Pamiętnikiem opiekuje się Lilly do 1.04.2008 pamietnikiem opiekowała się Ginny 31 Do 09.10.2007r opiekowała się pamiętnikiem
Herbina Gringor Kącik Ginny
Wreszcie porządnie opisuję! Dodała Ginny Niedziela, 07 Stycznia;, 2007, 11:41
Gdzie-lim zakończyła (muszę przeczytać książkę Flawinii Van Dere CośTam, XIX-wiecznej pisarki, która jest twórczynią najgorszych, najbardziej irytujących, najbardziej pokręconych wzorów transmutacyjnych, a więc "niezbędnych dla naszego rozwoju magicznego". Pisana koszmarnie archaicznym językiem) ostatnią mom notę?
Na wigilii? To teraz dwudziesty piąty i przedświąteczna "prywatka" Slughorna.
Świąteczne ciepło, miłość i szczęście (czytaj: obżarstwo, Bill karmiony indykiem przez Flegmę i zazdrośnie patrzący na to Mon-Casanova) zapoczątkowane zostało przez klasyczne menu - indyk, pudding, Christmas crackery i tym podobne... Fleur stwierdziła jednak; "Ty potrafy angliskie są tak ciezki! Nie moglaby się potem nigdzie pokazać!". O, tak, Fleur, błagam, objadaj się, a nóż widelec twoja przepowiednia się spełni...
Świecidełka (innymi słowy - zakamuflowane, zamrożone chochliki kornwalijskie, nie wiem, skąd Charlie je wziął, i nie chcę wiedzieć) migały, aniołek (no dobrze, to był nasz mały kartoflany szkodnik, którego wygrzebałam zza marchewki, potraktowałam Drętwotą i wsadziłam w strój baletnicy, ale tylko Harry, Fred, George i Ron o tym wiedzieli) dyndał, gdy nagle Mama złapała się za serce i zawołała: "O Boże! To Percy z ministrem magii!".
Łup. Lwiopodobny (a raczej całkiem identyczny urzędas, no dobrze, pan Rufus Scrimgeour) człowiek stanął w naszych drzwiach, plotąc coś o pięknie ogrodu przed Norą (nie umie dobrze dobierać kłamstw, czyżby powtórka z Knota?) i wywlókł Harry'ego. Stwierdził jeszcze, że Percy wprost nie mógł się oprzeć, żeby nie wpaść. Tak, a wcześniej jakoś się udawało...
Nie mam pojęcia, o czym rozmawiali. Kiedy tylko zobaczyłam swojego brata, z którym nie widzałam się cały rok, który wyparł się całej naszej rodziny, Dumbledore'a, nawet nie przeprosił, gdy Voldemort (już się nie boję tego imienia) walczył w ministerstwie, nie wytrzymałam. Percy wyleciał z domu jak oparzony, oblepiony pasternakową papką, akurat na moment, gdy Harry żegnał ministra z taką miną, jakby zamiast uścisnąć dłoń najważniejszemu człowiekowi w całym państwie, przyszło mu pocałować sklątkę tylnowybuchową na do widzenia.
Nie zostałam z braćmi ukarana za ten wyskok. Mama tak się rozkleiła, że nie była w stanie cokolwiek z nami zrobić, nie mówiąc już o tym, by choć na moment zmusić mięśnie twarzy, które sflaczały i wyrażały bezbrzeżny smutek, by przyjęły minę tygrysa szablozębnego.
Sylwester: Fred, George byli u Angeliny Jonhson na imprezie. Wrócili upaćkani szminką (a może to był błyszczyk, i tak nie wiem, kto się zdecydował na tak desperacki krok). Charlie, Fleur i Bill wyszli na "Bal noworoczny" do Laurie, przyjaciółki Flegmy.
Ron zmarnował mnóstwo pergaminu na piasnie liścików do Lavender (były tak suche i bezosobowe jak te, które musiał pisać do babci Jennifer, gdy wylądowała w Świętym Mungu pogryziona przez ognistego kraba). Hermiona spędziła ferie w Bułgarii, spacerując na śniegu z Wiktorem, rozmawiając i oglądając Durmstrang. Gdy zapytałam, jak wygląda szkoła, Hermiona odparła: "A co za róznica?". Widać mają ładniejszy śnieżek niż ten angielski...
Jeśli chodzi o prywatkę, Harry szybko się wyrwał, ale Luna była całkiem zadowolona: "Nie było tego wampira Scrimgeoura, tylko jakiś Sanguini... - stwierdziła nieco rozczarowana. - Smakowały mi koktajle, jestem tylko przekonana, że dodano do nich jad plimpków, gdyż moje uszy raz się zatykały, raz odtykały....".
Hermiona wróciła jeszcze wcześniej, wymiętoszona tak, jakby w drodze na przyjęcie i z przyjęcia musiała walczyć z diabelskimi sidłami. Cormac McLaggen pojawił się w Pokoju Wspólnym pół godziny później i nakrzyczał na mnie, ze ukrywam Hermionę, wszystko to moja wina, a ja tylko siedziałam cicho w fotelu przy kominku. Stwierdzil jeszcze, że "ruda pożałuje!".
O Boże! Miał na myśli mnie czy Hermionę?
Od autorki Dodała Ginny Wtorek, 02 Stycznia;, 2007, 17:42
Drodzy Czytelnicy! (sztampowy początek, ale może dobre dobrego początki)
W związku z ostatnimi przypadkami, mnóstwem inicjatyw, w jakie się zaangażowałam lub zaangażuję w najblizszym czasie, sądzę, że jestem winna Wam Wszystkim tę notkę.
Pozwolę sobie, mimo ciągłych wypowiedzi literackich - prozy, na zapisanie wszystkiego w punktach:
1. Chyba najważniejsze w ostatnim czasie - nikt mnie jeszcze o to nie posądził, ale wolę uprzedzić - KAŻDA NOTKA ZAMIESZCZONA DO TEJ PORY NA PAMIĘTNIKU JEST TYLKO I WYŁĄCZNIE MOJEGO AUTORSTWA. Nie inspirowałam się żadnym blogiem, bo nie przepadam za nimi, gdyż większość z nich porusza się wokół schematu:"Elo, ziomy. Nie mam co pisać. Pokłuciłam sie z X, a Y jest głupia" (oczywiście, nie chcę obrazić nikogo, ale część tego typu stron tak ma). TWÓRCZOŚĆ JEST TYLKO MOJA, A INSPIRACJĄ SĄ TOMY HP.
2.Transmutacja - co o niej sądzicie? Myślę o skasowaniu lub zawieszeniu tego działu.
3. Quidditch - prowadzić, czy nie prowadzić? (no dobrze, to była luźna interpretacja Szekspira, ale wybaczcie ją).
4. Chcę powiększyć kącik. Tak czy nie? Jeśli macie obiekcje lub pomysły, "sowa" dzielona z Ginny czeka - sowaginny@autograf.pl . Czy mogę wykorzystać Wasze pomysły, przesłane do mnie?
5. Galeria Ginny - NIE CHCIAŁAM, ŻEBY KTOKOLWIEK ODEBRAŁ JĄ JAKO PLAGIAT na Kąciku Hermiony. Chciałabym przeprosić Maxyrię F. Galeria była planowana już wcześniej, ale pojawiła się dopiero po powiększeniu działu Hermiony. Zbieg okoliczności, nieszczęśliwy nieco z mojej strony.
Dziękuję za niezwykle ciepłe komentarze. Zdaję sobie sprawę, iż piszę ostatnio dość rzadko, ale czas, czas...
Pozdrawiam, dziękuję i liczę na sugestie
Herbina Gringor
Dawno się nie odzywałam, zdaję sobie sprawę z wagi mojego przewinienia, ale nie pozwalała mi na to sytuacja w domu. Jak zwykle zaczynam od początku końca, tak więc zacznę od końca początku, który trochę przewinę...
Wigilia minęła bez większych ekscesów. Trafiłam do dość znośnej pracy przygotowawczo-jedzeniowo-świątecznej, czyli dekorowania stołu. No i... odrobinę przesadziłam z ilością światełek. Bracia zostali zaprzągnięci bądź do odgnomiania ogrodu (Fred z Georgem, akcja "Mission Possible", ale raczej "Misja Bezsens" - niektóre mugolskie dzieła kinematografii są całkiem przyjemne), bądź do obierania kiełków (Ron w towarzystwie Harry'ego).
Chwileczkę. Przed momentem napisałam o braku ekscesów? Drobna pomyłka z mojej strony. Ron rzucił w braci nożem, ale się nie przejęli jego pseudośmierciożerczym talentem. Mamę rozpogodziła dopiero długa jak domowy karmelek (skłonności od kulawych porównań kiedyś mnie zabiją) audycja "Nasz skowronek Celestyna Warbeck z zespołem "Skowronkowe Pretty Women"(?????). W połowie fascynującego programu Lupin zaczął się otępieńczo gapić w ogień, tata jadł mandarynki z takim przejęciem, jakby zależało od tego jego życie, a ja grałam pokątnie w karty. Sielankę zakończył występ Fleur z podróbką "Zamieszaj w mym kociołku". C. przebije każdy, nawet Flegma. Dalsza część wspomnień w wolnej chwili. "Żegnaj, o żeeegnaj" ("Ja i mój ukochany" z płyty "Nie wyję z bólu". Jeśli chodzi o mnie, wręcz przeciwnie.).
Fleur w wersji "mugol" (jej poziom magii by na to wskazywał).
Kolejny part two kolejnej notki Dodała Ginny Piątek, 22 Grudnia, 2006, 19:24
Spodziewałam się, że nic dzisiaj już nie napiszę, gdyż prawdopodobny plan reszty popołudnia i wieczoru wyglądał następująco:
Sprzątanie - do oporu
Wybranie ubrań na jutro i pojutrze oraz spakowanie kufra - po do oporze
kąpiel - nieokreślona przyszłość
I tego typu codzienna rutyna. A jednak nie.
Jak przystało na rudą jędzę, zaczynam od najnowszych ploteczek. Moja damska intuicja jeszcze jakoś się miewa -około dwa wpisy temu myślałam, z kim też Harry (paskdne, jestem taką samą gadułą z równie nieszczęsnymi tematami do rozmyślania, co paczka Romildy. O, hipokryzjo!) mógłby się wybrać na (niech będzie przeklęta! Biedny Harry, stał się czymś w rodzaju niezwykle opornej - żadna dziewczyna go nie interesuje - agencji matrymonialnej. Chyba to tak się nazywa, wszyscy, oprócz "nestora rodu" wiedzą, jak podchodzimy do wykładów o życiu "naszych mugolskich towarzyszy") imprezę Ślimaka. I zaproponował ów "wolny wakat"... Lunie Lovegood.
Mój brat, który jest równie delikatny co kiszony korniszon, stwierdził, że Harry mógł mieć każdą, a wybrał "Pomyluną" Lovegood. Idiota! Lavender powinna pójść do magicznego okulisty do Londynu.
Cieszę się. Luna, choć wielu wydaje się dziwna, jest w mojej opinii naprawdę ciekawą i lubianą przeze mnie osobą. Rzodkiewki w uszach i naszyjnik z piwa kremowego, którego uroki doceniam zwłaszcza w obecną pogodę, można tolerować. Luna,szczerze mówiąc, wali prawdę prosto w oczy, i tym się nie różnimy. Tyle, że ja wolę nieco mniej "wyszukane" ozdoby. I ludzie mnie tolerują, a nawet lubią.
Choć dzisiejszej końcówki dnia trochę w to wątpię. Między Deanem a mną ostatnio było odrobinę lepiej. No i znowu nie. Będę się musiała nauczyć żyć z tym rozczarowaniem.
Zdjęcie Harry'ego z Balu Bożonarodzeniowego
Luna Lovegood, ale zdjęcie Rona litościwie sobie daruję
Święta, święta, ale wciąż przed świętami Dodała Ginny Piątek, 22 Grudnia, 2006, 14:57
Dziś postanowiłam kontynuować tyrady świąteczne (cieszę się, że nikt ich nie czyta, czyż nie po to rzuciłam na swój notesik zaklęcie Protego?), czego trudno nie czynić, patrząc za okno i na przyozdobiony Hogwart. Śnieg prószy w oblodzone okna, a jemioła znajduje się dosłownie wszędzie, z ponurymi lochami włącznie. Czyli jest jednak jakaś zaleta idąca z faktu, że Slughorn prowadzi eliksiry, i to on sprawuje pieczę nad podziemnymi komnatami.
A propos Slughorna... Przyjęcie już jutro, a w niedzielę jedziemy do Nory na resztę ferii bożonarodzeniowych. Dziękuję aniołowi, Mikołajowi, nieważne, że nie doszło do mnie zaproszenie! Cuda się zdarzają i warto na nie liczyć!Harry przestał być nagabywany przez rozszalałe Gryfonki, Krukonki i Puchonki (dziewczyny ze Slitherinu nie zniżą się do tego poziomu, żeby prosić go o towarzyszenie na imprezie u Ślimaka, lecz napiszę w sekrecie, że widziałam kilka, które patrzyły na niego tęsknie pełne dziesięć sekund. Jak na Ślizgonki, prawdziwy rekord.).
Romilda chodzi napuszona jak paw. Biedaczka. Czyżby znalazła lusterko "Piękna i próżna"? To nowy wynalazek moich braci kupowany przez co bardziej złośliwych chłopców i podkładany dziewczętom w stylu panny Vane. Jego działanie jest w zasadzie identyczne do tego z mugolskiej bajki o "Królewnie Śnieżce", tyle, że im brzydsza dziewczyna, tym więcej komplementów ze strony lusterka i bardziej wyretuszowany obraz w powierzchni. Uch, ile ten przedmiocik musiał się przy niej napracować!
Hermona odzyskała dobry humor. Ostatnio kręci się przy niej ten drągal, McLaggen. Czy ona... Nie, ta wizja jest za okropna nawet jak dla mnie, urodzonej pesymistki! Ronald świetnie się bawi ze swoją dziewczyną. Właśnie teraz. Idę się przenieść, bo czuję potrawkę z indyka niebezpiecznie blisko.
Muszę się zmusić do sprzątnięcia w swojej części dormitorium. Jeżeli do końca dnia coś się wydarzy, obiecuję o tym napisać.
Najlepsza trójka Hogwartu, której już chyba nie ma...
Dywagacje...jeszcze tego samego dnia Dodała Ginny Wtorek, 19 Grudnia, 2006, 15:27
Szczęśliwie, dla ciągłości wypowiedzi, udało mi się wrócić do pisania. Zamierzam, skoro opisałam najnowsze ploteczki, oparte dowodami w postaci obserwacji, napisać co nieco hogwartopoznawczo i wspomnieć o listach, które ostatnio otrzymałam, gdyż nareszcie mam na to czas.
A więc(znaczące chrząknięcie) przygotowania świąteczne, o których wspomniałam wcześniej w kontekście kłopotów Hagrida i nauczyciela zaklęć, idą pełną parą. Sala została przystrojona corocznymi girlandami ostrokrzewu i jemioły, co wiąże się z pewną świąteczną tradycją Hogwartu, a mianowicie - w czasach Wielkiej Czwórki jemioła i ostrokrzew były uznawane za główne świąteczne rośliny, nieomalże boskie, wsród średniowiecznych czarownic popularne było zbieranie jemioły na kawałki białego płótna - nie mogła dotknąć ziemi. Przyrządzały z niej potem lecznicze wywary, które podawały mugolom podając się za zielarki. Niemagiczne zielarki, rzecz jasna. Wsród magów krążył pogląd, że czynią to tylko raz do roku, gdyż w Boże Narodzenie każdy musi znajdować się "na jednym poziomie" - a czarownice były wyżej ze względu na nadprzyrodzone zdolności.
Od tych oświeconych czasów w Hogwarcie również przygotowywano eliksiry z jemioły dla mugoli. Niestety (a może i na szczęście - co za dużo godzin przy kociołku to niezdrowo), już się tak nie czyni, tylko co roku umieszcza girlandy ziół u sufitu korzystając z zaklęcia lewitacji.
Gwoli podsumowania -historia nauczycielką życia, jak mówią mugole, prawda?
Zdjęcie wykonane przez Colina. Nie powinien zapuszczać się tak daleko w Zakazany Las, ale zawdzięczam mu cudowną fotografię, więc podarowałam sobie klasyczny wykład w stylu Molly Weasley
Przepraszam, że ostatnio tak wcześnie zakończyłam, ale przygotowania Wielkiej Sali toczą się w tak zawrotym tempie, że wczoraj Hagrid nieomalże wpadł z monstrualnym świerkiem na profesora Flitwicka. Malutki profesor zawieszał bombki za pomocą starego, dobrego Wingardium Leviosa, i był odwrócony do gajowego tyłem. Gdyby nie fakt, że notowałam przy stole Gryffindoru i zareagowałam z właściwym sobie brakiem zastanowienia, złote bombki z koszmarnie drogim pyłem ze skrzydeł elfów skończyłyby swój ekskluzywny żywot na marmurowej posadzce.
Z przykrością spieszę donieść, iz moje przeczucia nie sprawdziły się. Ron zmienił technikę z "węgorza" na "przepychacz" i nie unika już swojej Lavender. Dobrze, że nie zaczął z "Mi-Lav".
Hermiona nie zwraca na słodkiego braciszka uwagi. Kocham obserwacje i zdradzę...coś. Wzrok przyjaciółki Harry'ego spoczywa często na (nie odmówię sobie-krzywię się z niesmakiem) Cormaku McLaggenie. Spogląda na niego jak na ciekawy eksperyment. Czyżby miała jakieś plany? Mimo długiej przyjaźni, nie jestem dobrą wiewiórką - wciąż nie mogę jej rozgryźć.
Kończę z harlequinem. Nie mój gatunek literacki. Znowu muszę lecieć! Ciąży nade mną jakieś fatum!
Mimo krótkiej notki, korzystam z zapasu zdjęć, umieszczonych za okładką. Oto i nowa różdżka Ronalda kupiona przez rodziców w trzeciej klasie - czternaście cali, wierzba, włos z ogona jednorożca.
Teraz naprawdę zbliżają się święta! Dodała Ginny Piątek, 15 Grudnia, 2006, 13:46
Nawet moja skromna osoba poczuła ten klimat. Fred&George przysłali mi sowę, w której, cytuję Seamusa Finningana opowiadającego Deanowi o liście, który dostał od "jakiejś zblazowanej Krukonki, bo, ziomuś, list był pisany na papeterii z krukiem! Prawdziwa, czaisz?": "bajerują ziomki, jakie dostanę poziomki". Liryka górą.
A co u moich znajomych? Wiele. Romilda Vane łazi po Hogwarcie z prowokującymi słuchawkami i nastawia na cały regulator mugolskie kawałki świąteczne, których wszyscy mają dość. A, co tam. Mój tata już trzy lata temu nauczył mnie całego tekstu "Last Christmas". George (dzielny rodzic usiłował nauczyć też braci czegoś o mugolach, ale jak przystało na moich braci, okazali się wyjątkowo tępi. Jeśli chodzi o mugoli. Resztę też.) Michael jest jak dla mnie nieszkodliwy.
Co jeszcze? Świąteczna imprezka u Slughorna nabiera rumieńców. Podobno też zostanę zaproszona. Oby wziął McLaggena, on się o wiele bardziej ucieszy. Albo... No dobrze, nie jestem w stanie zmylić idealnej orientacji sów pocztowych, przyznaję, mimo, ze naprawdę uważałam na zaklęciach.
A propos Romildy... Jeżeli nie zmieni sposobu podrywu z "Patrzcie na mnie, jestem idiotką w słuchawkach, a mój gust muzyczny pasuje do stylu Artura Weasley'a" na "Jestem normalna", Harry pójdzie z kimkolwiek, na przykład Luną. Byłoby miło.
Już niedługo wyjeżdżamy do domu. Nie mogę się doczekać!
Zdjęcie Wielkiej Sali, zabrane Hermionie, która jest równie sentymentalna co i ja
Profesor Flitwick co roku wciela się w rolę dyrygenta Chóru Hogwarckiego
Dzień Świętego Mikołaja, ale... wszystkiego najlepszego dla Rubeusa Hagrida! Dodała Ginny Środa, 06 Grudnia, 2006, 18:40
Dzisiaj, jak wskazują wszystkie porządnie ustawione (z poprzekręcanymi kartkami i powyrywanymi stronami) kalendarze, mamy 6 grudnia, co 97% społeczeństwa magicznego (należy odjąć ortodoksyjnych wyznawców różnych religii, bo dla większości Mikołajki istnieją, a jeżeli nie są ważne, należą do komercyjnych świąt) kojarzy się z Mikołajem.
Ale ileż można myśleć o szlachetnym staruszku z czerwonym kubraczkiem, kiedy trzeba uczcić swojego przyjaciela Hagrida!
Dlatego postanowiłam całą notkę przeznaczyć wspomnieniom Rubeusa Hagrida.
Wspomniany wyżej pół-olbrzym (no o kim ja też mogę mówić...) urodził się jakieś 66 lat temu (o ile dobrze policzyłam, w szkole coś, co mugole określają mianem matematyki, mamy tylko raz w tygodniu, na astronomii, a i to nie w postaci, o jakiej marzyłby nieszczególnie astronomiczny czarodziej). Jego ojciec był najważniejszym czarodziejem w życiu Hagrida. Zmarł, kiedy R. trafił do Hogwartu. Do tej pory Hagrid w ciężkich chwilach wspomina swego honorowego rodzica. Matka, olbrzymka, mieszkała aż do śmierci na jednej z wysp, na którą trafiły rdzenne olbrzymy po wypędzeniu przez angielskie Ministerstwo Magii, a także tajne magiczne rządy innych państw europejskich.
Hagrid został niesłusznie wyrzucony z Hogwartu na trzecim roku za sprawą Toma Riddle'a, dziedzica Slytherina. Zrzucenie winy za ataki bazyliszka na pajęczaka Aragoga (dzięki Bogu, że Aragog żyje gdzieś w Zakazanym Lesie) hodowanego w skrzynce w podziemiach zamku przez Rubeusa stało się świetną wymówką. Do tej pory kawałki grabowej różdżki połamanej przy wydalaniu ze szkoły są ukryte w różowym podniszczonym parasolu Hagrida.
Hagrid za sprawą nieocenionego Dumbledore'a do tej pory jest gajowym oraz nauczycielem w Hogwarcie. Mimo dość morderczego wyglądu i przerażających podopiecznych (pojęcie "słodki zwierzaczek" jest definiowane przez Hagrida nieco inaczej niż innych ludzi), charakteryzuje się pracowitością i należy do moich najlepszych przyjaciół.
Idę się z nim pożegnać. Hagrid wyjeżdża na parę dni. Do Francji. Skorzystać ze słoneczka, zjeść sery.... Tak, na romantycznym tete-a-tete.
Zdjęcie Hagrida na ulicy Śmiertelnego Nokturnu
Hagrid na uczcie w pierwszej klasie (jestem nawet w tle)
OD HERBINY: PORADNIK JUŻ JEST! www.harrypotter.org.pl/quidditch.php
To krótkie ogłoszenie, więc umieszczam je na początku starej notki. Zapraszam do nauki i komentowania.
Przynajmniej zajęło już serce Seamusa Finningana. Moje nie. Zagadka godna sfinksa: za czyją sprawą?
a.pracy zadanej przez Severusa Snape'a dotyczącej druzgotków na 2 rolki pergaminu
b.pracy zadanej przez Severusa Snape'a na temat kiokonarengów, czarnomagicznych stworzeń, o których prawie nic nie ma w bibliotece Hogwartu (zniżyłam się do poproszenia o pomoc pannę Pince, fuknęła w odpowiedzi:
-Ty głupie, nieeetyczne, nieczułe na problemy ksiązek dziewczę! - i chciała mnie uderzyć paskudną, cuchnącą naftaliną miotełką, ale refleks wyrobiony podczas spotkań GD kazał mi uskoczyć i wrzasnąć:
-Wingardium Leviosa! (nie mam pojęcia, dlaczego wybrałam akurat to zaklęcie)- a miotełka zaczęła okładać nieświadomą niczego bibliotekarkę (była zszokowana faktem, że postanowiłam zrezygnować z bycia ruchomym celem). Całe szczęście, że szybko wskoczyłam do Działu Niewidzialności (przedtem cofnęłam zaklęcie), bo biblitekarka wrzasnęła:
-Iryt! Głupia! Argusie! - co tworzyło dość zdumiewający miszmasz luźno związanych ze sobą słów).
Tak więc nienawidzę S.S., nie cierpię pani P., a poza tym mam potwierdzenie teorii Harry'ego i Hermiony, jakoby p. P. i paskudny Filch mieli romans.
Bardziej optymistyczną wiadmością tego dnia jest: Ron zaczyna unikać Lavender bardziej niż wypada mu jako wiernemu Romeo stojącemu pod oknem w Weronie, nawet jeśli hogwarcka alternatywa-dormitorium Lavender znajduje się w wieży Gryffindoru, a jej okno wychodzi na najbardziej mokry fragment terenów koło Zakazanego Lasu-nie należy do zachęcających.
Harry uważa (zwierzył mi się, Hermionie nie miał jak-front "Weasley-Granger" już jej chyba nie interesuje), że odkąd Ron zakończył z przedrostkiem "Mon" przy imieniu, jest o wiele lepiej. Tylko...Lavender chyba nie zdaje sobie sprawy z sytuacji. Cóż, nie zamierzam jej uświadamiać. Jak mówi pewne mugolskie przysłowie, ktoś musi się dowiedzieć ostatni. Wygląda na to, że będzie to właśnie Lavender.
Na koniec:nieduża fotka woźnego. Prawdopodobnie więcej się nie pojawi, więc niech nacieszy się chwilą triumfu na łamach mojego pamiętnika.