Nowa ksiega Huncwot�w! Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin
3.Jeest!! Wiedzia�em!! Ceremonia Przydzia�u i ciekawa uczta... Wpis dodał jeden z Huncwot�w Poniedziałek, 15 Grudnia, 2008, 21:02
Hmmm... Dzi�kuj� za wszystkie komentarze i nade wszystko za krytyk�. Uwielbiam czyta� i s�ucha�, jaka to jestem beznadziejna... Ostatnio si� do mnie dyrektorka dowali�a z zapytaniem, czy mam za�wiadczenie o ADHD... S�odko
Teraz dalszy ci�g z postaci Pottera.
- Witam w Hogwarcie! Nazywam si� Minerwa McGonagall...
- McPipa... - mrukn�� obok lewego ucha Jamesa czarnow�osy ch�opak z przedzia�u. Potter z trudem st�umi� wybuch �miechu i popatrzy� na Remusa. Ch�opak wpatrywa� si� w Syriusza wywalaj�c na wierzch i tak du�e, jasne oczy. Teraz wygl�da� jeszcze dziecinniej ni� zwykle... Potter wzi�� uspokajaj�cy, g��boki wdech i staraj�c si� ignorowa� pomruki Sera, rozgl�da� si� po uczniach.
Na pocz�tku jego uwag� przyku� niski, zgarbiony ch�opak z haczykowatym nosem. Mia� ziemist� cer�, ma�e, czarne oczy i t�uste w�osy do ramion. Okularnik wpatrywa� si� w niego z m�ciwym wyrazem twarzy, dop�ki nie skierowa� wzroku nieco w lewo. Obok tego - jak nazwa� go w my�lach Potter - s�pa, sta�a drobniutka, naprawd� �adna dziewczyna. �redniej d�ugo�ci, p�omiennorude w�osy spi�a z ty�u g�owy w ko�ski ogon. Niekt�re niesforne kosmyki z grzywki wpada�y jej do szmaragdowych oczu. Na policzkach i nosie wida� by�o kilka pieg�w, dodaj�cych jej uroku.
Potter sta� wypatrzaj�c oczy na rud�. Syriusz zauwa�y� jego spojrzenie i wygi�� si� dziwnie odtwarzaj�c kierunek spojrzenia kolegi. Prychn��, gdy ju� wiedzia�, na co patrzy. Z nud�w zacz�� go tyka� w rami�, a nie rejestruj�c �adnej reakcji, zacz�� go kopa�. Gdy James poczu� coraz mocniejsze ciosy odwin�� si� i waln�� Syriusza w twarz. Brunet zmru�y� gro�nie oczy i rozejrza� si�, szukaj�c wzrokiem nauczycielki. Nie dostrzeg� jej, wi�c rzuci� si� na Pottera z pi�ciami. James nie pozosta� mu d�u�ny. Co by�o do przewidzenia, bior�c pod uwag� charakter obu tych pan�w, zacz�li si� bi�.
Wok� nich niemal natychmiast utworzy� si� �a�cuszek zainteresowanych uczni�w. Klaskali i kibicowali "zapa�nikom". Nagle Ser powali� Jamesa na ziemi�. Potter, pr�buj�c go podci��, zakr�ci� si� wok� w�asnej osi. Nie uda�o mu si� sprawi�, by tylna cz�� cia�a Blacka zetkn�a si� z kamienn� posadzk�, poniewa� Syriusz odskoczy� podbijaj�c Remusowi pi�ci� w oko. Blondynek odruchowo z�apa� si� za twarz i postawi� kilka krok�w do ty�u wpadaj�c na zbroj�. Kupa metalu spad�a z coko�u zwalaj�c si� Lupinowi na g�ow�. W tym oto momencie, kiedy to ca�e �elastwo nie wy��czaj�c miecza powala�o Remusa na ziemi�, a dw�ch ch�opc�w tarza�o si� po pod�odze wywrzaskuj�c (to by�a raczej domena Syriusza) niekulturalne teksty, wpad�a profesor McGonagall. Rozdzieli�a ch�opc�w, udzielaj�c im ostrej reprymendy.
Remus zamkn�� oczy i zacisn�� d�onie w drobne pi�stki. Odetchn�� g��boko i zwi�za� w�osy, bo w tej szamotaninie rozwia�y mu si� po ca�ej g�owie. Wszyscy spojrzeli na drzwi do Wielkiej Sali - by�y otwarte, ca�y Hogwart ��cznie z nauczycielami wpatrywa� si� w nich z zainteresowaniem.
Dyrektor postanowi� przej�� do rzeczy, wi�c McGonagall zaprowadzi�a nowych uczni�w przed st� nauczycielski. Postawi�a na �rodku sto�ek, a na nim wy�wiechtan� tiar�. James popatrzy� na ni� z zainteresowaniem. Po chwili ze zdumieniem stwierdzi�, �e rozdarcie przy rondzie kapelusza otworzy�o si� i... Tiara zacz�a �piewa�. Ch�opak by� tym faktem tak zaskoczony, �e nie zwr�ci� uwagi na to, CO �piewa�a. Wiedzia� tylko, �e pad�y nazwiska za�o�ycieli Hogwartu. Z transu wyrwa� go g�os McGonagall:
- Ucze�, kt�rego wyczytam, siada na sto�ku i zak�ada Tiar�. Po otrzymaniu przydzia�u, siada przy odpowiednim stole.
Potter patrzy� jak profesorka rozk�ada d�ugi zw�j pergaminu i wyczytuje:
- Aniston Jennifer!!
James zacz�� ko�ysa� si� na pi�tach widz�c jak d�ugow�osa, drobna brunetka o bladej sk�rze wychodzi z szeregu i siada na sto�ku. Tiara milcza�a przez chwil�, a po chwili...
- GRYFFINDOR!
Przy stole Domu Lwa wybuch�y gromkie oklaski. Jennifer westchn�a i usiad�a przy swoim stole. Potter przerzuci� si� na ko�ysanie ramionami.
- Black Syriusz!
Jim rozejrza� si� szybko i wzrokiem napotka� TEGO Syriusza z przedzia�u. Patrzy� na Blacka czuj�c, jak mimowolnie wzbiera w nim pewna wrogo�� do niego - zawsze wiedzia�, �e jego matka, Dorea, jest z rodu Black�w. Wiedzia� te�, �e ona jest inna od tych maniak�w czysto�ci krwi. O Syriuszu, na podstawie jego zachowania raczej powiedzie� tego nie m�g�...
Patrzy� jak Black �askawie usiad� na sto�ku i pozwoli�, by profesorka za�o�y�a mu kapelusz. Tiara milcza�a kilka d�ugich chwil. Wida� by�o, �e ch�opak ju� si� nudzi tym siedzeniem. Tiara w ko�cu odchyli�a si� na jego g�owie i rykn�a:
- GRYFFINDOR!!
Na sali zaleg�a grobowa cisza. Syriusz zdj�� tiar� i rzuci� j� nauczycielce przy wybuchu szyderczego �miechu, krzykach i gwizdach przy stole �lizgon�w. By� wyra�nie zaskoczony.
Syriusz pos�a� Potterowi min� pt.: "No dobra, wiesz, kim jestem. Zr�b z tym co chcesz!". James westchn�� wlepiaj�c wzrok w okno. Zamy�li� si� g��boko, zastanawiaj�c si�, co powinien zrobi�; zignorowa� to, kim jest, bo dobrze si� z nim rozmawia i jest �miesznie, czy jednak nie odpu�ci�?... Nie zauwa�y� nawet, kiedy przydzia� otrzyma� Peter i Remus. Otrz�sn�� si� dopiero, gdy us�ysza� swoje nazwisko.
- Potter James!
James u�miechn�� si� szeroko wiedz�c, �e zaraz zajmie miejsce przy stole Gryfon�w, tak jak jego rodzice. Usiad� na sto�eczku, ledwo tiara dotkn�a jego g�owy, a natychmiast rzek�a na ca�� sal�:
- Taak... Stuprocentowy GRYFFINDOR!!
Potter zeskoczy� ze sto�ka zrzucaj�c tiar� na ziemi�.
- Wiedzia�em!
Szale�czo si� �miej�c odta�czy� taniec rado�ci wok� sto�ka i zdegustowanej profesorki. Nadal rado�nie pl�saj�c dotar� do sto�u Gryfon�w, wywo�uj�c tym samym rozbawienie uczni�w. Po owej demonstracji swego zadowolenia, opad� na �aweczk� ko�o Syriusza i Remusa. Obj�� obu za szyj�.
Profesorka odchrz�kn�a i powr�ci�a do wyczytywania nazwisk.
Kiedy ceremonia dobieg�a ko�ca, tiara zosta�a wyniesiona, dyrektor szko�y zabra� g�os.
Wyrazi� sw� rado�� na widok wszystkich uczni�w ca�ych, zdrowych i u�miechni�tych. Poinformowa�, �e wst�p do lasu na skraju b�oni jest zakazany - Syriusz wyg�osi� g�o�n� uwag�, �e to, co zakazane go poci�ga - i przypomnia� o przedmiotach, kt�rych nie wolno mie� w swoim arsenale. Nast�pnie �yczy� wszystkim smacznego, klasn�� w d�onie i pi�� d�ugich sto��w j�kn�o pod ci�arem setek potraw i da�.
James rzuci� si� na pieczonego indyka. Remus spokojnie na�o�y� sobie kurczaczka, a Syriusz chwyci� wielki udziec jagni�cy w r�k� i bezceremonialnie odgryz� kawa�ek. Dosy� spory kawa�ek... James zakrztusi� si� widz�c to.
- A niby taki szlachcic...
- Zaaaamilcz, bo ten udziec wyl�duje zaraz w twojej du...
- Syriusz!
Wszyscy popatrzyli na oburzonego Remusa.
-J a jem!
Ch�opcami wstrz�sn�o od �miechu.
- No co? - zapyta� James z min� niewini�tka. Sam nie wiedzia�, dlaczego stan�� w obronie Blacka - On tylko m�wi�!!
- No wiesz... Jakby� mnie sprowokowa� to bardzo ch�tnie obr�ci�bym s�owa w czyn... - U�miechn�� si� do kuzyna ob�udnie.
- Jeste�cie oble�ni - skwitowa� Lupin i ku rado�ci Blacka zacz�� udawa�, �e nic nie widzi i nic nie s�yszy. Szarooki zacz�� robi� sobie z Remusa �arty, udaj�c, �e smakowicie wygl�daj�cy kurczak o�y� i ta�czy przed Lupinem kankana.
- Ko ko ko ko koooo.... Zjedz mnie, koo! Jestem taki pyszny, �e pi�rka liza�, ko!
Potter po�o�y� si� na stole ze �miechu. Przez �zy patrzy�, jak Black wykorzystuje kolejne dania robi�c pod nosem purpurowego ze wstydu blondynka spektakl �ywno�ci.
Remus w ko�cu nie wytrzyma� i prze�ama� swe bariery - chwyci� jedn� piecze�, wlaz� na st� i zatrzymuj�c si� przed Syriuszem w kl�czki, natkn�� mu dorodnego indora na g�ow�. James widz�c to, zlecia� ze �miechu z �awki - a jak po chwili si� okaza�o - spora cz�� Gryfon�w r�wnie� to widzia�a maj�c sensowny pow�d do �miechu. Syriusz paznokciami wyry� sobie dziury na oczy i widz�c umieraj�cego z rado�ci Pottera, z�apa� drugiego indyka i po chwili James r�wnie� mia� twarzow� czapeczk�. Jim poderwa� si� przera�ony wrzeszcz�c:
- Kto zgasi� �wiat�o? KTO NA MERLINA WY��CZY� �WIAT�O?!
- Nikt - odrzek� znudzonym tonem Black �ciagaj�c sobie z g�owy ptasiora - Po prostu twa bezgraniczna g�upota wypali�a twoje wiecznie wytrzeszczone patrza�y...
- AAAA!! - wydar� si� m�ody Gryfon - O�LEP�EM! O�LEP�EM!!! CZY JESZCZE KIEDYS UJRZ� SWOJ� PI�KN� TWARZ?!
- Nie - odpar� bezlito�nie Black.
Remus nie zdo�a� powstrzyma� chichotu, opieraj�c czo�o o rami� Petera.
James, z g�ow� ukryt� pod indyczym cia�em i grzybowym farszem nie s�ysza� �miechu, tylko szum. Biedny si� przestraszy� i na o�lep rzuci� si� do ucieczki. Na wst�pnie wywr�ci� si� o �awk�, potem zapl�ta� w szat� i solidnie uderzy� w g�ow�. Na szcz�cie mi�cho za�agodzi�o wstrz�s, wi�c na czworakach ruszy� przed siebie nie wiedz�c nawet gdzie. Rezultatem tej paniki by�o przyr�ni�cie w g�ow� w �cian� z nabranego rozp�du.
Niemal wszyscy uczniowie zanosili si� �miechem. Profesor McGonagall, rozz�oszczona, wsta�a, kieruj�c si� w ich stron�. Syriusz opanowa� si� na tyle, �e m�g� podej�� go Pottera i zapierajac si� nogami o kamienny mur, zdj�� mu z g�owy ptaka.
Posi�ek zeskoczy� z potterowskiej g�owy z g�o�nym pla�ni�ciem, a Black odlecia� kilka st�p do ty�u. Podpar� si� na �okciach i jego wzrok zarejestrowa� ca�ego w grzybach Jamesa - farsz wy�azi� mu nosem, �cieka� po w�osach, stworzy� zwart� papk� na z�amanych okularach.
Dla Syriusza by�o to stanowczo za du�o, wi�c wbrew sobie wy�o�y� si� na posadzce, �cieraj�c kurz.
- Black! Potter! Macie szlaban! - wrzasn�a.
- Ju�?! - James wytrzeszczy� oczy.
- Tak, Potter! JU�!!!
Skrzywi� si�, niezadowolony. Grudka farszu z w�os�w spad�a mu na spodnie.
2. Wpis drugi. Wpis dodał jeden z Huncwot�w Niedziela, 07 Grudnia, 2008, 03:47
Dzi�kuj� za wszystkie komentarze i wasze oceny. Przyznaj� si� bez bicia - moja pierwsza notka napisana by�a tak "na odwal si�". Poza tym, moim zdaniem zdecydowanie lepiej mi wychodzi pisanie w formie opowiadania. No, ale ocenicie sami. Do tego wpisu bardziej si� przy�o�y�am i za rad� Dz.B dok�adnie przeczyta�am moje wypociny. Kilkakrotnie nawet, ale jak si� trafi� b��dy, to b�agam o wybaczenie.
Noci� dedykuj� wszystkim czytaj�cym. I licz�, �e ten wpis bardziej si� wam spodoba. No, kto chce da� komentarz? O, las r�k, bugagah...
Nie przed�u�aj�c - zapraszam na podr� do Hogwartu oczami Syriusza.
W pewnym wielkim, ponurym i bogato urz�dzonym domu przy ulicy Grimmuald Place 12 w Londynie, w pokoju utrzymanym w srebrno-zielonych barwach na drugim pi�trze, spa� pewien jedenastoletni ch�opak. Dzisiaj mia� rozpocz�� nauk� w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
Z pod ko�dy wystawa�a mu jedynie pl�tanina zbyt d�ugich, czarnych jak noc w�os�w i jedna, bosa stopa, kt�rej palce porusza�y si� miarowo.
W pomieszczeniu da�o si� us�ysze� cichy trzask i obok wspania�ego �o�a pojawi�a si� ma�a, prawie ca�kiem naga, przygarbiona istota. Do naj�adniejszych stworze� zdecydowanie nie nale�a�a - by�a chuda, pomarszczona, mia�a wielkie �ylaste uszy nietoperza i d�ugi ryjkowaty nos. Wytrzeszczone oczy wielko�ci pi�eczek do tenisa nie dodawa�y jej uroku.
Stworzonko zblli�y�o si� do pos�ania i powiedzia�o przenikliwym g�osem:
- M�ody Panicz Syriusz Black!
Ch�opak drgn�� i dopiero po up�ywie kilkunastu sekund, po bardzo ci�kim i bardzo ostentacyjnym westchnieniu �askawie odkry� swoj� g�ow�, kt�ra znajdowa�a si� tam, gdzie powinny by� nogi. Dolne ko�czyny Blacka spoczywa�y na mi�kkiej at�asowej poduszcze. Panicz niech�tnie popatrzy� na domowego skrzata.
- Czego tu chcesz, bamboszu? - zapyta�, wci�� zaspany. - Kopa? Bardzo ch�tnie w takim razie pomog�...
Skrzat potrz�sn�� brzydk� g�ow� tak gwa�townie, �e uszy mu za�opota�y.
- Wi�c czego? - Przetar� �niad� twarz d�oni�.
- Czczigodna Pani wo�a na d�...
Black przewr�ci� oczami koloru burzowego nieba. Wt�rnie przetar� twarz r�k�, tym razem a� do podbr�dka i rzuci� niech�tnie:
- Dobra... Przeka�, �e wyrodny syn zejdzie na d�, jak doprowadzi si� do �adu.
Skrzat popatrzy� z l�kiem na swojego pana, po czym w uk�onach si� wycofa�. Syriusz westchn��, znudzony, po czym wsta� i podszed� do biurka stoj�cego na �rodku pod �cian� pokoju. Si�gn�� do szuflady i wyci�gn�� z niej paczk� landrynek. Wyj�� jedn� i podrzucaj�c, zamkn�� w ustach. Zaczynaj�c podrygiwa� i nuci� co� pozbawionego melodii, w czym�, co mia�o by� walcem, ruszy� w stron� toalety.
Kilka minut p�niej znikn�� za drzwiami kabiny prysznicowej. Odkr�ci� kurek z zimn� wod� i opar� si� r�koma o �cian� pozwalaj�c, by lodowate krople sp�ywa�y mu po nagim ciele, sp�ukuj�c wszelkie emocje, kt�re jeszcze nie zd��y�y na niego wej��.
Zimny prysznic zawsze koi� mu zerwy, uspokaja� go. Podobnie dzia�a�a na niego jazda konno, wysi�ek fizyczny i g�o�no odkr�cona muzyka. Black preferowa� brzmienia utwor�w rock'n'rolla. S�ucha� nie tylko czarodziejskich zespo��w, takich jak Anifta czy Hobogobliny - czarodziejskich rockowych kapel - ale r�wnie� mugolskich wykonawc�w doprowadzaj�c swoich rodzic�w tym faktem do sza�u. Jedenastolatek nie potrafi� obj�� rozumem faktu, �e mo�na nie lubi� utwor�w Presley'a lub Buddy'ego Holly.
Syriusz westchn��, pod�piewuj�c piosenk� "Devil in disquise" lekko kiwaj�c g�ow�. Nagle us�ysza� niewyra�ny odg�os gwa�townie otwieranych drzwi. Nie zakr�ci� wody, tylko spojrza� w kierunku dochodz�cego d�wi�ku, dla niepoznaki nadal nuc�c refren.
Po zamazanej sylwetce rozpona� ojca. Szuka� czego� w szafce nad lustrem. Znalaz� swoj� zgub� i wyszed� rzucaj�c kr�tkie: "Pospiesz si�, Syriuszu". Ch�opak prychn�� cicho, nabra� powietrza i rykn�� na ca�e gard�o �piewaj�c jedn� z mugolskich ballad rockowych.
Zakr�ci� wod� i wyszed� owijaj�c si� w pasie bia�ym, puchowym r�cznikiem. Wysuszy� si� i ubra� typowo dla siebie - czarne spodnie, trampki, czarn� koszulk� z trupi� czach� na przodzie i koszul�. Z wrednym u�mieszkiem stan�� przed lustrem i z ma�ej szufladki wyj�� czarn� kredk� do oczu. Pogwizduj�c, namalowa� na powiekach dwie, grube kreski podkre�laj�c tym samym kolor i kszta� oczu. Bardzo by� ciekaw, czy jego matka jako� na to zareaguje - wszak poprzedniego wieczoru wpad� na ten pomys� i po prostu musia�, musia� go wprowadzi� w �ycie.
Zmierzwi� palcami w�osy i ci�kim krokiem zszed� na d�.
- Heaven help me, I didn't see the devil in your eyes! Tudu du du du... Czo�em, glucie! - rzuci� do swojego m�odszego o dok�adnie p�tora roku brata.
Mia� na imi� Regulus i Syriuszowi najbardziej przypomina� mi�kkie kluchy. By� grzecznym, ulizanym ch�opcem i nigdy nie zrobi� nic na przek�r rodzinie i jej wierzeniom. Zawsze ubiera� si� w garniturki, w kt�rych - jak to szarooki zawo�a� na wielkim, rodzinnym przyj�ciu przed czeterema laty - wygl�da jak g�wno w ludzkim przebraniu. Dosy� wcze�nie zacz�� si� wulgarnie wyra�a�. Ale od czego s� starsi kuzyni? Na nich zawsze mo�na liczy� w kwestii podchwycenia nieodpowiednich s��w.
Syriusz pochyli� si� nad Regulusem:
- I jak tam, m�ody? Czym si� dzsiaj popisa�e� naszej "wspania�ej" rodzince? Pokaza�e�, �e umiesz korzysta� z toalety?
Regulus zarumieni� si� lekko, zadzieraj�c nos do sufitu. Black zarechota� i popatrzy� na zegarek. Do odjazdu poci�gu mia� jeszcze p�torej odziny - by�o p� do dzesi�tej. Ser rozejrza� si� po wrzechstronnym salonie i jego wzrok przyku� fortepian. U�miechn�� si� przebiegle. Na lekcjach gry zawsze stara� si� wszystko psu�, a �piewaj�c, fa�szowa� niemi�osiernie. Podszed� do wielkiego instrumentu. Usiad� na krzes�ku, wy�ama� palce i delikatnie uderzy� w klawisze wygrywaj�c dosy� sm�tn� melodi�.
Za�miewa� si� w my�lach wyobra�aj�c sobie miny rodzic�w. Tak jak uczy�a go Mrs. Diffy siedzia� prosto, r�ce mia� lekko ugi�te w �okciach i zgodnie z si�� nacisku na klawisze zmienia� intonacj� g�osu na delikatniejsz�, lub mocniejsz�, �piewaj�c piosenk� o kisielu, zas�yszan� w radiu. K�tem oka zobaczy�, �e rodzice pojawili si� w drzwiach. Uda� wi�c, �e gdy ich zobaczy� podskoczy�, wygrywaj�c wa�szywe nuty. Przesta� gra�.
- K�ama�e� - rzek� jego ojciec.
Syriusz wzruszy� ramionami.
- A bo to pierwszy raz? G�odny jestem... STWOREEK!!
Pod nogami Blacka pojawi� si� domowy skrzat. Uk�oni� si� nisko.
- Stworku, we� mi co� je�c zr�b... Mnie si� nie chce...
To powiedziawszy, Syriusz wyci�gn�� r�ce i zab�bni� w klawisze wygrywaj�c marsz �a�obny.
Po kilku minutach �niadanie by�o gotowe. Czarny zjad� je, ca�� si�� woli powstrzymuj�c si� od przeci�g�ego bekni�cia - uwielbia� to robi� - i poszed� do pokoju po kufer.
- A ty gdzie si� wybierasz?
- Jak to: GDZIE? - spyta� szczerze zdumiony. - Na King's Kross, a gdzie�by indziej. Wyjd� wcze�niej, �eby�cie nie musieli na mnie patrzy�. Ed ora evapora ...
Black wyszed� z domu trzaskaj�c drzwiami.
Trzaska� te� lubi�.
Do jedenastej zosta�a mu jeszcze godzina. Wezwa� wi�c B��dnego Rycerza, zap�aci� konduktorowi jedena�cie sykli i zaj�� wolne miejsce na ko�cu pojazdu. Wlepi� spojrzenie w to, co widzia� za oknem, ignoruj�c w miar� mo�liwo�ci j�ki czy przekle�stwa reszty pasa�er�w, gdy autobusem szarpa�o jako� szczeg�lnie. Sam ledwo unikn�� powa�niejszych uraz�w, cho� nie zdo�a� powstrzyma� mocnego uderzenia czo�em w szyb�. Bola�o.
Jecha� p� godziny, bo jak stwierdzi�, mog� go wysadzi� na ko�cu. Mia� du�o czasu.
Wysiad� przed mugolskim peronem, rozgl�daj�c si� z zaciekawieniem wok� siebie.
Szed� powoli omijaj�c stada spiesz�cych si� do pracy i w innych interesach mugoli. Patrzy� chwil� na poci�g InterCity, kt�ry w�a�nie wjecha� na stacj�. Po kilkuminutowym marszu dota� do murka oddzielaj�cego perony 9 i 10. Rozejrza� si�, lekko ju� znudzony, po czym ustawi� w�zek z kufrem prostopadle do barierki i bez po�piechu przekroczy� granic� dziel�c� �wiat mugoli i czarodziei. Kilka sekund marszu w ciemno�ci i znalaz� si� na w�a�ciwym peronie. Westchn�� g��boko odgarniaj�c w�osy z oczu. Przeni�s� wzrok ciemnawych oczu na wielk�, czerwon� lokomotyw� ci�gn�c� sznur wagon�w. Z komina bucha�y k��by dymu, wok� by�o g�o�no i t�oczno. Koty mia�cza�y, sowy skrzecza�y, dzieci �egna�y si� z rodzinami. Co niekt�re p�aka�y, inne z rado�ci� wyrywa�y si� z pod skrzyde� opiekun�w i ze �miechem wita�y si� z przyjaci�mi.
Black skrzywi� si� w wymuszonym u�miechu i ruszyl stron� ostatnich wagon�w. Nie bez problem�w wtaszczy� kufer na schodki, a potem na mostek. Westchn�� g��boko, po czym jeszcze raz szarpn�� kuferm ci�gn�c go za sob�. Otworzy� drzwi wolnego przedzia�u i wszed� do �rodka. Po do�� d�ugiej walce, za�adowa� baga�e na p�k� i lekko zdyszany usiad� pod oknem. Opar� czo�o o szyb�, zatracaj�c si� w s�odkiej my�li, �e jest wolny od rodzic�w na przynajmniej p� roku. Nawet nie zauwa�y�, �e poci�g ruszy�.
Syriusz u�miechn�� si� s�odko-kwa�no i odwr�ci�, s�ysz�c zgrzyt odsuwanych drzwi. Sta� w nich rozczochany okularnik. Black rzuci� ch�opcu pytaj�ce spojrzenie.
- Wolne?
Zrobi� du�e oczy na �awk�.
- Ee... - odpar� ch�opiec.
- Tak, wolne. Siadaj i milcz. - Westchn��.
- Ok... Jeszcze jedno pytanko.
- No?
- Czy ty masz pomalowane oczy?
Black zacisn�� wargi.
- A nie wida�?
- Po jakie grzybki?!...
- Grozisz mi?! - warkn�� w odpowiedzi, na co okularnik roze�mia� si� weso�o.
- Sk�d!
Syriusz wzruszy� ramionami i wpatrzy� si� w migaj�ce za oknem pola i ��ki. Black nie zwr�ci� wi�kszej uwagi na swojego przysz�ego przyjaciela, gdy ten zacz�� macha� nogami i �piewaj�c hymn jego ulubionej ligii sportowej Quidditcha.
Nawet nie zauwa�y�, kiedy przysn��, cho� bez w�tpienia podejrzani wydali mu si� ludzie z dyniami zamiast g��w. Nie mia� poj�cia, sk�d bior� mu si� tak g�upie sny.
Obudzi� si� oko�o godziny trzynastej, kiedy w drzwiach pojawi�a si� dosy� pulchna, m�oda czarownica pchaj�ca przed sob� w�zek ze s�odyczami. Kupi� sobie kocio�kowe pieguski i kilka czekoladowych �ab. Zap�aci� i grzecznie podzi�kowa�.
- Grazie.
Kobieta u�miechn�a si� lekko kiwaj�c g�ow� i wysz�a. Black westchn�� g��boko i opad� na �awk� czuj�c na sobie wzrok rozczochra�ca. Otworzy� oczy i popatrzy� na niego odgryzaj�c jednej z czekoladowych �ab g�ow�.
Ch�opak wybuchn�� �miechem, gdy to zobacz�.
- I czego r�ysz?
- �miesznie to wygl�da�o. Jestem James Potter.
- A ja Syriusz. Nazwisko tajne do ceremonii przydzia�u.
- Dlaczego?
- Bo tak lubi�.
- Dlaczego?
- Bo sprawia mi to przyjemno��.
- Dlaczego?
- Bo to lubi�?... We� przesta�, gadasz jak trzylatek!
- Ja?
- Nie ja - odrzek� poirytowany Syriusz.
- No to czego gadasz, �e ja? - oburzy� si�.
- Ty masz jaki� problem z g�ow�?!... - naskoczy� Black.
W tym momencie drzwi od przedzia�u otworzy�y si� i stan�� w nich jaki� niski, pulchny ch�opak. Mia� twarz umorusan� w czekoladzie, za sob� ci�gn�� niedomkni�ty kufer. Za nim sta�a znana ju� Blackowi z Pok�tnej dziewczyna. Przymru�y� oczy na jej widok, w pierwszej chwili nie kojarz�c, sk�d j� zna.
- Wolne? - wysapa� grubasek.
- Nie zaj�te. Wolne w drugich drzwiach - mrukn�� Syriusz.
- Jasne, w�a�cie - podekscytowa� si� James, ignoruj�c znajomego z przedzia�u. Pierwszoroczni weszli do �rodka i z �askaw� pomoc� Blacka i nieco nadpobudliw� Pottera za�adowali kufry.
- My to si� chyba ju� znamy - rzek� James do blondynki. Dziewczyna u�miechn�a si� lekko.
- Chyba tak...
- Imi� jakie� masz? - rzuci� Black swoim zwyczajem rozwalaj�c si� na �awce.
- T-tak... - wyj�ka�a os�bka patrz�c zmieszana na zimne oczy Syriusza.
- Ja jestem Syriusz. Mi�o mi pozna�... - uca�owa� jej d�o�, tak, jak od ma�ego wpajano mu w domu.
Potter i grubasek st�umili �miech.
- Eee... - U�miechn�a si� dziarsko. - Mi te� mi�o ale, wiesz, wystarzy� by u�cisk r�ki. Remus Lupin...
- Remus??
- No...
Syriusz wyprostowa� si� nie wierz�c w to, co s�yszy.
- Ty... Ty jeste� ch�opakiem? Kurcz�, wygl�dasz jak baba...
- No... tak jako� wysz�o... - Remus u�miechna� si� czuj�c, jak na policzki wp�ywa mu szkar�tny rumieniec. Syriusz wykrzywi� wargi w pr�bie u�miechu.
- W takim razie... - Nie zdo�a� nic powiedzie�, bo zwyczajnie parskn�� �miechem.
Blondyn uni�s� d�onie w pokojowym ge�cie.
- Nie no, nie ma sprawy. Doskonale wiem, jak wygl�dam.
Lupin u�miechn�� si� weso�o pokazuj�c bia�e z�by i przyd�ugie k�y. Odgarn�� d�ugie, miodowe w�osy z oczu i popatrzy� na grubego ch�opca. Syriusz r�wnie� skierowa� na niego wzrok.
- A ty jak si� wabisz?? - rzuci� potomek Slytherina.
- P-peet-t-ter Pet-tigrrew-w....
-Hm... Nie no, ja rozumiem, Peter to oble�nie pospolite imi�, ale po co tak si� j�ka�??
Pettigrew zarumieni� si� s�ysz�c wynios�y ton Blacka.
Przez reszt� podr�y wiele nie rozmawiali. Remus wyj�� ksi��k� i zag��bi� si� w lekturze, James wyci�gn�� z�otego znicza, kt�rego - wed�ug tego, co powiedzia� - dosta� na chrzcicny i zacz�� si� nim bawi�, Peter zajada� si� na przemian czekoladowymi �abami i pa�eczkami lukrecjowymi zagryzanymi dyniowymi pasztecikami. Syriusz natomiast siedzia� bokiem oparty o �cian�, w kt�rej znajdowa�o si� okno. W lewej d�oni trzyma� butelk� soku dyniowego, drug� raz po raz si�ga� do opakowania Fasolek Wszystkich Smak�w spokojnie spoczywaj�cej na jego kolanach. W pewnym momencie, zupe�nie nie�wiadomie, wyci�gn�� "smako�yk" i w�o�y� go do ust. Wyplu� go niemal natychmiast - natrafi� na smarki trolla. Fasolka odbi�a si� od szyby w drzwiach i trafi�a w okulary Pottera. Od nich r�wnie� by� rykoszet - ko�cowym wynikiem lotu fasolki by�o czo�o Remusa. Wszyscy za�miewali si� z rozwoju wypadk�w, czego o Remusie powiedzie� raczej si� nie da�o; skrzywi� si� i si�gn�� do kieszeni po chusteczk�, by w nast�pnej chwili z g�uchym, m�cze�skim j�kiem wyciera� ca�� twarz. Black pierwszy przesta� si� �mia� i ponownie odda� si� kontemplacji smaku kolejnych kolorowych kuleczek.
- Co za debil wymy�la takie smaki?!...
Na kwadrans przed dojazdem do stacji w Hogsmeade - jedynej wiosce w ca�ej Wielkiej Brytanii zamieszkanej ca�kowicie przez czarodziei - przebrali si� w czarne, hogwarckie szaty. Remus nie mia� z tym �adnego problemu, ale James nie umia� poprawnie zawi�za� krawata, wi�c stworzy� supe� niedorozwik�ania, a Black krawat i bia�� koszul� po prostu ola� - koszul� mia� czarn�, a krawat zaw�za� sobie w pasie. Peterowi znik�y skarpeki, wi�c w�o�y� buty na go�e stopy. Po pi�ciu mnutach czekania w pe�nej gotwo�ci bojowej, wyszli na peron.
Pogoda by�a wr�cz wymarzona - niebo by�o bezchmurne, mruga�o do wszystkich milionami jasnych gwiazd, ksi�yc dumnie g�rowa� nad wszystkimi ostrym sierpem. Black na ciemnym niebie wyszuka� wzrokiem najja�niejsz� gwiazd� - Syriusza, zwanego r�wnie� Psi� Gwiazd�. Znajdowa�a si� ona w gwiazdozbiorze Wielkiego Psa.
Black krzywo si� u�miechn��: zawsze wierzy�, �e ka�dy ma na niebie swoj� w�asn� gwiazd� i �e jego to w�a�nie Syriusz.
Ruszy� w stron� olbrzyma wielko�ci oko�o dw�ch doros�ych m�czyzn, a szerokiego na trzech w porywach do czterech.
Za Hagridem - bo tak brzmia�o imi� tego osobliwego cz�owieka - poszed� wraz z innymi pierwszorocznymi uczniami nad brzeg jeziora. Stra�nik Kluczy nakaza� powsiada� nowym we cztery osoby do jednej ��dki.
Zgodnie z odwieczn� tradycj�, gajowy przeprowadzi� uczni�w przez jezioro. Pierwszoroczni zachwycali si� widokiem Hogwartu sk�panego w nieco rozdartych czelu�ciach nocy. Widzieli zarys zamku, mn�stwo wie� i wie�yczek, w wielu oknach pali�o si� �wiat�o.
Po kilku minutach dobili do brzegu. Wyszli na mokr� ziemi� i zgodnie, ca�� gromad� po kr�tkim marszu stan�li przed wielkimi i okaza�ymi wrotami Hogwartu. Hagrid podni�s� sw� wielk� ��p� i za�omota� ni� trzykrotnie w drzwi. Otworzy�y si� niemal natychmiast z nastrojowym, pe�nym smaku skrzypieniem. Sta�a za nimi m�oda nauczycielka z w�osami spi�tymi w ciasny kok, z pod kt�rego nie wymkn�� si� nawet jeden kosmyk ciemnobr�zowych w�os�w. Patrzy�a na wszystkich bystrymi, czarnymi oczami ukrytymi za prostok�tnymi okularami.
- Pirszoroczni, pani psor.
- Dzi�kuj�, Hagridzie.
Olbrzym kiwn�� g�ow� po czym przys�owiowo si� ulotni�. Profesorka skin�a w�adczo na uczni�w, po czym poprowadzi�a ich w g��b zamczyska, zmierzaj�c do jakiej� bocznej komnaty. Odwr�ci�a si� do nich przodem i rzek�a:
- Witam w Hogwarcie! Nazywam si� Minerwa McGonagall...
1. Wpis pierwszy. Wpis dodał jeden z Huncwot�w Czwartek, 04 Grudnia, 2008, 14:25
Wi�c... Pierwsza notka. Tak jak obieca�am - dzisiaj. Postanowi�am zacz�� Luniem, a jak. Nast�pny pewnie b�dzie Syriusz... Nie mam ochoty pisania tego samego z czterech par oczu, wi�c utworz� jakby ci�g�� histori�. Zapraszam do czytania i z g�ry przepraszam za b��dy i liter�wki, bo pisz� w WordPadzie, a mojego kochanego Worda na tzw. notebooku nie mam... Nie przed�u�aj�c - czytajcie!!
Witam... Nazywam si� Remus Lupin. Black, spadaj... JA CI ZARAZ DAM "ZAGL�DAM PRZEZ RAMI�"!! Si� g�upio pytasz... Oczywi�cie, �e nie wolno. �EGNAM.
Ehh... M�wi� do niego to jak do dziecka z downem. Wi�c tak jak m�wi�em, nazywam si� Remus Lupin i mam jedena�cie lat. Na obecn� chwil� mojego �ycia...
BLACK!! ODCZEP SI� DO JASNEJ ANIELKI TO M�J PAMI�TNIK!! Nie dociera, jak m�wi�?? Dobrze, wi�c czytaj:
SYRIUSZU BLACK! Z �ASKI SWEJ NIE CZYTAJ MI PRZEZ RAMI� TEGO, CO PISZ�!! Dzi�kuj� za uwag�... A teraz id� sobie no!!
Eh... Znam go ledwie... Kilka dni, a ten patafian ju� da� mi si� we znaki. Ale od pocz�tku. Najpierw opisz�, jak si� poznali�my... Jeszcze na ulicy Pok�tnej.
Ledwo wyszed�em od Madame Malkine i stan��em na zalanej sierpniowym s�o�cem ulicy, gdy nagle kto� wpad� na mnie z niema�ym impetem. Do najsilniejszych os�b to ja zdecydowanie nie nale��, wi�c co za tym idzie, uca�owa�em kochan� pani� gleb�.
By� to ch�opak z d�ugimi, zmierzwionymi i czarnymi jak krucze pi�ra w�osami. Mia� lekkiego siniaka na policzku, a jego szare oczy popatrzy�y na mnie gro�nie. Poczu�em si� "troszk�"... Nieswojo.
Skrzywi� si�, podnosz�c. Wyci�gn�� r�k� pomagaj�c mi wsta�. Chwyci�em j� i po chwili sta�em niepewnie na nogach, otrzepuj�c ubranie z kurzu.
- Wybacz, moja droga... - uk�oni� si� nisko. By�em w takim szoku, �e nawet nie zwr��i�em mu uwagi, �e nie jestem dziewczyn�.
Owszem, jestem drobny, mam delikatn�, nieco dziewcz�c� twarz... A du�e z�ote oczy nadaj� mi dziecinnego wygl�du. D�ugie miodowe w�osy te� mog� zmyli�, no ale �eby by�o a� tak �le? Powiedz, pami�tniku, �e nie! Prosz�!...
Wpatrywa�em si� wi�c w niego, zapewne, z min� godn� pijanego trolla.
Ch�opak westchn��, wyra�nie zniecierpliwiony.
- Przepraszam, �e na panienk� tak wpadam, no ale takie �ycie. Do domu si� spiesz�. A teraz �egnam....
Zr�cznie mnie wymin�� i pobieg� dalej, potr�caj�c przechodni�w �okciami i krzycz�c co�, czego nie rozumia�em.
W ten spos�b pozna�em Blacka, tylko wtedy jeszcze nie wiedzialem, �e to on. Tak na dobr� spraw� o jego pochodzeniu dowiedzia�em si� dopiero podczas cermonii przydzia�u, cho� ju� wtedy wiedzia�em, �e jest on... Osobliw� jednostk�.
Na Pok�tnej pozna�em jeszcze jedn� osob�. Niby tak podobn� do Blacka, a jednak zupe�nie inn�...
Jamesa Pottera pozna�em w sklepie z Markowym Sprz�tem do Quidditcha. W drodze po ro�d�k� postanowi�em zaj�� do wy�ej wymienionego sklepu. Za drzwiami... C�... Ma�y szok?
Wszystko porozwalane, szaty w strz�pach, miot�y powywracane, t�uczki �miga�y po calu�kim pomieszczeniu, tu i tam miot�y same przecina�y woln� przestrze�... Uchyli�em si� przed jednym z roze�mianych t�uczk�w i ze zdziwieniem rozejrza�em si� wok� siebie. Sprzedawca skuli� si� za lad� wrzeszcz�c co� ca�kowicie nieprzyzwoitego, ale m�j wzrok bardziej przyku� zwijaj�cy si� pod �cian� rozczochrany okularnik. Dos�owinie skr�ca� si� ze �miechu. Po chwili namys�u, chwyci�em le��c� pod nogami pa�k� i wzi��em zamach na najbli�szy t�uczek, kt�ry to w�a�nie kr�ci� si� niebezpiecznie blisko mnie.
Okularnik wsta� i zaj�� miejsce obok uciek�a/zosta�a wypuszczona (niepotrzebne skre�li�) w�ciek�a pi�ka. Wsp�lnym wys�kiem obezw�adnili�my t�uczek, cho� bez wybitej szyby si� nie oby�o.
- Haha! Ale masz pan min� - za�mia� si�. - Jak sraj�cy kot za drzewem w puszczy!
- Hej - rzuci�em, zatykaj�c mu usta - Uwa�aj, ty nie mia�e� lepszej.
Ch�opak zrobi� do mnie min� i chwyci� m� koszulk�, ci�gn�c ku wyj�ciu. Wypadli�my na brukowan� uliczk� witaj�c z twardym pod�o�em, uprzednio trzaskaj�c drzwiami. Eh... Jak dla mnie, to tego dnia upadek by� zaliczony ju� drugi raz.
Podnie�li�my si� w k��bowisku ko�czyn i ch�opak wypali�:
- Ej, ja to si� kole�ance zapomnia�em przedstawi�. James Potter, mi�o mi pozna�.
U�mechn��em si� i przez zaci�ni�te z�by wycedzi�em, rob�c dobr� min� do z�ej gry:
- Mi r�wnie� bardzo mi�o. Remus Lupin.
Wyci�gn��em r�k�. Potter, zaskoczony, u�cisn�� j�.
- Ty... Ty jeste� ch�opakiem??
- Nie, brod� Merlina - prychn��em, ju� naprawd� z�y.
- Uderzaj�ce podobie�stwo - parskn��. Popatrzy� na mnie rozbawiony.
- Masz ochot� na lody? - Zamacha� brwiami.
- Zale�y jakie... - odpar�em, domy�laj�c si�, c� owy mach mia� oznacza�.
- �mietankowe, na patyku rozpuszczone...
Popatrzy�em na niego z niewyra�n� min�. Uni�s� brwi wytrzeszczaj�c oczy.
- Nie kapujesz??
- Nie... - sk�ama�em niewinnie.
- Nie wa�ne. Ja stawiam...
- Co stawiasz?
- Zboczeniec ma�y - wytkn�� mi j�zyk.
- Phi... A ty to taki niby du�y?
Roze�miali�my si� i poszli�my na pyszne lody do Floriana Fortescue... Nie wiem, jak pisze si� jego nazwisko, ale jako� tak brzmia�o. Co b�d�, lody by�y smaczne, a to si� przecie� liczy. Zjedli�my chyba ze trzy porcje. Dochodzi�a siedemnasta powoli, wi�c po�egali�my si� i wr�cili�my do swoich dom�w. James sieci� Fiuu, a ja B��dnym Rycerzem. Dopiero b�d�c w ��ku zorientowa�em si�, �e zapomnia�em kupi� r�d�k�. Zasuwa�em po ni� nast�pnego dnia...
Witam was, zozolki!! Wpis dodał jeden z Huncwot�w Środa, 03 Grudnia, 2008, 21:09
Sama w to uwierzy� nie mog�... Przej�am ksi�g� Huncwot�w! Jak si� dowiedzia�am, to zacz�am skaka� i piszcze�
Zamierzam zacz�� od pierwszego roku. Wpisy Lunatyka i Jamesa b�d� w formie pami�tnika. Blacka i Pettigrew - opowiadanka. Pewnie jutro dodam notk�... Albo i dzisiaj... Tylko zacz�� Remim czy �apk�...?
I teges. Mam nadziej�, �e b�ziecie wyrozumiali... Heh...
Z komentarzy znana jestem jako Syrcia. I tak niech zostanie....
Licz� na wasze wsparcie.
Do napisania!
A i jeszcze jedno - notki dodane przez Milaj i Marcy zostawiam we wiecznym spoczynku zgodnie z ich �yczeniem.
Koniec + Noka;] Wpis dodał jeden z Huncwot�w Czwartek, 13 Listopada, 2008, 19:41
To koniec!
No c� my�l� �e powinny�my sie po�egna�, nim odbior� nam ten pami�tnik;]Ostatnia nocia by�a jakie�...miesi�c temu. Pr�bowa�y�my si� postawi� na miejscu Huncwot�w ale to nie nas. Kilka razy pr�bowa�y�my co� napisa�...ale wci�� czujemy �e to nie to. Dlatego - no co tu du�o m�wi� - rezygnujemy.
Hmm na koniec, tak na po�egnanie wrzucimy not� pr�bna kt�r� dosta�o od nas ZKP;]
Pe�nia!
By�a ciemna, bezgwie�dzista noc. Niemal czarne chmury przes�ania�y tarcze okr�g��,bia�ego jak �nieg ksi�yca. Gdyby kto� teraz popatrzy�, z chocia� jednego z tych tysi�cy hogwardzkich okien, zobaczy�by tylko czer�. Kto�, kto ma lepszy wzrok – kontury drzew dzikiego, �yj�cego w�asnym �yciem Zakazanego Lasu. Jednak – wszyscy: uczniowie,nauczyciele, skrzaty…spali smacznie w swoich ��kach. No…nie licz�c kilku os�b.
Wo�ny Hogwartu – zmora wszystkich uczni�w – wszystkich i to bez wyj�tku,przemierza� drugie pi�tro. Jego kotka – pani Noris, najprawdopodobniej patrolowa�a V pi�tro. Wtem us�ysza� t�uk czego�, co niegdy� by�o zapewne szyb�. Obr�ci� si�. Taak. Ten ha�as pochodzi� stamt�d, zza tego zakr�tu. Mimo swojego wieku szybko znalaz� si� przy od�amkach szyby z gablotki. Nie zauwa�y� �adnego kamienia b�d� narz�dzia zbrodni - A wi�c to zrobi� ucze� osobi�cie. Niestety, co gorsza nie by�o tu �ywej, ani nawet martwej duszy – kogo�, kto pope�ni� wkroczenie, komu nie chce si� le�e� w ��ku, tylko postanowi� zwiedza� zamek. I gdyby Flich, kt�rego my�li przechodzi�y przez g�ow� z cz�stotliwo�ci� sto na sekund�, nie zacz�� przeklina� zapewne us�ysza�by chichoty za swoimi plecami i kilko razowe szuranie butami.
- Widzieli�cie jego min�?! - powiedzia� przystojny, na oko 15-nastoletni ch�opak o kruczoczarnych w�osach z okularami na nosie, kt�ry pojawi� si� znik�d na b�onach – Jakby odwo�ano Bo�e Narodzenie
- Rogacz, w jego przypadku, jakby powiedziano mu, �e �wi�ta b�d�, a on ma by� �w. Miko�ajem. - powiedzia� r�wnie przystojny ch�opak, kt�ry pojawi� si� przy tamtym tak samo nagle.
- Flich i �w. Miko�aj?! �apa, czy� ty na m�zg upad�? – roze�mia� si� nieco pulchny i ni�szy od tamtych ch�opak. W r�kach trzyma� srebno-z�ot� peleryn�.
- A co to takiego? - zapyta� robi�c g�upkowat� min�. Wygl�da� tak komicznie, �e wszyscy zacz�li si� �mia�.
- Dobra, �apa. – powiedzia� James Potter, czy innymi s�owy Rogacz, patrz�c na Syriusza.
– Id�cie po Lunatyka, ja schowam gdzie� peleryn� i map�. – rzek� zabieraj�c Glizdogonowi trzymany przez niego materia� i ruszy� w stron�, w tej ciemno�ci, bli�ej nieznan�.
W tym czasie na niebie pojawi� si� ksi�yc o�wiecaj�c swym blaskiem ca�e b�onia. Chwile p�niej, cz�owiek zaobserwowa�by jak, miejsce ludzi zast�puje, ma�y gryzo� i czarny, jak smo�a, pies, kt�rzy zmierzaj� w stron� wierzby.
James, podszed� do drzewa i wsadzi� w dziuple dziwne p��tno i rzekomy zwyk�y kawa�ek pergaminu. Przysiad� pod nim(drzewem) i zacz�� obraca� w d�oniach lusterko, wyj�te z kieszeni. Pami�ta� jak je znalaz� u ojca na strychu. Ale nie teraz o tym. Ju� mia� wstawa�, ju� chowa� lusterko, gdy wydoby� si� z niego d�wi�k.
- James, Rogacz! – James, zdziwiony spojrza� w nie. To wo�a� Syriusz po drugiej stronie.
Ci�ko oddycha� i mia� �wie�� nieg��bok� ran� na skroni. - Lupin dzisiaj jest strasznie dziki, wyrwa� mi si� i pobieg� chyba przed zamek. A chyba zdawa�o mi si�, �e kto� tam by�!
James szybko przemieni� si� szybko w pi�knego jelenia i pobieg� w miejsce, o kt�rym m�wi� Syriusz. Gdy przyby� na miejsce, zakl��by (gdyby nie by� jeleniem), widz�c, co si� dzieje: ma�y ch�opak, najprawdopodobniej z pierwszej klasy, za pomoc� r�d�ki wali� marnymi zakl�ciami w w�ciek�ego wilko�aka. Na jego twarzy malowa� si� strach. I ten ch�opiec i Rogacz wiedzieli, �e ma�y nie ma szans. Jego zakl�cia nawet nie robi�y mu krzywdy, a co tu dopiero m�wi�, aby wilko�ak zostawi� go w spokoju. James niewiele my�l�c rozp�dzi� si� i waln�� w Lunatyka rogami. Wida� ze niemi�o zaskoczony, pot�nie waln� o pobliski kamie�. Popatrzy� na jelenia i zamierza� zrobi� kolejny atak, gdy niespodziewany cios zn�w go powali�. Spojrza� przed siebie. Tym razem sta� tam jeszcze czarny pies. Ch�opiec – ju� wyczerpany – straci� przytomno��. Taak, to on by� jego ponownym celem. Niestety, nim zd��y� zrobi�, cho� jeden krok zwierz�ta sprawi�y, �e jego, ju� siny bok przeszy� kolejny ostry b�l. Wiedzia�, �e nie ma szans. Uciek� w stron� Zakazanego Lasu.
Nast�pnego dnia ch�opiec obudzi� si� w skrzydle szpitalnym. A to jak tam trafi� pozosta�o tajemnic�. Jedyne, co pami�ta� z tamtego wieczoru, to pi�knego jelenia, kt�ry nie wiedzie�, dlaczego uratowa� mu �ycie.
James, skarbie ty moje! Wpis dodał jeden z Huncwot�w Sobota, 11 Października, 2008, 21:50
No i tak to bywa jak tylko Peter we�mie ksi�g� do r�ki, od razu ona zginie. Ca�y tydzie� jej szukali�my. No normalnie my�la�em, �e go udusz�. Chcia� co� napisa� w naszej ksi�dze - O.K. da�em mu j�, ale aby od razu j� zgubi�?! Oj Peter d�ugo twoje r�ce nie tkn� naszego skarbu. A propos skarbu. Skoro ksi�ga jest dla nas bardzo wa�na trzeba by by�o zabezpieczy� j� jakim� zakl�ciem. Aby tylko ci, kt�rym jest dane s�ysze� o naszych dokonaniach, mogli dowiedzie� si� czego� wi�cej. Hmmm…no dobra kiedy� jeszcze o tym pomy�le, mo�e Lupin na co� wpadnie. A teraz skoro pami�tnik si� znalaz� – nale�a�oby co� w nim napisa�
***
Nie pami�tam, kiedy zlecia�y nam te dwa pierwsze miesi�ce nauki. To szybko min�o tak jako� szybko. Najpierw lekcje organizacyjne, p�niej trzeba by�o si� wzi�� za nauk�, a w ko�cu odrabianie szlaban�w, zarabianie kolejnych i nocne wycieczki.
By� wczesny ranek, a my (Ja, James, Peter i Remus) ca�� noc sp�dzili�my na b�oniach wyg�upiaj�c si� nawzajem. Ba chyba tego dnia…znaczy nocy wcale nie spali�my. Poszli�my na �niadanie zacz�o si� ju� troch� si� zbiera� uczni�w, a my chcieli�my i�� do dormitorium po ksi��ki od historii magicznej. Ledwo wstali�my od sto��w, gdy w naszym kierunku sz�a profesor McGonagall. Wymieni�em z Jamesem spojrzenia, kt�re znaczy�y mniej wi�cej „I po co my�my si� tak darli w nocy pod jej oknem” (Nie, nie b�jcie si� – wcale nie �piewali�my serenady). Wtedy nasz „kochany” Potter postanowi� nas jako� „wybawi�”.
- Ale pani McGonagal, my w nocy wcale nie wyszli�my, aby �ama� zasady, ale szukali�my Petera r�d�ki, kt�ra…
- Po pierwsze – przerwa�a mu – PROFESOR McGonagall, a po drugie, o czym ty w og�le m�wisz? Co si� sta�o z Pettigrewa r�d�k�? – Ona o niczym nie wiedzia�a?! No to nas wkopa�e� Potter.
- A nic, nic po prostu zostawi� j� w klasie i musieli�my dzisiaj rano wcze�nie wsta� i po ni� i��. To by�o chwil� przed si�dm�.
- No dobrze, przyjmijmy, �e tak by�o. Nie b�d� si� dzisiaj w to zag��bia�, bo mam do was inn� – pilniejsza spraw�. Panie Porter, niech pan przyjdzie do mnie do gabinetu przed pierwsz� lekcj�.
- Dobrze pani profesor!
I poszli�my. Nie b�d� wam tru� o tym jak si� dosta�o Jamsowi za to, �e nas o ma�o nie wrobi�. I o tym jak my�my poszli na lekcje, a Potter (heh czuj� si� jak Lily) na randk� z Minewr�. Bynajmniej, my�leli�my (tak to nam te� si� czasem zdarza), �e zd��y na lekcje, albo przynajmniej si� sp�ni kilka minut. A go nie by�o ca�e dwie bite godziny (na transmutacje te� nie przyszed�). No przecie� skoro profesorka nas uczy�a transmutacji – nie m�g� z ni� tak d�ugo gada�. Wkurzy�em si� i to tak porz�dnie. Przecie� m�g� nam powiedzie� w przerwie pomi�dzy histori� a transmutacj�, po co go wezwa�a. A nie. Wiecie jak to jest si� nudzi� przez cho�by dwie godziny, gdy jest si� przyzwyczajony do rozrywki!
Ale najzabawniejszy by� m�j wyraz twarzy, gdy po lekcjach wszed�em do pokoju (bynajmniej tak twierdzi Remus).
A co zobaczy�em?
��ko Jamesa by�o nienagannie pod�cielane, nic si� nie wala�o pod nim. Szafka sta�a otworem, a w niej – �adnych rzeczy Rogacza. Zreszt�, gdy si� rozgl�dn��em po pokoju musia�em nie�le si� natrudzi�, aby znale�� cho� jedn�. I ku memu przera�eniu – znalaz�em j�. By� to kufer, a w nim – wszystkie jego rzeczy. W tedy do pokoju wesz�o moje „kochanie” we w�asnej osobie.
- Wywalili mnie!
- �e jak?!
- McGonagall, kaza�a mi po prostu pakowa� sw�j kufer i jad� dzisiaj poci�giem mugolskim do Londynu. Stamt�d odbior� mnie rodzice.
-A…a…ale dlaczego. Co takiego zrobi�e�? Przecie� wszystkie akcje robili�my my wszyscy…no przynajmniej prawie wszyscy. Ale ja z tob� zawsze by�em!
I w tym momencie us�ysza�em co�, czego najmniej si� spodziewa�em. Ot� Ten Idiota zacz�� si� �mia�. Wyobra�acie sobie to. Gadamy o powa�nych sprawach, o naszej przysz�o�ci, a ten palant si� �mieje. Ju� mia�em wyci�gn�� r�d�k�, aby go paln�� jakim� zakl�ciem i wtedy zauwa�y�em Petera i Remusa le��cych na ziemi. Ma�o tego – oni te� si� �miali.
- Syriusz…tylko ty mog�e� si� na to nabra� – powiedzia� Lupin przez �zy
- Czy kto� mi powie, co si� tu dzieje?
- Nie wywalili mnie, ale po prostu jad� do domu. Zmar� jaki� kuzyn mamy czy kto� tam. I rodzice chc� abym zosta� u nich jeszcze przez tydzie�. Wracam w niedziele.
- No dobra, a oni sk�d o tym wiedz�?
Wtedy w r�kach Remusa zobaczy�em list. Z daleka pozna�em pismo mamy Pottera.
- Le�a� na stoliku, kiedy weszli�my.
Wkurzony, �e mnie tak wrobili i �e wyszed�em na idiot� wypad�em z dormitorium i ruszy�em przed siebie. Nie obchodzi�o mnie, dok�d id�. Po prostu si� poczu�em jak…dure�.
Ale dobra. Doszed�em do…Eee…jakby to tu nazwa�…�lepej uliczki (chyba tak na to m�wi� mugole). Znaczy si� by�y tu drzwi, ale zamkni�te. Ju� si� wraca�em, gdy nagle przypomnia�em sobie o r�d�ce (Ja to mam refleks). Ech, kurcze…tylko jak sz�o to zakl�cie…ach no w�a�nie. - Alohomora!
Otworzy�y si� prawie bez �adnego sprzeciwu, jedynie tylko troch� skrzypn�y.
Na pierwszy rzut oka klasa, do kt�rej wszed�em, niczym si� nie r�ni�a, od znanych mi innych opuszczonych klas (kt�rych w Hogwarcie s� tysi�ce!).
Ale to tylko pozory. Okaza�o si�, �e sto�y nie s� u�o�one w k�cie klasy, ani u�o�one tak jak te w zwyk�ych klasach, ani te� porozwalane jak si� da. Chodzi o to, �e kto� je u�o�y� eee…po swojemu. Ot� kilka �awek by�o razem ustawionych na �rodku, Kilka po bokach, a kilka pod �cian�. Krzes�a by�y ustawione tak jakby w p�okr�gu. Natomiast na tablicy widnia�y jeszcze s�owa, po kt�rych od razu pozna�em, kto „wynajmuje” t� klas�.
Po dok�adnym zbadaniu klasy, do�o�y�em wszelkich stara�, aby j� zostawi� w stanie pierwotnym. Po czym po zamkni�ciu jej postanowi�em wr�ci� do dormitorium.
James sta� w PW z kuframi i czeka� na mnie.
- A ty ju� jedziesz?
- No przecie� m�wi�em ze dzisiaj wyje�d�am. Ju� mia�em wychodzi�.
- No tak, tylko, je�li chodzi o ciebie, nigdy nie wiadomo, kiedy k�amiesz, a kiedy m�wisz prawd�. – Wtedy on wyszczerzy� te swoje bia�e z�bki, a mi ca�a z�o�� tak jakby przesz�a. R�wnie� si� u�miechn��em;]
-Pa, bracie! Wracam za jaki� czas – u�cisn�li�my si� nawzajem, po czym Potter musia� biec na poci�g.
Tydzie� p�niej
Nie napisze, co si� dzia�o w mi�dzy czasie, bo tak naprawd� nic si� nie dzieje bez Jamesa, a na pewno nic ciekawego. Jedynie Lily chodzi�a jaka� u�miechni�ta i szcz�liwa.
Ale mniejsza z tym. Gdy James wr�ci�, wszystko normalnia�o. Tym bardziej dzi�ki jego „prezentowi”.
A co si� sta�o? Sytuacja podobna jak ta sprzed tygodnia. Wchodzimy do dormitorium – Jamesa nie ma, kufer jest.
- A ten baran, gdzie si� podzia�? – paln��em bez namys�u. Bo przecie� jak to mo�e by� by si� nawet nie przywita�. No c�, ale otrzyma�em „nagrod�” za niemy�lenie, w g�ow�. Odwr�ci�em si�, za mn� sta� Peter.
- Czy ci� ca�kiem pogrza�o? Za co to?
- A…a �e co?
- Dlaczemu mnie waln��e�?
- Ze niby ja?!
- No nie wiesz, sam si� uderzy�em. No tak jak mog�em zapomnie�. Nudzi�o mi si�, wi�c si� uderzy�em!
- Ale ja ci� nie uderzy�em!
- W takim razie, kto? No nie m�w, �e Lupin. – Co oczywi�cie nie mo�liwe, bo ten akurat sta� kilka krok�w przede mn�.
- Dobra sko�czcie ju� z tym. Syriusz, widzia�e� m�j referat z zielarstwa?
- No zostawi�e� go na ��ku.
- No w�a�nie go tam nie ma.
I tak w�a�nie zacz�o si� przeszukiwanie pokoju. Sprawdzali�my no chyba wsz�dzie. Pod ��kiem, na ��ku, obok szafki nocnej…nigdzie nie by�o.
- A mo�e James wzi��. Przecie� by� tu.
- A mo�e to TY go wzi��e�! – powiedzia� Remus si�gaj�c do mojego kufra i wyci�gn� prace lekcyjn�.
- Co? Ja jej nawet nie tkn��em!
Wtedy co� hukn�o. Jakby co� wielkiego si� przewr�ci�o. W tr�jk� spojrzeli�my w tamtym kierunku. Co zauwa�yli�my? Nogi! A dok�adniej par�…znaczy si� dwie nogi jednej osoby…kurcze popl�ta�em si�. Bynajmniej na pod�odze le�a� James, a dok�adniej jego nogi. Po chwili do��czy�a do nich reszta cia�a, musia�by si� zdarzy� cud, aby si� nie �mia�.
- James?!
- Szkoda, �e nie widzicie swoich min.
- Ja ci� kiedy� zabije! I ca�y �wiat mi za to podzi�kuje!
- Dobra, ale najpierw zobacz, co mam! – M�wi�c to wsta� i podni�s� tkanin�, na kt�rej siedzia�. W �yciu jej nigdy nie widzia�em, ale pozna�em od razu. To by�a peleryna-niewidka.
- Sk�d ty to masz?!
- Od ojca! Da� mi ja wieczorem nim wyjecha�em. Podobno od pokole� jest w naszej rodzinie. Chcia� mi j� da� dopiero na trzecim roku, ale nie m�g� wytrzyma� tyle.
- Skarbie ty moje! Wiesz, �e ci� kocham!
- Jeszcze przed chwil� chcia�e� go zabi� – powiedzia� Remus ogl�daj�c peleryn�.
- No co ty, JA?! W �yciu!
- Trzeba b�dzie j� jeszcze dzisiaj wypr�bowa�!
Co on robi, �e ma tak bia�e te z�by?
Rozb�j Hogwartu. Wpis dodał jeden z Huncwot�w Poniedziałek, 25 Sierpnia, 2008, 15:18
To ju� trzeci wpis, dlatego teraz kolej na mnie. Na Waszego megaextra, przystojnego Jamesa. Ja si� chwal�? Nie... absolutnie si� nie chwal�, ja tylko m�wi� prawd�, a co... �yje si� tylko raz. Nie mam do opowiedzenia dzisiaj za du�o.
Z samego rana wyruszyli�my do Hogsmeade. Do�� d�ugo tam siedzieli�my, po czym udali�my si� na b�onia i zajadali�my si� wszystkimi smako�ykami. Zacz�o pada�, wi�c nie mieli�my nawet ochoty na �arty. Sp�dzili�my reszt� dnia w pokoju, a ch�opaki przed chwil� udali si� na kolacj�, ja zosta�em sam. I wykorzystuj�c chwil�, wpisuj� si� w�a�nie do Ksi�gi. Nie dostali�my dzisiaj �adnego szlabanu. A skoro mowa ju� o szlabanach, to a� chce mi si� opisa� nasz pierwszy, wielki szlaban. Nie by�o to jakie� niewinne, ma�e przegi�cie, tylko to by�o co� powa�nego.
Z samego rana wydawa�o si�, �e b�dzie s�onecznie. Niebo by�o niemal bezchmurne, a przy s�o�cu da�o si� szybko opali�. Wstali�my i poszli�my na �niadanie. Nie b�d� rozpisywa� tego, ze jeszcze wcze�niej si� ubierali�my, wyg�upiali�my i, �e Syriusz przesiedzia� ca�y czas w �azience i, gdy mieli�my ju� i��, dopiero wyszed�. Na �niadaniu nie wydarzy�o si� nic ciekawego. Zacz�li�my rozmawia� o tym, czy zrobimy dzisiaj jaki� prze�omowy szlaban. Taki, o kt�rym zapami�taj� wszyscy.
- No tak, tylko co to mo�e by� – powiedzia�em po wystarczaj�co d�ugiej debacie. ( Lekcje zaczyna�y si� o 10 a by�o kr�tko przed 9, wi�c mieli�my du�o czasu na zaplanowanie psikusa. Nie b�d� wam opisywa� r�wnie� tego, jak doszli�my do wspania�ego zako�czenia debaty.
Udali�my si� na lekcje i ju� nawet nie pami�tam, jakie to by�y, i na kt�rych spali�my. Po lekcjach, jak pami�tam, wr�cili�my do Pokoju Wsp�lnego.
- S�uchaj stary, czym niby mamy to rozla�? Znasz jakie� zakl�cie na to? – spyta� Syriusz
- Ale� oczywi�cie. Dlatego powiedzia�em, �e to b�dzie na pewno na pokazie.
- OK. Remus id� na wyznaczone miejsce, a Ty Peter „wypo�ycz” od pani Pomfrey t� b�ocist�, obrzydliw� ma�. Ale wypo�ycz w sensie takim, �eby nie widzia�a.
- O.K. Lec� - pwoiedzia� Pet i wybieg� z Remusem.
- A my jeszcze co� sprawdzimy.
Ch�opacy wyszli, a ja zostalem sam na sam z Syriuszem
- Co chcesz jeszcze sprawdzi�? – odezwa� si� Syriusz.
- Nic, chcia�bym z Tob� pogada�.
- Zebra�o Ci si� teraz na �ale
- Nie, chodzi tylko o to, czy Lily b�dzie mnie chcia�a. Wiesz, zrobi� dzisiaj co� okropnego. Ona to zobaczy i mo�e mi tego nie wybaczy�, wiesz jak mi si� podoba.
- Przesta� na pewno Ci wybaczy, to nie jest tam jaka� pusta blondynka, nie jeste� te� jej oboj�tny, to wida�. Nie martw si� stary, wszystko b�dzie dobrze.
- Naprawd�?
- Naprawd�!
- Dzi�ki, ul�y�o mi.
Pospiesznie udali�my si� na miejsce. Peter przybieg� i kazali�my mu rozla� wszystko na posadzk�. Wybrali�my odpowiedni moment, bo nikt nie kr�ci� si� po pi�trze. Wszyscy byli na b�oniach. (By�o s�oneczne, wr�cz gor�ce popo�udnie.) Ja i Syriusz przynie�li�my ogromn� ilo�� makulatury i dzi�ki magii rozrzucili�my j� po wszystkich stronach tak, �e przyklei�y si� do �cian i na pod�og�. Na razie wszystko wygl�da�o dramatycznie. Porozrzucali�my �ajnobomby. Za pomoc� jednego, kr�tkiego zakl�cia odczarowali�my zbroj� �o�nierzy. Wszed�em razem z Syriuszem do wewn�trz nich. Remus i Peter zadbali r�wnie� o inne ciekawe rzeczy (ju� nie pami�tam jakie) . Efekt by� doskona�y ca�e pi�tro by�o w stanie tragicznym. Nawet po�ci�gali�my obrazy i pomazali�my �ciany. Rem i Pet wybiegli na dw�r, mieli oznajmi� wszystkim uczniom, co si� sta�o na pi�trze. Biegn�c niechc�cy w��czyli �ajnobomby i przedwcze�nie wybuch�y. Nas rozrzuci�o, a po chwili s�yszeli�my jak wszystkie kartki jeszcze bardziej porozlatywa�y. S�ycha� by�o biegn�cych uczni�w. I wrzask prof. McGonagall. Plan si� uda�. Ku wszystkim przybby�ym rozprys�y si� sieci, wszyscy zostali uwiezieni, a my w zbrojach zacz�li�my w�drowa� ku uczniom i nauczycielom. Wylecia� nagle sztuczny dym, tak �e efekt by� przera�aj�cy. Dziewczyny zacze�y piszcze�, nie mog�c si� uwolnic. (Remus m�wi�, �e naprawd� wygl�dali�my strasznie) Dym przesta� wylatywa� i Syriusz zapali� wszystkie kartki, przez co, nie wiedziec dlaczego, zacz�y pali� si� r�wnie� sieci. Sytuacja wymkn�a si� spod kontroli. Nie wiedzieli�my, �e sieci te� si� zapal�. Us�yszeli�my krzyk prof. Slughorna:
- Szybko, niech kto� biegnie po profesora Dumbledor’a.
Po chwili na pi�tro wbieg� profesor-dyrektor. Zag�uszaj�c piski uczni�w i lamenty dziewcz�t rykn�� :
- Ciszaaaaa!!!
Wszyscy umilkli i nagle z jego r�d�ki wylecia� pot�ny strumie� wody. My wykorzystuj�c chwil� zdj�li�my zbroj� i wbiegli�my pod siatk�, tu� obok Petera i Remusa. Dyrektor w bardzo kr�tkim czasie przywr�ci� wszystko do poprzedniego stanu. �ciany nie by�y popisane, butelka z mazi� (tak, nie przeczytali�cie �le, z mazi�! Ciekawe jak si� tam znalaz�a, no nie?) od piel�gniarki sta�a przy �cianie. Makulatura le�a�a tu� obok posk�adana i czysta. Nie by�o nawet �adnego �ladu po tym, ze co� tu si� przed chwil� dzia�o. Nawet wszystkie sieci zosta�y usuni�te.
- Pani Minerwo, Potter i Black, za pi�� minut widz� was u mnie w gabinecie. – wykrzykn�� Dyrektor, nie przestaj�c si� �mia�. Wicedyrektor na nas spojrza�a i palcem wskazuj�cym pokaza�a nam drog�. Ruszyli�my za Dyrektorem, a tu� za nami pani profesor. Pierwszy raz byli�my w gabinecie Najwy�szego. Stan�li�my ko�o pos�gu. Dyrektor wypowiedzia� has�o i pos�g zacz�� si� obraca�, ukazuj�c nam wej�cie na schody. Ruszyli�my ku g�rze. Na samym ko�cu schod�w umieszczone by�y drzwi. Weszli�my do �rodka, a profesor ogromnymi krokami ruszy� ku swojemu biurku, i usiad� na wielkim kre�le.
- Usi�d�cie prosz�. – rzek� wskazuj�c r�k� na dwa krzes�a. Zorientowa� si�, �e pani McGonagall nie ma gdzie siedzie�, wi�c wyczarowa� trzecie. Gdy upewni� si�, �e siedzimy m�wi� dalej:
- Nie b�d� si� pyta�, czemu to zrobili�cie, bo to jest pytanie retorycznie. Wi�c zadam inne: Czy wiecie jakie s� tego skutki?
Kiwn��em g�ow�.
- Nie dos�ysza�em panie Potter!
- Tak, panie profesorze. Wiem, jakie s� tego skutki. Mamy i�� do dormitorium si� spakowa�?
- Gdybym by� bardzo surowym dyrektorem odpowiedzia�bym, �e tak. Ale poniewa� nim nie jestem i to jest wasze pierwsze wi�ksze przewinienie powiem: Nie.
Ul�y�o mi, kamie� z serca!
- A wi�c, jaka jest nasza kara? – tym razem to Syriusz zada� pytanie.
- Nie b�dzie to potulna kara, taka jak jeden dzie� szlabanu. B�dzie to ca�y miesi�c i na dodatek zostaniecie zawieszeni w przysz�ym meczu Quidditcha. Wiem, �e jest bardzo wa�ny, ale trzeba by�o pomy�le�, a nie od razu dzia�a�!
- Co?? Nie mo�e pan tego zrobi�, gramy ze �liz.. to znaczy ze Slytherinem. Kapitan b�dzie w�ciek�y.
- Mog� to zrobi�. Ale kapitan mo�e by� w�ciek�y, lecz na wasz� obron� porozmawiam z nim. Zrozumie to, nie bez powodu zosta� kapitanem.
- Mo�emy ju� i��?
- Tak. B�dziecie mie� szlaban codziennie o 19. Nie zapomnijcie, �e nast�pne takie przewinienie i ju� nie b�d� taki �askawy. Id�cie ju�. – wyrzek�, a potem zwr�ci� si� do pani McGonagall – a z pani� musz� porozm….
Dalej ju� nie s�yszeli�my, bo wyszli�my. By� to dla nas szcze�liwy dzie�, w ko�cu mogli�my zaszale�!
Nowa znajomo��. Wpis dodał jeden z Huncwot�w Wtorek, 19 Sierpnia, 2008, 17:46
Och.. ile to si� dzisiaj dzia�o. James i Lily si� znowu pok��cili, ale to nie jest chyba czyn do opisywania. Dla nich to codzienno��. Remus zdoby� dzisiaj dla nas, dla Gryfindorru, 20 punkt�w. Na eliksirach… szanowny pan Slughorn kocha jego i Lily. Zaprosi� ich nawet do klubu Wie�niaka… albo mi�czaka nie wiem, nie pami�tam… �limaka? Ach, no pewnie, �e �limaka. Dzi�ki James. No to zaprosi� ich do tego klubu i musz� i��. A najlepsze jest to, �e mog� przyj�� osoby wraz z nimi. Remus bierze nas. Na samo zapytanie, czy idziemy ch�rem odpowiedzieli�my, �e tak. Remus m�wi�, �e tam niez�e dziewczyny chodz�, �e niby dla mnie? Och.. zapomnia�em powiedzie�, �e to ja – Syriusz pisze. No to wracaj�c do tej k��tni Lily i Jamesa, Ruda broni Smarka, a James broni Lily przed Smarkiem. Troch� pogmatwane? No to do�o�e jeszcze, �e ja bronie czasami Jamesa przed Smarkiem. Znowu si� o Wycierusa pok��cili. Ja tu gadam o Lily i Smarku, a Wy mo�e nie wiecie kto to jest… No to od razu opowiem. Lily Evans – �liczna, rudow�osa dziewczyna. �liczna, ale nie dla mnie, dla Jamesa. On si� w niej zakocha�, a ona go nie chce. Uwa�a, �e on i ja jeste�my za dziecinni i, �e ona nie b�dzie si� spotyka�a z kim�, kto torturuje ma�e dzieci. My torturujemy? My wielcy Huncwoci? Wkurza mnie ta dziewczyna. A co my mamy robi� innego w szkole? Uczy� si�? Nie… to by�oby bez sensu. Nie chce by� drugim Remusem. Jestem, jaki jestem i na tym koniec. A Severus Smarkerus Snape ucz�szcza do Slytherinu. Za to go nienawidzimy. Na tym sko�cz�, bo nie mam, co o nim opowiada�. Nie b�d� niszczy� kartek na wycierusa. Wpad�em dzisiaj na niesamowity pomys�, �eby napisa� o tym jak Lily i James si� poznali. No to zaczynam:
Nast�pnego dnia, zaraz po ceremonii udali�my si� w tr�jk� pozwiedza� b�onia. Ja, Remus, Peter i James.
- Tata, jak by�em m�odszy, nauczy� mnie fajnego zakl�cia. Powiedzia�, �ebym go u�ywal tylko wtedy, kiedy kto� mi b�dzie dokucza�. Ostrzega� mnie jeszcze przed mam�, �ebym jej o tym nie m�wi�, �e znam to zakl�cie od taty. – Wyzna� jednym tchem James
- Na co ty czekasz, pokazuj.
- Expeliarmus – wykrzykn�� kieruj�c r�d�k� w stron� �lizgona, z tego samego roku. Reakcja by�a natychmiastowa. Ch�opak odlecia� na dziesi�� metr�w do ty�u. By� nawet oszo�omiony, bo gdy podeszli do niego koledzy spyta� si�, gdzie jest mama. Hihi, typowy synek mamusi :d
Wsta� i nawet do nas nie podszed� tylko oddali� si� za pomoc� kumpl�w. Ja za to ca�y zarycza�em si� od �miechu.
- Przesta� si� �mia�, a ty wi�cej tego nier�b. – warkn�a rudow�osa dziewczyna, tak to w�a�nie Lily, a niedaleko niej Severus, Smarkerus.
- Och, wtr�casz si�, a nawet si� nie przedstawisz. Witam pi�kn� pani�, jestem James Potter. – zadrwi� i uk�oni� si� do samej ziemi. My�la�em, ze zaraz zrobi fiko�ka.
- Mi wcale nie jest mi�o. Lily Evans. Ale teraz nie odbiegaj od tematu. Ten ch�opak nic Ci nie zrobi�, a Ty go tak traktujesz. Wstyd� si� ! – prychn�a i odesz�a ci�gn�c za r�kaw Snape’a.
- Taka m�oda, a ju� pyskuje. – u�miechn��em si�.
- M�oda, ale jaka �liczna.
No, to jest w�a�nie ich pierwsze spotkanie. Ona wida� od samego pocz�tku go nienawidzi, wida� to po jej reakcji. Jaka wra�liwa na dobro innych… ochh, niestety musze ko�czy�. Idziemy na kolacj�.
Marcy
**
Przepraszam, �e taka kr�tka, ale mmia�am pewne problemy. Obiecuj�, �e now� dam w poniedzia�ek. Ko�o 15:00
Do Hogwartu! Wpis dodał jeden z Huncwot�w Niedziela, 10 Sierpnia, 2008, 20:02
Pierwszy wpis wprowadz� ja – R.Lupin. Petter ju� dawno �pi – nie wiem, czym si� on tak szybko zm�czy�, bo jak tylko przyszli�my z kolacji, on pad� na ��ko i zasn��. A James i Syriusz? No to chyba oczywiste – odrabiaj� szlaban. No znaczy si� tylko �apa odrabia, bo James mu pomaga. W jaki spos�b? Zwabia wo�nego na inne pi�tro (nie pytajcie mnie jak), a p�niej wraca do Syriusza i „pomagaj�” sobie magi�. Pami�tam jak profesor McGonagall ich raz na tym z�apa�a. By�a tak w�ciek�a, �e ch�opacy przez tygodnie zarywali noce.
Ale do rzeczy: zaczn� chyba od tego jak si� poznali�my.
Sta�em na stacji King Cross w Londynie. Zegar na �cianie wskazywa� za dwadzie�cia jedenasta. No tak – wiedzia�em, �e b�dziemy przed czasem. Ale mama taka jest. Od kiedy zdarzy� si� ten, nazwijmy to, wypadek, sta�a si� inna - teraz powiedzia�bym nadopieku�cza, kiedy� po prostu zaradna. Nie wiedzia�em, ze jej przewra�liwienie, ma swoje korzenie w mojej osobie. Nie wiem, dlaczego nigdy nie zauwa�a�em, �e wci�� lata ko�o mnie. Czy�bym by� a� tak zamkni�ty w sobie?
Wracaj�c do tego, co si� dzia�o na stacji. Weszli�my na stacj� 9 i ¾. Przy czerwono–czarnym poci�gu sta� konduktor i kilku maszynist�w. Jaka� m�oda i pulchna kobieta przesz�a obok lewituj�c kilka pude�. Mijaj�c mnie u�miechn�a si�, po czym skierowa�a si� w stron� pierwszego wagonu.
Kiedy ja rozgl�da�em si� po stacji, moja mama podesz�a do jednego z m�czyzn, kt�ry majstrowa� r�d�k� przy maszynie i o co� si� zapyta�a. Po chwili wr�ci�a do mnie i poinformowa�a, �e mog� sobie poszuka� przedzia�u. Mia�em pe�ny wyb�r. Uczni�w, lub przysz�ych uczni�w Hogwartu, b�d�cych na peronie mo�na by�o policzy� na palcach, a po�owa z nich sta�a jeszcze z kuframi.
Szybko znalaz�em przedzia�, kt�ry mi najbardziej odpowiada�. Niby wszystkie by�y takie same, ale ka�dy si� czym� r�ni�. To tak jak siedzenia w mugolskim autobusie (si� jecha�o to si� wie). Zanim si� troch� pom�czy�em z kufrem i wr�ci�em do mamy, peron by� ju� zat�oczony. Szcz�cie, �e nigdzie nie odchodzi�a, to j� w miar� szybko znalaz�em.
- Dobrze skarbie, �e ju� jeste�! Masz tu troch� galeon�w, na s�odycze i takie tam. – wrzucaj�c monety do mojej kieszeni, spojrza�a nerwowo na zegarek – Ech, ja musz� ju� lecie�. Spotkanie. Pami�taj, co ci m�wi�am. Nie w��cz si� po nocach po zamku i nie wylewaj �adnych eliksir�w, kt�re da ci piel�gniarka. Dumbledore to z�oty cz�owiek skoro zda� sobie tyle trudu, aby ci� przyj��. Za dziesi�� minut odjazd. No to pa, skarbie. Musze lecie�. Pa! – Przes�a�a mi buziaka, po czym posz�a w stron� barierki. Gdy si� odda�a widzia�em w jej r�ku chusteczk�, kt�r� wyciera�a �zy. No tak, nigdy nie stara�a si� pokazywa�, �e p�acze.
P�niej jeszcze przez chwil� spacerowa�em po peronie. Po chwili t�ok by� nie do zniesienia, wi�c wr�ci�em do mojego przedzia�u.
Zasta�a mnie mi�a niespodzianka. Ot� w moim przedziale kto� siedzia�. A dok�adniej dw�ch ch�opak�w.
- Wszyscy w mojej rodzinie byli w Slytherinie. Natomiast ja mam dosy� gadania o tym, jaki on jest szlachetny. Nie p�jd� tam. Ju� o wiele bardziej wole by� w Huffelpaffie.
- Ja za to chc� p�j�� do Gryffindoru…- pierwszoklasi�ci, przesz�o mi przez g�ow�. Nawet nie zauwa�yli, �e wszed�em. Pewnie jeszcze tak d�ugo by gadali, gdybym im nie przerwa�.
- Cze�� wam. – zaj��em miejsce przy oknie. Nie wiem, czemu odebra�em wra�enie jakby popatrzyli na mnie jak na przybysza z kosmosu. – Jestem Remus Lupin.
- Hej – odezwa� si� ch�opak nieco wy�szy ode mnie (bynajmniej w pozycji siedz�cej), o kruczoczarnych w�osach i z okularami na nosie – Jestem James Potter. To jest Black…
- Umiem si� przedstawia�. Syriusz – rzek� wyci�gaj�c do mnie r�k�. Ledwo j� chwyci�em, a co� mnie porazi�o, po czym odruchowo cofn��em d�o�. Tamci si� zacz�li �mia�.
- Co to by�o?
- To nowy, jak to nazywaj� mugole, wynalazek. – u�miechn�� si� – Dok�adnie na czym to polega to nie wiem. W�tpi� czy oni o tym sami wiedz�. Paplali co� o napi�ciu, jakim� pr�dzie. Ja si� nauczy�em tylko to uruchamia� do przydatnych cel�w. – rzek� po czym wyszczerzy� z�by.
W tej chwili do przedzia�u wszed� jaki� niski nieco pulchny ch�opak o jasnych w�osach. Widz�c jego min� pewnie z pierwszej klasy. – Wolne?
- Nie, zaj�te. – powiedzia� James robi�c min�, jakby siedzia� na klopie. – Ale poczekaj, zaraz ko�cz�.
Widz�c zdezorientowan� min� ch�opaka wybuchli�my �miechem.
- Siadaj – powiedzia�em, bo ju� nie mog�em patrze� na biedaka. – Jestem Remus, dla przyjaci� Remi.
- James.
- A ja Syriusz. – wyci�gn�� r�k�. Dopiero teraz zauwa�y�em tam jaki� kabelek.
- A ja Petaaaaaaajjjjj – Kolejny, kt�ry si� da� nabra�. Zacz��em si� �mia�. Z boku to fajnie wygl�da�o.
- Petaj…oryginalne imi� – za�mia� si� James.
Dopiero teraz wyjrza�em przez okno, wyjechali�my z Londynu. Nawet nie zauwa�y�em jak ruszyli�my.
Ch�opacy zacz�li si� spiera� jak �w ch�opak w ko�cu ma na imi�. Nie wiem jak im to wysz�o, ale w ko�cu uzgodnili, �e Retepan. Gadali�my ca�y czas. O tym, w jakim domu by�my chcieli by�, o Quidditchu, o pochodzeniu, a nawet o przedmiotach, kt�re ju� nas interesuj�. Spojrza�em przez okno. Kurcz�, s�o�ce ju� si� chowa�o.
Najlepszy by� efekt. Promienie s�oneczne pada�y na chmury barwi�c je na ��to. A te, jakby dla jakiej� zabawy, odbija�y je dalej, maluj�c wszystko w zasi�gu mojego wzroku na ten�e kolor. I jakby tego by�o ma�o, przez sam �rodek nieba p�yn�� pas czarnych chmur. Przypomina�o to drog�. W oddali szarza�y si� drzewa i co chwile si� b�yska�o. Zaraz b�dzie p�knie la�. Oderwa�em g�ow� od okna i kontynuowa�em nasz� rozmow� (o fasolkach wszystkich smak�w, kt�re w�a�nie wch�aniali�my). Nikt z nas nawet nie zauwa�y� jak burza przesz�a. W ko�cu trzeba by�o si� przebiera� w szaty szkolne.
Dotarli�my do stacji Hogsmeade. Uczniowie Hogwartu poszli jak�� �cie�k�, a my w przeciwn� stron� z olbrzymim cz�owiekiem, kt�remu nadano imi� Hagrid. Zaprowadzi� nas nad jaki� jezioro, gdzie czeka�y na nas ��dki (po cztery osoby do jednej). Pop�yn�li�my nimi do jakiej� jaskini pod zamkiem. Z tamt�dy zabra�a nas jaka� kobieta (jak si� p�niej okaza�o profesor Minerwa McGonagall, nauczycielka transmutacji), kt�ra prowadzi�a nas a� do wielkich d�bowych drzwi. Zacz�a co� m�wi�. Ale co, tego mi nie by�o dane wys�ucha�, gdy� James i Syriusz rzucili zakl�cie na ch�opaka o czarnych i t�ustych w�osach stoj�cego przede mn�, kt�re sprawi�o, i� wydawa�o mu si�, �e co� po nim �azi. Strzepywa� niewidzialnego stwora z r�kawa, z plec�w, z nogi. Obraca� si� wok� w�asnej osi, a ch�opacy si� z niego �miali, zreszt� nie tylko oni. Tylko profesor zachowywa�a spok�j, a� w ko�cu lituj�c si� nad nim, machn�a r�d�k�, dzi�ki czemu ch�opak przesta� si� miota�.
Ceremonii nie b�d� opisywa�. Powiem tylko tyle, �e Tiara Przydzia�u pos�a�a Mnie, Syriusza, Jamesa i Petera (Retepana) do Gryffindoru. Potem na sto�ach pojawi�a si� kolacja. Tyle da� naraz na oczy nie widzia�em. Nawet na Wigilii rodzinnej. P�niej przysz�a kolej na deser. Napcha�em si� do syta. Chyba nikt p�niej ju� nie mia� si� wsta� i doj�� do Dormitorium. Nas (pierwszoklasist�w) zaprowadzi� prefekt. Prowadzi� przez liczne korytarze, a� doszli�my do schod�w, kt�re zaprowadzi�y nas do wie�y. Na ich szczycie znajdowa� si� portret Grubej Damy. Prefekt wyja�ni� nam co nieco o pokojach, o pokoju wsp�lnym. Jak tylko weszli�my do naszej sypialni, nie przebieraj�c si� padli�my na ��ko i zasn�li�my.
Pomocna Lily! Wpis dodał jeden z Huncwot�w Sobota, 02 Sierpnia, 2008, 23:25
Wst�p nie b�dzie mia� �adnego wst�pu na dalsz� fabu��. Chcia�am tylko to jako� zacz��.
Zapewne powiecie, �e brak tu tej "�y�ki humoru", ale za to w dalszych notkach, mam nadzieje, b�dzie tego pe�no. A teraz zapraszam do czytania tej notki. Mam nadziej�, �e wam si� spodoba!
_______
Szkocja. W oddalonym o 20 km od wszelkiej cywilizacji domku, siedzia� nastoletni ch�opak. Wida� nie by� zadowolony. Kr�tko m�wi�c by� wkurzony. Ale od porz�dku.
Jak tylko zacz�y si� wakacje, jego rodzice wpadli na ”genialny” pomys�, aby je sp�dzi� u cioci na bezludziu, otoczonym pi�kn� zieleni�. W du…szy mia� t� ziele�. Rok szkolny si� rozpocz�� i ju� na starcie zrobi sobie zaleg�o�ci. A dlaczego jeszcze tu tkwi�? Ich samoch�d si� zbuntowa� i nie wiadomo dlaczego nie chcia� je�dzi�. Fakt, mogliby pojecha� poci�giem, ale to nie by�o w smak jego bogatym rodzicom. A samego go nie puszcz�. Teraz wraz z ciotk� pojechali (z�omem siostry jego matki)do pobliskiego miasteczka co� za�atwi�. By�oby tu ca�kiem zno�ne, gdyby mia� co robi�, ale jego ciotka nie mia�a nawet ksi��ek. Na pocz�tku planowa� „pozwiedza�„ ruiny pewnego zamku. By�o go wida� z jego okna. St�d wygl�da� jak ma�a zabaweczka. Niestety, zawsze kiedy prawie osi�ga� sw�j cel co� si� dzia�o. Albo zacz�� pada� ulewny deszcz, albo zacz�a go bole� noga, albo skr�ci� niepowa�nie sobie kostk�. Przyczyn by�o tyle, ile si� tam wybiera�. Gdyby tylko wiedzia�, �e to nie jest zwyk�y zamek…
Jak ju� zapewne si� domy�lacie ten zamek to nic innego, jak Szko�a Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Du�o by o nim opowiada�. My zainteresujemy si� tym co si� dzieje w pewnej wie�y.
***
- Widzieli�cie jego min�?! - powiedzia� przystojny, na oko 16-nastoletni ch�opak o kruczoczarnych w�osach z okularami na nosie, kt�ry pojawi� si� znik�d w sypialni ch�opc�w z sz�stego roku – By� tak czerwony jakby chcia� za wszelk� cen� znie� jajko…jakby odwo�ano Bo�e Narodzenie.
- Rogacz, w jego przypadku jakby powiedziano mu, �e �wi�ta b�d�, a on ma by� �w. Miko�ajem. - powiedzia� r�wnie przystojny ch�opak, kt�ry pojawi� si� przy tamtym tak samo nagle.
- Flich i �w. Miko�aj?! �apa, czy� ty na m�zg upad�? – roze�mia� si� nieco pulchny i ni�szy od tamtych ch�opak. W r�kach trzyma� srebno-z�ot� peleryn�.
- A co to takiego? - zapyta� robi�c g�upkowat� min�. Wygl�da� tak komicznie, �e wszyscy zacz�li si� �mia�.
- Co takiego tym razem przeskrobali�cie? – zapyta� Remus Lupin nie odrywaj�c wzroku od ksi��ki.
- My! Przeskrobali�my?! Lunatyk, m�wisz tak jakby� nas nie zna�. – za�mia� si� James.
- My tylko zrobili�my „ma��” inwazj� na 4 pi�trze. – odpar� Peter
- Tylko sobie wyobra�: wszystkie obrazy nagle spadaj� ze �cian, szyby - t�uk� si�, a wazy – p�kaj�…- zacz�� z przej�ciem opowiada� Syriusz.
- A do tego ca�y korytarz wype�nia si� b�otem. Flich by� tak zdenerwowany, a� my�la�em, �e wybuchnie! – zako�czy� Rogacz
- Wy i te wasze pomys�y. – skomentowa� Lupin – Nic dziwnego, �e Lily ci� nie …
Nie sko�czy�, gdy� trafi� w niego taki strumie� wody, �e go odrzuci�o.
- Nie ma, co – powiedzia� �apa w og�le nie przyjmuj�c si� tym, co przed chwil� mia�a miejsce – Jeste�my panami Hogwartu! Znamy wszystkie tajne przej�cia, mamy ca�kiem dobre oceny, mo�emy mie� ka�d� dziewczyn�…no prawie ka�d�, – spojrza� na Jamesa – jeste�my chyba najm�odszymi animagami w historii, a nauczyciele – maj� nas powy�ej tiary…
-Taak i pomy�le�, – zacz�� Peter - �e za jakie� sto lat p�jdziemy w zapomnienie.
- No co� ty Glizdon, zostanie po nas mapa!
- No i co z niej inni si� dowiedz� o S�ynnych Huncwotach Hogwartu?
- Peter ma racj�. – z trudem przyzna� James
Atmosfera w sypialni nagle si� zmieni�a. Zrobi�o si� tak nagle…cicho. Do wszystkich nos�w doszed� nieprzyjemny zapach �niadania, kt�re Peter nie dojad� jaki� tydzie� temu. Miesza�o si� to z zapachem brudnych ubra�, gdyby nie to, �e Huncwoci s� do tego przyzwyczajeni, zapewne wyparowaliby z pokoju w ci�gu sekundy. Ca�a czw�rka stara�a si� my�le�, po to aby co� wymy�li�.
- A co wy na to, aby zapisa� wszystkie nasze wyczyny, szlabany, przygody? – zapyta� Lupin kt�remu jako jedynemu si� to da�o.
- A je�li to wszystko trafi w niepowo�ane r�ce?
- Peter, ty chyba czasem nie my�lisz. Zapiszemy to w ksi�dze. Nie do��, �e zapiecz�tujemy to has�em, to jeszcze rzucimy na to zakl�cie nieczytelne. Czyli tak jak w mapie!
- Ale sk�d wzi�� odpowiedni� ksi��k� – zapyta� Rogacz.
Nad rozwi�zaniem tego pytania my�leli jaki� tydzie�. Ka�dy wiedzia� jaka jest im potrzebna. Twarda, ciemnobr�zowa i sk�rzana oprawa, nie za cienkie ��tawe kartki. Ale gdzie tak� znale��? W bibliotece by�o mn�stwo ksi�g, ale �adna si� nie nadawa�a – by�y przecie� zapisane. Rozwi�zanie znalaz�o si� samo i to dzi�ki Jamesowi.
- Lilka um�wisz si� ze mn�? Nied�ugo jest wypad do Hogsmeade. Mo�e p�jdziemy razem?- zapyta� po raz enty.
- Nie! – opowiedzia�a nieco g�o�niej ni� zamierza�a patrz�c na niego z w�ciek�o�ci� w oczach.
- Nie b�d� taka. Nie widzisz, �e ja cierpi�! Nie daj si� prosi�! – „Zn�w ta sama gadka” pomy�la� Lunatyk, kt�ry grza� si� przy kominku. W tym czasie Rogacz z�apa� Evans za r�k�. – Nie r�b mi tego…
- Bierz te swoje �apy, Potter – m�wi�c to cofn�a szybko d�onie. Sprawi�o to niestety, �e atrament wyla� si� na jej prace domow� – Och, widzisz co narobi�e�!- rozz�o�ci�a si� i si�gn�a po r�d�k� – Clanisio – rzek�a, co sprawi�o �e ca�y atrament znikn��. R�wnie� to co napisa�a wcze�niej. – I na dodatek rzuci�am z�e zakl�cie! Przez ciebie musz� pisa� wszystko od nowa!
Lunatyk podni�s� si�. Faktycznie ca�y pergamin by� pusty!
- Rogacz za mn�! – rzek� po czym wyci�gn� go z wie�y nim ten zdo�a� cokolwiek powiedzie�.
Szed�, a raczej bieg� z nim bez s�owa. Doszli do biblioteki i skr�cili w pusty rega�. Lupin zacz�� czego� szuka�.
- O co chodzi? – spyta� wreszcie zdezorientowany.
- Twoje luby, rzuci�o na pergamin niew�a�ciwe zakl�cie, przez co ca�y atrament znikn��! Gdyby tak je rzuci� na to! – powiedzia� wyci�gaj�c star� ksi�g�.
James spojrza� na niego z u�miechem na ustach:
- Nie wiem, co by�my bez ciebie zrobili.
- Rozwaliliby�cie ca�y Hogwart!