Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Aurora Silverstone

  67. Wilkołak.
Dodała Aurora Silverstone Piątek, 08 Sierpnia, 2008, 08:08

notkę, dodaję o magicznej porze: 08,08,08 godz. 08:08. Skoro żyjemy w świecie pełnym magii, pozwólmy by to szczęcie zgromadozne w ósemkach, jak to wierzą chińczycy napłynęło do nas...
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i magicznie, Dziękuję za wszystkie komentarze, i oddaję w wasze rękce tę zaczarowaną "żenadę".
Co do następnej,
68. Potter out!
Zapraszam w mniej magicznym terminie, to znaczy we wtorek po 12.


W niedzielę wieczorem Remus zaczął odczuwać jakieś dolegliwości, spowodowane tym, że zbliżała się pełnia. W tym tygodniu zniknie, dokładnie we wtorek. Dlatego po szlabanie we wtorkowy wieczór idziemy do Remusa. W końcu po to by go wspierać było to wszystko z animagią.
Na początek trzeba było wyjść z zamku, niezauważenie. To nie było proste. Cztery osoby pod pelerynką? Nie mogliśmy jej wziąć, bo co z nią potem zrobimy? A nawet jeśli ją weźmiemy to i tak można się z czymś zderzyć. Mieliśmy koncepcje, ze Peter zmieni się w pokoju i chłopaki wezmą go w rękę, ja też mogę się zmienić w maleństqo i już wyjdą 2 osoby…
 Mam pomysł!- rzuciłam.- Jak przylecę i zrobię wam nad głową kółko to droga wolna.
Zmieniłam się w ptaka. Przemierzyłam korytarz i wróciłam, robiąc dwa kółka, co oznaczało, że jest pusto, a nawet bardzo pusto. Było pusto? Wie, że to dziwne, na korytarzu nie było nawet śladu woźnego. Filch chyba spał. Nie możliwe. On chyba wypija butelki eliksiru wiecznej przytomności… Idiota. W końcu udało nam się wyjść z zamku. Super. Pomknęliśmy pod postaciami zwierząt w kierunku bijącej wierzby. Chyba z godzinę męczyliśmy się jak tam wejść w ogóle. Drzewo cały czas okładało nas gałęziami. Okazało się, ze z boku jest przekładnia otwierająca wejście. Remus coś nam tłumaczył, ale nie mogliśmy znaleźć. Prawda była taka, że zwierzętom było trudniej. W sumie to na tą przekładnie wpadliśmy przypadkiem, bo Peter jako szczur ukrył się przed bijącymi gałęziami w jakiejś szparze, traf chciał, ze wszedł na przekładnię uspokajając to nawiedzone drzewo. W dodatku otworzyło się przejście. Wleciałam tam, a za mną jeleń i pies, a szczur był jeszcze pierwszy z nas wszystkich… Przeszliśmy w końcu przez długi podziemny korytarz wprost do opuszczonej chaty. Było tam nieciekawie. Pusto, w kącie stał obdarty fotel, ściany były obdrapane z widocznymi wyraźnie śladami pazurów. Czyżby to Remus? A gdzie on jest?
Usłyszeliśmy hałas, coś właśnie zwaliło się ze schodów… Zwierzęca brygada popędziła w kieruku, z którego dochodził dźwięk.
Naszym oczom ukazało się owłosiony ludzkich kształtów zwierz, o wyraźnie wydłużonym pysku, kończyny miał długie i chude, zakończone pazurami. Jego pysk był lekko rozwarty i można było dostrzec ostre zęby. Wiedziałam, że to był Remy, mój przyjaciel, ale jego wygląd sprawił, że odwróciłam łepek i chciałam wracać. To było jednak tylko chwilowe, bo kiedy zaskamlał z bólu, serce poczuło żal, nie chciałam już wracać. Biedny. James z Syriuszem przy pomocy jelenio-psiej współpracy podnieśli go i pomogli wejść po schodach. Posadziliśmy go na fotelu. Był taki słaby, serce się kroiło nia jego widok. Nie bałam się już, bynajmniej z każdą chwilą tutaj coraz mniej. Nie czułam już obrzydzenia do tej poczwary, spojrzałam w jego oczy i ujrzałam bursznowy blask, oczu Lunatyka. To był ten sam chłopak tyle, ze zamknięty w ciele nad którym nie panował. Współczułam mu. Te jego opowieści… One nie oddawały bólu z jakim Remus zmagał się każdej pełni. Oddawały to jego oczy. Potwór miał lekko zaszklone, dokładnie takie same z jakimi zawsze Remy wracał do szkoły…
Spędziliśmy tę noc z nim. Kiedy nabrał sił po upadku, stał się, aż zanadto aktywny, zaczął wbijać pazury w ścianę, najwyraźniej chcąc się wydostać, wył do księżyca, który widział przez niewielki okno. Jaki to przeraźliwy dźwięk…
Odbiłam się łapkami od fotela na którym siedziałam. Podleciałam do wilkołaka, i dziobnęłam go lekko w łapę, pierwsza jego reakcja była taka, ze machał łapami, by mnie przepędzić, ale kiedy udało mu się uderzyć mnie, tak że upadłam na podłogę, odezwały się w nim ludzkie instynkty, bo podniósł mnie z ziemi, zanim sama wstałam i położył na fotelu, i znów stał przy oknie z tęsknotą obserwując księżyc.
Chłopaki, którzy też mieli dosyć tego przeraźliwego skowytu, zabawiali naszego wilczka. Syriusz gryzł go po łapach, zadziornie, jelonek Jim drapał rogiem pop plecach, Glizda biegał po nim, wyraźnie go łaskocząc, natomiast trzepotanie moich skrzydełek, tuż koło jego ucha działało na niego kojąco, nie wył, ale próbował mnie chwycić w łapy Nie tak jak wcześniej był delikatny, jakby nie chciał mnie skrzywdzić...
Zasnął w końcu zmęczony zabawą. My też byliśmy wykończeni, ale nie mogliśmy zasnąć wszyscy na raz., czuwaliśmy. Kiedy zaczęło świtać wróciliśmy do zamku, pędziliśmy do pokoju, chyba ja najbardziej, bo nikt nie mógł się zorientować że nie było mnie w nocy w pokoju. Zdążyłam się położyć i zasnąć, a już Lilka budziła mnie na zajęcia, nie mogła mnie dobudzić, tak bardzo chciało mi się spać…
-Do której byłaś na szlabanie?- spytała Ruda, ściągając ze mnie, kołdrę, by szybciej mnie obudzić, ja jednak bezmyślnie nakryłam się nią z powrotem, chcąc spać dalej, ale moja przyjaciółka jest osobą zawziętą odkryła mnie i rzuciła kołdrę na swoje lóżko, zmuszając mnie to obudzenia się. Powtórzyła pytanie, kiedy usiadłam.
-Do… –przetarłam oczy, szukając w głowie jakiej odpowiedzi, musiałam ściemnić- drugiej.
Lilka zauważyła, jednak, że jak na godzinę drugą to coś za mało wyspana jestem, stąd wynikło jej drugie pytanie
-A ile jeszcze randkowałaś?
-Do piątej?- no wróciłam do pokoju koło piątej, a szlaban się skończył koło północy. Czułam się podle ją okłamując, ale to było dla wyższego dobra. Mam nadzieję, że Liz nas nie sprzeda, nie chcę wyjść na kłamczuchę, a przecież prawdy też nie mogę jej powiedzieć. Poczułam się jak między avadą a kedavrą .
Na śniadaniu byli też chłopki, nie zdziwię chyba nikogo mówiąc, że też się nie wyspali. Dzisiaj przypadło nam, to znaczy mnie i Syriuszkowi siedzieć naprzeciwko siebie, nie mogliśmy się trzymać za rękę. Co nie napawało nas entuzjazmem, nie dość że mieliśmy zarwaną nockę, to jeszcze śniadanie nie takie jak zawsze. To był nasz rytuał, bez tego dzień nie mógł być wspaniały…
Jasne, ze nie był. Zmęczenie dobrze człowiekowi nie robi… Zwłaszcza gdy się zarywa dwie czy trzy nocki pod rząd… Ten tydzień mijał jakoś tak szybko, ale po której z kolei nieprzespanej nocy nie mogłam funkcjonować poprawnie, pierwsza pełnia z Remym będzie na zawsze najwspanialszą i najgorszą za razem. Na eliksirach, w czwartek rano, kiedy jeszcze się nie obudziłam i spałam właściwie na jawie stłukłam chyba ze dwa słoiki. Aż dziwne, że nie dostałam szlabanu… Profesor twierdził tylko, ze zapewne źle śpię i polecił ważenie eliksiru słodkiego snu, który w tym momencie kazał nam robić, co prawda miał wcześniej zaplanowane co innego, ale tak się zagadał, że postanowił potraktować tę lekcję jako wstęp teoretyczny….
Remus wrócił w sobotę z samego rana, prosto do pociągu Wczoraj pakowałam jego kufer, bo zniknął tak pośpiesznie, że sam nie zdążył. Ślicznie mi podziękował i w ogóle na za to wszystko! Nasza piątka, to znaczy Huncwoci wiedzieliśmy czym jest to wszystko- spędzaliśmy u niego każdą noc w tym tygodniu. No, co? Przecież o to chodziło! Co porada były wspomniane już konsekwencje, ale nie żałowałam ani skudy spędzonej w chacie. Było fantastycznie!!! Z tymi czubkami zawsze jest wesoło, dlatego tak ich kocham. Wszystkich! Nawet Petera! Wiecie jaki się ostatnio fajny zrobił? Nie siedzi jak mysz pod miotłą, chociaż w jego przypadku to powinno się powiedzieć jak szczur z serem w mordzie. Odzywa się, czasem zażartuje…
No, dobrze, ale co ja będę tyle o nim gadać. Są ciekawsze rzeczy. Tydzień po tym jak odwiedzaliśmy Hogsmeade przyszło nam wracać do domu. Wszyscy byliśmy podnieceni zbliżającym się Sylwestrem. W sumie tylko to nam było teraz w głowach Zajęliśmy cały przedział i bez przerwy gadaliśmy o końcu roku. My, to znaczy cała nasza ekipa: ja, Syriuszek, Jim, Remy, Pet, Lilcia, Liz i Dolores

[ 25 komentarze ]


 
66. Przedświateczne zakupy
Dodała Aurora Silverstone Wtorek, 05 Sierpnia, 2008, 01:57

Jasną rzeczą jest, że nie skończyliśmy pisać tej pracy tego wieczoru, dlatego też spędziliśmy w bibliotece jeszcze kilka wieczorów, wiele wieczorów… Było by ich mniej gdyby nie fakt, że zmienialiśmy je w randki. No, co ? Spojrzenia prosto w oczy, uśmieszki.. Czy wreszcie prawienie sobie miłych słówek na skrawku kartki. Słodkie. W sumie to już się nie dziwię Remusowi i Dolores, bilioteka jest fantastyczna na randki.
Zaraz wam opowiem jaką mieliśmy akcję. Pewnego wieczoru siedzimy z Syrkiem w bibliotece pisząc nasze cudowne wypociny. Siedziałam przy stole, podczas gdy Czarny szukał między regałami jakiejś lektury.
-Auroruś?- usłyszałam w uchu szept Syriusza, muskał delikatnie ustami małżowinę mojego ucha, jakie to było przyjemne… Uśmiech nie schodził mi z ust- może pójdziemy poszukać razem książki, tam gdzie bedziemy sami?
-A gdzie?
Odpowiedziałam pytaniem na pytanie, nieodrywając wzroku odkartki papieru. Nie chcicłam, żeby się oddalił choćby na centymetr… Kochałam jego bliskość, czuć jego zapach, to jak dotykał teraz mojego ucha, w ogóle, jego kochałam i kocham.
-Nie wiem, chodź. Może dział ksiąg zakazanych tam nie ma nikogo.
-Już tylko skończę to zdanie.
Mówiłam zalotnie, grałam z nim słowami, tak jakbym wcale z nim nie chciała isć. A chciałam i to jeszcze jak. Trzymał dłonie na moich ramionach i szeptał do uszka:
-To ja będę czekał.- wyszeptał i poszedł.
Skończyłam pośpiesznie zdanie, cisnęłam piórem i poszłam odłożyć ksiązkę, która już nie była mi potrzebna. Zaraz potem udałam się w miejsce gdzie ktoś na mnie czekał, zniecierpliwością.
-Co tak długo?
-A co? Nie mogłęś się doczekać?- zbliżyłam się do niego powoli, uśmiechając się.
-Nie.- powiedział słodko, łapiąc mnie za ręce i ciągnąc do siebie. Nie chciał, żebym się skradała tylko już była jego.
-A ja ci wstrętna kazałam tyle czekać...- przytuliliśmy się.
-No... nalezy mi się jakaś rekompensata.
-Jaka?-cmoknęłam go.
-No to była zaliczka...
-Nie.
-Nie?
Założyłam mu ręce na szyję, a on obiął mnie w pasie.
-To był wstęp, taki przedmak prawdziwej rekomepnsaty.
-No przecież mówię, że zaliczka...- powiedział, a ja go pocałowałam.
-Wiesz, że bardzo lubię się do ciebie przytulać. Poprawka lubię jak ty mnie przytulasz.
-Tak?
-Tak.
- A wiesz co ja lubie?
-Mnie.
-Nie.
-Nie lubisz mnie?
-Nie.
-To może ja sobie mam stąd iść?- udałam obrażoną i już chciałam odejść, kiedy mnie przytrzymał
-Ja cię nigdzie nie puszczę.- obrócił nas, tak, ze stałam przypadta do regału z ksiązkami, nie mogąc sięruszyć. Złapał mnie a ręce i te skierował za moje plecy.- Gdybym powiedział tak, to bym cię okłamał.
-Okłamałbyś?
Pokiwałam głową, interesujące…
-Oczywiście.
-Ciebie to ja uwielbiam.
-Uwielbiasz mnie?- zaśmiałam się
-Uwielbiam.
-Nie wierzę.
-Nie? Mam udowodnić?
-Tak.- powiedziałam zdecydowanie.
-No dobrze, ale żebyś potem tego nie żałowała.
-Nie będę.-zaczęliśmy się całować. Tak, znowu. Byliśmy tak spragnieni chwili tylko we dwoje. Zawsze ktoś nam towarzyszył, a właściwie przeszkadzał.
-Ale nie odpowiedziałaś mi co lubie?
-Nie wiem.
-Nie wiesz?
-Nie. Podpowiedz mi.
-Ty też to lubisz...
-hmmm, spędać z tobą czas, tylko z tobą...sam na sam?
Całował mnie po szyi, jej jak cudownie, nie mogę myśleć, jak on tak robi, ale uwielbiam to…
-To też.
-No nie wiem.- pocałował mnie, tym razem znowu w usta. Puścił moje ręce z tyłu by dotknąć twarzy i wtedy to się stało... Rozległ się pisk. Wrzask. Strąciłam ręką książkę z półki i rozdarł się alarm. Przybiegła pani Pince i zaczęła się na nas drzeć:
-Co wy tu robicie!!! Tutaj wam nie wolo przebywać!!! Książki wyciagacie! To księgi zakazane! [...blablabla....] Wstydu nie macie!! Całować się...- my z kolei staliśmy jak dwie ofiary losu. Dostaliśmy szlaban. W sumie to sie z tego śmialiśmy. Lilka też sie nabijała, jak jej opowiedziałam o tym.
-No, ale prynajmniej znowu będziecie sami we dwoje.
-Jedna zaleta- śmiałam się.
-A co powiecie Jamesowi? Preciez mu nie powiecie, że dostaliście szlaban za całowanie sie w bibliotece.
-No jasne, ze nie. Może Syriusz coś wymyśli.
I wymyślił, oficjalna wersja, choć debilna, ale Jim to kupił, wkońcu nie grzeszy on inteligencją (ale za to go kocham), jest to, że zaczęliśmy się bić i jakoś tak wyszło. Mieliśmy szlaban do końca tygodnia, co wieczór. Pani Pince wysłużyła sie nami by robić inwentarz książek. Codziennie długie wieczory zajmowało nam spisywanie list tytułów, nie powiem, że nie było wesoło. Syriusz jednego wieczoru wórciła z diurawą rękę, dźgnęłam go piórem, jak się lała krew… Jakie mialam wyrzuty sumienia… A jak go przepraszałam, nie protestował, mimo, że wcale się nie gniewał…Cieszył się, że się nim zajmowałam…
Oczywiście nie zdążyliśmy tego wszystkiego zrobić, znaczy tej inwentaryzacji. No, ale szlaban się skończył, całe 15 godzin odpracowane.
Kiedy w piątek, północy wracaliśmy z ostatniego szlabanu. Złapałam Syriusza za rękę biegnąc tyłem kiedy nagle glębnęlam na ziemię, a on za mną, a właściwie to na mnie…
-Ale ty na mnie lecisz?- powiedziałam, śmiejąc się i już chciałam go pocałować, za to, że zamortyzował mój upadek, rękoma, kiedy zobaczyłam jego srogą minę. Na szczęście spostrzegł to czego ja nie zauważyłam.
-Czyś ty, James, ogłupiał? Mogła sobie coś zrobić!!
-Ej, wyluzuj!
-Co wyluzuj? Mogłam sobie coś zrobić!!!- darłam się na Jamesa. Ta rogata świnia, podstawiła mi nogę!-O hej Liz.
Dopiero teraz ją zauważyłam. Siedziała sobie pod ścianą, na przeciko Pottera.
-Cześć! Siadajcie.
-Niech ten baran mnie przeprosi.
Stałam z założonymi ramionami, z miną rozkapryszonej dziewczynki.
-Baran preprasza.
-Preprosiny barana zostały przyjęte- usiadłam obok Liz.
-A wy co tak późno tu robicie?
-My, szlaban mieliśmy. A wy?
-Rozmawiamy.
-Rora?
-Słucham?
-Jutro mamy wypad do Hogsmeade. Mam prośbę.
Liz mówiła głosem troszeczkę speszony, nie wiedziałam o co może jej chodzić.
-Jaką?
-Przejdziesz się ze mną po sklepach? Musze sobie kupić jakąś sukienkę na sylwestra.
Do świąt został tylko tydzień, w następną sobotę mieliśmy już wracać do domów.
-Dobrze. Ale Lilly idzie z nami.
-Nie ma sprawy.
-A my też możemy?- spytał Syriusz.
-A wy po co?- spytała Liz.
-Popodglądać was w przymierzalni- rzucił i puścił do mnie oko.
-Dobry pomysł, Łapa.-James szurchnął go w ramię, łokciem.
-Świntuchy!- krzyknęła Liz. I to był jej błąd. Usłyszeliśmy kroki.
-To Filch. Uciekamy!!!
Podnieśliśmy się ekspresowo z miejsca i zaczęliśmy uciekać, ale nie zdążyliśmy . Gonił nas i przez tego wrednego kota złapał. Dostaliśmy szlaban. Znowu tydzień z tymi ksiązkami! Widać skończymy tę inwentaryzację. Nie!!! Mam dość!!
Następnego dnia całą chmarą ruszyliśmy na podbój Hogsmeade. Poszłyśmy we trzy i jeszcze Dolores zabrała się z nami, oczywiście z męską obstwą huncwotów. Musiałyśmy sobie kupić sukienki, no bo jak. Te debile miały już dość w drugim sklepie. Co było do przewidzenia…
-Sami chcieliście iść z nami-powiedziałam widząc ich zrezygnowane miny.
-Kto chciał to chciał innych zmusili- powiedział Peter, patrząc z wyrzutem na Jamesa.
-Jak ci sie nie podoba, to droga wolna!- powiedział Syriusz.- A swoją drogą ile można kupować i mierzyć kiecki. Bierzesz, płacisz, wychodzisz.
-To nie jest takie proste...-zacząła Lill.
-Uwaga!- podwiedziała Liz, wychodząc z przymierzalni. Kotara się otworzyła i przed nami stanęła Liz ubrana w czarną sukienkę łapaną na szyi. Obróciła się, prezentując jak wygląda.
-Super. Bierz tę!- powiedział James, który chciał już stąd wyjsć.
-Na zieloną tez tak mówiłeś.
-Zielona lepsza.-powiedział, miał nadzieje, że wieźmie zieloną i będzie po krzyku, chociaż jedna mniej.
-Fiołkowa. No, dobrze teraz ja.-Powiediałam i biegiem do przymierzalni z wieszakiem. Lilka przebierała sukienki, które wisiały na stojaku, tuż pod przymierzaknią.
-Genialnie!- usłyszałam od Jamesa, kiedy wyszłam.- No już teraz Evans i idziemy!
-No, nie tak szybko, jeszcze ta czerwona.
Jego mina mówiła wszystko.Był zły na Syriusza, ze rzucił wtedy ten pomysł. Był zły na siebie, ze w ogóle zachciało mu się iść z nami na zakupy.
-Już raz to przerabiałem! Łapa, zabiję cię!! To samo było przed weselem Andromedy. Pięć godzin łaziłem z nimi po sklepach, aż w końcu usnłąłęm. A wiesz co one kupiły wtedy?
-Co?
-Pierwsza jaką mierzyła.
-I jak?- wyszłam w trzeciej sukience. W miedzyczasie Lilka zdążyła zamierzyć jedną i teraz wyszła w drugiej.
-Su...-zaczął Jim, ale wiedziałam, że nawet w gdybym wyszła szmacie dementora by mi tak powiedział.
-Syriusz? Która? Bo na Jamesa nie mogę liczyć! Remus?- Zniknął Dolores, która szczęściara miała po problemie, bo miała sukienkę- Pet?
-Roruś, druga czarna. Lil zielona. Moim zdaniem.
-Lilly, załóż to.- Dolores podała jej koraliki.
-Pięknie! Pięknie wyglądacie, ale chodźmy już stąd!-James nienawidził zakupów.- Postawię wam po kremowym, ale ruszmy się już stąd! Proszę!
-No to do kasy i na kremowe! James stawia!- powiedziałam.
-A moze ja bym sobie koszulką nową kupił...-zaczął Czarny, łapiąc sięza starą, którą miał na sobie, z miną wyrażającą to ze myśli.
-O nie...- uciął James.
-To potem coś pójdziemy wybrać. Pomogę ci- powiedziałam.
-No, dobrze.
Poszliśmy do Trzech Mioteł na kremowe piwo. Zajęliśmy stolik i zaczęliśmy rozmawiać na temat Sylwestra. To był terz temat numer jeden.
-A twoi rodzice idą gdzieś czy zostają?- spytała Liz Jima, sącząc przez słomkę zawartość swojego kufla.
-Pewnie zostają, zawsze siedzą w Sylwestra w domu.
-Może gdzieś pójdą, żeby nam nie przeszkadzać.
-Gdzie pójdą?- rzucił Jim.
-Do kornelii? Przecież ona co rok chodzi na bal.
-A właśnie może przyjdą do mojej mamy, bedzie zachwycona!
Remusowi wpadł do głowy genialny pomysł, gdyby tylko dało się go zrealizować.
-Nie wiem…
Głowiliśmy się nad tym i kiloma innymi jeszcze sprawami, aż w końcu wypaliłam:
-Ej, ale coś bedzie trzeba prygotować!
-No, przecież zrobiliśy zruztę-powiedzał Peter.
-Nie o to chodzi. Sama nie dam rady.
-To ja przyjdę wcześniej i ci pomogę.- zaoferowała się Lilka.
-A trafisz?
-Z tym bedzie gorzej.
Debatowaliśmy cały czas, w końcu zgarnęłam Syriusza.
-Jak mamy iśc po tę kosulkę to idziemy.Wracamy za pół godziny.
Syriusz się podniósł i razem wyszliśmy z baru.
-Wymysliłes z ta koszuką- zaśmiałam się, kiedy już byłam na dworzu. Przez zakurzone okna na pewno nie zobaczą, chwycił mnie za rękę.
-Ja mówiłem poważnie!
-No, to chodźmy!
Wybrałam mu koszulkę błekitną z takim słodkim kotkiem, nie podobała mu się. Nie lubi kotów. W końcu po pertraktacjach godził się na granatową, z kołnieżykiem. Bawił się ze mną bo mu się spodobała od razu. Wróciliśmy do pubu, ale wcześniej zahaczyliśmy o cukiernię. Syriusz postawił mi pyszne ciacho.
-Chociaż w ten sposób poczuj się jak na randce.- pocałował mnie w czoło.
-Słodki jestes. Chcesz?
-Ale tylko gryzka małego.
Prekomarzałam się z nim odsuwając mu ciastko spod ust. W końcu udało mu się je ugryść.
Kiedy weszliśmy znowu do Trzech Mioteł, usłsyszeliśmy piskliwy głos:
-Proszę, mieli iść po koszulkę, a na ciastach byli.- rucił Peter. Widząc mnie z jego ulubionym jedeniem, z pełnym zazdrosci wzrokiem.
-A ty co zadrosny?- rzucił Łapa- To przy okazji. A koszulka jest!- pokazał mu torebkę, dosłownie wymachyjąc mu papierowym woreczkiem przed nosem.
To było bardzo sympatyczne popołudnie, na prawdę.

[ 21 komentarze ]


 
65. Jadowity trutniowiec
Dodała Aurora Silverstone Sobota, 02 Sierpnia, 2008, 21:15

My, to znaczy ja i Syriusz nadal ukrywaliśmy fakt, że ze sobą jesteśmy. Czasami to było trudne, a czasami potrafiliśmy prawie się sprzedać z tym faktem. Jednak nikt nie oskarżał Syriusza o to że on spotyka się ze mną. Widzieli nas kilka razy jak siedzieliśmy o rozmawialiśmy, ale nie przeszło im przez myśl, że my... Siedzialam w pokoju chłopaków i uczyłam się na sprawdzian z obrony. James poszedł do Liz, bo się umówili. Dlatego ja zajęłam sobie jego łóżko. Siedziałam sobie po turecku, włożyłam kaptur na głowę i czytałam notatki, usilnie powtarzając to co powinnam zapamiętać. Remus tez sie uczył, leżał na łóżku i wymachując rękoma powtarzał bezdźwięcznie swoje zapiski.Peter drzemał, a Syriusz leżał na swoim łóżku i coś bazgrazł na kawałku papieru. Spoglądaliśmy na siebie, czasem łapaliśmy się na tym. Mój wzrok kursował na trasie Książka, Syriusz, notatki, Syriusz. W sumie to nie mogłam się skupić. Uśmiechliśmy się do sobie, pusczaliśmy oczka. Miałam ochotę rzucić się na niego, był tak blisko, a ja nie mogłam się prytulić. Kiedy spotkaliśmy się wrokiem pokazałam mu oczyma na drzwi. Zaraz potem wyszłam, niby po jakąś książkę, którą wiedziałąm ze nie mają. Poszłam do łazienki. Nie minęły 2 minuty, Syriusz już też był. rzuciliśmy się na siebie. Całowaliśmy się. Potrzebowaliśmy oboje wzajemnej bliskości, dotyku. Dla mnie wtedy nic nie istniało po za jego ciałem, jego dłońmi, oczami które na mnnie patrzyły, ust które mnie całowały...


* * *
- Przestań!!!- wrzeszczałam na brata podczas śniadania. Tego dnia wstałam wyraźnie podirytowana.- Czy ty musisz zawsze piepszyć jaki ty jesteś cudowny!
-Aurora....
Twarz Jamesa Potter, który przed sekundą zaczynał opowiadać o swoim najnowszym wyczynie przybrała wyraz niezrozumienia.
-No co? Zaraz mi powiesz, że nie prawda!
-Bo to nie prawda.
-Peter! Możesz postawić te bułki na środku! Nie jesteś sam!- darłam sie. Remus czytał notatki też na niego nawrzesczałam. Docinałąm każdemu po kolei. Na nikim nie zostawiłam suchej nitki. Nawet najmniejsze drzenie było w stanie wywołać burzę. Byłam wściekła jak jadowity trutniowiec. Nikt się chyba nie uchował, a każdy mójpotworny wrzask, który dało się słyszeć w calej Wielkiej Sali, powodował obok wielkiej dezorientacji, że wszyscy patrzyli na mnie przerażeni, pytając swoimi oczyma: Co się dzieje? Najbardziej przerażenie mieszające się z szokiem wymalowane było na twarzach siedzących w zasięgu pola rażenia, moich przyjaciół.
-A ty , weź mnie w ogóle nie dotykaj! Co ty sobie myślisz?!? Zboczeńcu!- warknęłam pełnym dzikiej wściekłości głosem na biednego Syriusza, którego jedyną winą było to, że jak co ranka usiłował chwycić pod stołem moją dłoń. Każdego innego dnia było to odbierane jak gorący pocałunek z wyznaniem miłości, ale tego dnia było inaczej.
Jeszcze bardziej wkurzona, jeśli w ogóle było to jeszcze możliwe, wstałam z dziką furią od stołu, przewracając przy tym krzesło. Mrucząc pod nosem, jednakże na tyle głośno że wszycysłyszeli, wszystkie możliwe przeklęstwa podniosłam je, kopiąc ze złości, a potem stawiając cieżko stopy ruszyłam w kierunku wyjścia. Oczy wszystkich zgromadzonych były wielości galeonów.
-Aury, nic nie zjadłaś- kryczała za mną Liz.
-Nie twoja sprawa!- znowu moje usta wydały pełen flustracji wrzask, który zupełnie nie był rozumiany, przez siedzących przy stole Gryfonów, ani nikogo innego. Niektórzy zamarli ze strachu w bezruchu inni uciekali jak najdalej odemnie, ktoś gdzieś na Sali się zakrztusił. Wszyscy jednak, włączając w to nauczycieli otwierali oczy coraz szerzej, nie wierząc i dziwiąc się temu co widzą. Nikt jednak nie zwrócił mi uwagi, nikt nie próbował ustawić mnie do pionu, moja osoba budziła przerażenie.
Każdy mój krok był jak grzmot, ludzie bali się stanąć na mojej drodze, słusznie, bo Lana Cabbot ze Slytherinu, która stała oslupiała, nie zeszła mi przez to z drogi i wylądowała twarzą w owsiance swojej najlepszej przyjaciółki, Kitty Bormann, z która nawiasem mówiąc się nie lubiłyśmy. Pomyślała pewnie, że zrobiłam to specjalnie-popchnęłam jej przyjaciółkę prosto w jej śniadanie. Bała się jednak odezwać, tym bardziej, że ja już dawno je minęłam.
Dokładnie do drzwi Wielkiej Sali odprowadziły mnie pełne niezrozumienia i dezorientacji spojrzenia przyjaciół. Z resztą nie tylko ich. Dyrektor zastygł z łyżką w połowie drogi do otwartych ust, a profesor McGonagall przełknęła z ulgą ślinę, gdy tylko wyszłam. Wtedy wielka sala znowu zaczęła żyć, ale dopiero po minucie ciszy, podczas której ludzie ogarniali swój szok. Widząc moją minę nawet Gruba Dama od razu odskoczyła, nie pytając o hasło, może miało na to wpływ też to, że rano już o mało na nią nie wsiadłam, uratowała ją jedynie profesor McGonagall, która przechodziła korytarzem.
Poszłam do pokoju, gdzie z ogromną siłą rzuciłam się na łóżko. Leżałam na nim w bezruchu, z bojową miną, uderzając jedynie stopą w jego bok, w miedzyczasie do pokoju weszła Dothy, ale na paluszkach, przerażona tym co działo się w naszym pokoju jakiś czas temu, wychodziła z siebie by nie obudzić potwora, który tkwił we mnie od samego rana…

Tym czasem w wielkiej sali.
-Co ją dzisiaj ugryzło?- spytał niepewnym głosem Syriusz, który nadal miał szeroko otwarte oczy po tym jak na niego nawrzeszczałam.
-Nie pytaj.- powiedziała Lilka, której rude włosy o mało nie utonęły w mlecznej zupie, kiedy spuściła głowę.
-No, co nie pytaj? Drze się jak opentana-wtracił sie Jim, który był znokautowany moim zachowaniem nie mniej niż cała reszta- Mamy prawo wiedzieć!
-Po prostu ma zły dzień.
-Tyle razy miała zły dzień i tak się nie zachowywała…
James znał mnie nie od wczoraj, nie raz widział mnie w różnych sytuacjach, nie raz byłam rozzłoszczona, nigdy jednak nie był świadkiem tak głębokiej flustracji, nawet wtedy kiedy na oczach wszystkich Gryfonów zrównałam z błotem Eryka Fernie, nie kipiałam taką złością, niczym samowar pełen gotującej się wody, a miałam wtedy powód, w przeciwieństwie do dzisiaj, co go strasznie martwiło. Jego zdaniem musiało się stać coś strasznego.
-Ojej, Potter!- Evans swoim zachowaniem zdradzała, ze wie co ugryzło jej przyjaciółkę, jednak nie miała ochoty o tym rozmawiać.- Wszystko musisz wiedziec??
-Tak, to w końcu moja siostra. A po za tym to nam sie oberwało, nie tobie.
-I tutaj się mylisz!- Oderwała się od jedzenia, spojrzała na rozczochrańca, a potem znowu wróciła do konsumpcji, jednak jej wymachiwanie łyżką było pełne rezygnacji.
-Acha! Ciekawe kiedy?
Lily i James od pierwszego spojrzenia sobie w oczy prowadzili ze sobą nieustanną wojnę, nie potrafili normalnie rozmawiać. Od ponad czterech lat każdy kto znał tych dwoje bał się stanać między nimi, groziło to w najlepszym przypadku ogłuchnięciem, gdy ci docinali sobie wrzeszcząc przy tym w niebogłosy, a kiedy na siebie patrzyli można było dostrzeć wędrujące między nimi wyładowania elektryczne. Tak też było teraz, mimo, że nie wrzeszczeli, to ton ich głosów ukazywał wzajemną wrogość.
-Mylisz się, bo ja zostałam zaatakowana samego rana!.
To była prawda. Lilka była pierwszą osobą, która obezwała ode mnie. Jeszcze nie zdążyła dobrze otworzyć oczu kiedy ja już darłam się na nią jak opentana, a jak tylko otworzyła usta by spróbować się bronić, zanim dało się usłyszeć jakiekolwiek brzmienie jej słodkiego głosu nawrzeszczałam na nią, że zaraz korzystając z tego, ze jest prefektem odejmie punkty, tyle, że ja też tak mogę!
Gdyby Ruda była tak samo zawzięta jak ja skończyłoby się na tym, że konto Gryfonów byłoby zerowe. Lilka jednak była mądrzejsza, zagryzła usta i przeczekała poranną falę złości w milczeniu. Nie zapytała co się stało, bo się domyśliła. A czemu byłam jak rozszalały wilkołak? Remy, Skarbie, wybacz to porównanie. Po prostu jak z samego rana zobaczyłam wielką czerwoną plamę na prześcieradle… Cała piżama do prania! to mnie piorun strzelił na miejscu. Zaczęłam tupać nogami i wydzierać sobie włosy z głowych… bolało… Wystarczyła co prawda jedno machnięcie tróżdżki ale... Wsciekła się zrobiłam. Do tego tak mnie bolał brzuch, tak strasznie, ze nie mogłam wytrzymać. Czasam naprawdę strasznie to przechodzę, to znaczy „te” dni, ale dziś to był już szczyt.
-Powiedz! Martwie sie, o nią.
James wyglądam na takiego co naprawdę się zmartwił. Do tego te proszące oczy Syriusza, który drżał, nie wiedząc co jest jego dziewczynie… Lilka musiała się poddać… Rzuciła, wiec od niechcenia, jedno zdanie, z nadzieją, ze załatwi ono sprawę:
-Ciocia do niej pryjechała.
Nadzieje okazały się jednak złudne, bo nie wzięła pod uwagę faktu, dość istotnego moim zdaniem, że ma do czynienia z bandą debili, którzy nie zaczaili tak wyimaginowanej przenośni…
-Mama?! A co ona tu robi?
-I dla tego Rora kąsa?- spytał Peter.
-Ej ona kocha ciocię, nie wkurzyłbaby...
-Ale dlaczego ona tu nie pryszła?
-Tu nie chodzi chyba o twoją mamę.- chłopaki siedzieli i rzucali się słówkami. Jeden miał lepszą minę do drugiego.Potter obgryzał palce na myśl wizyty jego mamy w szkole. Skoro Aurora tak zareagowała to jaki on będzie miał Sajgon? Remus nadal czytał, czasem zastanawiam się jak on inteligentny chłopak znajduje wspólny język ztymi debilami. Lilka złapała się az głowe, co za niedorozwoje, z Liz wymieniły spojrzenia, które znaczyło mniej wiecej tyle „czy tym debilom trzeba wszystko jak na tacy?”
-Aurora ma menstruacje- powiedziała Lilly wkładająć łyżkę owsianki do ust.
-Mensu...co?- spytał James, otrzepując głowę z natłoku myśli o biednej siostrze, swojej mamie I wymyślonych bajeczkach o swoich grzeszkach.
-Menstruację, Potter!
-Eee, a co to jest? Jakaś choroba?
-Wiesz ,co jaki ty idiota jesteś!
-Ale ja też nie wiem- powiedział Syrek, a Lilce jednym słowem ręce opadły.
-A czego tu można nie wiedzieć?
-No co to jest?!?! Powiedz nam!
-Nie.
-A skąd mamy to widzieć? No ja nie wiem, Łapa widzisz też nie…
-To sobie sprawdź jeden z drugim w słowniku. Wiecie co to jest czy to też wam wytłumaczyć?
-Nie rób z nas totalnych dekli!
-Sami z siebie robicie dekli, ja nie muszę…
-Evans…
-Lilly, powiedz nam!
-Nie!
-A ty wiesz?-spytał James swoja dziewczynę, próbował już gdzie indziej wiedział, że Ruda im nie powie.
-Co to jest słownik?
Liz już nie mogła powstrzymać śmiechu, z drugiej strony była zażenowana tematem rozmowy.
-No, to akurat wiem, ale to drugie… to to me..cośtam, wiesz?
-Wiem, ale ci nie powiem. Muszę leciec, papa.- zmyła się, więc chłopaki zaczeli znowu męczyć biedną Lilkę, płaszcząc się przed nią i błagając o wyjaśnienie noweo słowa.
-Evans!
-No! LILLy!
-Nie!!
Lilka była już znudzona, a Remus przysłuchujący się tej rozmowie zza gazety zaczał sie podsmiewywac pod nosem.
-Takie zabawne? Aurora ma jakie mesuwacje, a ty sie smiejesz? Jest chora! Ona może umrzec a ty sie smiejesz? Jesteś bez serca, Remusie!
- Śmieje się z waszej głupoty! Imbecyle! A swoja droga na to sie nie umiera.
Remus chwycił się za pierś, by wykpić kumpli jeszcze bardziej i dodał:
-Wiecie, a moje serce boje, więc mniemam, że musze je mieć
-Ale jesteś zabawny…
Syriusz przygryzł sobie język, który właśnie pokazywał w kierunku Lunatyka. Jednocześnie spadł mu kamień z serca, że nie zostanie wdowcem, przedwcześnie. Jim, jednak nie dawał za wygraną, za punkt honoru powziął sobie wydusić z nich co to jest to coś!
-To wiesz co to jest , Remusie?
-Wiem, ale wam nie powiem.
-Lunatyk! Co to sa te mesuacje i co ma do tego pani Potter.- teraz dla odmiany warczał Łapa- Przestań się znęcać nad nami! Ja ją kocham! Martwię się o nią! To znaczy…Martwimy się o nią!
Tak, tak, Syriusz własnie się sprzedał, nas sprzedał, ale ten oszołom, James jest zbyt oporny by zrozumieć, co miał na myśli mówiąc „kocham ją”, o Gliździe już nie wspominając.
-To sa menstruacje, pacanie! –Remus trzasnął gazetą o stół, już nie mógł wyrobić ze śmiechu. Z jakimi ciołkami on trzyma. Przewrócił jedynie oczyma i wrócił do czytania gazety-Lilly ma racje sprawdź w encyklopedii. Ona nie gryzie.
-Jesteś bezużyteczny! Nawet nie chce nam takich recy powiedzieć, byłoby szybciej.
-Może i jestem bezużyteczny, ale jakbym ci powiedział to byś się niczego nie nauczył!
-Nie twój problem….
-Noi bardzo dobrze, a teraz daj mi to w spokoju przeczytać!
-A sobie czytaj ty…
-Ty, co?
Remy dyskutował z nimi nie odrywjac wzroku od linijek tekstu Proroka codziennego. Lilly się zwijała ze śmiechu.
-A ty się nie śmiej, bo nie jesteś lepsza od tego nieżyczliwego Patafiana, Evans.
-Spadaj, Potter!
-Poczekaj jak będziesz chciał od tego patafiana spisać pracę domową…
-Pójdziemy do biblioteki to sie dowiemy, łaski bez.
Po śniadaniu poszli do biblioteki. W końcu Lunatyk miał rację, jeszcze nikogo, żadna książka nie pogryzła. A oboje ich tak wkurzyli, ze honor im nie pozwalał, by im to powiedzieli. Postanowili się dowiedzieć tego sami. Pobiegli zatem do biblioteki. Jim zapytał bibliotekarkę gdzie mają sukać mesuwacji czy coś takiego. Nie wiedzieć czemu pani Pince zaczeła się na nich drzeć.
-Ona też to ma! To jakaś wirusowa choroba!- stwierdził Potter, który właśnie wybiegł za Blackiem z biblioteki. Przystanęli pod ścianą i próbowali złapać oddech, po morderczej ucieczce przed bibliotekarką, która też kąsała…
Na lekcjach też siędziałam struta i wściekła. Tego dnia na prawdę, lepiej było bez kija do obrony do mnie nie podchodzić. Wszyscy omijali mnie szerokim łukiem, nawet Lilka trochę się mnie bała. Siedziała cichutko obok i nic nie mówiła, żeby tylko mnie nie sprowokować do ataku. Po południu mieliśmy z Syrkiem iść do biblioteki pisać naszą pracę. Bynajmniej tak ustalaliśmy wczoraj. Sam to chyba bałby się ze mną iść tego dnia., dlatego było mu bardzo na rękę, że Lilka i Remy też mieli to zrobić po południu, miał obstawę. W końcu nie kady ma tak dobre jak James, jemu ta Puchonka powiedziała, ze napisze za niego, to członkini FBJP, jeszcze się nie rozpadł, mimo że Jim nie jest już wolnym facetem. One jednak nadal chodzą po korytarzach wyoatrujac go i wzdychają głęboko na jego widok. A Liz? Liz to ich bogini. No, ale nie stotne, pryfarciło mu się. My teraz musimy siedzieć w bibliotece, a on sobie randkuje z Liz.
-Aurora?- powiedział cichym niepewnym głosem Syriusz, który właśnie wrócił spomiedzy regałów, bez ksiązki po którą kazałam mu isć.
-Co chciałeś!?
Na dźwięk mojego brzmiącego przez zaciśniete zęby głosu, aż zadrżał. Odpowiedział bardzo krucho i niepewnie:
-Możesz isć i zapytać panią Pince, gdzie mam szukać tej książki?
-Nie możesz sam tego zrobić?!
-Nie, bo tu jakiś wirus panuje. Ona go ma, profesor Tine (facet od obrony) i ty. To ta mensy...- Remus i Lika ju się zwijali ze śmiechu. Pewnie im się orzypomiała akcja ze śniadania.
-Jaki wirus?- nie wiedziałam o co mu chodzi.
-No, Lilly dzisiaj powiedziała, że masz tą mensywiację, czy coś takiego, i że ciocia do ciebie pryjechała i dlatego jesteś taka zła.- wytłumaqczył mi na jednym oddechu. Lilka i Remy już nie mogli wysiedzieć. Bibliotekarka już nerwowo spoglądała w naszym kierunku, podirytowana ich śmiechem.
-A wiesz co tojest ta mensywiacja?-spytałam Syriusza.
-No nie, bo oni nie chcieli nam powiedzieć.
Pokazał na nich palcem jak dzicko, które skarży, że popsuli mu zabawkę. Do tego miał taki zabawnie połamany głos, kiedy to mówił. Złapałam się za głowę.
-Na kalesony Merlina! Chodzę z kretynem!- pomyślałam, a potem powiedziałam na głos, to znaczy pół głosem- Pani Pince może to mieć, ale profesor Tine nie. To dotyczy tylko kobiet...
-To ja nie kumam. A ta ciotka?
-Tak się mówi. To nie jest żadna mesuwiacja czy jak ty to nazwałeś, tylko menstruacja. Okres. Mówi ci to coś? Dziewczyny to mają raz w miesiącu...
-No, to nie można było powiedzieć tak od razu? Tylko z jakimiś ciotkami? I dlatego jesteś taka zła?
-Też byś był zły. Gdybyś musiał chodzić ze strusiami i do tego bolałby cię brzuch.
-Jakimi strusiami? Co strusie mają do tego?
Może jedno się wyjaśniło, ale Syriusz znowu poczuł się jak dureń, który nic nie rozumie, z resztą dokładnie tak wyglądał.
-Lilka, proszę cię, bo ja już nie mogę…
Teraz to ja miałam atak śmiechu. Lilka szybko otempetrowała emocje i zaczęła tej ciemnej masie tłumaczyć:
-Struś to takie określenie podpaski.- powiedziała.
-Acha. - Syriusz już wszystko rozumiał. zrobił się teraz dla odmiany czerwony jak burak.
-Ej, co się tak czerwienisz?- powiedziałam-Miałeś prawo nie wiedzieć!
W sumie to zła już nie byłam tak mnie to wszystko rozbawiło, że zapomniałam o tym bólu w brzuchu.

Kolejna notka w środę:
66.Przedświąteczne zakupy,
dziękuję za wszytko,
buziaczki :*

[ 21 komentarze ]


 
64. Inspektor Evans
Dodała Aurora Silverstone Środa, 30 Lipca, 2008, 11:53

Wieczorem, to znaczy w okolicach jedenastej. Ubrałam sie i wszyszłam z pokoju. Lilka popatrzyła na mnie jak na nawiedzoną, ale nie zdążyła nawet zapytać co ja robię. Bo kiedy tylko zdołała wydusić pierwsze słowo, drzwi za mną już były zamknięte. Nie mylę się myśląc, że jutro mi się dostanie, ale mam to głęboko w nosie. Pokrzyczy,że jestem okropna, ale i tak mnie kocha. Umówiliśmy się koło łazienki jęczącej Marty, na wypadek gdyby huncwoci mieli , równie głupi jak oni pomysł by go sledzić nakryci jakimś zaczarowanym płaszczem, ale chyba nie mieli na tyle rozumu, bo nie wierzę, ze James by spod niego nie wyskoczył kiedy od pierwszej sekundy rzuciliśmy się na siebie zastygając w pocałunku. Wyszliśmy na dwór, na szczescie Filcha nie było na horyzoncie. Przynajmniej nam nie przeszkodził jak dzisiejszego wieczoru, kiedy purpurowy ze złości ganiał po korytarzu Irytka, który to wysmarował mu pół kortarza pod jego gabinetem smoczym łajnem. Trzeba mu przyznać ma pomysły, no to nawet Huncwoci nie wpadli… A my? Spędziliśmy romantyczny wieczór. Bez żadnego rozbierania nic z tych rzeczy. Tamto to był tylko żart. Siedzieliśmy sobie przytuleni do siebie, gapiliśmy się w księżyc, podczas gdy nie gapiliśmy się na siebie, nie macaliśmy nawzajem i nie całowaliśmy. Żaden z moich dotychczasowych związków nie był tak namiętny. Z Syrkiem mogliśmy się całować cały czas, ale nie to dla nas było najważniejsze. Każde spojrzenie, każdy dotyk dłoni, to że trzymał moją dłoń czy wreszcie to, ze po prostu siedział obok sprawiało, że byłam szczęśliwa. Między nami buchało uczucie, być może niewidoczne dla innych. Byliśmy ze sobą zżyci w końcu się przyjaźnimy tyle lat, ale bycie ze sobą to coś innego… Nigdy nie czułam się przy nikim tak bosko jak przy nim. Nigdy wcześniej nie czułam niczego takiego… Zakochałam się. Wiedziałam, czułam, że on też mnie kocha. Nie musiał mi tego mówić, ale i tak ciągle powtarzał… Ostatni raz to słyszałam w PW zanim wypuścił mnie zziębniętą ze swoich objęć. Też cię kocham, wiesz o tym. Jeszcze tylko jeden mały buziak, po kryjomu, a potem wróciliśmy do swoich pokoi. Nie obawialiśmy się, ze ktoś nas nakryje, była trzecia w nocy i nawet hunce już spały, nie wspominając już o moich współlokatorkach. Kiedy otworzyłam cichutko drzwi zobaczyłam standardowo poduszkę Ameli na podłodze, a zamiast niej podłożyła sobie pod głowę zwinięty kawałek kołdry, Dothy zdjęła już swoją zatyczkę do nosa i znowu chrapała, a Lilka wtulona do swojego misia smacznie sobie spała. Ciekawe jak ja zachowuję się przez sen? Spojrzałam jeszcze raz na nie kiedy już przebrana leżałam w łóżku. Ciekawe o czym śnią? Zaśmiałam się cichusieńko… Zwróciłam się twarzą w kierunku dormitorium chłopców. Wiem o kim ja będę śniła…

Nie myliłam się, rano, jak tylko otworzyłam oczy dopadła mnie Ruda i zaczęła przesłuchiwać. Nie chciałam jej nic powiedzieć. Wiedziałam jednak, że będzie ciężko. Tak bardzo chciałam się pochwalić tym, że jestem wreszcie zakochana i tym, że jestem szczęśliwa. Lilka znała mnie bardzo dobrze, umiała szybko rozszyfrować niektóre moje dziwne zachowania…
-Aurora! Ty się z kimś spotykasz!
-Nie.-powiedziałam, ale wiedziała, że kłamię.
-Jestem twoją najlepszą przyjaciółką. Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć? Na dodatek kłamiesz mi w żywe oczy.
-Nie patrzę ci w oczy.
-To cię nie zwalnia z mówienia prawdy.
Z jednej strony się śmiała, a z drugiej próbowała zaatakować tak by wyciągnąć ze mnie to co chce wiedzieć. Lilka bywa uparta i namolna:
-No powiedz mi!! Dlaczego to przede mną ukrywasz?
-Bo to tajemnica.
-Słuchaj, wymykasz się po nocach... I nawet nie chcesz mi powiedzieć. Ja się martwię o ciebie, bo się szwędzasz po ciemku bez słowa wyjaśnienia. Wiesz co? Jesteś Małpa!
-No, dobra.-w kocu to moja najlepsiejsza kumpela- ale nikomu nie powiesz?
-Jak grób będę milczeć!
-Lilka, zakochałam się- zaczęłyśmy piszczeć- lepiej! Mam chłopaka! Najcudowniejszego pod słońcem!
Piszczymy dalej. Dothy, która miała zamiar wejsc do pokoju jeszcze szybciej z niego wyszła, słysząc ten wrzask.
-Kogo?
-Syriusza.
-Co?- była z jednej strony zaskoczona, z drugiej wcale.- Syriusza Blacka?
Pokiwałam głową niepewnie, teraz trochę się bałam jej reakcji. Wbrew moim oczekiwaniom nie zaczęła wrzeszczeć, że się chyba przesłyszała? Co ja robię? W co się pakuje? I temu podobnych. Powiedziała jedynie pewnym siebie ciepłym głosem, który był co prawda podniesiony, ale nie brzmiał oskarżająco ani atakująco:
- Wiedziałam!
-CO?
To ja byłam zaskoczona, że ona nie jest zaskoczona. Ale to zdanie brzmi zabawnie. Zamiast ja jej się tłumaczyć teraz to ona tłumaczyła się mnie.
-Że coś się kroi! Ale nie, “nie jestem o niego zazdrosna”! Zapierałaś się!
Doskonale pamiętam jak pod koniec zeszłego roku po wyborach miss miała miejsce akcja z dziewczyną, która się rzuciła na mojego Syrka. Odtwarzałam sobie w pamięci tamte chwile, a Lilka rozwodziła się dalej w zawrotnie szybkim tempie:
-On wtedy o tobie mówił! Już opowiadaj mi wszystko!!
-Co chcesz wiedzieć?
Co ja właściwie miałam jej powiedzieć? Dla mnie to wszystko działo się wbrew pozorom bardzo szybko Pocałunek, to jego wyznanie, moje próby pozbycia się Syrka, Philip, rozbicie wewnętrzne wreszcie to że jesteśmy razem.
-Wszystko!
-No to tak, poznaliśmy się pięć lat temu w po...
-głupia, nie ot mi chodzi jak to się zaczęło!!
-No jak się zaczęło jakoś samo wyszło…
-Konkretnie? Kiedy ?
Lilka chciała wiedzieć wszystko, siedziała jak na szpilkach. Łapała każde moje słowo jeszcze zanim zdążyłam skończyć je mówić. Opowiedziałam jej, o pocałunku na korytarzu, fakt istnienia pelerynki pominęłam, co za dużo to nie zdrowo, o popołudniu nad jeziorem, o ścianie.
-Żartujesz? Ta ściana to on?
-no.
-Aurora- Lilka spojrzała rozmarzonym wzrokiem- ale on cię musi kochać.
-Kocha i to bardzo…
-Super! Cieszę się, a….
Znałam ją, chyba dlatego czułam, ze muszę to powiedzieć:
-Ale nie mów nikomu, Jim nie może się dowiedzieć.
-Dobrze, ale dlaczego?
-Bo on tego nie zrozumie.
-Czy ja wiem? Odkąd jest z Liz muszę przyznać, że wydoroślał i bardzo się zmienił na lepsze. Nie jest już takim cynicznym szczylem. Na prawdę jestem w szoku chwilami. Jest taki czuły...
-Lilka?- czy żal jej przypadkiem nie ściska dupy, że nie dała mu szansy?
-Co?
-Czy ty jej nie zazdrościsz?
-Nie- powiedziała, kończąc zarazem ten temat. Jednak po jej zachowaniu wnioskuję inaczej.- chciałam ci tylko uzmysłowić to, że zapewne by zrozumiał, ale i tak prędzej czy później się dowie.
Tutaj miała rację, chłopaki zaczynali się czegoś domyślać. Znając ich na samym domyślaniu nie poprzestaną, przynajmniej nie taki jeden w okularach… Po obiedzie byłam u nich w pokoju, Jim powiedział mi, że Łapa ma chyba dziewczynę, bo wczoraj się po nocy wymykał. Podobno chciał iść za nim, ale jak wyleciał z pelerynką to już nie było go w polu widzenia. Miał nadzieje, że ja wiem i że dowie się ode mnie. Wiedział, że ja jestem gaduła i że jak coś na ten temat wiem to zapewne zaraz wypaplam, a tutaj zdziwko. Pytał mnie nawet czy nie wiem kim ona jest, na wypadek gdybym się pilnowała czy coś. Ja jednak odpowiedziałam mu wymijająco, to znaczy kazałam mu zapytać kupla, bo ja nic nie wiem od niego na ten temat. James na to, że ON ZAKLINA SIĘ i nie chce mu powiedzieć. Ale z drugiej strony jest pewien, że się spotyka z jakąś dziewczyną, bo poszlaki na to wskazują, ale on ma słownictwo :P Podobno nawet golić się zaczął, ale on nie ma zarostu. Tutaj o mało się nie sprzedałam, bo palnęłam, że Syriusz ma taką gładką twarz, ale Rogaś nie załapał. Czasem dziękuję opatrzności, że on bywa taki tempy. Bredził dalej, że musi się dowiedzieć kto to, co prawda cieszy się, że jego kumpel kogoś ma, ale nie podoba mu sie fakt, ze nic mu nie mówi. Ciągnął mnie za jezyk, podgadywał, nawet już maksymalnie pod włos brał, że może nawet trzeba będzie go ratować… Robił wszystko by moje usta w końcu wyrzuciły z siebie chociaż jej imię… cokolwiek, bo on zwariuje. Nie! Nie powiedziałam mu, nie jest jeszcze na to gotowy. Dowie się... kiedyś.


Kolejna:
65. Jadowity trutniowiec
w niedzielę

[ 15 komentarze ]


 
63. Zdeknspirowani.
Dodała Aurora Silverstone Poniedziałek, 28 Lipca, 2008, 12:13

Rano myślałam, że mi głowa pęknie. Każdy szmer był dla mnie nie do zniesienia. Lilka-Cudotwórczyni zwlekła mnie z łożka na śniadanie. Kiedy zesłyśmy na WS chłopaki już siedzieli. James popijał kawę, Syriusz męczył kefir, Remus siedział w bezruchu nad tostem, a struty Peter z obrzydzeniem patrząc na jedzenie. Ja też nie byłam głodna, było mi niedobrze…
-Część- powiedziałam, siadając na przeciwko Jamesa, obok Syriusza. Bez chęci od życia. Nikt z nas nie miał siły się odezwać.
-A co wy wszyscy tacy zmarnowani?- spytała Lilka okropnym piskliwym głosikiem jak jakiś wstrętny ptak, a może mi się tak tylko wydawało?
-Nie pytaj. Żeśmy się trochę potruli- powiedział Jim tak jakby za chwilę miał umrzeć w męczarniach.
-No, co ty, Potter?
-Weź Lilly, nie mam siły dzisiaj się z tobą kłocić.- odpowiedział markotnie.
-Nowość- powiedziałam, trzymając się za głowę, która pękała z bólu. Czy oni muszą tyle gadać?
-Jej, aleśmy sie pochorowali- rzucił Peter. Bardzo miło, że używa ust do czegoś innego niż mielenie jedzenia, ale błagam nie dziś!
-U nas, to znaczy wśród mugoli, to sie nazywa kac.- powiedziała Lilly.
-To nie jest miłe, uczucie – powiedziałam. Wolałam mówić niż słuchać głosów innych.
-Cześć- powiedziała Liz, która własnie podeszła do stolika. pomachałam jej-Cześć Auroro!- pochyliła się by pocałować Jima, ale w tym momecie zamarła- Jim, a co z tobą? Źle wyglądasz.
-Nie pytaj, słoneczko- powiedział bardzo zmarnowany.
-Ten twój Jim się napił wczoraj. I dzisiaj...- zaczeła Lill.
-Daj już spokój, Evans- ucioł James, posunął się, zeby mogła usiąść.
-Na prawdę strasznie wyglądacie- kontynuowała Liz. Błagam zamknijcie się!!!!
-Uwiesz, ze jeszcze gorzej się czujemy.- powiedział Syrek.
-Stanowczo wczoraj przecholowaliśmy- dodałam.
-A właśnie, albo wczoraj byłem tak pijany, że miałem omany jakieś, albo, ale to nie możliwe... widziałem ...jak się całowaliście.
-Kto się całował?- spytał Remus, który do tej pory ślepo wpatrywał się w tosta z ogromnym obrzydzeniem, wmuszając w siebie z coraz większym trudem kolejny kęs. Tymczasem Dolores szykowała mu już następnego.
-Aurora z Syriuszem.
Spojrzeliśmy na siebie. O kurde wydało się… żeśmy śmiechem wybuchnęli. Oboje chyba wpadliśmy na pomysł, że to najlepsza reakcja, wykpić to.
-James, chyba na prawdę za dużo wypiłeś- powiedziałam.
-Ja z Aurorą? Teraz to żeś dowalił.
Oboju udawaliśmy rozbawionych. W sumie to po co dalej kryliśmy się z tym, że ze soba jesteśmy. James, ani nikt inny nie dostał zawału na nowinę, że się całowaliśmy.
-No, własnie, wydawało mi się to niemożliwe...
Chłopakowi głupio się zrobiło, że nas w ogóle o coś takiego oskarżył.
-Ja wiem, że byś chciał takiego szwagra jak ja...- drwił Syriusz.
-No nie wiem, jakie by te wasze nieszczęsne dzieci pogięte były. Oboje jesteście nienormalni.
-No wiesz?- teraz ja zadrwiłam.
-Przepraszam was! Nie wiem jak mogło mi się coś takiego uroić. Przecież to idiotyczne.
-Wiesz co, nie pij więcej.
Powiedziałam. Słyszłam jeszcze jak pod nosem mówił sam do siebie, kiedy kroił na swoim talerzyku bułkę „Wy ze sobą… skąd mi to w ogóle do głowy przyszło. To nie realne przecież”. Nie bardzo się jednak tym przejmowałam. Zajęłam się raczej strategią podwędzenia Syrkowi stojącego przed nim kubka z kefirem.
- A ty, daj mi trochę!
Korzystając z tego, że zdjął z niego ręce, co było chwilą jego nieuwagi złapałam kubek w ręce w ten sposób zabierając mu kefir.
-Ej!
-No co? suszy mnie!
Ale nie to suszenie było najgorsze. Na śniadaniu, zaraz po tym jak pojawiła się na WS podeszła do naszego stołu wściekła profesor McGonagall. Wlepiła wszytskim czterem szlaban, za to że któryś sikał przez okno. Powiedziała, ze nie będzie dociekać, który to i że odpowiedzialność jest zbiorowa. Żeby pokazać im gdzie sie powinno to robić musieli wysprzątać wszystkie toalety na korytarzach. Rzecz jasna ręcznie! Mieli na to całą dzisiajszą noc.
-Ale nas wkopałeś, Peter!
-Przepraszam-powiedział- ale to nie moja wina, że Aurora zablokowała drzwi.
-No tak teraz wszystko bedzie na mnie.- powiedziałam, znowu szarpiąc sie z Syrkiem o kefir. Tak, kolejny raz.
- Kotku, nie da więc rady dzisiaj, przepraszam- powiedział Jim.
-No, przecież to nie twoja wina. Nie gniewam się.- odpowiedziła Liz.
-No, to sie ciesze- cmoknał ja w policzek. Korzystając z tego, że Łapa zasłuchał się w to co mówi Rogaś, a co z atym idzie przestał skupiać się na tym co miał w ręku pociągnęłam kubek i cały kefir wylądował na mnie. Wszyscy zaczęli się śmiać. Nie mialam powodu do śmiechu. Nie przewidziałam tego, że zwolnił też uścisk na uchu kubeczka. No, to za głupotę się płaci.
-A co bedziesz robił dzisiaj?
-Nie wiem. Łep mi pęka chyba położę się spać.
Wszyscy czuliśmy się tragicznie. Ja też nie była oryginalna tego dnia, walnęłam się na łóżku i zasnęłam. Oczywiście wczesniej sie przebrałam, przecież ta piekna plama zapaprałaby mi cale łożko…
Wieczorem poszłam do chłopaków,ale juz byli na szlabanie. Był on o tyle straszny, ze nastepnego dnia mielimy zajecia od samego rana. Chołaki przeklinali ile wlezie. Tych toalet było tyle,że biedactwa spędzili na ich sprzątaniu do czwartej nad ranem. Na lekcjach byli nie wyspani. W sumie to się im nie dziwię. McGonagall była na prawdę ostro wkurzona. W sumie to co zrobił Peter było na prawdę chamskie. A oberwali wszyscy, ja też nie czułam się bez winy, gdybym nie zamknęła tych drzwi. Po za tym miałam wyrzuty sumienia, bo Remus cały dzień, to znaczy całą niedzielę miał rozstruj żołądka, biedny strasznie mu alkohol zaszkodził.A podobno na tym szlabanie też z niego pożytku nie mieli, bo nadal haftował. Po co ja to wszystko zrobiłam. Gdybym nie przyniosła tej ognistej...
-To nie mielibyśmy czego wspominać. Rory, nie przejmuj się…
Powiedział by zniszczyć wyrzuty mojego sumienia Syrek, kiedy szliśmy ciemnym korytarzem do biblioteki. Mieliśmy zamiar odrabiać zadanie domowe, które w poniedziałek dostaliśmy od Smughorna. Ten koleś ma nasrane w głowie. Kazał nam sie dobrać w pary, mieszane. W sumie to nie wiem po co, ale nie narzekam, bo wiecie mój kochany walczył z Jimem, by byc ze mną w parze. Prawda, że to romantyczne? Mój rycerz, kochany! Lilka była z Remusem, a mój braciszek z jakąś Puchonką.
-No, ale przezemnie...
-Kochanie!
Było mi głupio z tego powodu. Wiem, że dla chłopaków szlaban to było nic, ale miałam takie głupie poczucie winy, nic już na to nie poradzę. Nie chodziło o sam szlaban tylko było mi ich szkoda, biedactwa nie dość, ze zawalili jedną noc na balandze, potem cały dzień chorowali i s to jeszcze wkopałam ich w obrzydliwą całonocną charówkę. Syriusz zatrzymał się. Jestem nierozumna. Wiem! Spojrzał na mnie tak, że od razu wiedziałam o co mu chodzi.
-No, dobrze.
Uśmiechnęłam się bardzo delikatnie, spoglądając na niego swoimi pełnymi winy oczyma. Rozejrzałam się.
- Teren czysty?
-Tak- Syrek pokręcił głową przemierzając wzrokiem pusty korytarz, tak jak ja przed chwilą. Cmok. Złapaliśmy się za rękę.
-Wiesz co?- powiedziałam, zatrzymując się.
-Co?
Zabrzmiał delikatny męski głos, którego posiadacz ścisnął mnie mocniej za rękę.
-Nie chce mi sie dzisiaj tego pisać…
-Mnie też nie.
Czemu ja nie jestem ździwiona?
-Mam szalony pomysł!
-Jaki?
-Idziemy na spacer?
-Zimno jest. A my bez kurtek…
Przytulił mnie, a potem zaczął pocierać ramiona jakby było mi zimno, a to miało mi zastąpić kurtkę.
Nie teraz, później...-zaczęłam jeździć palcem po nadruku na jego zielonej koszulce. Zataczałam kółeczka tak jak prowadził czarny szlaczek na jego piersi. Przysunął się do mnie. I znowu zaczął do mnie mówić w ten sam sposób.
-Kiedy?
-Później. W nocy.
Nosem już dotykał mojego czoła. Było mi niewygodnie, oderwałam więc palec i wzrok od koszulki, kierując oczy w kierunku szarego oceanu jego tęczówek. Zaminilkłam na ułamek sekundy, a potem dodałam, poruszając przy tym brwiami:
- Co powiesz na romantyczny spacerek przy blasku księżyca?
Oczy mu się zaśmiały. Lubiłam to.
-Juz jeden taki kiedyś mieliśmy, pamiętasz.
-Tak, dostaliśmy wtedy szlaban ja, ty i Jim, no ale ten bedzie inny..
-We dwoje?
-A co chcesz wziąc kogoś jeszcze?
-Nie…
Pocałował mnie. Na środku szkolnego korytarza, co prawda pustego korytarza, ale zawsze ktoś mógł się pojawić niewiadomo skąd, więc to było nieostrożne.
-Ty mi w zupełności wystarczysz..
-Cieszę się.
całował mnie dalej, przerywając jedynie na krótkie momenty by można było rzucić słowo czy dwa.
-Tylko załóż seksowną bieliznę.
Zrobił taką minę, jestem pewna, już sobie wyobrażał jaka ma być ta bielizna I jak ja mam w niej wyglądać.
-Świnia!- uderzyłam go w ramię, zadziornie. Nie odklejając się jednak na dłużej od jego słodkich ust. Na szczęście on lubił często ich używać do mówienia, jedzenia i do tego do czego ja lubiłam by ich używał.
-No, dobrze, możesz nie zakładać…
Zaśmiał się , ale zrobił tot tak jakby zastanawiał się na d tym ciężko i w końcu z bólem poszedł na jakiś kompromis. I znowu byliśmy tak blisko, że nasze nosy stykały się ze sobą. Czułam jego oddech, oddychałam tym samym powietrzem. Poruszyłam lekko otwartymi ustami łapiąc mgiełkę jego powietrza… Już zaczynałam muskać jego usta kiedy jakiś przeraźliwy wrzask nam przerwał…

[ 19 komentarze ]


 
62. Wielka butelka ognistej...
Dodała Aurora Silverstone Czwartek, 24 Lipca, 2008, 14:49

W sobotę zapukałam do drzwi chłopaków. Jak zawsze przywitana entuzjastycznym ”Proszę”, przestąpiłam próg ich pokoju. Moje oczy były już odporne na ich wszechogarniający bałagan. W końcu jeśli przez tyle lat tylko cienka ściana oddzielała cię od Jamesa, który nawiasem mówiąc jest największym bałaganiarzem na świecie, nie mogło być inaczej. Ciocia, mimo że biedulka bardzo się starała, ani prośbą, ani groźbą nie mogła go nauczyć porządku, niestety… Taki już jest i nie ma szans by się zmienił. Jim pośród wielu miłych skojarzeń kojarzy mi się także z bałaganem :P A jeśli jeszcze do bałaganu jaki on potrafi wykonać dodamy dzieło Syriusza, który nie jest pod tym względem gorszy od wyżej wymienionego i jeszcze Peter rzuci kilka pudełek po ciastkach to… Proszę sobie wyobrazić… Wiem, nie da rady… to trzeba zobaczyć, ale uprzedzam wcześniej zarzyć jakiś eliksir zapobiegający atakowi serca, polecam Praecordiorumdolornon wujek mówi, że jest rewelacyjny. Mnie jedynie pozostaje zjednoczyć się w bólu z Remy’m, który nie wiem jakim cudem z nimi wytrzymuje, bo on raczej, z tego co wiem od jego mamy i z reszą byłam raz u niego, to raczej nie przyjaźni się z nieporządkiem… Widocznie się przyzwyczaił.
-Cześć, łobuzy!- powiedziałam dzielnie przemierzając wyrzeźbiony korytarz.
-Cześć!- uśmiechnął się Syriusz. Już sie za mna stęskił? Wycmokałam ich wszystkich tylko po to by móc przytulić się do Syrka. Wiem, jestem okropna, ale oni wcale nie są lepsi, na prawdę mogli by tutaj posprzątać, przecież do czego to podobne by się przedzierać przez te złogi śmieci, ubrań, książek i szyszymora wie czego jeszcze…
-Mam dla was niespodziankę- zaśmiałąm się jednocześnie zrzucając na podłogę, konkretnie za łózko ciuchy Pottera, by móc gdzieś usiąść.
-Ojej a co takiego?
-Nie uważacie, ze musimy uczcić nasz sukces?
Zrobiłam swoją słynną minę, którą Jim określa zupełnie nie wiem czemu jako „chyba spotkamy się w piekle” by za chwilę wyciągnąć z torebki butelkę ognistej. Dużą butelkę.
-Zwariowałaś!!! Skąd to masz?!?!- Wrzasnął piskiem Jim zadając retoryczne pytanie, bo doskonale wiem, że nie intersowało go skąd ją mam tylko fakt, że ona jest i prosi się o opróżnienie.
-Dawaj kubki!
Pomijam fakt, że najpierw trzeba było znaleść brudne kubki i rękami Aurory doprowadzić je do stanu użyteczności, żeby móc cokolwiek wlać. Czasami to ja się zastanawiam jak ja z tymi syfiarzami wytrzymuje…
Była jedna kolejka, zaraz po niej druga i trzecia. Tempo było zawrotne. Kręciło mi się w głowie, ale tylko jak próbowałam wstać…Peter jakiś takiś się rozmowny zrobił, James ledwo się na nogach słaniał a my dopiero obaliliśmy połowę. Syriusz się tylko do mnie uśmiechał, ale te jego oczy coś takie pijane były… Najlepiej trzymał się Remy, pił równo z nami, a nie było widać po nim zadnych obiawów że jest w stanie wskazującym…
-Jedziemyna….stęp..nąkolejkęza Aurorę….
Syriuszowi zlewały się wyrazy. O tak, pijane oczka i język się plącze, ale dzielnie co prawda nie zrozumiale dla trzeźwego, a dla nas tak, ciągnął dalej:
-Zanaszenaj piękniejszeogniwo…
Ppocałował mnie w policzek, nie wiem czy takie miał zamierzenie czy po prostu nie trafił w usta, ale może to i dobrze, bo za nim bezmyślnie powtórzyło to pozostały trzech.... Tak to już jest, że ludzie po alkoholu zaczynaja się całowac. Chociaż czasami to zaaplikowaniu sobie procencików zaczynają mieć odważne pomysły, a że ci panowie mają z reguły odważne pomysły to strach się bać jakie mogą mieć po alkoholu…
Wymieniałam pijackie bełkoty, kiedy kątem oka, właściwie to nie kątem, apostrzegłam jak Jim wypił zawartośc swojego kieliszka, na dobra kubka, jednym łykiem, podniósł się dość nieporadnie i zygzakiem wylazł przez drzwi.
-Gdzie on polazł?- spytałam odrobinę przytomniejąc.
-Nie wiem.
-Sprawdzę…
Coś mnie tknęło żeby pójść za nim. Chyba moja pierwsza myśl był, żeby nie zlądował ze schodów, na szczęście się myliłam, ale za to usłyszałam jak sie w pokoju wspólnym wywalił, a jeszcze nie wyszłam dobrze z wieży chłopców Całe szczęście, że nikogo tam nie było. A potem próbował wejść do naszej wieży. Ale schody go nie wpuszczały. To jest jednak dobre zabezpieczenie.
-Evans!- zaczął wrzeszczeć, ale z jego ust wydobywał się tylko pijanyy bełkot. Zupełnie nie wiem po co próbował ściągnąć sobie, fakt że nieporadnie, swoją czerwoną koszulkę. Na kalesony Merlina jak go Lilka zobaczy to go zabije!!! Pierwsze co mi przyszlo do głowy to zakneblować ręką, tak zrobiłam. Całe szczęśćie, ze ja tak szybko myślę. Zakryłam mu usta po prostu, zanim zdążyłm powiedzieć cokolwiek więcej.
-Chodź, napijemy sie jeszcze…
Miałam nadzieję, że nie będzie się upierał, nie miałam ochoty się z nim szarpać.
-Dobrze!
Poszedł pokornie za mną. Jakie szczęśćie .W sumie to mnie to zdziwiło, bo mimo wszytsko obowiałam się ze będę musiała się z nim szarpać.Wtaszczyliśmy się oboje po schodach, a kiedy tylko weszliśmy do pokoju rzuciłam na drzwi zaklęcie, zebym nie mógł wyleść, a potem cisnęłam różdżkę gdzieś w kąt za siebie. Co było bardzo nierozważne, ale od kiedy ktoś pijany się zastanawia nad tym co robi?
-No to kolejka za Jima,-powiedziałam, nie musiałam dwa razy powtarzać. Kubki już były pełne.
-No to kolejka za mnie!- krzyknął i znowu wypił wszystko na raz. Chociaż reszta nie był gorsza. Remus, który trzymał się najlepiej podniósł się z podłogi chwiejnie, a zaraz potem walnął się do tyłu prosto na łóżko. Szczęśliwie ono tam stało.
-TE lunatykujący…- Chłopcy żartowali, ze Lupin jest jak lunatyk nocą ten chodzi w pełnię i nie wie co robi. Stąd wziął się Lunatyk. Podobnie jak Syriusz od czasu włochatej łapy, której nie mogliśmy się pozbyć był nazywany Łapą.- Co ci jest?- spytał Jim, ledwo łącząc słowa w zdanie. A „Lunatykujący” musiał powtórzyć chyba ze trzy razy bo mu się tak język plątał.
-Nie mogę wstać. Wszystko sie wiruje.
Remus leżał pijany. Wymachiwał ręką w powietrzu na kształt koła. Miał kręciołka .
-A mi tak też….troche…
-Pet, a tobie co?
Peter biegał nerwowo po pokoju. Myłam, że się posikam ze śmiechu. Przewrócił się o ksiąki, ale cierpliwie siępodniósł i biegał dalej przerzucając wszystko co znalazło się na jego drodze.
-Siku mi się chce?Gdzie różdżka?
-Nie wiem.
-Ja muszę! Nie wytrzymam!
Biedny już piszczał. Teraz dla odmiany skakał w miejscu trzymając się za krocze. Niespodziewanie spojrzał w bok i jego oczom ukazało się okno.Zdesperowany pobiegł w jego kierunku!
-Szczurek! Tu jest kobieta!- śmiał się Jim, ale Peter nie zwracał na niego uwagi. Rzucił tylko do mnie “przepraszam”. I tak, żeby tylko zdążyć wydalił mocz za okno.
-Ej, była kolejka za Peta, była kolejka za Remusa, była za Moją sioste i za mnie. A za Łapę ktoś pił?
Jim nieruszając się już z miejsca w którym siedział rozpoczął wymachiwanie butelką i wszystkim polewał, czyniąc przy tym straty. - No już pijemy za Czarnego!
James pochlaniał już zawartość kubka, tak jak zresztą wszyscy. Remus wylał polowę porcji na pościel Jamesa, który to z kolei postawił butelkę na podłodze koło mnie i Syriusza, a sam usiadł na łożku. A ja kolejna zalana w tym towarzystwie nie czując umiaru w spożywaniu tego trunku podniosłam butelkę, spojrzałam przechylając w obie strony, że niewiele było na dnie. Połowę nalałam Syrkowi,a połowę sobie tak by wylać jak najmniej na podłogę
-Za nas!- powiedziałam, bardzo cichutko., kładąc sobie jeszcze palec na ustach. Syriusz spojrzał na mnie, a właściwie głęboko w moje oczy. Założe się że świat mu wirował. Stuknęliśmy się kubeczkami. Nawet się udało. Opróżniliśmy ich zawartość i zaczęliśmy się całować. Nie zwracaliśmy kompletnie uwagi na to, ze patrzy na nas trzech chłopaków. Zapomniejśmy, ze miała to być tajemnica. Dla mnie w tym pokoju był tylko Syriusz, a dla niego byłam tylko ja. Czas przy nim miał specyficzną właściwość, po raz kolejny przy nim zatrzymał się. Całowaliśmy się bardzo długo i bardzo namiętnie.
Szkoda, że ognista się skonczyła, chociaż z drugiej strony nie było juz komu pić. Wszyscy byliśmy mocno nawet bardzo mocno wcięci. Remus spał, Peter wisiał na łożku, wzdychając głęboko,a Jim z kolei spał na siedząco, udając , że wie co sie dzieje obok. Wróciłam dopiero przed czwartą do swojego pokoju, w sumie to nie mam pojęcia jakim cudem w ogóle tam doszłam. Pomijam fakt,ze dwie godziny szukaliśmy różdżki, zebym mogła w ogóle z tamtąd wyjść. Odprowadzaliśmy sie w Syrkiem po pokoju wspólnym aż w końcu poszłam. Dałam mu buziaka, jeśli to można było tak nazwać, bo zawiesiłam mu się na szyi. No, dobra złapałam się bo bym upadła i próbowałam go pocałować, a potem sobie poszłam do siebie. Położyłam się spać. A rano...

Przepraszam za błędy z ogonkami, mój alt jest niegrzeczny. Muszę go chyb jakoś zaczarować, bo nie zawsze załapie...
Jak zapewne zauważyliście zastosowałam się i poprawiałam swoje dzieło wzbogacając opisy. Staram się eliminować błędy...
Dziewczęta, notki-nagrody wyślę wam dzisiaj. Postaram się to zrobić nawet zaraz.
Co do kolejnej notki...
Pasuje poniedziałek?
Buziaczki :*

[ 12 komentarze ]


 
61. Co ty mu powiedziałaś? Tajne wyjście i wielka radocha...
Dodała Aurora Silverstone Poniedziałek, 21 Lipca, 2008, 00:28

Moje słonka dzięjuję za wszystki komentarze :****
Notkę dedykuję wam... w końcu dla was piszę :P
A teraz kilka wyjaśnień:
Dla Meg Dimen :) Kochanieńka wszystko jest pod kontrolą, przekonasz się po przeczytaniu tej notki... Nie wiem do kkogo należała decyzja w co się zmnienią, ale ja przyjęłam opcję ze nie maja wpływu... jest ciekawiej... a zgodnie z indiańskimi wierzeniami w ciele każdego człowiek jasr część zwierzęcia... totemy.
Wiem, ze może i zasuwam z wydazeniami, ale... dużo sie dzieje....
Zuzzy jak najbardziej :) bedzie opisane..
Cho uwierz mi, zę na temat oszalenia z miłości wiem więcej niż niejedna z was
Diano co do sceny... nie powiem na razie nic

Tradycyjnie dziękuję... buziakuję i zapraszam w razie co na gg: 5816921 niektórzy ten numer znają :P
czytajcie więc...


Spotykałam się z Philipem tylko dla tego żeby zapomnieć o Syriuszu i zeby zapomniał o mnie. To jednak było bezensowne. Nie takim kosztem. Im bardziej starałam się zapomnieć o Syriuszu tym więcej o nim myślałam. Poprosiłam go na słowo. Nie bardzo miał ochotę ze mna rozmawiać. Jednak poprosiłam go. Poszliśmy na spacer. Szedł patrząc sztywno przed siebie, w ziemię, ręce trzymał w kieszeni.
-Syrek...- zaczęłam łagodnie.
-Nie mów tak do mnie.- burknął.
-To co robimy jest bez sensu!
-Wiem, ale skoro jesteś szczęśliwa.- powiedział beznamiętnie, grzebiąc nogą w piaszczystej ziemi.
-Cukiereczku...
-Tak to mów do swojego Philipka!
-To już nie jest mój Philipek. Zerwałam z nim.
Spojrzałam na niego. Zawachał się, nie wiedział czy postawić kolejny krok czy co innego zrobić ze soba...
-Jak to zerwałaś?- zapytał.
-Syriusz...- wzięłam głęboki odech- to było bez sensu. Myślałam, że zapomnę o tobie, że ty zapomnisz o mnie, ale nie... Widziałam jak cię ranię!
-Tak zaczęłąś się o mnie martwić, nagle?
-Nie mów tak! Zawsze się o ciebie martwiłam!
-Nie wiem czy tak się martwiłaś, Jak byłaś z tym cąłym naczelnym!
Kopnął kamień,który miał pecha leżeć na jego drodze.
- Dawałaś mu sie obmacywać. Śmiałaś się....
-Nie byłam szczęśliwa! Byłam kiedy ty byłes obok mnie! nie mogę o tobie zapomnieć, nie mogę patrzeć jak cieprpisz-powiedziałam mu szybko na jednym odechu.
-A kto ci tak powiedział? Że ja cierpię...
Rozmawiał ze mna w taki sposób... beznamiętny... był oschły...zimny... zachowywał się jakby nie rozmawiał ze mną... jak nie on... jakbym w ogóle sie nie liczyła... ale zarazem jak obrażony mały chłopiec...
-Mam oczy i widzę!- w odpowiedzi prychnął:
-Nie jesteś pępkiem świata.- wiedziałam, ze chce mnie zbyć.
-Zrozum, jak jego całuje myśle o tobie, zwariuję!
Prawda była taka, ze rozmawiałam z Philipem I mimoże taka była prawda, to on mi to dopiero uświadomił... ja kochałam Syriusza, nie jego... czuł, że każdy pocałunek... każde slowo jest jakby do kogoś innego... widział to wszystko... jak patrzę mimowalonie na Syriusza... nie rozumiał czemu... kazał mi to sobie wszystko przemyśleć... bo on tak nie chce to znaczy nie chce stać mi na drodze I być jakimś zastępstwem... oczywiście powiedziałam że to wszytko nie prawda co powiedział, ale potem zaczęłam się zastanawiać I doszłam do tego, że miał rację...
-A moze juz zwariowałaś?
Jego głos się zmienił... znowu miał tę samą barwę... tę co zawsze... Przestał grzebać w ziemi. Wyjał ręce z kieszeni...
-Co?
Położył ręce na moich ramionach.
-Skąd ci przyszło do głowy, ten cały plan?
-Nie wiem- spjrzałam mu w jego szare oczy, patrzył prosto w moje.- Byłam głupia.
Spuściłam głowę. Syriusz podniósł mój podbródek.
-A teraz dasz mi szansę?- obiął mnie.
-Wydaje mi się, że w teraz, po tym co powiedziałam, nie mam wyboru.
-Chyba nie.- powiedział patrząc na mnie. Ja z kolei patrzyłam do góry, prosto w jego maślane w tym momencie oczy. Cmoknęłam go delikatnie w usta, ale nie miałam zamiaru na tym poprzestać...



Wracaliśmy po woli do zamku... trzymaliśmy się za ręce. Teraz byłam szczęśliwa. Syriusz też się uśmiechał. Tak niewiele trzeba było.
-Syrek?
-Tak?- powiedział.
-Chciałabym, żeby to na razie zostało między nami.
-Co?
-No, my.
-Dlaczego?- zdziwił się.
-Hmm...- westchnęłam- nie sądzisz, że to moze być dla nich... szok? Wiesz jakie James ma podejście. Moze lepiej przygotujmy ich wszystkich na to?
-Masz rację. Niech to będzie nasz mały sekrecik.- pocałował mnie. Uśmiechnęłam się.
Wróciliśmy do pokoju. James męczył mnie [rzez kilka kolejnych dni co ja mu takiego powiedziałam, że teraz chodzi jakiś taki naładowany, Podśpiewuje, uśmiecha się. Powiedziałam, że po prostu pogadałam z nim i powiedział mi co go gryzie. Jim był trochę, nazwijmy to niezadowolony, że Syriusz zwierzył się mi, a nie jemu. Ale jakoś, oststecznie, w końcu musiał, to przeżył.
Siedzieliśmy przy stole gryfonów, kiedy spostrzeglismy biegającego w nieporządku proesora ślimaka. Biegał i przypominał wszystkim o dzisiejszym spotkaniu jego klubu.
-Idziesz na to spotkanie?- zapytał Syriusz, który siedział obok mnie i ukradkiem pod stołem trzymał za rękę.
-Przejdę się niech się facet ucieszy. A ty?
-Ja idę, bo zwolnił mnie i Jima ze szlabanu, żebyśmy tylko móogli iść. Chociaż wolałbym inaczej spędzić ten wieczór. - zachichotał.
A na to spotaknie... cóż... trzeba było iść... No cóż, przetrzymalśmy to jakoś, marudził stary zrzęda. Uwielbiał Lilly potrafił trzy czwarte spotkania, rzucać tylko "panna Evans to", "panna Evans tamto". Resztę mógł wtedy kompletnie ignorować.

W sobotę wybraliśmy się z Syriuszem na spacer korzystając z braku zainteresowania kogokolwiek naszymi osobami. Lilka miała dyżur, coś tam jakiś obowiązki prefektów. Remus postanowił spędzić cały dzień ze swoją dziewczyną, Dolores w bibilotece. Ale mają miejsca na randki... James z kolei zniknął gdzieś z Liz. A Peter pewnie spędzi cały dzień czytając przygodowe powieści i objadając się ciastkami... Spacerowaliśmy po błoniach, było miło. Siedzieliśmy trochę nad brzegiem jeziora. W zimę nie było to takie fajne jak latem... W końcu wpadliśmy na szalony pomysł, aby pójść do Hogsmeade. Co z tego, że dzisiaj nie mieliśmy pozwolenia na wyjscie. Ale jeśli zna się tajemne przejsćia :) Nie minęło pół godziny a my już szliśmy z wielkimi lizakami ulicami Hogsmeade. Wylądowaliśmy też na kremowym piwie w Trzech miotłach. Kiedy wracaliśmy z baru zobaczyłam profesor McGonagall...
-O kurde!- powiedział Syriusz.Złapał mnie mocno za rękę- nie może nas zobaczyć!
-Wiem!
Pociągnął mnie do przodu, zaczęliśmy biec. Szybko. Chcicotałam, wleźliśmy w uliczkę. Traf chciał, że pani profesor zechciała iść właśnie w naszym kierunku... Syrek odwrócił się do mnie przodem, stając w ten sposób tyłem do ulicy. Zasłonił mnie.
-Zakochani...- powiedziała profesor przechodząc koło nas. Mieliśmy duszę na ramieniu.
-Nie poznała nas...
Odetchnęliśmy z ulgą. Daliśmy sobie buziaka i biegiem popędziliśmy do szkoły. Biegliśmy i się śmialiśmy. Nie mogłam złapsć tchu. Wreszcie byliśmy w Hogwarcie. Zaszyliśy się jeszcze na trochę na błoniach,a potem biegiem pędziliśmy na kolację.


Kilka dni później siedzieliśmy i ćwiczyliśmy animagię! Wreszcie nam się udało! Potrafimy już całkowicie bez różdżki zmieniać się w zwierzęta!!!!! Skakałam z radości. Remus też się bardzo cieszył, znaczy to że w najbliższej jego niedyspozycji będziemy mogli z nim pójść.:-D Wiecie co wymyślilśmy z Jimem? Chcemy zrobić sylwestra w domu! Nie mamy żadnego balu w tym roku przed sumami. To może zrobimy sylwestra? James już zmolestował rodziców i... zgodzili się! Zaczęliśmy zapraszać przyjaciół... A właśnie wiecie co ja odwaliłam? No właśnie skąd macie wiedzieć...opowiem wam następnym razem...


A właśnie konkurs rozwiazany...
Gratulacje dla:
Sylvi, Sol Angeliki i Marty oraz Natti
nagrodą było przeczytanie 3 notek przedpremierowych
niebawem zostną wysłane...

[ 16 komentarze ]


 
60, Cecyle
Dodała Aurora Silverstone Czwartek, 17 Lipca, 2008, 21:29

Nadszedł w końcu piątek... Dzień przedstawienia. Wszystko było elegancko przygotowne. W wielkiej sali postawiono scenę, na której miało się odbywać przedtawienie. Weszliśmy na scenę, chociaż schowani byliśmy za kotarą. Na poczatku wszyscy usłyszeli głos Remusa, który robił za narratora:
-Była zima, ciemna i ponura noc... Wtedy właśnie w domu Sanderonów pojawił się on...
Na scenie siedziała Dolores z Danielem Kloe, grali rodziców Cecyle. Rozległo się pukanie do drzwi, w tle słychac było grzmoty
-Drzwi otworzyły się i stanął w nich tęgi mężczyzna...
-Hrabia Welton!-wykrzyknęła Dolores- Witam, cóż pana do nas sprowadza?
-Cecyle- powiedział mężczyzna, grał go uczeń siódmego roku, Klemens Davlis.
-Cóż ona zrobiła?- zawołał chłopak, grający ojca.
-Stałem i wyglądałem prze okno, kiedy Zobaczyłem...
- Podszedł do wolnego fotela i zarzucając peleryną usiadł.
-Jak zrywa pana róże!
-wykrzyknęła
-och wybacz panie! Ukarzę ją!
-Milcz!-Rzucił.
-Siedział w fotelu podpierając brodę ręką
-Zobaczyłem...
- jego głos złagodniał
- ją jak spacerowała... Płynęła po ścieżce... Jej aksamitne włosy, plątał wiatr...
-Och panie...
-zadrażąła
-Cóż cię sprowadza?
-Chcę ją poślubić!
-Będzie rada- z entuzjazmem powiedział ojciec dziewczyny.
-Hrabia powstał, kierował się ku drzwiom
-Przybędę jutro, do mej lubej, przygotujcie ja!
-Opuścił dom. Do salonu wkroczyła młoda dziewczyna. To była Cecyle...
-Któż to był mateczko?- spytała matki,
-kobieta siedziała w fotelu.
Dolores za głosem Remusa-narratora usiadła w fotelu.
-Hrabia Welton.
-Cóż chciał?-spytała dziewczyna powabnie.
-Po twą rękę przyszedł się ubiegać- rzekł ojciec.
-Nie!-wrzasnęła dziewczyna.- ja go nie kocham, to nie moja wina! Jego poślubić nie pragnę!
-Cóż córko mam zrobić, taka jego jest wola....
-Ja nie! Kto inny mym lubym, poslubić innego zamierzam!
-Już ręka twoja mu przyobiecana...
-Tyś rękę mu przyobiecał, nie ja! Czyż szczęście me dla taty całkiem się nie liczy? Nie kocham hrabiego- płąkała dziewczyna-Sam bierz go za męża!
-Bezczelna!- uderzył córkę, aż krew prysnęła.
-Edwardzie!
-krzyknęła żona do męża.
-bijąc nic nie zdziałasz, zrozumieć to musi dziewczyna. Odejdź my porozmawiam!
- wyszedł z pokoju.
-Życie to moje! Ja nim kierowac pragnę!
-Tyś nie pokorna!- powiedziała matka- tyś wjścia inego nie masz!. Dobry mąż z hrabiego będzie! Kocha cię! Szczęsliwa z nim będziesz!
-Matko! Ja pragnę szczęścia... lecz on mi dać go nie może... Serce me inny skradł! Życie me smak bez niego traci... tak kochać jak mój luby... niewiele potrafi.
-Ja cię córko nie rozumiem! Tak los ci daje pana, a ty za plebejskim juanem w świat niedostatny biec zamierzasz?
-Duzo mi nie potrzeba..
-Tyś głupia!
-wrzasnęła kobieta.
-Ty mamo, niczego nie pojmujesz... Gdy z nim jestem, jam bliżej nieba.
-Tyś wiesz, że ojciec pieniędzy nie ma. Na posag ni grosza...A hrabia tak z miejsca...
-Jemu nam mnie zależy! Grosza od was nie wieźmie! Nie poślubie hrabiego!
-Pomyłka! Tyś nie wiesz co to miłość. Ona męża nie wybiera. To ojciec i matka! Ja wiem, że kochać możesz tylko hrabiego! To on twym lubym będzie, jego poślubisz! Tak będzie! Tyś mu juz przyobiecana!
-Nie!
-Dziewczyan wybiegła, płakać zaczęła.- znów czytał narrator- w swej komancie się zamknęła. Łkała noc całą, nie tak życ chiciała... Otarła łzy rankiem i przez okno uciekła... Z lubym swym na łące zielonej spotkać się miała. Przyszedł. W ramona mu się rzuciła...
Cecyle rzuciła się swojemu lubemu w ramiona, a ten obrucił sie.
-Kochana! Czemuś taka zapłąkana?
-Ojciec i matka mą rękę hrabiemu obecali.
-Ja sie nie zgadzam, tyś jest moja, o ukochana!
-Ja też się nie zgadzam. Do domu nie wróce!
-Ucieknijmy! Matka moja też miłości naszej nie pochwala, z inną pragnie bym śluby zawarł lecz nie chce jej! Pragnę tylko ciebie, kochana!
-Lecz dokąd?
-Od trosk naszych najdalej!
-Kiedy?
-Z wieczora! Gdy słońca sie za horyzot schowa. Czekaj tu na mnie!
-Wróciła dziewczyna do domu. Z nikim rozmawiać nie chciała. Kiedy słońce już chować się zaczęło, gotowa była by do lubego swego pomknąć. Z nim uciec, od domu się znaleść daleko. Lecz nie tak stać się miało! Gdy wyjśc już miała, hrabia jej dom odwiedził. Po lubą swą przyjechał. A ta z nim jechać nie chcciała. Zabrał ją siłą. Jej luby Antonio, czekał na skaraju lasu. Dziewczyny nie było. Zamartwiać się zaczął. Przybiegła jej siostra, Maria.
-Cecyle! Gdzież moja kochana?
-Ona! Porwana!
-Jak to porwana?
Nie chce mi się przepisywać całej tej historii, jakimś starodawnym językiem pisanej. Opowiem ją w sktrócie. Chłopak dowiaduje się od siostry swojej ukochanej, że hrabia zabrał ją do swojego zamiku i następnego dnia chce poślubić. Przetrzymuje ją zamknietą w komnacie... Zdesperowany Antonio jedzie by odzyskać ukochaną... Wpada i wyzywa na pojedynek hrabiego... Walczą na śmierć i życie... Cecyle przez uchylone drzwi widzi jak hrabia przebija rękę jej ukochanemu... Zaraz po tym służąca zatrzaskuje drzwi... Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że jej ukochany przegrał i poległ... I wyszłoby na to, że musiałaby poślubić hrabiego... A Cecyle Nie hrabiego kochała, lecz księcia. Jego rodzice nie popierali tego mezaliansu, bo Cecyle była córką, szlachcica, ale bankruta... Nie wiedziała, że jej kochany jest księciem... Dowiaduje się tego w tym momencie, kiedy słyszy “przegrasz książę” i ten przebija mu rękę... Siedzi zamknięta i nie wie co sie dzieje za drzwiami. Kiedy słyszy wrzask siostry służącej hrabiego, która była nianią księcia:
-Mój kochany! Zabiłeś mojego....
wnioskuje, że poległ jej ukochany, książę. Biega zdesperowana po komnacie, w której została zamnięta.
-Nie! Nie poślubię hrabiego!- krzyknęła. - Śmierć wolę!
-Złapała srebrną szbalę i brzuch sobie przebiła. Krew spływała po podłodze. W tem drzwi się otworzyły. Stanął w nich książę.
-Cóż tyś zrobiła kochana!
-Rzucił się na podłogę, klęczał przy niej umierającej.
-Jam wygrał, miłości naszej końca być nie miało. O ciebiem walczył! O naszą miłość! Tyś mysłała, żem poległ. Zdesperowana kobieta!
-Mówił wiele i szybko. A ona leżała w kałuży krwi sama tą szpadą przebita. Wziął ją w ramiona, a ta na niego spoglądała... Miłość jej z oczu patrzyła i on na nią patrzył z uczuciem
-Kocham cię
-Rzekła i żywot skończyła. On spojrzał na jej martwe juz ciało. Szpadę z jej ciała wyjął.
-I ja cię kocham. Żyć już nie zamierzam.
-Wziął szablę w rękę. Złożył pocąłujnek na jej ustach. I zrobił to samo... Wzycionął ducha, szablą przebity. Kiedy wieści rozniosły się po grodzie. Nastała rozpacz. Książę się zabił, płakały szlachcianki, płakły książęta. Ból i twoga powszechne się stały. Czyż umrzeć musieli? Jak wielka miłości potęga, od śmierci i strachu jest większa. Jak mocno kochać trzeba by móc umrzeć by kochać? Teraz Cecyle i jej Antonio błąkają się po świecie. Dwie dusze szczęśliwe, chodź jakże tragiczne...

Rozległy się oklaski. To był koniec przedstawienia. Wszyscy biorący w nim udział wyszliśmy na środek.
-Udział wzięli. Aurora Silverstone jako Cecyle Sanderon.- ukłoniłam sie-Syriusz Black jako książę Antonio. Klemens Davlis jako Hrabia Welton. Dolores Parker i Daniel Kloe, rodzice Cecyle. Liz Wool jako Marie....- wymieniał dalej- czytał Remus Lupin.
wtedy wyszedł z za kotary i ukłonił się.
Poszliśmy wreszcie coś zjeść. Na Syriusza byłam wściekła!!!!!!!!!! Myśłałam,że zaraz mu strzelę w pysk. Dobrze, że się opanowałam, bo posułabym całe przedstawienie. Dlaczego? Bo jak była ta scena pocałunku to usiłował wsadzić mi język do ust. Na próbach czegoś takiego nie próbował, bo wiedział, że bym go wywaliła z tego przedstawienia. Dlaczego on nie moze zrozumieć, że nie ma nas? Oczywiście, wzięłam mu to wygarnęłam... Stwierdził, że nie byłby facetem, gdyby przepuścił taką okazję... Mam na niego strasznego focha! Przepraszał, ale co z tego! Wkurzył mnie! Dlatego postanowiłam mu dać nauczkę...
Na balu nie dałam się mu zaprosić do tańca... Tańczyłam sobie z Philipem... Szlak go trafiał, znaczy sie Syriusza... Wiem, że jestem podła, ale on inaczej nie zrozumie...
Następnego dnia poszłam do chłopaków do pokooju, bo umówiłam się z Jimem, że zrobimy drzewo razem. W końcu pół rodziny amamy takie same. Drugie pół miał spisać od Syriusza, który miał ułatwione zadanie, ponieważ mama przesłała mu gotowy z rys ze ściany. Ja musiałam poprosić żeby ciocia mi pomogła. Dora latała w tę i z powrotem.
Do Syriusza w końcu zaczęłam się odzywać, po tym jak setny raz mnie przepraszał... Ale o mało nie dostał zawału jak uslyszał, że się umowiłam na randkę... Pił coś wtedy i o mało się nie udusił. Wyobrażam sobie jak się musiał poczuć... Niech wkońcu o mnie zapomni!
Poszłam na randkę z Philipem, w sumie to zaczęłam się z nim spotykać.... Siedział koło nas na posiłkach... Syriuszowi się to nie podobało... widziałam to... Teraz dla odmiany w ogóle na mnie nie patrzy... Chodzi naburmuszony na cały świat... Nikt nie wiedział o co mu chodzi...po za mną... ale udawałam, że nie wiem. Przesiadywał w bibliotece, czyżby zaczął się uczyć? ale tylko do momentu jak zobaczył jak całowałam się z Philipem za regałem z książkami. Wtedy się wkurzył i już go w bibliotece nie widziałam... Szkoda mi go było... na prawdę dziwnie się zachowywał... chodził jak struty. A na ostatnim meczu grał tak fatalnie, że przez niego przegraliśmy. Zaczynałam się martwić. Nie miał ochoty na żarty, a kochał to przecież! Nic go nie interesowało... siedział na spotkaniach u Ślimaka, był nieobecny myślami. Był taki....niesyriuszowaty.
Wszycy się o niego martwili, tymbardziej że nikomu nie chciał powiedzieć co mu sie stało. Nikomu nie pozwolił sobie pomóc. Nawet animagia mu nie wychodziła. Taki stan trwał 3 tygodnie. Postanowiłam coś z tym zrobić... Serce mi się kroiło jak na niego patrzyłam... Aż tak go raniłam? Widziałam cierpienie na jego twarzy... Widziałam cierpienie w jego oczach kiedy patrzył na mnie...
Kiedy siedziałam u chłopaków w pokoju, kolejny raz patrzyłam na Syiusza... To nie był ten sam Syriusz, który pocieszał mnie na początku roku szkolnego. Ten był cieniem człowieka, człowieka którego...


kochani- konkurs nadal aktualny...
Dla tych, któryz pozostwią swoje maile w komentarzu dotrą powiadomienia o dodaniu nowych notek. Przewidywany termin nastepnej... poniedziałek,
pozdrawiam :*

[ 16 komentarze ]


 
59. Przygotowania do Nocy Duchów.
Dodała Aurora Silverstone Niedziela, 13 Lipca, 2008, 15:41

James zaczął spotykać się spotykać z Liz. Jeśli ktoś mnie by pytał o zdanie to uważam, że robi to na złość Lilce. Kiedy mu to wygarnęłam... wyśmiał mnie. Nie mi to oceniać... Jego życie, jego sprawa. W sumie i tak nie wybiłabym mu tego z głowy, a jak było ze mną i tym debilem, Erykiem? Tak to już jest Potterowie to bardzo uparci ludzie.:-D W sumie to nie miał dużo czasu na randki, bo miał treningi. A właśnie na pierwszym meczu jkai graliśmy, z był to mecz ze ślizgonami mieliśmy niespodziankę. Jaką? Otórz Ślizgoni mieli nowego szukającego. Na tej pozycji od tego roku miał grać niejaki Regulus Black. Znacie takiego? W sumie grał świetnie, ale i tak naszego Jima nie przebije, chociaż juz na prawdę nie dużo brakowało, w pewnym momencie...

- Podaj mi ziemniaki, Jim.- powiedziałam podczas obiadu
-Proszę. Aurora? Robisz coś wieczorem?
-Chyba nie, a czemu pytasz?
-Bo może byś przyszła do nas, dzisiaj?
-A po co?- nie załapałam o co mu chodzi siedziałam wczoraj do późna i pisałam scenariusz.
-No...
-Musisz im coś wytłumaczyć. Dorwali jakąś ksiązkę- wyratował Remus.
-No dobrze, wieczorem...
Teraz zajarzyłam chodziło im o ćwiczenia. Jasne, dawno nie ćwiczyliśmy, a jesteśmy już tak blisko. Musieli mówić szyfrem, bo Lilka o niczym nie wiedziała.


Wieczorem siedziałam w ich pokoju. Studiowaliśmy. Czytałam na głos, a potem wszyscy wykonywaliśmy ćwiczenia. Już mnie to zaczynało wkurzać, bo Syriusz nie spuszczał ze mnie wzorku... Juz mnie to zaczynało irytować... Udaję, że mnie to nie rusza,ale doskonale to widzę. Jak mamy dać sobie spokój ze sobą, skoro on wcale tego nie ułatwia. Mam dosyć! Staram się unikać Syriusza, to znaczy nie spędzać z nim za dużo czasu sam na sam. Wiem, że zniczym mi nie wyskoczy, kiedy będziemy z chłopakami, albo Lilly... No co?

Dzisiaj z kolei na Praktycznej niemagicznej mieliśmy robić drzewa genaalogiczne. To znaczy mieliśmy wporadzenie, zaczęliśmy je robić i mamy je oddać na nastepnej lekcji. A następna lekcja jest w piątek , czyli mam na to cały tydzień,ale w piątek też jest święto duchów, no i mamy bal z tej okazji... Wcześniej jest przedstawienie, z resztą na to wszytsko musiałam pisać scenariusz. Masakra!!!! Dobrze, że przedstawienia nie musiałam wymyślać tylko znalazłam w bibliotece książkę z przedstawieniami.:-) Postanowiliśmy z Remusem i Lilly, ze wystawimy “Cecyle”- to opowieść o młodej dziewczynie, która zginęła w imię miłości. Bardzo wzruszające. Dwa tygodnie przed występem odbył się casting... W sumie w przedstawieniu brało udział maksymalnie 10 osób. Lilka zajęła się czuwanie nad scenariuszem, bo.... hmm.... wrobili mnie w rolę Cecyle. Dlaczego? Bo mi się nie podobało jak chętne dziewczyny to grały, żadna nie umiała zagrać przekonująco momentu śmierci. W końcu role były obsadzone. Moze nie byłam zadowolna ze wszystkiech ludzi, którzy mieli w tym grać, ale przynajmniej przedstawienie się odbędzie. Cały czas trwają próby...
Ledwie przekonałam profesora Williamsa żebyśmy mogli odać te drzewa w poniedziałek, w końcu wszyscy z nas brali udział w przygotowaniu przedstawieniach... w dodatku mieliśmy próby... Remus razem z Lill czuwali nad całością, James z Peterem zostali wrobieni w dekorcje. Najbardziej byłam wściekła na Syriusza, przeszedł podobno sam siebie, żeby zagrać w przedstawieniu w roli księcia. W sumie to same problemy z tym były, bo mieli treningi w październiku i musiałam go na nie puszczać... Szlabany jakoś dało się załatwić... Wygarnęłam mu nawet fakt, że zrobił to specjalnie, że się zgłosił. No, ale nic nie mogłam poradzić, był bezkonkurencyjny...
-Nie wiedziałam, że masz takie zdolnośći aktorskie.-powiedziałam do Syriusza po jednej z prób.
-Wiesz, jak cię złapią na jakimś złamaniu regulaminu trzeba grać niewiniątko.
-No, rzeczywiście tyle, że nie bardzo wam wierzą.
-No, bo wiedzą już, że niewiniątkami nie jesteśmy. W sumie to zależy kto nas złapie...
-W sumie... Zapniesz mi suwak?
Wyszłam z za kotary. Wszyscy już poszli, zostaliśmy tylko ja i Syriusz. Mieliśmy przymierzyć nasze kostiumy, bo były robione poprawki.
-Jasne.
Kiedy wracaliśmy do naszej wieży Syrek wypalił:
-Roruś?
-No?
-Pójdziesz ze mną na bal, w piątek?
-Nie.- powiedziałam.
-Dlaczego?- spytał.
-Bo .... a poza tym mnie zaprosił mnie Philip Omaley.- powiedziałam.
-Kur...- kopnął w zboję, którą mijaliśmy, ta zabrzęczała głośno. Potem już się do mnie słowem nie odezwał. Był wściekły... Nie wiem czy na siebie, że ktoś był pierwszy od niego, czy na mnie, że się zgodziłam. W każdym razie nie odezwał się do mnie słowem...



KONKURS!!!
W drzewie geneaologicznym zrobiłam pewien błąd... Przypadkowo... Szczerze dość rzucający się w oczy...
Ciekawe czy ktoś z was go znajdzie...
Odpowiedzi przysyłajcie do mnie na maila: aurorasilverstone@interia.pl
Dla pierwszych 3 osób, które zauważą ten błąd przewidziana jest nagroda niespodzianka...
drzewo:
http://aurorasilverstone.w.interia.pl/Drzewo%20gen.jpg

[ 10 komentarze ]


 
58. Najsilniejsza czysta przyjaźń...
Dodała Aurora Silverstone Piątek, 11 Lipca, 2008, 11:45

Dzisiejszą notkę chcę zadedykować wspamiałym komentatorom: Marcie... SomeOne... Sylvi... Cho Chang... Minionet... Natti... Pomyloonie... Katie... i jeszcze kilku ososobom... Droga Cho, serce rośnie czytając taki komentarz... jest mi niezmiernie miło... :) Uwierz, że chciałabym dawać kilka notek na raz, ale nie jestem bynajmniej na razie w stanie...muszę najpierw sporo wyprzedzić,żeby historia miała jakąś jakość...ale nie wykluczam akcji "szaleństwa kilku notek dziennie" w przyszłości...
Może dzijesza notka nie jest zbyt długa... ale na kolejną nie przyjdzie wam czekać zbyt długo...
Cóż, nie będę niepotrzebnie przedłużać...pozdrawiam was serdecznie...komentujcie :***


Jak się okazało dziewczyna bardzo przypadła Jimowi do gustu. Umówił się z nią, że oprowadzi ją po wiosce. W końcu z pięć razy próbował umówić się z Lilką, ale ta go wyzwała od kretynów, pacanów i nie wiadomo czego jeszcze... W końcu James poszedł z Liz, która była zachwycona i nawet przez myśl jej nie przeszło go wyzwać, ponadto to było jej pierwsze wyjście, a dzięki temu stanie się jeszcze bardziej nie zapomniane...
Lilka poszła do Hogsmeade z Remusem i Peterem. Ja zostałam w zamku, tak się jakoś złożyło, że z Syriuszem... Pogadaliśmy sobie, chociaż nie było łatwo...
-Syriusz! Jesteśmy przyjaciółmi. Ja nie chcę tego popsuć!
-Aurora, to ty tak założyłaś! Dlaczego ma nam nie wyjść? Dlaczego ma zaraz być źle?
-A jak będzie? Syrek! Jesteś moim przyjacielem, nie chcę tego zmarnować!
-Przyjaciółmi będziemy zawsze bez względu na to co jest między nami i na to co będzie...
-I to jest właśnie piękne! Przyjaciele na zawsze! A jeśli to nie jest miłość... tylko właśnie przyjaźń?
-Co ty opowiadasz? Z Lilly nie mam tak samo! A też jest moją przyjaciółką...
-Z nią nie spędzasz tyle czasu! Może po prostu mniej ją lubisz!
-Aurora! Opowiadasz brednie... Kocham cię! Ile razy mam ci to jeszcze powtórzyć, żebyś uwierzyła?
I tak odbijaliśmy piłeczkę, jedno do drugiego przez ponad godzinę...
-Syriusz...
Przytuliłam się do niego prawie płacząc. Nie możemy być razem, on to musi zrozumieć. Jesteśmy przyjaciółmi, wspaniałą paczką przyjaciół, ja nie chce tego popsuć, jeśli nam nie wyjdzie. On niby też nie, ale... nie ma ale! W końcu ustaliliśmy, to znaczy ja ustaliłam, że oboje musimy to sobie jeszcze przemyśleć... To znaczy Syriusz musi przekonać się do mojej wersji! Tak, wiem jestem straszna, ale nie mogę pozwolić, żeby przez jakąś głupią słabość... pomyłkę rozpadła się nasza przyjaźń... Nie tylko moja i Syriusza, ale także jego i Jamesa, a moze i całych huncwotów. Nie, nie chce tego, nie mogę na to pozwolić! Nie za taką cenę! Musi zostać tak jak jest! Ja wiem, łamę się, ale nie... nie mogę!!!
W sumie to była nasza pierwsza rozmowa, od tego październikowego popołudnia na błoniach. Musiał minąć miesiąc, żebyśmy to sobie wyjaśnili. Mimo, że widzimy się każdego dnia. Chcociaż nic nadal nie jest jasne!
W końcu poszliśmy do Hogsmeade. Znaleźliśmy Lilly, Remusa i Petera...
-Co wy tu robicie? Mieliście siedzieć w zamku.- spytała Lilly.
-Znudziło się nam- powiedział Syriusz.
No tak, tak, żeśmy na siebie patrzyli, że zaraz znowu zaczęlibyśmy się całować, albo nie wiem co. Muszę zrobić coś by zapomnieć o Syriuszu. To znaczy o tym, co czuję... Nie mogę pozwolić by tak potoczyła się ta przyjaźń, to ma być tylko przyjaźń! To jest tylko przyjaźń! Muszę to tylko uzmysłowić Syriuszowi. Nie wydaje mi się, żeby było to łatwe...

[ 15 komentarze ]


« 1 3 4 5 6 7 8 9 »  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki