Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Aurora Silverstone

  57. Uwaga fanki!
Dodała Aurora Silverstone Czwartek, 10 Lipca, 2008, 12:26

Czwartkowe popołudnie spędziłam w bibliotece. Musiałam odrobić zadanie, które zadał mi ten nowy nauczyciel, kurczę co jeden to gorszy... Wyobraźcie sobie, że dostałam do napisania referat z tematu lekcji tylko dlatego, że McGonagall poprosiła go by wypuścił mnie dziesięć minut przed dzwonkiem... Zawalił mi całe popołudnie, bo miałam mu oddać wypracowanie w piątek... Idiota!
Wracając z biblioteki wpadałam na Remusa...
-Witam pana prefekta- zaśmiałam się.
-Witam, panią przewodniczącą- odpowiedział.- Dokąd zmierzasz?
-Ja? Do pokoju.... A co?
-To lepiej idź pod salę mugoloznastwa i sama zobacz.
-Co mam zobaczyć?- Remus pokręcił głową i wyjął z kieszeni kartkę- Zerwałem to z tablicy ogłoszeń.

Drogie wielbicielki Jamesa Pottera!!!!
Wiesz wszystko o Jamesie Poterze? Należysz do FBJP? Marzysz by móc pobyć z nim sam na sam? James jest miłością twojego życia? Oddałabyś wszystko za randkę z nim? Dzisiaj jest twój szczęśliwy dzień!!! Masz szansę wziąć udział w jedynym takim konkursie- QUIZIE o Jamesie Potterze, w którym nagrodą główną jest randka z nikim innym jak właśnie Jamesem Potterem. Jesteś gotowa by wziąć w nim udział? Przyjdź dziś o 18 do sali mugoloznastwa! Taka okazja może się nie powtórzyć!!!


-Nie?- powiedziałam, kiedy to przeczytałam.
-Tak.
-Oni już do reszty na głowę upadli? Debile!
Poszłam pod tę salę. Konkurs nie dawno się zaczął może jeszcze zdążę. Otworzyłam drzwi i co zobaczyłam? Jamesa i Syriusza siedzących za biurkiem i mnóstwo dziewczyn naprzeciwko nich. Podeszłam do stołu „Jury”, odprowadzana złośliwym spojrzeniem publiczności,a właściwie uczestniczek.
-CZY WY ŻEŚCIE DO RESZTY POWIARIOWALI?-spytałam.
-Nie- usłyszałam w odpowiedzi od Jima.
-Wy jesteście normalnie nienormalni- powiedziałam-KONIEC! Proszę się rozejść!-te jednak nie ruszyły się z miejsca- SŁYSZAŁYŚCIE? KONIEC!!!! DO WIDZENIA!!
Zaczęły sie podnosić, rozgoniłam towarzystwo i zaczęłam opierdzielać chłopaków:
-Kretyni! Was to juz do reszty pogieło! Czy ty masz pojęcie co one sobie teraz myslą?
-Wyobrażam sobie, po tym jak je potraktowałaś.- odpowiedział James ironicznie.
-Ja potraktowałam? - spytałam retorycznie- Konkurs? Który to wymyślił?
-A kto ci powiedział?- Jim próbował wywrócić kota ogonem.
-A to nie ma znaczenia.
-Ma! Remus, tak?
-Nie mieszaj w to Remusa! Rozmawiamy o tobie...
-Remus- powiedział sam do siebie.
-NIE PRZERYWAJ MI!!
Tyle lat mnie zna i jeszcze sie nie nauczył tego, że mi sie w słowo nie wchodzi?
- Rozmawiamy o tobie! Czyś ty do rozum stracił?
Darłam sie na niego. Syriusz siedział cicho i nic się nie odzywał...
- Czy ty wiesz co tym dziewczynom po głowie chodzi? Tanią dziwkę z siebie robisz!
-AURORA!- podniół na mnie głos. Może dobrze zrobił, bo bym się zapędziła...
-Wiesz, że one są nienormalne. Wpatrzone w ciebie jak w obrazek! Każda by chciała wygrać! Zastanowiłeś się co mogły by zrobić tej co by to wygrała? Zapomniałeś juz co miałam na twarzy?
-Nie.- powiedział cicho.
-Zastanowiłeś się?
-Nie.
-JAMES! Nie jesteś juz dzieckiem! Zacznij myśleć jak dorosły facet! Tak będzie dal ciebie lepiej! W tym momencie nie jesteś odpowiedzialny tylko za siebie, ale też za nie. Pomyśl czasem troche!
-Dobrze.
-TYLKO DOBRZE I NIE! Rozmawiasz ze mna jakbym była twoją matką! A jestem twoją siostrą.
-Ale krzyczysz gorzej od niej... Rora, widzisz mielismy pomysł i daliśmy ogłoszenie...
-Jim! Ty się musisz czasem zastanowić co ty robisz...Lilka nie zwraca na ciebie uwagi, bo ty masz czasem kretńskie pomysły...
-Evans tu nie ma nic do rzeczy!
Machnęłam ręką.
-Nie jesteś sam jeden jedyny, inni też żyją, mają uczucia!
-Przecież wiem.
-Właśnie chyba nie wiesz! Wiesz co myśli sobie taka dziewczyna? Zakochana po uszy?
-Nie. A ty wiesz? Przecież nie jesteś zakochana!
Odbił piłeczkę. Syriusz podniósł głowę wyżej. Czyżby robiło sie ciekawie?
-Nie odwracaj kota ogonem, James! Myśli, że jak wygra taki konkurs to będzie twoja, a ty będziesz jej... A co ty miałeś zamiar zrobić? Iść na tę randkę? A co potem?
-Eeeee...
James Potter się zaciął, nie wie co odpowiedzieć. Nowość!
-No właśnie... NIC! A jakby sobie coś zrobiła to co?
W drzwiach klasy pojawił się Irytek i chciał już coś przewracać, kiedy wydarłam sie na niego:
-IRYTEK! WYNOCHa MI STĄD!!! ALE TO JUZ!! IDŹ SOBIE BROIĆ GDZIEINDZIEJ!!!
Spojrzał na mnie... Oko mu sie zabłyszczało i rzucił we mnie czymś co leżalo na stoliku... Wściekłam się i wydarłam się jeszcze głośniej:
- IRYT POLTERGIEST!!! W TEJ CHWILI WYNOŚ MI SIĘ STĄD, BO NIE RĘCZĘ ZA TO CO ZA CHWILĘ ZROBIE TYM KAWAŁKIEM PATYKA, KTÓRY MAM W RĘKU!
Duch wiedział, że nie warto ze mną zadzierać. Nie po tym, czego doznał z mojej ręki, kiedy wkurzył mnie w trzeciej klasie... Był wtedy pośmiewiskiem... Rzuciłam na niego takie zaklęcie, że przez miesiąc świecił jak różnokolorowa żarówka. Wszyscy się z niego nabijali, aż w końcu dyrektor się nad nim zlitował i odczarował go...
Irytek wyleciał z sali z prędkością światła. Spojrzałam na to czym zarobiłam w głowę. To był zeszyt.
- Liz Wool.
Przeczytałam podpis. Znam tę dziewczynę. W środku były jakieś rysunki, szkice, kawałek jakiegoś wiersza... Nawet portret Jamesa się znalazł, widać, że dzisiaj go rysowała.
- Patrz ta dziewczyna jest wartościowa i bardzo wrażliwa. Pomyśł sobie co by było gdybyś taką zranił taką jedna randką?
Powiedziałam dając mu w rękę rysunek, jego portret.
-Na prawdę nie pomyśłałem...Świetny rysunek. Zzatrzymam go.
-Oddaj jej to...- dałam mu zeszyt- i powiedz, że bardzo ładnie rysuje...
-Ale ja nawet nie wiem która to!
-Liz Wool, taka ładna blondynka...
Spojrzałam na Syrka kątem oka.
- Ta co jedyna wiedziała jaki masz kolor oczu...
-Ta?-Powiedział James pokazując palcem na miejsce,w którym siedziała.
-Trzeci rok Huplepuffu- powiedziałam- No idź już!
James wyleciał z zeszytem w ręku.
-Taka ładna blondynka?- powiedziałam do Syriusza, mierząc go przy tym srogo wzrokiem.
-A nie jest ładna?- odpowiedział.
=A jest? - spojrzałam w okno- Dla ciebie?
-Dla mnie najpiękniejsza jesteś ty!
Chciał złapać mnie za rękę, ale do sali wszedł Remus.
-Co już po konkursie?- spytał, udając przy tym głupiego.
-Jakbyś nie sprzedał nas Aurorze, to by nie było po- powiedział Syriusz.
-Nie wiem o czym mówisz- starał się udawać jeszcze bardziej głupiego.
-O co ci chodzi przeczytałam ogłoszenie?- powiedziałam do Syrirusza.
-Jak bym was nie znał to może i bym wam uwierzył.- powiedział, potem spojrzał na zegar na ścianie i dodał- niedługo kolacja. Idziemy?

Następna notka już jutro...

[ 3739 komentarze ]


 
56. Nigdy nie wiesz czy wrócisz...
Dodała Aurora Silverstone Poniedziałek, 07 Lipca, 2008, 10:45

Wciągnęliśmy sie w obowiazki szkolne w sumie to zawsze potrzebne były na to ze dwa tygodnie :) Ostatnio wyczytałam w książce mamy coś co mnie zaciekawiło... Co? Mama pisała bardzo ciekawym i lekkim językiem. Bardzo dobrze się czytało jej ksiązki. W jednej z nich przytoczyła legendę o wilach. Głosi ona, że jeśli kobiecie która zobaczy jak zabijają wilę urodzą się dzieci będą one zniewalająco piękne. To znaczy będę miały taką urodę, że każdemu się będą podobać. Tak zaczynał się rozdział potem zawarła wspomnienia z podróży z Afryki...


Byliśmy w Kongo. Ja i moi towarzysze: Tallua, Fabian, Eustachy, Jo, Vincenty i nasz tłumacz Ebunach. Zmierzaliśmy do wioski oddalonej o 15 kilometrów od Brazzaville, stolicy Konga. Ebunach nie pochwalał naszej decyzji, odradzał nam... Dlaczego? Otóż wioska była zamieszkana przez ludzi, którzy zawarli pakt z dziwnymi istotami. Nasz tłumacz nie wiedział, że jesteśmy czarodziejami. Opowiadał o dziwnych zdarzeniach, jakie miały tam miejsce. O uprowadzeniach, wizyach ciemnych duchów, czym kolwiek miały być. Wspominał o dziwnych, wręcz magicznych zdarzeniach. Mówił, że to zła magia... Magia, która zabija. Nie mógł nas przekanać, zebyśmy tam nie szli. [...] Dostaliśmy się do wioski. Pojmano nas. Przetrzymywali nas w namiocie przez tydzień, dostawaliśmy tylko wodę do picia.
Kongo leży w kliamacie róleżnikowym. Temperatury w dzień są bardzo wysokie, a nocą jest zimno. Byliśmy wycieńczeni. Nie dali nam ze sobą rozmawiać, nie pozwolili wytłumaczyć po co tu jesteśmy. Jeden ze strażników wdał się wkońcu w rozmowę z Vincentym. Powiedział, że nie wolno mu z nami rozmawiać... Ebunach uciekł, nie został z nami...Bałam się... nie wiedziałam co z nami będzie. Straznik, dał się w końcu namówić na rozmowę, mówił po francusku, ale bardzo kaleczył. Mogliśmy go jednak zrozumieć. Powiedział, że na wioskę zły czarodziej rzucił klątwę. Zrobił to w akcie zemsty za to, że gdy córka wodza, szaleńczo w nim zakochana uciekła z nim jej ojciec kazał znaleźć ją za wszelką cene. Nie popierał tego związku, dlatego właśnie dziewczyna uciekła. Pozwolił nawet na to by zabić jego córkę byle tylko nie byli razem. Kiedy złapali zakochanych Vowai, córka wodza, nie chciała wracać, właśnie złączyła dusze ze swoim ukochanym. Pojmali ich, ciągneli do wioski. Rozdzielono ich. Dziewczyna płakała. Wódz Fliojene wydał niedoszłego zięcia na śmierć. Egzekucja miała odbyć się nastepnego dnia w południe. Był już przywiązany. Vowai uciekła z miejsca gdzie przetrzymywał ją ojciec. Stanęła na środku wioski, w miejcu gdzie odbywały się wyroki... Popełniła samobójstwo... Zadźgała się na oczach wszystkich świętym relikwiem wioski- kłem smoka zabitego przez jej założyciela, beszczeszcząc je. Debay, jej ukochany wpadł w furię... Rzucił klątwę na wioskę, bo to ci ludzi byli winni jej śmierci... Wioska została przeklęta... Od tej pory wierzono, że każdy kto przychodzi do wioski przynosi nieszczęście. Tak, jak nieszczęście przyniosło pojawienie się Dabaya... Wódz został nawiedzony nocą przez dziwne istoty... Podobno miały całe ciało pokryte włosami, były niewielkie, ale miały bardzo duże zęby. Zaoferowały pomoc. Miały ochraniać wioskę przed nieszczęściem, ale chciały czegoś w zamian... Od tej pory dla odczynienia uroku jeden z przybyszów jest pozbawiany życia... Jego ciało było oddawane w ofierze, a właściwie na mocy umowy tym stworzeniom. Krew z serca musiała być zebrana w słoiczku... Słuchałam tego co mówił... Serce waliło mi jakby za chwilę miało wyskoczyć. Tak bardzo się bałam... Miałam dopiero 29 lat... Tyle życia było przede mną... Tyle jeszcze miałam zobaczyć... Drżałam, bałam się, że to ja mogę zginąć... Fabian, chyba tylko on budził we mnie nadzieję... Mówił, zę to przejdziemy, razem... Zabijano przybysza zawsze osiem dni po ich przybyciu w porze południa, reszta musiała na to patrzeć. Uważali cyfrę osiem za cyfrę szczęścia...
Na rytualnym odczynieniu złego uroku był tylko kat, wódz, szaman i przybysze... Jedno musiało zginąć, by reszta mogła odejsć... Tak bardzo się bałam... Wódz wybierał kto umrze... Wybrał Tallue...
Kamień spadł mi z serca...Że to nie ja... To było jak walka o przetrwanie... Tallua, była moją koleżanką, wiele kilometrów razem przemierzyłyśmy, ale nie mogłam nic zrobić... Odebrało mi mowę, nic nie mogłam powiedzieć. Cieszyłam się, ale łzy, smutku, leciały mi po policzkach... Przebili jej serce tym samym kłem, którym zabiła się Vowai... Krzyknęła. Z jej piersi wyciekała krew...
Wróciliśmy do Anglii. Nie pozwolili nam zabrać jej ciała. Tallua była taka piękna... Była młodą dziewczyną, miała tyle życia przed sobą... Dopiero teraz dowiedziałam się, że była willą. Dlatego była taka piękna. Teraz pozostaje sprawdzić czy legenda jest prawdziwa. Widziałam jak zabijają wilę, to było straszne... Postanowiłam jej zadedykować moją ksiązkę...jej pamięci... Przeżyłam dramat, dzięki temu wiem jak ważne jest życie. Trzeba cieszyć się każdą chwilą... Bo nigdy nie wiadomo kiedy się umrze...


-Miała rację, ale wiem, że była szczęsliwa.- pomyslałam.
Siedziałam na korytarzu i czytałam książkę. Niewiadomo skąd pojawili się Jim, Syrek i Remy...
-Co robisz?- spytał Remy.
-Czytam. - odpowiedziałam.
-Chodź, jest późno wracamy do pokoju.-Jim podniósł mnie z podłogi.
-A co czytałaś?- Remus był ciekaw jaką książkę męczę.
-A mamy mojej Nigdy nie wiesz czy wrócisz
-Ciekawie brzmi...
-A co tam ciekawego ciocia napisała?
-Dowiedziałam się dlaczego jestem taka ładna. Mama widziała jak zabijają wilę... Znacię tę legendę?
-Z tego co pamiętam, twoja mama była piekną kobietą więc może to po prostu geny?- zaśmiał się Jim.
-Ale zobacz nie ma faceta, który by się za Aurorą nie obejrzał. W ogóle nie ma takiej osoby, która przeszłaby obok i nie pomyślała jaka ona jest piękna...- zaprzeczył Remy.
-Dziękuję, Remusie.- powiedziałam.
-Nie ma za co, to szczera prawda..
-Jak to nie?- wrzasnął James.
-No, kto?
-Ja, na przykład! Syriusz i ty, Remusie.
-Ty to jesteś jej brat to dziwne by było, gdybyś się za nią oglądał- mruknął Syriusz- A ja, nigdy nie powiedziałem, że Rora nie jest piękna.
-Ty! Chociaż ty mnie poprzyj, Remusie.
-Niestety. Rora jest bardzo piękna.
-Widzisz- wytknęłam bratu język.
-Kochana wybacz, ale Syrek ma rację- oczywiście Syriusz w tym momencie, powiedział „nie mów do mnie Syrek!” i jak zawsze został zignorowany-Wybacz, ale ja nie patrzę na ciebie jak na dziewczynę.
-A jak?- zatrzymałam się.
-Jak na siostrę! A wiesz co ci powiem?
-Co?
-Siostrę, to mam najpiękniejszą- objął mnie ramieniem. Zaczęłam się śmiać- i tutaj nie mógłbym powiedzieć nic innego...

zapraszam w czwartek na kolejny premierowy odcinek :-D

[ 12 komentarze ]


 
55. Wielkie bum czyli kilka szczerych rozmów...
Dodała Aurora Silverstone Sobota, 05 Lipca, 2008, 00:00

Kochani, na początku muszę wam coś wyjaśnić...
Moje wypociny są historią dziewczyny- Aurory. Jest to świat widziany jej oczyma. Tylko początkowo był to pamiętnik, który przeszedł w bardziej złożoną formę literacką... Jest to powieść bazująca na pamiętniku...
Dialogi ubarwiają, czynią ten świat bardziej realnym... Z czasem odchodzę coraz bardziej od klasycznego pamiętnika... W następnych notkach będą uczucia, będzie też oderwanie od osoby samej bohaterki, ale zawsze pozostanie narracja w pierwszej osobie i zdarzenia zwiazane z jej osobą...
Co do błędów... ja już mam taki styl jeśli chodzi o interpunkcję... Z tymi dużymi literami myślę, że jest do wypracowania... to i jeszcze kilka takich mechanicznych spraw...
Jeśli chodzi o drzewo: żeby obejrzęc zapraszam... pokieruje was link.
http://aurorasilverstone.w.interia.pl/Drzewo%20gen.jpg
Zrobiłam tak ponieważ jest zbyt duże i psuło wszystko wizualnie... Trochę się pośpieszyłam z jego dodaniem, bo będzie ono istotne dopiero jakiś czas potem...
Dzisiszą notkę proponuję czytać wraz z podkładem muzycznym, zamieszczam link- http://malawi.wrzuta.pl/audio/9QNKx2Szzp/slawek_uniatowski_-_kocham_cie...
oznaczę kiedy włączyć :p W sumie to możecie od razu po przeczytaniu tego fioletowego...
Przy swoich kolejnych wpisach obiecuję więcej zdjęć, pracuje nad jakimś ładnym opracowniem :) także opisem postaci, może kiedyś sie doczekcie... :P
Podkłady muzyczne też czasem się będą pojawiać :) Wynika to z moich zacięć reżyserskich...
No, już nie przynudzam, bo zapewne wszyscy są ciekawi kto to przyszedł...
Pozdrawiam was i na kolejną porcję perypetii Aurory zapraszam w poniedziałek :) postaram się o 12.
zatem:





Zobaczyłam...




...Syriusza.
-Co tu robisz?- spytałam.
-Przyszedłem posiedzieć... Wkurzyłem się i musiałem się przejść.-Syriusz patrzył przed siebie, w toń jeziora. Siedział obok mnie i wyrywał kepki trawy, ale w tym momencie odwrócił głowę w moją stronę- A ty dlaczego płaczesz? Taka śliczna dziewczyna jak ty nie powinna płakać, nigdy. Ta piękna buzia powina być uśmiechnięta.
-Pokłociłam się z Lilką, o Jamesa.
-Ocho...- wiedział, że musiało być źle skoro tak wyglądam.
To był bardzo chłodny dzień. Mimo iż był drugi tydzień września. Wiał wiatr. Syriusz zdjął kurtkę i okrył mnie nią.
- Zimno jest, a ty dygoczesz cała.
-Nie wiem co ją napadło...- płakałam. Czarny mnie przytulił. Wypłakałam mu się. On mnie rozumiał, jak nikt inny. W końcu jakoś się uspokoiłam. Rozmowa zeszła na boczny tor... Zaczęliśmy rozmawiać o uczuciach. Tak jakoś wyszło...
-A pamiętsz jak ktoś namalował ten napis na ścianie?- spytał.
-Pamiętam, Kocham Aurorę Silverstone, ale była afera. A jaki miał ktoś pomysł.
-Podobał ci się?
-no i to jeszcze jak...
-To byłem ja.- powiedział.
-Co? Żartujesz?- byłam zaskoczona.
-Nie. To ja to napisałem. Wiesz- spojrzał na mnie, a właściwie w moje oczy.- Nie wiem jak to się stało, ale...- pochylił głowę i uśmiechnął się, lekko- Aurorko, ale się w tobie zakochałem.- zamurowało mnie. Czy Syriusz Black wyznał mi właśnie miłość? Czy mi się wydawało?
-Co?-wyjąkałam.
-Zależy mi na tobie... Bardzo...
-Mi na tobie też zależy...- porwała mnie chwila. Zbliżaliśmy się do siebie coraz bardziej... Zaczęliśmy się całować... To był pierwszy raz kiedy oboje tego chcieliśmy...nie licząc tej chwili kiedy o mało sie nie pocałowaliśmy w te wakacje, ale nie wiem czy on wtedy też chciał... ale chyba tak. W kazdym razie to co teraz się działo... To była chwila... Bardzo piękna... Czułam się cudownie... Coś mnie ściskało w środku... Przed chwilą płakałam... a teraz... czułam się... szczęsliwa... Chciałam, żeby nie przestawał, ale w końcu musiał przestać...
-Dlaczego nasłałeś na mnie Jamesa? Skoro sam tak świetnie całujesz.
-Miło słyszeć- uśmiechnął się.- A co miałem mu powiedzieć? Przecież on myśli, że ja tylko raz i to jeszcze byłem całowany...
-No, tak. Przecież jak on by się dowiedział... Poszedłeś na łatwiznę.- uderzyłam go w ramię.
-Oczywiście- pokazał swoje białe ząbki. Też się uśmiechnełam- A ty co mu powiedziałaś?
-No, coś mu tam powiedziałam.
-A możesz mi też to wytłumaczyć?
-Nie.
-Dlaczego?- spytał zawiedziony.
-Bo tobie to ja mogę pokazać jak to się robi...- przybliżyłam się.
-Tak?- uśmiechnął się i też się przybliżył do mnie.
-A nie chcesz?
-Chcę...
-Aczkolwiek nie uważam, żeby ci były potrzebne korepetycje...-powiedziałam,a potem pocałowałam go...
Zaraz potem jednak coś we mnie w środku uderzyło:
-Syriusz, to nie może tak być!
-Dlaczego? To było bardzo miłe popołudnie.
-Nie mozemy... Przepraszam.- wstałam i chciałam odejść.nie bardzo chciał mi na to pozwolić, bo złapał mmnie za rękę...
-Aurora!- zatrzymałam się.- czego nie możemy?
-Syrek? Ja nie wiem... Czy ja...- złapałam sie za twarz.. czułam chaos wewnątrz... Usiadłam na ziemi- ja nie wiem...
-Czego?
-Czy my powinniśmy?- czułam się taka rozbita wewnętrznie.
-Nie chcę cię do niczego zmuszać...- powiedział, a jego głos miał taką słodką barwę...
Siedzieliśmy i rozmawialiśmy. W końcu postanowiliśmy wracać. Było chłodno... Syriusz zmarzł, bo oddał mi swoją kurtkę... Staliśmy już pod wejściem do wieży dziewcząt, kiedy powiedział:
-Pomyśl o tym co czujesz. Poczekam jak długo będzie trzeba.
Zamknęłam delikatnie oczy... Zsunęłam z ramion czarną kurtkę...kiedy ją mu oddawałam ścisnęłam delikatnie jego dłoń. Serce mi mocniej zabiło...
-Dziękuję-powiedziałam.


* * *

Siedziałam z chłopakami na pomoście. Z chłopakami, to znaczy z odlotową czwórką. Było piątkowe popołudnie słońce jeszcze przygrzewało. Tym razem był koniec września a dnie jeszcze nie były chłodne... Pisaliśmy opowiadanie na Praktyczną niemagiczną. To znaczy... Ja dyktowałam wypracowania chłopakom, którym pod tym względem brakowało pomysłów. Swoją drogą zastanawiając... Mnie to fantazja po prostu rozpiera od środka więc nie miałam najmniejszego kłopotu... Podyktowałam tekst Remusowi.. Tak chłopakowi nic do głowy nie przychodziło, może i jest wybitnie zdolny i pracowity, ale pomysłu w tej materii nie miał żadnego... Potem Peterowi.. Było dużo o jedzeniu... No, przecież nawet nic innego nie pasowało, co nie? Syriusz też dostał opowiadanie pod tytułem Moja wyorawa, będąca opisem, a włąściwie dramatem mężczyzny, który wypuścił się sam nocą na wycieczkę łódką po jeziorze. W końcu wymyśłiłam i coś dla Jima...
-Czy to już nie pora kolacji?- rzucił Peter.
Remus spojrzał na zegarek.
-W sumie to jest jeszcze pół godzinki. Idziemy?
-Idziemy!- powiedział Syriusz, ponosząc się.
-Ja zostaję...- powiedziałam- Posiedzę jeszcze troszkę, jest tak przyjemnie...
-To ja posiedzę z tobąQ- uśmiechnął się Jim.
-Fajnie...
-No, to my idziemy. Do zobaczenia na kolacji- powiedzial Remus, zbierająć wszystkie opoiwadania, poczym włóżył je do torby.
-No, cześć.
Siedzieliśmy z Jamesem pogrążeni w jakiejś bezsensownej rozmowie... Słońce zaczynało się już po woli chować za horyzont... Oparłam głowę na ramieniu brata i powiedziałam:
-Jakie to piękne...
-Mi też się podoba.
-Taka cisza.
-I nie ma moich fanek.
-No, nie ma.- uśmiechnęłam się, a potem siedzieliśmy w ciszy... Jakie to było ukojenie... Spokój... Przez głowę, przelatywało mi mnóstwo myśli, a za razem o niczym nie myśłałam. Czułam wewnątrz siebie odprężenie. Uwielbiam patrzeć na falującą wodę... Z nią jakby odpływały wszystkie troski... Czułam się wolna... Spokojna... Czułam się wspaniale... ale trzeba było wkońcu wrócić do rzeczywistości... Podnieść się z tego cudownego skrawka świata...Wyrwać się z błogich rozmyślań, by wstać i udać się na kolację.
Po kolacji miałam mieć zebranie , które zorganizowałam. Z Lilką się nie odzywałam. Nie przeprosiła mnie.Ja też nie miałam zamiaru pierwsza się odezwać. Byłam zbyt honorowa. Ciężko było kiedy siedziałyśmy w pokoju, ale ja zanurzalam się w lekturze ksiązek mamy i nic co obok mnie nie obchodzio. Na zebranie zeszli się wszyscy prefekci z całej szkoły. Razem około 20 osób. Ja się przedstawiłam, a potem każdy musiał zrobić to samo...
-A teraz pomyślmy co możemy zrobić w nadchodzącym roku?
-Nie powinnismy napierw wybyrać twojego zastępcy?- odezwała się Lilka siedząca obok Natale Crest, z Huplepuffu. Usiadła z dala ode mnie i Remusa. Powiedziała to takim tonem...
-A może to ja prowadzę to zebaranie?- odgryzłam się.
-To źle prowadzisz! Od tego powiniśmy zacząć!
-Może przestaniesz mnie pouczać? Może zaraz mi powiesz co mam mówić?- prawie na siebie wrzeszczałyśmy. Remus, na szczęście, zachował świeżość umysłu.
-Dziewczyny spokojnie! Wiem, że jesteście na siebie złe, ale nie musicie załatwiać swoich spraw przy wszystkich.- popatrzyłyśmy na niego jakby wyrwał nas z jakiegoś transu.- Porozmawiacie o tym po zebraniu!
-Wiecie co? Remus ma rację. Przepraszam was. Trzeba być profesjonalnym... Chciałam kogoś kreatywnego na mojego zastępcę, dlatego tak zaczęłam.-w wyobraźni wytknęłam Lilce język- Więc macie jakieś propozycje na to stanowisko?
-Dobrze by było gdyby to była taka osoba, z którą dobrze się dogadujesz- rzuciła Cindy Waine, naczelna, która była Puchonką.
-Masz kogoś konkretnego na myśli?
-Lilly Evans.
-A ja uważam, że zastępcą powinien być jakiś chłopak- rzucił ktoś z przeciwnej strony.
Spojrzałam na Remusa.
-A ja uważam, że to powinna być osoba z poza Gryfiindoru. Nie uważacie, że to nie fair, żeby Gryfoni trzęśli szkołą? Wystarczy, że ty jako przewodnicząca jesteś z Gryfifindoru, naczelny też nim jest. Bez przesady. -Tina Daniels, ślizgonka z szóstego roku zawarła głos.
-No dobrze, ale to powinna być osoba, z którą się ona dobrze dogaduje... Czy jest sens, żeby jej zastępcą była osoba, z którą Aurora nie znajdzie wspólnego jezyka?
-No nie, ale...- Tina próbowała bronić swojej teorii, ale nikt nie uważał tego za problem żeby to był ktoś z Gryfonów.
-Może kogoś zaproponujesz skoro nasze pomysły ci sie nie podobają!- powiedziała Cindy. Tina nic jednak nie powiedziała.- Tak myślałam. Lilly czy Remus? A może ktoś ma inną propozycję?
-A moze to niech Aurora podejmnie decyzję?- rzucił Philip Omaley, nasz prefekt naczelny.
-Ja się z obojgiem świetnie dogaduję...- nie chciałam wybierać, żeby żadnemu nie sprawić przykrości. W końcu oboje to moi przyjaciele, a z Rudą i tak się pogodzę... Prędziej czy później...
-Wiecie co? Moze głosujmy?
I było głosowanie. Wygrał Remus, bo solidarnie stwierdzili, że lepsze byłoby gdyby było zarówno męskie jaki i damskie spojrzenie na sprawy szkoły. Podejrzewam, że scena jaką przed chwilą zrobiłyśmy nie była też temu obojętna... W sumie to mieli rację... To było najlepsze rozwiązanie... Wróciliśmy do siebie...
Stanęłyśmy w pokoju... hmm... trzeba było zacząć... Lilka nie wiedziała co powiedzieć. Stała i patrzyła...
-Więc masz mi coś do powiedzenia?- spytałam.
-Nie powinnam była na ciebie wsiąść na ciebie wtedy...
-A ja nie powinnam nazwać cię idiotką.
-Ale ja nie wiedziałam... z resztą skąd miałam wiedzieć? Nie powiedziałaś mi...
-Myślałam, że wiesz... Wszyscy wiedzieli. Remus, Peter, Syriusz... On tyle razy mówił do mnie siostra... Zawsze wracamy razem ze szkłoły i z domu. Na prawdę nie wiedziałaś?
-Nie.
-Nie mozliwe! Amelka wiedziałaś, że James jest moim bratem?- spytałam.
-Jasne, że tak.
-Ale ja na prawdę nie wiedziałam! Przecież jakbym wiedziała to bym się tak nie zachowała, co nie?
-W sumie to masz rację...
Amela i Dothy wyszły z pokoju, żebyśmy mogły sobie spokojnie porozmawiać.
- Wiesz co? Może lepiej będzie jak ja ci wszytko teraz wytłumaczę...
-Też tak myślę.
-Wiesz o tym, ze moi rodzice nie żyją... Brat mojej mamy wziął mnie do siebie... I ten właśnie brat.. Mój wujek to tata Jima.
-Ale jak to się stało?
-Co? Że moi rodzice nie żyją?- pokiwała głową. To ciężkie wspomnienie, ale postanowiłam jej powiedzieć, co prawda głos strasznie mi się łamał, ale próbowałam- Moi rodzice byli podróżnikami... Oboje często wyjeżdżali... Czasem jedno zostawało, ale to było bardzo rzadko. Wtedy ja i mój brat Klaudius byliśmy wysyłani do cioci i wujka... Mieszkaliśmy po sąsiedzku... W sumie to ja się Jamesem wychowałam... Pewnego razu kiedy siedzieliśmy w domu wpadł ojciec... Zaczął szarpać mamę...- zamknęłam oczy... w sumie to je w tym momenice mocno zacisnęłam- Potem Klaudius wtrącił sie... Ojciec ciskał zaklęciami... Zabił ich oboje... Klaudius dostał odbitą Kedavrą... Lilly... jaki on miał obłęd w oczach... Na koniec zabił siebie... Wszystko widziałam... siedziałam pod stołem...To było straszne... To był koszmar...
-O Boże! -powiedziała Lilly- Nie wiedziałam! Przykro mi. Przepraszam...
[-Miałam wtedy osiem lat... Ten koszmar prześladuje mnie do dziś...-wzięłam oddech- Pamiętasz jak w drugiej klasie chodziłam jak struta? Wtedy mi to się śmiło.- Lilkę zatkało nie wiedziała co powiedzieć.
-Chcesz zobaczyć zdjęcie?- nie czekałam na odpowiedż poszłam do kufra i wyjęłam książkę mamy, jej zdjęcie było na okładce. A zdjęcie Klaudiusa, miałam w środku, w sumie jej zdjęcie też miałam w książce.
-To jest twoja mama?- spytała ze zdziwieniem. Była zdziwiona, bo do tej pory była pewna, że to mama Jima. To nazwisko, Potter.
-Tak.
-Bardzo ładna. Jesteś strasznie do nij podobna... Ale dlaczego tutaj jest Potter?
-Zdobyła sławę przed ślubem i pisała pod panieńskim nazwiskiem.
-Rozumiem.
-A to mój brat- pokaząłam jej drugie zdjęcie.
-Ile miał lat? Jak, no wiesz...
-14.
-Jaki przystojny...- powiedziała- szkoda, takie ciasteczko...
Lily położyła zdjęcie na łóżku i dodała:
-Aurorko, przepraszam cię za to wszystko- rozpłakąłam się. - Teraz wszystko rozumiem dlaczego nienawidzisz ojca. Twoje relacje z Potterem...- przytuliła mnie- Nie miałam pojęcia...
To, że jej powiedziałam to wszystko zmieniło relacje między nami.Zacieśniły się jeszcze mocniej... W sumie to teraz było jak kiedyś tyle,że nie ukrywał nic przed nią. Przypadłość Remusa była wyjątkiem nie miałam prawa jej o tym opowiadać... To prawda, że z każdą tajemnicą ludzie są nam bliżsi, tak jak z każdą spędzoną razem chwilą... W sumie to dziwiłam się sama sobie, że dopiero po czymś takim, jak nasza kłótnia powiedziałam jej o tym zajściu... a to ze nie wiedziała, że ja i James... Na prawdę zaskakujące... Jak mogło to się stać... przecież Lil jest zawsze gdzieś obok...

[ 27 komentarze ]


 
54. Przewodnicząca... Ach ten James... Kłotnia
Dodała Aurora Silverstone Piątek, 27 Czerwca, 2008, 23:54

Wakacje w końcu się skończyły. Ostatnie dni upłynęły mi na lekturze książek mamy. Przeczytałam nasz obecny podręcznik i conajmniej dwie inne. Dowiedziałąm się wielu interesujących rzeczy...

Znów siedzieliśmy w pociagu. Tym razem jednak podróż nie była pełna śmiechu... Lilka wyła... Kontakt z Chrisem przez wakacje jakoś tak się popsuł, a dziś ten nawet do niej nie podszedł. Było mi przykro, że tak ją potraktował. Miałam ochotę iść i wyklaskać go po gębie. Lily mi nie pozwoliła... Pocieszłam ją, co innego mogłam zrobić? Bałam się, żeby Jim nie wyskoczył z czymś głupim. Na szczęście, nie zrobił nic głupiego...
Z czasem jednak wróciła moja dawna Lilka, przestała myśłeć o tym palancie. Zajęła się nauką, w końcu w tym roku były sumy... Wciągnęły ją obowiązki prefekta. A miała jeszcze dodatkowe eliksiry. I Ślimak wyskoczył do niej z jakimś klubem, mnie, Jima i Syrka też zapraszał na te spotkania... Szczerze, dla mnie to żadna rewelacja.

Najbardziej się wściekłam dwa dni po rozpoczeciu roku kiedy profesor McGonagall przyniosła mi szatę przewodniczącej... Okropny fason! A jeszcze gorzej ja w tym wyglądałam! Żakiet nawet nawet, ale ta spódnica!!!
-Ja tego nie założę!
-Auroro! Jesteś przewodniczącą!
-Pani profesor! To jest okropne! Żakiet jeszcze jeszcze...
-Przymierz!- przymierzyłam, ale chyba tylko po to żeby jej udowodnić, że to jest paskudztwo.
-Nie mam zamiaru tego nosić!
-Aurora! Musisz!
-Żakiet mogę nosić, ale spódnicy w życiu! Niech pani zobaczy jak ja w niej wyglądam, jakbym kraczata jakaś była!
-Nie prawda.
-Prawda!- wkurzyłam się.- Jak pani woli... albo żakiet, albo wcale.
-Aurora! Jak mozez się ze mną kłocić? Kultury trochę...
-Pani profesor ja jestem kulturalna! Ale nie pozwolę ubrać się jak starą babę, w dodatku przedpotopowo...
-Dosyć tego! Masz dzisiaj szlaban!- Minerwa poczuła się urażona. Chyba to ona wybierała krój i chyba pomyslała, że kieruję te słowa osobiście do niej.
-Noi dobrze!-wyszłam i trzasnęłam drzwiami, ale wcześniej rzuciałam- Ale jeśli pani myśli, że prez ten szlaban zmienię zdanie, to jest pani w błędzie!
Wparowałam do pokoju Wspólnego... wściekła jak jadowity trutniowiec...
-Co się stało?- rzucił Jim.
-Weź mnie nie denerwuj!- stanęłam w miejscu i zaczęłam tupać. Spostrzegłam kątem oka, jak Tomson szarpie sie z Devisem.- Tomson! Davis! Macie szlaban! Wyczyszczycie łazienki w waszej wieży!
Nie byli zachwyceni.
-Ale ostra jesteś! Zdążyłaś zostać przewodniczącą i już...
-A co też chcesz? Jestem wściekał
-Nie. Widzę. Co się stało?- rzuciłam w niego swoją nową szatą.
-Co to jest?
-Moja szata! Beznadziejna! Powiedziałam, że nie będę tego czegoś nosić to McGonagall wlepiła mi szaban.
-Za to, że powiedziałaś jej, że tego nie założysz?
-Tak.
-Pogięło ją?
-Nie wiem. Idę na górę!- poszłam do siebie. Wyżalić się Lilce. Wieczorem poszłam na szlaban, odrobiłam, ale pani proesor nie przekonała mnie nim do noszenia tego czegoś. Nazwała mnie upartą oślicą i ustąpiła, to znaczy powiedziała, że jak mam sie źłe w tym czuć, to niech mi będzie i pozwoliła nosić sam żakiet. Jak miło z jej strony... Wiedziała, że ja nie ustąpię.

Wieczorem siedzieliśmy u chłopaków w pokoju. Dorwaliśmy nową książkę i trzeba było przećwiczyć co niecoś. Lilka nie miała pretensji, bo miała jakieś spotkanie prefektów, Remy też. Mnie na szczęcie się upiekło, ale wiem, że będzie trzeba coś zoorganizować, ale to nie dzisiaj. Następnego dnia siedzieliśmy sobie z Jimem w biblotece, pomagałam mu napisac karne wypracownie dla McGonagall. Wiecie Jim jest świetny z praktyki, ale do teorii to on raczej głowy nie ma. Pani profesor wymyśliła sobie karę, nie powiem, ale nie dziwię się, bo nie uważął na lekcji. Syriuszowi się upiekło, bo znał odpowiedź na zadane pytanie, w przeciwieństwie do mojego braciszka. Rozbawiło mnie to co miało miejsce, kiedy wracaliśmy z bibioteki:
-Aury? Chciałem się ciebie o coś zapytać...
-Tak?- odpowiedziałam
-nie...- speszył się.
-No, dawaj, jak już zaczołęs!
-Bo ja się ciebie chciałem zapytać o całowanie... no... wiesz jak to się robi...- Jim bardzo gestykulował.
-Zapytaj Syriusza, on ci to lepiej wyjaśni.- w końcu to są dwaj faceci, a ja będę mieć problem z głowy.
-Pytałem, ale on kazał mi iść do ciebie, bo ty jesteś bardziej doświadczona.
-Bardziej doświadczona? -rozbawił mnie- Co ja ma ci powiedzieć? Przecież ci nie pokaze jak to się robi.
-No, nie!Ale coś opowiedz. Bo ja nie wiem czy umiem.
-Umiesz, to każdy umie. Po prostu no...
Starałam mu się to w jakiś sposób wytłumaczyć. W sumie co ja mu miałam powiedzieć? Chciało mi się trochę z niego śmiać. Kiedy w koncu dał mi spokój poszłam do swojego pokoju. Wdałam się jeszcze w rozmowę z Leną Claw, na temat spotkania rady. Zaraz potem pobiegłam na górę. Widząc Lilkę jakoś tak od razu wypaliłam:
-Ale ten James jest nie mozliwy. Zgadnij o co mnie zapytał?-jednak nie czekając na jej odpowiedż ciągnęłam dalej- Wyjechał mi z całowaniem...
-Tylko James i James! kim on dla ciebie jest? od pierwszego dnia tutaj słyszę tylko James i James!
-Co sie stało, że mowisz James?- chiałam obrócić to w zart, ale ta zaczeła się drzeć...
- Ty tak do niego mowisz! Zawsze James! Nigdy Potter! Zawsze tylko smiechy chichy siedzice sobie sciskacie sie. A moze to prawda co gadają, że tak tutaj siu bziu a jak skońcycie Hogwart to weżmiecie ślub?
-Od kiedy zajmujesz sie sluchaniem plotek? Nie znalam cie od tej storny...- zupełnie nie wiem co ją ugryzło krzyczła na mnie.
-mi tez sie wydawalo, że cie znam!
-James nigdy mnie nie interesował w tym sensie,i ja go nigdy nie interesowałam jesli juz to chcesz wiedziec to od pierwszego dnia interesujesz go tylko ty! A dobrze wiesz że mnie interesuje ktoś inny! A tak w ogóle to on jest moim bratem, idiotko!- z płaczem wylecialam z pokoju. Pobiegłam na błonia. Usiadłam sobie nad jeziorem. Siedziałam i wyłam.Może i jestem silna, ale kłótnie z przyjaciólmi to dla mnie najgorsze ze wszystkich rzeczy na świecie... W pewnym momencie spostrzegłam, ze ktoś usiadł koło mnie. Początkowo wcale mnie to nie zainteresowało. “Zaraz sobie pójdzie”, myślałam. Jednak tak się nie stało. Podniosłam głowę i zobaczyłam...

[ 11 komentarze ]


 
53. Co to za kobieta... Bobas
Dodała Aurora Silverstone Wtorek, 17 Czerwca, 2008, 19:48

-Syriusz! Ja chcę taką bratową!- powiedział Reg następnego dnia, przy obiedzie-Auroro! Dziękuję, jestem wolny!!
-nie ma za co- uśmiechnęłam się, podnosząc głowę znad talerza.
-A ja powtarzam kolejny raz: Jesteśmy przyjaciółmi!-Powiedział Syriusz dosadnie. Strasznie juz podirytowany, bo co chwila, ktoś ,czytaj pani Black, powtarzała, że jesteśmy taką piękną parą, że tak świetnie się rozumiemy i że to na pierwszy rzut oka widać.
-Oj Syriuszku, juz się nie denerwuj!- ucięła Valburga.- na prawdę pięknie razem wyglądacie!
-Tato! Możesz im coś powiedzieć?
-A co ja mogę?- zaśmiał się. Tata Syriusza, Orion Black, był bardzo sympatycznym mężczyzną, szczerze powiedziawszy także przystojnym. Jednak siedział u żony pod pantoflem. Z resztą myslę, że to było bezpieczniejsze:-P .

Po obiedzie siedzieliśmy sobie w pokoju Rega. Graliśmy w jakąś durną grę, ale było bardzo wesoło i świetnie się bawiliśmy. W pewnym momencie Syriuszowi coś się przypomniało.
-Pokazywałem ci zdjęcie córeczki Andromedy?
-Nie.
-To zaraz ci przyniosę-Podniósł się z podłogi i wyszedł zpokoju... Po chwili wrócił ze zdjęciem bobasa.-Przysłała mi je jakoś tak...-podrapał sie po głowie, robiąc przy tym ciekawą minę- w zeszłym tygodniu.
-Ojej! Jaka śliczna dzidzia- na prawdę urocza, zdjęcie było ruchome... W końcu to świat czarodziejów... a maleństwo? Zmieniało kolor włosków- Jest metamorfomagiem?
-Tak.-zaśmiał się.
-Śliczna! Jak ja kocham dzieci... Chciałabym mieć kiedyś własne...
-W przyszłym tygodniu kończy roczek.- no tak, było by tak, bo dwa lata temu byliśmy na ich ślubie- zaprosiła mnie na obiad, jutro. Chcesz pójść ze mną?
-Ale wtedy to juz twoja mama całkowicie będzie brała nas za parę...
-Ona nie może wiedzieć, że ja tam idę. Ona nie uważa Andromedy za członka rodziny... Więc musisz mi pomóc. Puścimy coś, że idziemy na spacer.
-Ale ja nie mam się w co ubrać?
-A ta sukienka, w której przyjechałaś na Pokątną? Ślicznie w niej wyglądasz- usmiechnął się do mnie i oczy mu się zalśniły...
-Ale mnie nie zaprosiła, to tak nie wypada...
-Wypada, bo jej napisałem wczoraj, że przyjdę z przyjaciółką, która do mnie przyjechała.
-Jesteś okropny!!!
-wiem...
Przypadkiem spojrzeliśmy sobie w oczy... świat się zatrzymał.... Poczułam ukłucie w żołądku... Ręce zaczęły mi drżeć... miał takie piękne oczy, w dodatku tak byłyszczały... taki cudny uśmiech... Wszystko mi w środku zrobiło się jakby z waty... Miałam ochotę go pocałować, ale na szczęście do pokoju wpadł Regulus, który chwilę wcześniej poszedł po coś do picia. Przerwaliśmy spojrzenie...
-Mama powiedziała, żebyśmy zeszli na dół, zaraz będzie kolacja.
Zeszliśmy więc, usiedliśmy przy stole i rozmawialiśmy. Śmialiśmy się. Reg przyniósł karty, bo ich mama się przeliczyła i jeszcze trochę trzeba poczekać. Graliśmy więc w oszukańca... Parzyłam na Syrka przenikliwie, bo wiem, że z niego to straszny oszust. Ten spoglądął na Rega, ale w gruncie rzeczy patrzył na mnie. Wiedział, że ja się mogę zdradzić jednym gestem...

-Zobacz Orionie jak oni na siebie patrzą...- powiedziała Walburga Black do swojego męża, który pomagał jej przy kolacji. Patrzyła na mnie i na swoich synów z którymi grałam w salonie.
-Przesadzasz, oni mają po 15 lat.
-Zobaczysz to będzie nasza synowa.
-Walburgo! Nie słyszałaś: przyjaźnią się!- mąż wyrecytował jej powtarzane ciagle przez starszego syna zdanie.
-Oj...- machnęła ręką- Nie znasz się!
-Może i się nie znam, ale ciebie znam. Jest idealna, bo jest czystej krwi, ma szanowanych i sławnych rodziców... nie ma żadnego mugola w rodzinie i do tego jest ładna, mądra, wygadana i miła...
-Dokładnie! Idealna dla Syriuszka.-przerwała mężowi i szeroko sie uśmiechnęła. Orion jednak kontynuował.
-Swojej chrzestnej córce też wróżyłaś małżeństwo z synem vicie premermiera...
-Nie przypominaj mi i niej!-powiedziała bardzo dosadnym pełnym wyrzutu głosem. Jakby powiedział coś co starała się ukryć- Nie mam chrześnicy!
-I co wyszła za mugola.-zrobił pauzę, patrząc na skrzywioną twarz Valburgi- Żeby on też przypadkiem ci takiego numeru nie wykręcił... Wiesz, że on nie podziela twoich poglądów.
-Nie zrobi tego! To mój ukochany pierworodny.
-Tak, ten którego obiecałaś...
-Już cicho!- ucieła.- Obaj zawrą idealne małżeństwa. Pójdą drogą, którą wskaże im kochająca matka...
-To jest ich życie! Nie myślisz chyba, że Syriusz pozwoli ci zaplanować je za siebie? Reg może tak, ale nie Syriusz, on nie jest taki pokorny...
-Mamo, kiedy kolacja?- zawołał Syriusz z salonu , kończąć w ten sposób rozmowę rodziców.
-Już Cukiereczku! Za minutkę! Stworek, zanieś talerze!
-Nienawidzę,jak tak do mnie mówi- skrzywił się Syriusz, przypadkiem pokazując mi swoje karty.
-Na prawdę, Cukiereczku?- zaśmiałam się.
-Z twoich ust to inaczej brzmi...- uśmiechnął się.
-Aurorko!- do salonu wpadła pani Black z tacą- Mam nadzieję, że lubisz pastę w sosie nasturcjowym!- powiedziała pokazując mi co przyniosła.
-Nigdy nie jadłam, ale wygląda apetycznie...
I takie było :)

Następnego dnia, po śniadaniu wybraliśmy się z Syriuszem na spacer.A potem mieliśmy iść do kina. To była oficjalna wersja, która upewniała panią Black, że jesteśmy dla siebie stworzeni i jesteśmy parą. Tak na prawdę, poszliśmy na Pokątną kupić jakiś prezent, a potem siecią Fiuu do Andromedy na obiad.
-Cześć!- powiedział Syriusz wychodząc z kominka.
-Witaj!- rzuciła Andromeda, która właśnie odwróciła głowę spoglądając w stronę zielonych płomieni.-Och, witaj Auroro!!!
-Cześć- ucaławała mnie.
-Jak miło cię widzieć!
Znałyśmy się z Andromedą, byłyśmy sobie przedstawiane przez Syriusza. Rozmawiałyśmy też kilka razy. Polubiłyśmy się, chyba...
-Auroro, to jest Ted, mój mąż, ale wy też się chyba poznaliście na naszym ślubie- rzuciła kierując się do kuchni.
-Tak.- powiedział Ted, a potem dodał- siadajcie do stołu!

Po chwili wszystko było podane. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Andromeda poakzywała nam zdjęcia.
-A gdzie masz tego malucha?- powiedział Syriusz- przyszliśmy ją zobaczyć.
-Śpi...- powiedziała. I chyba swoimi słowami Syriusz ją obudził, bo rozległ się płacz w pokoju obok. Andromeda pobiegła i zaraz przydreptało prowadzone przez nią niemowlę.- Zobacz Malutka, to jest ciocia Aurora, a to wujek Syriusz. Przyszli cię odwiedzić...- powiedziała do córeczki, która wyszczerzyła swoje ząbki i zmieniła kolor włosów z różowego na zielone. Uśmiechnęłam się.
-A wiesz, ze wujek ci coś kupił?- powiedział Syriusz.- ciocia...- spojrzał na mnie, tu chciało mu się śmiac, było to widać- pomagała mi wybierać...
Wyjęłam z torebki prezent i podałam Czarnemu. Andromeda podsadziła małą Nimfadorę wyżej, żeby mogła wziąść prezent w swoje malutkie rączki.
-Nie trzeba było- powiedziała.
-No co ty?- podał dziecku paczuszkę. A maleństwo wypuściło ją z rączek i złapało w rączki czarne wlosy Syriusza.
-Ała!?!- zawołał. Zaczęłam się śmiać. Z resztą wszyscy się śmiali.
-Widzisz jednak nie był potrzebny... jej wystarczyło to, że przyszedłeś- Andromeda zaśmiała się.- Nimfadorko, puśc włosy wujka, to go boli. Chodź, mama da ci jeść.-zabrała ją na kolana.
-Słodka jest- powiedziałam.
-Uwierz mi, że to tylko pozory. Potrafi dać nieźle w kość.
-No, jak ty możesz powiedzieć o własnym dziecku, Ted?- powiedziałam.
-Mówię ci, dzieci są słodkie, ale potrafią strasznie zmęczyć.
W to nie wątpię. Małą bardzo interesowały włosy Syriusza. Nawet jak siedziała u mnie na kolanach to i tak starała się szarpnąć go za włosy.

-Mama nic nie miała przeciwko, że tu jesteś?-spytała w pewnej chwili Andromeda.
-Nie wie, że tu jestem.
-Tak myśłałam...
-Słuchaj, nie ważne co myśli... dla mnie i tak jesteś siostrą.
-Dzięki. To prawda co mi mówiła Narcyza?
-Co masz na myśłi?
-Że w drzewie geneaologicznym wypaliła dziurę, tam gdzie było moje zdjęcie?
-Tak. Ale nie...
-Trudno, że tego nie akceptuje...
-Najważniejsze, że ty jesteś szczęśliwa- powiedziałam.
-Jestem-uśmiechnęła się, ale zaraz potem od razu spoważniała- Ale nie chce, zebyś miał jakieś problemy...
-Daj spokój! Nie może mi zabronić się z tobą spotykać! A po za tym jest zachwycona, że wyszedłem, bo jesteśmy z Aurorą na randce.
-Ej to wy coś...- Andromeda poczuła się zdezorientowana.
-Nie!- szybko sprostowałam-ale ona ciągle powtarza, że do siebie pasujemy i bieże nas za parę...
-I nie idzie jej wytłumaczyć, że my nią nie jesteśmy. Ciągle tylko mi powtarza, że Aurora jest cudowna! Ładna, mądra, kulturalna, idealna, jakbym sam tego wszystkiego nie wiedział... i co najważniejsze jest czystej krwi.
-Co to za kobieta!- skwitowała, wywracając oczami.



-Ale mi nawyrywała włosów. Stwiedził Syriusz, kiedy wracaliśmy do niego do domu. Roześmiani... To był mój ostatni wieczór w domu Blacków. O mały włos i była by mega afera, bośmy się sprzedali, że nie byliśmy w kinie. Na pytanie na jakim filmie, oboje rzuciliśmy inne tytuły. A potem Syriusz szybko dodał, że nie byliśmy w kinie tylko na długim spacerze,a potem siedzieliśmy w kawiarni. Kupiła to :) Całe szczęście...
Po śniadaniu miałam wrócić do domu. Na szczęście, udało mi się w końcu wejść do tego kominka... Widziałam już chyba wszystkie pamiątki. Pokazła mi w końcu, drzewo rodowe Blacków z wypaloną dziurą po Andromedzie, w sumie to było tam kilka dziur. O żadnej nic nie powiedziała, a gdy zapytałam, zrobiła minę jakby ktoś podłożył jej pod nos coś cuchnącego, mówiąc, że to nic nie znaczące defekty. Znalazłam na tym drzewie nawet ciocię Doreę i wujka Charlusa, a nawet Jima :)
Wróciłam do domu przez kominek obładowana zakupami. Syriusz mi pomógł... Przy okazji odwiedził Jamesa.
-Teraz to my ciebie powinniśmy trzymać u nas- powiedziała ciocia Dorea, która to z kolei zatrzymała Syriusza na obiedzie.
-Chyba nie da pani rady, bo niedługo trzeba wrócić do szkoły, chociaż ja bardzo chętnie...
-Powiedz mamie, że w przyszłym roku przyjeżdżasz do nas na dwa tygodnie. Conajmniej!-powiedziała.
-Powiem...
-Super! Lilly też ma przyjechać!
-No, co ty? Evans??- James się ucieszył.
-A to jest ta co się James w niej zakochał?- spytała ciocia. A my zaczęliśmy się śmiać, to znaczy ja i Syriusz.
-Nie prawda!-bo Jim się zaczerwienił.

[ 31 komentarze ]


 
52. James umrze z zazdrości :P
Dodała Aurora Silverstone Piątek, 06 Czerwca, 2008, 15:14

Kochani dziekuje wam. :*:*:*
Za wszystkie głosy- jestem z siebie dumna :) 3 miejsce.
Najwyższe miejsce dla pamietnika fikcyjnego. Dziękuję i zbędnie nie przedłużam. Notka, z dedykacją dla WAS :*:*:*




– Gdzieś ty była?- spytał zadziornie.- Ile można czekać?
– Nie marudź długo nie czekałeś. A tak w ogóle to cześć- przywitałam się z nim jak zawsze,
cmoknięciem w policzek.
– Skąd wiesz?
– Widziałam. Siedziałam w środku i piłam kawę.
– a gdzie masz Jamesa?
– chory. Ta pogoda go wykończyła. Ma katar, ale mama nie dała mu wyjść z domu, bo się rozłoży
do reszty. Wiesz jaka ona jest?
– wiem ,a sama byłaś na tej kawie?
– nie.
– A z kim?
– Z Lujuszem Malfoyem i jego dziewczyną. Ale czy to ważne z kim byłam?
– no trochę ważne. Co chciał?
– Wszystko musisz wiedziec?
– Tak tylko pytam. a tak pogadać. Chodź idziemy.- wzięłam go pod rękę.
Przeszliśmy Pokątną w poszukiwaniu podręczników. Ksiązkę, której poszukiwaliśmy też
znaleźliśmy. Zrobiliśmy też zakupy w aptece i u zielarki, trzeba było uzupełnić zapasy.
Rozmawialiśmy, opowiedziałam mu co słychać tak, bardzo ogólnie. Było wesoło, żartowaliśmy
się, śmialiśmy. Pogoda była fatalna, nie było sensu łazić po Pokatnej. Dlatego Syriusz zaprosił
mnie do siebie na herbatę.
– Z przyjemnością, ale nie wiem czy wypada tak, bez zapowiedzi.
– Daj spokój wkońcu to ja ciebie zapraszam.
– No, ale twoja mama...
– Roruś, ona bardzo się ucieszy.
– Na prawdę?
– Tak.
– No dobrze.
Wsiedliśmy do autobusu. Nie, nie jechaliśmy (o)Błędnym, zwykłym mugolskim autobusem. Na
gapę. Bynajmniej tak mi to wytłumaczył Syrek, bo jechaliśmy bez biletu. Syriusz mieszkał w
Londynie na Grimmuald Place. Autobus zatrzymywał sie nie daleko. To dobrze, bo nie trzeba
było iść taki kawał jak szłyśmy do Lilki. Weszliśmy do jego domu. Zaparło mi dech w
piersiach. To znaczy o mało nie dostałam zawału, kiedy zobaczyłam na ścianie powypychane
głowy skrzatów domowych. Syriusz spostrzegł przerażenie w moich oczach.
– Nie mordujemy ich. To raczej ich ambicja życiowa, by po śmierci mogły tutaj zawisnąć.
– Ojej.
– Mamo! Mamy gościa!- krzyknął Syriusz.
– Tak?- kobieta szybko przybiegła.
– To moja mama, a to moja przyjaciółka, Aurora.- przedstawił nas.
– Bardzo mi miło- powiedziała.- Zapraszam do środka. Napijecie się czegoś? Czekoladki?
– Aurora? - spytał.
– Tak, poproszę.
– Wchodź- poprowadził mnie do środka, do salonu.
Siedzieliśmy rozmawialiśmy. Pani Black, przyszła do nas i zaczęła mnie zagadywać.
Wypytywała o różne rzeczy, była na prawdę bardzo sympatyczna. Nie wiem czemu Syrek
zawsze na nią narzekał. Zauważyłam, ze bardzo mnie polubiła. Poprosiła żebym została na
obiad. Szczerze? Ona mi to oświadczyła. Nie miałam wyboru. Tłumaczyłam, że będą się
martwić w domu, ale ta stwierdziła, ze napisze do cioci i uprzedzi, że zostanę tutaj troszkę
dłużej. Potem powiedziała mi, że ciocia zgodziła się, zebym została tutaj jeszcze trzy dni. Nie
pomogły tłumaczenia, ze ja nic ze sobą nie mam, żadnych ubrań na przebranie nic. Ale i tę
sprawę załatwiła, bo ciocia Dorea miała wyłać coś kominkiem. Zaczynam rozumieć co w
osobie jego mamy irytowało Syrka- ten jej upór, ona jest nawet bardziej uparta ode mnie.
– James umrze z zazdrości.- strwierdziłam.
– Dlaczego?- spytał.
– Bo on nigdzie nie był w tym roku, a na dodatek leży chory.
– To co zmusiła cię, zebyś została?- spytał retorycznie.
– Niestety.-
– o ty,- zaczął okładać mnie poduszką.- Jaka ty szczera jesteś!
Siedzieliśmy u niego w pokoju. Syriusz miał duży pokój na górze. Na ścianie wisiały jakieś
plakaty Jęczących bębnów, ulubiona kapela Syriusza.
– Przestań!- śmiałąm sie i nawalałam go druga poduszką.
– Cieszysz się, ze to zrobiła?- zatrzymał się. Nasza wojna na poduszki wyglądała mniej więcej tak
jak ta zimą na śniegu.
– A ty?
– Ja pierwszy zadałem pytanie! Ale pierwszy też odpowiesz.- rozległo się pukanie do drzwi.
Syriusz szybko ze mnie zeskoczył, żeby potem nie było. Nadal się brechtaliśmy. To był Reg.-
Cześć Reg!
– Cześć, Auroro!- odpowiedział.- Nie przeszkadzam?
– Nie, Młody właź- Syriusz zaśmiał się.
– Słyszłem, że gościa mamy. I tak postanowiłem wejść.
– Jak tam po obozie- spytałam. Reg był na tym obozie na którym byliśmy w zeszłym roku. Te
dwa debile (Jim i Syrek) nie pojechały, bo było za mało chętnych w ich grupie wiekowej i nie
doszła ona do skutku.
– Super. Nawet nie wiesz jak...- zaczął mi opowiadać o tym jak pokochał quidditch.
– A wiesz, że młody nawet dziewczynę sobie znalazł?- zarechotał Syriusz, który leżał obok mnie
na łóżku.
– Tak?- zapytałam.
– To nie jest moja dziewczyna!- zirytował się.
– A to co? Coś z nią nie tak?- nie wiedziałam ci się dzieje jeden się brechtał a drugi wkurzał i
czerwienił- Ej! Zaczeliście to mi wytłumaczcie!
– No, bo taka blondyna z piątego roku, stwierdziła...
– Ona wcale nie była z piątego roku!- nie wiesz to się nie wypowiadaj!
– No to ty mów- powiedziałam.
– No bo to jakaś kopnięta pierwszoklasistka, do której podałem na meczu kafla, potem biegała za
mną cały obóz
Spojrzeliśmy na siebie z Syrkiem i jednocześnie powiedzieliśmy dokładnie to samo
– Amanada!- zaczęliśmy się brechtać. Młody kontynuował.
– Teraz dostaję od niej po 10 listów tygodniowo. Mam juz na prawdę tego dosyć!- coś zapukało w
szybę. Obejrzeliśmy się w stronę okna, Reg zakrył twarz dłońmi.
– Młody? Kolejna partia. Może wreszcie jej odpiszesz?- Syriusza wyrażnie to bawiło. Reg
podszedł do okan i wpuścił ptaka do środka.
– Ona mnie nie interesuje! Wbij to sobie do głowy.
– Ale jsteś pewien, ze cie nie interesuje? Na 100 procent?- spytałam.
– Nie. Aurora, ty jej nie widziałaś, to normalnie ogr jakiś.
– To mogę ci pomóc.
– Na prawde? Jak?
– Daj mi pergamin!- napisałam list, w którym podałam się za dziewczynę Rega i napisałam że nie
życzę sobie by do niego pisała. Tylko ubrałam to groźniej i barwniej w słowa.

[ 11 komentarze ]


 
51. PREFEKT, Pokątna i nieoczekiwane spotkanie
Dodała Aurora Silverstone Piątek, 30 Maja, 2008, 21:21

Ciocia była zachwycona, uznałą, że to bardzo miły gest ze strony rodziców Lilly. Ciasto bardzo smakowało. James sam pochłonął połowę, kiedy usłyszał, że Lilly też je robiła. Z jej rąk to by chyba truciznę nawet zjadł. W każdym razie wróciłam do codzienności. Od poniedziałku znowu zasuwałam w szpitalu, zostały mi jeszcze dwa tygodnie. Szkoda, że tylko tyle :( Kiedy wróciłam do pracy dowiedziałam sie, ze Stan Melisy był już na tyle dobry, ze wypisali ją do domu. Bardzo się ucieszyłam. Kilka dni po moim powrocie dostaliśmy listy z Hogwartu. W sumie to przyszły bardzo późno w tym roku. Zwykle były pod koniec lipca, a tutaj mamy już koniec pierwszego tygodnia sierpnia. Tradycyjnie w kopercie był bilet, przypomnienie o rozpoczęciu wakacji oraz spis ksiązek.

Droga Panno Silverstone,
Uprzejmie przypominam o rozpoczynającym się 1 września roku szkolnym. Pociąg jak zawsze odjedzie o godz. 11 z penonu 9 i ¾ na stacji King's Cross...
Podręczniki:
Zaklęcia: Standardowa księga zaklęć stopień 5
Zielarstwo: Skarby szklarni, Klementyna Jure
Praktyczna Wiedza Niemagiczna: Bez Magii przez świat, Sam Trochanter
OPCM- Pamiętniki z podróży, Miranda Megan Potter
.

O kurcze książka mamy! W tym roku moja koperta była wzbogacona o jeszcze jeden świstek.: Było to coś w rodzaju instrukcji, ze mam się zgłosić do przedziału prefektów podczas naszej podróży na zebranie. Ok.
Do pokoju wpadła Dora, na tak dzisiaj rano posłałam ją do Lilly. Do stupki miała przyczepiony liścik.
-Dzękuję- powiedziałam do mojego kochanego ptaszyska, kiedy ta wciagała nóżkę.'

Kochana Aurorko!
Nie uwierzysz co się stało? Dostałam dzisiaj list ze szkoły...


-Nieprawdopodobne, ja też- powidziałam pod nosem.

... Jak zawsze był tam spis książek. Wiesz, że jedna chyba jest mamy Pottera?

-Nie moja droga, to moja mama- pomyślałam sobie.

Ale nie o to mi chodziło. Po za tym co zawsze jest w liście, było jeszcze ccoś. Roruś!!! JESTEM PREFEKTEM!!!
Sstrasznie się cieszę, od razu do ciebie napisałam.


-Super! - powiedziałam z entuzjazmem. Złapałm pergamin.

Liluś,
Bardzo się cieszę i gratuluję ci. Buziaczki moja, pani prefekt. Cieszę się, bo nie będę sama w tej głupiej radzie szkoły. Ciekawe kto został prefektem, wiesz chodzi mi o chłopaka.
Pozdrawiam cię serdecznie,'
jeszcze raz gratuluję,
Aurora.


-W polu mojego widzenia pojawił się Jim.
-Lilka została prefektem. - powiedziałam.
-To super.
-Ciekawe, kto z chłopców będzie drugim.
-Na pewno nie ja.- powiedział trochę zawiedziony.
-Nie mów mi, ze jesteś zawiedziony!
-W sumie to nie- odpowiedział.- widziałaś listę książek?
-Tak. Książka mamy.
-Wiesz trzeba będzie wybrać się na Pokątną.
-Jak najbardziej. Tym bardziej, że musimy kupić ...- urwałam, bo ciocia weszła do salonu.
-No jak tam? Prefekci?- spytała.
-Nie, żadne z nas nie dostało odznaki.- powiedział.
-Ale ukochana Jima owszem.- zaczęłam się śmiać- i ten się wkurzył, bo nie będzie mógł jej towarzyszyć.- James mnie uderzył.- ej, przceież prawdę mówię- oddałam mu,ciocia zaczłęła się śmiać.
-Och dzieci, dzieci- złapała miskę z praniem i poszła je rozwiesić.
-Wiesz co? To kiedy idziemy na Pokątną? - spytałam kiedy przestaliśmy się nawalać. Kurde, będe miała siniaka. Nie, Jim mnie tak mocno nie uderzył. Po prostu jak uciekałam przed nim wyrżnęłam w stół.
-Nie wiem. W przyszłym tygodniu?
-Dobra. Poczekaj- poszłam do pokoju po kalendarz. Wróciłam i usiadłam z powrotem obok brata.- Remus mówił, że będzie musiał zniknąć koło 10.
-No to kiedy? Zeby mógł póść z nami?
-On i tak nie pójdzie, w sumie to nie o to chodzi. Obiecałam zajrzeć do jego mamy, jak jego nie będzie.
-Acha.
-Lilka pojechała do Włoch na trzy tygodnie, to też z nami nie pójdzie.
-Peter, miał wyjechać z babcią.
-No to ma pewnie cudowne wakacje.
-Zapewne.
-Podaj mi pióro, napiszę do Syriusza może ma ochotę pójść z nami.-Napisałam list, spytałam czy ma czas i ochotę zeby pójś z nami w przyszłym tygodniu na zakupy. Odpisał, ze z przyjemnością. Umówiliśmy się. We wtorek wpadałam do mamy Remusa, kiedy ten wyjechał. Poszłam tam, przypilnowałam, żeby wzięła leki. Pochwaliła mi się, że jej jedynak został prefektem. Ucieszyłam sie i pogratulowałam jej. I kazałam uściskać ode mnie Remy'ego. A swoją drogą jaki wstręciuch. W sumie to pan skromniś. W piątek mieliśmy iść na Pokątną z Jimem, bo przeciez um,owiliśmy sie z Syrkiem. James niestety się przeziębił i mama nie chciała go puścić, awanturował się prosił, ale Dorea wsadziła go pod kołdrę, dała eliksir pieprzowy i biedactwo się teraz kuruje. Jest zachwycony. W piątek wsiadłam do autobusu i pojechałam pod Dziurawy kocioł, przeszłam przez bar i zastukałam w odpowiednią cegłę. Stałam i czekałam na Syriusza na rogu Pokątnej, dokładnie tam gdzie się umówiliśmy. Mimo iż był środek lata pogoda była okropna. Stalami z założonymi rękami i trzęsłam się. W pewnej chwili usłyszałam za sobą:
-Aurora.- nie był to glos Syriusza, ale był to znajomy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego blondyna, który szczerzył do mnie zęby.
-Cześć!- rzuciłam.
-Co za spotkanie. Można by rzec po latach.
- Nie przesadzaj.
-Może dałabyś się zaprosić na kawę, porozmawialibyśmy. Tu jest kawiarenka.- Rzeczywiście staliśmy pod drzwiami kawiarni Stokrotka.
- A mamy o czym?
-Mamy.- zaczęło padać. Chyba, że zamierzasz stać na deszczu?
-No dobrze więc chodźmy,.- powiedziałam rozkładając ręce. A o otworzył mi drzwi- ale uprzedzam cię nie mam zbyt wiele czasu... Od kiedy taki uprzejmy?
-Nie poznałaś mnie od tej strony. Potrafię zachować się wobec kobiet. Chodźmy tutaj.- wskazał ręką na stolik po jego prawej.
- Chyba, że podnosisz na nie rękę.
-Nigdy nie podniosłem ręki na kobietę.
-a ja to niby co?
-To był jedyny raz. Już przeprosiłem.
-nie przypominam sobie. I nie wiem co tu w ogóle robię.- wymamrotałam pod nosem.
-Więc przepraszam. Jaka kawę pijesz?
-Migdałową.
-Delikatną. Masz wyszukany gust. Ja Rumową poproszę- powiedział do kelnerki, która właśnie podeszła, podając jej kartę.
-Może coś do kawy?- spytała. A ten spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
-Ja dziękuję.- powiedziałam.
-W takim razie to wszystko- powiedział a kelnerka odeszła. I po chwili przyszła z dwiema filiżankami.
-Więc o czym chciałeś porozmawiać. Nie mam dużo czasu jestem umówiona z Syriuszem.
-Ja też czekam na Narcyzę.
-Więc?
-Chciałem spytać czy mówiłaś komuś o moim, naszym sekrecie.
-Naszym sekrecie?- uśmiechnęłam się drwiąco- nie, nie mówiłam nikomu.
- Wolałbym, żeby tak pozostało.
-Nie dziwię się. Powiedziałam, ze nikomu nie powiem, chyba że mnie sprowokujesz do tego. Masz moje słowo.
-Wiesz, że to dla mnie bardzo ważne.
-Domyślam się. Byłbyś skończony, gdyby to się wydało.
-Dokładnie. A swoją drogą, z kobietą taką jak ty nie warto zadzierać.
-Przez grzeczność nie zaprzeczę.-uśmiechnęłam się.
- A jak tam w Howarcie, coś się zmieniło?
-Nie to nadal stare poczciwe zamczysko. Nadal pełno tam młodzieży, nauki ale i śmiechu i zabawy.
-Ach tak. Nadal wpuszczasz ludziom Topki do sypialni?
-Przecież nie masz dowodu, ze to ja.
- Ale oboje doskonale wiemy, ze to ty. Też masz małe sekreciki. Jak się tam dostałaś?
-Nie wiem o czym mówisz.- zaśmiałam się.
-Rozumiem, nie powiesz.
-nie zamierzam. A co słychać u ciebie? Co porabiasz po zakończeniu Hogwartu? - Pracuję w Ministerstwie Magii. Mam własne biuro, sekretarkę.
-O miło, a w jakim departamencie?
- Dystrykcji, wiesz tam się ustala nowe ustawy, wprowadza klauzule.
-Ciekawe. A co z Narcyzą? Czyżby to było coś poważnego? Bal pożegnalny, wesele Andromedy, a teraz kawa?
- Można tak powiedzieć. Spotykamy się dość często, ale wiesz moja praca to ciągłe wyjazdy.
- Nie myślisz o małżeństwie? W końcu masz już swoje lata. Poczekaj- zaczęłam się zastanawiać- ja mam 15 to ty 21. Nie czas najwyższy?
- Nie śpieszy się nam. Najpierw muszę się ustawić, dorobić czegoś. Z resztą poważnie myślimy o sobie dopiero od jakiegoś miesiąca czy dwóch.
- Rozumiem.
-A ty co zarzuciłaś sidła na Blacka?
- Ja? Nie, przyjaźnimy się.- Do stolika podeszła Narcyza, rzuciła mi pogardliwe spojrzenie i pocałowała swojego chłopaka.
-Cześć, Lucjuszu.
- Cześć. – spojrzał na nią a potem na mnie- Znacie się?
-Oczywiście. Witaj Narcyzo!
-Cześć.
-Siadaj napijesz się czegoś?- spytał.
-Tak kawy, magnoliowej. A ty co tutaj robisz, Auroro?
- Czekam na twojego kuzyna.
-Mojego kuzyna?- spytała.
- Na Syriusza. A Lucjusz zaprosił mnie na kawę, by pogadać o starych czasach.
- Miło.- powiedziała, ale wcale nie była zadowolona z mojej obecności. Jednak starała się być mila- Co słychać?
- a ogólnie to nic ciekawego. Zaczynam piaty rok, czekają mnie Sumy. Kupa nauki i niewiele zasu na zabawę. Ale myślę, ze to norma. Wakacje po woli się kończą, a ja ładuję akumulatory. Co prawda całe wakację w aktywnym tempie, ale prawdę powiedziawszy nie lubie siedzieć bezczynie. A u ciebie?
- a u mnie ?- uśmiechnęła się- No cóż pracuję, można by powiedzieć na rodzinnym interesie. Spotykam się z pewnym przystojniakiem- pogłaskała Lucjusza po twarzy, a on uśmiechnął się.- i tak mi życie leci.
-Dziękuję za kawę, ale ja już chyba pójdę. Widzę, ze Syriusz już czeka, a i wam nie będę przeszkadzać. Do zobaczenia.-Uśmiechnęłam się. I udałam się w kierunku drzwi. Kiedy przez nie przeszłam. Zobaczyłam zniecierpliwionego Syriusza.

[ 11 komentarze ]


 
50. Melisa... Wizyta w domu Lilly
Dodała Aurora Silverstone Piątek, 23 Maja, 2008, 00:09


Na pocżatek będzie coś ode mnie. Dziś dodaję 50 notkę, to coś w rodzaju takiego małego jubileuszu:-) Szkoda mi ze tak mało osób czyta ten pamiętnik, a część tych którzy czytali juz nie czyta- kiedyś pojawiało się więcej ników w komentarzach, ale cieszę sie za razem, ze jest ktoś komu to się podoba. Na prawdę bardzo miło mi jest czytać wasze komentarze i logiczne jest, że chciałabym jak najwięcej.
W życiu Aurory jeszcze wiele się wydarzy, będą wzloty, upatki, miłości i rozstania, będą łzy, będzie też szczęście, nie zabraknie napięcia i tragedii. Nie zabraknie także huncwotów oraz perypetii Lilki i Jamesa. Oj będzie się działo. Mam nadziję, że zostaniecie ze mną do końca...

Parvati, wydaje mi się, ze przesadzasz. Najłatwiej powiedzieć nie umiem. Spróbuj myśleć jak Wiktor, postaraj się przez chwilę byc nim. Wtedy poczujesz jego emocje. Co do zostania pisarką...hmmmm...rozważam taka możliwość, ale nie było by to moim jedynym zajęciem, bo nie wiem czy ktoś by te moje książki kupował. Pomysłów mam bardzo wiele...
Co do mnie i do Marty, my piszemy poprostu dojrzalszym językiem, bo jesteśmy trochę starsze i jakby to powiedzieć, dojrzalsze emocjonalnie(?), nie wiem czy użyłam trafnego zwrotu, ale im jest sie starszym inaczej się postrzega świat. Mi np. dziwnie pisało się świat oczami 11 letniej Aurory, bo sama przeżywałam to tak dawno, ze nie pamiętam jak się wtedy myśli.Pewnie ją przejaskrawiłam. Teraz gdy opisuje jej życie staje mi sie ona coraz bliższa i w pewnym sensie zaczynam wkładać w nią coś z siebie i robie to całkiem mimowolnie. To co zawieram w tym pamiętniku, a właściwie tej powieści biorę ze wszystkiego co mnie otacza. Z własnych doświadczeń, swoich marzen, z tego co ktoś mi powiedzał,nieraz to są dosłownie cytaty. W Aurorę wkładam siebie, czasem może aż za bardzo się z nią identyfikuję. Nie skłamałabym gdybym powiedziała, ze jest podoban do mnie, ale za razem jestemy całkiem inne. no może nie całkiem...

czasem jest mi trudno cokolwiek napisać, co myślę, bo chciałabym tyle napisać... Chciałabym też poznać zdanie każdego z was, kto zajrzał do tego pamiętnika. Rozumiem, ze kogoś historia ta może nie interesować. Uwierzcie mi, ze ja nie potrafie być obiektywna wobec tego co tu piszę, jestem z tym zbyt związana. Chcę wiedzieć co wy o tym myślicie, szczrze. Komentarze nie zniechęcą mnie do zamieszczania kolejnych "odcinków" a ich brak owszem. Im jest ich wiecej tym chętniej piszę, to jak bateeria, szybciej bede dodawać kolejne części. Jeśli wiesz, że nie robisz czegoś tylko dla siebie robisz coś chetniej i z większym powerem. Ja tak mam.

Piszcie do mnie, jeśli macie jakieś pytania i nie tylko na kazde odpowiem. Może nie odpowiadam na maile od razu, ale zawsze jeśli przeczytam odpiszę, a zawsze czytam to co do mnie dojdzie. Podaje wam mojego maila: aurorasilverstone@interia.pl
numer gg też podaję 5816921.
Piszcie do mnie. Chcę was poznać. Dzięki Aurorze poznałam już kilkoro świetnych ludzi Dz. B. (która fantastycznie mnie rozumie, kto by pomyślał, ze tak można poznać kogoś takiego. To ona pierwsza wpadła na Aurorę i ona przeczytała przedpremierowe fragmenty jako pierwsza) Sylwkę (Lilke, z którą wymyślałyśmy życie pewnego krukona, z którą też mi się świetnie rozmawia, która zawsze posyła mi fajną grafikę),Martę (z którą mimo różnych gustów znalazłam wspólny jezyk) i chcę poznać ich wiecej.Martusiu, kochana, przeczytam wszystko spod twojej ręki obiecuję, jak tylko się uporam z tą moją szkołą, przeczytam wszystko jednym duszkiem i napiszę ci piękny wybitnie długi komentarz. Przepraszam,że nie czytam na bieżąco, ale czas i okoliczności nie sprzyjają.
Przepraszam też że nie komentuję czego innego co wpasnie mi "w ręce". Swoja drogą jestem w ty momencie okropna wymagam komentarzy od was a sama ich nie pisze, postaram się poprawić.Będę wrzucać choćby minki i wy róbcie tak samo, nie musicie pisać głupot wystarczy, ze pokażecie, ze jesteście...
Nie przynudzam już.... Pozdrawiam was serdecznie i ściskam mocno :)
A teraz gwóźdż programu czyli: 50 Notka:



Otóż właśnie wujek zaczął ze mną rozmowę na temat przyszłości, mojej przyszłości. Wie doskonale, ze chcę zostać uzdroeicielem.
-Pomysłałem, że w ten sposób najlepiej zobaczysz czy ta praca ci się podoba i będziesz mogła podjąc decyzję czy nadal chcez być uzdrowicielem.
-Ale wujku powiedz mi o co chodzi!- nie mogłam się doczekakć
-Porozmawiałem z dyrektorem i załatwiłem ci pracę na miesiąc wakacji w Mungu. będziesz mogła zobaczyć co cię czeka.
-Świetnie- przytuliłam wuja mocno.- kiedy zaczynam?
-Jutro?- zapytał, tak, ze wiedziałam ze decyzja należy do mnie.
-Jutro. Cieszę się.
Pomysł był świetny. Rzeczywiście mogłam poznać ten zawód od podszewki i to sprawiło, ze spodobał mi się jeszcze bardziej. Jim marudził, że on też by tak chciał zobaczyć jak wygląda praca w biurze aurorów i czy nie mógłby mu takowej załatwić. Charlus przekonał go jednak, że nie, bo po pierwsze nie ma tam znajomości, a poza tym to jest zbyt niebezpieczne dla 15-latka, który nie ma w tym doświadczenia. Nie było łatwo wytłumaczyć Jimowi, bo odezwało sie w nim rozpieszczone przez ciocię Doreę dziecko, była wielka zniewaga majestatu:), ale ostatecznie zrozumiał to, jakoś.
Mnie ulokowano na oddziale Magicznych Zarazków na drugim piętrze. Miałam tam pomagać, a to coś przynieść, to coś zabrać, po prostu patrzeć na to co robią uzdrowiciele, uczyć się :), ponadto mogłam podawać przepisane leki, mierzyć gorączkę. Normalnie nie dałoby się tego załatwić, ale wujek poprosił dyrektora, a że znali się jeszcze ze szkolnego podwórka, zgodził się. Opiekę nade mną sprawowała znajoma rodziny. Właściwie to zawsze mówiłam do niej "ciociu", ponieważ Kornelia Walters była przyjaciółką mojej mamy jeszcze z czasów szkolnych. Odwiedzała nas często kiedy mama żyła i działo się też tak i po jej śmierci, bo przyjaźniła się też z ciocią Doreą. Z opowieści wywnioskowałam, że było to wielkie trio: Miranda, Kornelia i Dorea, trzy wielkie przyjaciółki z trzech różnych hogwarckich domów. W każdym razie ciocia Kornelia miała pokazać mi jak wygląda praca, którą chciałam w przyszłości wykonywać. Podobało mi się to, to znaczy ta moja praca, mimo tego, że spędzałam w szpitalu prawie całe dnie. Jak wychodziliśmy z wujkiem na 10 to wracaliśmy najwcześniej po 18.
-Auroro?- powiedziała ciocia Kornelia- Zmienisz pani Lupin kroplówkę?
-Oczywiście- powiedziałam. To był pierwszy raz kiedy samodzielnie, to znaczy bez czujnego oka cioci miałam to zrobić. Wiedziała, ze to umiem, bo robiłam to już tutaj chyba setki razy. Fakt, do pani Lupin szłam pierwszy raz. Wiedziałam gdzie leży, chociaż nigdy wcześniej u niej, to znaczy w jej sali, nie byłam. A pracuję tu już przeszło tydzień.
-Dzień dobry- powiedziałam kiedy weszłam do sali. Na łóżku leżała blada, wychudzona kobieta, a przy łóżku siedział Remus. Odwiedzał mamę codziennie, widywałam go, rozmawialiśmy, pytałam też ciocię o jej stan zdrowia.
-Dz....ień ddobry- kobieta ledwo otworzyła usta, nie była w nastroju, wyglądała na słabą, wyczerpaną.
-Cześć Aurora- powiedział Lupin. Też wyglądał na wykończonego.
-Ładny dzień dzisiaj mamy!- powiedziałam, a kobieta się uśmiechnęła- Może otworzyć okno? Wpadnie trochę powietrza?
-Nie dziecko. Dziękuję- Remus podniósł sie i wyszedł.
-To ja później do pani zajrzę. Zobaczyć czy wszystko ok.
Co sie dzieje?- spytałam Remusa, który stał przed salą.
-Z nią jest źle. Zero poprawy- oparł się o ścianę- Aurora... już po niej...
-Remusie! Ma dobre wyniki. Teraz będzie już tylko lepiej.
-Ja się boję! Po za nią nie mam nikogo. Ojciec od dwóch lat nie żyje, umarł na serce...
-Nie wiedziałam, przykro mi.
-To moja jedyna rodzina. Nie chcę zostać sam .Ty sama wiesz najlepiej co to znaczy nie mieć rodziców. A ja nie mam takich wspaniełych cioci i wujka, żeby sie mną zajęli. Kto by chciał takiego mieszańca jak ja...- rozpłakał się. Zawsze wydawał mi się taki twardy. Tak dzielnie znosił swoją przypadłość nic nikomu nie mówiąc. Nigdy się na nic nie żalił, a jednak jednak bardzo wrażliwy.
-Remy- przytuliłam go- Twoja mama wyzdrowieje. Jest słaba, bo jej organizm walczy z chorobą. Jest młoda, przetrzyma to. Ty też jesteś zmęczony, przygnębiony, a tym jej nie pomagasz. Idź się przespać. Będę do niej zaglądać, obiecuję.
-Daj spokój, ona się od tygodni nie uśmiechała. Myślałem, że się poddała. Wychodziłem z siebie... a ty tylko weszłaś...
-Widzisz.-uśmiechnęłam się.- Możesz spokojnie iść odpocząć.
-To nie jest tylko zmęczenie, Rora. Pełnia się zbliża i ja zaczynam to odczuwać. Muszę się zaszyć, tylko on atu sama zostanie...
-Remy! Co ty za bzdury opowiadasz? Będę do niej zaglądać. Posiadzę przy niej. Mie mart się! Zaopiekuję się nią.
-Dziękuję ci, kochana jesteś!
Jak obiecałam zaglądałam do Melisy. Tak. Bardzo mnie polubiła i kazała mówić do siebie po imieniu. Nie chciałam się zgodzić, ale szantażowała mnie, ze sie znowu rozchoruje jak sie nie zgodzę i nie miałam wyjścia. Śmiała się za każdym razem, kiedy wchodziłam do jej sali. W tę kobietę wstąpiła radość, widać było, że zdrowieje.
-Witam, Meliso! Cześć Remy! Jak sie dzisiaj czujemy?- spytałam, kiedy przyszłam zmierzyć jej temperaturę.
-Oj Auroro! Lepiej, lepiej.
-A ty jak tam Remy?- zagadnęłam kumpla. Ten nie zdążył nic jednak odpowiedzieć.
-Widzisz jaki Aurora jest promyczek? Zaraża entuzjazmem. Cieszę się, że masz takich przyjaciół, synku. Takich, którzy akceptują...
-Mamo!
-Meliso!- zaśmiałam się- termometr!
-Już- wyjęła i podała mi go. Spojrzałam jeszcze w kartę, żeby zapisać wynik. Było coraz lepiej.
-Auroro! Jak stąd wyjdę zapraszam cię na obiad!- powiedziała Melisa.
-Dobra, ale jak całkiem wyzdrowiejesz.- odpowiedziałam.
Ciebie i wszystkich przyjaciół Remusa.
-Mama!- mrałczał Remus.
-Dobrze- uśmiechnęłam się. To ja będę już leciała. Zajrzę później.- wyszłam.
-Rora?- zawołał Remus, który wybiegł za mną z sali- Jak ty to zrobiłaś?
-Co?- spytałam.
-Jak postawiłaś ją na nogi?
-Ja?
-ty!
-Remy, ja z nią po prostu rozmawiałam. Rozweseliłam ją. Ona cię bardzo kocha i martwi sie o ciebie. Bała się, ze nie masz przyjaciół..
-Przecież mówiłem jej o was.
-Myślała, ze ja oszukujesz, żeby sie nie martwiła. Powiedziałam jej, że znamy prawdę i mimo to nadal cię kochamy. Uświadomiłam jej, że musi walczyć z chorobą, bo ma dla kogo żyć.
-Dziękuję- przytulił mnie i pocałował w policzek.
-Uwaga termometry- ścisnął mnie tak mocno, że mało nie popękały.
-Przepraszam. I na prawdę, jeszcze raz, dziękuję.
-Nie ma za co!- powiedziałam, kiedy już pobiegł z powrotem do mamy. Nie widzieli sie tak długo, bynajmniej dla nich ten tydzień był wiecznością. Nie pamietam kiedy ostatni raz widziałam Remusa tak szczęśliwego.

W miedzyczasie umówiłałam się Lilly, ze przyjadę do niej w pierwszym tygodniu lipca. Ciocia pozwoliła mi zrobić sobie 2 tygodnie przerwy. Ciocia Dorea i wujek Charlus też nie mieli nic przeciwko mojej wizycie u Lilly. Wiedzieli jak bardzo interesuje mnie mugolski świat i nie robili problemu bym mogła go zobaczyć od potrzewki. Jim tylko marudził, ale to pewnie było z zazdrości, że on musi siedzieć w domu i się nudzić.
Tak więc pojechałam do Lilly. Umówiłyśmy się, ze odbierze mnie z dworca King's Cross. Takie charakterystyczne miejsce. Jechałyśmy najpierw, takim pociągiem pod ziemią... Jak on się nazywał? Zaraz! Gdzieś to sobie zapisałam! Mam! Metro! Potem przesiadłyśmy sie w autobus. Jakie te mugole mają wolne te autobusy. Jak bym wiedziała, to pojechała bym do Lilki (o)Błędnym Rycerzem. Lilly mieszka na obrzeżach Londynu,a może to już nawet nie jest Londyn. Tyle jechałyśmy? Jest to dzielnica, gdzie był szereg identycznych domków. A dom Lilly kawałek od przystanku, więc musiałyśmy sie jeszcze przespacerować. No i taszczyć moją torbę- każda wzięła jedno ucho, było lżej :) W sumie to ona nie była ciężka, ale coś tam zawsze ważyła.
-Tutaj mieszkam!- powiedziała Lilly. Kiedy wreszcie stanęłyśmy przed jednym z wielu białych, piętrowych domków.
-Ładny dom!- powiedziałam, kiedy pokazywała mi gdzie co jest.
-A tutaj będziemy spały. To mój pokój- powiedziała, a potem otworzył drzwi. Moim oczom ukazął się mały, ale przytulny, niebieski pokoik.
-Ale śliczny- byłam pełna podziwu. Weszłam i ledwo zdążyłam postawić torbę i rozejrzęć się jednym okiem. Nie zdążyłam obejrzęć wszystkego, bo Lilly juz ciągnęła mnie na dół, do kuchni.
-Jesteś głodna?- spytała.
-Nie.
-Mama z Tunią zaraz wrócą, to będzie jakiś obiad.
-Będzie, będzie- powiedziała szczupła ciemnowłosa kobiet, która właśnie pojawiła się w drzwiach.
-Cześć mamo!- zawołała.
-Cześć!-spojrzała na mnie i uśmiechnęła się i powiedziała bardzo sympatycznym tonem- A ty pewnie jesteś Aurora? Najlepsza przyjaciółka mojej Lilly?
-Skoro Lilly tak twierdzi- tęz sie uśmiechnęłam.
-Kiedyś to my byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami- powiedziała pod nosem dziewczyna, która weszła za mamą Lilly. Podejrzwam, ze to jej siostra.
-Jane Evans- mama Lilly podała mi rękę.
-A to jest moja starsza siostra- powiedziała Lill- Petunia.
-Miło mi – powiedziałam.
-Tak? Bo mi nie bardzo- poczułam sie głupio. Lilly i jej mamie też chyba zrobiło się głupio. Petunia to zauważyła, bo dodała- Żartowam.- po czym sie uśmiechnęła.
-TATUŚ!- wrzasnęła Lilly,kiedy na podjazd przed dom podjechał jakiś samochód. Wybiegła szybko z domu.
-Miał wrócić dopiero jutro- powiedziała Jane, uśmiechając się- A to niespodzianka. Wiesz Auroro, Lilly nie widziała się z tatą odkąd pojechała po świętach do szkoły
-Już puść mnie- powiedział mężczyzna, śmiejąc się. Wchodził własnie przez drzwi z córką uwieszona na jego szyi.-Lilunia, kochanie! Udusisz mnie.
-Tatuś stęskniłam się za tobą!- powiedziała.
-Ja za tobą też, ale ja mnie udusisz to będziesz jeszcze bardziej tęsknić- śmiał się.
-Masz rację!
-Simon Evans- zwrócił się do mnie.
-Aurora Silverstone, moja pzryjaciółka- powiedziała do ojca- Zaprosiłam ją na wakacje. Auroro mój tata.
-Miło mi- uśmiechnęłam się.
-Mi również.- odpowiedział.- Wiem mama mi mówiła.
-Odbierzesz?- powiedziała mama Lilly na dźwięk jakiegoś dziwnego dzwonka.
-To do mnie!- rzuciła Petunia i podeszła do jakiegoś urządzenia, to ono dzwoniło. I zaczęła do niego mówić. Petunia nie rzuciła się na ojca, pomachała mu tylko z daleka biegnąc do tej maszyny. Na moje oko była zbuntowaną nastolatką. Na moje oko jakieś 2 lata starsza od Lilly. Miała długie rude, widać, że farbowane, włosy, z pięć kolczyków w uszach, jakieś spodnie w kwiaty (?), w sumie to nie wiem co to jest.
-To jest telefon- powiedziała Lilly.
-Co?
-To do czego mówi teraz Petunia. To jest takie urządzenie dzięki któremu możesz rozmawiać z kimś kto jest daleko.
-I to nie jest magia?
-Nie.- Lilly ciągle musiała mi coś tłumaczyć. Mówiła mi co to jest do czego służy. Potem mnie pytała czy pamiętam. Kurczę czytać o tym w książkach a zobaczyć to na prawdę to zupełnie co innego.
-Telepatrzydło- powiedziałam na wielkie czarne pudło, w którym chodziły małe ludziki.
-Nie! Roruś! Telewizor!-śmiała się Lilly. Petunia, która natomiast siedziała z nami wywróciła oczami. Wstała nagle i oznajmiła wszem i wobec:
-Wychodzę! Umówiłam się z Luisem.- i tzrasnęła dzrwiami.
-Luis to jej chłopak. Nie wiem co ona w nim widzi. Jest okolczykowany chyba wszędzie gdzie się da. Że mu rodzice nic nie powiedzą, prawnicy, a ich syn wygląda jak choinka.- wyjaśniła mi Lilly- mieszka 3 domy dalej. A no to co to było?
-Telepa... nie wiem.
-Telewizor!
-Nie ważne! W każdym razie bardzo by się podobało Peterowi, bo można jeść i ogłądać ruchone obrazki.-zaczęłyśmy się śmiać. Byłam u Lilly już tydzień. Bardzo mi się podobało. Wzięły mnie nawet z jej mamą do jakiegoś muzeum. Na lody, takie mugolskie. Najbardziej podobało i się w kinie, taki wielki...ekran z ruchomymi obrazkami, dużo dźwięku, jakby się tam było!!! Petunii prawie nie było w domu, a jak była nie szczędziła wymownych min i uszczypliwych komentarzy pod nosem. Rodzice cały czas ją upominali. W ogóle Lill ma brdzo fajnych rozdziców. Wypytywali mnie o magiczny świat, opowiadali o swoim. Bardzo sympatyczni ludzie. W niedzielę, po obiedzie pan Evans zabrał nas do wesołego miasteczka. Nas, to znaczy mnie i Lilly. Petunia stwierdziła, że nie będzie sobie robić obciachu, a po za tym umówiła się z przyjaciółmi. Ciekawe czy oni też wyglądają tak jak ona? Za to pani Evans z przyjemnością poszła z nami. Bawiliśmy się świetnie, te wszystkie karuzole, czy karuzele, szybkie kolejki, super! Szkoda, że następnego dnia miałam wracać do domu. Wieczorem siedziałam wykąpana w pokoju Lilly, kiedy usłyszam krzyki na korytarzu:
-Dlaczego ty taka jesteś!- to był głos Lilly.
-JA? W PRZECIWIEŃSTWIE DO CIEBIE JESTEM NORMALNA.
-Nie! Co ty z siebie zrobiłaś? Spójrz jak ty wyglądasz! A jak ty się w środku zmieniłaś!
-I kto to mówi!- Petunia też krzyczała -Sprowadzasz mi do domu jakieś dziwadła! Jeszcze większe niż ty! Najpierw ten Snape, a teraz ona...- Lilly pokazała mi gdzie mieszka Severus i opowiedziała skąd się znają- Dobrze, że jutro juz sobie wraca, do swojego...
-Jak możesz!
-Ona nawet nie wie co to telewizor- zaczęła się śmiać.
-Ty...
-No co ja?
-Ty po prostu zazdrościsz, zę teraz ona jast moją przyjaciółką, a nie ty! Że ona jest w Hogwar...
-Chyba śnisz!- wrzasnęła i trzasnęła drzwiami swojego pokoju. Było mi przykro, że z mojego powodu Lilly kłóci się z siostrą.
-Przepraszam- powiedziałam, kiedy Lill weszła do pokoju.
-Słyszałaś?- spytała,a ja pokiwałam głową- To ja przepraszam.
-Nie chcę, żebyś przeze mnie kłóciła się z siostrą.
-Nie wiem co w nią wstąpiło. Kiedyś taka nie była. Ale to nie przez ciebie! Rora, no co ty? Ona jest po prostu zazdrosna, ze ja jestem czarownicą, a ona nie. Zanim poszłam do Hogwartu byłyśmy sobie najbliższe, wszystko robiłyśmy razem. Potem sie popsuło jak dostałam sowę, a jak poszłam do szkoły to nasze drogi coraz bardziej się rozchodzą.
-Przykro mi.- powiedziałam.
-Mi też, w końcu to moja siostra. Mam ją jedną. Przytul mnie.- no to ją przytuliłam.
Następnego dnia, miałam wracać do domu, na Magiczne Wzgórze. Tym razem miałam wraca siecią Fiuu. Dlatego, że kominek państwa Evansów nie był podłączony do sieci, musiałam się udać na Pokątną. Lilly i jej rodzice odstawili mnie pod Dziurawy kocioł. Pani Evans dała mi jakiś pakunek.
-A cóż to?- spytałam.
-Ciasto. Mugolskie?- spojarzała na córkę, a ta pokiwała głową.- dla twojej rodziny! Niech spróbują, a i to tobie tak smakowało.
-Dziękuję- powiedziałam. Rodzice Lilly mnie wyściskali.
-W następne lato też przyjedziesz, mam nadzieję- powiedział tata Lilly.
-Nie, bo teraz Lilly musi przyjechać do mnie- uśmiechnęłam się.
-A potem ty znowu do nas- zaśmiała się pani Evans.
-Dokładnie. Do widzenia.


[ 24 komentarze ]


 
49.Łapa...Naga...Wielbiciel...kłopoty
Dodała Aurora Silverstone Środa, 14 Maja, 2008, 23:06

PRZEPRASZAM!! Długo nie pisałam, ale składało się na to wiele czyników osobistych... Notka może nie bardzo długa, ale najwazniejsze, ze jest... nie wiem kiedy dodam kolejną, ale dodam ją. Pozdrawiam was serdecznie..



Wchodziliśmy w fazę egzaminów. Chłopaki nie wyszli jeszcze z fazy szlabanów, ale na szczście sezon quidditcha dobiegł końca. Znaleźliśmy czas by poćwiczyć animagię,nawet jeśli iałby to być ostatni raz w tym roku. I... UDAŁO SIĘ!!!!! Jestem, jesteśmy animagami!!!! Udało mi się co prawda przed ostatniej, ale udało się! Pierwszy zmienił się Syriusz. Narobił nam strachu:
-Hau hau- szczekał czarny pies, który siedział na podłodze pokoju chłopców. Podrapałam go za uszami. Jaki słodki- A teraz zmieniaj sie z powrotem „Simsala dimm”- przypomniała mu zaklęcie. Po chwili stał już przed nami Syriusz, ale z całkiem...hmm... nie swoją ręką
-Ale masz łapę- zaśmiał się Jim.
-Simsala dimm!- powiedział Syriusz, ale łapa nie wróciła z powrotem do ręki- Co jest?- przeraził się.
-Simsala dim!- wyciągnęłam swoją różdżkę i machnęłam nią i nic.
-Wygląda na to, ze zostanie ci taka łapa- James już zanosił się śmiechem
-To wcale nie jest śmieszne- powiedział Syriusz przez zaciśnięte zęby.
-JAMES! Nie mogę się skupić!- zwróciłam mu uwagę.
-Łapa....- tarzali sie z Peterem po podłodze.
-JAMES!
-No...- śmiał się dalej- juz..przepraszam.
-Syriusz!- powiedziałam do naszego nieszczęśnika- jeszcze raz. Spokojnie. Zmień sie w zwierzę i wróć do swojej postaci- zrobił taka jak mu powiedziałam.- Świetnie!
-Rora, ale ja nie zdążyłem powiedzieć zaklęcia.
-Ale jesteś cały we własnej postaci.
-I nie masz łapy... - zarechotał Peter.
-Taki jesteś mądry, Pet! To teraz twoja kolej!
-Moja?
-Uwielbiam ja jak się wścieka i jak nas ustawia- szepnął Jim do Syrka.
-Słyszałam- powiedziałam- Tak, twoja! Pokaż czego sie nauczyłeś.
-Animago- powiedział. Samo zaklęcie nie było trudne, ale trudny był proces wewnętrznego skupienia, koncentracji, pozbycia się różdżki w celu transmutacji. I wszytko to co trzeba było sobie pomyśleć. Było to jednak do osiągnięcia... Przed nami ukazał sie na 2 minuty szczur, który biegał jak wściekły po pokoju.
-Ale ma dopalacza- śmiał się Syriusz, teraz już znowu uśmiechnięty. Jaki on ma ładny uśmiech. Uśmiechnęłam się pod nosem. Kiedy spojrzał w moją stronę, odwróciłam wzrok.
-A jaki ma ogon!- rechotał Jim. Po chwili jednak pod łóżkiem Remy'ego usłyszeliśmy głośne bum, a potem „Auuu”. Zaraz po nim z pod łóżka wylazł Peter trzymają sie za głowę.-Po co żeś sie transformował pod łóżkiem? - pytał Jim, który teraz znowu zanosił się śmiechem.
-Ja nie transformowałem.. to tak samo...jakoś...
-No, dobrze Jim, teraz ty- powiedział Syriusz- Teraz pośmiejemy się z ciebie.
-Nie! Teraz Aurora.
-Ja?
-Kobiety mają pierwszeństwo.
-No dobra!- pokręciłam głową. Wypowiedziałam w myślach zaklęcie. Poczułam się malutka i leciutka. Obejrzałam się dokładnie: miałam skrzydła i śliczne niebiesko- zielone piórka, które mieniły się na różowo. Długi dzióbek. Mogłam latać? Próbowała machać skrzydełkami. No, ale nie bardzo leciałam do góry. W końcu za trzecią próbą, w końcu do 3 razy sztuka :) udało mi się unieść, no i wtedy wróciłam do swojej postaci- Auuu, mój tyłek- powiedziałam, a chłopaki pokładali się ze śmiechu.- Taki jesteś mądry Jim? Że ze wszystkich się śmiejesz? To proszę bardzo...
-Oczywiście- zaczął sie śmiać- Animago!
-Przed nami stanął jeleń. Dumnie uniósł głowę do góry, pokazując rogi. Zrobił kilka kroków i ... Stał się znowu Jamesem, zdziwionym Jamesem
-Co jest?- tupnął nogą.
-Transmutacja nie jest pełna, ale udaje nam się!- spojrzałam na brata, miał jakąś dziwną minę na twarzy- Wszystko ok? Cały jesteś?
-No właśnie...Obawiam się, że ...nie- złapał się za krocze. Chłopaki juz leżeli ze śmiechu.
-Żartujesz?- przejęłam się.
-Rora! Zrób coś!- zapiszczał James, jak kastrata.
-A co ja ci zrobię?- Simsa...- podniosłam różdżkę , a ten wybuchnął śmiechem.
-Głupek!- powiedziałam i sama zaczęłam sie śmiać.
-A co musimy zrobić żeby transmutacja była pełna?- spytał Jim, kiedy już przestaliśmy się brechtać.
-Musimy przerobić jeszcze jedna książkę...
-No to na co czekamy?- rzucił Syriusz, już podnosząc się by wyjąc książkę z kufra Jamesa.- Dawajcie ją...
-Nie mamy jej. Musimy kupić na Pokątnej
-W wakacje...- Jim spuścił głowę.
-Czyli musimy poczekać do przyszłego roku.-podsumował Syriusz.
-Niestety- powiedziałam.


Rok chylił się ku końcowi, na dworze było już na prawdę bardzo ciepło. Było śliczne, słoneczne, niedzielne popołudnie. Postanowiłam dać sobie dzisiaj spokój, został mi już w końcu jeden egzamin i to w dodatku z transmutacji, którą uwielbiam i nie mam z nią żadnych problemów. Postanowiłam iść na błonia i najzwyczajniej w świecie się polecić. Powiedziałam o swoim pomyśle Lilly:
-Roruś!- powiedziała smutnym głosem- przepraszam cię, ale już się umówiłam z Chrisem.
-No dobra, to ja pójdę sama albo chłopaków może wyciągnę.
-Na prawdę?
-No- uśmiechnęłam się. Poszłam do pokoju chłopaków, był zamknięty. Kurde będę musiała iść sama. Trudno. Jednak kiedy wychodziłam z wieży natchnęłam się na Syriusza.
-Cześć!- powiedział.
-Byłam u was.
-Tak? No i?
-No i nikogo nie zastałam.
-Nic dziwnego szlabany...
-Wszyscy czterej?
-No. Za rzucanie z okna łajno-bombami.- wyszczerzył zęby.
-Ale wy macie pomysły.
-Wybitne, a co chciałaś od nas?
-Idę na błonia idziesz ze mną?
-A po co?- spytał.
-A tak sobie?
-A to idę – uśmiechnął się szeroko. Poszliśmy więc. Usiedliśmy sobie na pomoście, zdjęłam buty i zaczęłam moczyć nogi.
-Jaka fajna woda- odchyliłam głowę do tyłu.
-A co Lill się namiętnie uczy?- zaśmiał się Syriusz- że nie chciała iść z tobą?
-No co ty. Na randkę znowu poszła.
-Szkoda mi Jamesa...- odparł.
-Mi też, biedny, widać po nim, że cierpi.- powiedziałam.
-Cały rok, jakiś przybity chodzi. Powiedz mi dlaczego wy takie jesteście?
-My? Jakie?- spytałam.
-Przecież ona dobrze wie, że James jest w niej zakochany...
-Wie, nie wie. Myślę, że ona tego do siebie nie dopuszcza.
-No nawet, To dlaczego jeździ po nim jak po pastowanej podłodze. Przecież znasz Jima, fajny z niego facet. Dlaczego za każdym razem jak chce sie z nią umówić ta go wyzywa. Dlaczego mu nie da szansy?
-Syrek, nie wiem. Ona zawsze tylko „jak mnie ten Potter wkurza”.
-nie rozumiem was, kobiet.- stwierdził.
-A to sie tak składa, że ja was, facetów też nie rozumiem.
-Nas nie trzeba rozumieć, nas tylko trzeba kochać i wiedzieć czego się chce.
-Z nami też tak jest. Z tym tylko, że nie zawsze sama miłość wystarczy...- pochyliłam się do tyłu, oparta na rękach. Syriusz Spojrzał na mnie i odgarnął mi kosmyk włosów z twarzy. Uśmiechnęłam sie i on się uśmiechnął. Przejechał mi palcem po policzku, bardzo po woli. Jego dotyk był taki ciepły. Nie chciałam, żeby przestawał. Spojrzałam na niego, patrzył na prosto na mnie...
-Cześć dzieciaki- usłyszeliśmy za sobą znajomy głos.
-Cześć, Jim – powiedziałam nie odwracając głowy w jego kierunku, wręcz przeciwnie patrzyłam daleko w taflę jeziora.
-Co robicie?-spytał.
-Właśnie mieliśmy randkę, tyle że nam przeszkodziłeś- powiedziałam.
-Chodź Remusie, bo nas jeszcze zabiją- z Syriuszem wybuchnęliśmy śmiechem.
-Przecież Rora żartuje- powiedział Syriusz.
-Wiem- zarechotał James.- z was by przecież nic nie było.
Siedzieliśmy teraz we czwórkę na pomoście, śmiejąc się z tego. Rozmawiając o tym, że już niedługo wrócimy do domu. O tym, ze znowu w wakacje spotkamy się na Pokątnej i ze po dwóch miesiącach znowu stęsknieni za swoją obecnością wrócimy do szkoły. Ale zanim jednak to miało się stać miejsce miał egzamin z Transmutacji. Tak, tak do przodu, jakby mogło być inaczej? Mimo, że miałam, powiedzmy, utrudnione warunki, żeby go zdawać. Myślałam, ze profesor McGonagall w ogóle mnie do niego nie dopuści. Dlaczego? Już opowiadam. Siedząc nad jeziorem obiecałam Jimowi, że podrzucę mu wieczorem moje notatki z transmutacji, ale o mały włos bym zapomniała, a egzamin był za dwa dni, a on jeszcze nic nie umiał. Byłam juz wykąpana, biegałam po pokoju w szlafroku, nic nie myśląc wzięłam zeszyt i poszłam go zanieść bratu., tak jak stałam. Następnego dnia, na obiedzie, bo na śniadanie nie poszłam zwyczajnie zaspałam doleciała do mnie Evelyne Dawson, z naszego domu rok młodsza i zaczęła coś do mnie piszczeć, że jak mogłam iść naga do Pottera w środku nocy. Będzie mnie tu gówniara wychować. Wiecie, bo to jest jedna z fanek Jamesa. Jamesa i chłopaków nie było, bo namiętnie się uczyli.
-Nie byłam naga, tylko w szlafroku. A to różnica- powiedziałam normalnym tonem, nie będę się przecież z nia kłócić, tym bardziej, że nie mam nic na sumieniu.
-Taki szlafrok to jeszcze gorzej! Nie wiadomo co tam ...
-Posłuchaj!- Odwróciłam się gwałtownie.- nie wiem o co ci chodzi! Ale mam prawo chodzić ubrana jak mi się podoba, do...- na mojej twarzy wylądowała jakaś ciecz, bardzo paliła, moje oczy, nic nie widziałam. Widać tylko czekała, aż się odwrócę by wylać mi to na twarz. Bardzo szybko podbiegli do nas dyrektor, profesor McGonagall, pani Pomfrey i mnóstwo ludzi, domyśliłam się tego po głosach.
-Szybko do skrzydła szpitalnego!- krzyknęła pielęgniarka.
-Panno Dawson- powiedziała profesor McGonagall, zdenerwowana- do gabinetu dyrektora.
Lilly pobiegła z nami do skrzydła szpitalnego. Pani Pomfrey szybko zmyła mi to z twarzy. Podała jakiś eliksir i kazała wstać, nadal niewiele widziałam. W tej chwili do skrzydła wbiegli chłopcy.
-Słyszałem co się stało?- krzyczał James- nic ci nie jest?
-Nie teraz, panie Potter,- powiedziała Pani Pomfrey- Musimy jechać do św. Munga.
-Dobrze, ze pytasz Potter, bo to wszytsko przez ciebie!- wrzasnęła Lilly.
-A co tobie, Evans, do tego?- już się zaczynało, czy oni chociaż w takiej chwili nie mogą się opanować...
-ZAMKNIJCIE SIĘ! Chociaż raz moglibyście sobie darować! - warknął na nich Syriusz. Oboje spojrzeli najpierw na siebie, a potem na Syriusza, potem na mnie. Wiedzieli, ze miał rację - Jak to? to coś poważnego?- spytał zmartwiony pielęgniarkę.
-Nie wiem, co właściwie ona ma na twarzy.- powiedziała pielęgniarka, w tym samy ma momencie do sali wbiegła pani dyrektor.
-Mam fiolkę! Będą mogli zbadać co to było! Szybko!- mówiła bardzo szybko, była bardzo zdenerwowana.
-Mogę jechać z nią?- spytała Lilly.
-Nie ma takiej potrzeby- rzuciła pielęgniarka, niedługo wrócimy.
-Zabije!- powiedział James pod nosem.
-Nie będzie takiej potrzeby James- powiedziała Dyrektor.- Panna Dawson już się pakuje. Bardzo możliwe, że zostanie wydalona ze szkoły.
-No i dobrze- powiedział.
Ja trafiłam do Munga,okazało się, że w najlepsze ręce jakie mogłam trafić. W ręce Charlusa Pottera, mojego wuja, który był uzdrowicielem.
-Co się właściwie stało, Auroro?- spytał kiedy opatrywał mi oczy jakąś zieloną papka.
-Wujku, nie wiem o co jej chodziło. Darła się coś, że poszłam do Jamesa naga i jak się odwróciłam to wylała mi to na twarz. Nawet nie wiem co to było.
-Śluz toksyczka, właściwie roztwór.
-Tego ślimaka?- spytałam.
-Tak, dobrze, że podjęłaś taką szybką interwencję, Poppy- powiedział do pielęgniarki.
-nie wiedziałam co to jest. Dobrze, że to widziałyśmy... Ale jak pan myśli wszystko będzie dobrze?
-Tak, dlatego, że interwencja była szybka. Jad nie zdążył wysuszyć mocno oka. Ale Aurora, musimy iść teraz do sklepu- powiedział wujek.- A potem wrócisz do szkoły.


-Po co do sklepu?- spytałam kiedy staliśmy na Pokątnej. Wujek nas teleportował. Już teraz wiem po co. Kiedy wróciłam do Hogwartu byłam delikatnie mówiąc załamana patrząc na swoje odbicie w lustrze. Miałam poparzoną twarz, jakieś maści dostałam, żeby sie tym smarować i w ciągu tygodnia ma mi to zejść. Widzę, dużo gorzej niż normalnie dlatego musze nosić...
-Lilly jak ja w tym wyglądam! Okropnie! - krzyczałam patrząc na siebie w lustrze. Przyjaciółka juz nie wiedziała co mi powiedzieć.- Może na to jest jakiś eliksir? Ja nie chcę okularów!!!!
-Nie powiadaj głupot, nie jest tak źle. Prawda Am?- powiedziała do Amelii, która właśnie weszła do łazienki.
-Jasne. James prosi żebyś zeszła.
-Nie zejdę!- zaniosłam się.
-Bardzo chce z tobą porozmawiać, a wiesz, ze nie może tu wejść. - w końcu udało się im mnie przekonać, żebym zeszła.
-Ale się martwiłem.-powiedział James.- ale byłaś w dobrych rękach.
-Najlepszych. Wiesz co wujek powiedział? Że jeszcze trochę a mogłabym juz nigdy nie widzieć.
-Żartujesz?- powiedział Remus, zaskoczony, podłamany?
-Nic dziwnego, że ta wariatka wyleciała ze szkoły- dodał Syriusz.- Wszyscy się baliśmy o ciebie.
-No tak, widzę, ale wyglądam strasznie.- siedziałam na fotelu przy kominku z twarzą zapłonioną włosami i rękoma.
-Daj spokój. Nie jest ci źle w okularach.- pocieszał mnie Jim.- Patrz ja nosze okulary odkąd pamiętam i jakoś żyję.
- Jesteś śliczna, jak zawsze- Syriusz kucnął na przeciwko mnie, położył ręce na kolanach,a potem chwycił delikatnie za dłonie- Odsłoń buzię.
-Nie!- powiedziałam stanowczo.- nie kłam!
-Aurora. Czy ja cię kiedykolwiek oszukałem?- powiedział półgłosem- to tylko chwilowe, będziesz znowu taka uśmiechnięta jak kiedyś.
-To mi nie zejdzie- zaczęłam płakać.
-Rora! Nie opowiadaj głupot. Dobrze wiesz, że za tydzień nie będziesz miała, żadnego śladu na twarzy.- Lilka była juz wkurzona- Przestań się użalać nad sobą! Jak będziesz piła eliksir to okularów się tez pozbędziesz za jakieś trzy tygodnie. Wiec przestań juz.
-Evans ma rację.
-Dziękuję za wsparcie, Potter.
-A wy znowu zaczynacie?- powiedział Syriusz.
Mieli rację, stosowałam maści i już po tygodniu na twarzy nie było śladu. Co prawda musiałam nosić te kretyńskie okulary, ale co tam. Po tygodniu byłam już do nich przyzwyczajona. Może i nie byłam, ale juz nie dostawałam furii z tego powodu, że muszę w nich chodzić. Ale to nie koniec moich przygód w tym roku szkolnym, otóż była jeszcze jedna afera ze mną w roli głównej. Jaka? W przed ostatni dzień przed naszym powrotem do domu, jak co ranka szłyśmy z Lilly na śniadanie. Kiedy wyszłyśmy z za portretu, zobaczyłam na ścianie wielki napis:
Kocham Aurorę Silverstone!!!
-no nie!- powiedziałam tylko. Byłam za razem zachwycona. Ciekawe kto to? Wiedziałam jednak, że będą kłopoty.
-Aurora, ale wyznanie- z dziury za portretem wylazł James, który zwijał się ze śmiechu.- ktoś cię musi bardzo kochać.
-Kto to namalował?- spytałam Grubej Damy.
-Nie wiem kochanieńka, spałam.- powiedziała.
-JA nie wiem co ty robisz, kobieto, ze nigdy jak coś potrzeba to nie wiesz. A to co nie potrzeba to wiesz wszystko.
-Bezczelna!- powiedziała kobieta na portrecie, wyraźnie na mnie obrażona. W tym samym momencie pod ścianę kierowała się profesor McGonagall prowadzona przez woźnego Filcha.
-Jeszcze tego brakowało- powiedziałam do siebie.
-Aurora, do mojego gabinetu- nawet się z nią nie kłóciłam.
-Pani profesor ja na prawdę nie wiem kto to!- powiedziałam po raz chyba setny, siedząc w jej gabinecie.
-I sie nie domyślasz?- spytała.
-Nie.
-Nie wierzę! Nie wiesz kto może być w tobie tak szaleńczo zakochany?- pytała z niedowierzaniem
-na prawdę, nie wiem! To mógł być każdy! Nie wie pani, że mam jakiś fanklub.
-Wiem Auroro, jesteś bardzo ładną dziewczyną i wiem, że może się w tobie kochać wielu chłopców... Na prawdę nie wiesz kto to?
-Przysięgam! Nie mam zielonego pojęcia.- w końcu mnie puściła. Ja na prawdę nie wiem kto to zrobił. Wiem, że cały mój fanklub, każdy członek był po kolei przesłuchiwany w poszukiwaniu winnego, ale żaden się nie przyznał. Nie było winnego. Wszyscy plotkowali, spekulowali. A ja nie miałam pojęcia, Lilka tez nie. Gryzło mnie to cały czas. Całą drogę w pociągu do domu, bo potem już miałam co innego na głowie....

[ 8 komentarze ]


 
48. Pocałunek, debil i zaproszenie
Dodała Aurora Silverstone Wtorek, 29 Kwietnia, 2008, 20:11

Wszyscy mi gratulowali, z resztą było czego. Gryfoni cieszyli się że miss jest osobą z ich domu. James chodził dumny. Wszyscy moi przyjaciele byli ze mnie dumni. Mam teraz ogromny fanklub chłopców, którzy najchętniej by się ze mną nie rozstawali, nosili mnie na rękach . Śmiałam sie z Jima, a teraz sama wiem co to znaczy. Chronię się w PW, tam chociaż nie wszyscy mogą wejść. A już święty spokój mam w swoim pokoju, tam żaden chłopiec nie wejdzie. Taka sława jest odrobinę (taką wielką) męcząca. Ale nie tylko ja miałam problemy z tytułu wyborów miss. Pewnego wieczoru,siedzieliśmy sobie w piątkę to znaczy ja, Lilly, James, Remus i nasz odkurzacz (teraz mamy podręczny słownik terminów mugolskich- Lilly) Peter w salonie Gryffindoru w naszym kochanym miejscu, na fotelach przy kominku, kiedy nagle przez dziurę w portrecie wbiegł roztrzęsiony Syriusz.
-Stary co sie stało?- zapytał James, kiedy tylko go zobaczył.
-Właśnie....
-No mów!
-TO daj mu dojść do słowa- powiedziała Lilka.
-Właśnie Georgia Miles, ubzdurała coś sobie, że ja na nią głosowałem, że chciałem żeby wygrała, bo coś i teraz rzuciła sie na mnie... i zaczęła całować....
-Jak to rzuciła się na ciebie?- spytał Remus jakby nie rozumiejąc chaotycznego mówienia Syriusza.
-No jak to jak? Normalnie! Idę sobie korytarzem i ją spotkałem uśmiechnęła się, no to też się uśmiechnąłem... - wzięłam swoje rzeczy i poszłam szybko na górę do naszego pokoju. Byłam podirytowana, wkurzona. Nie miałam zamiaru tego słuchać. Weszłam do pokoju i patrzyłam w otwartą książkę, siedząc na łóżku. Po chwili do pokoju weszła Lilly.
-Co sie stało?- spytała mnie.
-Nic. Po prostu nie mam ochoty wysłuchiwać o dziewczynach Syriusza.
- To nie jest jego dziewczyna! Ale dlaczego nie masz zamiaru? Zazdrosna jesteś?- powiedziała z uśmiechem.
- Po prostu nie chcę. Zazdrosna? chyba żartujesz.-Lilly tylko zaśmiała się.
- A wiesz co on jej powiedział?
- jakoś nie bardzo mnie to interesuje.
- a ja ci powiem. Powiedział, żeby nie ważyła się nigdy więcej tego robić, bo nie ręczy za siebie. I żeby wbiła sobie do głowy, że nie jest nią zainteresowany, bo bardzo zależy mu na innej. A James nie były sobą gdyby nie zaczął go wypytywać:
„-Na innej ? to znaczy na kim?
- Oj nie ważne.- odpowiedział Syriusz.
- Najlepszemu kumplowi nie powiesz?- nalegał.
-Przecież wiesz.
- Właśnie nie! Znam ja?- ciągnął dalej.
- Tak bardzo dobrze, ale więcej ci nie powiem.
- No powiedz!- prosił James.
-Nie!- warknął Syriusz.”
I w tedy poszłam zobaczyć co z tobą, a Syriusz poszedł na górę, do siebie. Tamci, czytaj James, pewnie siedzą i próbują rozgryźć kim jest ta inna.
-Naprawdę nie widzę powodu dla którego mi to mówisz. – złapałam szybko ręcznik i piżamę, by uciąć tę rozmowę- Idę się umyć.

Nie wiem, o co jej chodziło. Po co miałam tego wysłuchiwać? PO co miałam tam siedzieć i słuchać jak Syriusz jara się tym, że jakaś laska się niego rzuciła? Ale on się wcale nie jarał! O był wkurzony. A pomyśleć jak wściekły by się jego wielbicielki. Odkąd Syriusz gra w quidditcha, za nim też chodzi sznureczek. Chociaż muszę powiedzieć, ze odkąd James nawrzeszczał na Amandę, nie są juz takie nachalne, ani jego fanki, ani fanki Syriusza, patrzą tylko z daleka i wzdychają. A wracając do tego pocałunku Syriusza. Kim jest ta „inna”? Nie, nie jestem zazdrosna! To jest mój przyjaciel! Proszę to sobie zapamiętać!!! Jest dla mnie jak brat, jak Jim. Syriuszu, jak jeszcze raz jakimś sposobem dorwiesz się do mojego pamiętnika to nie wyobrażaj sobie za dużo. Po prostu to moja kobieca ciekawość... No, dobrze koniec, tematu, chociaż to mnie rozbraja od środka. Kilka słów o tym co aktualnie w Hogwarcie. Więc zaczął sie drugi sezon quidditcha. Nasi górą!!! Jamesowi totalnie odwaliło. Ostatnio uznał, że wygląda świetnie w potarganych włosach, tak jakby dopiero co zszedł zmiotły. Tyle, zę jego włosy sa zawsze potargane i nie i wem po co on je sobie dodatkowo czochra. Ostatnio byliśmy w Hogsmeade, to znaczy ja byłam z chłopakami, bo Lilka poszła ze swoim księciem, co raz bardziej mnie on irytuje, ale skoro ona jest zadowolona, to ok. Remus, miał wiecie o co chodzi. I te debile chcieli wejść do tej chaty gdzie on przebywa, cudem ich powstrzymałam. W ogóle czego ja się ostatnio dowiedziałam! Z Lilką, żeśmy się kładły ze śmiechu, ciekawe czy chłopaki wiedzą powiem im dziś wieczorem, kiedy pójdę na animagię. Postanowiliśmy, teraz poćwiczyć, bo lada moment trzeba się będzie uczyć do egzaminów, to znaczy ja się będę uczyć, bo Jim i Syrek to znowu zaczną prawie przed nimi.

* * *

Wieczór. Wieża chłopców Gryffindor.
-Słyszeliście nowinki- zaczęłam się śmiać.
-Zależy jakie- zaśmiał sie Syriusz.
-Na wasz temat..- powiedziałam.
-A to nie- Syriusz.
-Ja też nie- dodał James- powiedz.
-No, to wczoraj się dowiedzałam, że waszym wielbicielkom w głowach się poprzestawiało i założyły fanklub. Najpierw chyba fanki Syriusza, a potem twoje, Jim, albo jakoś odwrotnie. A w końcu chyba jest jeden wspólny z dwoma podklubami... W każdym razie macie Fanclub Boskiego Jamesa Pottera i Nieziemskiego Syriusza Blacka- zaczęłam się śmiać.
-Z czego się śmiejesz! Twoi adoratorzy wcale nie są lepsi ty masz od miesiąca jakiś fan klub. Myśleliśmy z Syriuszem czy się do niego nie zapiasać, ale mnie to chyba nie bardzo wypada- stwierdził James.
-No wiesz, w końcu i tak jesteście juz zaręczeni więc wiesz- rzucił Remy, wybuchnęliśmy ostrym śmiechem.
-No wiesz, co Remy? Mówisz tak jakbyś nie wiedział, że James ma romans z Syriuszem.- powiedziałam.
-Co?- zdziwił się najpierw James, apotem się śmiał dalej- no a Aurora planuje ślub z Lilly.
-Właśnie, tylko dzieci będziemy musiały adoptować, bo na własne to chyba nie mamy szans- zrobiłam śmieszną minę.
-Dobre, a my Syriusz co?
-Jak to co? Ty będziesz rodził, ja będę ojcem- zaśmiał się Syriusz.
-Wiecie co ja idę do biblioteki, a wy ćwiczcie- powiedział Remus kierując sie drzwiom.
-Gdzie do biblioteki? Przecież nie ma nic...- zaczął James, ale zanim zdążył skończyć drzwi za Remy'm juz dawno były zamknięte. Puknęłam brata w ramię.
-On się umówił z Dolores, debilu.
-Rora! Jaki debilu?!?
-bo ty czasem nic nie kumasz! A teraz już do roboty!!- ucięłam zanim zacznie się ze mną kłócić.


* * *

W pewien piątkowy wieczór siedziałyśmy z Lilly w bibliotece i przygotowałyśmy się do egzaminu z przedmiotu, który w tym roku mieliśmy zdawać po raz pierwszy- Mugoloznastwa.
-W sumie to nie wiem Lilly po co ty się uczysz? Jesteś z rodziny mugolskiej więc wiesz wszystko o mugolach.
-No wiesz, Roruś, z magicznego punku widzenia to zupełnie coś innego.
-No tak, ale o co bym cię nie spytała znasz odpowiedź.
-No nie przesadzaj bo ogrodnikiem zostaniesz nie na każde pytanie znam odpowiedź...
-A co to jest ogrodnik?- spytałam.
-Ktoś podobny do zielarza, hoduje i dba o rośliny, nawozi je, dba o ogród...
-Jak ja ci zazdroszczę! Ty to wszystko znasz, widziałaś. Ja sie dopiero dowiaduję, ze takie rzeczy w ogóle istnieją.
-Ty za to idealnie znasz świat czarodziei,a ja ciągle dowiaduję się czegoś nowego- zakończyłyśmy rozmowę i uczyłyśmy się dalej, ale w końcu ciszę znowu przerwała Lilly- A gdzie jest Remus? nie miał się z nami uczyć?
-Remus? Miał, ale musiał pilnie jechac do Munga, jego mama poważnie zachorowała- tym razem to nie była głupia wymówka. Na prawdę mama Remiego trafiła w ciężkim stanie do szpitala.
-Ojej! A co je się stało?- spytała z troską.
-Nie wiem, podejrzewają sowią dusznicę.
-A co takiego?
-Wirusowa choroba przenoszona przez sowy, bardzo niebezpieczna dla ludzi. Czeka ja długi pobyt w szpitalu, ale na to się raczej nie umiera. 95% przypadków wraca do pełni zdrowia.- opuściłam głowę i zaczęłam czytać notatki.
-To dobrze... Widzisz ty z kolei wszystko wiesz o chorobach o których ja nie mam pojącia.
-Wiesz, zę chcę zostać uzdrowicielem.
-Będziesz świetnym.- uśmiechnęła się, a potem znowu nastała cisza, którą znowu przerwała Lilly.- Aury?
-No?- podniosłam głowę.
-A może byś przyjechała do mnie w te wakacje? Pokazałbym ci mugolski świat. To wszystko o czym sie uczysz? Wiem, że cię tak interesuje. Poznałabyś moich rodziców i siostrę? Co ty na to?
-Ale na prawdę?
-Tak. Byłabym zachwycona. Chcesz?
-Jasne! Kiedy?
-A to się jakoś jeszcze umówimy, bo nie wiem czy będziemy jechać gdzieś na wakacje. A i twoja rodzina ma jakieś plany.
-No dobrze- cieszyłam się- Ale ty też przyjedziesz do mnie w te albo następne wakacje?
-Super!

[ 19 komentarze ]


« 1 4 5 6 7 8 9 10 »  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki