Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Myślodsiewna Severusa Snape'a
Prowadzi asystentka Snape'a Meg


Dzięki wybitnej znajomości czarów uzyskałam dostęp do osobistej myślodsiewni Mistrza Eliksirów. Teraz będziemy mieli pełen wgląd w jego wspomnienia z młodości, a także z lat późniejszych... poznamy też jego osobiste przemyślenia, kłopoty i problemy, troski i radości bez potrzeby odwoływania się do legilimencji. Zapraszam serdecznie do lektury ściśle tajnych odbić duszy profesora Severusa Snape’a!
  Wspomnienie 33.
Dodała Meg Niedziela, 30 Marca, 2008, 14:18

Ekhem... Parę słów. Ten wpis jest krótki,jak na mnie- jedna strona Wordowska. Jest też spokojny i niedynamiczny, co może Was rozczarować, ale chciałam, żeby tak było, trochę inaczej, niż parę osób się spodziewało. Przepraszam, że dodawałam ostatnio wpisy tylko do pamiętnika, ale wahałam się, czy dodać ten wpis do myślodsiewni- efekt mojego wahania właśnie Wam prezentuję; mam mieszane odczucia, ale mam nadzieję, że choć trochę Wam się spodoba takie nieoczekiwane c o ś. Zapraszam również do Pamiętnika, gdzie (wiem, szybko ide naprzód :-P) jest nowa notka. Po prostu wena ostatnio kierowała mnie w stronę Dracona i dlatego postanowiłam to wykorzystać.
Co do Waszych komentarzy: jestem bardzo, bardzo wszystkim za nie wdzięczna!
Pauliina, mam nadzieję, że tym razem nie będziesz mnie nienawidzić i grozić :-) Fiono, to nie było besztanie, a jedynie riposta, my dear :-) Dz.B, ależ domyślna z Ciebie istota ;-) YamiSnape, nie, nie myślałam nad tym nigdy i nie sądzę, bym się do takiej poważnej rzeczy nadawała... ;-) Dziękuję i chciałabym zaproponować Wam jeszcze jeden element Mojej Radosnej Twórczości- jest to praca na ithink.pl, długa ale mam nadzieję, że wartościowa i ciekawa, więc kto chce, niech wchodzi tutaj. Teraz już nadszedł czas... zapraszam na nowy wpis!

***

Zegarek Lucjusza tykał cicho. Duża wskazówka tkwiła pomiędzy jedenastką a dwunastką, podczas gdy mała znajdowała się na trójce. Cieniutka smużka srebra w środku niej lśniła delikatnie w świetle księżyca, wpadającym do środka dormitorium przez zaczarowane okno. Lucjusz wspominał, że takie same okna są w położonym w podziemiu Ministerstwie Magii i że czarodzieje sami ustalają, jaka pogoda będzie danego dnia.
Severus przekręcił się na drugi bok. Blask księżyca nie ułatwiał mu zaśnięcia, mimo że nie spał od kilku godzin i był piekielnie zmęczony. Siedział do dziewiątej nad eliksirami, próbując wbić sobie do głowy rozmaite równania oraz wzory, ale po raz pierwszy w życiu nie szło mu to. Położył się wcześniej, mając nadzieję na rychły sen, ale przeliczył się. Wszyscy jego koledzy chrapali już smacznie od dawna, tylko on przewracał się bezsennie w pościeli, próbując oczyścić umysł z natrętnych myśli i wyciszyć się.
Cały czas rozpamiętywał tę chwilę w pustej klasie, gdy już- już miał dotknąć policzka Lilly. Ganił się za zbytnią romantyczność, ale z dwojga złego lepiej było myśleć o tym momencie, aniżeli o tym, co stało się kilka sekund później.
Syknął cicho. Bolało go stłuczone o kandelabr ramię. James Potter był nie tylko świetny w quidditchu, ale także w walce wręcz z, powiedzmy sobie szczerze, słabszym od niego przeciwnikiem. Na szczęście dla Severusa, Lilly tym razem się nie wahała wkroczyć do akcji i błyskawicznie potraktowała ich zaklęciem spowalniającym.
Ale kto wie, gdyby doszło do pojedynku czarodziejów, szanse mogłyby być bardziej wyrównane, a być może przeważałyby na korzyść Snape’a…
Leżąc na wznak, przypomniał sobie, jak powalił dwukrotnie Jamesa i podbił mu oko; nie mógł sobie odmówić satysfakcji, że nie dał się zgnieść, lecz walczył do końca (wyznaczonego przez Lilly). Nie bez znaczenia był też przecież fakt, iż walczył jeden na dwóch, honorowo akceptując tę niesprawiedliwość.
Spojrzał na budzik Malfoya. Właśnie minęła trzecia.
Podniósł się, starając się nie skrzypieć łóżkiem i wstał. Wsunąwszy na nogi pierwsze lepsze skarpety, narzucił na siebie szkolną szatę i podszedł do okna. Noc była ciemna, aksamitna. Jedyne światło dawał księżyc i gwiazdy. Błękitnawy blask sierpa coś mu przypominał. Krótka chwila- i już wiedział.
Starając się nie czynić hałasu, otworzył swój kufer, wyjął z niego książkę o eliksirach a spod niej- maleńką fiolkę z arcamenelem, podarunek od sprzedawcy z czarnego namiotu. Potem usiadł wprost na podłodze, opierając się o dwoje łóżko.
Obracał fiolkę, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Usłyszał w głowie słowa sprzedawcy a potem przypomniał sobie swój sen z zeszłego roku, kiedy to ujrzał Lilly po raz pierwszy, a właściwie- po raz pierwszy uświadomił sobie jej obecność.
Tak, to był jeden z piękniejszych snów… laboratorium, dziewczęta, wypełniające uniżenie jego polecenia… i on sam jako Mistrz Eliksirów. Odchylił głowę na oparcie i przymknął na chwilę oczy, by obrazy, które teraz stawały przed oczyma, nabrały realniejszych barw. Nie minęły trzy sekundy, jak zapadł w sen.

[ 15 komentarze ]


 
Wspomnienie 32.
Dodała Meg Sobota, 15 Marca, 2008, 13:59

Hej! Mam dla Was 32. wspomnienie Severusa Snape'a i sądzę, że nawet Fionie Apple powinno się spodobać, a jeśli nie- to trudno! Jednym może się podobać, drugim nie, ale nie zamierzam zmieniać stylu, wpisów czy czegokolwiek innego tylko dlatego, że jednej osobie to nie pasuje,bo nie mogę zmieniać tego, co moje, prawda?
Dziękuję serdecznie za komentarze. Bardzo lubię je czytać, więc piszcie jak najwięcej!
Co do wpisu Semley: wielkie dzięki... ;) z reguły ludzie dają mi mniej lat; jak dotąd, znam tylko jedną osobę, która mnie "postarzyła" ;)
Co do wpisu Fiony Apple: droga Fiono, przyznam szczerze, że rozśmieszył mnie Twój komentarz. Nie obraź się, ale wydawało mi się, że chciałaś, bym poczuła się jak skarcony brzdąc, który coś zbroił... doprawdy, było to zabawne uczucie. Przykre natomiast było to, co napisałać o tłumaczeniu: jeśli pomyślałaś, że będę się tak tłumaczyć, to znaczy, że mnie nie doceniasz i raczej nie znasz się na mojej twórczości i stylu. Nie zamierzałam nigdy tłumaczyć tego, że Twoim zdaniem moje słownictwo "oklapło". Ja uważam, że notka jest taka, jak powinna być zgodnie z tym, co chciałam tam przekazać, a ponieważ opinie czytelników będących ze mną dość długo mnie utrwierdzają w tym przekonaniu, że idę właściwą drogą, nie zboczę z niej, chyba że uznam to za stosowne. Nie chciałabym, abyś sobie pomyślała jakieś głupie rzeczy w stylu, że nie znoszę krytyki, nie lubie Cię, czy coś takiego. Niech powtórzę: Obydwie wiemy, że nie o to chodzi.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich komentujących i czytających. Wiem, że wpis jest... długi, lekko mówiąc, ale myślę, że nie mozna było go zakończyć w lepszym momencie.
Jak zwykle, nowa notka na moim blogu oraz w Pamiętniku innego Ślizgona- Dracona Malfoya. Zapraszam serdecznie i gorąco pozdrawiam!
Marta

***
Na przestrzeni dziejów świata magii ukształtowało się wiele form obrony przed czarnoksięskimi urokami, niebezpiecznymi istotami bądź roślinami. Do najbardziej znanych należy grupa zaklęć obronnych, do najbardziej tradycyjnych- wytwory szlachetnej sztuki eliksirów i przedmioty cenione we wróżbiarstwie. Nie wszystkie są skuteczne zawsze i wszędzie, bowiem nie należy zapominać, iż nie istnieje forma magii, która jest w stanie ochronić kogokolwiek i cokolwiek przed Najgroźniejszym z Zaklęć Niewybaczalnych.
-No nie… nie sądzisz poważnie, że to się nadaje? Przecież żaden nauczyciel nie przyjmie od ciebie takiego banału!- Lilly Evans rzuciła bez szacunku pergamin na stół i przysunęła do siebie „Wielką księgę magii”. – W dodatku żywcem przepisanego z dzieła znanego wszystkim szanującym się wykładowcom.- dodała pogardliwie, odsuwając od siebie książkę i patrząc potępieńczo na siedzącego naprzeciwko niej czarnowłosego chłopaka w okularach, który zabawiał się teraz piórem.
-James, mógłbyś przerwać chociaż na chwilę?!
-Już, chwilkę… Syriuszowi udało się wczoraj podrzucić pióro na palcu dwadzieścia razy, więc ja muszę zrobić to minimum trzydzieści razy, ty będziesz… Lilly, zaczekaj, a ty dokąd?
-Nie zamierzam tracić własnego, cennego czasu na jakiegoś niedojrzałego chłopaka, który zabawia się podrzucaniem pióra.- usłyszał w odpowiedzi od dziewczyny, która już była w drzwiach sali. Zerwał się, chwytając swobodnie pióro i, chowając je do kieszeni pobiegł za nią. Chwycił ją za łokieć i obrócił ku sobie.
-Ja tylko żartowałem, nie gniewaj się, Lil, proszę.
-Chyba już ci powiedziałam, co o tobie myślę?- odpowiedziała, unosząc wysoko brwi i opierając się o framugę. –I nie nazywaj mnie „Lil”.
-Przepraszam, Lil.
James Potter uchylił się błyskawicznie przed ręką dziewczyny i roześmiał się.
-To było przez zapomnienie, już nie będę, obiecuję!
-Ulotną masz pamięć, Jamesie.
-Widzisz, to zależy, bo na przykład o tobie nie jestem w stanie zapomnieć nawet w nocy.- zripostował. Lilly zarumieniła się lekko i spuściła głowę. Zaraz jednak musiała ruszyć się z miejsca, bo zagrodziła drogę. Kiedy stanęła z boku i mimochodem spojrzała na osobę, którą przepuszczała, zobaczyła młodego, ponurego Ślizgona, Severusa Snape’a. Był w towarzystwie syna Malfoy’a, który mówił coś właśnie z przemądrzałą miną. Urwał, widząc, że Snape zatrzymuje się jak wryty. Teraz Severus, Lucjusz, Lilly i James utworzyli swoisty kwadrat napięcia i ciążącego milczenia.
-Zdaje się, że i tak już dużo dla was zrobiliśmy, przepuszczając was, więc może byście łaskawie podążyli swoją drogą, hm?- pierwszy milczenie przerwał James, podchodząc do Lilly i swobodnie obejmując ją jednym ramieniem, które ona spróbowała odtrącić, czerwieniejąc coraz bardziej, ale po chwili przestała, nie mogąc oderwać oczu od Severusa, którego twarz była blada i kamienna.
-A to wcale nie jest twoja sprawa, co mamy robić po tym tzw. akcie dobrodziejstwa, Potter.- odpowiedział mu Lucjusz, ze spokojem odgarniając włosy na plecy. Spojrzał swymi pozornie zimnymi oczyma na Lilly i Snape’a i zapytał głośno:
-Severusie, na co masz ochotę?
Severus milczał, stojąc tak, jak dotąd. Potter błyskawicznie obrócił się w jego stronę i powiedział drwiąco:
-Snape jest jeszcze w żałobie po swoim tatuśku, który zmarł w zeszłą niedzielę… wyrazy współczucia… chociaż pewnie w duszy jesteś zachwycony, co, Snape?
-James!- to był krzyk Lilly, który sprawił, że uwaga otoczenia na chwile skupiła się na niej. Stała z zaciśniętymi do białości pięściami, patrząc z oburzeniem na Jamesa. Zauważając, że wszyscy na nią patrzą, powtórzyła z przyganą:
-Jak możesz, James? Nigdy nie sądziłam, że potrafisz być tak… tak…- kręciła głowa, nie mogąc znaleźć odpowiednio podłego epitetu dla Pottera, ale on chyba nie przejął się tym zbytnio.
-Zapewniam cię, moja droga, że jakimkolwiek pseudokomplementem byś mnie nie obdarzyła, i tak ja nie dorastam do pięt Smarkerusowi.- cedził słowa z widoczną złośliwą przyjemnością, patrząc Severusowi prosto w oczy.- Ja nie nienawidziłbym swojego ojca po jego śmierci, nawet gdyby był skończonym draniem.
W mgnieniu oka Severus celował już różdżką w pierś stojącego naprzeciw Gryfona. Lucjusz przyglądał się wszystkiemu z boku, na razie stroniąc od pożegnania z pasywnością, natomiast Lilly prawie dygotała z oburzenia.
-Nie! James… Severusie, proszę!
-Tym gestem tylko potwierdziłeś, że jesteś śmieciem, Snape.- James Potter flegmatycznie wyjął różdżkę.- Co chcesz zrobić? Nawet jeśli mnie zaatakujesz, niczego mi nie udowodnisz. Ja powiedziałem prawdę, a ty się jej wstydzisz, ot, dlaczego teraz celujesz we mnie swoją różdżką.
Różdżka Snape’a drgnęła minimalnie.
-Nie!- Lilly krzyknęła o wiele głośniej, niż wcześniej. –Jeśli zaraz nie przestaniecie, pójdę po bibliotekarkę!
-Właśnie, ciekawe, czemu jej jeszcze nie zwabiły okrzyki.- zastanowił się na głos Lucjusz, kładąc Severusowi dłoń na ramieniu, ale patrząc chłodno na Pottera.-Severusie, nie warto… chcesz się wpakować w kłopoty przez kogoś takiego, jak o n?
Severus strząsnął sztywno dłoń kolegi, cały czas patrząc na Gryfona, który skrzywił się z niesmakiem na słowa srebrnowłosego Ślizgona, mówiąc:
-Malfoy, zawsze miałeś dar do wtrącania się w nie swoje sprawy i zgrywania ważniaka… ale może byś zrezygnował z tego pysznego tonu? Bo wiesz, tak się składa, że cenię sobie bardziej swój ubrudzony rąbek szaty aniżeli pół twojego paznokcia.
-Nieźle mu powiedziałeś!- wtrącił kolejny głos. Oczom zebranym ukazał się kolejny członek domu Gryffindora, tym razem- Syriusz Black. Wolno przekroczył próg sali, wyciągając zza pazuchy długą, giętką różdżkę i, celując nią precyzyjnie raz w Lucjusza, raz w Severusa, powiedział w przestrzeń:
-Bibliotekarka aktualnie ściga Irytka na korytarzu przed biblioteką, bo zabrał jej cenny tom Szkaradnych szkaradzieństw czyli najbardziej odrażających magicznych stworzeń . Lilly, lepiej stąd wyjdź, bo za chwilę może być naprawdę gorąco.
-Uhh, jesteście nieznośni! Syriuszu, nie powinieneś…- zaczęła Lilly, ale nikt jej chyba nie słuchał, a już z pewnością nie James i Severus, którzy zajęli się małą wymianą zdań, zainicjowaną przez tego drugiego.
-Nic ci do tego, co łączyło mnie z moim ojcem, Potter, nie masz o tym bladego pojęcia. Nie waż się mnie oceniać!
-Ja cię nie oceniam, bo sam sobie tę ocenę wystawiasz… zastanawia mnie tylko jedno: czy zrobiłeś to, żeby przypodobać się Riddle’owi i nie łamać jego doktryny?
Różdżką zadrgała mocniej.
-O czym ty mówisz, do cholery?
-Właściwie to się układa w logiczną całość, Snape… sama nienawiść nie usunęłaby tej czarnej owcy z twojego życia, a zabójstwo nie tylko przyniosłoby ci ulgę ale i uznanie w oczach waszego wodza… ćwiczenie czyni mistrza, jak mó…
Błysnęło światło z czterech różdżek, huknęło i obu siła zaklęć rzuciła na stoły, które przesunęły się z hurgotem o dobre dwie stopy. Pozostali Gryfoni oraz Lucjusz również upadli na ziemię, a na to wszystko do komnaty wpadła z lamentem i piłującym uszy wrzaskiem bibliotekarka, pani Hosting, dobroduszna, puszysta kobieta z imponującymi lokami koloru bordo.
-Co tu się dzie… o, bogowie! Łajdaki i hultaje, moje księgi, tak… CO TU SIĘ DZIAŁO??!
Piątka uczniów podniosła się z podłogi, kaszląc, sapiąc i otrzepując się z pyłu. Dopiero teraz mieli okazję ujrzeć rzeczywisty wymiar zniszczeń, jakich nieroztropnie i nieświadomie dokonali: nie tylko poprzesuwane stoły rozbiły dwie szklane gabloty, ale też z wysokich, ciężkich regałów powypadało wiele książek, które teraz leżały bezładnie na dywanie niczym obraz nędzy i rozpaczy.
Severus spojrzał na Lilly. Dziewczyna stała w kącie między dwiema szafami obok Syriusza, stojącego nieco za Jamesem, który poprawiał sobie właśnie okulary na nosie. Po lewej stronie, bliżej Severusa, Lucjusz otrzepywał rękawy, najwyraźniej unikając patrzenia na panią Hosting, która wpadła w prawdziwą furię. Upuszczając bezwiednie na podłogę Szkaradzieństwa… , zapiszczała tak donośnie, że cała piątka uczniów rychło zakryła szczelnie uszy dłońmi, krzywiąc się. Kiedy w końcu zapadła cisza, zakłócana tylko szybkim, urywanym oddechem bibliotekarki, Severus raz jeszcze skierował wzrok na Gryfonkę, ale ta nie patrzyła na niego, lecz na swoich kolegów z domu, którzy już porozumiewali się wzrokiem. Obok Severusa Lucjusz wykrzywił wargi w złośliwym uśmiechu.
-Takiego czegoś jeszcze tutaj nie widziałam.- powiedziała pani hosting, odzyskując mowę. – To nieprawdopodobne! Czy możecie mi to jakoś racjonalnie wytłumaczyć?
Zapadła krótka chwila milczenia. Pani Hosting otworzyła buzię, by przemówić ponownie, ale wówczas odezwała się Lilly, wychodząc kilka kroków naprzód, ostrożnie omijając zniszczone książki i pisma, aż zatrzymała się tuż przed dysząca z gniewu kobietą.
-Pani Hosting, to moja wina, bardzo mi przykro. Wiem, że nie powinnam była ćwiczyć zaklęć w bibliotece, chciałam tylko spróbować, czy naprawdę można się efektywniej uczyć, koleżanka mnie namówiła, ale…
-Nie, to moja wina.
Pani Hosting przeniosła wzrok z rudowłosej dziewczyny na czarnowłosego, szczupłego, żeby nie powiedzieć- chudego chłopaka w ciemnej szacie z zielonymi lamówkami. W jej szarych oczach pojawiło się coś na kształt zaskoczenia ale szybko znikło. Bez słowa przyglądała się, jak chłopak, twardo patrząc jej w oczy, mówi suchym tonem:
-To ja podkusiłem Lilly, żeby użyła tego…
-Wielkie dzięki, ale nie musisz się poświęcać, ja potrafię przyznać się do winy.- przerwał mu prawie ostro James Potter, nonszalancko poprawiając sobie okulary. Lilly Evans zamarła w półobrocie na pięcie, z trudem powstrzymując się od otwarcia buzi.
-Pani Hosting, prawda jest gorzka, ale niestety, trzeba mieć ten tzw. honor.- zaczął, strojąc śmiertelnie poważne miny. W ciemnych oczach Severusa zalśniła pogarda dla spryciarza brylującego urokiem osobistym, choć ten zwyczajnie nic sobie z tego nie robił. Postąpił krok do przodu, aż zrównał się z Lilly i mówił dalej, starając się przybrać wyraz skruchy. –To ja jestem sprawcą tego całego zamieszania, tego, przyznaję, niemal aktu wandalizmu… nie zrobiłem tego rozmyślnie, lecz z głupoty i lenistwa. Nie chciało mi się pisać pracy i dlatego postanowiłem to nieco przyspieszyć, używając pewnego, małego zaklęcia. Niestety- rozłożył z boleścią ręce.- nie jestem mistrzem czarowania i zaklęcie spowodowało fatalne skutki, które teraz oto możemy…
-…podziwiać.- podpowiedział ironicznie Malfoy, ale Potter zgromił go wzrokiem, mówiąc potężnie:
-…oglądać na własne oczy. Jest mi z tego powodu niezmiernie przykro, wiem, że nie powinienem był w ogóle używać żadnych nieznanych mi zaklęć, ale chciałem dobrze… to ja nakłoniłem do tego Syriusza i Lilly, choć oni wzbraniali się przed tym i ostrzegali mnie, jak się okazuje, całkiem słusznie. –Potter zrobił teatralną przerwę i ukląkł na jedno kolano przed nie spuszczającą z niego oczu panią Hosting. –Jeśli więc ktokolwiek powinien ponieść karę za ten wyczyn, to tylko i wyłącznie ja i jestem na to gotów.- tu schylił głowę, zapewne czekając na wyrok. Snape miał tej szopki już powyżej uszu: mistrzowskie aktorstwo Gryfona tylko podsyciło jego złość i irytację. Spojrzał z niecierpliwością na Lilly. Dziewczyna była wyraźnie rozdarta i nie potrafiła ukryć walki uczuć, która uwidoczniła się na jej ładnej, promiennej twarzy. Odwróciła głowę i spojrzała na Severusa po raz pierwszy od chwili katastrofalnego kwarteto- pojedynku. Trwało to jednak może sekundę, bo w tejże chwili dał się słyszeć głos pani Hosting.
-No, dobrze, dobrze, wystarczy tego lizusostwa, panie Potter.
-Lizusostwa??! To była szczera skrucha!!
-…tym razem przymknę oko na pański wybryk i uwierzę panu na słowo, ale pod dwoma warunkami: nigdy więcej to już się nie powtórzy i natychmiast wszyscy to sprzątniecie i przywrócicie to pomieszczenie do stanu sprzed tego incydentu. I żadnych czarów!- pogroziła palcem. –Przyjdę za chwilę sprawdzić, czy wszystkie książki są porządnie ustawione.
Z tymi słowy wyszła do sąsiedniej Sali, a James wstał, ocierając dłonią czoło. Syriusz, naturalnie, natychmiast rzucił się klepać go i wołać:
-Świetna gadka, stary, ja sam prawie się popłakałem ze wzruszenia! James, przeszedłeś samego siebie!
-No… starałem się.- James wzruszył ramionami, ale źle ukrył, że jest w pełni zadowolony ze swojego popisu. Zerknął ku Lilly, ale ta natychmiast odwróciła wzrok, czerwieniąc się, i szybko zajęła pierwszą lepszą książką. Severus i Lucjusz odwrócili się do siebie. Wymieniwszy się spojrzeniami, raz dwa ustawili stoły. Tymczasem Syriusz zaczął naprawiać rozbite gabloty, a James zbliżył się do „łatającej” książki Lilly.
-Hej, Lilly… złościsz się na mnie?- zapytał cicho, ale Snape usłyszał to, w skutek czego omal nie przygwoździł stopy Lucjusza, upuszczając jeden bok stołu. Wykręcił nieznacznie głowę i zerknął na rozmawiających Gryfonów akurat w momencie, gdy Lilly odrzuciła kurtynę włosów i odburknęła:
-Weź się lepiej za książki. Straciłam nastrój do żartów.
-Lilly…- spróbował pogładzić ją po ramieniu, ale prawie natychmiast Lilly odtrąciła jego rękę i odwróciła tyłem. James stał chwilę bez ruchu a potem, rzucając dwa ukradkowe spojrzenia na Ślizgonów (Severus nie widział tego, ale czuł na sobie jego wzrok), zabrał się do pomocy Syriuszowi. Nie minęło piętnaście minut, gdy salka wyglądała jak nowa. Pani Hosting po krótkich, pozytywnie zakończonych oględzinach pozostawiła ich własnemu losowi. Severus z trudem i zdumieniem przypomniał sobie, po co przyszedł do biblioteki: napisanie pracy z zielarstwa było dla niego równie odległe, jak zapewne przyjaźń między Slytherinem a Gryfindorem. Lucjusz stanął wyczekująco przy jednym ze stołów. James i Syriusz zgodnie podążyli za Lilly, która podeszła do „ich” stolika i w milczeniu poczęła zbierać swoje rzeczy.
-Idziesz już?- padło ciche pytanie Jamesa. Syriusz w tym czasie obdarzył patrzących hardo w ich stronę Severusa i Lucjusza nieprzyjaznym spojrzeniem. Ci nie pozostali mu dłużni, Lucjusz nawet mruknął pod nosem coś, co zabrzmiało podobnie do „bałwan”, ale Severus nie słuchał go dokładnie. Skupił się n tym, co działo się przy stole kilka stóp dalej.
-Tak, idę.
-Może cię odprowadzimy?- zaproponował James, wsuwając dłonie w kieszenie spodni i również zauważając przyglądających się wszystkiemu Ślizgonów. –W sumie mam już pracę napisaną, a lepiej, żebyś nie wracała sama lub w n i e p o ż ą d a n y m towarzystwie. – dodał głośniej, akcentując piętnaste słowo. Lilly obejrzała się krótko i, mówiąc:
-Jestem samodzielna i decyduje wyłącznie sama o tym, co zrobię.- zapięła torbę i odeszła. Mijając Severusa, nawet nie spojrzała na niego, choć on- zganił za to siebie w duchu bardzo surowo- na to liczył. Kiedy wyminęła go, a delikatny zapach jej perfum podrażnił jego nozdrza, poczuł, że wzbiera w nim fala nieokreślonych uczuć: jakiejś żałości, wstydu, pogardy dla samego siebie i gniewu, zawiści. Kiedy uczucia te owładnęły nim tak, iż nieomal pociemniało mu przed oczyma, chwycił się krawędzi stołu, by nie upaść i poczuł, że kolejna minuta zawahania oznaczać będzie pełne zwycięstwo Pottera. Mruknąwszy więc coś niezrozumiałego do Lucjusza, szybko ruszył ku wyjściu z biblioteki. Gdzieś za sobą usłyszał podenerwowanego Blacka i Pottera, więc przyspieszył, by mu nie przeszkodzili. Ufając, że Lucjusz wreszcie przystąpi do akcji, już prawie biegiem wypadł z biblioteki na korytarz. Miał szczęście: Lilly właśnie znikała za rogiem po lewej stronie. Pobiegł w tamtą stronę tak szybko, jak nigdy wcześniej.
-Lilly!
Dziewczyna zawahała się, ale szła dalej, nie zatrzymując się ani nie oglądając za siebie.
-Lilly!
Omal nie straciła równowagi, gdy rozpędzony Severus zahamował przy niej, chwytając ją za łokieć, by samemu nie upaść.
-Przepraszam.- wydyszał, puszczając ją i prostując się. Lilly milczała z uniesionymi pytająco brwiami. Severus zrozumiał, że teraz, gdy już spełnił pierwszy cel - zatrzymanie Lilly- ten drugi: rozmowa nie przyjdzie mu tak łatwo. Krótko mówiąc, nie wiedział, co powiedzieć. Stał zdezorientowany, zakłopotany, gubiąc się w myślach i gorączkowo próbując wymyślić coś, co pozwoli przedłużyć tę chwilę o kolejne pięć sekund. Lilly czekała i uznał to za dobry znak.
-Chodź.- położył jej szybko dłoń na ramieniu i kiwnął głową w stronę pustej klasy, której wcześniej nie spostrzegł, a której uchylonym drzwiom teraz nie mógł się oprzeć. Kiedy już weszli do środka i zamknęli drzwi, Lilly założyła ręce, stając przed Severusem i patrząc mu prosto w oczy. W klasie panował półmrok, ale Snape znowu uległ ich silnie zielonej barwie, co zdekoncentrowało go całkowicie na dwie sekundy. Potem odchrząknął, czując, że coraz bardziej robi z siebie głupka.
-Przepraszam.
Stali, zaskoczeni jednoczesnym wypowiedzeniem tego samego słowa. Na twarzy Lilly pojawiło się coś na kształt uśmiechu (albo to tylko jego wyobraźnia), gdy powiedziała:
-Nie musisz przepraszać… to James zachował się moim zdaniem skandalicznie.
-Ja nie byłem wcale lepszy… i… i to prawda… że… że no… ale…- Severus znowu zaplątał się w gąszczu słów. Zdenerwował się. Bał się.
-Lilly, ja… ja naprawdę…
-Wiem.
Patrzył na nią, mrugając oczyma.
-Wiesz, że ja go…?
-Wiem, że go nie zabiłeś i wiem, co do niego czułeś.- powiedziała spokojnie. Jej dłoń drgnęła, jakby chciała ją unieść i położyć mu na ramieniu, ale nie zrobiła tego. Odchrząknęła cicho i odgarnęła włosy z twarzy. –James tak powiedział, bo zawsze szuka okazji do zaczepki ze Ślizgonami, ale nic go nie usprawiedliwia. To było okropne i wiedz, że długo mu nie wybaczę takiej podłości.
Powiedziała to wszystko jednym tchem, podczas gdy on stał bez ruchu, słysząc jej słowa w głowie. Kompletnie się zagubił w całej tej sytuacji. Wiedział tylko to, że stoi naprzeciwko Lilly Evans i że ona nie czuje do niego wstrętu za jego stosunek do ojca. Zdążył to pomyśleć, gdy Lilly odezwała się ponownie:
-Ale chciałabym, żebyś mi coś obiecał.
-Obiecał? Co takiego mógłbym ci obiecać, Lilly?
-Że nigdy nie zabijesz żadnego człowieka, obojętnie- czarodzieja, niemagicznego- choćby Tom Riddle ci to rozkazał.
Zielone oczy dziewczyny były poważne. Severus milczał, zaskoczony niebotycznie jej słowami.
-Lilly…
-Obiecasz?
Jej głos był cichy, prawie szept, ale w głowie czarnowłosego, chudego dwunastolatka huczał jak ogień. Wahał się.
-Proszę cię, Severusie, obiecaj mi to.- w jej głosie słychać było prośbę. Nie potrafił się jej oprzeć, zwłaszcza gdy położyła mu na chwilę dłoń na ramieniu. Poczuł ucisk w gardle i zrobiło mu się gorąco przy kołnierzyku.
-Nigdy nie myślałem o tym, że on może nam kazać w przyszłości zabijać.- powiedział szczerze a potem wyciągnął dłoń, ulegając pragnieniu dotknięcia jej twarzy, ale właśnie wtedy drzwi rozwarły się z hukiem i do środka wpadło z krzykiem kilka osób.

[ 31 komentarze ]


 
Wspomnienie 31.
Dodała Meg Wtorek, 04 Marca, 2008, 23:59

HelloU ;)
Dziękuję bardzo za wszystkie przemiłe komentarze, słowa uznania i krytyki.
Anonimie: Proponuję przeczytać jeszcze raz zakończenie notki o spotkaniu Riddle'a w Zakazanym Lesie i wszystko powinno być jasne;) Jeśli nie, zapraszam;> marta.g3@vp.pl .
Droga/i Semley/u, jasne, że możesz spytać, w końcu to nie tajemnica;) Mam 18 lat, urodziny 26 października;P
Dobra, a teraz przechodzę do sedna: mam nadzieję, że 31. wpis spodoba się Wam, choć pewnie rozczaruje Fionę Apple tym, że jest... kontynuacją wpisu 30. Cóż, notki bywają różne, w jednych jest moc zdarzeń, w innych trzeba zwrócić uwagę na coś jeszcze:-) Pozdrawiam serdecznie i zapraszam tradycyjnie także do Pamiętnika Malfoya, a także na http://www.mysteriousff.mylog.pl , gdzie pojawiła się nowa, dziesiąta nocia;)


***

-Dzięki.- powiedział schrypniętym głosem, biorąc od niej list. Natychmiast zmiął go i wsunął do kieszeni szaty niczym papier po śniadaniu. Odsunął hałaśliwie krzesło, chwycił swoją torbę byle jak za pasek i miał właśnie odejść, gdy Lilly dotknęła jego ramienia. Odwrócił się wolno i spojrzał jej prosto w oczy. Po raz pierwszy ich żywa barwa oraz lśnienie nie deprymowały go. Patrzyła na niego spokojnie, ale bez uśmiechu.
-Stało się coś?- zapytała cicho, a potem odchrząknęła i, wyraźnie zawstydzona niepewnością swojego głosu, dodała już głośniej i przesadnie obojętnie: -W sumie nie musisz mówić, jeśli nie chcesz, ale masz taką minę, jakbyś przed chwilą spotkał wampira.
Porównanie zbiło go z tropu tak bardzo, że zapomniał na chwilę o liście.
-Skąd ci przyszedł do głowy wampir?- zapytał, z trudem ukrywając nagłe zainteresowanie. Lilly odgarnęła niecierpliwie włosy z twarzy i odpowiedziała:
-Przed obiadem miałam obronę przed czarną magią. Uczyliśmy się o wampirach, jak je rozpoznawać, dlaczego są groźne, te sprawy.
-Ach, tak.- spojrzał na nią, unosząc lekko brwi a Lilly pokiwała głową.
-To powiesz mi, o czym dowiedziałeś się z tego listu, czy nie?- położyła torbę na stole i usiadła na krześle, zajmowanym wcześniej przez Severusa, który teraz zajął miejsce obok niej. Położył dłonie na blacie i, przyglądając się swoim nierównym, krótkim paznokciom, odpowiedział:
-Mój ojciec jest w szpitalu. Wczoraj w nocy miał udar mózgu. Rano odzyskał przytomność.
-To… straszne. Przykro mi, naprawdę rozumiem, co czujesz. Ja… czułam się podobnie, kiedy moja mama była chora… miałam pięć lat, a ona… lekarz stwierdził, że to powikłania, że druga ciąża była dla niej śmiertelnym zagrożeniem…- zagryzła wargę i urwała, czerwieniąc się. Severus nie wiedział, co powiedzieć. Pochylił głowę i milczał. Lilly wpatrywała się w niego bez słowa, czuł jej spojrzenie na swoim karku.
-Nie martw się.- usłyszał jej cichy, łagodny głos. –Na pewno wszystko będzie dobrze, przecież twoja mama zadba o to, by wyzdrowiał.
-Wiem, ale ja…- zaczął i nie skończył, czując przypływ gwałtownego żalu, lęku i pogardy dla samego siebie. Zebrał się w sobie i spróbował jeszcze raz, rozpaczliwie chwytając się myśli, że ona jest jedyną osobą, której może się przyznać i która będzie być może potrafiła go zrozumieć.
-Lilly, ja nie wiem, czy chcę, by on wyzdrowiał.
Bał się na nią spojrzeć, chociaż jeszcze parę minut wcześniej, na początku ich rozmowy nie miał z tym najmniejszych problemów. Nie wiedział, jak zareaguje, ale gdzieś w głębi duszy pragnął, by nawrzeszczała na niego, że nie ma racji, że nie powinien… nie mógł myśleć o tym, że miałaby teraz wstać i odejść bez słowa, przepełniona odrazą i pogardą do niego.
Lilly nie zrobiła jednak żadnej z tych dwu rzeczy. Pozornie siedziała tak, jak przedtem, patrząc na niego spokojnie, ale widać było, że jego słowa dotarły do niej z całą mocą. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, gdy wtem dał się słyszeć inny głos, chłopięcy i beztroski ale pewny siebie.
-Aha, tu jesteś, panno Evans. Szukałem cię, Sandra powiedziała mi, że prosto z Wielkiej Sali poszłaś do biblioteki.
Severus podniósł wzrok z ogromnym trudem i ujrzał Jamesa Pottera, opierającego się jedną dłonią o oparcie krzesła Lilly a wichrzącego sobie włosy drugą. James spojrzał na niego i wykrzywił usta w złośliwym uśmiechu. Lilly podniosła się gwałtownie i, patrząc to na Jamesa, to na Snape’a, powiedziała drżącym głosem:
-James, przeszkadzasz mi, mówiłam, że…
-Mówiłaś, że musisz napisać pracę z obrony przed czarną magią, ale nie wspomniałaś o rozmawianiu ze Smarkerusem.- przerwał jej paskudnym tonem, nie spuszczając kpiącego wzroku z czarnowłosego Ślizgona i wolno opuszczając rękę.
-James, daj spokój, nie…- zaczęła Lilly, ale w tym momencie Severus podniósł się z krzesła i mruknął:
-Na razie.
A potem, nie czekając na to, co ona powie, okręcił się na pięcie i opuścił bibliotekę ponurym krokiem ze spuszczoną głową i dłońmi wbitymi w kieszenie. Prawie rozbolały go knykcie od zaciskania w pięści.

[ 15 komentarze ]


 
Wspomnienie 30.
Dodała Meg Środa, 27 Lutego, 2008, 12:00

Czołem! Przyprawiacie mnie o zawroty głowy z radości, że tak licznie tu przybywacie i zostawiacie po sobie ślady w postaci komentarzy! :) Jestenm Wam dozgonnie wdzięczna. Co do pytania Semley: i owszem, czytałam VII tom w obu wersjach językowych ale nie mam zamiaru sie na nim opierać. O końcu jeszcze nie myślę. Co do Tajemniczej:mam radę dla Ciebie: jeśli nużą Cię zbyt długie wpisy, skopiuj je do Worda, podziel na partie długości stosownej dla Ciebie i czytaj po jednej na wieczór.
zostawiam Was z nowymi wpisami tu i w Pamiętniku. Do usłyszenia, mam nadzieję, wkrótce!

Marta


***

-Nie, panie Malfoy, nie obchodzi mnie, że do Świąt zostały już tylko dwa tygodnie. To nie jest usprawiedliwienie pańskiego chronicznego braku…
-Czasu wolnego!
-…braku pracy domowej.- ciemnowłosa dziewczyna w eleganckiej, lśniącej, ciemnej szacie spojrzała piorunującym wzrokiem na stojącego przed nią blondyna, opierając się o blat potężnego, dębowego biurka. Mimo że poza stanowiskiem i wiekiem dzieliło ich tylko biurko, zdawało się, że gdyby stanęli obok siebie, nie różniliby się od większości siedzących w klasie uczniów. Chłopak patrzył na nią z wysoko uniesioną głową, nie zuchwale ale i nie ulegle. Zapewne gdyby nie była nauczycielką, miałby jej do powiedzenia coś interesującego: tym razem jednak poprzestał na milczeniu, choć nieco wyzywający wyraz twarzy i tak nie wpływał uspokajająco na stojącą przed nim kobietę. Po dwóch sekundach wyprostowała się, zdejmując jasne, szczupłe dłonie z kwadratowymi paznokciami i spojrzała potępiająco na klasę złożoną z uczniów Slytherinu i Ravenclawu.
-Wiadomo mi nie od dziś, że uczniowie każdego domu mają przedmiot, w którym przodują. To jedna z cech charakterystycznych tej szkoły, podobnie jak odwieczna rywalizacja uczniów Slytherinu z uczniami Gryffindoru i nie zamierzam jej negować, choć nie oznacza to, że ją aprobuję. – przeniosła wzrok na cały czas stojącego przed nią ucznia i uniosła głowę i kilka milimetrów. –Nie mam najmniejszego zamiaru nie spełniać swoich obowiązków jako nauczyciel transmutacji tylko ze względu na to, że uczniom domu Slytherina chce się przykładać tylko do przedmiotu wykładanego przez ich wychowawcę. Czy wyrażam się jasno?
-Tak jest, pani profesor.- odpowiedział zgodny chór. Severus Snape, siedzący w rzędzie pod ścianą, zajętym tylko przez Ślizgonów, rozprostował pod stołem nogi i odetchnął głębiej. Nie było mu duszno, ale czuł już znużenie po dwóch sprawdzianach (z historii magii historia podboju Norwegii przez gobliny nordyckie i z zaklęć nieoczekiwany esej na temat uroków obronnych). Ponadto za oknem była fatalna pogoda, gdyż w nocy zerwała się burza i nie omieszkała ustać do tej pory.
-…więc jeżeli mimo mojego ostrzeżenia nadal nie będzie pan respektował mojego przedmiotu, będę musiała postępować z panem w inny sposób i nie wykluczam możliwości zastosowania o wiele poważniejszych konsekwencji. Proszę siadać.
Lucjusz zajął swoje miejsce ze zwykłym wyrazem twarzy. Reprymenda nauczycielki nie zrobiła na nim wielkiego wrażenia a gdy już McGonnagall odwróciła od niego swoją uwagę, szepnął cicho do siedzącego obok Severusa:
-No to po mnie poleciało gradobicie, co?
-Zadziwiające, że traktujesz to tak lekko.- mruknął Severus na co Lucjusz zmierzył go zaskoczonym spojrzeniem.
-No co ty… chyba nie sądzisz, że powinienem się przed nią pokajać?
-Nie… ale nie oczekuj ode mnie, że się z nią nie zgodzę.
-Sev, nie poznaję cię, serio! Przecież ty też nie przepadasz za transem, nie zawsze jesteś przygotowany, a mówisz zupełnie, jak jakiś Gryfon.
-Nie, tylko to twoje zgrywanie się nie wyjdzie ci prędzej czy później na dobre.- Severus zniżył głos do niemal półszeptu, bo lekcja wciąż trwała, choć teraz przy tablicy była jakaś Krukonka. –Nie jest to mój ulubiony przedmiot, ale też nie możesz ciągle jechać na opinii. Wiesz co, czasem mam wrażenie, że manifestujesz swoją obojętność na transmutację trochę na pokaz.
-Ja na pokaz?- Lucjusz aż usiadł na krześle nieco bokiem, kompletnie zapominając o tym, gdzie jest. –Szczerze mam gdzieś transmutację i wiem, że nigdy w życiu mi się nie przyda, bo nie zamierzam grzęznąć w jakiejś szkole jako nauczyciel na całe życie, a z reguły tak kończą ludzie po transmutacji!
-Panie Malfoy, pańska bezczelność przekracza wszelkie granice!
Za jego plecami stała nauczycielka. Severus spojrzał na nią kątem oka, dobrze wiedząc, że nikt przy zdrowych zmysłach nie patrzyłby śmiało w oczy rozjuszonej tygrysicy, a do niej właśnie dość podobna była ich nauczycielka transmutacji. Jej oczy pałały niezwykłym blaskiem, twarz zaróżowiła się od emocji i nawet sztywne uczesanie znikło pod wpływem tego, co z niej emanowało.
Snape z odcieniem zdumienia spostrzegł, w jaki oto sposób los udowodnił mu, iż nieprawdą jest, że złość piękności szkodzi, bowiem dotychczas uważana za sztywną, wyzutą z uczuć siekierę nauczycielską Minerwa McGonnagall teraz wyglądała jak całkiem przeciętna, nie pozbawiona jakiegoś tam uroku dziewczyna, która ukończyła kilka wiosen temu lat dwadzieścia.
-Nie minęło pięć minut od chwili, gdy ostrzegłam pana przed niesubordynacją względem mnie, a pan nie dość, że rozmawia na lekcji, to jeszcze lży nauczycieli.
-Bardzo przepraszam, pani profesor, ale raz, zdawało mi się, że mówiła pani tylko o nieodrabianiu pracy domowej a dwa, nikogo nie lżyłem.- odpowiedział Lucjusz, nieźle naśladując uprzejmość ociekającą słodyczą, ale McGonnagall nie dała się nabrać.
-Nie w łapaniu za słówka leży sens, panie Malfoy.- odpowiedziała jadowicie i odetchnęła głęboko przez nozdrza. –Może pan sobie udawać chojraka i maskować aluzje kurtuazją, ale nikt, kto pana uczy od dwóch lat, nie da się wziąć na plewy.
Zapadło krótkie milczenie, w czasie którego, pomyślał Severus, odbywała się psychiczno-wzrokowa walka między Lucjuszem a Minerwą. Ukradkiem spojrzał na klasę, na ścianę z zegarem i, z góry przesądzając wynik, powoli położył pióro na notatkach i zaczął zakręcać kałamarz. Nauczycielka przeniosła na niego wzrok i zapytała, opanowując głos do chłodnego tonu:
-Dlaczego pan się pakuje, skoro jeszcze nie było dzw…
Głośny gong odbił się echem nawet od ścian klasy. Jednocześnie szurnęły krzesła, uczniowie zaczęli wpychać książki i notatki do toreb, rozległy się śmiechy, rozmowy i ogólny, normalny uczniowski gwar, towarzyszący końcowi lekcji. McGonnagall bez słowa odwróciła się, podeszła do tablicy i krótkim machnięciem różdżki sprawiła, że pisane kredą wzory, znaki i szkice zaczęły znikać jak pod wpływem niewidocznej gąbki. Lucjusz szurnął krzesłem nieco za głośno, spakował się machinalnie i, patrząc na Severusa z uśmieszkiem, wyszedł z klasy. Severus zapiął powoli torbę i, nie patrząc na nauczycielkę, podążył za kolegą. Choć pewnie każdy inny Ślizgon na jego miejscu zrobiłby zupełnie odwrotnie, on nie powiedział, że w kamiennych oczach Minerwy McGonnagall lśniły łzy.
Cała gromada uczniów ze wszystkich stron zaczęła napływać w stronę Wielkich Schodów. Minęła czternasta, co oznaczało, że właśnie na czterech, olbrzymich, drewnianych stołach przypisanych każdemu z domów, pojawiły się już półmiski, talerze oraz tace z dymiącymi, parującymi i nęcąco pachnącymi potrawami. Severus zjawił się na Sali tylko ciałem, Duszą błądził bowiem gdzie indziej, bo dziwnym trafem widok młodej nauczycielki transmutacji zapadł mu głęboko w pamięci, pokrywając się co chwilę z obrazem Lilly Evans, zupełnie jakby dwie osoby grały w to, kto szybciej rzuci kartę ze zdjęciem. Zastanawiał się, czy skrzywdził Lilly tak bardzo, jak dzisiaj niewątpliwie profesor McGonnagall Lucjusz. Pewnie , sam nie czuł się naturalnie, myśląc o Minerwie McGonnagall w kategorii odmiennej od personelu szkolnego, ale czuł, że jest to dobra droga. Głupie słowa głupiego uczniaka wyraźnie dotknęły tę kobietę… a czy on sam nie sprawił zawodu i przykrości Lilly swoim zachowaniem podczas szlabanu? Nie powiedział jej niczego obraźliwego, ale fakt, że bronił przed nią ideologii Riddle’a i przekonywał ją do niej, że stanął po jego stronie, choć ona miała rację, czego był świadom, sprawiał, że czuł się dziwnie. Czuł, że choć Lilly nie traktowała go w sposób szczególny, to sprawił jej zawód i nie znał metody, która pomogłaby mu ujawnić, że to było jego ostatnie pragnienie. Gubił się w tym a zebranie w Zakazanym Lesie też nie pozostawiło go bez refleksji. Mogło to być przyczyną tego, że miał rozdrażniony nastrój i odnosił się do Lucjusza prawie na stopie wojennej. Co gorsza, jego kolega zdawał się wiedzieć, o co chodzi, a to już było gwoździem do trumny dobrego nastroju Severusa. Myślał o tym, siadając na ślizgońskiej ławie, myślał o tym, jedząc obiad i idąc z powrotem do swojego domu. Właśnie miał skręcić za róg, gdzie była chimera, strzegąca wejścia do ich pokoju wspólnego, gdy na ramieniu poczuł drapnięcie sowich łapek i mała płomykówka przytuliła dzióbek do jego policzka, wystawiając nóżkę z niewielką kopertą. Chłopak sprawnie odczepił list i odesłał sowę a potem postanowił iść gdzieś, gdzie będzie mógł zająć się listem w spokoju. Po drodze do biblioteki, która przyszła mu do głowy jako pierwsza, odczytał adres nadawcy a potem nazwisko: Eileen Prince. W chwilę później siedział już na pierwszym wolnym krześle, dość blisko półek z czasopisma, odruchowo spuszczając torbę z ramienia na ziemię i rozrywając niecierpliwie kopertę. Wypadł z niej niewielki arkusik, zapisany czarnym atramentem.






Drogi Severusie,

Wczorajszej nocy ojciec miał udar mózgu. Odzyskał przytomność dzisiejszego ranka. Lekarz stwierdził, że to wpływ niezdrowego trybu życia i nałogu alkoholowego i zabrali go do szpitala w Luton. Jeśli będziesz chciał czegoś ode mnie, pisz do pani Rose, ona prześle mi całą pocztę do Luton, gdzie zatrzymam się do czasu wyzdrowienia ojca. Może to potrwać do miesiąca.

Mama


Severus na ogół doskonale radził sobie z rozumieniem czytanego tekstu, może poza kilkoma wyjątkami, ale listy nie sprawiały mu wielkiej trudności, choć dostawał ich zdecydowanie mniej, niż połowa jego kolegów i koleżanek. Tym razem jednak musiał przyznać sam przed sobą, że treść tego listu wstrząsnęła nim bardziej, niż się tego spodziewał. Odsunął bezwiednym ruchem dłoni kartkę, a ta spadła na podłogę. W sekundę później ktoś ją podniósł i mu ją podał. Uniósłszy niewidzące spojrzenie, ujrzał przed sobą Lilly.

[ 15 komentarze ]


 
Wspomnienie 29.
Dodała Meg Czwartek, 14 Lutego, 2008, 06:00

Z Okazji Dnia Zakochanych chciałabym Wam życzyć, aby Wasza miłość była szczera, piękna, niezapomniana, zaskakująca i pełna wspólnej radości. Życzę Wam także spełnienia marzeń, nawet tych najskrytszych, choć ktoś kiedyś mi powiedział, że nie warto dążyć do spełnienia wszystkich marzeń od razu, bo trzeba mieć do czego dążyć w przyszłości. Dziękuję pięknie za moc komentarzy i pozostawiam Was z nowym wpisem, zarówno w Myślodsiewni, jak i w Pamiętniku... a także zapraszam na mojego bloga, gdzie pojawiły się nowe notki i zmiana image'u. Serdeczne pozdrowienia wszystkim śle
Marta


***

Temperatura tej nocy spadła do minus dziesięciu stopni. Oszronione błonia otulone były gęstą, zimną mgłą. Nie było widać nawet gwiazd, choć świeciły mocno od wielu dni niczym małe, podniebne świetliki.
Na środku polany było jaśniej niż gdzie indziej. Dość duże półkole oświetlało magiczne ognisko z mlecznymi, lśniącymi płomieniami. Riddle stał pośrodku, otulony peleryną. Jego oczy jarzyły się blaskiem w świetle ognia. Przed nim stało około dwudziestu, trzydziestu osób, otulonych szczelnie pelerynami, szalami i chustami, tworząc idealne półkole. Patrzył na nich w milczeniu, prześlizgując się wzrokiem od twarzy do twarzy.
-Witajcie.
Ktoś prychnął cicho. Faktycznie, powitanie Toma kojarzyło się raczej z ogrzanym pokojem, wyłożonym puszystym dywanem i puchatymi poduszkami, na których siedziałaby gromadka domagających się opowiastki dobrotliwego dziadka dzieci. Sam niemalże zaśmiał się w duchu ale wnet spoważniał. Wycelował wzrok dokładnie w prychającego i powiedział cicho acz łagodnie:
-Nie myśl, że mi też nie jest zimno, Rose. Jeśli boisz się, że nabawisz się kataru, podejdź bliżej ognia.
Zgodnie z jego oczekiwaniami Rose nie ruszyła się z miejsca.
-Dotychczas spotykaliśmy się w tajemnych przejściach, pustych klasach bądź lochach. Niejednokrotnie warunki klimatyczne były o niebo lepsze i bardziej sprzyjały spotkaniu na zewnątrz niż dzisiejsza noc. Uznałem jednak, że nie ma co się łudzić. Nie można poprzestać tylko na ciepłym siedlisku wewnątrz zamku… może sceneria Zakazanego Lasu przemówi bardziej do waszej wyobraźni aniżeli znajome gobeliny, kandelabry i zbroje.
Po tym zaskakującym wstępie pozwolił sobie na chwilę milczenia. Dokładnie zlustrował stojących naprzeciwko uczniów i przemówił tonem z pozoru obojętnym:
-Zdawało mi się, że wyznaczyłem wam pewne zadanie… tak, czy to nie było wciągnięcie drugiej osoby do waszego kręgu? Rookwod, może ty mi przypomnisz.
-Tak… masz rację.
-Tak, panie.
Rookwod nie zrozumiał, więc Riddle powtórzył raz jeszcze, tym razem z odrobiną zniecierpliwienia w głosie:
-Tak, p a n i e.
-Tak, panie.- powiedział Rookwod i słychać było, że głos mu drgnął.
-Wspominałem już, jaka panuje tu hierarchia, prawda? Jesteśmy my, bo działamy wspólnie i we wspólnym celu, ale jednocześnie jesteście wy i ja, bo to ja jestem waszym… powiedzmy, przywódcą. To taka mała dygresja nie na temat… a wracając do sedna sprawy, tak, jak przypomniał Rookwod, mieliście dziś przyjść z drugą osobą, którą uznaliście za godnego kandydata do naszego zgromadzenia… czyżby nie wszyscy zrozumieli?
Szmer zaprzeczenia. Ogień zamigotał w tęczówkach Riddle’a.
-Więc dlaczego, miast pięćdziesięciu osób, widzę tu zaledwie trzydzieści?
Spotkał się z milczeniem. Spodziewał się tego.
-W całym Hogwarcie, we wszystkich czterech domach nie znalazło się dwadzieścia pięć osób, które nadawałyby się… na kandydata? W przeciągu tych trzydziestu dni, jakie wam dałem, nie znaleźliście ani jednej takiej osoby? Szukaliście co dzień, starannie i rzetelnie i nie znaleźliście? Poddaliście się? Zrezygnowaliście? A może stchórzyliście?



-Nie, to nie tak, przecież część z nas znalazła odpowiednią osobę…- wtrącił z nagłą odwagą Lucjusz Malfoy, stojący obok Severusa, który skrzywił się w duchu. Lucjusz urwał, widząc wzrok Toma skierowany na siebie. Narcyza, stojąca po drugiej jego stronie, skuliła ramiona pod peleryną. Spojrzała ukradkiem na Severusa ale ten nie poruszył się, wciąż patrząc na „przywódcę”.
-Jeśli nie znalazła się ani jedna osoba, to trzeba było ją stworzyć.
Tłumek oczekiwał w napięciu wyjaśnienia tych zagadkowo brzmiących słów. Riddle wyciągnął różdżkę i wyminął ogień. Zmarznięta trawa pod jego stopami trzaskała.
-Kazałem wam szukać tylko w Slytherinie? Nie. Są jeszcze trzy inne domy, w nich po siedem roczników, każdy liczący kilkadziesiąt osób. Nie wierzę, że nie ma tam ani jednego ucznia, który po trafnej argumentacji nie wykazałby chęci do zapoznania się z nami.
Severusowi na dźwięk „trafna argumentacja” przypomniał się szlaban i rozogniona twarz Lily. Coś kujnęło go nieprzyjemnie w sercu, ale zignorował to. Tom podszedł do bliskiego mu krańca półkola, cały czas dzierżąc różdżkę w dłoni.
-A może nie potrafiliście być przekonujący?- powiedział cicho, ale każdy doskonale go słyszał. Nawet ogień zdawał się huczeć ciszej aniżeli brzęk muchy. –Tak, to może być przyczyna waszej niesubordynacji.
Riddle przeszedł się wzdłuż półkola, zawrócił i stanął na tle ognia tak, że nie widzieli jego twarzy.
-Ci, którzy zostali tu zaproszeni, niech wyjdą z kręgu i staną przede mną, tyłem do ognia.
Rozległ się cichy szmer peleryn, szepty wśród zebranych i pięć osób wyszło na środek. Riddle podszedł do pierwszej z nich i zatrzymał się przy niej. Po chwili delikatnie odsunął jej kaptur i oczom zebranych ukazała się piękna, jasnowłosa dziewczyna o dużych, orzechowych oczach. Jej cera była rumiana ale zdrowa. Dziewczyna nie uśmiechała się tylko patrzyła w oczy Riddle’a bez słowa, bez jakiegokolwiek ruchu. Patrzyła mu w oczy tak przez trzy sekundy aż usłyszeli jego szept:
-Chloe Garmond, trzecia klasa, Ravenclaw… kto cię wprowadził?
-Andrew Marconi.
Riddle spojrzał w kierunku zebranych i spokojnie ruszył dalej, powtarzając procedurę odsłonięcia kaptura i zapytania o nazwisko wprowadzającego.
Severus stał i patrzył bez słowa na to, co rozgrywało się przed nim. Nie czuł wcale zimna: magiczne ciepło ognia zdawało się już dostatecznie nasycić polanę. Tymczasem Riddle odsłonił twarz Narcyzie Black, która niemal dygotała- albo z zimna, albo z przerażenia-, dość sympatycznemu z wyglądu Danielowi Olkinsowi, Ślizgonowi z szóstego roku , zabijace Ethanowi Traversowi, też ze Slytherinu ale z trzeciej klasy i nieznanemu nikomu, ponuremu Puchonowi z piątej klasy, Alanowi Kobytzkiemu.
-Trzech Ślizgonów, Puchon i Krukonka. Dwie dziewczyny, trzech chłopaków.
Podsumowanie Riddle’a było dość oczywiste ale i tajemnicze.
-Mogłem się spodziewać, że wprowadzisz Chloe, Andrew. To samo z Narcyzą, Lucjuszu.- skinął ku nim głową. Ktoś stojący na drugim końcu półkola prychnął cicho. –Było oczywiste, że Woodrow wprowadzi Olkinsa, który jest jego przyjacielem od najmłodszych lat, podobnie jak Travers przyjaźni się z Carrowem. Urke, jedyny obcokrajowiec na drugim roku, nie ma przyjaciół wśród rówieśników ale trzyma się z mającym podobną sytuację Alanem Kobytzkim, choć oprócz pochodzenia z Czech łączy ich także zamiłowanie do czarnej magii. Tak pokrótce można scharakteryzować wasze wysiłki… dość marne, przyznaję, ale wysiłki.
-Prosiłem o przyprowadzenie odpowiedniego kandydata, zwracając uwagę na to, by był to ktoś naprawdę odpowiedzialny, lojalny i odważny.
-Sugerujesz, że dziewczyny nie są odważne??- wyrwał się Marconi, ale Tom odparł z taką pogardą, że Marconi aż się wcisnął w szereg:
-Głupie pytanie, Marconi… bardzo głupie, jak na to, że tu jesteś.
-Prze… przepraszam.- szepnął Marconi, ale tym razem został całkowicie zignorowany. Severus spojrzał na niego z ukosa: chłopak był wyraźnie zdenerwowany. Pewnie drżał tak o Chloe.
-Sądziłem- ciągnął dalej Tom, przechadzając się w świetle białych płomieni.-, że jesteście już na tyle dojrzali, by rozumieć różnicę między obiektywizmem a subiektywizmem. Tymczasem, krótko mówiąc, poszliście na łatwiznę. Nietrudno było zaprosić przyjaciela czy dziewczynę, ale już prawie żadne z was nie pomyślało o tym, czego j a od was zażądałem. Nie zwróciliście uwagi na przymioty, na które kładłem nacisk: nie, gdybyście mieli spełnić moje polecenie od początku do końca, kosztowałoby to was o wiele więcej wysiłku, związanego z przemyśleniem sprawy, wybraniem osoby, mającej te przymioty i nie będącej koniecznie w gronie waszych znajomych, a po co się męczyć?
Nikt się nie odezwał. Było jasne, że Riddle, choć nie podnosi głosu, nie jest zadowolony i też prawie natychmiast to powiedział:
-Nie jestem zadowolony z tego, co mnie tu spotkało. Powiem nawet więcej: jestem rozczarowany i srogo zawiedziony. Myślałem, że można was traktować poważnie, ale skoro nie, to proszę bardzo, droga wolna. Nie zatrzymuję was dłużej.
Jego słowa cięły powietrze jak stal. Unosiła się woń napięcia i gniewu. Nie bardzo było wiadomo, czy jego ostatnie słowa znaczą wydalenie, czy też tylko pełnią rolę groźby. Patrzył na nich bez tych iskierek w oczach, które czyniły go bliższym i łagodniejszym. Piątka wybrańców stała bez ruchu, choć zapewne denerwowali się bardziej, niż cała znająca Toma reszta. Severus dostrzegł, że Chloe uniosła ciut wyżej głowę. Trzymała się po królewsku, co mile kontrastowało z bladą twarzą stojącej obok Narcyzy, która opanowała już dygotanie, ale zaciskała w kieszeni dłonie.
Tom wyraźnie czekał na jakiś ruch z ich strony, ale ponieważ nic takiego nie nastąpiło, kontynuował:
-Żadna z tych osób nie nadaje się poza Ethanem Traversem i Alanem Kobytzkim. Nie powinno wam być z tego powodu przykro, już prędzej wstyd. Z pięciu osób przyjąłem dwie, to nawet nie jest pięćdziesiąt procent.
Tom okręcił się na pięcie i stanął przed Chloe. Rzucił wzrokiem na piątkę nowicjuszy, potem na szereg i zapytał, unosząc brwi:
-Czy ktoś ma jakieś wątpliwości?
Odpowiedziało mu milczenie. Pokiwał głową na znak, że rozumie i stanął twarzą do Chloe, Narcyzy, Ethana, Daniela i Alana.
-Nie ulega wątpliwości, że panna Garmond jest piękna i dobra,- w jego głosie usłyszeć można było leciutkie echo śmiechu- ale mam poważne wątpliwości co do tego, jak spisałaby się w naszych szeregach.- spojrzał na nią uprzejmie. –To jest walka dobra ze złem, ale w tym wypadku nie dobro ma zwyciężyć, mówiąc stereotypowo.- powiedział jej z dziwnym uśmiechem i pokazał, by wróciła do szeregu. Podszedł do Narcyzy. Spojrzał jej w twarz, potem rzucił okiem na postać na końcu półkola i zapytał:
-Obserwowałem cię przez cały czas. Trzęsłaś się, choć stałaś blisko ognia. Czego się bałaś?
Narcyza nie odpowiedziała tylko rozwarła szeroko oczy.
-Narcyzo…- zachęcił ją Tom, nie patrząc na nią. Blondynka przełknęła ślinę i spuściła wzrok w chwili, gdy Tom go podniósł. Uniósł jej podbródek koniuszkami palców, patrząc jej prosto w oczy. Po krótkiej chwili powiedział, krzywiąc się lekko i puszczając jej podbródek jakby upuszczał do kosza brudnopis, który jest całkowicie beznadziejny:
-Ach, tak… panna Black przyszła tu tylko dlatego, że poprosił ją o to pan Malfoy. Ciekawe, co zataiłeś, by jej nie zniechęcać, Lucjuszu…- spojrzał na kolegę Severusa zimno i dodał: -Bo Narcyza wyraźnie czuje się… ależ tak, oszukana. No cóż, nigdy nie mówiłem, że nasze spotkania, to piknik.- wskazał Narcyzie miejsce, z którego wyszła a ona szybko je zajęła, nasuwając kaptur. Riddle spojrzał po raz ostatni na nią, na koniec półkola i w podobny sposób odprawił Olkinsa. Kiedy doszedł do tych, których zaaprobował, poprosił, by zajęli stałe miejsce w szeregu. Potem odwrócił się z łopotem peleryny twarzą do półkola i cofnął się w stronę ognia.
-A oto osoba, którą ja wybrałem na kandydata. Lojalna i wierna,- powiedział spokojnie, z dobrze ukrytym podnieceniem, spoglądając w kierunku końca półkola. –odpowiedzialna, nieugięta, stanowcza, odważna, a przede wszystkim bardzo mocno przekonana o słuszności naszego celu. Pozwól do nas, Bellatrix.
Osoba wyszła z półkola, podeszła do Toma i zsunęła kaptur. Jej siostra krzyknęła cicho, ukrywając twarz w dłoniach, ale Bellatrix Black nie patrzyła na nią tylko na Toma. W jej oczach płonął blask i wyczuć można było aurę satysfakcji i gotowości do walki. Miała gęste, czarne jak smoła włosy, które układały się miękko wokół jej stanowczej, pewnej siebie twarzy o ciemnych oczach i ustach, wykrzywionych w trochę pogardliwym uśmiechu. Riddle spojrzał na nią a ona spuściła z szacunkiem głowę. Zwrócił się do ludzi stojących w półkolu, a na jego twarzy widać było coś jakby triumf, dziką radość i spełnienie.
-Bellatrix Black, Ślizgonka z czwartej klasy. Przyszła do mnie sama i przysięgła, że spełni wszystkie moje rozkazy. Nie zawaha się przed niczym, co mogłoby pomóc w osiągnięciu sukcesu, nawet przed śmiercią. Muszę przyznać, że nigdy jeszcze nie spotkałem osoby tak przepełnionej wolą walki, poświęceniem i wiernością dla pana.
Gdy to mówił, Bellatrix omiotła spojrzeniem dotychczasowe grono wspólników Toma. Jej oczy w jakiś tajemny sposób wyczuły obecność Snape’a. Patrzył na nią spod kaptura z dwojakimi uczuciami. Narcyza nigdy nie chwaliła się posiadaniem siostry, niemniej widywał ją kilka razy na szkolnych korytarzach. Nie należała do osób lubianych, bo miała trudny charakter i bardzo silną osobowość, ale, o dziwo, w pobliżu Toma cała jej werwa przekształciła się w niezwykłą uległość wobec wszelkich jego słów, poleceń i próśb, choć te ostatnie wypowiadał najrzadziej.
-Bellatrix, wejdź proszę do szeregu.
Usłuchała go wręcz z radością, którą widać było w silnym blasku jej oczu i łunie na jej twarzy. Severus poruszył lekko ramieniem. Zauważył, że Lucjusz nie jest zachwycony werdyktem Toma, dotyczącym zarówno jednej, jak i drugiej siostry Black. Spojrzał szybko na Severusa a potem obaj przenieśli wzrok na Toma.
-Nie zamierzam przedłużać tematu mojego polecenia, które spełniliście w sposób wysoce niezadowalający… chociaż może warto by było, abyście nauczyli się posłuszeństwa, ale myślę, że na to nadejdzie jeszcze o wiele bardziej stosowna pora. Dzisiejszej nocy chciałbym wam zadać tylko jedno pytanie.- stanął do nich bokiem, utkwiwszy wzrok w jasnych płomieniach, wzbijających się ku ciemnemu, rozgwieżdżonemu niebu. –Czym jest dla was śmierć?
Odwrócił się twarzą z powrotem do półkola i dodał:
-A także… czy jest czymś niepokonanym?
Milczenie. Spojrzał na nich a blask ognia zaigrał niebezpiecznie w jego oczach.
-Marzenia o nieśmiertelności są niemal tak stare, jak świat… nie są obce nikomu, więc nie ma sensu się ich wypierać, bowiem chęć pokonania śmierci należy do kręgu tych żądz, które opanowują każdego człowieka, w mniejszym lub większym stopniu, które mają na niego tak silny wpływ, że nie można z nim walczyć. W podobnych kategoriach postrzega się szczęście, bogactwo… jest wiele takich spraw.- mówił teraz z dziwnym grymasem, który miał chyba przypominać uśmiech. –Zastanawiam się, co wy sądzicie na ten temat.
-Skoro idea nieśmiertelności jest stara jak świat, a dotąd nie istnieją… no, istoty, które… które nie są śmiertelne, to chyba o czymś świadczy, prawda?- odezwał się ktoś z szeregu. Severus poznał, że to jakiś chłopak z ich roku. Riddle zmierzył go rozpalonym spojrzeniem i roześmiał się cicho, ale w niemiły dla ucha sposób.
-Dobrze, że dodałeś „chyba”, Geddy, naprawdę dobrze.
Geddy nie poddał się: przeciwnie, zapytał trochę śmielej, choć nadal drżącym głosem:
-Masz na myśli, że istnieją takie istoty, które odniosły zwycięstwo nad śmiercią?
-Oczywiście, że tak. Historia mówi tylko o trzech takich osobach… niemniej, nie są światu magii obce metody zmierzające do, jak to ładnie ująłeś, odniesienia zwycięstwa nad śmiercią.
-Nie…?- zachłysnął się Geddy a Riddle powtórzył z odcieniem zniecierpliwienia:
-Oczywiście, że nie. To prastara historia, ale są dowody na to, że…- urwał, odwracając głowę nieco w prawo i unosząc ją. Do magicznie oświetlonej polany wiodła dróżka, w połowie zakryta przez przydrożne paprocie i wystające korzenie. Na jej końcu ukazała się postać w kapturze. Kiedy wbiegła na teren półkola, kaptur spadł jej z głowy i oczom zebranych ukazała się chłopięca głowa. Chłopak podszedł prędko do Riddle’a i powiedział do niego coś bardzo cicho i bardzo szybko, spoglądając w stronę błoni. Tom wysłuchał wiadomości w spokoju, a gdy chłopak oddalił się, powiedział:
-Wybaczcie, musimy już zakończyć nasze zebranie… gronu pedagogicznemu potrzebny jest pilnie prefekt… zdaje się, że jakiś Ślizgon złamał regulamin twierdząc, że prefekt mu pozwolił.- znowu się skrzywił. Machnięciem różdżki ugasił biały ogień a wzdłuż ścieżki wyczarował parę lampionów.
-Bez obaw, nie widać ich z zamku a pozwolą wam odnaleźć drogę.- rzucił przez ramię i szybko ruszył ścieżką. Nie minęło pół minuty, jak znikł w gąszczu. Zebrani uczniowie po krótkiej chwili wahania i odrętwienia ruszyli jego śladem, nie śmiejąc zamienić ze sobą słowa.

[ 31 komentarze ]


 
Wspomnienie 28.
Dodała Meg Czwartek, 31 Stycznia;, 2008, 14:56

Cześć,magiczni i niemagiczni w Tłusty Czwartek! Wszystkim życzę przepysznych pączków i oto kolejne, 28. wspomnienie naszego uwielbianego, najcudowniejszego Severusa S. Wiem, że wszystkich Was zaskoczyło zachowanie Lily, wspomniane przez Mistrza w poprzednim wpisie, dlatego też Lily wyjaśnia swoje motywy w tej notce i mam nadzieję, że uczyniła to zadowolająco ;)
Chcę też Wam bardzo gorąco podziękować za obłędną ilość komentarzy:) Przeżyłam bardzo pozytywny szok! :P Mam nadzieję, że ta notka też tyle sobie opinii zbierze :)
3majcie się!
Marta


***

Rozległo się bicie zegara gdzieś w oddali. Wpatrzony bez większego zainteresowania w naprzeciwległą ścianę nieduży, czarnowłosy chłopak ani drgnął. W duchu policzył uderzenia. Doszedłszy do siedmiu, stracił namiastkę zainteresowania otaczającym go światem i powrócił myślami na poprzedni tor.
Przed oczyma stanęła mu twarz sędziwego opiekuna. Nie malował się na niej zachwyt ani gniew, raczej zdumienie, przeogromne zdziwienie, którego przyczyną była wieść o szlabanie dla jednego z jego wychowanków. W jego mniemaniu Severus Snape był uczniem nieprzeciętnym: może nie był orłem na wszystkich zajęciach ani też nie miał specjalnie zachęcającego sposobu bycia, ale miał dryg do kociołka a w kwestii zachowania nie wyróżniał się ani na plus, ani na minus. Oto teraz właśnie ów uczeń otrzymał karę szlabanu porządkowego za wyrządzone szkody; już samo to było wystarczająco zagadkowe dla pedagoga z wieloletnim doświadczeniem, a fakt, że w całą sprawę zamieszana była skądinąd znana z urody i talentu do czarów Gryfonka, oskarżająca Snape’a o próbę kradzieży i brutalny atak, dodatkowo zaciemniał sprawę mrocznym oparem tajemniczości. Snape nie przyznał się do winy, ale też słowa na swoją obronę nie wypowiedział, zarówno w obliczu świadków sceny- nauczycieli- jak i własnego opiekuna, z którym przyszło mu się spotkać w sprawie owego szlabanu, wymierzonego przez wzburzonego nauczyciela zaklęć. Uznano ogólnie, że to oznaka jego buntu i krnąbrności, co w najmniejszym stopniu nie odsunęło kary. Dwa wartościowe malowidła zostały zniszczone i bez względu na to, który z dwójki ukaranych wychowanków Hogwartu to zrobił, szkody należało usunąć i w ten sposób za winę odpokutować. Wychowawca w duchu wyczuwał, że sprawa ma nieznane mu podłoże ale lepiej było ją zostawić na gruncie oficjalnym i nie dociekać przyczyn takich dziwnych spraw, jak na ten przykład zachowanie jego podopiecznego, który nie tylko zdawał się nie martwić perspektywą –bądź co bądź- kary ale wręcz w jego oczach pojawiało się coś takiego, co nie u Severusa nazwano by skrytą uciechą. Reasumując zatem, przeprawa przez trudności formalne związane z karą nie należała do najgorszych, a więc Snape już zupełnie nie miał się czym martwić. O wiele bardziej zresztą fascynowała go idea Lily.
Do momentu, w którym odezwała się do niego podczas wypisywania notki do wychowawców przez nauczyciela zaklęć, Severus był gotów uwierzyć, że jej zgoła pełne szaleństwa zachowanie nie miało korzeni w racjonalnym myśleniu, lecz w ataku paniki, fiksacji bądź czegokolwiek innego, sugerującego ostre zaburzenia psychiczne. Poniewczasie uświadomił sobie, o co tak naprawdę jej chodziło: zaimprowizowany atak Severusa na nią, który poskutkował szlabanem, był jak najbardziej po jej myśli, zmierzającej do uzyskania okazji do rozmowy w warunkach świętego spokoju. Co prawda, jej sytuacja nie była aż tak tragiczna, że musiała uciekać się aż do tak obłędnych pomysłów, do jakich niewątpliwie należało wrobienie ich dwójki w szlaban, bo w końcu miała dość charakteru, by zdobyć się na rozmowę w cztery oczy ze znienawidzonym przez jej przyjaciół Ślizgonem; przyczyna leżała jednakowoż gdzie indziej. Towarzystwo Jamesa Pottera i jego bandy zajmowało większość jej czasu wolnego, choć nie można było nazwać tego niewoleniem; wszyscy jednak, a zwłaszcza Potter, z winy którego nieopanowanego lubowania się w psotach i dokuczaniu nigdy nie mogli być kwita ze sobą, byli uczuleni na osobę Severusa Snape’a, w jakimkolwiek celu by się nie pojawiła w ich pobliżu. Atmosferę wojenną podsycały dodatkowo podejrzenia Pottera co do emocjonalnego podłoża kontaktów Lily ze Smarkerusem. Nie było więc już takie dziwne, że Lily nie miała tak naprawdę okazji do dłuższej z nim rozmowy, bo nie było takiego czasu, który spędzałaby sama bez możliwości podejrzenia czy podsłuchania. Jamesa lubili wszyscy i wszyscy woleli żyć z nim w zgodzie, w związku z czym powszechnie niezbyt ceniony Ślizgon z czarnymi włosami i ziemistą cerą był kontrolowany w ramach cichego paktu w środowisku Gryfonów. Nie tylko chodziło o donoszenie idolowi plotek na temat jego największego wroga, ale także o szansę do śmiechu z chłopaka, którego najczęściej Gryfoni brali na obiekt kpin, żartów, kawałów i różnych innych, czasami bardziej krzywdzących rzeczy. Zrozumiawszy to wszystko po części dzięki Lily, po części dzięki własnej dedukcji, jaka wyzwalała się w nim pod wpływem głębokiego zafascynowania czymś, Severus musiał przyznać, że podziwiał w duchu czyn Lily. Postąpiła nader sprytnie, choć ryzykownie, ale co z tego, skoro najważniejsze było, że ryzyko podjęła dla niego właściwie, bo to on poprosił o spotkanie i rozmowę a ona, nie mając wachlarza możliwości, stworzyła mimo to jedną, dość kontrowersyjną, ale zawsze jakąś okazję.
Na dźwięk kroków drgnął i wstał spod ściany, pod którą dotąd siedział. W oddali ujrzał sylwetkę Lily a za nią woźnego Filcha, jedną z najmniej przyjemnych osób w szkolnym personelu. Filch trzymał w ręku starą, zniszczoną skórzaną torbę, ciężką na oko. Nie uradował się na widok oczekującego Ślizgona, a wręcz przeciwnie nawet- przybrał jeszcze bardziej antypatyczny wyraz twarzy i, skrzywiwszy się odrażająco, stanął we wnęce i pogmerał w torbie, mówiąc cicho i chrapliwie:
-Profesor Huggot nie mógł przyjść, bo ma ważne zebranie. Mam wam pokazać, co macie zrobić i muszę wracać na dół, bo nie tylko was mam na głowie. W tym zamku są setki miejsc, które trzeba wysprzątać a ja jestem tylko jedną osobą i nie rozszczepię się z powodu dwójki bachorów, którym zachciało się zbrukać cudzą, wartą niezłą fortunę własność.- wyjął z torby dwa słoiki pełne kleju, pędzle, kawałek mydła, pękatą butelkę z grubego szkła, wypełnioną pomarańczową zawiesiną i szmaty. –Tu macie wszystko, czego będziecie potrzebować. Najpierw zdejmiecie i umyjecie dokładnie obrazy, każde z was po jednym, a potem posklejacie płótno i posmarujecie je grubo tym. Trzy warstwy i po pół godziny czekania pomiędzy.- wskazał czubkiem buta pomarańczową substancję.- Jak się sami tym ochlapiecie, to już wasza sprawa, ale na waszym miejscu gnałbym szybko do łazienki i zmywał to gorącą wodą, bo szybko przywiera. Różdżki wam tu nic nie pomogą, to zwykła fizyczna praca. Żeby nie było wam tak słodko, zostawiam wam panią Norris.- mała, pręgowana kotka pojawiła się przy jego nodze. Miał ją od tego roku, wyglądała na dość rozkosznego, paromiesięcznego kociaka ale spojrzenie jej oczu było nieszczególnie sympatyczne. –Doniesie mi o wszystkim, jak już skończycie. Nie ruszać się, zanim się nie pojawię. Niech wam nie chodzą po głowie głupie pomysły bo gorzko tego pożałujecie…- pogroził im palcem i spojrzał na kocicę, która łasiła się teraz do jego nóg.- Pani Norris nie jest taka uległa, na jaką wygląda i jeśli się komuś wydaje, że można ją przekabacić lub oszukać, to niech się lepiej dwa razy zastanowi, nim z nią zadrze.
Severus i Lily słuchali go w spokoju, ale żadne z nich nie potrafiło ukryć cienia rozbawienia bądź politowania, gdy już Filch odszedł, zostawiając na straży panią Norris.
-Ten kot niby ma nas pilnować?- zdziwił się na głos Severus, zdejmując puste ramy portretów driad ze ściany, podczas gdy Lily rozpuszczała kawałeczki mydła w gorącej wodzie, przyniesionej w starej, popękanej misce, znalezionej w najbliższej umywalni. Parsknęła cicho śmiechem ale zaraz dodała szeptem, gdy kotka usiadła pod ścianą i spojrzała na nią uważnie:
-Najwyraźniej ale może lepiej nie mówmy o niej, bo coś mi się zdaje, że ona nie jest takim zwykłym kotem woźnego. Mam głupie uczucie, że ona słyszy, co o niej mówimy.
-Nigdy nie wiadomo.- wzruszył ramionami i położył obydwie ramy na dywanie. Potem wziął jedną ze szmat, zamoczył ją w piekącej go, przypominającej mleko wodzie i przystąpił do mycia ramy, klękając obok niej. Lily zrobiła to samo i zajęła pozycję naprzeciw niego. Opierając róg ramy o swoje kolana, zaczęła dokładnie ją myć, pochylając nieco głowę.
Pracowali w milczeniu przez najbliższy kwadrans, co jakiś czas mocząc szmaty w misce, ustawionej pomiędzy nimi. Plamy z mazi wyczarowanej przez Lily schodziły z trudem, zupełnie jakby wżarły się w drewno. Trzeba było szorować je bardzo mocno i dokładnie a także często płukać szmatę; Severus poszedł zmienić wodę zanim oboje skończyli połowę ramy. Gdy wrócił, Lily powiedziała:
-Severusie, należą ci się ode mnie przeprosiny. Wpakowałam cię w idiotyczną sytuację i przykro mi, jeśli miałeś z tego powodu jakieś nieprzyjemności, a pewnie miałeś.
Jej oficjalna wypowiedź nieco go zaskoczyła, więc milczał, podczas gdy ona mówiła dalej.
-Wiem, że byłeś na mnie wściekły po tamtym domniemanym ataku i masz do tego pełne prawo.
-Ale ja się nie gniewam.
Przez moment w jej oczach pojawił się błysk ale zaraz znikł.
-Naprawdę myślałam, że tylko na szlabanie będziemy mogli porozmawiać w świętym spokoju, bez obaw, że nadejdzie James albo że ktoś nas podsłucha. Niestety, pod tym względem Gryfoni z mojego roku i generalnie wszyscy jego znajomi są okropni.- uśmiechnęła się przepraszająco.- To okropne, że tak cię traktują.
-Traktują tak wszystkich Ślizgonów, bo od zawsze mieli z nimi na pieńku. To ma podłoże w tym pradawnym konflikcie założycieli naszych domów.- zauważył Severus, czyszcząc obraz z mniejszym skupieniem.
Ponieważ Lily nie zareagowała, zapytał ostrożnie:
-Słyszałaś o tym konflikcie?
-Owszem, słyszałam.- odpowiedziała.
-Jak myślisz, kto miał rację? Bo moim zdaniem, to bardzo interesujące wydarzenie… sprowadza się je trochę do stereotypu, ale chyba jeszcze nikt nie pokusił się o zbadanie drugiej strony medalu.
-A jakie są te strony według ciebie?- zapytała z niespodziewaną gwałtownością.- Slytherin chciał zabronić wstępu do Hogwartu wszystkim tym, którzy mieli niemagicznych przodków a Gryffindor uważał, że szkoła powinna być otwarta dla wszystkich. Jakie tu są strony twoim zdaniem?
Severus spojrzał z zaskoczeniem na jej twarz, na której pojawił się lekki rumieniec.
-To nie było do końca tak, jak mówisz, wszyscy zawsze mówią, że Slytherin był zły a Gryffindor dobry…- powiedział z wahaniem ale Lily przerwała mu, rzucając mokrą szmatę na rozdarte płótno:
-A jak było? Tylko dzięki Gryffindorowi jesteśmy w tej szkole!- zawołała z pasją. -Gdyby to on opuścił szkołę a Slytherin doszedł do władzy, moglibyśmy sobie tylko o Hogwarcie pomarzyć!
-Ale to nie chodzi o to, że był przeciwnikiem takich ludzi, jak my!- odparł.- On był przeciwnikiem degradacji zdolności magicznych, buntował się przeciwko poglądowi Gryffindora, że magia jest dla wszystkich jak leci, bez wyjątków!
-Więc twoim zdaniem magia nie jest dla wszystkich, tak?- spojrzała mu prosto w oczy. -Jesteś za tymi wszystkimi kryteriami brudnej i czystej krwi, za znaczeniem rodowodu i przeszłości dla ludzi, którzy mają kreować przyszłość dla innych pokoleń, tak?
-Dlaczego sprowadzasz wszystko do … do magicznego rasizmu? Magia nie powinna być dla wszystkich, bo to jest coś wyjątkowego, to nie jest bułka z masłem, tylko dar, ogromny dar, przywilej! Gdyby wszyscy mogli czarować, nastąpiłaby katastrofa! Wyobraź sobie, że wszystkim mugolom wręczasz teraz różdżki, masz pojęcie, co by się stało?
-Dobrze wiesz, że nie chodzi mi o mugoli, tylko o ludzi z czarodziejskiego społeczeństwa.- teraz patrzyła już na niego w zupełnie inny sposób, niż kilka chwil temu. W jej oczach nie było tej iskierki ciepła, którą wydawało mu się, że dojrzał, gdy go przepraszała. -Uważasz, że magia jest czymś wielkim, czymś, co należy się tylko niektórym ludziom? To dlaczego wszyscy rodzimy się ze zdolnościami magicznymi?
-Przecież nie wszyscy…
-Jak to nie? A ci, co urodzili się w rodzinach mugoli ale uczą się teraz w Hogwarcie?- zapytała, machając ręką.- U mnie na roku jest siedem takich osób, w innych domach też pewnie takie są. Wszyscy rodzimy się czarodziejami, tylko że niektórzy dowiadują się o tym dopiero w wieku 11 lat, gdy dostają list ze szkoły, inni wiedzą o tym od urodzenia, a jeszcze inni wcale nie dowiadują się o tym.
Snape milczał, skupiony na ostatnim zdaniu. Nigdy nie myślał w ten sposób i potrzebował chwili, by się z tym oswoić. Lily wykorzystała jego milczenie i dodała:
-Jak możesz bronić poglądu, że pochodzenie jest ważniejsze od umiejętności i talentu? Wiesz, powiem ci coś jeszcze: nigdy nie sądziłam, że Tom Riddle potrafi cię opętać bardziej niż pociąg do eliksirów.
Te słowa uderzyły w Severusa. Chciał spojrzeć na Lily i coś powiedzieć, ale ona właśnie wróciła do mycia ramy a ściana włosów przysłoniła jej twarz niczym listowie jabłoni w sadzie przysłaniające słońce o zachodzie.
Powrócił do swojej pracy z głową pełną myśli. Niczym bicie dzwonu słyszał w myślach słowa Lily, które dotknęły go do żywego i nie chciały opuścić. Prawie nie widział ramy portretu, Zastanawiał się nad tym, co mu powiedziała, nad jej argumentami. Ich siła była obezwładniająca ale w pewnej chwili przypomniał mu się ostatni kontrargument. Lily miała właśnie miał zmienić wodę po raz ostatni, bo oboje oczyścili prawie trzy boki obrazów, gdy zatrzymał ją w miejscu, mówiąc cicho:
-Jeśli wszyscy rodzimy się czarodziejami i magia jest dla wszystkich, dlaczego nie wszyscy dostajemy zaproszenia do szkół? Czy to nie jest swoiste odzwierciedlenie idei niedostępności magii dla pewnych kręgów?
Dziewczyna bez słowa odwróciła się na pięcie i odbiegła korytarzem w stronę umywalni a Severus cisnął z pasją szmatą. Niechcący trafił w śpiącą w kącie panią Norris, która natychmiast zerwała się z prychnięciem i wyprężyła grzbiet. Oparł się o wnękę i przymknął oczy. Ciemność, jaką pod nimi ujrzał, ukoiła jego nerwy.
Zbliżała się dziewiąta, gdy skończyli sklejać poszarpane płótno. Severus musiał zrobić to dwukrotnie, bo sklejony obraz wyglądał parszywie. Lily milczała od prawie dwóch godzin, ale milczenie nie ciążyło mu tak strasznie podczas gdy ręce miał zajęte. Oczekiwanie na wyschnięcie pierwszej warstwy pomarańczowej esencji zapowiadało się gorzej. Na szczęście, parę minut po dziewiątej pojawił się prof. Huggot. Skontrolował ich poczynania ponurym wzrokiem, dokładnie obejrzał ramy i świeżo sklejone oraz posmarowane płótna a potem zaszył się w swoim gabinecie. Severus patrzył tępo na smugę światła pod jego drzwiami, gdy oczekiwali na wyschnięcie.
-Dlaczego chciałeś ze mną o tym rozmawiać?
Oderwał głowę od ściany i spojrzał na Lily. W chwili, gdy to zrobił, odwróciła głowę i oparła ją o ścianę identycznie jak on. Nie wiedział, co jej powiedzieć, żeby nie pogorszyć całej sprawy. W końcu szepnął:
-Myślałem, że to cię zainteresuje.
Nie zareagowała. Już miał ponownie zagłębić się w swoje rozmyślania, gdy ponownie przemówiła, tym razem bardzo, bardzo cicho:
-Riddle nie jest dobrym człowiekiem. Kiedyś pożałujesz tego, że się do niego przyłączyłeś.

[ 10 komentarze ]


 
Wspomnienie 27.
Dodała Meg Piątek, 25 Stycznia;, 2008, 14:49

Witajcie! Oto trochę długa, nie do końca udana notka ale mam nadzieję, że zyska Wasze uznanie! Zaskoczyliście mnie komentarzami, naprawdę, nie wiem, jak dziękować za tyle otuchy, wsparcia i pochwał! Serdeczne dziękuję dla wszystkich fanów, a szczególnie dla: Emisi, Mindi, Limonki, Pauliiny, Anonima, Aryi i Arweny Eowiny Black :* Zapraszam do czytania i życzę udanych ferii wszystkim tym, którzy- tak jak ja- zaczynają je praktycznie dziś:)
***
W połowie października rozpoczęły się ulewne deszcze. Pogoda zmieniła się gwałtownie, zmieniając jasny, ciepły, złoto-jesienny krajobraz za oknem w symfonię wszystkich odcieni szarości, która tylko o zmierzchu zbliżała się do granatu. Lało od rana do wieczora bez ustanku, dlatego też zamek był bez przerwy gwarny i zaludniony. Uczniowie nie pojawiali się na dworze za wyjątkiem tych krótkich chwil, gdy pod osłoną płaszczów i parasoli przebiegali pomiędzy kałużami w kierunku cieplarni na zajęcia zielarstwa. Były to jedyne zajęcia, które nie mogły odbywać się w zamku ze względu na brak możliwości zapewnienia w nim wymagań hodowanych roślin. Było to uciążliwe, zwłaszcza, że nawet najciaśniej i najwyżej zapięty płaszcz oraz najszerszy parasol nie chroniły całkowicie od kropel deszczu, zacinającego we wszystkich kierunkach.
Severus Snape, dokonawszy tego odkrycia, uznał, że skoro tak czy siak ma być mokry, to lepiej już zrezygnować z jakichkolwiek osłon, by mieć później pretekst do wzięcia gorącej kąpieli.
Nie należał do miłośników ablucji, nie był też najbardziej zadbanym z chłopców (z uczennicami w ogóle lepiej nie stawać w szranki), co niejednokroć było tematem drwin w środowisku Gryfonów, ale niedawno odkrył, że gorąca kąpiel w pachnącym płynie od czasu do czasu sprawia mu coś w rodzaju przyjemności. Rzecz jasna, nie obnosił się z tym, ale bardzo możliwe, że pragnienie zapewnienia sobie tejże małej rozkoszy było jedną z głównych przyczyn, dla której jako jedyny nigdy nie wychodził na dwór w płaszczu bądź z parasolem. Nauczycielka zielarstwa kiedyś zwróciła mu nawet uwagę, że jest kompletnie przemoczony, lecz na jej pytanie o powód tego niecodziennego i niezrozumiałego bądź co bądź zamiłowania do moknięcia odpowiedział cichym prychnięciem:
-Zdarza się.
Jednakowoż tamtego dnia zdawać by się mogło, że z zachmurzonego, nisko wiszącego nieba lecą nie strugi lecz całe kurtyny lodowatego deszczu. W dodatku po błoniach szalał niezwykle silny, mroźny wicher.
Właśnie dobiegła końca lekcja zielarstwa i grupa drugorocznych Ślizgonów i Krukonów zmierzała właśnie szybko do zamku, mijając pędzących w przeciwnym kierunku Gryfonów i Puchonów. Severus, zaciskając zęby z zimna, teraz walczył właśnie z uczuciem pogardy i wściekłości do samego siebie za kompletny brak pomyślunku. Było mu potwornie zimno i zaczął odczuwać już silne dreszcze; ponadto czuł się nie jak wyjątkowo zmoknięty człowiek, lecz jak rozpuszczający się człekopodobny lodowiec. Nie mógł jednak w swym mniemaniu pozwolić sobie na jakąkolwiek gorycz i użalanie się nad sobą po pierwsze, dlatego że nie było to w jego stylu, po drugie zaś udowodniłby sam sobie i, co gorsza chyba, innym, że brak mu hartu ducha i siły charakteru, co równoważy nadwyżka głupoty. Próbując więc zapomnieć o fizycznych odczuciach, biegł najszybciej jak mógł po śliskiej, błotnistej i pełnej kałuż ścieżce w stronę zamku.
Już prawie wbiegał na dziedziniec, gdy nagle runął jak długi prosto w zabłocony brzeg trawnika przy murze, okalającym niedawno opuszczony przez niego teren. Podniósł się błyskawicznie i z wściekłością: nie miał bowiem najmniejszych wątpliwości, co do autora tego głupiego żartu i, jak tylko się odwrócił, okazało się, że faktycznie intuicja go nie zwiodła.
Kilkanaście stóp dalej stali James Potter i Syriusz Black, zaśmiewając się do utraty tchu pod cienkimi, drżącymi pod biczami deszczu kroplami pelerynkami.
-Złapałeś zająca, Smarkerusie?- wołali drwiąco ale Severus nie zamierzał dać się sprowokować tak łatwo. Przeklinając w duchu mokre, zabłocone szaty, podszedł ciężkim, wolnym krokiem ku chłopakom, rozchlapując kałuże na ścieżce. Patrzył na nich, przechylając głowę i odgarniając nieznacznie kompletnie mokre, pozlepiane włosy, które sięgały mu prawie ramion. Potter i Black umilkli, poprzestając na kpiących uśmieszkach na zarumienionych od wiatru twarzach.
-Udało wam się, co? Lubicie robić takie durne kawały, nie?- zapytał bez urazy a potem, udając, że ma okropny atak kaszlu, zwijając się, chwycił ręką garść błota. Po kilku sekundach znów się wyprostował. Black, który chyba niczego nie spostrzegł, zapytał z udaną troskliwością:
-Ojojoj, mały Smarkerus nabawił się kaszelku… niedobrze, niedobrze, syropik trzeba brać!
-Mamusia ci nie powiedziała, że czapkę trzeba wkładać i płaszczyk wysoko zapinać? Oj, zły chłopczyk, mamusia będzie krzyczała na synka…- zawtórował mu Potter, pękając ze śmiechu. Snape skrzywił wargi w diabelskim uśmiechu i odpalił:
-Nie, ale za to mówiła, że ten się śmieje, kto się śmieje ostatni… - z tymi słowy cisnął celnie grudą błota idealnie w nos roześmianego Pottera. Nieoczekiwany ruch oszołomił go na ułamek sekundy a potem, ścierając błoto jednym szybkim ruchem, tym samym brudząc sobie rękaw szaty, ryknął z urażoną dumą:
-Zapłacisz mi za to, ty…
Black nawet wyjął różdżkę, ale Severus zdążył już czmychnąć. Gryfoni nie puścili się za nim w pogoń, ale ich wrzaski goniły go do samych drzwi zamku, których dopadł w naprawdę godnym pożałowania stanie. Wiedząc dobrze, że nie może się tak nigdzie pokazać, postanowił od razu ruszyć do łazienki, rezygnując z ciepłego posiłku.
Na co dzień uczniowie mieli przykazane korzystać z łaźni, które funkcjonowały w ich domach; Severus jednakże, jako wychowanek Slytherina, prawie wzdrygnął się na myśl o swojej łazience. Nie to, żeby przywykł do zbytku i kręcił nosem: każdy wiedział, że łazienki w Slytherinie umieszczone są w lochu i że panuje w nich zimno prawie takie, jak na zewnątrz. Rozgrzanie takiego przybytku zajmowało wiele godzin. Nie było żadnych okien, gdyż ewentualna para natychmiast znikała w zawilgoconych ścianach a woda też nie należała do przesadnie gorących, prawdę powiedziawszy. Kiedy człowiek dotykał kamiennych ścian, przechodził go dreszcz. Nawet lustra, wiszące na ścianach w brzydkich, drewnianych ramach zdawały się odbijać wszystko nieprzychylnie; tylko umywalki w kolorze zakurzonej bieli były znośne.
Nieważne zresztą, może to tylko moje fanaberie, myślał Severus, machinalnie opuściwszy swoje dormitorium z niezbędnym ekwipażem kąpielowym, ale gdyby tak móc wejść do ciepłej, porządnej łazienki z wielką wanną…
-Mydło i ha dwa o pilnie poszukiwane, co?- usłyszał nagle tuż nad swoim uchem. Podniósłszy wzrok, ujrzał Toma.
-Cześć.- powiedział ze zrezygnowaniem, którym zamaskował nagły cień niechęci w głosie.- Ty nie na lekcji?
-Nie.- odparł lekko Tom, wyraźnie rozbawiony niecodziennym wyglądem Severusa. –Wyglądasz nienadzwyczajnie, powiem ci szczerze. Masz ochotę na kąpiel?
-Raczej nie mogę się nikomu pokazać w takim stanie.- zauważył Severus, unosząc nogę i z obrzydzeniem patrząc na pozostawioną na wyblakłym dywanie plamę.- Słuchaj, jeśli chcesz pogadać, to…
-Nie krępuj się.- Tom błysnął okiem.- Możesz iść bez obaw, polecam łazienkę na piątym piętrze przy posągu tego świrusa Borysa, czy jak mu tam. Nie sądzę, by była zajęta. Chyba nie pogardzisz lepszymi warunkami choć raz, hm?
-Nie, jasne. Dzięki.-mruknął Severus i powlókł się na piąte piętro.
Łazienkę prefektów mijał zapewne wielekroć w ciągu swej dwuletniej nauki w szkole, biegnąc to tu, to tam na rozmaite zajęcia, ale nigdy jeszcze z niej nie korzystał. Zaskakująco dla samego siebie dobrą chwilę miał niezłą frajdę, wyobrażając sobie, jak wygląda ona w środku; okazuje się, że ta krótka swoboda jego wyobraźni wystarczyła, by Severus Snape kompletnie zapomniał o zasadach poruszania się na korytarzach i z całkowitą beztroską uderzył w osobę podążającą w przeciwnym kierunku. Osoba ta podążała w tempie dość żwawym a i Snape nie należał do najwolniejszych, w związku z czym zderzenie było na tyle silne, że oboje odrzuciło w tył, sadowiąc ich na podłodze w odległości dokładnie pięciu stóp.
-O czym ty myślisz, hę? Gdybym biegła, z pewnością przyprawiłbyś mnie o wstrząs mózgu…!- Lilly Evans wstała śpiesznie z podłogi, chwytając szybko torbę, obciągając spódniczkę i trąc czoło. Była lekko zarumieniona, zapewne od biegu, a włosy jak zwykle pozostawały nieposłuszne jej wysiłkom- wymykały się spod jasnozielonej opaski, ocieniając jej twarz lecz nie tłumiły żywego blasku jej oczu. Severus wstał także, lekko zamroczony po silnym uderzeniu i, błyskawicznie zebrawszy myśli, powiedział:
-Przepraszam, zamyśliłem się. Nic ci nie jest? Na pewno nie masz tego wstrząsu ?
-Gdybym go miała, nie mogłabym się podnieść i od razu zaczęłabym wymiotować.
Severus przełknął ślinę, szybko odganiając z umysłu wizję wymiotującej Gryfonki i , wzruszając ramionami, powiedział od niechcenia:
-Śpieszysz się gdzieś? Może mógłbym cię… no wiesz, powiedzmy… odprowadzić?
Lilly otworzyła szeroko oczy ale zaraz zreflektowała się i, patrząc z lekko zmarszczonym nosem na rzeczy, trzymane przez Ślizgona, odparła:
-No cóż, ja idę na zaklęcia, ale ty najwyraźniej już dotarłeś do swojego celu… co?
Severus spojrzała także na ręcznik oraz przybory toaletowe i zaczerwienił się odrobinę.
-Zaklęcia o tej porze? Nie sądziłem, że są jeszcze jakieś lekcje po obiedzie.- mówiąc to, sprawnie otworzył drzwi łazienki i , wrzuciwszy tam zawadzający mu ekwipaż, uniósł ręce.
-Może jednak moglibyśmy pójść chociaż ten kawałek?
-No dobrze.- Lilly uniosła nieco wyżej głowę, a kącikach jej ust czaił się uśmiech, co zdecydowanie podniosło go na duchu. Ruszyli razem korytarzem, potem poszli schodami na górę i skręcili w lewo, w wąski, wyłożony jasnym dywanem, niebywale długi korytarzyk, w którym mieściła się pracownia nauczyciela zaklęć i kilka innych klas, używanych do zajęć pozalekcyjnych. Korytarz był ciemny mimo trzech czy czterech maleńkich lampionów z magicznego, brzozowego drewna więc Severus oświetlił go przy pomocy różdżki. Na jego ścianach wisiały stare obrazy nieznanych magów. Większość z nich spała albo popatrywała na mijających ich uczniów spod powiek. W połowie przejścia była dość duża wnęka, na której znajdowało się witrażowe okno a po obu stronach dwa odświeżone portrety driad w nowych, lśniących ramach. Obie driady miały piękne, długie włosy koloru dojrzałej śliwki węgierki i zwiewne, wykończone złotymi nićmi błękitne szaty. Spały z głowami opartymi o konary rosochatych wierzb nad kryształowym źródłem. Lilly odezwała się dopiero, gdy stanęli w tej wnęce.
-Wiesz, miałeś rację z tymi zajęciami… to jest, nie mam teraz normalnych lekcji…- zarumieniwszy się nieznacznie, zagryzła dolną wargę i urwała.- Przyszłam na dodatkowe zajęcia … ale wcale nie dlatego, że coś zawaliłam… wręcz… wręcz przeciwnie.- znowu urwała. Severus spojrzała na nią i powiedział spokojnie:
-To bardzo dobrze, że jest taki przedmiot, który lubisz tak bardzo, że masz ochotę chodzić na dodatkowe godziny. Ja też mam taki przedmiot.
-Eliksiry, wiem.- odpowiedziała szybko, uśmiechając się mniej niepewnie.
-Taa…- Severus spojrzał w bok. Spojrzenie silnie zielonych oczu Lilly zaczynało go powoli deprymować. W końcu, po krótkiej chwili niezręcznego milczenia, powiedział cicho:
-Lilly… możemy porozmawiać?
Ponieważ ona jednak bez słowa patrzyła na niego z nagłą uwagą, kontynuował, starając się mówić składnie i bardzo jasno:
-Chodzi o to, że jest sprawa… dość istotna sprawa, o której chciałbym z tobą porozmawiać… najlepiej w cztery oczy… i nie na przerwie.- dorzucił po błyskawicznym namyśle i rzucił na nią okiem. Wziął głębszy oddech i mówił dalej. –Może spotkalibyśmy się o jakiejś dogodnej porze… nie wiem, na przykład…
-Nie sądzę, by to był dobry pomysł.
Severus musiał potrzasnąć głową, bo myślał, że się przesłyszał. Wybiło to go z rytmu. Urwał, a Lilly, spostrzegając jego konsternację, powtórzyła głośniej:
-To nie jest dobry pomysł.
-Dlaczego nie?
-Severusie, ja wiem, co chcesz mi powiedzieć.- teraz widać było, że patrzy mu w oczy z musu. Zerknęła w bok i kontynuowała prawie szeptem. –Przykro mi, ale… ale to nie jest możliwe. Jesteś… naprawdę myślę, że jesteś… utalentowany i w ogóle… ale zrozum, nie.
Trudno opisać, co poczuł wówczas Severus, Zapewne on sam nie wiedział dokładnie, co czuje, gdyż w jego duszy powstała taka plątanina uczuć, z której nie potrafił się wyplątać za żadne skarby świata. Już nie czuł nawet, że na przemian blednie i czerwienieje. W głowie huczały mu słowa Lilly, zdawało się, że odbijają się od jego mięśni w każdej części ciała, nawet w przedramieniu, nawet w łydkach, wszędzie był ten upiorny, dzwoniący w uszach szept, wzrastający do rangi huku armatniego. Minęło dobre dziesięć sekund, nim ochłonął i odzyskał głos oraz władzę nad sobą.
-Lilly… ty nie wiesz, o czym chciałem z tobą porozmawiać.
Starał się mówić łagodnie, bo, nie wiedzieć czemu, wydawało mu się, że może ją urazić tymi słowami. Niemniej, Lilly nie pokazała po sobie żadnych uczuć. Potrząsnęła tylko głową, odgarnęła włosy z twarzy i uśmiechnęła się. Severus wyczuł, że nie jest to jednak uśmiech radosny i poczuł lekkie ukłucie w sercu. Chciał coś powiedzieć, może coś zrobić, ale nim zdążył cokolwiek zdziałać, Lilly powiedziała bardzo spokojnie, niemalże obojętnie:
-Rozumiem.
Stał i czekał, próbując przekazać jej w myślach, aby wybawiła go z kłopotu i sama zadała to pytanie. Tymczasem Lilly spojrzała w dal korytarza: w klasie na jego końcu, o kilkaset stóp dalej rozległ się hałas odsuwanych krzeseł, podczas gdy ponad nimi rozległ się gong, obwieszczający koniec zajęć. Nagły ruchem wyrwała Severusowi różdżkę i przy jej pomocy w mig ochlapała siebie, okno i portrety jakąś lepką, pomarańczową mazią. Driady obudziły się z krzykiem i w panice wskoczyły z pluskiem do wody. Snape nie zdążył ochłonąć z zaskoczenia, gdy ż wszystko potoczyło się w przeciągu zaledwie kilku sekund. Lilly zaczęła krzyczeć i atakować go pięściami. W pewnej chwili objęła go jedną ręką za szyję, drugą wpychając mu swoją torebkę w ramiona i szepcząc rozkazująco:
-Nic nie rób!
A w drugiej powaliła go na ziemię celnym kopniakiem i upuściła niepostrzeżenie jego różdżkę przy jego ramionach. Zwinął się z bólu, gdy uklękła przy nim, dalej go bijąc, szczypiąc i drapiąc, cały czas krzycząc:
-Ty podły, ślizgoński zdrajco! Chciałeś mnie wrobić, tak? Chciałeś mi zabrać torebkę? ! A masz, zasłużyłeś na to! Domericoacqamentus!
Severus o mało nie wrzasnął, gdy poczuł na swoich dłoniach strumień wrzątku. Sycząc niczym rozwścieczony wąż i na zmianę prężąc oraz rozluźniając palce, wypuścił torbę Lilly na ziemię. Wydawało mu się, że piekący ból trwa co najmniej połowę walk o dominację między czarodziejami a innymi magicznymi rasami ale właśnie wtedy poczuł, że zaklęcie przestało działać (cóż za niebiańska ulga!), usłyszał zduszony krzyk Lilly, czyjeś sapanie i ostry głos:
-Co tu się dzieje?!
Ktoś podniósł Severusa na nogi i postawił. Ciągle będący w szoku po nieoczekiwanym ataku Lilly i zetknięciu się z wrzątkiem, otworzył oczy z wysiłkiem. Przed nim stał nieznany mu nauczyciel, zasłaniając go przed Lilly, którą trzymał za ramię w żelaznym uścisku. Ta zaś cała drżała i patrzyła na Severusa wymownie z wypiekami na twarzy. Nie miał siły domyślać się, o co jej chodzi. Profesor spojrzał surowo na Lilly, na Severusa a potem jeszcze raz na Lilly.
-Panno Evans!- zagrzmiał.- Panie Snape… czy któreś z was ma mi coś do powiedzenia?
-Profesorze, on mnie zaatakował i zabrudził obrazy! Chciał zabrać mi torebkę więc się broniłam!- zawołała Lilly. Nauczyciel spojrzał na Snape’a, ale nie zdążył zapytać, czy to prawda, bo sam Severus zawołał z rozdrażnieniem i złością:
-Wcale nie, przecież ty sama poprosiłaś, żebym…
-Tchórz!- zagłuszyła go Lilly. –Tchórz, uooo!- z jękiem wcisnąwszy sobie pięści do oczu, rozpłakała się. Zdezorientowany nauczyciel puścił jej ramię i spojrzał na Snape’a, tyle że on był nie mniej zbity z pantałyku. Lilly tarła niewielkimi piąstkami oczy, trzęsąc się trochę. Rude włosy opadły jej na ręce, gdy tak szlochała przed nauczycielem i Severusem.
-No już… proszę nie płakać, panno Evans, proszę…- niezdecydowanym ruchem podniósł leżącą wciąż na dywanie torebkę Lilly i podał jej. Chwyciwszy ją, przytuliła ją do serca i spojrzała ogromnie obrażona na Severusa. Na końcówkach jej rzęs wisiały łzy, nie zamazujące jednak lśnienia jej oczu.
-Co tu się dzieje? Dlaczego panna Evans pła… na brodę Merlina!
Te słowa wypowiedział nauczyciel zaklęć, który w tejże chwili wyszedł na korytarz z klasy na jego końcu. Zobaczywszy zniszczone obrazy we wnęce, chwycił się za głowę, podbiegł do nich i zaczął jęczeć:
-Taki skarb, najdroższe obrazy na Wyspach, przewiezione dla ochrony z dublińskiej Akademii…! W takim stanie, wszystko zbezczeszczone, co to ma być?!- dotknął nabrzmiałą dłonią płótna, które ,chyba na skutek czaru Lilly, wystrzępiło się i zmatowiało.- Gdzie się podziały driady? Gdzie one są?- wykrzyknął z rozpaczą i odwrócił się w stronę Lilly i Snape’a. –Co tu się dzieje, czy któreś z was ma coś z tym- wskazał dygocącą zapewne ze zdenerwowania dłonią wnękę w godnym pożałowania stanie.- wspólnego?
Severus i Lilly zaczęli wołać jednocześnie:
-To nie ja, panie profesorze, to on…
-Wcale nie, nieprawda, nie kł…
-To jego wina!- wrzasnęła Lilly strasznym głosem, wyślizgując się zza pleców nauczyciela i rzucając w stronę Snape’a. –To on, to on, sprawdźcie, to nie ja!
Mistrz zaklęć chwycił ją wpół i odciągnął od chłopaka.
-Spokój albo zaraz będę musiał wysłać was do dyrekcji!- powiedział ostro, na co dwójka uczniów umilkła natychmiast. Następnie kontynuował już łagodniej ale nadal oficjalnie:
-Macie tylko mówić „tak” albo „nie”, gdy udzielę wam głosu, zgoda? Pan Snape zaatakował pannę Evans w celu… w jakimże to celu?
-Chciał mi wyrwać torebkę!- zawołała Lilly ale Snape odpalił z irytacją:
-Mam gdzieś twoją torebkę, na co mi ona?! Co ty w ogóle mówisz, ja cię nie…
-Nienawidzisz mnie, bo jestem z Gryffindoru! Jesteś zazdrosny o Jamesa!- odparowała Lilly odważnie, na co Severusa zatkało. Dobrze, że pierwszy nauczyciel przyszedł mu w sukurs, uciszając Lilly gestem. Próbował nawet wtrącić:
-Nie możemy też zapominać, że panna Evans użyła zaklęcia na korytarzu przeciwko drugiemu uczniowi, profesorze.
-Sama mówi, że to była obrona! Właściwie chodzi głównie o to, że zostały zniszczone drogocenne malowidła, drogocenne, rozumiecie?! Panna Evans twierdzi, że to pan Snape, tak? A Pan Snape ma coś na ten temat do powiedzenia?
-Tak! To nie ja to zrobiłem, ona sama to zrobiła, wyrwała mi różdżkę…!
-Panna Evans panu?- zdziwił się drugi nauczyciel, mierząc wzrokiem najpierw Gryfonkę a potem niego. Gdyby postawiono obok Jamesa Pottera czy nawet Remusa Lupina, Severusa uniewinniono by pewnie z góry, ale w porównaniu z Lilly to on miał przewagę. –Hm, hm… no cóż, chyba nie obejdzie się bez…- spojrzał porozumiewawczo na pierwszego z nauczycieli, który kiwnął potakująco głową.-… musimy sprawdzić, czyja różdżką dokonała tego bestialskiego czynu.- wskazał raz jeszcze teatralnie puste portrety, ociekające pomarańczową substancją i poprosił o różdżki obydwojga uczniów. Potem we dwójkę oddali się wywoływaniu widm zaklęć; Lilly patrzyła na Snape’a tak niecierpliwie podczas, gdy tamci byli zajęci, że w końcu uniósł wzrok i spojrzał na nią. Pokazała mu na migi, żeby się nie przejmował i że wszystkim się zajmie. Niestety, jej krótkie i raczej mierne wyjaśnienie całej niespodziewanej sytuacji nie rozjaśniło Snape’owi w głowie zbytnio: owszem, domyślił się, że Lilly zrobiła to w jakimś celu, ale jak na razie, nie wiedział, w jakim konkretnie.
-Cóż, nie ulega wątpliwości, że to pańska różdżka, panie Snape, jest winowajczynią tego zamieszania.- nieznany nauczyciel oddał różdżkę Severusowi. Drugi tymczasem oddał się ponownym oględzinom płócien. –Próbował pan ratować się tym, jakoby to panna Evans wyrwała panu różdżkę i … ale sampan rozumie, już nie tylko logika ale i fakty świadczą przeciwko panu. Profesorze, co mam zrobić z tymi uczniami?
-Trzeba natychmiast zawiadomić Filcha… niech tu przyjdzie i obejrzy te obrazy, chociaż na moje oko nie powinny być potrzebne żadne skomplikowane uroki… no, ale to już zadanie dla tych dwojga urwipołciów w ramach szlabanu! Muszą ponieść karę, nawet jeśli był to tylko wybryk i ja sam tego osobiście dopilnuję….- odpowiedział nieuważnie profesor, rzucając tylko okiem przez ramię z widoczną antypatią na Snape’a.
-Ja też??- zawołała Lilly buntowniczo ale nauczyciel zgromił ją wzrokiem i huknął:
-Panno Evans, proszę bez sprzeciwów! Nawet gdyby to wszystko była wina pana Snape’a, to, jak słyszę, pani też złamała regulamin! A w ogóle dosyć tego, obrazy są najważniejsze! Wiecie, ile są warte? Hogwart ręczy za ich bezpieczeństwo a tymczasem banda pierwszo…- zaczął ale zreflektował się, gdy Lilly i Snape prychnęli z oburzeniem. Zadzwonił ponownie dzwonek. Nauczyciel zaklęć kiwnął na drugiego oraz na parę „winowajców”.
-Zapraszam do mojego gabinetu, napiszę notę do waszych wychowawców a pan Collins będzie tak uprzejmy i ją zaniesie… takie coś, żeby tak nie szanować… skaranie boskie z tymi dzieciakami…
Snape był do głębi przejęty. Niesłusznie zarobiony z winy Lilly szlaban nie był najwspanialszą perspektywą, ale gdy stali oboje przy biurku profesora zaklęć, podczas gdy ten wypisywał kartkę do opiekuna („Co też się porobiło z tymi dzieciakami, niczego toto nie potrafi docenić, zniszczą od razu i jeszcze a dlaczego, a bo to nie ja… sprawiedliwość musi być! Czwar… tek, godzina… ach, tak, mam wolną godzinę o 19:00, Rada powinna już skończyć posiedzenie… a więc tak? Tak, 19:00…”), Lilly musnęła przelotnie jego dłoń i szepnęła tak, by tylko on słyszał:
-Spotkamy się w czwartek o 19:00. Teraz już rozumiesz?

[ 13 komentarze ]


 
Wspomnienie 26.
Dodała Meg Niedziela, 13 Stycznia;, 2008, 19:44

Jak zwykle kilka słów do Was:) Dziękuję serdecznie za tyle ciepłych słów, jakie przeczytałam ostatnio pod obiema notkami:)
1) Pauliina- Tobie to już doprawdy nie wiem jak dziękować... zanadto mnie wychwalasz, naprawdę...;)
2) rogacz- witam w skromnych progach Lochów i dzięki za uznanie;)
3) Emisia- po co pisać bez przykładania się?:) Jak mówi mój ulubiony kompozytor, nie ma sensu spalać się gdy inni nie dają z siebie wszystkiego;P jak miałabym WAS zostawić?
4)Mindi- witamy i dziękujemy uniżenie;)
5) Arya- no, no...dzięki;)
6) anonim- bardzo Ci dziękuję...bardzo;)
7)Madam Malkin-dzięki;)))
Miłej lektury...:)))

Dużo myślał o zadaniu, zleconym przez Riddle’a. Od początku, gdy tylko o nim usłyszał, wiedział, kogo chciał zaprosić do grona jego zwolenników, a już wydarzenia z drugiej części spotkania utwierdziły go w swoim przekonaniu.
Pomiędzy sobą Ślizgoni nie rozmawiali zbyt wiele o zadaniu- to widać było na pierwszy rzut oka, ale za drugim dostrzec można było szepty w dormitoriach albo tajemnicze spojrzenia przechadzających się pozornie bez celu uczniów. Wybór odpowiedniego kandydata nie należał do wyborów łatwych a groźby Riddle’a wszyscy potraktowali poważnie. Żarty dobiegły końca, po raz pierwszy czuli brzemię odpowiedzialności za swą małą społeczność i to brzemię, jak podejrzewał w głębi duszy Severus, było głównym celem ich „przywódcy”. Powoli rodziło się w nich dojrzałe podejście do Sprawy- nikt nie chciał się splamić, toteż po pierwszych dwóch tygodniach nadal poprzestawano na wskazaniu kandydata, generalną rozmowę odkładając na późniejszy moment, nie wiadomo dlaczego.
Lucjusz Malfoy podszedł do Severusa któregoś dnia, gdy siedzieli na zastępstwie z prof. Maggertonem i przygotowywali projekt zestawu eliksirów leczących te dolegliwości, które wylosowali z kryształowej urny na samym początku zajęć.
Severus opracowywał dolegliwości żołądkowe i zastanawiał się właśnie nad eliksirem lauticynowym, uśmierzającym ból, gdy srebrnowłosy chłopak przysiadł się do niego wraz z własnymi przyborami i pracą. Snape zignorował go w sposób bezceremonialny.
-Jak myślisz, czy wywar z suszonych pestek wiśni z dodatkiem oleju z trawy górskiej może zadziałać na oparzenie?- zapytał, na co Severus, dobrze wiedząc, że to tylko pretekst do zadzierzgnięcia rozmowy, odpowiedział rzeczowo, nie odrywając wzroku od papieru:
-Ten wywar jest lepszy na ukąszenia, prawdę mówiąc. Akurat w tym wypadku nie można łączyć dwu składników o właściwościach gojących, bo wyjdzie ci coś, co pogorszy stan oparzenia ale uśmierzy ból po ukąszeniu np. żararaki.
-Dzięki.- mruknął Lucjusz i szybkim ruchem skreślił coś na swoim pergaminie. Chwilę pomilczał, obserwując pracę kolegi, a potem żachnął się:
-Słuchaj, możesz przestać się na mnie boczyć, Snape?
-Nie boczę się.
-Nie, wcale, a rozmawiać nie chcesz.
-Jestem po prostu zajęty jak i ty powinieneś.
-Oho, ho, cóż za poetycki język, Severusie!- Malfoy nie potrafił wyzbyć się tej odrobiny sarkazmu w głosie.- Chyba te częste wizyty w bibliotece tak wpłynęły na twoje słownictwo, bogate skądinąd, mój drogi.
Severus przemilczał. Bywał ostatnio przynajmniej raz dziennie w bibliotece, ale co to w końcu kogo obchodzi. Przyczyna, oczywiście, nie leżała w nagłym zamiłowaniu do książek a bardziej w obserwacji osoby, którą zamierzał wprowadzić w grono zwolenników Toma. Osoba ta bywała tam ostatnio częściej niż zazwyczaj, w towarzystwie, kiedy wspólnie odrabiali prace domowe lub sama, żeby poczytać w spokoju- przyznać jednak trzeba było, że chwile samotności rzadko jej się zdarzały. Lilly Evans należała bowiem do grona osób powszechnie lubianych, nie to, co S. Snape- wieczny samotnik. Skrzywił się, patrząc na swoja pracę, lecz jej nie widząc i przypomniał sobie zeszły wieczór w bibliotece.
Tym razem Lilly towarzyszył James Potter. Siedzieli na końcu czytelni (dla Severusa był to bliższy koniec, gdyż sam zajął miejsce w następnej), w świetle lamp. Lilly była na początku sama- James dołączył do niej po półgodzinie, właśnie wtedy, gdy zmęczony i usypiający za tomem Dziejów Alchemii Severus przemyśliwał nad podejściem do niej.
James wszedł ostrożnie do biblioteki, wyminął zmiatającą kurz panią Pince i zręcznym ruchem zbliżył się do stolika, przy którym siedziała Lilly. Pod szatą miała ciemnozielony sweter z włóczki z ogromnymi, lśniącymi guzikami oraz spódniczkę w szkocką kratkę. Włosy związała niestarannie w koński ogon białą wstążką, więc teraz kilka niesfornych, puszystych loków opadało na jej kremowe czoło. Siedziała z nogą założoną na drugą, opierała brodę na dłoni o dość długich, bardzo ładnych paznokciach i czytała jakąś niedużą książeczkę, prawdopodobnie broszurę. Przed sobą miała starannie poliniowany pergamin, eleganckie pióro i kałamarz w kształcie lwa. To ten kałamarz dostała od Jamesa na Święta, pomyślał Severus, przypominając sobie jak przez mgłę, że któraś z koleżanek Lilly zwróciła na niego uwagę podczas pogaduch w bibliotece i Lilly wyjaśniła z dźwięcznym śmiechem, że to upominek gwiazdkowy od Pottera. W chwili, gdy wszedł James, wymownie położyła swoją brązową, sztruksową torbę na jedynym krześle oprócz jej przy tym stole. Potter zareagował szybko: jedną ręką przysunął sobie krzesło od sąsiedniego stołu i usiadł bokiem do Lilly. Severus przesiadł się ktoś bezszelestnie, by móc lepiej widzieć i słyszeć, sam jednocześnie siedząc nie będąc dostrzeżonym w mroku. Dziewczyna chyba nie wiedziała, że siedzi w salce zaraz obok, ukryty bezpiecznie w szpalerze ogromnych, zawalonych książkami szaf.
-Lilly… gniewasz się na mnie jeszcze za tamto?- zapytał James półgłosem doskonale słyszalnym dla Severusa. Ponieważ Lilly najwyraźniej w świecie zignorowała go, kontynuował: -Lilly… proszę cię… po prostu poniosło mnie trochę, postaraj się mnie zrozumieć, ty tam nie byłaś i nie widziałaś ich min… cała ta sytuacja i ten Riddle wytrąciły mnie z równowagi, dlatego zareagowałem tak ostro, kiedy nie stanęłaś po mojej stronie.
-Powiedziałam tylko, że nic tu po twojej bucie i chęci odwetu, a już skarżypyctwo jest najgorszym rozwiązaniem w tej sytuacji. Gdybyś uspokoił się i minutę pomyślał nad tym, co ci powiedziałam, zrozumiałbyś, że miałam rację. Ciągle myślisz tylko o sobie- rozległ się cichy trzask: Lilly trzasnęła z niecierpliwością książką o blat i uniosła głowę.- a nie o chociażby tylko kilku innych osobach, jak chociażby ten biedny ale kompletnie nieobliczalny Peter Pettigrew! Nie wspomnę już o całym naszym domu…- Lilly odęła usta z pogardą. We wzroku patrzącego na nią Gryfona czaiło się zaskoczenie.- bo to już zbyt wiele dla ciebie, ale niechby tylko Peter. Ani ty, ani Syriusz, ani nawet Remus, po którym spodziewać by się można było nieco rozsądku, nie zdajecie sobie sprawy z tego, na co go narażacie. Jesteście dla niego idolami, w związku z czym zrobi wszystko co zechcecie, nie bacząc na to, czy to, co akurat robi, jest głupie czy sprzeczne z regulaminem.
-Można wiedzieć, o co ci konkretnie chodzi? Zeszłaś z tematu.- wtrącił James. Wyczuć można było w jego głosie cień złości. Lilly rzuciła szybkie spojrzenie na bibliotekarkę i, pochylając się nieco do przodu, syknęła przenikliwie:
-O to, że mógłbyś chociaż raz zastanowić się, co by było, gdyby na twoim miejscu znalazł się wasz mały przyjaciel!- a dalej ciągnęła tak, jak wcześniej przyciszonym głosem pełnym złości i niecierpliwości. Snape obserwował wszystko z wypiekami na twarzy, choć pewnie nie zdawał sobie z tego sprawy. -Tobie Riddle nie odważył się nic zrobić… przestań, proszę cię!- prychnęła, gdy James zaczął coś mówić o czarach, jakie ścigały go podczas powrotu z boiska.-… ale nie wierzę, by był tak pobłażliwy w stosunku do tego małego rzepu. On jest moim zdaniem dziwny, ma przerażający wyraz twarzy. Narażasz go na niebezpieczeństwo poprzez takie głupie akcje, ty i twoi przyjaciele!
-A skąd mogłem wiedzieć, że odbywa się tam tajne zebranie paki Riddle’a?- żachnął się Potter, kładąc łokcie na stole, na co Lilly gwałtownie się odsunęła. –Poza tym, chyba nie o Peterze zamierzasz rozmawiać?
-Nie… wcale nie zamierzam z tobą rozmawiać, dopóki nie zmądrzejesz, James!- wstała i, chwytając książkę, pochyliła się nad Jamesem tak, że jeden z loków omiótł jego policzek.-Radzę ci dobrze, trzymaj się daleko od tego całego Riddle’a a co do właściwego tematu naszej kłótni: nie powinieneś oceniać ich tak źle tylko dlatego, że są ze Slytherinu. Większość z nich pewnie nawet się nie domyśla, że Riddle traktuje ich poważnie… myślą, że to tylko gra i oświadczam ci, że możesz być sobie wściekły ile chcesz, ale to zwykła zazdrość o Severusa!
Z tymi słowy okręciła się na pięcie i wyszła. James prychnął śmiechem i, zerwawszy się, pobiegł za nią, wołając na tyle głośno, że Severus nie musiał specjalnie nadstawiać uszu:
-Ależ Lilly, jak mógłbym być zazdrosny o Smarkerusa?! Zdawało mi się, że jesteś dziewczyną z gustem!
Lilly zatrzymała się w progu Sali, przez co James prawie na nią wpadł. Ostudziła go jednym spojrzeniem i powiedziała, ściągając usta:
-A mi się zdawało, że już wyrosłeś z głupiego, dziecinnego stereotypu oceniania ludzi wyłącznie na podstawie przydzielenia ich do któregoś z domów. Widać się myliłam.
James spojrzał na nią i chciał zaśmiać się ponownie ale nie bardzo mu to wyszło.
-Lilly… ty chyba nie zamierzasz… nie zamierzasz mi wmawiać, że powinienem od teraz zacząć lubić Ślizgonów, z już Smarkerusa w szczególności, tylko dlatego, że wiele lat wszyscy w sposób krzywdzący traktowali ich jako złych a nas jako dobrych?
-Nie przekręcaj moich słów, bo doskonale wiesz, o czym mówię!- jeszcze raz spojrzała na niego chłodno i, pokręciwszy głową, władczym krokiem opuściła bibliotekę, a wzburzony James za nią jak po sznurku. Gdy znikli za progiem sali, Severus odważył się głęboko odetchnąć. Pani Pince krzątała się po pierwszej salce, układając książki, więc w parę minut później przemknął chyłkiem za jej plecami niezauważony i, upewniwszy się, że w pobliżu nie ma dwójki Gryfonów, wymknął się na korytarz z głową pełną myśli.
Severus odłożył pióro z cichym westchnieniem. Tak, to już było coś zastanawiającego. Z podsłuchanej rozmowy wynikało niezbicie, że Lilly nie zareagowała na opowieść Jamesa o spotkaniu z Tomem Riddlem tak, jak tego po niej oczekiwano (świętym oburzeniem zapewne) a ponadto ośmieliła się bronić zgromadzenia, zwłaszcza (aż nie do wiary) Severusa Snape’a. Cały czas krążyło mu to po głowie niczym jeszcze jedna rzecz, zachęcająca do rozmowy z panną Evans ale z drugiej próbował rozwiązać dylemat: oto James Potter przemyśliwał nad wydaniem ich działalności dyrekcji, co może przeszłoby im ulgowo ale na pewno nie uradowałoby Toma. Pytanie brzmiało: czy powinno powiadomić się o takiej możliwości Toma czy też zataić te informacje dla siebie, ufając w przekonującą moc słów Lilly? Dylemat nie był prosty.
-Sev, ocknijże się, bo zaraz zaśniesz!- w tok jego rozmyślań wdarł się syk Lucjusza. Potrząsnął głową i spojrzał na niego, błyskawicznie przestawiając się na tory teraźniejszości.
-Nie śpię tylko myślę.- burknął cicho, ponownie ujmując pióro i próbując skoncentrować się na zadaniu. Lucjusz prychnął i syknął z pewną dozą życzliwości zakrapianej sarkazmem:
-Wiesz, jak nie chcesz, możesz ze mną nie rozmawiać, ale jako przyjaciel, dam ci radę: szybko zrób coś z tą panną, bo nie wyjdziesz na tym dobrze.
-Uwaga, zostało pięć minut do dzwonka! Jeszcze ostatnie słowa i proszę złożyć prace na moim biurku… przekażę je waszemu opiekunowi. Proszę się jeszcze nie pakować, chyba wyraźnie powiedziałem, że jeszcze trzysta sekund do dzwonka, panie Quarkson, trzysta sekund!- zagrzmiał prof. Maggerton więc Lucjusz szybko pochylił się nad swoją pracą. Severus poszedł w jego ślady, starając się ze wszech miar oczyścić umysł ze zbędnych myśli i pozostawić w nim tylko te związane li i jedynie z eliksirami.

[ 10 komentarze ]


 
Notka trochę inna i bardziej prywatna ale jak najbardziej lochowata;)
Dodała Meg Sobota, 05 Stycznia;, 2008, 16:13

Postanowiłam napisać Wam o tym, że zgłosiłam swojego bloga do konkursu na Blog Roku 2007, bo wielu z Was wychwala moją twórczość (serdecznie dziękuję ale nie zasługuję na tyle Waszych zachwytów;) coś tam w sobie mam ale naprawdę sądzicie, że aż tyle?:> )a na moim blogu publikuję opowiadanie, które jest jakby pamiętnikiem dziewczyny, która nie wiedziała o tym, że jest czarownicą, dopóki nie dostała listu z Hogwartu. Blog jest kontynuacją rocznego pamiętnika, jaki napisałam w gimnazjum na konkurs pod hasłem "W oczekiwaniu na 6. tom HP" i dodam skromnie, że zajął on I miejsce. Wprowadzę Was najpierw w przeszłość bohaterki (postaram się zrobić to jak najlepiej, choć wiem, że nie znając treści pamiętnika, będzie Wam trudno wyczuć nastrój) a potem pokrótce przybliżę publikowaną na blogu teraźniejszość.
Bohaterka jest moją imienniczką, więc odtąd nazywać ją będę Martą. Marta trafia od razu do 5 klasy (ma 15 lat), zaprzyjaźnia się w pociągu z Hermioną Granger, Ronem Weasleyem i Harrym Potterem ale niespodziewanie trafia do Slytherinu, gdzie praktycznie od pierwszej chwili popada w konflikt z Draconem Malfoyem a pod swoje skrzydła bierze ją opiekun Severus Snape; niemałe znaczenie ma fakt, iż Marta radzi sobie znakomicie z eliksirami, toteż nie stroni od rozmów integracyjnych z nią i pytań, czy na pewno czuje się dobrze w danym domu. Marta zakochuje się w Harrym Potterze ale on nie zwraca na nią uwagi, zwłaszcza że razem z Ronem nie potrafi pogodzić się zupełnie z tym, że mają koleżankę ze Slytherinu. Jedyną przyjazną Marcie duszą z trójki pierwszych przyjaciół pozostaje więc Hermiona.
Pewnego dnia Marta podsłuchuje przypadkiem rozmowę Harry'ego i Rona, toczącą się w bibliotece. Harry opowiada o swojej miłości do pięknej brunetki o piwnych oczach, którą Ron zreszta zna, wedle jego słów. Marta dochodzi do wniosku,że to ona była tematem ich rozmowy; niestety jednak, któregoś dnia spostrzega na błoniach swoją sympatię wraz z Cho Chang podczas romantycznego spaceru. Jej rozczarowanie, zawód i rozpacz są tak wielkie , że postanawia się otruć. Zamierza włamać się nocą do klasy prof. Snape'a i ukraść truciznę; w chwili jednak, gdy już rzuca ostatnie spojrzenie na pokój wspólny na chwilę przed wyjściem, ujawnia się Draco Malfoy. Chłopak przyznaje, że schował się za zasłoną. Domyślił się, co chce zrobić Marta,m.in. będąc niewidzianym przez nią świadkiem zajścia na błoniach. Zamierza powstrzymać ją od popełnienia samobójstwa, mówiąc, że myli się sądząc, że nie ma już dla kogo żyć, że nie ma nikogo, komu na niej zależy. Dochodzi do pocałunku między obojgiem; ich stosunki ulegają znacznej poprawie. Koleżeństwo, przyjaźń przeradzają się w uczucie, które pokonuje wiele przeszkód i jest wystawiane nawet na próby, m.in. rozstanie, o które poprosiła bohaterka po tym, jak w związek zaczęła się wtrącać była dziewczyna Dracona, Pansy Parkinson. Marta uważa, że stanęła na drodze ich uczucia i, nie chcąc unieszczęśliwiać Pansy, prosi, by Draco do niej wrócił. Wpływ na jej dezycję mają też obiekcje Lucjusza Malfoya co do partnerki jego syna. Ani Marta, ani Draco nie są jednak szczęśliwi i po pewnym czasie ponownie zostają parą a Pansy Parkinson, po początkowych konfliktach, szybko znajduje sobie innego chłopaka.
Pamiętnik kończy się w czerwcu, po ukończeniu 5 klasy. Opowiadanie na blogu rozpoczyna się gdy oboje mają 24 lata. Marta pracuje jako adwokat z ramienia Ministerstwa oraz Wizengamotu, Draco ... no właśnie. Dziewczyna wspomina wielką awanturę na końcu 7 roku, którą zrobił parze Lucjusz Malfoy na wieść o tym, że zamierzają dalej żyć wspólnie, mieszkać razem i iść na studia w Londynie. Nie uważa on, by Marta był odpowiednią partnerką dla jego syna jako że jest "szlamą". W wyniku kłótni Marta odchodzi od Dracona wbrew jego woli, nie chcąc narażać ich związku na wieczny konflikt z rodziną Malfoyów. Mieszka wraz z Harrym, Ronem i Hermioną.
Nie będę mówiła więcej, bo i tak się rozpisałam, aż strach;) po prostu zapraszam na mojego bloga, koniecznie przeczytajcie notki po kolie, od 1 do 6 (nie jest tego wiele, jak widać). Możecie pisać tutaj, jak Wam się podoba mysteriousff:) Serdecznie zapraszam na mojego bloga i do komentowania a co do Lochów- notki wkrótce;)

[ 4 komentarze ]


 
Wspomnienie 25.
Dodała Meg Poniedziałek, 31 Grudnia, 2007, 08:24

Czołem, kochani! Nowy Rok za pasem, toteż milion słodkich buziaków i najlepszych życzeń posyłam Wam wszystkim! Mam nadzieję, że ta nocia znajdzie Wasze uznanie-czytajcie, piszcie, bo doczekać się nie mogę;P
1) Emisia- wielkie dzięki;)
2) Ala- witam w skromnych progach i dziękuję;)
3) Pauliina- stokrotne dzięki, kochana;)
4)anonim- bardzo mi miło to słyszeć;) Bez obaw, możesz się ujawnić, Snape nie patrzy-sprawdziłam;D
5)Arya- ach, ta Twoja zwięzłość i precyzja;) dziękuję!
A teraz zostawiam Was sam na sam z Severusem...

***
Zaledwie Tom zdążył wypowiedzieć słowa do końca, gdy na końcu boiska ukazał się ten sam Ślizgon, trzymający pod ramię jakiegoś związanego i wyrywającego się chłopaka. Kiedy podeszli bliżej, okazało się, że chłopak ma czarne, rozwichrzone włosy. Severus już wiedział, kim jest ów nieoczekiwany gość: James Potter.
Ślizgon puścił Pottera na środku murawy, przed Riddlem a ten niedbałym ruchem różdżki poluzował nieco więzy.
-Witamy serdecznie, panie szukający.- powiedział z odrobiną pogardy w głosie.- Przez ciebie Gillowsowi pękło parę naczynek.
Potter szarpnął się i, prychając, rzucił okiem na trybuny.
-No? A gdzie brawa dla wyśmienitego gościa? Zachowujcie się, moi drodzy… w końcu jesteśmy w Hogwarcie!- zawołał kpiąco Riddle a Ślizgoni, gwiżdżąc, klaszcząc i śmiejąc się szyderczo, jak jeden mąż wysypali się z trybun i podeszli bliżej, z Severusem w tyle.
-Powiesz nam, jaki to powód przywiódł cię tu o tej porze, Potter?
-Nie twoja sprawa!
-Oj, oj, oj… nieładnie tak odpowiadać. Powinieneś się cieszyć, że cię gościmy… Gillows rozprawiłby się z tobą, delikatnie mówiąc, brutalnie.- kontynuował Riddle, obchodząc go z różdżką u boku. –A zresztą, po co robić tajemnicę z faktu, że szpiegowałeś drużynę Slytherinu? My cię rozumiemy… każdy wie, że Gryfoni to ostatnie fajtłapy i tylko takie szpiegowanie może wam trochę podnieść poziom…
Potter szarpnął się raz jeszcze w stronę Riddle’a, ale ten odepchnął go krótko a mocno, mówiąc ostrzej:
-Opanuj się, Potter…
-Ty parszywa gnido, nie waż się szkalować drużyny Gryfonów, ty… ty żmijo!
-Zabawne,- Riddle zaśmiał się teatralnie.- Żmija… samo ci wyszło powiązanie z Domem Wielkiego Węża, czy tylko zwykły traf?
-Odwal się, mówię!
-Krzycz sobie dalej, Potter, nikt cię tu nie słucha… nauczyciele są w zamku a gajowy jak zwykle usnął w fotelu przed kominkiem.
Potter obrzucił go wściekłym wzrokiem i umilkł.
-Jak mówię, zagrałeś na słabych nerwach Gillowsa a on postanowił cię przyskrzynić na trochę, żebyś skruszał… korzystając z okazji, postanowiłem cie zaprosić na nasze małe spotkanie. Cieszysz się?
-Bardzo.- warknął Gryfon.- Jakbyś mi jeszcze przyniósł gorącej czekolady i ciasteczka, byłoby bosko!
-A niech cię, Potter, masz poczucie humoru… szkoda tylko, że ono mi nie odpowiada.- powiedział Riddle bez uśmiechu i uniósł różdżkę. Patrząc na jej rdzeń, zapytał łagodnie:
-Ciekaw jestem, Potter, dlaczego ziejesz taką nienawiścią do moich kolegów ze Slytherinu… masz jakiś konkretny powód?
-Jakbyś nie zauważył, oni też nas wkurzają!- zauważył Potter. Riddle uniósł brwi i kontynuował.
-Od dawna zastanawiałem się, gdzie leżą przyczyny nienawiści między naszymi domami. Mówi się, że leżą one w konflikcie Salazara Slytherina z Godrykiem Gryffindorem. Znasz tę historię, Potter? Cóż, nawet jeśli jej nie znasz, i tak wam ją opowiem. Otóż Salazar Slytherin dostrzegał w umiejętnościach magicznych prawdziwe, głębokie piękno, należące się czarodziejom. Godryk Gryffindor nie widział świata poza męstwem, śmiałością i innymi rycerskimi przymiotami. Nie liczyła się dla niego wykwintność magii, a przez to pewna jej ezoteryczność, którą Slytherin dostrzegał. Ich konflikt sprowadził się do prawa nauki w świeżo założonej szkole, które Gryffindor chciał przyznać wszystkim, Slytherin zaś- nielicznym. Konflikt przerodził się podobno w coś bardziej zbrojnego… mówi się też o podłożu emocjonalnym i uczuciach, jakimi darzona była przez założycieli Rowena Ravenclaw ale to bzdura dla romantycznych. W gruncie rzeczy chodziło i sprawy tak naprawdę podstawowe- o to, komu powinno przyznać się przywilej czarowania, bo w istocie jest to przywilej. W wyniku konfliktu Salazar opuścił zamek… choć mówią, że nie bez śladu.- Riddle uśmiechnął się pod nosem i mówił dalej, gładząc różdżkę długim palcem wskazującym.- Szkoła funkcjonowała zgodnie z zasadami trójki założycieli, choć nie zrezygnowano z poświęcenia jednego z domów Salazarowi Slytherinowi- i dobrze, bo przynajmniej są fundamenty do walki. Niemniej, na zawsze Salazar zapisał się w umysłach jako postać negatywna. Zadziwia mnie to, jak wielu ludzi ominęło jego ideologię bez zagłębiania się w jej oczyszczającą wartość…
-Co ty chrzanisz, Riddle?- przerwał mu spieniony z furii Potter. –Co to za gadka, jakiś pean na cześć Slytherina?
-Nie do końca… raczej próbuję wam ukazać, jak błędne jest podejście ludzi o jego pomysłów… które mogły zdziałać naprawdę wiele dobrego dla nas, czarodziejów.
-Czyli, innymi słowy, naszymi podwalinami jest to, co kiedyś próbował przeforsować Salazar Slytherin, tak? Że magia, to przywilej itd.?- wtrącił się ktoś ze Ślizgonów a Riddle, kiwając głową, powiedział:
-Dobrze kombinujesz, Westcoat. Magia j e s t przywilejem i zbyt wielu o tym zapominać. Czas im to przypomnieć… choć Potter najwyraźniej się nie zgadza… ale wyobraź sobie, że jesteś szefem restauracji, którą chcesz uczynić popularną i bardzo lubianą. Chyba nie powierzyłbyś stanowiska szefa kuchni komuś, kto albo nie ma o tym pojęcia do chwili gdy kierujesz do niego tę ofertę, albo też wie o tym coś niecoś ale nie pali się, nie docenia piękna tej sztuki? Pomyśl rozsądnie, Potter…- Tom wyszeptał mu to prawie do ucha, teraz zatrzymując się na pół stopy od niego. Gryfon spojrzał na niego spode łba i rzucił niecierpliwie:
-Hogwart to nie restauracja a wrodzone umiejętności nie są wcale ważniejsze od nabytych.
-Ho, ho! Bystrzak z ciebie, Potter… szybko się uczysz, byłbyś naprawdę dobrym czarodziejem… gdybyś stanął po naszej stronie.
-Wiesz, kim ty jesteś? Ty jesteś magicznym rasistą!
-Rasistą?- Riddle uniósł brwi i spojrzał na niego zimno. –Tak… to mugolskie pojęcie zapewne zaczerpnąłeś ze słownika tej małej szlamy Evans, tak?
-Nie nazywaj jej tak, ty szumowino!- Potter podniósł się i rzucił na Riddle’a, omal nie zbijając go z nóg: więzy, poluzowane na początku, teraz opadły zupełnie. Gryfon chciał się zamachnąć ale wtem złapało go dwóch żylastych Ślizgonów i powaliło na kolana, unieruchamiając go. Reszta aż huczała z oburzenia. Severus stał nieruchomo, próbując ogarnąć tajfun, jaki rozgrywał się w jego duszy.
-Impulsywny z ciebie chłopak… szkoda, że walczysz w niesłusznej sprawie, bo ona j e s t tylko szlamą.- syknął Riddle. –Nie zmieni tego, udowadniając bubkom waszego Ministerstwa, że potrafi poprawnie rzucić jakieś głupie zaklęcie ale może zejść na dobrą drogę, jeśli zrozumie, że możemy wspólnie zmienić ten świat na lepsze.
-I po co ten jad, hę?- warknął Potter, dysząc ciężko.- Sam miałeś ojca mugola, nie kryj się z tym!
-Owszem, mój ojciec był mugolem.- odpowiedział z przesadnym spokojem Riddle i tylko napięte palce, jakimi gładził różdżkę, świadczyły o jego emocjach. –Ale ty nadal nie chcesz zrozumieć, że mamy jeszcze szansę zasłużyć w pełni na miano czarodzieja. Daję wam tę szansę właśnie ja, ja sam, pochodzący z nieidealnej rodziny, wychowany w sierocińcu.
-Nigdy… nigdy nie podam ci ręki, nigdy nie przejdę na twoją stronę, ty… ty fanatyczny…ra…rasisto!- zawył, pomimo że trzymający go Ślizgoni zaczęli go bić. Na jedno skinienie puścili go a on, porwawszy się na nogi, rzucił się pędem do wyjścia, wołając:
-Zapłacisz za to, Riddle!
Nim jednak dotarł do drzwi, Riddle wycelował w niego różdżkę i strumień błękitnego światła pomknął w jego stronę. Potter zawył krótko, upadł i zaraz potem wstał i, wyrywając się spod zasięgu zaklęcia, w ułamku sekundy wydostał się poza boisko do quidditcha.
-Co mu zrobiłeś?- zainteresował się jeden z osiłków, który podtrzymywał Pottera a Tom odpowiedział oschle:
-Nic wielkiego… po prostu trochę go unieszkodliwiłem… .- zrobił grymas uśmiechopodobny.- Sami widzieliście, że nie zawsze jest łatwo przekonać kogoś, ale sądzę, że na twardszy orzech do zgryzienia niż ten tutaj przed chwilą nie traficie.
Skupieni wokół niego Ślizgoni patrzyli z szacunkiem na swojego wodza. Tom powiódł po niech wzrokiem, uniósł na chwilę dłoń, a opuściwszy ją, mruknął:
-Widzimy się za miesiąc. Dowiecie się we właściwym czasie, jak i gdzie. Nie zawiedźcie mnie.
Z tymi słowy spokojnie przemierzył boisko i opuścił je, odchodząc w mroczną noc, rozjaśnioną tylko blaskiem drobnych gwiazd, rozsianych po całym niebie nad Hogwartem.
Severus stał, nie widząc światła gwiazd. Nie bardzo umiał połapać się w swoich uczuciach. Z jednej strony podobało mu się, że Potter stanął w obronie Lilly a z drugiej trudno było zaprzeczać charyzmie Riddle’a, którą ujawnił przez ostatnie kilkanaście minut. Czuł się wewnętrznie rozdarty z powodu ostrych, nieprzychylnych słów Toma na temat Lilly- ale przecież czy powiedział coś, co n i e b y ł o prawdą? Wszak jej rodzice nie byli czarodziejami a już jej siostra była ideałem mugola zawziętego, upartego. Severus słyszał o niej kiedyś.
Wiedział, że postawić się nie mógł ale nie potrafił też przyznać Tomowi racji co do Lilly. Jakoś nie mógł wyzbyć się sentymentu do niej… może właśnie dlatego postanowił coś z tym zrobić, coś, co jednocześnie będzie spełnieniem zadania Toma i da mu zadowolenie.
-Twardy orzech do zgryzienia.- szepnął sam do siebie i, potrząsnąwszy głową, zobaczył, że czeka na niego Lucjusz. Wyminął go jednak, choć ten dogonił go w drzwiach.
-Hej, stary… ja naprawdę nie chciałem cię urazić… po prostu czasem masz fochy… ale sam widzisz… nie tylko ja nie popieram twoich amorów do tego rudzielca.
-Zamknij się.- warknął Snape, obracając się w mig i chwytając go za gardło.- Zamknij się, dobrze ci radzę, bo ty nic nie rozumiesz!
Lucjusz odsunął się bez słowa z uniesionymi dłońmi a Severus wybiegł z boiska.

[ 10 komentarze ]


« 1 2 3 4 5 6 »  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki