Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Eveline
Do 31.09 2008 pamiętnikiem opiekowała się Izaura

  Bardzo Ciekawa Lekcja
Dodała Pansy Pakinson Piątek, 09 Stycznia;, 2009, 17:43

Cześć. Nareszcie mogę dodać notkę... Otóż to przez jakiś czas nie miałam dostępu do strony i raczej większość z was takowe problemy techniczne miała. Czy się nie mylę?
Właściwie to notę napisała dopiero dziś, więc jakoś nie denerwowałam się. Jednak bałam się o to, że mogą się skasować. Mam zapisane wszystkie notki od piątej, ale zawsze w panelu dużo poprawiam, dodaję etc. Dlatego był by nie lada problem xD No dobra, nie przedłużam.

Korzystając jeszcze z okazji, chcę wam życzyć wszystkiego dobrego w Nowym Roku. Notek dodawanych (jak i czytanych) z częstotliwością... dużą, dużą. No i powodzenia w szkole, w drugim semestrze. Miłych chwil spędzonych w gronie bliskich jak i na czytaniu moich pamiętników. No i spełnienia marzeń oraz... <---- tutaj wpisz co tylko zechcesz. :D

Czytajcie i krytykujcie!



Ze snu brutalnie wybudził mnie dźwięk natarczywego budzika, który niestety nie chciał pójść na ugodę, lecz dzwonił jak oszalały, dopóki nie zeszłam z łóżka. Nie było to dla mnie zaskoczeniem - wiedziałam, że mama nie daje mi go bez powodu. W tamtym roku na okrągło spóźniałam się na lekcje, a przyczyną tego był oczywiście mój twardy sen. Sięgnęłam do szafy i wyjęłam pierwszą lepszą rzecz, a następnie próbowałam coś do tego dopasować. Charlie była już prawie gotowa. Włosy miała spięte w długi koński ogon, a jej usta połyskiwały perłowym błyszczykiem. Zauważyłam, że się niecierpliwi, bo zaczęła maltretować kołnierz od szkolnej szaty więc, chwyciłam bieliznę (przy okazji zwalając kilka innych rzeczy) i zatrzasnęłam za sobą drzwi od łazienki. Po kilku [?] minutach byłam już gotowa. Przynajmniej ubrana, bo na mojej głowie nadal panował chaos, a na worki pod oczami żadnego skutecznego zaklęcia nie znałam. Kiedy Charlotte mnie zobaczyłam, aż się wzdrygnęła i pokręciła głową.
- O zgrozo, wyglądasz gorzej niż Granger po błotnej kąpieli. - stwierdziła Charlotte, po czym zaczęła grzebać w swoim kufrze.
- A masz jakiś pomysł, aby to zmienić, miss well-cared-for*? - zapytałam z przekąsem, siadając na łóżko.
Charlie z miną triumfatorki wyjęła z kufra coś co wyglądało jak zestaw szpiegowski Agenta 007. Tylko, że w środku zamiast podręcznego zestawu trucizn i broni znajdowały się takie małe flakoniki i buteleczki z pachnącą substancją. To się chyba zwie kosmetyki. Punkt dla mnie, za odkrywcze stwierdzenie...
- To jest moja kosmetyczka, a w środku wszystko czego potrzebujesz. - rzekła zadowolona, wyciągając zawartość różowego kuferka. - Te worki załatwimy to zaklęciem Baggie. Poza tym delikatny podkład, puder, cienie, błyszczyk i dużo czesania. Wolisz warkocze czy kucyki?
- Charlotte... - spojrzałam na nią ostrzegawczo.
- To był taki dżołk, rozumiesz? - zapytała niezbyt przekonująca.
Odpowiedzi, jednak nie uzyskała, tylko od razu zabrała się za odnawianie mojej skromnej, zapuszczonej osoby. Po kilkunastu minutach wyglądałam przyzwoicie, więc mogłyśmy wyjść.
- O matko... - Charlotte spojrzała na zegar, wiszący w Pokoju Wspólnym. - Za dwie minuty lekcja.
Po tych słowach puściłyśmy się biegiem. Całe szczęście, że pierwsze są eliksiry... Wybiegłyśmy zdyszane z kwatery Slytherina i udałyśmy się czym prędzej pod salą eliksirów, gdzie czekali już wszyscy uczniowie po SUMach. Wszyscy, którzy zaliczyli eliksiry, na ocenę Powyżej Oczekiwań, bądź wyżej. Wszyscy łącznie z... Bliznowatym! Przez chwilę wpatrywałam się w niego sparaliżowana, dopiero po jakimś czasie poczułam, że Charlie nerwowo mnie szturcha.
- Schody. - syknęła blondynka.
Odwróciłam się w kierunku wskazanym przez przyjaciółkę.
W naszym kierunku szedł niski, a zarazem pulchny mężczyzna o wyłupiastych oczach i srebrnych wąsach, jak u morsa. Profesor Horacy Shlurgon ubrany był w aksamitną marynarkę, przyozdobioną połyskującymi guzikami w kolorze wrzosu. Marynarka idealnie pasowała do czarnych spodni, które - jak się domyślałam - miały ukryć 'kilka' kilogramów nadwagi. Wydawało mi się, że będzie dobrym nauczycielem, ale będzie mi brakować bystrych, czarnych oczu profesora Snape i jego mrożącego krew w żyłach spojrzenia. W końcu na lekcjach było zabawnie. Bynajmniej dla Ślizgonów.
- Ślicznie wyglądasz. - usłyszałam czyiś szept.
Odwróciłam się. To Draco skorzystał z okazji, iż Charlie poleciała do Shlurgona nawijać o tym, jakiego to ona ma sławnego tatę (tak jak Draco była zazdrosna o Blaisego). Uśmiechnęłam się ironicznie do Malfoy'a, jednak nie odpowiedziałam komplementem. Mruknęłam tylko cicho 'hipokryta' i zamaszystym krokiem ruszyłam do klasy, zajmując jedno z ostatnich miejsc.Chwilę później obok mnie usiadła Charlotte, której widocznie próba podlizania się nauczycielowi niezbyt się powiodła. Obok niej usiadł oczywiście Dracon, a miejsce po mojej prawej stronie zajął Blaise. Crabbe i Goyle usiedli po bokach. Prychnęłam zirytowana, patrząc jak Draco przesyła buziaka na początek dnia dla Charlie.
Loch wypełniały już opary i dziwne zapachy. Zauważyłam, że przed naszym stołem stoi kociołek z eliksirem o bladoróżowej barwie i perłowym połysku. Para unosiła się nad nim w charakterystycznych spiralach. To była amortencja, przynajmniej tak mi się wydawało... Najsilniejszy eliksir miłości. Jednak nie może on wywołać prawdziwego uczucia, to co powoduje nie jest nawet tego namiastką.
- A więc, moi drodzy, a więc - zaczął Shlurgon. - wyjmijcie teraz swoje wagi, zestawy ingrediencji i nie zapomnijcie o waszych egzemplarzach Eliksirów dla zaawansowanych...
- Proszę pana! - usłyszałam głos Potter'a.
Nie chciało mi się nawet słuchać jego dennej wymówki. Biedaczysko, nie ma podręcznika. Lekcja była by przyjemniejsza bez niego.
- No więc, moi drodzy - niski głos profesora, ponownie rozległ się po sali - przygotowałem wam kilka eliksirów, żebyście mogli rzucić na nie okiem, tak z ciekawości, no wiecie. Pod koniec semestru powinniście już sami uwarzyć tego rodzaju magiczne eliksiry. Nawet jeśli nikt z was czegoś takiego jeszcze nie warzył, to powinniście o nich słyszeć. Czy ktoś może mi powiedzieć co to jest?
Shlurgon wskazał na kociołek, stojący najbliżej Krukonów. Spojrzałam wymownie w sufit. Granger znowu zaczęła swoją gadkę. O matko, jaka ona mądra. Każdy wie, że to veritaserum, bezbarwny, pozbawiony smaku eliksir prawdy! Znudzona paplaniną profesora oparłam się na ławce, próbując przez chwilę nadrobić tak krótki sen z którego zostałam w sposób, wręcz nieludzki wyrwana.
- Przynudza, no nie? - szepnął Zabini.
Kiwnęłam tylko głową i zaczęłam bawić się srebrną bransoletką, którą miałam na dłoni. Prawie całą lekcję, mówiąc potocznie 'przebimbałam', do czasu gdy Shlurgon oświadczył, że nagrodą na tej lekcji będzie... Felix Felcis! Z początku nie wiedziałam co to jest, ale Charlie mi wyjaśniła, że to eliksir szczęścia. Natychmiast wyobraziłam sobie dzień bez szkoły, z Draconem, ale on by był ze mną bez tajemnicy... Wypełniło mnie uczcie błogości. wiedziałam, że muszę ten eliksir zdobyć. Nie tylko ja zacierałam łapki. Draco się nagle wyprostował, a Potter patrzył na Shlurgona, jak na wyjątkowo... pyszny deser. Buhahaha. W sumie to proporcje ma odpowiednie, ale smak... Ble.
Otworzyłam swój podręcznik na stronie dziesiątej i omiotłam spojrzeniem instrukcję. Uśmiech spełz mi z twarzy, jakby wytarto go niewidzialną ściereczką. Eliksir był bardzo złożony i trudny do uwarzenia... Kątem oka dostrzegłam Malfoya' a, który gorączkowo czegoś szukał. Spróbowałam wycisnąć sok z strączka sophorusa. Fasolka ta nie dała się tak łatwo pokroić. Zirytowana spojrzałam w stronę stołu Gryfonów. Zauważyłam, iż Potter używa srebrnego noża... Taka alternatywna instrukcja może się przydać. Chwyciłam nóż i płaską stroną zmiażdżyłam strączek. Sok puścił natychmiast. Niestety następujących instrukcji wykonać nie umiałam, a podglądanie innych niewiele dało.
- Czas... minął! - zawołał Shlurgon. - Proszę przerwać mieszanie.
Zrezygnowana opadłam na krzesło. Draco po cichu klął na Shlurgona, a Blaise wyglądał na nie lada zdołowanego. Charlie jednak nie była smutna, wręcz przeciwnie.
- Coś ty taka szczęśliwa? - mruknęłam posępnie.
- Bo mój ojciec może mi załatwić mnóstwo tego eliksiru! I nie muszę ważyć jakiegoś Wywaru Żywej Śmierci... - odpowiedziała wzdrygając się na wzmiankę o eliksirze.
- Załatwisz mi też? - zapytałam ożywiona.
Charlotte puściła do mnie oczko i uśmiechnęła się przyjaźnie. No to nie muszę się o jedno martwić. Nawet jeśli Felix wpadł w ręce Gran... Potter'a?! Ludzie, trzymajcie mnie ja wymiękam. Dlaczego on?! Zgłaszam sprzeciw, to nie może być prawda! Nie tylko ja tak myślę. Charlie przecierała ze zdumienia oczy. Bliaise uniósł brwi. Draco miał lekko otwarte usta, i spoglądał z wyrazem niedowierzania, jak profesor wręcza Bliznowatemu flakonik ze złotym płynem.
- Nie martw się. - Blaise poklepał Maloy'a, próbując się uśmiechnąć.
W tej chwili rozległ się dzwonek i wszyscy zaczęli sprzątać swoje stanowiska. Draco opadł bezwładnie na krzesło i jeszcze przez kilka minut nie mógł się otrząsnąć się z szoku. Hm... No dobra, współczuję mu. W ramach tego 'współczucia' posprzątałam za niego. A jego wywar nie był, aż tak bardzo tragiczny. Nieco gorszy od Charlie i Granger. Biedaczysko.
- Kochanie, wszystko w porządku? - zapytała Charlotte, głaszcząc policzek chłopakowi. - Mogę ci załatwić ten eliksir do taty.
Draco podniósł wzrok.
- Zrobisz to dla mnie?
Charlotte kiwnęła głową. Razem wyszli z sali, pozostawiając mnie samą na pastwę losu z Zabinim. Nie zmieniam zdania - Draco to hipokryta, on ją wykorzystuje. No, ale bądźmy szczerzy czy Draco kiedykolwiek był fair wobec dziewczyny? Raz. Dwa... Ale tylko dla mnie...


*well-cared-for - zadbana

[ 1416 komentarze ]


 
Z pewnością to nie jest mój dzień!
Dodała Pansy Pakinson Czwartek, 25 Grudnia, 2008, 21:43

O notce mogę powiedzieć tyle, że długo jej nie było ;P W najbliższym czasie pojawi się również u Fleur. Nie martwcie się, nie pozbyliście się mnie. Powróciłam. Nie miałam internetu, stąd ta przerwa... Poza tym wkuwałam, aby wszystko pozaliczać. Wiecie, że nienawidzę pisać w kanonie, dlatego tak dużo pominęłam moimi opisami... Ech... Co tu gadać. ;/


Wesołych Świąt wam życzę! Już po Wigilli, ale jeszcze jutro drugi dzień świąt.

Idę pisać następną notę...

Żegnam was robaczki moje wy ;*
Aha jeszcze dydykejszyn... Hm... Dla mojego kochanego Mikołajka (nieświętego xd) i wszystkie członków ZKP Zoo xdd



---



Nadal 1 września


I nic! Kompletnie nic. Zero reakcji... Tak po prostu. To nie do przyjęcia - jak tak można?! Zaraz wyjdę ze skóry, cały czas nerwowo spoglądam w jego stronę, a on? Ulega czarowi Charlie, która opiekuńczo głaszcze go po głowie, czesząc pasma jego blond włosów... Ech, nieważne. Ważne jest to, że on chyba kompletnie nie przejmuje się moim zdrowiem psychicznym. Dlaczego? Bo ja tak nie robię! Ja tak nie postępuję!
- Pansy, wszystko w porządku? - zapytał Blaise, spoglądając na mnie podejrzliwie.
- Tak, jasne. - mruknęłam, kiwając głową.
Tak, jasne, że wszystko jest do kitu, a ja lada moment umrę z... podniecenia. Nie, nie złości.
- Ej, no na pierwszy rzut oka widać, że coś nie tak. - Blaise nie poddawał się.
Coś będzie nie tak, ja mi nie da w spokoju pomyśleć...
- Mógłbyś...
- Pansy złość piękności szkodzi. - wtrącił Dracon.
Odezwał się goblin jeden. "Złość piękności szkodzi" haha, ale się uśmiałam.
- Nie sądzę, aby to była twoja sprawa. - stwierdziłam ozięble patrząc na Dracona. - Twoja też. - dodałam widząc Blaisego, który już otwierał usta, aby coś powiedzieć.
Nie tylko ja mu to uniemożliwiłam. Drzwi przedziału otwarły się na oścież i stanął w nich... trzecioklasista z kartką w ręku.
- Blaise Zabini? - rzucił w przestrzeń.
Blaise poderwał się wyrywając kartkę z rąk młodego Krukona, który ze strachem w oczach wyszedł pośpiesznie z przedziału.
- Co to...? - zaczął Goyle.
- Zaproszenie... od jakiegoś Shlurgona... na podwieczorek...
- Horacego Shlurgona?
- Tak, Draco. Po co ja mu? - dodał przestraszony Blaise.
- Pewnie jest nowym nauczycielem. - rzekła z przekonaniem Charlotte.
- I kolekcjonuje zabawki... - mruknął Dracon.
- Co? - spytałam.
- Nic.
Ta, jasne nic. Ty nie rzucasz słów na wiatr, Draco. Dobrze wiem, że coś konkretnego miałeś na myśli.
- To ja się zbieram...
- Odprowadzić cię? - wtrąciłam nagle.
Przez chwilę sama nie byłam pewna swoich słów... Po prostu mówiłam automatycznie. Dlaczego? Sama nie wiem może podświadomie chcę zrobić Draconowi na złość? A co ja się przejmuję chłopakiem, który - nie wstydźmy się tego słowa - wykorzystał mnie?
- OK... - powiedział wolno Blaise, otwierając drzwi, a ja ruszyłam za nim.


***

Wbrew oczekiwaniom nie flirtowałam z nim, nie całowałam się... Mało co rozmawialiśmy. Blasie ciągle wypytywał się o mój zły nastrój, a ja ciągle zmieniałam temat. Nie uwierzycie, ale rozmawialiśmy nawet o POGODZIE. Oczywiście to moja sprawka, ale ostatecznie zawsze mówię:
- Co za piękna pogoda!
Nawet jeżeli za oknem (tak jak teraz) leje jak z cebra, że nic nie widać. Rozmowa z facetem nigdy nie będzie moją mocną stroną, to wiem. Kiedy wreszcie odprowadziłam go do przedziału tego belfra, z ulgą wróciłam do przyjaciół. Właściwie to bez ulgi, prędzej towarzyszył mi stres. Nie muszę mówić dlaczego... Draco, why?

***

Blasie wrócił już dawno i... nie uwierzycie, co nam powiedział. Shlurgon próbował sobie po prostu zwerbować ludzi z dobrymi znajomościami! Kątem oka dostrzegłam lekką irytację na twarzy młodego Malfoya. Czyżby zazdrościł koledze? No, ale wracając do tematu - był tam oczywiście Wybraniec i... Weasley Ginewra. Tak ta ruda pokraka. Ekhem czy to już nie ewidentna przesada? No i... LONGBOTTOM. Ja przepraszam, ale czy szanowny pan H. Shlurgon nie powinien sobie kupić OKULARÓW, jeżeli ma zostać naszym nauczycielem? Załamałam się jeszcze bardziej, gdy Draco (prawie) wprost oznajmił, że kręci go czarna magia i... ON. Sam-Wiesz-Kto. Nie dziwię się, bo jego ojciec jest śmierciożercą, ale... myślałam, że może on nim nie zostanie. Nie do końca cieszy mnie perspektywa zabijania ludzi... Rozumiem wyśmiewania, ale... zabić? Nie, to nie dla mnie. Najgorsze jest to, że stał się bardzo podekscytowany, odkąd wyszliśmy z przedziału... TAK, JA SIĘ O NIEGO MARTWIĘ. To stanowczo nie mój dzień.

***


JA...NIE...MOGĘ...


***

...DRACO ZNOKAUTOWAŁ...

***

...POTTER'A!!!

***


2 września, po północy. godzina inteligentnych przemyśleń i... bólów brzucha


Być może niepotrzebnie zapchałam się tym owocowym sernikiem z galaretką. Nie musiałam też brać dwóch dokładek pieczeni... Tylko, że jedzenie mnie odstresuje. Tak, tak węglowodany to już przeszłość.
Ale najgorsze jest to, że... Przepraszam, ale NAJLEPSZE jest to, że Draco dowalił Bliznowatemu. On został w przedziale i walnął go w nos. Potter'usiowi się nieco nosek wykrzywił, a jego szlachetna krew polała się. Ech, ale Wybraniec się niestety uratował, a raczej jego koleżaneczka... Pfff... I tak zwycięstwo jest po naszej stronie. Matko gdzie ja gramatykę stylistykę, ortografię i inne bzdety pogubiłam? Ach, tak spadły za łóżko... Kurczę jestem cholernie zmęczona i cholernie boli mnie brzuch. Na dodatek Charlie nie przestaje chrapać. Żart. Panna Idealna nie chrapie. Tylko ja jestem do takich czynów zdolna. Ech chyba mam biegunkę. Zawsze wtedy piszę bezsensu, myślę bezsensu i... żyję bezsensu. Dobra idę spać, ze mną robi się naprawdę źle i cierpię na rozdwojenie jaźni, gadam sama do siebie...


Papapapa.

[ 3348 komentarze ]


 
Co to miało być?
Dodała Pansy Pakinson Sobota, 08 Listopada, 2008, 10:35

Każdego z osobna przepraszam za małą ilość opisów i w ogóle za dosyć krótką notkę. Postaram się dodać coś nowego w miarę szybko.
A nota z dedykacją dla Ann-Brit, której życzę dużo weny i powodzenia. Tak Ann prowadzi pamiętnik Romildy Vane, do którego zapraszam, bo warto poczytać coś pisanego przez tak utalentowaną osobę.
Dobra to taka mała reklama, a co do noty to... Ech no stać mnie na więcej i to "więcej" pokaże w następnej notce. ;)
Obiecuję.











1 września
King Cross, godzina 9.57


- Pansy, możesz mi coś obiecać? - zapytał tata.
Niepewnie kiwnęłam głową.
Chyba mogę ufać własnemu ojcu? W końcu ON nie spiskuje przeciwko mnie i ON nie jest egoistycznym draniem, typu bliznowatego. I to nie przez niego mój kochany Draco jest przygnębiony. Też bym była, gdyby mój z deczka dziwny tatulek popijał herbatkę w Azkabanie w towarzystwie dementorów. Ach. Sorry ogromne, ale jestem bardzo, bardzo, bardzo wkurzona.
Właściwie to wkurzył mnie list od... Charlie. Tak od mojej najlepszej przyjaciółki. Czy ja ją mogę tak nazywać?


Kochana Pansy!
AAAAAA! Nie uwierzysz, nie uwierzysz.
Normalnie nie uwierzysz! Wiesz... Draco ostatnio był bardzo przybity,
Sytuacją swojego ojca i...
Postanowiłam poprawić mu humor.
Wiesz mieszkamy ulicę od siebie. Tak zgadłaś!
Chodzę z Draconem. Chodzę z tym niesamowicie przystojnym Ślizgonem!
Tak z tym Draconem, za którym szaleje każda dziewczyna oprócz ciebie!
Jestem takaaaa szczęśliwa, że wygaduję głupoty...
Ale... Po prostu... Jest bosko.
A wiesz jak dobrze całuje...?
Więcej opowiem ci jak tylko się spotkamy!

Podekscytowana
Charlie





Moja własna przyjaciółka. Aha. Nawet mnie nie POZDROWIŁA. Tylko... ona chodzi z Draconem! Ja głupia zawsze marzyłam o tym, aby moje malinowe usta zetknęły się z jego, aby jego szare oczy spoglądały na mnie z pożądaniem, ale... nie. Charlie osobiście postarała się o to, aby moje najskrytsze marzenia się nie ziściły! I co ma znaczyć to : "Tak z tym Draconem, za którym szaleje każda dziewczyna OPRÓCZ CIEBIE!" Kto powiedział, że ja za nim nie szaleję? Siła mojego uczucia jest dużo... silniejsza od innych! Przecież byłam przy nim zawsze i wszędzie! On mógł na mnie liczyć w każdej chwili... Dlaczego?
- Pansy, kotku jesteś?
- O. - ocknęłam się. - Tak tatku jestem... Mówiłeś coś?
- Możesz mi coś obiecać? - zapytał ponownie.
- No chyba mogę... - zaczęłam. - Tylko co?
- Opiekuj się Melindą i Ericiem, proszę. - powiedział tata.
- Mam się opiekować tymi brzdącami?! Tato to ewidentny obciach. - oznajmiłam. - Poza tym to wcielenia dwóch diabłów. - dodałam złośliwie patrząc na bliźniacze rodzeństwo.
Tak moje rodzeństwo. W ogóle to moja rodzina jestem BARDZO pokręcona i czasami sobie myślę "Kurczę blade, co ja tu jeszcze w ogóle robię?". No właśnie. W takiej chwili to tylko Expresem do Mediolanu albo... Bo ja wiem, chociażby na Hawaje.
Matka zakochana w zasadach, systemach, regułach. Ojciec nadopiekuńczy, zakochany w swojej gitarze, na której kompletnie NIE UMIE grać. Wydaje tylko dźwięki podobne do tych, które wydaje torturowana świnia. Tak TORTUROWANA ŚWINIA. Dobrze przeczytaliście. Nie wiem co to za świnia, ale ostatnio Caroline coś o tym mówiła... Kim jest Caroline? To największa kujonka na tej półkuli i moja kuzynka. Całe szczęście, że chodzi do Durmstrangu, bo bym się chyba zabiła, miając ją w klasie, a broń Boże w Slytherinie. Mówiłam już o tym, że moje młodsze rodzeństwo, jakie sprezentowali mi rodzice pięć lat temu to wcielenia szatana? Ja głupia cieszyłam się kiedy przyszli na świat, pomagałam kochanej mamusi i nie byłam świadoma, że samo urodzenie tych dzieci jest dla mnie przekleństwem i że wyrosną z tego takie.. niewychowane dziwolągi. Współczujecie mi, no nie? Ja jestem tylko tragicznie pokrzywdzoną szesnastoletnią dziewczyną, która pragnie miłości młodego Malfoya i... ŚWIĘTEGO SPOKOJU!!!
- Dobra, ale podwyższysz mi kieszonkowe? - odezwałam się po chwili.
- Hm... Niech ci będzie. - ojciec uśmiechnął się. - A wy moje małe pociechy słuchajcie się siostry i dobrze uczcie!
Uf. Teraz zajął się niańczeniem diabełków. Pewnie się zastanawiacie gdzie ja do licha jestem? Otóż stoję właśnie obok czerwonego Expresu Hogwart. Dookoła mnie istne szaleństwo. Ludzi tłum. O. Nawet szanowny pan Potter raczył przybyć. A ja myślałam, że jest zajęty rozdawaniem autografów...
Tak, tak Czarny Pan powrócił. Boję się? Nie. Praktycznie to nie chcę, aby zabijały i takie tam, ale ja nie mam się czego bać. Jestem czarownicą czystej krwi. W przeciwieństwie do Granger... Haha. Nie uwierzycie co ta szlama ma dzisiaj na sobie?! Sukienkę. Zieloną sukienkę i wygląda w niej jak... jakiś brokuł! Tylko, że brokuły są znacznie czystsze i w ogóle da się na nie patrzeć nie powstrzymując wymiotów... Gorzej z ich jedzeniem, ale szczegół. W każdym bądź razie wiecie o co mi chodzi.
- Pansy pamiętaj o obietnicy i się ucz! Liczę, że w tym roku oceny będziesz miała lepsza...
- Tato, czy ja wyglądam na robota? Uważam, że sumy zdałam jak na mnie bardzo dobrze i...
- ...stać cię na więcej. - dokończył ojciec, po czym pocałował mnie w policzek.
Czyli skończyła się tzw. "faza porad i obietnic" teraz jest "faza pożegnać i łez". Całe szczęście, że nie ma mamy. Chociaż ona jest raczej typem twardzielki i nigdy by się nie popłakała... W gruncie rzeczy to mój tata jest bardzo wyluzowany. Jakoś przyjął do wiadomości, że z jego ukochanego przedmiotu numerologii dostałam O. Okrągłe O. A jak wyglądają moje pozostałe oceny?






WYNIKI EGZAMINU
POZIOM STANDARDOWYCH UMIEJĘTNOŚCI
MAGICZNYCH






Oceny pozytywne
wybitny (W)
powyżej oczekiwań (P)
zadowalający (Z)


Oceny negatywne
nędzny (N)
okropny (O)
troll (T)



PANSY LEOCADIA PARKINSON OTRZYMAŁA :



ASTRONOMIA P
OPIEKA NAD MAGICZNYMI STWORZENIAMI Z
ZAKLĘCIA W
OBRONA PRZED CZARNĄ MAGIĄ P
NUMEROLOGIA O
WRÓŻBIARSTWO Z
HISTORIA MAGII N
ELIKSIRY P
TRANSMUTACJA P
ZIELARSTWO P





Moi rodzice narzekają, bo nie zdałam z dwóch przedmiotów! Litości! Nie jestem jak Caroline, która wkuwa nocami, aby dostać dziesięć Wybitnych! Sorry, ale ja nie będę się tak poświęcać DLA NAUKI. I moim zdaniem stopniem mam bardzo dobre, bo takich jest bardzo mało! Zdałam wszystko na czym mi zależało. W przyszłości będę uzdrowicielką... A jak mi się coś nie uda to będę pisać do Proroka. Ech, ale koniec o mnie.
No więc kiedy faza druga dobiegła końca tata odprowadził nas do samego pociągu. Kiedy tylko weszłam do pojazdu rzuciłam krótkie "Bye" rodzeństwu i zaczęłam przebijać się przez tłum dzieciaków. Mijałam też Grfonów, niestety. A gdzie zmierzałam? Do przedziału prefektów! O ironio. "Ronald" też.
- Cześć Piegusie. - przywitałam się z Weasley'em.
On tylko rzucił mi pełne pogardy spojrzenie. Tfu. Ono miało być pełne pogardy, ale było żałosne. Nie no, aż się przykro robi.
Kolejny dowód na to, iż Gryfoni są żałośni. To my, Ślizgoni jesteśmy najlepsi i nawet to, że wygrali Puchar Quidditcha w tamtym roku nie zmienia istotnych faktów. W końcu Puchar Domu ostatecznie zgarnął Slytherin. Przewagą siedemdziesięciu punktów na Gryffindorem, który był... Ech trzeci, niestety.
No, ale to MÓJ Dracon był gwiazdorem tego dnia. To on odebrał puchar, a później świętowaliśmy wszyscy. OK, tańczenie z Crabbem mi się znudziło szybko, ale później pojawił się Blaise i zagraliśmy w pokera. Za to Dracon był tylko na początku imprezy i na końcu... O nie! Chyba nie spędził wieczoru z CHARLIE? Matko Boska, tylko nie to.
Moja dłoń już była na klamce od przedziału prefektów, ale ktoś pociągnął mnie za bluzkę i przyciągnął do siebie. Poczułam jak ten ktoś przyciska mnie do ściany i zatyka buzię. Staliśmy za zasłoną, a do przedziału właśnie wchodziła Granger z tą Hanną Abott. Zamknęłam oczy. Do licha. CO JEST GRANE? Ucisk się rozluźnił, a ja automatycznie spojrzałam w cudowną twarz Dracona!
- Draco, co ty tu robisz? - zapytałam zdziwiona. - Właściwie co ty w ogóle robisz?!
- Cicho. - uciszył mnie, przytykając palec do ust. - Olewamy obowiązki. Idziemy do naszego przedziału, wszyscy już tam są.
- Kto tak powiedział?
- Ja. - uśmiechnął się, ukazując dwa rządki białych zębów.
Oczywiście uważam ten pomysł za TOTALNĄ GŁUPOTĘ, ale mam to szczęście, że nie powiedziałam na głos co o tym sądze. W końcu to pomysł Dracona. Nie powinnam kwestionować jego decyzji. Zresztą... Kto by chciał spędzić kilka godzin w towarzystwie innych perfektów? Ściślej Granger, Rudzielca, Erniego, Abott, Patil i innych oferm.
Pansy, może warto się wyluzować? Czemu nie... W końcu będzie tam Draco, Blaise, Vincent, Gregory i... Charlotte. Nareszcie będzie mogła odpokutować.
Razem z Draconem ruszyliśmy w kierunku naszego przedziału.
- Draco? Ty i Charlie... - zaczęłam.
- Charlotte jest niesamowitą dziewczyną. - stwierdził młody Malfoy.
- Czyżby? Więc...
- Pansy, chyba jej nie wierzysz! Nie chciałem jej robić przykrości i...
- Ale o co ci chodzi? - wtrąciłam.
- No wiesz...
- O to, że z nią chodzisz?
- No, po części...
- To powodzenia! Krzyżyk na drogę.
Zastanawiam się czy nie było w tym za dużo udawanej obojętności i sarkazmu. Każdy by się skapnął, że nie to czuje, ale dla Dracona liczą się słowa, nie odczucia.
- Hm... Myślałem, że chcesz... No wiesz... - jąkał się. - Pansy, ale ja potrzebuję twojej pomocy. MUSZĘ z nią zerwać. To nie jest dziewczyna w moim typie.
- Była taka szczęśliwa z tobą.
- Pansy!
Zatrzymałam się. Staliśmy już przy drzwiami.
Nie chciałam wejść. Tylko... Ach zgrywam się! Dlaczego udaję twardą, kiedy jestem miękka jak gąbka?!
- Tak, Draco? Co chcesz zrobić?
- No wiesz... Może byśmy poudawali, że...
-...jesteśmy parą?! Ty chyba sobie ze mnie żartujesz!
- Oczywiście, że nie.
- Patrz na moje usta. - poleciłam. - TO JEST MOJA PRZYJACIÓŁKA.
- Tak, ale oboje wiemy, że ja i ona to dwa różne światy! - oświadczył.
- I oboje wiemy, że ja tego nie zrobię, chociażbyś...
Ech. Emocje poniosły i stało się coś o czym marzyłam. Draco objął mnie w tali i nie czekając na nic przyciągnął do siebie i zaczął namiętnie całować. Ja, naiwna oczywiście odwzajemniałam pocałunki, czując niezwykle męski zapach wonnych perfum. Jego ciepły oddech wypełniał moją duszę. Jego dotyk był o dziwo bardzo delikatny. Byłam nim zauroczona. Trzeba przyznać Charlie rację - całował świetnie.
Kiedy oderwaliśmy się od siebie, nie byłam wcale zmieszana i on mi na takiego nie wyglądał. Zwyczajnie udaliśmy, że nic się nie stało. Nie raczyłam go nawet spojrzeniem. Poprawiłam tylko włosy i jak gdyby NIGDY nic weszłam to przedziału, a on za mną.

[ 742 komentarze ]


 
...
Dodała Pansy Pakinson Środa, 29 Października, 2008, 20:25

Kochani moi!
Naprawdę dziękuję wam za te wszystkie wspaniałe chwile, które z wami spędziłam i... czy się wam to podoba czy nie zostaję.
Chciałabym podziękować Parvati za to, że jest i komentuje.
Margot - ty już wiesz za co.
Ann-Brit - przekonałaś mnie w dużym stopniu i do tego czytasz moje wypociny xd


Po prostu... Nie mogę zrezygnować z tego pamiętnika, nie mogę. Jednak ja nadal jestem niepewna, dlatego wprowadzę kilka zmian, które ułatwią mi pracę i jej efekty będą dłuższe i ciekawsze ;P

Jakie zmiany?

Inny czas akcji.

Inne wydarzenia.

Ciekawe wątki.

Dłuższe notki, ale rzadziej dodawane.

To chyba tyle...


PS Nowy wpisy pojawi się prawdopodobnie w przyszłym tygodniu, bo do jutra nic nie napiszę, a weekend mnie nie ma.

Bużka :*

[ 1568 komentarze ]


 
Hm...
Dodała Pansy Pakinson Sobota, 25 Października, 2008, 20:03

Nie umiem pisać pożegnań. Zwłaszcza, jeżeli nie chcę ich pisać. No więc... rezygnuje.
Wiem, że zaraz mnie udusicie, bo dopiero co ten pamietnik przejęłam, ale zwyczajnie nie mam czasu. Myślałam, że dam radę i z Pansy i z Fleur, ale... Obowiązki mnie przerosły. Dużo myślałam nad tym, w zasadzie ostatnia notka była napisana, "bo wypada".
Musiałam z czegoś zrezygnować i kiedy przyszło mi wybieraz "Fleur czy Pansy?" wybrałam Fleur, bo mam na tę postać trwalszy pomysł i jestem z nią związana. Fleur to ja, a Pansy narodziła się w okresie, gdy Fleur brakowało...
Teraz nie ma już nic. Ja... żałuję, wiem teraz nie macie do mnie zaufania, bo zachowuję się okropnie, jestem beznadziejna. Ale ja nie mogę... Nie jestem przyzwyczajona robić coś czego robić nie chcę, zwałaszcza jeżeli to nie jest obowiązek. Zabrakło mi do tego serca.
Kochani nie żegnam się z wami, bo widzimy się jeszcz u Fleur ;) I nie opuszczę was, dopóki nie skończę jej historii, ale mój czas z panną Parkinson, choć krótki dobiegł końca.
Wybaczcie, proszę. :*



PS Chotycznie troszkę, ale... Nadal wypełniają mnie emocje.


[Edit] Jedna osoba mnie przekonała. Tak na w pół. Jeżeli nota nie pojawi się do końca miesiąca to rezygnuję [Edit]

[ 1135 komentarze ]


 
6. Pansy ja...
Dodała Pansy Pakinson Środa, 15 Października, 2008, 15:12

Krótko. Zapraszam... Hm... Niebawem? Nie wiem kiedy ciąg dalszy, ale się postram żeby był długi i pojawił się w miarę szybko.





Upał. Plaża. Morze.
Czyli to o czym marzyłam. Spokojne popułudnie spędzone na leniwym opalaniu... Słuchając ciechego szumu błękitnego morza, no i od czasu do czasu krzyków chłopaków. Oczywiście te nieinteligentne istoty wolały wypoczywać aktywnie, najczęściej wylewając na nas wiadra zimniej wody albo opsypując piaskiem. Ktoś kiedyś powiedział, że kobiety dosrastają szybciej od mężczyzn? Stuprocentowa prawda. Pf. Matko, Draco topi Charlie. Nic nowego.
A ja? Leżę wygodnie na leżaku spoglądając na rażące słońce i delektując się pysznym truskawkowym koktailem. Przyzwyczaiłam już się do luksusu. Nawet treningi nie są już tak męczące... Wiem kłamię, bo z treningami jest conajmniej trzy razy gorzej, a ten cały Jason daje nieźle w kość. Nogi mam z waty. Ręcę z gumy. Na patrz, dobrze, że za mózg się nie wziął, bo skoczyłoby się to tragicznie.
No, a tak wracając do wypoczynku to narazie jest fajnie. Czasami doskwiera mi nuda i nie uwierzycie, ale skorzystałam już z dodatkowych źródeł informacji. Byłam zmuszona w pewien deszczowy dzień, usiąść przy książkach, podczas gdy reszta grała w szachy. Nie cierpię grać w szachy. Już wolę czytać!
- Pansy, no chodź. Pochlapiemy się trochę, popływamy. - przekonywała mnie Charlie.
- Nie. - odpowiedziałam. - Jestem tu po to, aby odpocząć.
- Odpoczywać można aktywnie. Pansy mieliśmy się dobrze bawić!
- I ja się bawię wspaniale! Nic mi nie trzeba, a teraz odsłoń mi łaskawie słońce.
- Czego ty się boisz? - wtrącił Blaise.
- Niczego. Zwyczajnie nie mam ochoty na zabawę.
- Robisz się irytująca. Coś nie tak? Hej, nam możesz powiedzieć. Wszyscy bawią się świetnie tylko ty cały czas leżysz plackiem. - stwierdził Zabini.
- Bo ja jestem osobą dojrzałą.
- To nie znaczy, że nie możesz się wyluzować.
- A jeżeli nie mam ochoty?
- Przestańcie! - przerwał nam Draco. - Pansy chodź. Nie będziesz żałować. W każdej chwili możesz tu wrócić.
Miałam ochotę ich znokałotować. Czy do nich nie dociera sens moich słów? Wydaje mi się, że nie mówię po japońsku!
Chociaż... łagodny ton Dracona mnie przekonuje. No i Charlie mówi z sensem. Ach... Czy mogę tego żałować?
- No dobra. - mruknęłam posępnie i ruszyłam za nimi, nieświadoma co mnie czeka.



*** *** ***

Grrr... To nie dziki kot, ale zgrzyanie moich zębów. Nareszcie się dorwałam do pamiętnika. Sądziłam, że wszysko się dobrze skonćzy, a tu klops. W jednej chwili pluskaliśmy się wesoło w wodzie, w drugiej byłam pod wodą, a wszystko przez...? Zabiniego. Wcale się nie zdziwiłam. Po prostu kobieca intuicja mówiła mi "nie idź tam". No, ale ja jeszcze nie skończyłam. Ach... Wstyd mi jest, ale nie umiem pływać. I się wydało. Poszłam na dno, a Crabe za mną zanurkował. Było gorzej. Kiedy wreszcie poczułam suchy ląd... Blaise chciał mi zrobić sztuczne oddychanie! Masakra, po prostu. Myślałam, że nie obędzie się bez ofiar śmiertelnych mojego gniewu, ale zamiast tego zrobiło mi się głupio. Uciekłam i dlatego tu jestem. Kurczę, a co jeżeli oni tu przyjdą? Matko, zaczynam gadać, jakby byli jakimiś cyborgami, a to moi dobrzy kumple. O. Czyli nie ma się czego bać. Tylko, że ja boję się upokorzenia. Grrr... Mniejmy nadzieję, że nie będą się śmiać.

*** *** ***



Usłyszałwm ciche pukanie. Wzięłam głęboki oddech i rzekłam:
- Proszę.
Spodziewałam się Charlie, ale w drzwiach pojawił się... Dracon. Nie mogłam uwierzyć. Był przemoczony do suchej nitki, ale mimo to uśmiechał się do mnie. Nie chciałam zgrywać ponuraka, więc odwzajemniłam uśmiech.
- Dlaczego uciekłaś? - zapytał.
- Odpowiedź jest dosyć oczywista. - stwierdziłam. - Nie musisz słyszeć tego, skoro wiesz, że...
- Nie wiem nic. - wtrącił. - To przez Blaisego?
- Hm... A jak myślisz? Mogłam zginąć.
- Przesadzasz... No było to niebezpieczne, ale skończyło się dobrze.
- Ale...- zaczęłam. - Po co tu właściwie przyszłeś?
- Żeby ci coś powiedzieć.
Uniosłam brwi.
- I nie mogłeś tego zrobić wcześniej. - spytałam.
- Dopiero teraz na to wpadłem. Czułem to od początku, ale... To bardzo ważne.
- Co?
- Pansy ja...ja...
- Gadaj. - rozkazałam.
- Ja... ja...
- Tylko mi się nie jąkaj. - rzekłam. - Wal, śmiało.
- OK. - przełknął ślinę. - Pansy ja...

CDN .

[ 943 komentarze ]


 
5. Afrodyta, Atena i... rzeźnia
Dodała Pansy Pakinson Niedziela, 28 Września, 2008, 18:32

Wygrało Logo nr 2. Wysłałam je już do Guardiana i czekam, czekam... Chyba wyślę raz jeszcze xD - Przepraszam za opóźnienie z załadowaniem loga-podmieniłem nie ten plik- ale już jest OK!-Guardian.
Dziękuję wam za miłe komentarze, bardzo, ale też dziękuję za te niemiłe, jeżeli są one obiektywne ...
Natti - Hm... Wiesz może to logo jest lepsze, ale zmieniłam Pansy twarz i mi coś nie pasowało... Poza tym ta Pansy jest taka nijaka, a moja ma być radosna z takim "pazurem". :D Rozumiem cię też doskonale, że może wolałaś kiedy pisała Izaura. Zdaję sobie z tego sprawę, że być może nigdy jej nie zastąpie w pełni, ale staram się. Poza tym niecały miesiąc wcielam się w Pansy i zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszystko jest doszlifowane do końca i wygląda tak, jakbym chciała.







- Witamy serdecznie, pana Ministra. Czy mógłby pan odpowiedzieć na kilka pytań związanych z...
Oczywiście ten okropny głos wyrwał mnie ze snu, a to dlatego, że Charlie postanowiła sobie posłuchać radia! No proszę. Co takiego interesującego może powiedzieć Korneliucz Knot? Najgłupszy Minister Magii, jakiego mieliśmy nieszczęście poznać. Jego wypowiedzi są żałosne. No, ale przynajmniej nie jest Wielkim i Niezłomnym Fanem Potter'a. W skrócie WiNFP.
Niechętnie usiadłam na łóżku. Przez chwilę wptarywałam się przed siebie nieprzytomnie.
- Eeeej. - odezwała się Charlotte. - Wstawaj i rób rozgrzewkę! Dziesięć przysiadów, pajacyków, brzuszków, skłonów...
- Że co?! - krzyknęłam w pełni rozbudzona, patrząc się na Charlie z nadzieją, że to głupi żart.
Nie cierpię fizycznego wysiłku. Bieganie, skakanie i inne takie ćwiczenie są beznadziejne. Robię ja tylko jak mi się chce, dla przyjemności albo w celu zabawy. Inaczej można pomarzyć. Chyba nikt nie dożyje dnia, w którym zobaczy mnie biegającą.
- Ruchy, ruchy. - popędziła mnie przyjaciółka, nadal uśmiechając się złośliwie.
- Mówisz serio? - zapytałam kwaśno.
Charlie kiwnęła głową i zaraz wyjaśniła, że jej ojciec zatrudnił dla nas trenera. Codziennie rano mamy ćwiczyć, następnie przebrani idziemy na śniadanie, a później biegamy i ćwiczymy na plaży do skutku. Tylko ile ten skutek będzie trwał? Charlotte mówi, że ten gostek co ma nas "tresować" ( "trenowaniem" tego bym nie nazwała! ) jest podobno surowy i wymagający. Charlie mówi, że miała z nim lekcje. Tak tylko, że dla niej to żaden problem, ponieważ zdobyła trzy złote medale w zawodach lekkoatletycznych we Francji, na które zabrał ją ojciec. Oczywiście startowały w nich czarownice. No, ale wracając do tematu... To wszystko (podobno) ma służyc temu, abyśmy się nie nudzli i aktywnie odpoczywali! Tylko, że kiedy będziemy odpoczywać.
- Ja już wykonałam te ćwiczenia, ale mogę jeszcze raz to zrobić razem z tobą. - odparła spokojnie Charlie.
- Jeżeli chcesz to możesz. - stwierdziłam, po czym dodałam - Dzięki.
Przyjaciółka uśmiechnęła się uroczo i razem zabrałyśmy się do wykonywania ćwiczeń. Nie było tak źle... Po pięciu minutach już ubierałyśmy się na śniadanie. Zastanawiałam się czego mogę się spodziewać i bezwzględu na wszystko chciałam wyglądać ładnie. Założyłam moje pomarańczowe szorty, biały t-shirt, a pod spodem moje nowiutkie brązowe bikini. Co prawda daleko mi było do Charlotte i jej sexi figurą, ale nie najgorzej wyglądałam, biorąc pod uwagę, że w wakacje stałam się "bardziej kobieca" jak mówi moja matka. No, ale nie jestem pewna czy mogę brać pod uwagę wszystko co moja mama mówi... Chyba jednak ma rację biorąc pod uwagę to, że jak zchodziłyśmy ze schodów na nasz widok Draco zagwizdał. Zarumieniłam się. Tak naprawdę, jak jakaś lalunia. Natychmiast chciała oddać komuś nalepkę "Jestem lalunią", więc wakrnęłam:
- Co masz na myśli wydając z siebie tak nieprzyjemne dla ucha dźwięki?
- Pansy, przestań. - szepnęła Charlie. - Nieprzyjemne dla ucha? Draco możesz mnie tak witać codziennie, a nawet posuwać się dalej. - dodała na głos.
Żmija. Leci na Dracona jak deszcz od trzeciej klasy, ale on jest taki jak ja. Nie przepada za dziewczynami, jeżeli mają one w jego życiu odegrać większą rolę, niż dobre kumpele. Charlotte się nie poddaje. Jest piękną dziewczyną i zawsze mogła mieć każdego chłopaka (i do tej pory może), ale pojawił się taki wybryk natury jak Draco. To ją bardzo irytuje i nie daje sobie spokoju. Jeżeli ja się nie przełamałam to on raczej też tego nie zrobi.
- Charlie, uważaj. Zaraz ty się posuniesz za daleko. - odparł z lekką ironią Dracon.
Blaise przyglądał się tej scenie z zaciekawieniem, a Vincent i Gregory już zajadali się płatkami czekoladowymi. Tyle tu na stole pyszności, a oni się zdecydowali na coś tak prymitywnego jak płatki!
- Poważnie, wyglądacie ślicznie, zabójczo wręcz. - stiwerdził Zabini, posuwając się w bok, tak aby jedna z nas mogła obok niego usiąść.
Po wczorajszej sytuacji nie miałam ochoty tego zrobić, więc wcisnęłam się pomiędzy Dracona, a Vincenta. Chyba zarobiłam minusa u Charlotte, bo ona chciała usąść obok swojego "księcia z bajki", "tego jedynego". Haha. Szczerze? Tak właśnie o nim mówi. Może rzeczywiście jest tym jedynym, ale mówiłabym o nim "ten jedyny niedostępny". W końcu nie każdy facet musi klękać u stóp Charlie, wyznając jej to jak bardzo przypomina Kleopatrę, chociaż w rzeczywistości nie jest do niej podobna. Tą są dwa zupełnie inne typy urody.
- No jak tam nasza Afrodyta? Przygotowana na małe ćwiczonka? - zapytałam, uśmiechając się złośliwie Blaise.
No. Z Afrodytą to jeszcze się zgodzę i powiem szczerze, że nie obraziłabym się, gdyby ktoś kiedyś mnie tak nazwał. No, ale ja jestem tylko Pansy! Zastanawiam się co odbiło moim rodzicom, kiedy przyszłam na świat i dali mi takie imię? Mogłam się nazywać Annie Jane albo tak jak moja kuzynka Lauren Georgina Martha Parkinson. To już jakieś imię, ale ja jestem Pansy Parkinson i nawet nie mam drugiego imienia! O tak miłym przezwisku mogę pomarzyć.
- Do Afrodyty jej daleko. - rzekłam złośliwie, nie opanowując się.
Byłam zwyczajnie zazdrosna. Nie zdziwiłam się, kiedy Charlie rzuciła mi mordercze spojrzenie. Po prostu to nie fair!
- Odezwała się Atena. - onznajmił Draco, uśmiechając się do mnie.
Zrobiło mi się miło. Może i piękna nie jestem, ale przynajmniej mądra. To już jest coś. No, ale co mi tak z tymi boginiami odbiło. Tak czy siak jestem Pansy Parkinson i chociaż stanęłabym na głowie, rodzice się w życiu nie zgodzą, aby nazywała się Pansy Atena Parkinson. Samo w sobie głupio brzmi. W mordę hipogryfa robię się taka jak Charlie.
- Może zaczniemy jeść? Przypominam, że za chwilę będziemy ostro trenować. - odezwała się Charlie zirytowana, a być może zazdrosna?
W każdym bądź razie nie chciałam jej denerwować, więc zajęłam się jedzeniem cynamonowych naleśników z bakaliami, co chwila popijając karmelową herbatą. Właśnie takie śniadanie lubię jeść!
Kiedy skończyłam Charlie nadal męczyła się nad swoją sałatką, Draco znęcał się nad kawałkiem kiełbasy, a Crabbe i Goyle wyżebrali od Charlotte pudełko ciastek! Jedyną osobą, z którą mogłam sobie pogadać, okazał się Blaise.
- Przygotowana na rzeźnię? - zapytał ironicznie.
- Nie może być, aż tak źle. - odpowiedziałam na to, chociaż wiedziałam, że będzie tragicznie, jak wszyscy zobaczą mnie wykonującą ćwiczenia.
- Zobaczymy. - wtrącił nagle Draco. - Napewno te ćwiczenia zabiją Vinca i Gregora.
No i jakieś pocieszenie! Na tle tych dwóch napewno nie wypadnę tak tragicznie. No, ale przecież im współczucje i... pękam ze śmiechu, a jednocześnie cieszę się, że na ich miejscu nie będę!
- Gotowi? - usłyszałam głos.
Trener okazał się przystojny. Na oka dałam mu ze dwadzieścia trzy lata. Miał czarne przy długie włosy i śniadą cerę.
Charlotte natychmiast poprawiła fryzure, chociaż za chwilę jej idealnie proste włosy zaczną sterczeć na wszystkie storny.
- Tak. - odopwiedzialiśmy chórem i ruszyliśmy za trenerem.
Kiedy dotarliśmy na plaże kazał na biegać przez trzydzieści minut! Załamałam się, ale zaczęłam biegnąć za Charlotte, która już po chwili prowadziła, a ja zostałam w tyle z Goylem i Draconem. Wbrew oczekiwaniom Crabbe radził sobie rewelacyjnie - biegł tuż za Charlie. Po dziesięciu minutach byliśmy padnięci i co chwila zatrzymywaliśmy się pod pretekstem zawiązania sznurówek (warto wspomnieć, że miałam sandały). No i przez te buty bolały mnie stopy, a ten cały Jason (bo tak miał na imię ten trener) popędzał nas średnio co dziesięć sekund. Z ulgą usłyszałam gwizdek, na który się zatrzymaliśmy. Jason kazał nam zrobić piętnaście pompek! Zmuszona uczyniłam to, ale lekko nie było. Później wykonywaliśmy serię skomplikowanych ćwieczeń, aż w końcu usłyszałam:
- Koniec zajęć!

*** *** ***



[image]
I jak tu jej nie nazwać Afrodytą?

[ 626 komentarze ]


 
4. Kolorek
Dodała Pansy Pakinson Niedziela, 21 Września, 2008, 16:22

Jestem zaskoczona widząc tyle miłych opini. Naprawdę ciszę się, że to co pisze podoba wam się.
Ta nota jest mniej Pansy'owska, ale mam nadzieję, że również sopodoba wam się xD
Dziękuję ci serdecznie Aurorko za... wszystko. Ta nota jest właśnie dla ciebie :***


PS Zapraszam do Fleur Delacour ! ;-)


*** *** ***

Zmarszczyłam delikatnie czoło, ale uległam Charlie, która z nadzwyczajną siłą pociągnęła mnie do eleganckiego salonu.
Było w nim niezkazitelnie czysto, a w kominku dostrzegłam wesoło tańczące, złote płomienie. Na środku pomieszczenia stała skórzana sofa w kolorze czekolady, na której wygodnie usadowił się Draco. Uśmiechnęłam się pod nosem. Ten to lubi wygody. Obok kanapy stały dwa wielkie fotele, na których leżały wygodnie aksmaitne, kremowe poduszki.
Na ścianach w kolorze ekri powieszonych było mnóstwo obrazów w pozłacanych ramach.
Na kominku podstwione stały fotografie, na jednej z nich dostrzegłam Charlie wraz piękną blondwłosą kobietą, która zepewne była jej matką. Nagle poczułam coś miękkiego i zorientowałam się, że na podłodze leży niedźwiedzi dywan. Z prawdziwego brunatnego niedźwiedzia. Zatkłam sobie powoli usta dłonią.
- Pansy, co ci się stało? - zapytał Blaise, spoglądając na mnie ze zdziwieniem.
W tej chwili zorientowałam się gdzie jestem, że gapi się na mnie czterech chłopaków, a za mną stoi Charlotte i cierpliwie czeka, aż łaskawie się ruszę.
Postanowiłam zachować się spokojnie, więc usiadłam na jednym z fotelów i czekałam na dalszy rozwój sytuacji.
Jejku, co się ze mną dzieje? To tylko zwierzę. Przecież to tylko mugolski niedźwiedź! Nie żaden hipogryf czy też sklątka tego olbrzyma (chociaż nie płakałabym z powodu tego drugiego). Jestem tu żeby się bawić, a nie martwić się zdechłymi futrzakami. Obchodzi mnie tylko mój Foster i dobra zabawa!
- To co to za niespodzianka? - spytałam, przerywając ciszę, która dzwoniła mi w uszach.
Charlotte stanęła obok kominka uśmiechając się promiennie, ten uśmiech przyprawił mnie o mdłości, ponieważ przypominał mi te mugolskie gwiazdki z okładek gazet. Skrzywiłam się nieco, a Charlie chyba to dostrzegłam, bo jak na sygnał przybrała dumną postawę.
- No więc. - zaczęła.
"No więc". Czyli co to za niespodzianka, bo to no więc mnie zdeka irytuje. Czy nikt nie moze pojąć, że ja jestem bardzo ciekawską osobą i jak zaraz nie dowiem się o co w tym wszykim biega to za siebie nie ręczę! Mam przy sobie różdżkę i gardzę zasadami, a kilka uroków niezłych znam, więc radziłabym gadać, jeżeli...
- To jest ośrodek mojego ojca. Pracuje tu mnóstwo ludzi, którzy wykorzystują magię. - wyjaśniła. - Jak wiecie ministerstwo może wykryć użycie czaru, ale nie tego kto to zrobił, a ponieważ wszystkie te czary w tym ośrodku są wielkie zakłócają pracę systemu w ministerstwie, więc możemy używać tu magii bezkarnie, ponieważ nikt się o tym nie dowie! Mój tata potwierdził moją teorię, więc... Różdżki dłoń.
Przez chwilę nie docierało do mnie to co powiedziała. Magiczne wakacje. Czary poza szkołą. Jest jedno słowo, które może określić to co o tym wszystkim myślę - BOMBA!
Nagle Crabbe wstała uradowny z kanapy krzyknął:
- Accio ciastko!
Dostrzegłam tylko jak leżące na stoliku ciastko wędruje szybko do jego dłoni. Vincent przyglądał mu się przez chwilę zafascynowany, a potem wciasnął je do buzi. Żarłok. Naprawdę jak on może upychać w swoim brzuchu tyle kalori, a jednocześnie nie wywołując trzęsienie ziemi każdym swoim krokiem. Zabawne, ale możliwe.
- Ja też chcę! - oznajmił Goyle, po czym zrobił to samo co Crabbe.
Zachwują się jak dzieci. Urwanie głowy, ale zawszone bachory z nich. Czy oni myślą o czymś innym niż jedzenie? No tak... w grę wchodzi jeszcze spanie.
- Wolność! - krzyknął uradowany Blaise, po czym wyjął różdżkę i strzelił we mnie jakimś dziwnym zaklęciem.
Wstałam jak oparzona. Nie wiem czemu, ale zaczęłam wykonywać podobne ruchy do tych, które służą do wytrzepywania się. Spojrzałam na Zabiniego przerażona. Psychicznie żadnej zmiany nie czułam, ale...
- Co ty zrobiłeś? - zapytałam przerażona, upewniając się czy nadal mam dwie nogi, pięc palców u ręki i głowę na miejscu.
- To miało być zaklęcie lewitujące fotel. - wymamrotał Blaise, robiąc niewinną minę.
- Przepraszam miało być? Tylko nie trafiłeś w fotel, tak? Nic mi nie będzie? - chciałam mieć pewność nie umrę w ciągu siedmiu dni, ponieważ z Blaise jest wszystko możliwe.
- Raczej nie, ale...
Nagle Draco zaczął się śmiać. Porządnie śmiać, wręcz krztusił się ze śmiechu, a ja poczułam, że robię się czerwona jak burak, ale nie ze wstydu, ale ze złości.
- Z czego na anielską sklątkę się śmiejsz ty... szpiczaku jeden?! - zapytałam napastliwie.
Po chwilii dołaczyła do niego reszta. Miałam ochotę strzelić w nich kilkoma Krukami (Crucio) i Avadami, ale zabić ich nie chciałam tylko zrobić z nich inwalidów. W środku gotowałam się ze złości, a wytrzymać nie mogłam! Gdybym chociaż wiedziała o co tym idiotą może chodzić! Czy ja mam... zielone włosy?
Stanęłam jak wryta gapiąc się w wielkie lustro w złotej oprawie. Tak. Mam zielone włosy, ale takie intensywnie zielone. Nie mogę uwierzyć, na smoczy pazur zaraz się rozpłynę.
- Blaise! - krzyknęłam groźnie. - Ty upośledzony psychicznie pawianie! Czy to jest skutek uboczny twojego durnego jak hipogryfie jaja zaklęcia?!
Teraz to już mylałam, że wybuchnę, bo gotowało się we mnie tyle emocji, że nawet największy czajnik świata by tego nie pomieścił! Gdzie tu jest bliznowaty bohater??? Podobno ratuje z opresji, ale ja go tu nigdzie nie widzę... Zaraz się załamie.
- No... ja... sorry. - wyjąkał, ale zaczął śmiać się znowu, więc strzeliłam w niego zaklęciem i jego kolor włosów też się zmienił na... fioletowy.
Wtedy zaczął się śmiać Draco, co Blaise wkurzyło, więc Malfoy'owi się włoski różowe się zrobiły, a wyglądało to bardzo komicznie i zwiłam się ze śmiechu, chociaż wokół mnie trwała wojna na... włosy. Charlotte miała już żółtą czuprynę, a Crabbe zrobił się bardzo wesoły... To przez tą pomarańcz ona szkodzi wszystkim, z kolei Goyle zamienił się w emerytę z siwymi włosami, ale stwierdziłam, że to za smutno, więc zmieniłam mu kolorek na niebieski.
Kiedy zobaczyliśmy swoje zwariowane kolory fryzur, zaczeliśmy się chichrać jak opętani i trwało to dobre pół godziny, ale jako pierwsza ocknęła się Charlotte i rzekła przerażona:
- Ej, a to coś zejdzie?
O nie! No właśnie czy to coś zejdzie?! Przecież nie pokaże się z czymś takim publicznie! Na smoczą krew. Przecież... Nie mogę... Nie mogę po prostu! Granger będzie miała niezły ubaw, a ja?! Nie pozwolę na to, aby bliznowaty i rudzielec się ze mnie śmiali! To... nie. Nie do zniesienia! Zabiję Blaise!
- No wiecie... - zająkał się Zabini. - W przypadku Pansy to efekt uboczny zaklęcia, więc wystarczy zwykłe zaklęcie usuwające takie skutki.
Ulżyło mi. Natychmiasy wyciągnęłam różdżkę i użyłam zabawiennego Revenatte, aby pozbyć się tego... czegoś. Z ulgą ujrzałam moje piękne orzechowe włosy w odbciu lustra. Kamień spadł mi z serca. Nie będę musiała się wyprowadzać się na Syberię.
- A co z nami? - zapytał na w pół przerażony, a zirytowany Draco.
Spoglądał ze strachem na swoje różowe włoski... No cóż współczucie. Biedaczek chyba najbardziej będzie miał przechlapane z nas wszystkich. No i ja nie będę się z nim publicznie pokazywać...! Przecież... bliznowaty i w ogóle. Ach, ale przyjaźń jest ciężka.
- No wiecie, a może... - zaczęłam, bo w tej chwili doznałam olśnienia.
Brązowe włosy mają to do siebie, że dzięki nim zaczynam trzeźwo myśleć.
- Co?!
Tym razem to była Charlotte, która wyglądała, jakby za chwilę miała dostać milion galeonów na zakupy.
- Przecież to samo zaklęcie może usunąć też wasze fryzurki. - stwierdziłam.
Crabbe przez chwile nie kapował, podobnie jak Goyle, ale w końcu jakoś zrozumieli o co biega kiedy wytłumaczył im to Draco, na przemian z Charlie.
- Niezły pomysł. - oznajmił dopiero teraz Zabini.
On jest taki zadumany w sobie. Nie może znieść, że w naszej paczce ja też myślę. W tym roku zamirzam być nawet lepsza od Granger... W końcu to tylko mała szlama. Trudności nie będzie. Przeczytam kilka "dodatkowych źródeł informacji" i po sprawie!
- No to... - odezwał się Goyle, który marzył o pozbyciu się niebieskiej czupryny.
Chwyciłam różdżkę i po kolei uwalniłam przyjaciół od zabójczych barw. Powiem szczerze, że Draco jest przystojnym blondynem, bo w różowych włosach wyglądał beznadziejnie. Charlotte też nieźle przywitał się ze swoimi puszystymi, jedwabnymi blond włosami, a Vincent i Gregory odetchneli z ulgą. Blaise tylko uśmiechnął się ironicznie i zachował się jak gdyby nigdy nic.
- Może tak "dziękuję"? - zapytałam go, marszcząc czoło.
- Nie ma za co. - odpowiedział, szczerząc zęby.
- Mógłbyś, chociaż raz zachowywać się jak dobry kumpel, a nie jak upośledzony egoista. - warknęłam.
- Ty nie podziękowałaś mi. - rzekł Zabini przez zęby.
- Za co?! Za to, że przez twoje bezmyślne cztery litery miałam zielone włosy?!
- Ale to naprawiłem... - stwierdził.
- No i masz szczęście, bo inaczej...
- Bo inaczej co?!
Pominęłam tą uwagę milczniem, ale nie poddawałam się. Nie lubię się kłócić, ale jestem osobą z charakterkiem, więc... wszystko idze ze sobą w parze.
- Pomyśl sobie, że ja wcale cię nie lubię, a przynajmniej nie takiego drania. - oświadczyłam. - Możesz być inną osobą, ale tego trzeba chcieć!
- Wyobraź sobie, że nie myślę o radykalnych zmianach. - wycedził.
- Świetnie! O mnie też nie myśl. Najlepiej myśl tylko o swojej buźce! Jesteś okropny... Przecież kiedyś cię lubiłam. Matko co ci się stało?! Jeszcze na Pokątnej byłeś taki...
-... beznadziejny? Tak wiem, ale teraz...
- ... jesteś bezmyślnym idiotą, który dba tylko o siebie, a nie przyjmuje do świadomości jak duży błąd popełnia. - dokończyłam.
- Ej, ej. Stop. - przerwał Draco, bo Blaise otwierał już usta. - Szczerze? Zachowujecie się jak dzieci, ale przynam, że to Pansy ma rację. Zabini jesteś ostatnio taki inny.
Przez chwilę milczeliśmy.
Naskoczyłam na na Zabiniego może za ostro, ale jestem osobą, która mówi co myśli, a on naprawdę się zmienił. Ja nawet nie wiem o co mu chodzi! Naoglądał sie mugolskich serialików? Chce zostać Narcyzem?!
- Sorry, ale ja myślałem, że... - zaczął Blaise. - Wydawało mi się, że taki Zabini jest lepszy... Tameten był milutki jak Gryfon. - tu skrzywił się.
- No coś ty... - rzekła Charlie. - Tamten Blaise był dobrym kumplem i prawdziwym Ślizgonem. Chcesz zostać takim Narcyzem jak Potter?
- No coś ty, ale... Ja myślałem, że... Pansy takich lubi. - powiedział.
Nie chciałam być niegrzeczna, ale czy on sugeruje... Pfff. Chyba sobie śni, ja chłopaków nie potrzebuję. No, ale biedaczek przecenił się zdeka i posłuchał przysłowia "Kto się czubi ten się lubi".
- Rozumiem, że jestem twoją przyjaciółką i zależy ci na moim zdaniu, ale ja też wolę tego starego Blaise. - oznajmiłam.
Nieźle mu to przetłumaczyłam i to tak z marszu. Na stado hipogryfów niech se nadziei nie robi!
- Wiesz ja...
- Koniec sprawy. - oświadczyła Charlotte wstając. - Czas zacząć zabawę.
Te słowa powitałam aplauzem. W końcu po to to jestem. Biwić się, pływać, opalać i jeść. Czasem spać. Imprezować. Wszystkiego spróbować, przeżyć wiele przygód.
- Kto chce posłuchać Fatalnych Jędz? - zapytała po chwilii.
Wbrew pozorom lubimy ten zespół. Znaczy się ja i Charlie, bo dla chłopców puściliśmy później The Dragons i ich najnowszy przbój Jesteś szlamą. Urocze co nie? Goyle wpdał na pomysł, aby zaśpiewać to Granger, a Draco napisał niezłą przeróbkę tej piosenki. Powiem szczerze, że ma do tego talent, bo zwijałam się ze śmiechu. Napewno napisze jeszcze nie jedną piosenkę w Hogwarcie...

*** *** ***


Teraz mała niespodzianka. Jak wiecie zmieniłam Pansy twarz, więc to logo raczej już nie pasuje do niej... Chciałam wymyślić coś orginalnego, a zarazem ładnego i pasującego do Pansy i... nie mogłam się zdecydować.
Zrobiłam trzy loga i pomyślałam, że to ma służyć wam nie mi. taka pierwsza strona jej pamiętnika... Wszystkie te loga moim zdaniem do charakteru Pansy pasują .
No, ale przejdę do sedna.
Możecie głosować na logo, które wam się najbardziej podoba. Obraz, który zdobędzie najwięcej głosów stanie się nowym logiem!

Glosujcie więc na numer 1:

[image]

Lub numer 2:

[image]

Macie też do wyboru numer 3:

[image]


W komentarzach wpisujcie numer, na który głosujecie.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam ponownie za tydzień ;***

[ 1803 komentarze ]


 
3. Przygotowania do podróży ^^
Dodała Pansy Pakinson Niedziela, 14 Września, 2008, 16:46

Nota sprawdzana tylko raz, ostrzegam :D
Roruś co do twojego stwierdzrnia, iż Pansy sie zakocha. Hm... Wiesz nie do końca masz rację, chociaż w jej życiu pojawi się pewien chłopak.
Zapraszam do czytania. :]

PS Wpadnijcie do Fleur!!!



--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

- Mamo! Gdzie schowałaś moją kosmetyczkę?! - krzyczałam, biagając po całym domu w poszukiwaniu czerwonego kuferka.
- Skarbie nie wiem! Weź coś z mojej! - odpowiedziała mama z dołu.
No pięknie! Mam niby użyć czerwonej szminki i cieni do powiek modny w latach sześćdziesiątych?! Litości! Nie wystawię dużego palca u nogi za drzwi frontowe dopóki nie znajdę zguby!
Wbiegłam do swjego pokoju jeszcze raz przeszukując szafę, komodę i każdy mebel (łącznie z łóżkiem). Bezskutecznie, niestety...
- Mamo!!! - krzyknęłam raz jeszcze. - Nie ruszę się z domu jeżeli nie znajdę kosmetyczki!
- Spobuj szukać w garderobie! - odparła matka, wchodząc po schodach.
- Dzięki. - powiedziała i ruszyłam w kierunku pomieszczenia.
Zguba się znlazła! Cały czas spoczywała w stercie moich cichów, które mama uważa ze beznadziejne i chce mi je wyrzucić. Kiedyś cudem zapobiegłam zniszczeiu mojej ulubionej bluzki i pary nowych jeansów!
Jak matka się na coś uprze to sprzeciwić się jest jej naprawdę trudno. Ostatnio wygłosiła mi przmówienie na temat poprawnego korzystania z łazienki, bo twierdzi że spędzam tam zbyt dużo czasu.
Wypraszam sobie, ale jeżeli jem posiłki kogoś, kto gotuje na poziomie gumochłona to niech się nie dziwi, że mam później tygodniową biegunkę. Oczywiście mama gotuje nieźle, jeżeli nie zrobi fasolki po bretońsku w sosie pomidorowym! Twierdzi, że to jej specjalność i mogłaby to mi wypychać na siłę do buzi, więc jeść muszę...Wracając do tematu.
Kiedy znalazłam kosmetyczkę wykonałam rutynowe zabiegi upiększające, czyli pomalowałam się błyszczykiem, nałożyłam podkład, puder, róż i srebrzysty cień do powiek.
Gotowa zbiegłam po schodach. Nie obyło się bez bolesnej gleby na śliskiej podłodze, którą mama przed chwilą myła.
- Dzięki za ostrzeżenie. - mruknęłam, wstając.
- Gotowa? - zapytała mama.
Kiwnęłam głową.
Udałyśmy się do salonu, a mama chwyciła kremową wazę, w której znajdował się proszek Fiuu.
- Idziemy na Pokątną? - zapytałam.
- Tak. - odpowiedziała matka. - Musimy wymieć pieniądze w Gringottcie no i kupić ci podręcznki.
Wzięłam garść proszku i stanęłam w otworze.
- Pokątna! - oświadczyłam stanowczo.
Poczułam się dziwnie wirując w przestrzeni kominkowej, oglądając londyńskie wnętrza salonów od czasu do czasu mijając ludzi. Po kilku sekundach wylądowałam w Dziurawym Kotle.
- Odsuń się. - rzekł ktoś, chwytając mnie za skraj bluzki i ciągnąc w lewą stronę.
W tej chwilii w kominku zwaliła się belka, podtrzymująca jego "sufit".
- Dzięki. - odpowiedziałam, odwracając się w stronę wybawcy. - Blaise!
Zabini uśmiechnał się przyjaźnie.
- Co ty tu robisz?
- Załatwiam sprawy Hogwartu. W końcu jutro mam jechać do Charlie... Dostałaś zaproszenie?
- Oczywiście. - odparłam. - Charlotte to moja kumpela.To dosyć oczywiste, że mnie zaprosiła.
- Draco skakał z radości. - rzekł Blaise, szczerząc zęby.
- Skąd wiesz? Dlaczego? - spytałam, patrząc mu w oczy.
- Dlaczego?! Przecież pokłócił się przed końcem roku z Charlotte. Cieszył się, że mu wybaczyła. - wyjaśnił Zabini.
- Nadal nie rozumiem. On chce z nią chodzić?
- Właśnie nie. Chce się z nią przyjaźnić, a ona w tamtym roku miała obsesję na jego punkcie, pamiętasz?
- Nooo... Skąd wiesz, że skakał? - zapytałam podejrzliwie.
- Byłem u niego, mieszkamy dwie ulice od siebie, więc przychodzę czasem do niego, a on do mnie. - wyjaśnił Zabini.
Rozmowę przerwała nam oczywiście mama, zabierając mnie do Esów Floresów. Jejku, po co jestem jej potrzebna w kupowaniu podręczników?! Jeszcze mnie namówiła do wzięcia kilku dodatkowych książek z transmutacji, bo to z niej radzę sobie najgorzej. .
Z miną skazanego na śmierć ruszyłam do kasy z mnóstwem dodatkowych źródeł informacji.
Po zaopatrzeniu się w książki, udałyśmy się do Madame Malkin kupić nową szatę szkolną, a następnie do apteki po składniki do eliksirów.
Byłam naprawdę wykończona, a czekały mnie jeszcze zakupy w mugolskim centrum handlowym...

*** *** ***

Nareszcie! W domu! Leżę sobie teraz na miękkim łóżku i wypoczywam po bardzo męczącym dniu.
Mama nakupywała mi tyle ciuchów, że ekspedientka sie załamała, licząc to wszystko (warto dodać, że kasa się zapsuła). Nie prosiłam ją o to, ale skoro już mi kupiła to niech będzie.
Swoją drogą to ciekawe co Blaise miał naprawdę na myśli, mówiąc, że Draco skakał z radość... Może on chce chodzić z Charlotte? Może. Jeju, Pansy nie wtrącaj się w cudze sprawy miłosne, bo ciebie to nie obchodzi, podobnie jak każda istota przeciwnej płci. Oczywiście przyjaciele to jedno, a... partnerzy to drugie!
No dobra Pansy, nie bulwersuj się tak to tylko wspólny wyjazd z przyjaciółmi, podczas którego będziecie się świetnie bawić... Aaaaj! Nie mam humoru. W mordę hipogryfa co się ze mną dzieje?! Muszę czytnąć Proroka, bo popadnę w depresję...

*** *** ***

Chwalcie niebiosa, nareszcie niedziela! Nadszedł ten piękny i nieobliczalny dzień tygodnia, w którym może wydarzyć się tylko jedno. WSZYSTKO!!!
Wyjeżdżam z tego wariatkowa, nie ma mnie. Hahahaha.
Boże, czyż ja nie zwariowałam?! Nie. Naprawdę wypełnia mnie euforia i od samego ranka jestemn przyszykowana. Tylko czekam na pana VanDroct'a. Czuję, że to będą niezapomniane wakacje, a raczej ich koniec.
Jestem taka podekscytowan, że straciłam swoją zwykłą mi dumę... Nie będę, więc pisać głupot, tylko idę zjeść obiad.

*** *** ***

Po obiedzie popędziałam na górę po swoje bagaże i z pomocą taty zniosłam je na dół. Mama przygotowała ciasteczka, a w salonie panował nieskazitelny porządek. Na potężnym kominku nie było śladu zwykłego kurzu, a kolekcja płyt taty była starannie poukłada na w szklanym kredensie pod telewizorem.
Cały dom wyglądał, jak nowy! Mama położyła na kanapy jedwabną kapę, a na stole leżał najładniejszy obrus. Naprawdę nie wiem, dlaczego chcą zrobić dobre wrażenie na ojcu Charlotte. Może dlatego, że jest on znany na całym świecie i obrzydliwie bogaty? Możliwe.
- Mamo, gdzie jest Foster? - zapytałam mamę.
Foster jest moim kociakiem, a mama nie cierpi zwirząt, więc jest narażony na wielkie niebezpieczeństwo. Raz już matka próbowała go uśpić, ale odstawiłam scenkę i trochę poudawałam, że płaczę, więc dała sobie spokój. Nadal patrzy na Fosia z pogardą i przy każdej okazji wypomina, że stłukł kiedyś MOJĄ szklankę, którą tak naprawdę stłukłam ja i ciągle to mówię, a mama swoje, że ten "futrzak" mnie rozproszył.
- Skarbie musimy robić dobre wrażenie, dlatego zaniosłam go do spiżarni. - ośiwdczyła matka, czyszcząc kredens.
- Mamo! - krzyknęłam oburzona. - Biorę do ze sobą do Hogwartu i uwierz jest bardzo dobrze wychowanym kotem.
- Wątpie. - mruknęła w odpowiedzi mama.
Prychnęła zirytowana i popędziłam po kociaka.
W mordę hipogryfa, biedaczek nic nie jadł.
Natychmiast poczęstowałam go kawałkiem dorsza i wyjęłam go z klatki. Wzięłam go w ramiona i pozwalałam mu na lizanie mojego policzka. Nie wiem, dlaczego mama go tak nie cierpi. Jest uroczym stworząkiem. Przeczesałam jego bielutką sierść i włpżyłam go do specjalnego koszyka, po czym wyszłam ze spiżarni.
Ten kociak mnie... zmnienia. Przy nim jestem wrażliwą osobą, a przecież prawdziawa Pansy to bezczelna indywidualistka, nie zważająca na uczucia innych. Taak.
- Pansy uczesz się w gładkiego koka, a nie jakieś rowiane loczki. - pouczyła mnie mama, patrząc na moją fryzurę z politowaniem.
- Mamo, posłuchaj. Tak jest modnie i tak mi się podoba. Koka zachowam na bardziej oficjalne okazje. - odparłam.
- Pansy musisz sprawić dobre wrażenie! - rzekła matka.
- Myślisz mamo, że jak czesze się Charlie? Tak samo! - powiedziałam i usiadłam na kanapie.
Tata zająłm iejsce obok mnie i zajął się czytaniem gazety.
- Czy mama zawsze jest taka? Czy była taka jak ją poznałeś? - zapytałam go.
Ojciec odłożył gazetę.
- Twoja matka była kiedyś pełną wdzięku dziewczyną, a kiedy ją poznałem poczułem, że to jest ta jedyna osoba. Delikatna, urocza, piękna. Zakochałem się w niej, ale ona mnie nie zauważała...
- Chcesz powiedzieć, że mama nie była koiedyś stanowcza i wścibska? - wtrąciłam.
Tata pokręcił głową.
- Miała wyjść za mąż za Kornela Malfoya, brata Lucjusza, ale niestety umarł przystając do śmierciożerców. - wyjaśnił.
- A później poznała ciebie?
- Dokładnie i oboje byliśmy szczęśliwi. Mieliśmy wielki pięknym, wielki ślub, a niektórzy spoglądali z zazdrością na nasze szczęście.
- Chcesz powiedzieć, że dopiero po ślubie mama pokazała sowje oblicze?
- Nie. To stało się kiedy Lukas przyszedł na świat. Zaczęła szyć ubranka i spędzać dni w kuchni. - rzekł ze smutkiem.
- A ty uzależniłeś się od telewizora?
- Hm... Wiesz bnie za bardzo mam co robić w takiej sytuacji. - stwierdził ojciec, wracając do lektury.
Co się ze mna dzieje? Przez chwilę byłam zupełnie inną osobą... wrażliwą Pansy, która wsłuchuje się w historię ojca. Może kiedyś moja matka była inna, ale... Czy to oznacza, że też się stanę kiedyś taka, jak matka? Będę gotować fasolkę po bretońsku i patrzeć, jak moje dzieci męczą się przełykajac każdą łyżkę tego okrpnego dania? Ziemna do Pansy! Ty taka nie będziesz, napewno.
- Wszyscy gotowi? - zapytała mama, siadając na fotelu.
- Yhy. - mruknęłam, a tata kiwnął głową, odkładając gazetę.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, aż nagle usłyszeliśmy głośny trzesk, a na środku salonu deportował się wysoki mężczyzna z kozią bródką i czarnymi włosami. Jego ziemne zielone oczy spoglądały badwaczo na mojego ojca i matkę.
- Dzień dobry. - rzekł serdecznie.
Mama pośpiesznie wstała.
- Witam w nasztch skromnych prgach, panie VanDroct. To jest mój mąż Fabian, a to moja urocza córka, Pansy. Jest najlepszą przyjaciółką Charlotte.
- Taaak. - odparł. - Charlie dużo o niej opowiadał.
Przepraszam, ale czy jestem teamtem do plotek? Czuję się, jak eksponat w muzeum! Wszyscy na mnie się gapią, jakbym była niewiadomo kim lub czym. Przyjaźnie się z Charlotte, ale jej ojca nigdy nie poznałam... Z wyglądu wydaje się poważny, ale chyba jest miłym człowiekiem.
- To gdzie są twoje bagaże, Pansy? - zapytał po chwili.
Wskazałam na mój szkolny kufer i klatkę z Fosterem.
- Tylko tyle? - spyta nieco zdziwiony.
Kiwnęłam głową. Nie wiem czemu, ale mi mowę odebrało. Cały czas tylko na migi. Jeszcze pomyśli, że jakaś chora jestem!
- Świetnie mój asystent po nie przybędzie za kilka sekun, a tymczasem my dostaniemy się do mojej letniej willi porzez świstokilk. - oznajmił, po czym pokazał nam małego łabędzia z porcelny, który był świstokilkiem.
- Oczywiście. - powiedział tata, kiwając potulnie głową.
- Rozumiem. - odparłam, podchodząc do mężczyzny.
Pan VanDroct położył łabędzia na ławie.
- Na trzy dotkniesz go, dobrze? - wyjasnił, a ja kiwnęłam głową.
Nie chciałam być niegrzeczna, ale jestem czarodziejką czystej krwi i naprawdę rozumiem takie rzeczy. nie potrzebuję dodatkowych instrukcji, bo mnie to bardzo denerwuje!
Wystawiłam dłoń.
- Jeden...
Westchnęłam. Koniec nudy. Nowy rozdział wakacji czas zacząć.
-... dwa...
Tylko czy będzie fajnie? Ach. Głupie pytanie w ostateczności skorzystam z "dodatkowych źródeł informacji" i sobie poczytam. Tfu. Nie będę czytać. Po prostu będę...plotkować Charile. Tylko to będzie tak, jak nudzenie się...
-... trzy!
Poczułam jak odrywam się od pidłogi i wiruję gdzieś wysoko, a po kilku sekundach spadłam na... miękki materac.
Nic mi się nie stało, byłam wręcz zaskoczona tak miękkim lądowaniem...
- Wszystko OK? - usłyszałam głos.
Stała nade mną blondwłosa Charlotte, ukazując swoje białe ząbki. Pomogła mi wstać.
- Myślę, że tak. - odpowiedziałam.
- Reszta już jest. Twoje bagaże również. Chodź ze mną. Będzie super, zobaczysz. - powiedziała, ciągnąc mnie za sobą.
- Myślisz? - zapytałam.
- Mam dla was czadową niespodziankę. - wyjaśniła tajemniczo Charlotte.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Mała zagadka. Podaję ją na końcu, bo jak bym dała na początku to każdy by znał odpowiedź xDD Poćwiczę trochę waszą pamięć.
W tekście ukryty jest tytuł serialu. Popularnego zresztą. Proszę o odanlezienie tej nazwy w tekście, a w komentarzach podanie ją jako cytat, a nie jedno słowo, np. nie "na wspólnej", tylko "na wspólnym łóżku leżało..." . To tylko przykład, bo nazwa jest dosyć widoczna.
Buziaczki;*

[ 1685 komentarze ]


 
2. Propozycja
Dodała Pansy Pakinson Niedziela, 07 Września, 2008, 10:25

Dla Diany0512/Kimberly L.(ZKP) ;***

Wpadnijcie do Fleur!
---------------------------

- Pansy! - wołała mama. - Poczta przyszła.
Chwili spokoju nie dadzą! Nawet nie mogę sobie przeczytać "Proroka Codziennego"! Nie mogę w spokoju tarzać się ze śmiechu z tego bliznowatego gumochłona. Nie mogę nawet pisać listu do Charlotte! Boże... To ma być zacisze domu?! Na stado rozłoszczonych sklątek. Czy ja jestem potrzebna do otworzenia sowy z Hogwartu?! Przeczytania korowodu Dumbledore i wysłuchiwania narzekań mamy o tym, jak dużo ten nauczyciel wymaga! Jak by to była MOJA wina, że kiedy uczył transmutacji mama nie zdała SUMa, jedynie z tego przedmiotu. Wystarczyło się przyłożyć. Co za sztuka mieć dziewięć wybitny, jeżeli ma się jednego trolla?
- Już idę. - odaparłam, schodzac na dół.
Mama czekała już, trzymając w ręku dwie koperty.
- To jest lista podręczników. Ten dyrektor jest nieobliczalny, naprawdę. Jak można uczyć dzieci z trzech podręczników do transmutacji?! Toż to zgroza! - rzekła, wymachując rękami.
O mało co, aby mnie w oko dźgnęła!
- Mamo. Dumbledore jest beznadziejnym dyrektorem, ale nie uczy transmutacji. - odpowiedziałam zirytowana.
- Och Pansy, ale ma wpływ na wybór podręczników! - wyjaśniła matka.
- Niekoniecznie. - mruknęłam, przypominając sobie Lokcharta, który kazał im zakupić wszystkie swoje książki.
- W każdym, bądź razie to jest niespodzianka. - oświadczyła, podając mi drugi list.
Wzięłam kopertę.
Co to może być? Czyżby mama chciała mnie zapisać na balet? Już raz taki numer wycięła, ale wyperswadowałam jej do z głowy. W takim razie kurs irlandzikiego tańca? W końcu ona nadal twierdzi, że mam mało ruchu. Dźwiganie książek, latanie z klasy do klasy, wyśmiewanie się z Potter'a są bardzo męczące i wymagają ruchu, ale nie... ona swoje. Nie wspominając już o uczeniu się! Błogosławcie mnie zagorzali przeciwnicy Wybrańca, w tym roku sumy!
Z lękiem otworzyłam kopertę.
Szczęka mi opadła do tego stopnia, że mogła dotknąć ziemi. W mordę hipogryfa zostałam prefektem! Następcą tego brudnego Weasley'a i strażnikiem porządku w Hogwarcie! Przecież prefektami zostają zazwyczaj kujoni i pupilki nauczycieli... Widocznie Dumbledore docenił ile PASJI wkładam w plotkowanie Charlotte i spanie, bo zazwyczaj to robię na lekcjach. No może poza eliksirami, które są bardzo ciekawe, a szczęście sprzyja, bo zawsze mamy je z Gryfonami, czyli Potter'em. Profesor Snape jest bardzo... uprzejmy dla bliznowatego. No, ale teraz to będzie trzeba wziąść się do nauki, bo rodzice zaczeli mi już grozić obcięciem kieszonkowego i wakacjami w domu. Wakacje w domu?! Na smoczą krew to by była porażka. Totalna nuda.
- Co o tym sądzisz, skarbie? - zapytała słodko matka, patrząc na mnie z troską.
- Super. Ja... Cieszę się bardzo. - odrzekłam, próbując się uśmiechnąć.
Mama była zbyt radosna, aby zobaczyć, że chwilę później moja szczęka opada ponownie.
- W nagrodę kupię ci coś! - oznajmiła matka.
- Prezent? - zapytałam zaciekawiona.
Jeżeli mam dostać nagrodę to jakoś zniosę pogadanki w przedziale prefektów i patrolowanie korytarzy(czyt. znęcanie sie nad młodszymi uczniami).
- No coś musisz dostać! Co powiesz o perfumach? - spytała mama.
- Mam już.
- Hm... Miotłę?
- Nieee! Chcesz, abym w Mungu wylądowała?! - zapytałam, spoglądając na matkę buntowniczo.
Jeszcze mi tu z miotłą wysakuje! To ma być matka?! Wychowuje mnie piętnaście lat i nie pamięta, że mam lęk wysokości?!
- To może... Sukienka? - zaproponowała.
- Wiesz co, mamo? Pójdziemy jutro na zakupy, a ty kupisz to co będę chciała. Potrzebuję kilka fajnych ciuchów... i kosmetyków. - odparłam.
- Popołudnie z moją córeczką?! - zapytała niedowierzając. - Oczywiście skarbie! - powiedziała, przytulając się do mnie.
Kiedy wyrawałam się z ramion nadopiekuńczej matki, pognałam na górę.
Na smoczy pazur po kim ja mam charakter?! Czy się w Mungu nie pomylil, dając mnie do rodziny Parkinsonów? Matka nadopiekuńcza, spędzająca w kuchni 3/4 swojego życia (reszta to sen). Ojciec pracujący w ministerstwie, który kiedy wraca przykleja się do telewizora od czasu do czasu wołając mnie, abym przyniosła mu jedzenie(jak by nie był w kuchni mamy!). Jedynie brat Lukas jest cywilizowany w tej rodzinie, chociaż ma już dwadzieścia lat i wyprowadził się z tego wariatkowa. Biorąc pod uwagę wszystkie wady mojej rodziny, powinnam być już na Syberii, ale oni czasmi potrafią być mili i sympatyczni. Niestety tylko dwa razy w roku. Na święta Bożego Narodzenia i podczas wspólnego, wakacyjnego wyjazdu.
Usiadłam przy biurku.
Jednym ruchem ręki, strąciłam z niego papierki po cukierkach i kawałki zapisanych pergaminów. Sterta śmieci trafiła na swoje miejsce, czyli do kosza.
Wyjęłam z szawki czysty pergamin i zamoczyłam pióro w atramencie, ale nadal nie wiedziałam jak sformułować odpowiedź na list od Charlotte, który brzmiał tak:


Cześć Pansy!
Jak ci mijąją wakacje, słyszałam, że byłaś w
Danii... Fajnie było?
Ja zwiedziłam Barcelonę, ale odwiedziłam też na chwilę Wiedeń.
Teraz siedzę w domu i się nudzę... Podczas tej nudy wpadłam na pomysł.
Co ty na to, abyśmy resztę wakacji (tzn.ostatnie dwa tygodnie) spędzili w moim domku letniskowym
nad Majorce? Właściwie powiedziawszy w WILLI.
Moi rodzice zawieźli by nas 1 września na King's Cross, ale musielibyśmy mieć już podręczniki...
Jeżeli się zgadzasz to odpisz mi, a w niedzielę przyjedzie po ciebie mój ojciec.
Aha i dodaj zgodę rodziców.
Przesyłam buziaki;***

Charlotte Megan VanDroct

PS: Mówiąc MY mam na myśli Draco, ja, ty, Blaise, Crebbe i Goyle.


Zgodę miałam już przyszykowaną, ale czy ja naprawdę chciałam spędzić resztę wakacji w towarzystwie chłopaków?! Nie są oni mi potrzebni do życia i nie chcę nigdy mieć chłopaka! Jestem samowystarczalną, dumną, upartą indywidualistką.
Muszę pomyśleć, chociaż...
To są tylko moi przyjaciele tylko i wyłącznie przyjaciele. Nic więcej! Aha. Jeżeli mają być tylko moimi przyjaciółmi to mogę jechać! Tylko muszę jutro koniecznie pójść na tę zakupy z mamą... Nie mam jeszcze stroju kąpielowego...


Droga Charlotte!
Rodzice się zgodzili, więc:
MOGĘ JECHAĆ!!!
Spotkamy się w niedzielę.
Tak masz rację byłam w Danii
i bardzo mi się tam podobało:)
Muszę lecieć i przygotować się na jutrzejsze zakupy z mamą.
Pozdrawiam wakacyjnie
Pansy P.


Napisawszy te słowa, chwyciłam pergamin i pognałam na dół, aby dać przesyłkę Laure, naszej rodzinnej sowie, spoglądałam jak sowa oddala się od naszego dmoku, po czym wróciłam na górę. Przeczytałam raz jeszczę ten niezapomniany artykuł o Potterze i jego wizjach. Prorok pisze o nim regularnie i naprawdę można się z tego pośmiać, chociaż śmiechu byłoby więcej, gdyby był tu pomysłowy Draco, szalony Blaise, rozgadana Charlotte, małomówny Crabbe i gburowaty Goyle.
Tak, więc nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na odpowiedź i wyśmiewać się z bliznowatego...

------------------------------

Było tu sporo Pansy, ale nie obiecuję, że każda notka taka będzie.

[ 2247 komentarze ]


1 2 3 »  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki