Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Kenaya

  IZBA PAMIĘCI
Dodał Albus Dumbledore Wtorek, 17 Lipca, 2007, 16:33

Jako, że nie najlepiej orientuję się w dniach i datach, które przypadają na różne wydarzenia z książki, będę strzelać. I tak też robię. Po dogłębnych kalkulacjach doszłam do wniosku, że pojedynek Harry'ego i Dracona mógł się odbyć gdzieś w okolicach podanej przeze mnie daty. Jeśli jednak się mylę możecie podać własne propozycje co do czasu tego wydarzenia, a ją po prostu zmienię:-).
W tej notce jest trochę przemyśleń jak i bieżących wydarzeń. Czułam potrzebę opisania tej sytuacji ponieważ uważam, że jest ona dość ważna, a że nasz kochany Albus to szczwana i inteligenta bestyjka mógł o całym zajściu wiedzieć.:-D


*****************************************************

10 październik, czwartek, 1991 rok

„Niewiedza pobudza ciekawość, a ciekawość sprawia, że odkrywamy świat.”* Taaak... mniej więcej tak mógłbym opisać całe moje życie. Zabawne jestem taki stary, a do opisania mojego żywota wystarczy kilka dobrze dobranych słów... ich potęga zawsze mi imponowała. Niczym innym tylko słowem można człowieka boleśnie zranić, nie od zewnątrz, cierpienie ciała jest niczym w porównaniu z cierpieniem duszy, wywołane, zwykle od niechcenia, wypowiedzianym słówkiem. Nim też można pocieszyć osobę nawet gdy ta znajduje się na skraju wytrzymałości. Wspaniała moc wypowiedzi, dlatego tak kocham poezję. W niej to jest zawarte całe bogactwo myśli i uczuć... Niestety z roku na rok ich moc coraz szybciej zaczyna słabnąć w świecie okupowanym przez najnowszą technologię.

Ale, ale... jak zwykle odbiegam od tematu... O czym to ja zacząłem... No tak, właśnie, ‘ciekawość’. Ona pobudza człowieka do działania. Bądź co bądź dzięki niej zostałem nauczycielem. To ona popchnęła mnie na stołek dyrektora. Sprawia, że zajmuję się przeszłością Toma. Tak jak w powyższym cytacie: „ciekawość sprawia, że odkrywamy świat”. Fragment ten można zinterpretować nieco inaczej. Dzięki tym doświadczeniom odkryłem, nie tyle świat co własne wnętrze. Nie raz było mi pisane uczestniczyć w wielu sytuacjach, które wymagały ode mnie przemyślenia czy to co czynię jest zgodne z moją naturą, czy jestem zdolny uczynić to i tamto nie raniąc przy okazji bliskich. Po tych pytaniach doszedłem do wniosku, że moje wnętrze jest, nieskromnie mówiąc, szlachetne.

I tym razem ciekawość dała o sobie znać. Dlatego też kilka minut przed północą postanowiłem zajść do Izby Pamięci. Dlaczego akurat tam? Otóż równo o północy miał się tam odbyć pojedynek czarodziejów, a raczej ledwo wykrzesujących zaklęcia z różdżek uczniów. Zbytecznym moim zdaniem jest dodawać, że tymi studentami są pan Malfoy i Potter. Z czym wiąże się moja ciekawość? Może to być odrobinę nie pedagogiczne, ale z... wynikiem pojedynku. Jako dyrektor nie zamierzałem opowiadać po żadnej ze stron jednak gdzieś głęboko gorąco kibicowałem Harry’emu. Niestety... Przeżyłem ogromny zawód gdy jeden z zawodników zachował się co najmniej nie sportowo. Po prostu, nie pojawił się. Kolejne rozczarowanie przysporzył mi nasz woźny. Jak zawsze, w nieodpowiednim miejscu, mam wrażenie, że on zapowiedzi na dobrą zabawę wyczuwa z odległości równą odległości parteru od siódmego piętra. Nie wyszło to bynajmniej na zdrowie Harry’emu i spółce (która składa się z Rona i Hermiony Granger). A dokładniej mówiąc, nie wyszło by na zdrowie gdyby nie niesamowity refleks młodych adeptów magii. Ucieczka przez trzygłowym, agresywnym psem, jest godna podziwu. Tak. Dokładnie. Puszek został niechcący odkryty. Mam nadzieję, że tym razem ciekawość nie da im o sobie znać, bo mogą się porobić nie lada problemy.

Oczywiście nie uczestniczyłem tak j a w n i e w tej przygodzie. Z dumą, która w tym wypadku jest przejawem perfidnej nieskromności, oświadczam, że moja wiedza pozwala mi na uzyskanie niewidzialności bez pomocy takich prymitywnych przyrządów jak peleryna-niewidka, lub jej siostra czapka-niewidka (która jest tylko wytworem bujnej wyobraźni mugoli i ich wyobrażeniu o naszym świecie, każdy czarodziej bowiem wie, ze czapka jest mało stylowa i funkcjonalna).







*cytat ściągnięty z www.cytaty.info.pl, autor nieokreślony

[ 9 komentarze ]


 
"ALE TO JUŻ BYŁO I NIE WRÓCI WIĘCEJ..."
Dodał Albus Dumbledore Niedziela, 24 Czerwca, 2007, 18:16

Tę notkę dedykuję całej klasie III b... byłej klasie III b. Kocham Was:*
A to, że nikt z klasy tego nie przeczyta (bo prawie nikt nie wie, że coś takiego piszę) się wytnie:-D

PS. Piszcie, który styl pisania bardziej się Wam podoba.
Życie duchowe Albusa (i tym samym po części moje) czy wydarzenia bieżące? Bo chyba na tym polega pisanie, aby utożsamić się z bohaterem, przelewać w ten sposób swoje myśli, ale może się mylę...


******************************************************

3 październik, czwartek, 1991 rok

Me ciało i duszę opanowuje wszechogarniająca pustka. Pustka po ludziach których kiedykolwiek spotkałem, z którymi musiałem się pożegnać... na zawsze, z którymi dorastałem, z którymi przeżywałem najważniejsze chwile w swym życiu. Pozostają mi po nich wspomnienia, pamięć wspólnie przeżytych chwil. Chciałbym aby czas stanął w miejscu. Abym nie musiał żegnać kolejnych bliskich memu sercu ludzi, aby moje serce miało czas się zagoić, bo tak bardzo boli. Przez historię mojego życia przewinęło się tak wielu ludzi, jedni zapomniani, drudzy pozostawiający po sobie wieczny ślad odciśnięty na wrażliwym sercu. Chciałbym, już chyba nie po raz pierwszy i zapewne nie po raz ostatni, powrócić do tamtych chwil, tamtych ludzi, powtórnie przeżyć z nimi kilka chwil. Tak mnie korci... aby użyć zmieniacza czasu i cofnąć się kilkadziesiąt lat wstecz. Jednak wiem, że to najgorsze z możliwych pomysłów. Dlaczego? Bo znów nadejdzie czas pożegnań. Powtórnie znosić ból rozstania. Nie, nie mam na to siły.

Lubię przechadzać się nocą po zamku. Cisza, spokój i puste pomieszczenia... Ten zamek odzwierciedla moją duszę. Są chwile pustki aby następnie mogło przyjść zadowolenie z życia. W dzień każdy zakamarek zamku tętni życiem... i we mnie mają miejsce takie chwile. Czuję, że żyję, mam ochotę brać życie takim jaki jest i cieszyć się z tego. Lecz dziś nie potrafię, nie mam ochoty ani siły wymuszać uśmiech na mojej twarzy. Nie dziś i nie jutro. To nie przejdzie tak szybko, niczym uparta choroba będzie się ciągnąć dniami i nocami pozostawiając po sobie wieczny ślad. Podkowa na buzi... to taki kształt będą musieli oglądać Ci, których spotkam. Będą się pytać co się stało. A nie było by lepiej gdyby po prostu dotrzymali towarzystwa? By byli i więcej nie zostawiali samego na pastwę własnych myśli? Jestem stary i co z tego? Też potrzebuję bliskości drugiego człowieka. Taka już wada człowieczeństwa... przez samotność gnijemy, potrzebujemy kontaktu z innymi. Psychicznego, ale także fizycznego. Przytulić się do kogoś. Poczuć bicie jego serca... tak tego potrzebuję, tylko kto mi to zapewni?

Skąd ta nagła potrzeba bliskości? Bo znów straciłem bliska osobę. Znów znosić ból po stracie i powrót do przeszłości do natrętnych wspomnień. Drogi Sewerynie dlaczego? Dlaczego dziś? Dlaczego tak szybko? Milion pytań i ani jednej odpowiedzi, bo któż ją zna? I kolejne pytanie do kolekcji, tyle że tym razem odpowiedź jest. Bóg, to on wie dlaczego mi ciebie odebrał. Najwierniejszego przyjaciela jakiego kiedykolwiek miałem przyjemność poznać. Tysiące nekrologów na płotach... wkrótce i Twój zawiśnie. Każdy będzie mógł zobaczyć o jakiego człowieka świat stał się biedniejszy, jednak nie poczują z tego powodu żadnego ukłucia żalu. Przejdą obojętnie dalej, oddając się ponownie zgiełkowi życia. Jednak w tych kilku wybranych spośród tłumu, zakorzenisz wieczną tęsknotę. Ja także jestem w tym tłumie...


"Smutek jest drzewem, a jego owocami łzy."*





*cytat ściągnięty z www.mysli.com.pl , jego autorem jest Ioannis Filimon.

[ 3115 komentarze ]


 
WYNISZCZAJĄCA RUTYNA...
Dodał Albus Dumbledore Sobota, 16 Czerwca, 2007, 22:28

Przepraszam, nie wiem czy to wystarczy czy nie. Hermi dzięki, że codziennie tu zaglądałaś i co do tego co napisałaś w komentarzu - byłam gotowa go oddać, ale zobowiązaliście się czekać, uprzedzałam, że nie dam rady wcześniej. Egzaminy były dla mnie bardzo ważne, na szczęście są już za mną, dlatego będę mogła w całości poświęcić się pamiętnikowi:-)(a przynajmniej w części...w większej części;-))
Żeby nie przedłużać... notka różni się od poprzednich (długością i treścią), może dlatego, że czuję się nieco podobnie jak Dumbledore, którego dzisiaj opisałam (choć nie mam półtorawiecza na karku:-D). Mam nadzieję, że była warta czekania, jeśli nie, trudno, jestem tylko człowiekiem.


******************************************************

30 wrzesień, poniedziałek, 1991 rok

Naszła mnie melancholia... muszę przyznać, że z wieku na wiek coraz częściej towarzyszy mi ten stan... stan lekkiego przygnębienia, czy tylko lekkiego? Gdzie zaciera się ta granica miedzy „lekko”, a „bardzo”? Kiedy będę wiedział, że powoli acz nieuchronnie wpadam w depresję? Na to pytanie, z pozoru naiwne, nie potrafię sobie odpowiedzieć. Uważam, że mam panowanie nad swoimi myślami, no właśnie... u w a ż a m, a prawda jest taka, że myślodsiewnia jest mi coraz częściej potrzebna, aby pozbyć się wspomnień, przez które nie mogę spać, które zaprzątają wszystkie zakamarki mojego umysłu. Przygnębia mnie fakt, że w ciągu swojego długiego życia musiałem być świadkiem tylu okropności, tyle zobaczyć, o tylu ważnych rzeczach zdecydować, wiele razy okazać słabość... Nie lubię takich dni. Nie lubię roztrząsać tego co było... wolę żyć teraźniejszością, cieszyć się tym co jest i starać się aby było coraz lepiej, abym za kolejne 20 lat nie musiał wspominać kolejnych swoich błędów. Nic nie trwa wiecznie... w końcu zakończę swój żywot... Nie chcę tego robić ze świadomością, że nie zrobiłem wszystkiego na co mnie stać. Nie chcę pogrążać się w ciemności myśląc tylko o tych straconych chwilach... Chwilach młodości... Zawsze byłem poważny i rozważny jak na swój wiek. Nie interesowały mnie hulanki, romansowanie. Czy tego teraz żałuję? Sam już nie wiem. Mam 150 lat, a nie potrafię dokładnie określić swoich uczuć. Każdy ma mnie za dobrodusznego, lekko świrniętego staruszka. Czy przychodzi im do głowy myśl, że może to tylko maska? Maska przygnębionego starca, który zazdrości młodzieży ich witalności i nawet... roztrzepania, błogiej nieświadomości co się dzieje na świecie. Przechadzając się co jakiś czas po korytarzach szkoły obserwuję uczniów w ich codziennych zajęciach. Rutyna... to rządzi dzisiejszą młodzieżą. Zero spontaniczności. Nauka, zabawa, sen, pobudka, nauka i tak w nieskończoność. Już teraz widzę ich przyszłość. Wśród szarych domów, będą przechadzać się w porze śniadania tłumy szarych ludzi spieszących do swych miejsc pracy. A potem? Później wśród tego samego tłumu, będą czekać w długim korku ulicznym aby dostać się do swoich małych, ciemnych domków, gdzie po chwili odpoczynku zjedzą ten sam co zawsze posiłek i obejrzą po raz dziesiąty emisję tego samego co zawsze programy rozrywkowego. Przesadziłem? Być może, ale mój wiek czegoś mnie nauczył. Trzeba żyć chwilą. Zapomnieć o przeszłości i z radością brać to co przynosi przyszłość. To najlepsza rada dla każdego. Nawet dla mnie, choć mogłoby się wydawać, że już za późno. Dlatego dostosowując się do rady, do której po przemyśleniach doszedłem zamknę dziennik, odłożę pióro i pozostawiając za sobą sterty dokumentów wybiorę się na przechadzkę po wzgórzach Szkocji wdychając odżywcze powietrze. To zabawne, że od tylu lat, kiedy tu jestem nigdy nie poszedłem zachwycać się niesamowitymi widokami otaczającymi mnie z każdej strony. Kiedyś widziałem po prostu drzewa i jeziora. Dzisiaj widzę, rozległe wyżyny tonące w morzu zieleni drzew, bogate w odgłosy ptactwa oraz szumiącej wody, matki życia...

"Czas przeznaczony na życie jest niczym. Czymś jest dopiero to, co człowiek zrobi z owym czasem. Sami musimy nadać swemu życiu sens, gdyż sens ów nie towarzyszy życiu automatycznie."*




*cytat ściągnięty z www.mysli.com.pl, autor nieznany.

[ 8 komentarze ]


 
ALEJA ŚMIERTELNEGO NOKTURNU
Dodał Albus Dumbledore Niedziela, 13 Maja, 2007, 16:28

Witam witam Was bardzo serdecznie w kolejnym odcinku z serii "Życie dyrektora bez tajemnic";-) Wybaczcie, że znów taki spory odstęp czasu, ale wyjaśnienie mojego zniknięcia został opisany na pamiętniku Molly Weasley (na który nawiasem mówiąc zapraszam serdecznie). Jeśli to Wam przeszkadza (czyt. te wielkie odstępy) jestem gotowa porzucić, czy raczej oddać ten pamiętnik. Decyzja należy do Was. Mogę pisać dalej, ale niestety nie dam rady wcześniej, jak za miesiąc.:-(
Teraz trochę o notce, nie zadowala mnie i Was chyba też nie skoro liczba komentarzy tak diametralnie spadła (bądź co bądź mając na pamiętniku sporo komentarzy, lepiej się pisze). No nic pozdrawiam Was serdecznie i zachęcam do czytania:-)


************************************************

20 wrzesień, piątek, 1991 rok

Hm nie mam za dużo czasu więc szybko przeleję moje wspomnienia na papier jak leci bez zbędnego owijania w bawełnę czy w włóczkę, toż to w sumie to samo (bawełna = wełna = włóczka). Ech mój dość imponujący wiek daje o sobie znać... Lepiej wezmę się w garść.

Jako wzorowy dyrektor mam obowiązek oznajmić wszem i wobec (czyt. pochwalić się), że ze szkołą wszystko w porządku. To naprawdę wielki wyczyn, zwłaszcza gdy ma się pod swoją opieką takich gagatków jak bliźniacy Weasley. Jak mi wiadomo dotychczas nie próbowali dostać się na 3 piętro (podejrzane, doprawdy podejrzane) - woźny codziennie zdaje mi raporty o poczynaniach bliźniaków. Niezwykle zadziwiające biorąc pod uwagę fakt, że są specami od łamania wszelkiego rodzaju regulaminów i nakazów (do Zakazanego Lasu weszli już chyba 1000 raz - tyle też mieli z tego powodu szlabanów), a tu taka okazja!! 3 piętro aż emanuje tajemniczością... Molly też to niepokoi, już nawet dostałem od niej list, czy z bliźniakami wszystko w dobrze, bo od początku roku nie miałem okazji wysłać jej żadnego upomnienia.
Hm wolę mieć ich na oku, to chwilowe wzorowe zachowanie może być spowodowane przygotowywaniem jakiegoś ambitnego planu mającego na calu dostanie się do... Puszka.

Gdy już jesteśmy przy tej bestii... yyy... znaczy się, psie pozwolę wyrazić swe najgłębsze zdziwienie, że nadal tak wszystko doskonale funkcjonuje. Okazało się, że jest wspaniałym „wspólnikiem”. Nie robi hałasu, nie brudzi komnaty... Gdyby nie trzy głowy, półmetrowe kły i ostre pazury byłby najlepszym kandydatem na coroczne wybory najładniejszego zwierzęcia domowego w czarodziejskim świecie. Jego jedyny minus to taki, że strasznie dużo je. O mało nie padłem, że się tak brzydko wyrażę, trupem gdy z zamiarem spełnienia swych fizjologicznych powinności szedłem korytarzem, aż tu nagle Hagrid wyszedł zza zakrętu z półtonowym ścierwem jakiegoś zwierzęcia na plecach. Nie chcę nawet myśleć o tym co by się działo w szkole gdyby jakieś kochające zwierzaczki dziewczęta wpadły na nieokrzesanego gajowego... Poprosiłem go grzecznie aby za karmienie brał się w nocy lub w czasie lekcji, a nie podczas przerwy gdy szansa na bezpieczne dotarcie do Puszka jest praktycznie znikoma, no ale jakoś mu się udało...

Jako, że szkoła funkcjonuje poprawnie wyruszyłem w podróż śladami sławetnego Riddla. Nie jest to bynajmniej wycieczka krajoznawcza, ani poznawcza mojego idola. Ma ona raczej charakter detektywistyczny w elementami grozy i tajemniczości, a rzekomy idol jest moim i świata utrapieniem. Mowa tu oczywiście o Lordzie Voldemorcie, jak zwykł się nazywać. Ja jednak zostanę przy imieniu Tom ponieważ w historii świata lordowie lub królowie byli raczej szanującymi się ludźmi, a nie mordercami pół ludzkości (choć zdarzały się niestety wyjątki).

Tak więc jak już wspomniałem wyruszyłem w tę niebezpieczną podróż na krańce świata (czyt. na Aleję Śmiertelnego Nokturnu) aby pod osłoną nocy (była 15:30) i pod inną postacią (zdjąłem dyrektorskie nakrycie, a włożyłem cywilne) podkraść się (wszedłem przednimi drzwiami) do lady ekspedienta w budzącym podejrzenie sklepie Borgina&Burgsa. Za bardzo wczułem się w tę opowieść detektywistyczną. Może lepiej daruję sobie takie wstawki bo wyjdzie mi z tego komedia, a na to miano to spotkanie bynajmniej nie zasługuje.

No więc porozmawiałem sobie trochę z tym ciemnym typkiem, który jak zauważyłem zdziwił się trochę moją obecnością w takim sklepie. W rozmowie tej okazało się, że (długo musiałem namawiać go aby wyjawił mi swe "tajemnice") miał... yyy... przyjemność gościć pod swoimi skrzydłami (a raczej chuderlawymi rączkami) najpotężniejszego czarodzieja w historii. Widać on sam nawet nie zdawał i nie zdaje do tej pory sprawy kogo był, można by powiedzieć opiekunem. Jego informacje okazały się bardzo cenne. Z tego co mówił pracował kiedyś u niego jakiś młody chłopak, prawdopodobnie po szkole, który bardzo chciał poznać tajniki czarno magicznych narzędzi. Od razy zorientowałem się o kim mowa. Tom Riddle, młody chłopak, który za swe największe ambicje uważał uprzykrzenie i zniszczenie każdemu życia. Słyszałem plotki, że się tam trudnił, nie brałem jednak tego poważnie, niesłusznie jak się okazało. Więc młody Riddle, tak pałał już w wieku 17 lat miłością do czarnej magii, że przeszedł na usługi jakiegoś tam Borgina... To poniżej jego aspiracji... zadawać się z czarodziejem na takim poziomie społecznym. Widać nie jednym mnie jeszcze zadziwi ten chłopak, czy raczej mężczyzna, upiór, duch, jak kto woli. Z dalszej części rozmowy dowiedziałem się, że po kilku przepracowanych miesiącach zwolnił się ze sklepu na rzecz... no właśnie, na rzecz czego? Tego póki co nie wiem. Ale się dowiem, tajemnice Toma Riddla już wkrótce nie będą dla mnie żadną zagadką...


[ 14 komentarze ]


 
REAKTYWACJA???
Dodał Albus Dumbledore Poniedziałek, 09 Kwietnia, 2007, 18:02

Witam świątecznie!! Jak również przepraszam świątecznie. Wiem, ze notka się długo nie pojawiała, ale przedstawię na swoją obronę czynniki, które się do tego przyczyniły:
1. Dwie szkoły (bądź co bądź jest to obowiązek nieco zajmujacy)
2. Egzaminy.
3. Siostra (tak, tak, dokładnie tak)
4. Wena (ona tu w sumie nie zawiniła...)
5. Strona (przez ponad tydzień ignorowała moje prośby o załacznie się...)
Myślę, że wystarczająco się usprawiedliwiłam;-)
A teraz notka:


************************************

15 wrzesień, niedziela, 1991 rok

Zauważyłem, że ostatnio wolny czas mam tylko w niedziele, względnie w soboty... Ale przejdę do rzeczy.
Muszę przyznać, że Korneliusz odpuścił nieco i już liczy na siebie, a nie na wszystkich dookoła, żeby zrobili wszystko za niego. Jego sytuacja zabawnie kojarzy mi się z bajką mugolską o pewnym żółwiu imieniem Franklin (taki jest też tytuł tej bajki). W jednym odcinku (nie pytajcie mnie jak ją obejrzałem;) dyrektor też musi mieć swoje tajemnice ;)) Franklin zlecał wszystko przyjaciołom ponieważ nic nie potrafił porządnie zrobić. Nie zwracał uwagi na zwierzęta, które chciałby go czegoś nauczyć. Dotarło do niego dopiero gdy ominęła go zabawa (mógł wejść do jeziora pod warunkiem, że zawiąże poprawnie supeł). Cóż... może Franklin nie przypomina z wyglądu Korneliusza (choć zaklinam jak czasem założy ten zielony melonik...) to z postępowania zwykle jak najbardziej. Idąc tym tropem nie muszę chodzić co tydzień do mojej mugolskiej przyjaciółki na telewizor (to okropne, że w Hogwarcie nie działają elektryczne narządy, przyrządy i im podobne) tylko obserwować niczym w szklanej kuli naszego ministra... Niestety w życiu ludzie nie uczą się tak szybko, w kreskówkach trwa to 30 min, czyli tyle ile ona zwykle trwa. W rzeczywistości ludzie uczą się często przez całe życie. Wciąż i wciąż wyciągając ze swojego postępowania wnioski, czasem słuszne czasem nie, ale zawsze pozostawiające nauczkę.

Rzadko mi się zdarza abym źle ocenił sytuację i tym razem się nie pomyliłem. Pan Draco Malfoy i Harry żywią do siebie ogromne uczucia, niestety nie pozytywne... Minerwa zdążyła już 5 razy interweniować. Intrygujący jest ich sposób „walki”. Jak zdążyłem zaobserwować pan Malfoy preferuje raczej walkę z użyciem siły fizycznej, natomiast Harry korzysta z siły słownej. Trudno określić kto w tej potyczce jest silniejszy. Jestem skłonny do stwierdzenia, że jednak Harry. Skąd ten wniosek? Po purpurowej z zażenowania twarzy syna Lucjusza... Obyło się na szczęście bez bandaży i różnego tego typu sposobu zakrycia ran.

Pan Ronald wywiera tak jak przypuszczałem oczekiwany przeze mnie wpływ na młodego Pottera. Miło widzieć na jego twarzy szeroki uśmiech (nawet kosztem pana Malfoy’a). Tak dawno nie widziałem już jak się uśmiechał (a kilka razy miałem okazję obserwować Harry’ego w domu jego ciotki i wuja). Niezwykle satysfakcjonujące, choć nie ja się do tego przyczyniłem. Jednak wszystko ma swoje dobre i złe strony. W przypadku pana Weasley’a znajomość z Harrym mimo wszystko nie wychodzi na zdrowie. Choć przyjaźnienie się z Harrym może mieć w tym wszystkim niewiele wspólnego nie mniej jednak ma to również wpływ. Przyczyną, dla której Ronald będzie miał utrudnione życie szkolne jest również pan Malfoy. Widać, że Draco nie tylko do czystości krwi przykłada wagę... do pozycji społecznej także. Nie dziwi mnie to szczerze mówiąc. Obraz syna arystokraty szanujący „zdrajców krwi”, jak to oni ładnie określają... wydaje się zabawny.

Wczoraj miałem przyjemność gościć w mym skromnym gabinecie mojego przyjaciela Kingsleya Shacklebolta. Dobrze go widzieć w warunkach różniących się od gabinetów, które zamiast tapety na ścianie mają naklejone twarze zbiegów. Powspominaliśmy trochę stare, aczkolwiek nie dobre czasy. Przy herbatce i cytrynowych dropsach dyskutowaliśmy o zakonie o jego dawnych członkach i działaniach. Kingsley uważa, że dobrze by było go reaktywować. Twierdzi, że po świecie jest rozplenionych jeszcze wielu śmierciożerców, których Ministerstwo nie jest w stanie wychwycić. Jest przekonany, że niezwykłe umiejętności naszych kolegów z pewnością w znaczącej mierze przyczyniłyby się do schwytania zbiegów i to nie tylko śmierciożerców ale również mniejszych złoczyńców uprzykrzających się całemu Ministerstwu.... nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to nie on wpadł na ten „genialny” pomysł, ale może daruję sobie bezpodstawne podejrzenia. Wytłumaczyłem mu, że owszem przywrócimy zakon do życia, gdy życie społeczeństwa będzie zagrożone śmiercią, a jak na razie na to się nie zanosi (postanowiłem zataić przed nim okrutną prawdę. Z jakiegoś powodu kazałem w końcu zabezpieczyć kamień.)




Taaak, hm, Minerwa najwyraźniej nie zdążyła interweniować... I cóż tak wyglądał pan Ronald przez 15 min. Wspominałem już, że Poppy jest genialna??

[ 7 komentarze ]


 
"MAMY POTTERA!!!!!!!"
Dodał Albus Dumbledore Piątek, 09 Marca, 2007, 19:26

Chciałam Wam bardzo podziękować za wszystkie ciepłe komentarze. Nawet nie wiecie jak mi jest miło gdy widzę, że podoba Wam się to co napiszę. To strasznie budujące i zachęcające do dalszej "pracy". Jesteście cudowni!!! Pozdrawiam gorąco!!!:-D :-D :-D

PS. A teraz trochę reklamy:-| Notka na pamiętniku Molly Weasley pojawi się prawdopodobnie jutro:-) Zapraszam także na mój blog www.rozkoszne-sam-na-sam.mylog.pl, czyli o wszystkim i o niczym:).

***********************************************

1 wrzesień, niedziela, 1991 rok


Brak snu w ciągu ostatnich kilkunastu dni daje o sobie znać, a muszę mieć jeszcze siłę by opisać początek roku szkolnego.

Od samego rana było nie małe zamieszanie. Po korytarzach wciąż biegali nauczyciele, pielęgniarka (Filius poślizgnął się na wypucowanej podłodze, skręcony obojczyk), woźny, czyszcząc wszystko co nawinęło mu się pod ręce, a raczej szmatę i Irytek, który usiłował wszcząć zamieszanie, do którego i tak doszło bez jego pomocy. Kuchnię doprowadziliśmy do ładu, a Bobby został ukarany za niewykonanie swoich obowiązków (odkleili go po 24 godzinach – kilka naskórków pozostało na ścianie). Nie chciałem tego robić, mam szacunek do skrzatów i szczerze mówiąc nie popieram by traktować je jak jakieś insekty, ale musiał zrozumieć, że nie będę tolerować takiego zachowania. Za karę zabroniłem mu sprzątać przez tydzień. To go czegoś nauczy. Tym samym uszczęśliwiłem pozostałe skrzaty odpowiedzialne za porządek w szkole – będą miały więcej roboty (skrzacie powołanie nie zna granic).

Punktualnie o godzinie 19:00 przybyli uczniowie odprowadzeni przez Hagrida. Jak się dowiedziałem, Irytek zdążył się już z nimi po „swojemu” przywitać. Mam nadzieję, że pierwszoroczni przywykną do jego zachowania, bez trwałych urazów.
Jak mówiłem, Minerva zapoznała ich z planem przydzielenia do poszczególnych domów. Napięcie przy stole prezydentialnym rosło z sekundy na sekundę, każdy jednak starał się to ukryć. W końcu drzwi się otwarły i wkroczyli pierwszoroczni. Nie zwracałem zbytniej uwagi na ich przerażone miny, wzrokiem szukałem Harry’ego. Gdy tylko go spostrzegłem pierwsze słowo, które mi się nasunęło to „James”. Młody Potter jest niesamowicie do niego podobny, jakby skórę zedrzeć z Jamesa. Te jego rozczochrane włosy... kruczoczarne, szczupła sylwetka, łobuzerskie iskierki w oczach, wykapany James. Och gdyby on widział swojego syna. Byłby z niego z pewnością niesamowicie dumny... JA też jestem z niego dumny. Widząc te wesołe iskierki nie mogłem nie zauważyć koloru oczu, wyraziście zielonych. Oczu Lilly. To takie niewiarygodne, przypomnieli mi się jego rodzice. Dzielni, kochający i nie zasługujący na tak wczesną śmierć. Teraz widząc jedyną latorośl Potterów jestem zdruzgotany tym, że odebrano im możliwość obserwowania jego dorastania, smutków, żalów... rzadkich chwil radości i beztroski.

Wracając do tematu (trochę zboczyłem z drogi), po odśpiewaniu piosenki powitalnej przez Tiarę Przydziału, uczniowie pełni najgorszych przeczuć po kolei zakładali na głowę tiarę wysłuchując jej słów, by następnie donośnym głosem oświadczyć do jakiego domu należą. Gdy Minerva doszła do „P” wyprostowałem się w krześle uważnie nasłuchując. Na słowa „Potter Harry” w Wielkiej Sali zaległa cisza, tak nagle, że aż sam się zdziwiłem, że nasi uczniowie są zdolni do tak nagłego zamilknięcia. Nie trwało to jednak długo, już po chwili dały się słyszeć pojedyncze szepty, po kolejnych kilkudziesięciu sekundach szepty jeszcze bardziej się nasiliły. Harry dotarł do taboretu z szumem podekscytowanych głosów w tle. Na szczęście nie wiedział jak pokazywali go sobie palcami, mogłoby go to trochę rozproszyć i przestraszyć. Wszyscy wyczekiwali werdyktu Tiary. Muszę przyznać, że wyjątkowo długo z tym zwlekała, zacząłem się nieco niepokoić gdy nagle „GRYFFINDOR!!!”. Efekt był natychmiastowy. Natężenie dźwięku było tak wielkie, że zacząłem się bać stanem swojego słuchu. Oklaski, krzyki, skakanie, „Mamy Pottera” – Fred i George Weasley (stoły Gryffindoru, Revenclawu i Hufflepuffu) oraz buczenie, gwizdy (stół Slytherina). Nieco niepewnie, na chwiejnych nogach dotarł wreszcie do swojego stołu cały w skowronkach. Jeszcze przez 5 min. od stołu Gryfonów dobiegały gratulacje i podekscytowane rozmowy. W końcu pod spojrzeniem Minerwy ostatnie głosy ucichły i dalej kontynuowano przydzielanie do domów. Spojrzałem na Harry’ego, był taki szczęśliwy, trochę podenerwowany ale uspokoiłem go jednym z moich pokrzepiających uśmiechów.
Na stół podano potrawy z menu nr 45. Wyjątkowo smaczne. Trzeba przyznać, że kunszt kucharski skrzaty domowe opanowały do perfekcji.

W tym roku do szkoły przybyli także pan Ronald Weasley, przed ostatni z rodziny Artura i Molly (woźny Filch był załamany, nie dziwię mu się, jeśli Ron ma taki sam charakter jak jego bracia bliźniacy to szkoła długo się w jednym kawałku nie utrzyma). Jak zdążyłem zaobserwować Ron zaprzyjaźnił się z Harrym, cieszę się z tego bo wiem, że Ron wprowadzi w jego życie należytego uśmiechu. Zawitał też do nas pan Draco Malfoy, syn Lucjusza Malfoy’a. Coś mi się zdaje, że wspomniany pan Malfoy i Harry będą zawziętymi wrogami ( wnioskuję to z tego, że gdy wychodzili z WS dało się słyszeć bogatą wiązankę pod adresem Harry’ego). Cóż, nawet się tego spodziewałem. Syn śmierciożercy i chłopak, który pokonał Voldemorta to nie najlepsze połączenie. Mogę się założyć, że zarówno pan Malfoy jak i Harry dostarczą nam jeszcze powodów do interwencji ciała pedagogicznego.




A to nasz szanowny arystokrata "czystej krwi" pan Malfoy.

[ 15 komentarze ]


 
WYPADEK PRZY PRACY (NA SZCZĘŚCIE NIE MOJEJ)
Dodał Albus Dumbledore Środa, 28 Lutego, 2007, 16:54

Wybaczcie, że tak długo nie pisałam, ale nie miałam ani weny ani nastroju. Na szczęście wena powróciła - po obejrzeniu "Eragona" (dopiero w kinie!!! urok małych miast...), ale może przestane już zdradzać Harry'ego;-) W każdym razie postaram się zamieszczać notki częściej, choć w najbliższym czasie obawiam się, że się nie wyrobie (nauki tyle, że aż się ryczeć chce). Notka nie jest moim zdaniem najlepsza, ale to wam pozostawie postawienie oceny. Mimo wszystko mam nadzieję, że nie jest tak źle jak myśle:-)

*****************************************

15 sierpień, czwartek, 1991 rok

Sterty dokumentów – jedzenie – spanie – sterty dokumentów – ministerstwo – szkoła – spanie – jedzenie – Korneliusz – sterty dokumentów..... i tak jeszcze 30 razy.
Tak wyglądał mój dzień w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Nic dziwnego, że nie znalazło się tam choć minutki na naskrobanie kilku słów opisujących mój stan emocjonalny oraz.... stan hogwartckiej kuchni.
Ale możne zacznę od początku, żeby lepiej zrozumieć zaistniałą sytuację.

Stan kuchni:

A więc (głębokie westchnienie) domowe (lub, w tym przypadku kuchenne) skrzaty zmieniły po raz 1,2,3,4..... 36 menu na „wielkie otwarcie”, za każdym razem jednak aby zobaczyć jak reprezentują się ich pomysły na stole przygotowują je, a następnie.... w sumie to nie wiem co się z nimi dzieje następnie (chociaż pewnie to tu tkwi tajemnica nagłego przybierania na wadze skrzatów w tym okresie). Podczas jednego takiego „przygotowywania” jeden ze skrzatów odpowiedzialnych za pilnowanie wielkiego gara pełnego niezidentyfikowaną substancją nie wywiązał się z tego zadania woląc podkradać się do wielkiej spiżarni, w której jak się dowiedziałem znajduje się piwo kremowe, czy raczej - znajdowało (na ucztę). W tym czasie zawartość gara (tak przypuszczam) zaczęła zwiększać i zwiększać swoją objętość. Bobby (bo tak miał ma na imię ten skrzat) wszedł do kuchni akurat w momencie wybuchu zawartości kotła.
Wynik: kuchnia pokryta fioletową mazią. Jak na razie trwa odklejanie Bobby’ego ze ściany...
Czas: 4 godz.
Części ciała odklejone od ściany: jedna ręka.
Powinienem teraz coś zrobić, ze skrzatem jak i kuchnią, ale szczerze mówiąc, niech się zajmie tym Minerva. Ja nie czuje się obecnie na siłach.

Stan emocjonalny:

Źle się czuję, mój wiek nie pozwala o sobie zapomnieć. Nie jestem już tak szybki. Wszystko mnie boli. Jedyne o czym marzę to końca roku szkolnego, który na dobrą sprawę się nawet jeszcze nie zaczął. Chcę odpocząć od tego wszystkiego, od problemów, od ciągłych wizyt w Ministerstwie i naprawiania błędów Knota (idealnie dobrane nazwisko). Chcę uwolnić głowę od natłoku myśli. Marzę by choć jeden dzień móc leniuchować i nic nie robić (może to trochę egoistyczne z mojej strony, ale jestem tylko człowiekiem – starym na dodatek), a jedynym problemem aby było czy nie brakuje mi moich ulubionych cytrynowych dropsów. Marzenia wygórowane ale czy ja pragnę tak wiele? Jedynie odpoczynku od życia... Choć jeden dzień... jeden... Widać, że to jednak za dużo pragnień bo wciąż do mojego gabinetu wlatują sowy z „bardzo ważnymi dokumentami” od Korneliusza. Zastanawiałem się nawet czy nie zabarykadować okna, ale stwierdziłem, że to by było bardzo dziecinne, nawet jak na mnie.

Będąc przy Knocie, wczoraj go odwiedziłem. Jego rozpaczliwy list zmusił mnie do opuszczenia zamku i wyruszenie, w tym skwarze do Londynu.
- Dumbledore jak dobrze, że jesteś!! – usłyszałem to zamiast powitania.
- Witaj. O co chodzi Korneliuszu? – spytałem grzecznie mają nadzieję, że sprawa rzeczywiście była nie cierpiąca zwłoki. Jednak po raz kolejny się przeliczyłem...
- Tak oczywiście, witaj, witaj. Chodzi o Departament Magicznych Gier i Sportów. Nachodzą mnie co najmniej 2 razy w tygodniu z projektami różnych zabaw, które mają nadzieję zorganizować. I co ja mam w tej sytuacji począć??
- Pozwolić im zrealizować jeden z planów? – zasugerowałem ocierając czoło z potu.
- Ależ, Albusie! – Knot wydawał się niezwykle oburzony – mam tu prawdziwe urwanie głowy! Z Munga przyszła wiadomość, że stan mojej mamusi się pogarsza! Czy ty myślisz, że ja mam czas na nadzorowanie jakieś zabawy całkowicie mijającej się z celem?!
- Korneliuszu, nie pamiętam aby kiedykolwiek, któryś z ministrów musiał nadzorować przygotowania imprez. Nie rozumiem twojego oburzenia. Trochę zabawy nikomu jeszcze nie zaszkodziło i z pewnością podniesie morale Ministerstwa. Każdy marzy o dniu odpoczynku i relaksu (relaks – już zapomniałem co się wtedy robi...).
- Więc mówisz, że mam pozwolić aby jakaś banda rozwalała mi Ministerstwo? Bankiet, dobre sobie, niby z jakiej okazji?
- Korneliuszu, uwielbiam z tobą rozmawiać (mam nadzieję, że nie wyczuł ironii w moim głosie), ale tak się składa, że jestem dziś umówiony na jeszcze jedno spotkanie...
- Och tak, oczywiście, idź sobie, a ja tu będę znosić zażalenia rozgoryczonych pracowników.
- Wiedziałem, że zrozumiesz, do widzenia. – ukłoniłem się grzecznie i czym prędzej, nie czekając na odpowiedź wyszedłem z jego gabinetu rozmyślając co by beze mnie poczęło Ministerstwo, NIC! I w tym sęk.




A oto właśnie nasz Bobby.

[ 13 komentarze ]


 
KAMIEŃ FILOZOFICZNY
Dodał Albus Dumbledore Sobota, 17 Lutego, 2007, 13:17

2 sierpień, piątek, 1991 rok

Wszystko powiodło się dobrze.... jak dobrze. Po raz kolejny moje przeczucie mnie nie zawiodło. Na szczęście, Hagrid nie zapomniał zabrać ze sobą kamienia. Wolę nie myśleć co by się stało gdyby ten kamień dostał się w niepowołane ręce. W JEGO ręce. Jaka ulga, że Flamel zgodził się abym przeniósł kamień do szkoły. Nie musiałem mu nawet długo tłumaczyć dlaczego chcę to zrobić. Po prostu mi zaufał, stary (dosłownie i w prznośni) przyjaciel, jeden z największych. On chyba też czuł, że kamień nie jest bezpieczny w banku...
Wiadomym jest, że ten co włamał się do skarbca był spierany bardzo potężną siłą, a czyja moc może być silniejsza, jak nie jego? Któżby inny zdołał oprzeć sie zaklęciom strzeżącym krypty? Kogóż jeszcze mogła zainteresować tajemnicza krypta? Kto nie bałby się magii goblinów? Na te wszystkie pytania jest tylko jedna odpowiedź: Riddle. Chciałbym wiedzieć kim tym razem się posłużył, kogo tym razem użył jako swojej ślepej marionetki? Nie wiem ja i nie wie nikt.

Harry szczęśliwie zakupił wszystkie potrzebne mu rzeczy do podjęcia nauki w Hogwarcie. Nic mu nie jest. Jest zdrowy, a tak się obawiałem, zwłaszcza po tej jakże jawnej (tylko dla mnie niestety) oznace niebezpieczeństwa zbliżającego się nieuchronnie – powrotu Voldemorta. On wróci, jest tego pewien, na pewno znajdzie sposób by to uczynić, już teraz próbuje to robić. Chce kamień, ale go nie dostanie, nie póki ja żyję i będę robił wszystko byle tylko zapobiec nieszczęściom, które zaprowadzi.

Część swojego życia spędziłem na badaniu jego tajemnic. Tajemnicy przetrwania, przeżycia. Prawie ją rozwikłałem, no właśnie „prawie”. Wciąż mi brakuje kilku elementów tej trudnej układanki, ale jestem już blisko, och tak bardzo blisko, a wtedy będziemy mogli go unicestwić... na wieki. Mówiąc „my” mam na myśli Harry’ego i siebie. Całe dnie spędzam na rozmyślaniu jak mu powiedzieć o przepowiedni. Tyle nieprzespanych nocy, tyle wątpliwości, tyle zagadek, tyle trudnych decyzji do podjęcia tylko po to aby w końcu zdecydować, że... nic mu nie powiem. Nie teraz, nie jak ma zaledwie 11 lat, może nie zrozumieć powagi sytuacji w jakiej by się znalazł. Dowie się jak będzie na to gotowy, a do tego czasu będę nadal rozmyślał nad sposobem zdjęcia z niego tej klątwy, przeklętego przeznaczenia, które dybie na życie dziecka. „Dziecka”, śmieszne, ale wydaje mi się, że jak do kogo, ale do Harry’ego to określenie nie pasuje. Tyle przeszedł, musiał i nadal musi, znosić te wszystkie upokorzenia, którymi raczyli i raczą go Vernon, Petunia, no i Dudley oczywiście. Z tego co wiem, ten ostatni ma nauczkę za branie Harry’ego za worek treningowy. Hagrid (co było do przewidzenia) nie zapanował nad swoimi nerwami, w wyniku czego kuzyn Harry’ego może cieszyć się nowo nabytym świńskim ogonkiem. Z jednej strony jestem zły na Hagrida, że nie potrafił utrzymać nerwów na wodzy, z drugiej jednak można mieć nadzieję, że zaczną odnosić się do swojego podopiecznego z należytym szacunkiem. „Nadzieja matką głupich” jakby powiedziała Minerva, wiecznie stąpająca mocno po ziemi, no ale skoro niektórzy biorą mnie za, nie oszukujmy się, starego świra to mogę być spokojny.




A oto moja skromna osoba.

[ 36 komentarze ]


 
WIĘZY KRWI ZOBOWIĄZUJĄ
Dodał Albus Dumbledore Wtorek, 13 Lutego, 2007, 18:09

31 lipiec, środa, 1991 rok

Hagrid jest już w drodze, zajmie mu to przynajmniej 8 godzin. Mam nadzieję, że szczęśliwie powiedzie się jego, że tak powiem, misja. Nie pozwoliłem mu oczywiście odlecieć (wciąż ma motor Syrisza) bez prezentu. Dziś są bowiem 11 urodziny jedynej latorośli James'a i Lilly Potter'ów. Kazałem skrzatom upiec tort, który byłby zdolny do przewiezienia (gdybym im tego nie powiedział upiekły by tort 3-piętrowy).
Chciałbym zobaczyć reakcję Harry'ego gdy się dowie, że jest czarodziejem. To niewątpliwie naruszy jego dotychczasowe życie od podstaw. Dowie się, że ma szanse na lepsze życie (oby, choć biorąc pod uwagę jego przyszłość, zaczynam w to wątpić), nie będzie popychadłem, wyjdzie z cienia czy tego chce czy nie chce. Reakcja jego rodziny też może budzić, poniekąd, zainteresowanie. Ciekaw jestem jak zachowa się jego ciotka – Petunia. Muszę dodać, że bardzo zawiodłem się na tej kobiecie, sądziłem, że skoro w jej żyłach płynie taka sama krew jak w Harrym będzie go traktować jak swojego syna, (w sumie to nie wiem co jest lepsze, Dudley też nie wygląda na szczególnie zdrowego), więzy krwi zobowiązują. Myliłem się jednak, przeze mnie Harry był skazany na tak haniebne traktowanie, jak skrzat domowy!! Jest jeden plus: przez 11 lat był bezpieczny...

Żywię nadzieję, że zareaguje nieco inaczej niż Riddle. Jego zachowanie gdy mu (Tomowi) o tym powiedziałem włączyło mi czerwoną lampkę w głowie, alarmując tym samym, że mam mieć go na oku. Jak się okazało moje zaniepokojenie było uzasadnione, ale doprawdy nigdy nie sądziłem, że stanie się „czymś” takim. To już nie jest „ktoś”. Nie należy mieć szacunku do takich osób, o nie...ani trochę. Życie „bez” niego (bo przecież on gdzieś tam jest i knuje swoje intrygi oraz plany odzyskania ciała) płynie w względnym spokoju pomijając przypadki gdy jakiemuś śmierciożercy przypomni się o jego dawnym życiu i „pracodawcy”. Kolejny przypadek, którym rodzina nie za bardzo się interesowała. Stracił matkę, ojciec nie chciał go znać (zapłacił za to... śmiercią z rąk własnego syna), dziadek... Patrząc na jego drzewo genealogiczne nasuwa mi się tylko jeden wniosek: on na tą przyszłość był skazany. „Więzy krwi zobowiązują”, Tom wziął to zdanie za bardzo do siebie postawiając sobie za główny cel upodobnienia się do swojego prapraprapra(...)dziadka – Salazara Slytherina.

Dziś w końcu dostałem odpowiedź na moje ogłoszenie. Przysłał je niejaki pan Quirrell. Patrząc na jego życiorys i dokonania, skłonny jestem do stwierdzenia, że tym razem będziemy mieć nauczyciela z predyspozycjami. Natychmiast odpisałem, oczywiście, zanim zdążyłby się rozmyślić. Jeden kłopot mniej, nie musze się już obawiać, że musiałbym powierzyć to zadanie Severusowi. Biorąc pod uwagę klątwę, nie chciałbym aby go zabrakło w przyszłym roku szkolnym. Jest on niezastąpionym mistrzem eliksirów i mistrzem szpiegowania co jest mi bardzo na rękę ponieważ jako pierwszy dowiaduję się o teoretycznych planach Voldemorta, które w praktyce nie za bardzo się sprawdzają (w porę zdążę zawsze ostrzec i wezwać tych ludzi co potrzeba).

Korneliusz Knot oczywiście dowiedział się, że w tym roku do Hogwartu przybędzie Harry. Tak się tym podekscytował, że byłby gotów zmieniać daty swoich spotkań byleby tylko móc się z nim spotkać. Udało mi się wybić mu ten niedorzeczny pomysł z głowy, Harry będzie przerażony i bez napaści Korneliusza. Znając Knota chciałby z nim rozmawiać na temat dość delikatny: potyczki z Voldemortem, w której zginęli jego rodzice, zacząłby go wprowadzać w życie Ministerstwa dając delikatnie do zrozumienia, że byłoby miło aby w przyszłości obrał zawód, który pozwoli mu na podjęcie posady w Ministerstwie. Szczerze mówiąc praca w Ministerstwie nie jest dla Harry’ego najlepszym pomysłem – wciąż znajdują się tam szpiedzy Voldemorta gotowi pomścić „Czarnego Pana”.

[ 4484 komentarze ]


 
KILKA SŁÓW STAREGO CZŁOWIEKA
Dodał Albus Dumbledore Poniedziałek, 12 Lutego, 2007, 18:38

Notkę wstawiłam, konkursową, nieco rozbudowaną. Wiem, że większość z was nie jest zadowolona, że to mnie przypadł ten zaszczyt i że trudno będzie was przekonać do mojego stylu pisania, mimo wszystko będę próbować i mam nadzieję, że w końcu mi się to uda. Z czasem wychodzić mi to będzie lepiej, teraz jestem pod presją (chyba nie muszę mówić dlaczego;-) ).

*************************************


30 lipiec, wtorek, 1991 rok

Minęło już 11 lat, 11 długich lat, w czasie których Harry musiał tyle wycierpieć ze strony swojej rodziny. Na dodatek nie wie jeszcze co go czeka, nie wie kim jest...jaki jest wyjątkowy. Jutro wyślę do niego Hagrida, bo jak znam życie wujostwo nie przekazało mu zaproszenia do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hagwart, (w której nawiasem mówiąc jestem dyrektorem). Tyle lat czekałem na to wydarzenie, wydarzenie, bo jak to inaczej nazwać? "Wydarzenie" w określeniu słownikowym oznacza "ważne zdarzenie albo wybitne osiągnięcie w jakiejś dziedzinie". W tym wypadku mamy do czynienia z tym pierwszym. Przyjazd Harry'ego tutaj będzie nie lada atrakcją co dla niektórych uczniów. Inni znowu będą podekscytowani poznaniem "słynnego Harry'ego Pottera - chłopca, który przeżył". Boję się tego, boję się, że sobie nie poradzi z tym nagłym zainteresowaniem jego osoby. A co najgorsze, nie będzie mógł zrozumieć dlaczego jest taki znany, podziwiany, kochany... Jestem starym człowiekiem, wiele przeszedłem w swym długim życiu, jednak nie potrafię powiedzieć małemu, zagubionemu chłopcu, że swą sławę zawdzięcza śmierci rodziców i ocaleniem w śmiertelnym spotkaniu największego czarodzieja tej epoki - Voldemorta. Nie umiem, nie potrafię, nie chcę... Dlaczego to w moich rękach leży jego życie? Dobre samopoczucie. Nie wiem co robić, poraz pierwszy w życiu staję przed zadaniem, którego nie chcę wykonać! Ale muszę.... powinienem, dla dobra Harry'ego i ludzkości.

Cóż, może przestanę smęcić i przejdę do nieco przyziemnych spraw...

Z dumą mogę oświadczyć, że przygotowania do 1 września idą pełną parą. W tym roku zaczęliśmy trochę wcześniej, ale jestem pewien, że większość spraw będziemy załatwiać na ostatnią chwilę (tradycyjnie). Skrzaty domowe nerwowo krzątają się w kuchni co chwila zmieniając menu. Wszyscy nauczyciele pomagają na tyle na ile pozwala im czas, nawet Sybilla zaangażowała się, chociaż ona więcej przeszkadza niż pomaga, jednak mam na względzie, że chociażby próbuje... Nie obyło się jednak bez katastrofy, ze zdziwieniem stwierdziłem, że część uczniów dostanie nieco później zawiadomienie do szkoły, a to z powody braku sów!!!! A mógłbym przysiąc, że w tamtym roku jeszcze sporo zostało bez zadania dostarczenia listów. Oczywiście już zamówiłem 20 sówek w sklepie wysyłkowym.

Wysłałem do „Proroka” ogłoszenie w sprawie nowego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. Zamieścili ją tydzień temu i nadal nie ma odpowiedzi. Żywię nadzieję, że choć raz będę miał przyjemność przyjąć, że się tak niekulturalnie wyrażę, osobę normalną. Jak na razie do listy nie spełniających tego warunku doszła pani Connelly, która zachowywała się jakby była gwiazdą rocka i 20-letnia dziewczyna, która na lekcjach zamiast trzymać się programu szkolnego dyskutowała z uczennicami, na temat: który żel jest lepszy dla cery suchej i do czego pasują niebieskie paznokcie. Ogólnie ta lista jest dość długa, w końcu co rok jestem zmuszony zwolnić nauczyciela, z tych czy innych powodów. Nie jestem z tego dumny, bynajmniej jestem rozgoryczony, że nie potrafię znaleźć godnego nauczyciela OPCM. To dowób na to, że Tom jest poteżniejszy ode mnie, nie potrafię ściągnąć jego klątwy, mimo iż wielokrotnie próbowałem. Może już zacznę szukać nauczyciela, który przyjmie tę posadę za rok, oszczędzę sobie później zachodu.

Chyba mogę się przyznać sam przed sobą, że zacząłem pisać ten pamiętnik z racji braku ciekawszego zajęcia. Można by rzec, że jest to ucieczka od obowiązków. Głupio mi to pisać, ale ostatnie na co mam w tej chwili ochotę, to przeglądanie 3 stert o wys. 2 stóp* czekających na mój podpis w dodatku zasłaniających mi normalny widok na drzwi wejściowe. Rola dyrektora jest niekiedy męcząca, ale też satysfakcjonująca. Dobrze widzieć, że pod twoją kontrolą wszystko układa się w szkole dobrze (no.. są spięcia, ale po co o nich mówić?:-) ).

Oho, słyszę kroki Minerwy, muszę przyjąć pozę wyjątkowo zajętego, aby nie uznała, że tracę cenny czas (który oczywiście tracę, ale dla celów wyższych, może komuś, kiedyś w zamierzchłej przyszłości przydadzą się wspomnienia, takiego starego piernika jak ja), i schować pamiętnik, obawiam się, że nie zrozumiałaby, że to dla celów wyższych...


*stopa=30,47 cm

[ 746 komentarze ]


« 1 2   

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki