Pamiętnikiem opiekuje się Lilly do 1.04.2008 pamietnikiem opiekowała się Ginny 31 Do 09.10.2007r opiekowała się pamiętnikiem
Herbina Gringor Kącik Ginny
Jest gorzej.TO WIEM.Notka dla komentujących i czytających
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Trzymając tren Flegmy rozmyślałam o Harrym, Hermionie, Ronie.Co się z nimi dzieje?Czy przyjdzie Voldemort?Na tę myśl wzdrygnęłam się.To jest nie możliwe, on przecież nie wie, że oni TAM poszli...
A może wie?-Odezwał się cichy głos w mojej głowie.
Zatopiona w swoich myślach nieuważnie stanęłam na sukni Gabrielle.Francuzka straciła równowagę i runęła na Billa.Bill przewrócił się na dywan, pociągając za sobą Flegmę.Zrobiło się zamieszanie.Rodzice podnosili mojego brata.Jakiś dziadek pomagał Fleur, Francuzkiej Flegmie.W tym całym zamieszaniu pojawiła się Hermiona.Zatrzymała się przede mną i powiedziała:
-Ginny...Chodź, jesteś potrzebna...
Wybiegłyśmy z kapliczki.Mama wołała mnie, ale w uszach szumiało mi wciąż "Jesteś potrzebna".Stanełyśmy za kapliczką i Hermiona powiedziała:
-Wyjmij różdżkę.
Wyjęłam.
-To nie jest odpowiedni strój.-Hermiona machnęła różdżką.Nagle miałam na sobie dres, sukienka gdzieś wyparowała.Hermina udzieliła mi kolejnych instrukcji:
-Chwyć mnie za ramię.
Chwyciłam się Hermiony, która obróciła powoli.Poczułam się, jakby przepychano mnie przez gumową rurę.Kiedy myślałam, że się uduszę gumowa rura nagle pękła i już oddychałam głęboko.Staliśmy przed ruiną dość dużego budynku.Hermiona pociągnęła mnie do środka.Zbiegliśmy do czegoś w rodzaju piwnicy, drzwi były otwarte.Nie czekając na Hermionę wbiegłam do pomieszczenia.Spodziewałam się walki, śmierciożerców, może nawet Voldemorta.Tymczasem w sali panowała cisza, zauważyłam tylko Rona pochylonego nad jakąś postacią.Podbiegłam i zobaczyłam twarz osoby leżącej na podłodze.To nie może być on... nie...
I ja wam uwierzę! Dodała Ginny Niedziela, 25 Listopada, 2007, 17:30
Muszę przyznać, że te opowiadania były tragiczne.Magic Dog, pewnie wygrałabyś, gdybyś dodała tytuł.Wygrałam więc ja.Trudno.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Ginny, co się stało?Wybacz, ale muszę porozmawiać z Ronem i Hermioną, więc może...
-Nie, nigdzie nie pójdę!Zostanę tu, dopóki nie wyjaśnimy sobie paru spraw!Po pierwsze:traktujecie mnie jak dziecko, choć jestem od was młodsza zaledwie o rok!Jak tylko gdzieś wejdę, zaraz milkniecie, jakbym nie mogła was zrozumieć!A ja rozumiem wiele i wiem, że chcecie się mnie pozbyć!
-Ginny, to nie tak, ty nie rozumiesz...
-Znowu to samo!A ja myslałam, że mnie lubicie!
-Ginny...
-Nie przerywaj mi!Słyszałam wszystko!I ja pójdę z wami!
-Ginny, uspokój się!-Harry stanowczo zamknął mi usta.Próbowałam się wyrwać, lecz daremnie.Opadłam więc na fotel kipiąc ze złości.
-Wcale nie traktujemy cię jak dziecko...
-A właśnie, że traktujecie!
-Ginny!-Harry spojrzał na mnie.-Miałaś mi nie przerywać!
Umilkłam i uparcie wpatrywałam sie w oczy Harry'ego, w tej chwili jaskrawozielone.
-Nie pójdziesz z nami.To za duże ryzyko.Wiesz, co bym czuł, gdyby coś ci się stało?
-A wiesz,co ja bym czuła, gdyby coś ci się stało?-wściekłość zaczęła się ze mnie ulatniać, ustępując miejsca wzruszeniu.-I pójdę z wami!
-Ginny-powiedziała Hermiona-mam pomysł.Zostaniesz tutaj, a my pojedziemy.Kiedy coś się stanie Harry'emu, wezwiemy cię.
-I ja wam uwierzę!To kolejny pomysł, aby się mnie pozbyć.
-Nie, Ginny, naprawdę.
-Jaki mam na to dowód?
-Ginny!
-No dobra, wierzę.
-Ginny-powiedział Harry-chodź na chwilę...
i wtedy mnie pocałował.Hermiona szybko spojrzała w bok.Ron zerwał sięi podbiegł do szafki.Wyjął z niej aparat i zrobił nam zdjęcie.Przerwałam pocałunek i powiedziałam:
-Ron, gdybyś z równą ochotą uczył się OPCM, może lepiej umiał byś obronić się przed upiorogackiem!
-A tak właściwie, Ginny, to po co przyszłaś?
-Hermiono, mam w pokoju wyjątkowe paskudztwo.Mogłabyś cos z tym zrobić?
-Jasne.
-Doszłyśmy i Hermiona zapytała:
-Co mam zrobić?
-Tu za luźne, rękawy obrzydliwe,na dole za szeroka.
Hermiona zabrała się do roboty.Po 3 min. powiedziała:
-Gotowe.
Był nienajgorzej.
-Dzięki.
-Nie ma za...
-Ginny!Ron!Hermiona!Harry!Schodzić mi tu natychmiast!-z dołu rozległ się krzyk mamy.
Wychodząc z pokoju Hermiona rzekła:
-Lepiej weź różdżkę.
Ponieważ "co niektórzy"narzekają, że nie umiem pisać(niewiem czego się czepiają, pani mówi, że mam ładny charakter pisma) proponuję konkurs pojegający na napisaniu notki kontynuującej przygody Ginny.Najlepsza notka zostanie opublikowana.Notki należy wysyłać pod adres sowaginny@wp.pl.Zwycięzca zostanie poinformowany e-mailowo.Prace należy przysyłać do 25.11.2007.Zgłoszeń przysłanych póżniej nie biorę pod uwagę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Proszę pisać w komentarzach,jeśli ktoś wyśle notkę.
Wasza prowadząca
Ginny 31
Sukienka była z białego, gryzącego materiału.Kołnierz modny był gdzieś w latach 70-tych ubiegłego wieku.Bufiaste rękawy miały na brzegu koronkę, która przypominała skrzyżowanie szczypiorku z mopem.W talli suknia była bardzo luźna.Mogłabym włożyć tam dwie poduszki i jeszcze by zostało miejsce.U dołu suknia rozszerzała się, a przy stopach przypięto różowe różyczki.Określić to jednym słowem-koszmar.Zeszłam do kuchni z sukienką .
-Mamo, ja tego nie włożę.-oznajmiłam najnowszą nowinę zszokowanemu światowi.
-Ależ oczywiście, że włożysz.-powiedziała mama tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Mamo!-jęknełam-ja nie mogę iść na ślub własnego brata w czymś takim!
-Ginny, przestań marudzić!-powiedziała zniecierpliwiona mama.-Idź się ubrać,zostało tylko pół godziny!
Pokonana i wściekła wróciłam do pokoju.Byłam pewna, że w czymś takim nie mogę się ludziom pokazać.Rola ogra nie bardzo przypadła mi do gustu.Pozostawało mi tylko jedno-zmienić ją trochę.Ponieważ mogłabym przypadkiem coś zepsuć, postanowiłam poprosić o pomoc Hermionę.wyszłam i skierowałam się do jej pokoju.Ponieważ Hermiony nie było w pokoju (dostała pokój na poddaszu,z jakiegoś powodu woli mieć ghula w pokoju, a nie mnie) poszłam do pokoju Rona może siedzą i gadają z Harrym.Zatrzymałam się pod drzwiami.Już miałam zapukać, gdy usłyszałam wyrażny głos Rona:
-Ale jak się tam dostaniemy?
Gdzie oni, na brodę Merlina, jadą?
Odpowiedziała mu Hermiona:
-Chyba się deportujemy.Ale wiesz, Harry, że to okropne ryzyko?
-Hermiono, mówisz zupełnie jak moja mama!-jęknął Ron.-Ale wytłumacz mi, Harry, dlaczego musimy zdobywać horkruksa na ślubie mojego brata?Rodzice mnie wyklną!
-Bo Ginny chciała by iść z nami.A wiesz, że jak się uprze, to będziemy musieli ją zabrać.Nie jest głupia, nie da się załatwić kitem, że nigdzie nie idziemy.-wypowiedział się Harry(chyba zacznę pisać jego imię złotym tuszem, muszę jakoś czcić wybawcę)
-Wciąż nie mogę uwieżyć, że odwiedziłeś Dolinę Godrika bez nas-powiedziała z wyrzutem Hermiona.-A gdyby Voldemort cię zabił?
O.A to ciekawe.Czego jeszcze dowiem się podsłuchując pod drzwiami?
-Nie chciałem was narażać.Wiedziałem, że on mnie znajdzie.
Nie mogłam już tego słuchać.Nie chciałam.Zapukałam i otworzyłam drzwi.Gdybym nie była taka wściekła, napewno bym się roześmiała.Wszyscy zamilkli i wyglądali, jakby zobaczyli samego Voldemota.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam wrażenie, że nie jest już tak nudno.Interpukcyjnie poprawiłam się.A notka dla:
a)Tibby-za dobrą radę
b)Magic dog-za sprowadzenie na ziemię
c)Tati(czarodziejka)-za obronę
d)Hermiona 21 i Luna(chociaż nie komentowały)za wszystko(codzienne kłótnie etc)
"Co za id..." Dodała Ginny Piątek, 19 Października, 2007, 14:15
Kiedy się obudziłam,wszystko kołatało mi w głowie.Ślub,horkruks,Voldemort?A,przypomniałam sobie.Zapowiadało sie spokojnie...
Siedzialam na ławce przed domem.Wszyscy uganiali się za wszystkim,mama szykowała obiad,tata sprzątał,Fred i George przekomicznie wyglądali,kiedy biegali po całym domu z miotełkami,Ron czyścił srebra,a ja miałam witać gości.Przybyła już rodzinka Flegmy,ciotki i wujowie.Brakowało tylko kuzyna Nigela,Hermiony i Harry'ego.
Trzask!
Obok mnie aportowała się Hermiona.
-Harry już jest?-zapytała z nadzieją.
-Nie-odpowiedziałam.
Dziewczyna weszła do domu.Usłyszałam,że Ron woła"Hermiona!Cieszę się,że cię widzę!"(Cieszył się,bo myślał,że Hermiona pomoże mu czyścić srebra).
Trzask!
Bęc!
Ktoś aportował się na mojej głowie.
-Co za id...-myśląc,ze to kuzyn Nigel,który lubił aportować się na mojej głowie wyjełam rożdżkę i w chwili,gdy miałam rzucić upiorogacka(ministerstwo pozwoliło używać czarów wszystkim od 5 klasy wzwyż)zobaczyłam,że to nie blondyn leży na ziemi,lecz brunet,a był to...Harry.
-Sorry,Ginny,nie chciałem-powiedział Harry-ale nie wiedziałem,że w tym miejscu ktoś stoi.
-Nie ma sprawy-odpowiedziałam.
Nie zdążyłam powiedzieć nic więcej,bo mama zawołała mnie do Nory.
-Ginny,nigel nie przyjdzie,wlaśne dostałam od niego sowę.Aha,trzeba się już ubierać,w twoim pokoju na łóżku leży strój.
Weszłam do pokoju i zobaczyłam tę sukienkę.Katastrofa.
___________________________________________________________To moja pierwsza notka,więc nie traktujcie jej zbyt ostro.Jesli ktokolwiek to przeczyta.Dedykuję ją:
-Herbinie Gringor-za oddanie mi tego pamiętnika
17 czerwca, pokój wspólny Gryfonów
Dumbledore umarł. Nie, nie jest to kwestia z okropionego czarnym humorem przedstawienia autorskiego, które mogłabym nazwać, dajmy na to, "Najlepsi umierają młodo"...
Siedziałam w pokoju wspólnym, gdy podeszła do mnie Hermiona z poważną miną. 15 minut później wiedziałam o mnóstwie rzeczy - horkruksach, misji dyrektora, eliksirze szczęścia. Poderwałam się.
-Idziemy patrolować korytarze. Tak zrobiłby Harry. Tylko poczekaj - muszę wyczarować szatę z powiewającym tyłem, najlepiej cekinową i opinającą - muszę jakoś reprezentować pokolenie młodych superbohaterów.
Hermiona popatrzyła na mnie z potępieniem. Tak, robię sobie żarty - czemu nie, w końcu śmierciożercy to tylko nieszkodliwi koledzy ze specyficznym poczuciem humoru...
W rzeczywistości, wykrakałam - trzecie kółko koło korytarza przy sali transmutacji wprowadziło mnie w sam środek walki. Nie chcę o tym myśleć - gdybym nie miała eliksiru szczęścia...
Mój brat, Bill, jest koronnym przykładem - został pogryziony przez Fenrira Greybacka, który, co prawda, nie był przemieniony, ale takich ugzyzień chyba nikt nie posiadał. Co będzie dalej - szlagier na resztę dnia, miesiąca...
Wyszłam na błonia - chatka Hagrida płonęła, Harry gnał za Snapem. Nasz nauczyciel eliksirów wybiegł za bramę graniczną akurat w chwili, gdy dogoniłam swojego chłopaka, chłopaka zagubionego w czerni magii ludu...
Znowu popadam w nonsensy. Ale jak powinnam się zachować? Dzisiaj odbył się Jego pogrzeb, pogrzeb Dyrektora.
Kiedy wparywałam się w grobowiec, myślałam - co za różnica, ile sposobów na wykorzystanie smoczej krwi wynalazł Dumbledore? A właściwie, co się teraz liczy? Bo czyż smocza krew nie pomoże chorym i rannym?
Harry dziś był uprzejmy mi zareportować, że opuszcza szkołę. Oczyma wyobraźni ujrzałam siebie w mundurku, mówiącą: "25 stóp nad nami Dolina Godryka. Prosimy łagodnie i z całej siły objąć miotłę. Życzymy idyllicznego pobytu", ale...
-Ginny, nie idziesz ze mną.
-Tak, białogłowo, zostań w domu i ugotuj rosół! A czosnkowa z cebulą to maks, na co mnie stać! - warknęłam.
Stabilizacja, stabilizacja... Jutro wracam do Nory. Ha, poprzednie zdanie dowodzi, iż wiem, "co dalej". No, poniekąd.
-Tak, chodzę z Harrym. Nie, nie mam schizofrenii i nie pomyliłam go z żadnym innym brunetem - dzisiaj cały ranek spędziłam na wyjaśnianiu tej prostej prawdy z pierwszego zdania tłumowi osób, które dowiedziały się, że "ta Weasley całowała się z Potterem" (hej, przed jego nazwiskiem nie było zaimka, a w dodatku powinno być już "Weasley-Potter", tak?).
Tak, Harry i ja już pół roku temu uciekliśmy do Las Vegas, gdzie zrobiłam sobie serce przebite zniczem na ramieniu, on rogogona na klacie, natomiast mój usychający z tęsknoty braciszek Ron - włochate R (oryginalnie, co?) i puszka pigmejskiego. Po drodze wpadliśmy do Holandii (on pracował jako rybak, natomiast ja chodziłam w chodakach w serduszka, białym kapturku i w czasie wolnym rozprowadzałam nielegalne dostawy tulipanów)...
Tak, przedpołudnie dostarczyło mi rozrywki w postaci paru bardzo zabawnych wersji Jak to było w kuluarach pokoju wspólnego Gryfonów. Hogwart szczególnie się nie przejął dwoma atakami dementorów na niewinnych ludzi - no, też był jakiś romantyzm - w końcu strażnicy Azkabanu całowali, prawda?
Romilda Vane spytała dzisiaj, jak jest.
-Z łososiem w Wielkiej Sali? Wczoraj był nieco zbyt korzenny, nieco gorzej go uwędzili - stwierdziłam tonem niezobowiązującej pogawędki towarzyskiej.
-Nie! - burknęła Romilda. - Mówię o...
-...soku dyniowym? - zapytałam radośnie. - Był za słodki, na przyszłość napij się pomarańczowego.
-Nie obchodzi mnie pomarańczowy! - zawołała.
-Słusznie, moja droga, słusznie. Harry - tu popatrzyłam na Romildę od niechcenia, jakby nie wiedziała, do czego ta rozmowa od początku będzie zmierzała - woli jabłkowy. Ale nie pijamy go z jednego pucharu, jeśli o to ci chodzi. To niehigieniczne. Mamy słomki (Nagięcie okoliczności? - szepnął głosik w mojej głowie), bo Harry jest tak mało popularny, że czuje się niedoceniony i musi koniecznie manifestować, że z nim chodzę. Jak również siedzę, rozmawiam...
Ach, czyżbym pozostawiła Romildę w stanie galimatiasu uczuć? Nie wiedziałam! To było niechcący!
__________________________________________________________
Znowu będzie słowo od autorki, wszyscy na trzy, cztery: hurra, dzięki Ci, Herbino Gringor, nasza przeszłości, teraźniejszości i przyszłości!
Rozpędziłam się. Znowu mam gorszy okres, jeśli chodzi o pisanie. Obawiam się, iż część z Was dostrzegła to w tej notce. Pocieszam się jednak - dodałam całowanie, ha!
Czy dziś powinnam "posłicić", tak jak ostatnio, i pozdrawiać kogoś? Infantylizuję się ostatnio, przyznaję to. A, niech będzie - dla Karolli, fanki tostów z serem i dżemem oraz Olgi - za parkour przez Crakow (nieznana nam lokalizacja teatru Bagatela sprawiła, że biegałyśmy w stroju galowym przez pół Krakowa i wpadłyśmy w efekcie na sam początek koncertu Piotra Rubika, ta tleniona, sexy grzywa...) i za dyskusję nt. Urszuli Grabowskiej jako Desdemony.
Tak. To dzisiaj Dyrektor nasz umiłowany (niechaj imię jego złotymi literami na srebrnych tablicach inkrustowane kamieniami będzie) postanowił zabrać nam tę przyjemność dniadzieckową płynącą falą krwi, wolnej amerykanki i bezrozumnego, ale odprężającego szału - mecz quidditcha. I przełożył go na dzisiaj.
Nic się nie działo - czy komuś robi coś rożnica, że było to spotkanie decydujące o zdobyciu Pucharu, a Cho Chang usiłowała trzy i pół razy zrzucić mnie z miotły (raz trafiła w Ravenwinga, pałkarza Krukonów. Nawiasem mówiąc... Co on z takim nazwiskiem w ogóle robi w tym domu?). Pełna idylla, czyż nie?
Nadal balangujemy (kiedy Violet przypomni sobie o tych czekoladkach z rumem i nawiedzi biedną podpierającą ścian... mm... płótno, Grubą Damę?)- to będzie już trzecia godzina. A ja... ja siedzę na błoniach i czekam, aż Harry przypomni sobie zaklęcie przywołujące i sprowadzi sok dyniowy. Co za ograniczenie! Żadnego romantyzmu! Tak, phi, zalane promieniami zachodzącego (no, prawie, nagnijmy nieco) słońca błonia. Nie zapytał mnie, czy nie wolałabym podgniłej ściany w lochach, żeby się całować!
Sytuacja wygląda tak - Harry wszedł oszołomiony victorią (przepraszam, Romildo) naszego domu (no, może znajdę jakąś uroczą Gryfonkę o tym imieniu...) Ucieszyłam się. A on... ten podlec rzucił się na mnie i zaczęliśmy się całować. Toż to choroby, jakieś bakterie w ślinie! Nie oświetlało mnie słońce księżyca... Ograniczenie, ograniczenie!!!
Przypomniał sobie zaklęcie i musiałam zgrabnie złapać butlę. Bez słomki i kryształowych kieliszków! Brawo, Harry...
__________________________________________________________
Mam dziwne wrażenie, że jest nieco lepiej. Ale może się mylę.
Dziś podziękowania dla:
-Martina Greena - za amebę, ktora natchnęła mnie do napisania tego i za Skype'a, o którym rzekomo nikt nie wie
-THP - za sztuczną ironię. Naprawdę, jestem sztuczna? Będę płakać! - jęknęła część mnie.
-Karolli, przede wszystkim dla CoFfaNeJ Caróli, która jest tym jedynym Włosiem odnoszącym się z sympatią (?)
-Lilly Sharlott, milutkiego, koffanego wyjątku od reguły z linijki temu. Za list z prośbą o stanowisko w szkole cheveu (albo chaveu?). "Nigdy nienapisany, nigdy niewysłany", by zacytować pewne haiku bodajże.
-Guardiana - za wsparcie i za słowa o dyrektorowaniu
Szukająca i odrobina krwi Dodała Ginny Niedziela, 27 Maja, 2007, 11:28
Zostałam szukającą Gryfonów. Ze szczęścia pół domu żongluje butelkami z sokiem dyniowym i czekoladowymi żabami? Błąd. Raczej marzy o kawałku szkła, by rzucić nim w Harry'ego. Rzutki w wersji zaawansowanej...
Znowu zaczynam odbiegać w jakieś nonsensy. Cała sytuacja wygląda następująco.
Dzisiaj przeszłam sobie przez dziurę do pokoju wspólnego, gdzie panowała niepokojąco cicha atmosfera. "Snape umarł, ale zabrakło funduszy na trumnę, bo każdy dom ma obowiązek się złożyć?", pomyślałam. Usiadłam więc koło Rona i zaczęłam się przysłuchiwać rozmowie.
-Harry, ten cały Książę... Jak możesz ufać radom z tej książki... - zaperzała się Hermiona.
-Hermiono...
-Książę wyskoczył z książki i zawołał "Niespodzianka!", po czym okazało się, że to pani Stainwright, guru gospodyń domowych? - zapytałam cicho.
To nie było dobre pytanie. Hermiona spojrzała na mnie tak chłodno, jakbyśmy widziały się po raz pierwszy.
-Harry wykorzystał na Malfoyu zaklęcie z tego...podręcznika, zaawansowaną czarną magię. Malfoy ciężko się poranił.Harry został ukarany szlabanami i teraz ty będziesz musiała grać jako szukająca - wyjaśnił Ron.
-Jak sobie pomyślę o waszych zaprzepaszczonych szansach... - zaczęła moja najlepsza przyjaciółka.
-Nie udawaj, że się znasz na sporcie. Dobrze, że Harry miał coś pod ręką, żeby odeprzeć Niewybaczalną klątwę, którą Malfoy by go poczęstował, zapominając po drodze o przystawkach i aperitifie - warknęłam.
Nie jestem w ogóle w nastroju. Czuję się zmęczona, a nie ma to związku z pozycją "Czaruj i nie płacz" o odpowiedzialnym używaniu czarów, którą muszę przeczytać na jutro.
__________________________________________________________
Kolejna rozkoszna notka, która nie jest ani zabawna, ani odkrywcza. Nie cierpię końca szóstki, zostawmy ją tak bez zakończenia, z wytrawną czarną dziurą, co Wy na to?
Dzisiaj również miałam zrezygnować z pozdrowień, ale w sumie...
Pierwsze i największe: dla Redakcji Włosia, z którą moje stosunki uplasowują się tak:
-jakieś 40% czasem to czyta, więc może ktoś pozna moje wyrazy sympatii (?)
-czekam na notki dwóch z Was
-sprawdziłam w słowniku. Są aż cztery słowa na określenie włosa w jęz. francuskim, a także 10 na włochaty:
1 chevelu
2 poilu
3 poileux
4 velu
5 pelu
6 peluché
7 pluché
8 pelucheux
9 plucheux
10 hispide
Dalej... Wilczyco, dziękuję za naszą rozmowę, jak co się pisze.
Olgo, nasze zakupy były cudowne. Na razie Meggie, główna bohaterka "Atramentowej krwi", książki, którą nabyłam wówczas, całuje się z Faridem. Cóż za porażka - nawet Pani, Pani Funke, dała się wciągnąć w lawstorantowe tryby. Czuję, że muszę coś poobalać, skoro doznałam takiego zachwiania kręgosłupu czytelniczego. Zna ktoś jakiś mały establishmencik to poobalania?
Sorze K. Nadal wykonuję ów projekt.
Dziękuję za uwagę, ladies and gantelmen.
Powrót Katie Dodała Ginny Wtorek, 22 Maja, 2007, 18:34
Tak, tak, ten temat nie należy do przejęzyczeń, nie mam zamiaru napisać "Przepraszam, moją myślą było Powrót Severusa Snape'a w jego ośnieżonym płaszczu". Wiąże się z tym, jak zwykle, przeżycie z galerii Na kogo to dzisiaj mała Ginny wpadła w murach gruzów gdzieś w Szkocji.
Otóż, więc siedziałam w bibliotece, pilnie wyskrobując na pergaminie listę kar przewidzianych na egzaminie SUM - Twoje życie, Twoja przyszłość za ściąganie (niewyczerpane źródło pomysłów p. McGonagall... wręcz oszałamiające, ta kobieta jest tak żywotna!), gdy... zobaczyłam Katie Bell pochylającą się nad Żywotami tych, którzy przeżyli złowrogie spotkania z czarnomagicznymi przedmiotami w drugim końcu sali.
"Psychodeliczne działanie magicznych ziółek (czyli zielonej herbaty), oparów z lekcji zielarstwa czy niewinne złudzenie optyczne, którym mój organizm ostrzega, że uwstecznię się tak, jeśli będę ściągać?" - pomyślałam. Wówczas widziadło zawołało radośnie:
-Ginny!
-Hm... Katie? - zapytałam.
-Ginny! - usłyszałam, widząc, że katiepodobne stworzenie biegnie ku mnie krokiem rączym połączonym ze zgrabnymi susami oraz manerwowaniem ciężką księgą w rękach.
-Czy teraz powinnam ponownie wrzasnąć "Katie?". To było w poprzedniej linijce - stwierdziłam cicho, jednak nasza ścigająca roześmiała się.
Siedem miesięcy - dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak długo Gryfonka dochodziła do zdrowia. Kiedy myślę o tym, nadal ryjąc w pozycjach Obsesje ministrów edukacji - jak upodobanie do rygoru odbija się w corocznych statystykach zaostrzania przepisów edukacyjnych (całe 4 tomy, zdefiniujmy "obsesję"...), czuję pewien wstyd. Nieszczególnie zastanawiałam się, co z Katie, nie licząc zbliżających się spotkań drużyny Gryffindoru, na których przecież nie mogła uczestniczyć, artykułów dotyczących napaści na czarodziejów lub mugoli, pojawiających się od czasu do czasu... A przecież, skoro działanie naszyjnika było tak długotrwałe, mogła umrzeć albo stracić pamięć na resztę życia. Czasy są trudne, czasy są ciężkie... Co za odkrywcza prawda. A może jakieś sugestie, jak postępować w owym okresie?