne szlabany.
-Co robiłeś?
-A miałem..., nic takiego. Pet, daj mi ciastko głodny jestem.- Peter w reakcji zrobił minę pod tytułem „nie rań mnie”- no, daj chytrusie!
-No, dobra- wyciągnął pudełko w jego kierunku. W tym samym momencie drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł James. Podszedł i włożył rękę prosto w pudełko z ciastkami Petera.
-Cześć, Rora!- powiedział, kiedy już połknął ciastka.
-Cześć, Jim. Przyszłam, bo mam pewne informacje.
-Jakie?
-Na temat naszych aktualnych zainteresowań.
-Dawaj!
-Toteż właśnie...
-Konkrety Rora, konkrety- powiedział poganiając mnie James.
-Toteż właśnie zmierzam ku konkretom- uśmiechnęłam się- rozmawiałam z McGonagall...
-I jaka bajeczkę wymyśliłaś żeby ci coś powiedziała?- spytał Syriusz.
-Nie przerywaj.
-No, to sprzedałam jej skuteczną bajeczkę. Powiedziałam, ze czytając jedna z książek mamy natknęłam sie na ten termin i że mnie to zainteresowało no i niestety nie mogę znaleźć nic na ten temat.
-I...
-I pani profesor rzecz jasna kupiła to. Zaczęła opowiadać mi jak to trudno stać sie animagiem.
-Ale co ci powiedziała konkretnie?
-Już ci mówię- i tutaj opowiedziałam im co mi powiedziała- Ale najważniejsze jest to, ze mam to!- pokazałam i pozwolenie na wyszukanie informacji w dziale ksiąg zakazanych.
-Super.
-Ale mam jeszcze jedno skoro moja mama chciała być animagiem, na pewno zostały jakieś jej materiały. Coś powinno być na strychu. Jak myślisz?
-Możliwe. Trzeba to sprawdzić.
-No, tak James, ale do domu pojedziemy dopiero za niecałe 2 miesiące.
-Kurde, a jakbyś napisała do domu?
-Syriuszu, jak ja im to wytłumaczę co?
-Nie pomyślałem.
-Ciekawe co u Remiego?- powiedziałam spoglądając w okno, patrząc na małą chatkę nieopodal Hogsmeade.
-Pewnie smutno mu samemu- powiedział Syriusz.
-Zobaczysz, od przyszłego roku będziemy mogli go wspierać.- James, pogłaskał mnie po ramieniu.
-Boje się.
-Czego, Roruś?
-Że nam się nie uda, że zawiedziemy go. Jim, to nie jest łatwe, powiedziałam ci co powiedziała McGonagall.
-Aurora, daj spokój! Mamy motywację, poradzimy sobie.
-Mówisz?- spojrzałam na Jamesa, był tak pewny tego co mówi.
-A wiecie, że Andromeda wychodzi za mąż?- zmienił nagle temat Syriusz.
-Na prawdę? - ucieszyłam się- to wspaniale. Skąd wiesz?
-A dostałem dziś ramo sowę, od niej.
-Fantastycznie. Fajna dziewczyna zasługuje na to.
-A za kogo?- spytał Jim.
-Głupio sie pytasz.-powiedziałam- Dziewczyna jest z jednym facetem kilka lat to za kogo ma wyjść?
-Różnie to bywa...
-Za Teda wychodzi, a za kogo miałaby wyjść, przecież dla niej inni faceci nie istnieli.
-Oni tak fajnie razem wyglądają...- posiedziałam jeszcze jakiś czas jeszcze u chłopaków- wiecie co? ja wracam już do siebie. Jest już późno i Lilką się jeszcze muszę zająć.
-A to coś z nią nie tak?- spytał James, zmartwionym głosem.
-Nie, tylko ostatnio często u was siedzę i spędzamy ze sobą coraz mniej czasu.
-Acha.
-To cześć, chłopaki.
-Do jutra, Aury.
Poszłam do pokoju i spędziłam trochę czasu na tak zwanej gadce szmatce z moją przyjaciółką. Pogadałyśmy sobie, pośmiałyśmy sie i wreszcie usnęłyśmy, jak żeśmy stały. Było to potrzebne naszej przyjaźni, dawno nie spędziłyśmy takiego miłego wieczoru we dwie.

[ 10 komentarze ]


 
31. Musimy spróbować, Roruś!
Dodała Aurora Silverstone Sobota, 08 Marca, 2008, 20:33

Kochane moje baby, czytelniczki, z okazji naszego- kobiet- święta życzę wam dużo miłości szczęscia i słodyczy.
Z czasem oswoiłam się z naszą tajemnicą, to znaczy moją i Remusa. Prawdę powiedziawszy, to czego się dowiedziałam nie zmieniło naszych relacji. Wbrew jego obawom. Remus nadal znikał i w chłopakach nadal budziły poruszenie jego głupie wymówki. Czasem, gdy robili się zbyt dociekliwi, ścinałam ich, ratując Lupinowi skórę. Czas mijał nieubłaganie, nawet nie obejrzeliśmy się jak za nami była gwiazdka, musieliśmy się rozstać, jak zwykle z Lilly robiłyśmy kałużę. Jak zwykle biegaliśmy z Jamesem po Pokątnej w poszukiwaniu prezentów, potem biedna Dora musiała je dźwigać. I jak co roku wujek utknął w Dziurawym Kotle. Święta w domu Potterów jak zawsze były wesołe i kolorowe i ciocia jak zwykle miała wielki problem z oddaniem nas z powrotem do szkoły. Ale wrócić trzeba było. Było po co i było do kogo. W tym momencie siedzę sobie na łóżku, jest wieczór, musze zainwestować w nowe pióro, ale po co, dostałam genialne pióro od Lilly po choinkę :P O czym to ja miałam mówić? A, już wiem. Jest teraz środek wiosny. Drugi sezon Quiddticha trwa. James dostaje drgawek jak widzi grę ścigającego naszej drużyny, uważa, że większego kretyna jak Collin Hardfire nigdy nie było. Dlatego poradziliśmy mu z Syriszem, żeby zapisał się do drużyny w przyszłym roku. Przynajmniej spróbował. W końcu quiddtich to jego pasja. Chłopaki, czytaj Syriusz z Jamesem, ostatnio dużo czasu spędzają w bibliotece. Co im się stało? Muszę się bliżej zainteresować tą sprawą. Ale to jutro. Teraz pewnie wybierają się na wycieczkę po zamku. I Remus jutro wraca tym razem z „pogrzebu kuzynki”, którą pogryzły wampiry w Rumunii. Ja nie wiem skąd on ma taką fantazje. Ostatnio przerabiamy na Obronie przed Czarną wilkołaki. Remus miał szczęście, bo te lekcje właśnie przegapił, wydaje mi się, że czułby sie trochę niekomfortowo będąc na nich. Lilly z Jamesem znowu się kłócą. Na brodę Merlina, oni nie potrafią się dogadać, nie wiem dlaczego. Teraz kładę się spać, jest już późno, dobranoc.
* * *



Siedziałam w pokoju u chłopaków,kiedy otworzyły się drzwi a w nich stanął Remus Lupin.
-Cześć Remy!- powiedziałam.
-Cześć Roruś, cześć chłopaki! Jak leci?
-Może ty nam powiesz jak było na pogrzebie, oszuście.- powiedział Syriusz.
-Normalnie, pogrzeb jak pogrzeb. Dlaczego oszuście?- spytał zaskoczony, ja też byłam zaskoczona o co mu chodzi. Siedziałam tutaj tyle czasu i słowem nie wspomniał.
-Syriusz, o co ci chodzi?- spytałam.
-O to.- James rzucił mu na stolik jakieś tabele. Remus wziął to w ręce i zaczął przeglądać- Dlaczego nam nie powiedziałeś?
-Skąd o tym wiecie?- spytał Remus, podnosząc głowę.
-A czy to ważne? Ważne, że wiemy i nie od ciebie.
-Co się tu dzieje? Powiecie mi!?!- wkurzyłam się.
-Oni wiedzą Auroro.- odpowiedział Remus.
-O czym?- spytałam.
-O mojej tajemnicy.
-To ty wiedziałaś?- wzburzył się James- I nic nam nie powiedziałaś!?!
-Wiedziałam, ale obiecałam Remiemu, że nikomu nie powiem, nawet wam.
-Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi- powiedział Syriusz- Jak mogłeś nam nie powiedzieć?
-Bo myślałem, że stracę przyjaciół.
-Zwariowałeś!- krzyknął James.
-Nie. Spróbuje poszukać sobie innego pokoju. Porozmawiam z profesor McGonagall.
-Ty chyba na prawdę zwariowałeś!- teraz Syriusz się darł. Peter natomiast spokojnie siedział sobie na łóżku i zajadał ciastka. On nigdy się zanadto nie udzielał.- Myślisz, że my gdzieś cię puścimy? Jesteś naszym kumplem na dobre i na złe. Nie wiedziałeś o tym?
-Bałem się, że nie zrozumiecie.
-No coś ty!! Aurora widziała i co odwróciła się od ciebie?
-No nie.
-A swoją droga to mam żal do ciebie, ze powiedziałeś Rorze a nam nie.
-Sama się domyśliłam i wyciągnęłam resztę z Remusa.- powiedziałam.
-Jak mogłeś nam nie powiedzieć?- marudził Syriusz- Jak mogłeś pomyśleć, że to będzie koniec naszej przyjaźni?
-Przepraszam, byłem głupi.
-Nadal jesteś- zaśmiał się James.- a teraz opowiadaj to co powinniśmy wiedzieć a nie wiemy.
-A co chcecie wiedzieć?- spytał.
-Na przykład co się z tobą dzieje, jak cie nie ma z nami?- zapytał Syriusz.
Takim to sposobem dowiedziałam się co chłopcy robili w bibliotece. Teraz wiem także co dzieje się z Remusem, kiedy niebo ozdabia pełnia. Spedza on cały ten czas w chacie, do której wejście prowadzi przez wierzbę. Chłopcy stwierdzili, że bardzo chcieliby mu towarzyszyć podtrzymać na duchu w tych ciężkich chwilach, ale nie mogą, bo mógłby ich skrzywdzić. Ponieważ wilkołaki są groźne dla ludzi. Remus bardzo się cieszył, że nie zmieniało się nic w jego relacjach z przyjaciółmi, wręcz przeciwnie, czuł się lepiej o nie musiał już ich oszukiwać. Za to musiał odpowiadać na miliony różnych dziwnych pytań. Jak to jest być wilkołakiem? Co czuje gdy się w niego zmienia? I wiele innych. Czasem słuchając ich mam wrażenie, że oni traktują to jako zabawę. A przecież historia Remusa nie jest zabawna.
-Wiesz Roruś, żałuję, że dowiedzieli się dopiero teraz, że sam im tego nie powiedziałem tylko tak się dowiedzieli.- powiedział mi pewnego razu Remus, kiedy zostaliśmy sami, bez naszej reszty, na Wielkiej Sali po kolacji.
-Widzisz, jest dobrze, a tak się bałeś.
-Wiesz, teraz czuję, że jesteśmy bardziej przyjaciółmi niż kiedyś.
-To chyba dobrze- uśmiechnęłam się.
-No tak. A wiesz, co mi wczoraj powiedzieli?
-Nie, ale zaraz mi powiesz.- zaśmiałam się.
-A powiem, powiem- uśmiechnął się- że wiedzą jak cięzko przechodzę tę zmianę i chcieli by mi towarzyszyć.
-Remy, przecież to niebezpieczne! Chyba się nie zgodziłeś?
-Wiem, że to jest bardzo niebezpieczne i powiedziałem, że nie ma mowy. Ale wiesz jacy oni są powiedzieli,że coś wymyślą, żeby dało się zrobić bez uszczerbku dla wszystkich. Mieli z toba o tym pogadać.
-Nie gadali.
-No, to pewnie pogadają. A tak w ogóle to wiesz, ze dzisiaj wieczorem jesteś u nas w pokoju?
-Jak u was w pokoju?
-A to ty nic nie wiesz?
-A co mam wiedzieć?
-No, że my mamy dzisiaj małą imprezę w pokoju.
-Nie wiem nic. A z jakiej okazji?
-No to już wiesz, miał cię James zaprosić, ale znając jego to pewnie pomyślał, że to tak oczywiste, że będziesz, że zapomniał ci powiedzieć.
-Cały nasz Jim. A z jakiej to okazji, ta impreza?
-A z takiej, że Peter tak się ucieszył z tego wybitnie z eliksirów, że powiedział, że stawia wszystkim cały wieczór ciastka.
-Tego wybitnie, co je dostał za ten eliksir mutacyjny, co mu wyszedł przez przypadek?
-Dokładnie. Wiesz on nigdy nie dostał z eliksirów nic powyżej akceptowane.
-Wiem. Ale się porobiło.- roześmiałam się
-Przyjdziesz?
-Jasne, że tak.
Wieczorem udałam się do chłopaków, na ich imprezkę. Chciałam wziąć ze sobą Lilly, ale jak usłyszała gdzie idę usłyszałam tylko „nie ma mowy”. Znowu są z Jamesem na ścieżce wojennej, nie wiem o co im tym razem poszło, juz nawet nie dociekam. Kiedy otworzyłam drzwi zobaczyłam pobojowisko. Wszędzie było mnóstwo ciastek. Ale Święto.
-Cześć Siostra!- usłyszałam kiedy weszłam tylko do pokoju.
-Cześć brat, nie zapomniałeś mnie zaprosić?
-Wiedziałem, że i tak przyjdziesz.
-Tak, o dobrze, ze Remy mi nic nie powiedział.
-Zginęlibyśmy bez tego naszego Remiego- zaśmiał się Syriusz- z tą sklerozą Jamesa. A właśnie pogadajmy z Rorą od razu, bo potem zapomnisz o czym mieliśmy gadać.
-Nie zapomnę o czym, mogę zapomnieć, ze mieliśmy z nią pogadać. Ale, no dobra, siadaj.
-Już siedzę, załóż okulary- zaśmiałam sie.
-No już- zaśmiał sie i usiadł koło mnie- no więc, wiesz, że Remus ciężko przechodzi swoje metamorfozy?
-Wiem.
-No, więc doszliśmy do wniosku, że byłoby mu łatwiej gdyby miał koło siebie przyjaciół, czyli naszą czwórkę.
-Zgadzam się z tobą, że byłoby mu łatwiej, ale kiedy on się zmienia przestaje panować nad sobą i mógłby zrobić nam krzywdę. Wiesz przecież, że wilkołaki sa niebezpieczne dla ludzi.
-Wiem. A co moglibyśmy zrobić, ze by nam nie zagrażał?
-Nie zbliżać się do niego.- powiedziałam z żalem.
-Ale to nie wchodzi w grę.- powiedział Syriusz.
-Wilkołaki nie zagrażają innym wilkołakom- powiedziałam i po namyśle dodałam- i innym zwierzętom.
-Żeby Remi nie był dla nas zagrożeniem musielibyśmy być zwierzętami.- powiedział z entuzjazmem Syriusz.
-Ale to jest niemożliwe.- zasmucił sie James.
-James, to jest możliwe, ale prawie nie wykonalne.- powiedziałam po namyśle.
-Na jedno wychodzi- podsumował.
-Jak to?- spytali wszyscy czterej, otrząśnięci jakby z szoku.
-Czarodziej może się stać zwierzęciem, ale jest to bardzo trudne i bardzo skomplikowane, Jesteśmy na to za młodzi, mamy zbyt małą wiedzę i na to trzeba mieć papiery.
-O czym ty mówisz?- spytał w końcu James.
-O animagach- powiedział Remus- Ale to niemożliwe. Wielu dorosłych wykształcony czarodziei próbowało i nie dało rady. Więc wątpię żebyście dostali papiery i dali radę się zmienić.
-Spróbujemy!- powiedział ochoczo James.
-Czarno to widzę- skwitowałam po godzinie przekonywania mnie przez Jamesa i Syriusza- Ale niech będzie spróbujmy.

a teraz rozwiązanie zagadki:
Zdjęcie pierwsze:
od lewej Lilka, Dothy, Amelka i Ja.
1.Lilka.
2.Aurora- ładna dzidia była.
3.Klaudius- taki Syriuszkowaty wg. was, ale fajny bobas.
4.Peter.- dziwne, że nie ma w rękach ciastek.
5.Jim- jak widać od małego kochliwy
6.Remy- tutaj najwięcej trafień
7.Syrek- jako diecko też był słodki.
duety
1 i3 Aurora i Jim
2. Jim i Klaudius
Najwięcej zgadły Katie P. i Karola :) GRATULUJĘ dziewczyny!!! Niedługo wymyślę jakąś nową zagadkę.
Następna notka w środę, buziaki*

[ 10 komentarze ]


 
Dzieci
Dodała Aurora Silverstone Czwartek, 06 Marca, 2008, 15:07

Wyszperałam kilka zdjęć z przed lat. zgadnijcie kto jest na jakim zdjęciu. Od naszych przyjaciól też udalo mi się kilka wydębić :)
[image]
Na tym zdjęciu wyglądamy troche dziecinnie, ale to pierwszy rok w Hogwarcie, to zdjęcie zrobiła prof. McGonagal


Osoba nr 1
[image]
Osoba nr 2
[image] [image]
[image]
[image]
Osoba nr3
[image]
osoba nr 4

[image]
osoba 5
[image] [image]
osoba nr6
[image] [image]
osoba nr7
[image]

duety
[image] [image] [image]

Zobaczymy komu uda się zgadnąć. spróbujcie :)

[ 20 komentarze ]


 
30. Rozgryzłam tę zagadkę
Dodała Aurora Silverstone Wtorek, 04 Marca, 2008, 22:22

Obiecałam dzisiaj notkę, oto oddaję ją w wasze ręce. Natępnej możecie spodziewać się pod koniec tygodnia. Motkę dedykuję pewnej pannie Potter, która się jeszcze nie urodziła, a nie da mi zrzedzić po ciotkowemu. Tego szantażu to ci nie wybaczę!:-P Masz tu coś o tym twoim śmierdzącym łajnobombami.
Buziakuję wszystkich czytająch, ajeszcze bardziej wszystkoch komentujących. Wszystkich zapraszam do komentowania. Piszcie co wam się podoba a co nie. Może coś istotnego pominęłam, a może coś się nie zgadza, moze coś jest nie jasne. Chcę wiedzieć co mysłicie... Wasze zdanie jest dla mnie bardzo ważne.


Czas mijał nieubłaganie, rok szkolny zaczynał się rozkręcać, mieliśmy coraz więcej zajęć domowych, coraz więcej nauki:-( . Noc duchów, była już dawno za nami, gwiazdka coraz bliżej. Lilly z Jamesem nadal nie darzą siebie sympatią. A mnie nadal interesowały zniknięcia Remusa. Znikał mniej więcej raz w miesiącu na kilka dni. Zaczęłam drążyć ten temat w swoich myślach, intrygowało mnie to dlatego, że nie chciał o tym mówić. Pewnego dnia, kiedy odrabiałam zadanie na astronomię, spostrzegłam pewną zależność, ze miesiąc księżycowy trwa niecały miesiąc. Mniej więcej tyle, co ile znika Remus. Wyciągnęłam z biblioteki tabele księżycowe i próbowałam dopasować kiedy go nie było. Zauważyłam, że znikał zawsze w pełnię. I kiedy zniknął następnym razem, na wizytę kontrolną do Munga, znowu miało to miejsce podczas pełnii. Nie to przecież nie możliwe.
-Remusie, wszystko w porządku?- spytałam kiedyś, kiedy szliśmy sami do biblioteki.
-Jak najbardziej, a czemu pytasz?- odpowiedział zdziwiony.
-W sumie to źle postawiłam pytanie.
-Nie rozumiem.
-Zauważyłam, że dziwnie się zachowujesz. Od czasu kiedy poszliśmy cię odwiedzić w tym skrzydle szpitalnym a ciebie tam nie było.
-Jak dziwnie się zachowuje? Normalnie.
-Nienormalnie?- odpowiedziałam siadając przy stoliku w bibliotece. -Łamiesz zasady, co gorsze własne zasady.
-A o to ci chodzi. No co, wciągnęły mnie te nocne wycieczki, też przecież na takiej byłaś. Nawet szlaban dostałaś.
-Remusie, czy ty się boisz, że oni się na ciebie pogniewają?
-Rora, do czego zmierzasz?
-O twoje zniknięcia, wiem, że coś ukrywasz.
-Ukrywam?- uśmiechnął się, ale widziałam na jego twarzy zmieszanie.- A niby co takiego?
-Nie wiem, na przykład,że jesteś wilkołakiem.- zaśmiałam się. Remus natomiast podniósł brwi wysoko i przełknął ślinę. Nastała cisza, którą w końcu przerwałam- Mi możesz powiedzieć.
-Nie wiem.
-Jesteśmy przyjaciółmi?
-No tak, ale...
-Remusie, obiecuje ci, ze cokolwiek byś mi powiedział nie odwrócę się od ciebie.
-Oj Rora, ale ty maruda jesteś.
-Oj wiesz, ze jestem strasznie uparta. Możesz mi przecież zaufać, obiecuję, ze nikomu nie powiem.
-Daj spokój.
-Nie dam.
-Dobrze powiem ci , ale potem ty mi odpowiesz na jedno pytanie.- powiedział zrezygnowany.- I przyrzeknij, że nikomu nie powiesz.
-Przyrzekam.
-Ale to nic nie zmieni między nami?
-Nie zmieni, obiecuję.
-No to.... Trafiłaś z tym wilkołakiem.- powiedział szybko na jednym oddechu.
-Co?- wykrzyknęłam.
-Aurora, to jest biblioteka!- powiedziała pani Pince- Ciszej proszę.
-Przepraszam.- rzuciłam i cichym głosem powiedziałam do Remusa- Czy ja dobrze słyszałam?
-No tak, ale nie jestem groźny dla nikogo do momentu, kiedy księżyc nie stanie w pełni. Wtedy jestem przenoszony w miejsce, gdzie nikomu nie zagrażam, żadnemu człowiekowi. Taka forma bezpieczeństwa.
-Ale jak to się stało?- spytałam zdziwiona- To znaczy jak sie stało... ze jesteś... no wiesz?
-Kiedy miałem pięć lat, mój ojciec wyjeżdżał często w interesach, wiesz że prace dla ministerstwa. I pewnego razu natknął się na jakiegoś gościa nazywał się Greyback, chciał żeby załatwił mu coś na lewo, nie wiem co to było, ale coś co bardzo ciężko załatwić, chodziło cos o prawo nie wiem, na prawdę nie wiem. A mój ojciec jest uczciwym człowiekiem i nie chciał łamać prawa. No wiec ten facet nachodził nas, groził. Ojciec był jednak nieugięty. Gdyby wiedział... pewnie... co on zrobi pewnie by się postarał...
-Greyback był wilkołakiem?- spytałam.
-Tak i pewnego razu, kiedy ojciec stracił nad sobą kontrolę i wywalił go z naszego domu. Powiedział, że się zemści. Porwał mnie i tak próbował wyciągnąć z niego to co chciał. Bez skutecznie, bo wtedy juz sprawa była beznadziejna. Ustawa wyszła i nie dało się już nic zmienić. Wtedy powiedział, że mnie wypuści. On był taki ohydny, cuchnął, trzymał mnie w komórce. ciemnej. Bił, kiedy wołałem o pomoc... tak sie bałem.- zaczął dygotać.
-Remusie już dobrze, to przeszłość -zaczęłam głaskać go po ramieniu- spokojnie.
-Pewnego wieczoru wyciągnął mnie i zabrał do lasu. Ugryzł. Zemdlałem, jak sie obudziłem błąkałem się po lesie. Znalazł mnie jakiś czarodziej i rozpoznał dziecko, którego szukano. Rodzice mnie szukali. W końcu wróciłem do domu, ale co miesiąc księżycowy, sama wiesz.
-Wiem.
-Ale nie powiesz nikomu? Nawet Lilly? Nawet Jamesowi?
-Obiecałam. A o co ty chciałeś mnie zapytać?
-Kiedyś powiedziałaś, ze nienawidzisz z całych sił swojego ojca. Dlaczego?
-Nie chcę o tym rozmawiać.- powiedziałam.
-Ja ci powiedziałem.
-Też chciałabym wam o tym powiedzieć, ale to dla mnie bardzo trudne,powiedzmy, ze też mam uraz z dzieciństwa.- mina mojego przyjaciela zrzedła, a mi zrobiło się strasznie głupio. On mi zaufał, a ja go tak potraktowałam. - no dobrze, powiem. - wzięłam głęboki oddech- Bo on jest mordercą. Zabił moją mamę i mój brat zginął przez niego, odbitą avadą dostał.
-Na brodę Merlina. Nie wiedziałem.
-Nikt nie wie, jedynie James. No i ty teraz.
-A co z nim się stało? Jest w Azkabanie?
-Nie, jak zorientował się co zrobił, strzelił sobie avadę. I dobrze zrobił, bo nie mogłabym na niego spojrzeć. I pomyśl sobie, że to wszystko działo się na oczach ośmioletniej dziewczynki.- po policzkach popłynęły mi łzy.
-Przykro mi.- Remus mnie przytulił.
-To wszystko wraca, znowu.
-Przepraszam, nie powinienem pytać.
-Daj spokój, przynajmniej nie muszę tego już przed tobą ukrywać. Chciałabym powiedzieć o tym reszcie, ale to bardzo trudne dla mnie. Nie wiem jak dałam rade teraz. Ale nie po to tu przyszliśmy. Dawaj tą listę.

[ 14 komentarze ]


« 1 6 7 8 9 10 11 12 »  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki