Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Myślodsiewna Severusa Snape'a
Prowadzi asystentka Snape'a Meg


Dzięki wybitnej znajomości czarów uzyskałam dostęp do osobistej myślodsiewni Mistrza Eliksirów. Teraz będziemy mieli pełen wgląd w jego wspomnienia z młodości, a także z lat późniejszych... poznamy też jego osobiste przemyślenia, kłopoty i problemy, troski i radości bez potrzeby odwoływania się do legilimencji. Zapraszam serdecznie do lektury ściśle tajnych odbić duszy profesora Severusa Snape’a!
  Wspomnienie 16.
Dodała Meg Niedziela, 15 Lipca, 2007, 06:01

Wspomnienie numer 16...taa...no więc...co mam do powiedzenia na ten temat, to tyle, że notka wyszła trochę może refleksyjna i smutna, trochę inna i część z was może odnieść wrażenie, że brak jej zakończenia z charakterem. No cóż:-Ptak widocznie miało być...wahałam się, czy zmienić ostanie wersy, ale w końcu postanowiłam zostawić to tak, jak jest własnemu losowi, zobaczymy, co na to powiecie, Czytelnicy!
Zapraszam do lektury a także do Pamiętnika Dracona...Dzięki za komentarze raz jeszcze!
#######################
Peron 9 był zalany popołudniowym słońcem. Wszędzie było pełno czarodziejów, mniej lub bardziej porozbieranych, którzy z nadzieją wpatrywali się w pociąg, dyszący po długiej podróży. Z każdego wyjścia wylewały się na ziemię grupy uczniów w wieku od jedenastu do siedemnastu lat razem z kuframi. Severus Snape był jeszcze w pociągu, nie wyszedł nawet z przedziału, wychodząc z założenia, że w korek nie ma się co pchać bo czasu ma dość. Do odjazdu autobusu z Londynu na pewno miał sporo czasu; planował sprawdzić rozkład a potem może coś zjeść na Pokątnej. Łażenie po ulicach nie sprawiało mu frajdy, ale bardzo chciał wrócić do domu, kiedy ojciec będzie już w gospodzie. Wbrew pozorom tęsknił za mamą ale nauczony doświadczeniem, nie okazywał tego wśród kolegów. Z westchnieniem doczekał, aż pociąg nieco opustoszeje i wywlókł swój kufer na korytarz. Jakiś starszy chłopak widząc jego zmagania, podszedł i powiedział bezceremonialnie:
- Daj, pomogę ci z tym.
- Dzięki.- mruknął Severus, obserwując jak chłopak bierze jego kufer niczym piórko i wynosi go na peron. Tam zostawił go i, machając zabawnie ręka na pożegnanie, podbiegł truchtem do grupy ludzi, na która składali się jego rodzice oraz liczne rodzeństwo. Severus popatrzył na nich z zazdrością i poszedł w swoją stronę, rozglądając się. Zdążył dojść do barierki, kiedy usłyszał swoje imię. Odwrócił się, ale nie dojrzał nikogo znajomego więc ruszył przed siebie, uznając, że się zwyczajnie przesłyszał, ale w tym momencie usłyszał po raz kolejny:
- Severusie! Synku, tutaj jestem!
Nie mógł mieć wątpliwości. Z rosnącym niedowierzaniem przystanął, nie zważając na utyskiwania mijających go ludzi którym jakoby zagradzał drogę i rozejrzał się uważnie. Zobaczył ją w odległości paru stóp od siebie. Była ubrana w kraciastą sukienkę, bardzo twarzową, na którą narzucony miała letni płaszczyk w delikatnym, beżowym kolorze. Ciemne jak gorzka czekolada włosy spięła w kok, ale i tak luźne kosmyki rozsypywały się na jej zarumienioną ze szczęścia ale zniszczoną twarz z uśmiechniętymi, koralowymi ustami i bardzo smutnymi, czarnymi jak u niego oczyma. Stała z dłońmi ukrytymi w kieszeniach i patrzyła na niego z uśmiechem. Wyglądała dobrze, o , tak, bardzo dobrze! Dopiero na ten widok wezbrała w nim gwałtownie fala uczuć. Pozostawiając swój kufer na łasce losu podbiegł do niej i przytulił się do niej bardzo, bardzo mocno. Eileen Prince stała nieruchomo, wzruszona, głaszcząc go po głowie i mrugając oczyma.
- Synku, nie masz nawet pojęcia, jak się za tobą stęskniłam.- szepnęła po chwili, kiedy już Severus trochę się uspokoił i przypomniał sobie o kufrze.
- Jak mnie tu znalazłaś, mamo? Wiedziałaś, o której przychodzi pociąg?- zapytał, usuwając się z drogi przechodniom. Wziął wózek z kufrem do ręki i ruszył koło mamy w stronę wyjścia. Doszedł już do siebie i próbował dojść przyczyny niezwykłej wizyty. Eileen uśmiechnęła się lekko i odparła wesoło:
- Oczywiście. Ekspres do Hogwartu przychodzi i odchodzi zawsze o tej samej porze, chyba że zajdą jakieś nieprzewidziane wypadki, ale kiedy ja chodziłam do szkoły, nic takiego nie miało miejsca. Nie spodziewałeś się mnie tutaj, prawda?
- Nie.- spojrzał na nią i dodał po chwili: -Ładnie wyglądasz…mamo.
- Dziękuję.- nastroszyła mu dłonią włosy i rozejrzała się. Znajdowali się na ulicy przed dworcem. Z przeciwka machała do nich jakaś starsza pani. Dopiero, kiedy przeszli przez pasy, poznał ją. Sąsiadka, kucharka w gospodzie, zajmowała się ziołolecznictwem. Była jedną z najsympatyczniejszych osób we wiosce więc Severus przywitał się z nią dosyć serdecznie.
- Możemy wezwać Rycerza czy wolicie poczekać?- zapytała, ocierając twarz chusteczką. –Pewno Severus jest bardzo zmęczony, a i ty tak długo stałaś na tym peronie, Eileen…jak chcecie, możemy najpierw coś zjeść.
- Jak wolisz?- Eileen spojrzała na syna i odpowiedziała błyskawicznie.- w porządku, możesz wzywać autobus. Wolimy zjeść w domu, przygotowałam pyszny rosół z marchewką, twoje ulubione danie, chociaż pewnie w Hogwarcie jadłeś dużo pyszniejsze rzeczy. –zażartowała i odskoczyła gwałtownie razem z nim, bo nagle pojawił się przed nimi wielki, piętrowy autobus z napisem „BŁĘDNY RYCERZ”. Severus ledwo powstrzymał się od rozdziawienia buzi ze zdziwienia ale nie było czasu na pytania, bo młody konduktor, który, jak się prawie natychmiast okazało, był siostrzeńcem sąsiadki, błyskawicznie zapakował całą trójkę razem z bagażami do środka i ruszyli z ostrym wirażem a w niespełna pięć minut później znaleźli się na skraju wsi. Podziękowali, wysiedli i poszli w stronę zabudowań.
Severus odetchnął z ulgą, gdy mama zatrzymała się pod drzwiami ich domu i wyjęła klucz, pożegnawszy uczynną zielarkę. Nieoczekiwane spotkanie z matką, szalona jazda szalonym autobusem prowadzonym przez szalonego kierowcę i przyjazd do domu, w którym też nie wszystko było po staremu- zdążył zauważyć, że coś się zmieniło: przede wszystkim naprawiony został dach i ocieplone ściany, a w oknach kuchni pojawiły się jasnożółte firanki i doniczki z pelargoniami i miętą.
- Trochę się pozmieniało, kiedy ty byłeś w Hogwarcie.- uśmiechnęła się kobieta, widząc jego pytające spojrzenie i wpuściła go do środka. –Zrobiłam mini remont. Dostałam pracę na pół roku w banku pod Londynem i udało mi się zarobić wystarczająco dużo, by móc trochę odnowić naszą poczciwą chałupkę…-mówiąc to, pokazywała mu izby. Prawie w każdej pojawiły się nowe elementy: w kuchni były to doniczki i zasłonki a także nowy, jasny stół, a w saloniku nowy dywan i odnowione meble. Wszędzie było też niebywale czysto i pachnąco. Severus rozglądał się zupełnie jakby był w nowym mieszkaniu. Eileen obserwowała go spod oka. Wreszcie, po dłuższej chwili, powiedziała:
- Nie podoba ci się?
- Podoba…po prostu jest trochę inaczej…-odpowiedział szybko i niepewnie. Dopiero teraz poczuł, jak wielka była siła przywiązania do starych, odrapanych, nieświeżych mebli bukowych ale głos matki znowu wtrącił się w jego myśli:
- Mi też na początku brakowało naszych poprzednich mebli, ale te są solidniejsze i ładniejsze, zobaczysz, też je polubisz. Mam dla ciebie niespodziankę.
- Jaką?
- Idź do siebie, dobrze?- wskazała mu dłonią schodki a potem, kiedy spełnił jej życzenie, odczekała chwilę i poszła za nim.
Zastała syna znieruchomiałego przy łóżku z zielonymi, lnianymi kotarkami, naprzeciw którego stało proste biurko oraz malowany kolorowo kufer na odzież. Wbrew pozorom, nie były to kosztowne sprzęty, raczej- zrobione tanio ale sprytnie, nadawały pokojowi przytulności i swojskości. Severusowi przypominały Hogwart i dlatego może poczuł jakieś delikatne ukłucie. Dłoń matki spoczęła na jego ramieniu.
- Spędziłam w Hogwarcie najlepsze lata mojego życia…jestem przekonana, że tobie też bardzo się tam podobało, ale cóż, nie takie dzieciństwo sobie dla ciebie wymarzyłam, ale robię co mogę. Wiem, że to smutne, że Hogwart jest dla ciebie drugim domem, bo ten pierwszy nie spisuje się jak należy…chcę ci to trochę umilić, żebyś wrócił tam za dwa miesiące szczęśliwy chociaż trochę. Wybacz mi, że nie mogę zrobić nic więcej.
- Mamo…kocham cię najbardziej na świecie.- szepnął, przytulając się do niej znowu. Eileen Prince objęła go mocno i rozpłakała się.

[ 13 komentarze ]


 
UWAGA
Dodała Meg Sobota, 14 Lipca, 2007, 19:25

Kochani!Jutro 15 lipca, dzień, w którym przeczytacie kolejną część losów bohaterów Pamiętnika Dracona Malfoya i Myślodsiewni Snape'a. Piszę to dzisiaj, żeby was uspokoić: jutro o 6 rano pojawi się w Myślodsiewni notka, która poznaliście 5 lipca...stało się tak w wyniku mojego błęu, podczas dodawania z wyprzedzeniem pomyliłam daty za co serdecznie przepraszam w związku z czym właściwa notka,z numerem 16 o ile się nie mylę, pojawi się trozkę później, ale pojawi się-obiecuję.
A teraz skorzystam z miejsca w PS do was:kochani, przyznam, że zaskoczyliście mnie obłędnie i przemile ilością komentarzy, nie spodziewałam się ich aż tylu!Stokrotne dzięki dla wszystkich!Dzięki dla: asieńka, nikt, sQwerty-przeczytaj komentarz Pauliiny, on streszcza to, co ja miałabym na temat Twojego komentarza do powiedzenia:-D a co do losów wcześniejszych-to samo, Pauliina!Dzięki wam mam zapał do pracy i nowe pomysły. Oby ta dalej, kochani! Do usłyszenia jutro!:-*Buziaki dla was!

[ 3885 komentarze ]


 
Wspomnienie 15.
Dodała Meg Czwartek, 05 Lipca, 2007, 09:14

Przepraszam, że notka dopiero teraz, ale kiedy dodwałam ją z wyprzedzeniem, pomyliłam najwidoczniej daty i wpisałam 15 lipca miast 5 ;( dzięki za komentarze Pauliinie, Oksydianowemu Lisowi, aisęnce, Łapie, Julicoius,Artanisowi a co do matixama nadzieję, że ta notka bardziej mu się spodoba...no izapraszam tez do Pamiętnika Dracona!
***
Za oknem migały kolejne krajobrazy, coraz mniej surowe i zalane deszczem; można by pokusić się nawet o prawidłowość, że im bliżej Londynu i dworca King’s Cross, tym ładniejsza pogoda, więcej słońca i mniej bezchmurne niebo.
Uczniowie, wracający ekspresem z Hogwartu do domu na letnie wakacje napełniali pociąg radosną wrzawą, niemalże w każdym przedziale dźwięczał śmiech i wesołe rozmowy- prawie w każdym przedziale widać było uśmiechnięte buzie, zarumienione policzki i błyszczące oczy, a także całe mnóstwo kufrów i kuferków, po brzegi wypełnionych magicznymi książkami, ubraniami i najróżniejszymi innymi akcesoriami.
W jednym z przedziałów najbardziej oddalonych od lokomotywy siedział samotnie niewysoki, drobny czarnowłosy chłopiec w wieku jedenastu lat. Swój kufer ustawił nie na półce nad siedzeniem, jak wszyscy inni, ale na naprzeciwległym siedzisku, jakby w celu zabezpieczenia się przed ewentualnym gościem, pragnącym stać się jego towarzyszem podróży. Na samą myśl o tym, że ktoś chciałby z nim jechać kilkaset kilometrów w jednym przedziale prychnął gorzkim śmiechem i odwrócił głowę w stronę okna. Zamknął oczy. Był trochę senny, ostatniej nocy przed wyjazdem nie spał prawie wcale, gdyż po efektownej uczcie, która trwała do późna w noc, Riddle zmusił ich do stawienia się na zebraniu w jakiejś pustej klasie- no, o tyle dobrze, że nie musieli znowu marznąć w lochach i ukrywać się przed wścibskimi uczniami lub nauczycielami, patrolującymi zamek, zamiast tego siedząc w przytulnym pokoju gdzieś w którejś z wież.
Mimo że wielekroć nocą włóczył się po zamku a poza tym kilka razy miał okazję zbłądzić i stanąć oko w oko z tajemnicami zamczyska, nadal nie mógł powiedzieć, że poznał wszystkie a nawet większość tajnych przejść, skrótów i znikających klas w szkole; miał wątpliwości co do tego, czy poznał choćby połowę z nich, ale cieszył się, że na poznanie szkoły ma jeszcze sześć lat.
Przechylił głowę wygodniej na bok a przed oczyma stanęły mu mury Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Dziesięć miesięcy, które w niej jak dotąd spędził, mógł uznać za najlepszy okres w swoim życiu a na pewno najlepsze dziesięć miesięcy szkolnych. Poza Hogwartem nie chodził do żadnej szkoły od ósmego roku życia, ponieważ w lokalnej szkółce wytrzymał bez bójki zaledwie kilka miesięcy i kiedy wrócił do domu z sinym okiem i złamanym nosem, mama pozwoliła mu zostać w domu, rezygnując z nauczania zorganizowanego na rzecz nauk, których udzielała mu sama.
Świetnie zdawał sobie sprawę z tego, że przez resztę magicznego społeczeństwa, w szczególności rówieśników, jest postrzegany jako dziwadło i jednostka kontrowersyjna: był tego także świadom, gdy we wrześniu stawiał pierwsze kroki na dziedzińcu szkoły oddalonej naprawdę spory kawał dogi od jego wsi. Niemniej, musiał przyznać sam przed sobą, z tajonym zadowoleniem, że znalazło się wśród uczniów Hogwartu nieoczekiwanie sporo ludzi, którzy nie traktowali go jak wyrzutka a czasem wręcz przeciwnie.
Mimo tego, że największy kontakt miał z Lucjuszem Malfoyem i jego kolegami, odnosił wrażenie, że najbardziej podobny do niego był Tom Marvolo Riddle, duchowy mentor grupy uczniów, którzy pod jego okiem odkrywali słodycz oraz obowiązki wynikające z faktu, iż są czarodziejami. Prawdą było, iż nie przepadali za sobą i nie darzyli się pełnią zaufania, jednakże łączyła ich jakaś więź, która z niewiadomych przyczyn wydawała się mu się czymś mocniejszym i wartościowszym nad to, co łączyło go z Lucjuszem i innymi kolegami. Starał się ukrywać to w bezpośrednich kontaktach z Riddlem, który raz, że był grubo starszy, dwa, że traktował wszystkich z chłodną, szorstką wyższością a życzliwości skąpił im bardziej niż gnomy swojej kolekcji fasolek Bertiego Botta, zwłaszcza jemu, ale obaj chyba szóstym zmysłem wyczuwali, że mogą na siebie nawzajem liczyć, w szczególności po przyrzeczeniu, jakie dał Tomowi pewnej nocy. Jak się okazało, żaden z nich nie puścił pary o tym z ust, ale obaj uważnie obserwowali siebie nawzajem.
Jaki był zatem powód, że ci wszyscy ludzie, dla których znaczył oś więcej niż stara ulotka, upaprana ketchupem i rzucona przez niechlujnego przechodnia na chodnik przed bankiem, nie znajdowali się razem z nim w przedziale? Może był to wynik rozmowy, jaka miała miejsce między Lucjuszem a nim na chwilę przed opuszczeniem bram szkoły…?
- Snape! Hej, Snape, zaczekaj na mnie!
Wejściowa Sala pełna była uczniów poubieranych w płaszcze i ciągnących za sobą kufry różnych rozmiarów. Cud, że Lucjusz dostrzegł go w tym tłumie, ale może nie było to takie niezwykłe, biorąc pod uwagę fakt, że był jedna z niewielu osób, samotnie zmierzających z bagażem ku wyjściu i nie żegnającą się z nikim. Stanął pod drzwiami do Wielkiej Sali, żeby nie tarasować nikomu przejścia i spokojnie czekał., aż wysoki, dosyć przystojny blondyn w szacie z zielonymi lamówkami dotaszczy do niego swój piękny, lśniący kufer na magiczny zamek.
- No i jak tam? Skończyło się wreszcie, nie?- rzucił swoim zwykłym tonem ze swoim zwykłym pogardliwym uśmieszkiem, zakładając pelerynę.- Szkoda tylko, że leje.
- Idziemy?- zapytał chłodno Severus, spoglądając na niego z lekko uniesionymi brwiami.
- Poczekamy na Felixa i Davona, to straszne sieroty są ale ojciec jest bardzo kontent, że trzymam się z nimi, bo ich ojcowie są bardzo…hm, wpływowi, subtelnie mówiąc.- uśmiechnął się z wyższością i poprawił szatę. –A nawiasem mówiąc, ty chyba też znalazłeś sobie towarzystwo...szkoda tylko, że zupełnie odwrotnie niż ja.
- Wybaczysz, Lucjuszu, ale nie rozumiem, o co ci chodzi.- zmarszczył brwi i chwycił drugą dłonią uchwyt kufra. Lucjusz spojrzał na niego z rozbawieniem i, udając, że strzepuje jakiś pyłek, powiedział cicho:
- No wiesz…Evans.
- Ona nie jest moim towarzystwem tylko dziewczyną Pottera.- burknął Snape, powstrzymując falę jakiegoś gniewu, która napłynęła mu do serca. Lucjusz kontynuował pół pobłażliwie:
- Och, wiesz , nie chodzi o to, czyją jest dziewczyną, chociaż skoro już o tym mowa, to swój do swego…ale raczej o to, że ty wciąż utrzymujesz z nią kontakt a ja nie jestem pewien, czy Tomowi spodobałoby się to.
- To wyłącznie moja sprawa, z kim rozmawiam…
- I z kim się żegnam…tak, tak.- Lucjusz pokręcił z zatroskaniem głową.- Tylko że wiesz, Snape…ona jest szlamą…a wiesz, kim m y jesteśmy…
- Wszyscy jesteśmy czarodziejami z…- zaczął ale Lucjusz znowu wtrącił się mu w słowo:
- Tak, tak, z krwi i kości, chciałeś powiedzieć…no to masz idealny przykład, że z krwi niekoniecznie. Lilly Evans jest Mugolką z krwi i kości a czarodziejką tylko przez to, że uczy się w tej szkole. Poza tym, sam rozumiesz…
- Świetnie. To w takim razie, co t y tutaj robisz, rozmawiając ze mną?- Snape szarpnął swój kufer i odszedł kilka kroków dalej, najwyraźniej wzburzony. Lucjusz roześmiał się cicho i ruszył za nim, mówiąc:
- Hej, no, spokojnie, przecież…
- Do kitu te zasady Toma, skoro mam obowiązek nienawidzić Lilly, sam będąc tolerowanym, mimo że mój ojciec jest parszywym Mugolem a matka utalentowaną czarownicą tak jak w jej rodzinie!- syknął, odwracając się nagle ku niemu. Lucjusz wyciągnął dłonie w geście obrony i dodał:
- Jasne, nie musisz tak od razu się irytować…być może źle się wyraziłem. Widzisz, to raczej kwestia wyboru…ty i ona jesteście w tej samej sytuacji rodzinnej a jednakowoż to t y jesteś tolerowany, tak, jak mówisz…jaka jest różnica, poza tym, że ty jesteś w Slytherinie a ona w Gryffindorze?- spojrzał na niego swoimi lodowatymi oczyma niczym zamarznięte tafle jeziora szkockiego i odpowiedział sam sobie, sycząc: -Ty przyłączyłeś się do Toma i powinieneś już wiedzieć, że to do czegoś zobowiązuje!
Severus nie odpowiedział, zagryzając wargi i wpatrując się w niego spode łba.
- Na twoim miejscu cieszyłbym się, że Tom mnie jeszcze nie zrugał, mimo że powinien to zrobić. Słuchaj, stary, ja wiem, że ci na niej zależy, ale…sam rozumiesz.- mrugnął szelmowsko i , klepiąc go z przyjacielska otuchą po łopatce, oddalił się w stronę wyjścia, gdzie pojawili się właśnie jego kumple.
Severus został sam ale zaraz wzruszył ramionami, potrząsnął głową i wyszedł na dziedziniec a stamtąd, do powozów. Cały czas myślał o słowach, które prze chwilą usłyszał: przyłączyłeś się do Toma i powinieneś już wiedzieć, że to do czegoś zobowiązuje!. Poczuł delikatne ukłucie, gdy przypomniało mu się jeszcze przyrzeczenie, jakie złożył Riddle’owi, a to zobowiązywało go chyba jeszcze bardziej niż sama przynależność do jego grupy tylko że czuł się wewnętrznie rozdarty pomiędzy to, co czuł a to, co powinien czuć. Zastanawiał się nad tym, jadąc powozem i wsiadając do pociągu. Szybko znalazł pusty przedział chociaż Lucjusz i inni namawiali go do zajęcia miejsca razem z nimi, ale, sam nie wiedząc, czemu, chyba z przyzwyczajenia-odmówił.
- Cześć.- usłyszał nagle chłopięcy głos i odgłos rozsuwania drzwi przedziału. Spojrzał w tamtym kierunku i zobaczył Riddle’a.
- Cześć.- rzucił krótko ale Tom nie dał się zbyć. Wsunął się do środka i zapytał równie szorstko:
- Jak leci?
- Jakoś jest.- Snape spojrzał na niego spode łba ale Riddle wytrzymał jego spojrzenie.
- Mogę?- wskazał na kanapę, zajętą przez kufer a gdy uzyskał pozwolenie, bezceremonialnie wsunął bagaż na półkę a sam zajął miejsce na jego dotychczasowym miejscu przechowania. Po chwili zagaił ponownie:
- Dlaczego nie siedzisz z Malfoyem i całą resztą bandy?
- Nie chcę. Nie wyspałem się.
- Taa…jak każdy. –zrobił grymas uśmiechopodobny i rozsiadł się wygodniej. –No to skoro Mahomet nie chciał przyjść do góry, góra przyszła do Mahometa, jeśli zabrzmi ci to znajomo.
- Mugolskie przysłowie.- wzruszył ramionami. –Znam je.
- Słuchaj, przestań się boczyć, bo nie ma o co. Ty i ja i ta dziewczyna nie pochodzimy z pełnomagicznej familii ale to nie zmienia faktu, że zaniżoną przez to pozycję w społeczeństwie możemy bardzo łatwo podbić, wystarczy tylko dokonać właściwego wyboru.
Severus spojrzał na niego z uwagą. Riddle, widząc to, mówił dalej prawie kojącym głosem:
- Ja wiedziałem od dawna, co chcę w swoim życiu zmienić i dokonałem tego…a teraz chcę ułatwić to innym, umożliwić im zmianę na lepsze…ty jesteś na dobrej drodze. Fakt, gadanie z kimś takim jak Lilly Evans nie jest może czymś koniecznym w tej sytuacji a i przeciwnie lecz raz, że cię rozumiem, bo jest naprawdę fajna, a dwa: przy odrobinie dobrej woli i chęci mogę ci to nawet wybaczyć o ile postarasz się ukazać jej, ile dobra leży w naszych spotkaniach, rozumiesz? Ja wiem, że zarówno Potter jak i ona żywią odmienne zdanie na temat roli magii w naszym życiu ale ty tez nie byłeś taki do końca przekonany, gdy dostałeś zaproszenie na spotkanie ze mną.- znowu zrobił grymas i po krótkiej chwili mówił dalej, teraz już z lekką niecierpliwością i zwykłą nutą wzgardy: -Wiem, że możesz pomyśleć, iż bredzę, ale jesteś na to za rozsądny, choć masz dopiero –bagatela- jedenaście lat. –zaśmiał się ochryple.- Ale im wcześniej, tym lepiej. Więc jeśli chcesz, żeby utrzymywanie znajomości ze szlamami nie wpłynęło niekorzystnie na twoją opinię, zrób coś, by zmienić to na lepsze, by zmienić j e na lepsze.- uśmiechnął się konspiracyjnie i opuścił jego przedział, pozostawiając Snape’a z mętlikiem w głowie.
Być może to tylko zmęczenie sprawiło, że wydawało mu się, że Riddle powiedział coś istotnego, ale chwilę później dotarło do niego, że poznał kolejna zasadę, którą winien kierować się dla własnego dobra w przyszłości…a zatem, następna reguła wyznaczała tor jego życia, jemu, Severusowi Snape’owi, który ze wszech miar nie znosił wszelkiego poddaństwa i nacisku a teraz…czyżby zwyczajnie im ulegał? A może to tylko pranie mózgu…mniejsza o większość, pomyślał, ciągnąc kufer na korytarz, by w pięć minut później zjawić się w przedziale Lucjusza i innych Ślizgonów, gdzie bez problemu znalazło się dla niego wolne miejsce i kompani podróży…taa…tym razem to Mahomet przyszedł do góry…

[ 7 komentarze ]


 
Wspomnienie 15.
Dodała Meg Niedziela, 15 Lipca, 2007, 06:00

Witajcie w ten wakacyjny dzień! Niezmiernie się cieszę, że nastało już lato: potrzebuję odpoczynku przed maturą;-)niemniej z wami będę tak, jak zazwyczaj, chyba że wyskoczą mi wakacyjne plany (których btw, na razie nie mam zbyt wiele)ale o wszystkim w miarę możliwości będę powiadamiać was wcześniej.
Wspomnienie numer 15 jest bardzo długie -sama nie wiem, jak ja to robię, że takie długie notki mi wychodzą, ale mam nadzieję, że nie uśniecie przed monitorami-w razie co, zalecam termos z kawą i poduszkę!;-P Czas we wspomnieniu jest bardzo aktualny odnośnie naszego -tutaj też zaczynają się wakacje a...ale może nie będę zdradzać szczegółów tylko po prostu zaproszę was do czytania i komentowania!
P.S. serdeczne podziękowania dla: Pauliiny, Oksydianowego Lisa, asieńki, Łapy,a także Julicious(Padma Patil)-dzięki takim ludziom jak wy spływa na mnie natchnienie i mam ochote pisać dla was, bo wiem, że gdzieś tam ktoś tam czeka z niecierpliwością na kolejną część mojej Radosnej Twórczości:-)Bardzo wam dziękuję za słowa otuchy i wsparcia, a matixowi życzę, żeby ta notka przemówiła do jego gustu^^:-]Gorące pozdrowienia i ucałowania z Brodnicy dla cxałej reszty magicznych ludków, 3majcie się i do napisania 15 lipca:-D P.S.2 Zapraszam was też gorąco do Pamiętnika Dracona, gdzie stygnie nowa nocia- oj, będzie strasznie^^
--<--@ --<--@ *** --<--@ --<--@ *** --<--@ --<--@;
Za oknem migały kolejne krajobrazy, coraz mniej surowe i zalane deszczem; można by pokusić się nawet o prawidłowość, że im bliżej Londynu i dworca King’s Cross, tym ładniejsza pogoda, więcej słońca i mniej bezchmurne niebo.
Uczniowie, wracający ekspresem z Hogwartu do domu na letnie wakacje napełniali pociąg radosną wrzawą, niemalże w każdym przedziale dźwięczał śmiech i wesołe rozmowy- prawie w każdym przedziale widać było uśmiechnięte buzie, zarumienione policzki i błyszczące oczy, a także całe mnóstwo kufrów i kuferków, po brzegi wypełnionych magicznymi książkami, ubraniami i najróżniejszymi innymi akcesoriami.
W jednym z przedziałów najbardziej oddalonych od lokomotywy siedział samotnie niewysoki, drobny czarnowłosy chłopiec w wieku jedenastu lat. Swój kufer ustawił nie na półce nad siedzeniem, jak wszyscy inni, ale na naprzeciwległym siedzisku, jakby w celu zabezpieczenia się przed ewentualnym gościem, pragnącym stać się jego towarzyszem podróży. Na samą myśl o tym, że ktoś chciałby z nim jechać kilkaset kilometrów w jednym przedziale prychnął gorzkim śmiechem i odwrócił głowę w stronę okna. Zamknął oczy. Był trochę senny, ostatniej nocy przed wyjazdem nie spał prawie wcale, gdyż po efektownej uczcie, która trwała do późna w noc, Riddle zmusił ich do stawienia się na zebraniu w jakiejś pustej klasie- no, o tyle dobrze, że nie musieli znowu marznąć w lochach i ukrywać się przed wścibskimi uczniami lub nauczycielami, patrolującymi zamek, zamiast tego siedząc w przytulnym pokoju gdzieś w którejś z wież.
Mimo że wielekroć nocą włóczył się po zamku a poza tym kilka razy miał okazję zbłądzić i stanąć oko w oko z tajemnicami zamczyska, nadal nie mógł powiedzieć, że poznał wszystkie a nawet większość tajnych przejść, skrótów i znikających klas w szkole; miał wątpliwości co do tego, czy poznał choćby połowę z nich, ale cieszył się, że na poznanie szkoły ma jeszcze sześć lat.
Przechylił głowę wygodniej na bok a przed oczyma stanęły mu mury Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Dziesięć miesięcy, które w niej jak dotąd spędził, mógł uznać za najlepszy okres w swoim życiu a na pewno najlepsze dziesięć miesięcy szkolnych. Poza Hogwartem nie chodził do żadnej szkoły od ósmego roku życia, ponieważ w lokalnej szkółce wytrzymał bez bójki zaledwie kilka miesięcy i kiedy wrócił do domu z sinym okiem i złamanym nosem, mama pozwoliła mu zostać w domu, rezygnując z nauczania zorganizowanego na rzecz nauk, których udzielała mu sama.
Świetnie zdawał sobie sprawę z tego, że przez resztę magicznego społeczeństwa, w szczególności rówieśników, jest postrzegany jako dziwadło i jednostka kontrowersyjna: był tego także świadom, gdy we wrześniu stawiał pierwsze kroki na dziedzińcu szkoły oddalonej naprawdę spory kawał dogi od jego wsi. Niemniej, musiał przyznać sam przed sobą, z tajonym zadowoleniem, że znalazło się wśród uczniów Hogwartu nieoczekiwanie sporo ludzi, którzy nie traktowali go jak wyrzutka a czasem wręcz przeciwnie.
Mimo tego, że największy kontakt miał z Lucjuszem Malfoyem i jego kolegami, odnosił wrażenie, że najbardziej podobny do niego był Tom Marvolo Riddle, duchowy mentor grupy uczniów, którzy pod jego okiem odkrywali słodycz oraz obowiązki wynikające z faktu, iż są czarodziejami. Prawdą było, iż nie przepadali za sobą i nie darzyli się pełnią zaufania, jednakże łączyła ich jakaś więź, która z niewiadomych przyczyn wydawała się mu się czymś mocniejszym i wartościowszym nad to, co łączyło go z Lucjuszem i innymi kolegami. Starał się ukrywać to w bezpośrednich kontaktach z Riddlem, który raz, że był grubo starszy, dwa, że traktował wszystkich z chłodną, szorstką wyższością a życzliwości skąpił im bardziej niż gnomy swojej kolekcji fasolek Bertiego Botta, zwłaszcza jemu, ale obaj chyba szóstym zmysłem wyczuwali, że mogą na siebie nawzajem liczyć, w szczególności po przyrzeczeniu, jakie dał Tomowi pewnej nocy. Jak się okazało, żaden z nich nie puścił pary o tym z ust, ale obaj uważnie obserwowali siebie nawzajem.
Jaki był zatem powód, że ci wszyscy ludzie, dla których znaczył oś więcej niż stara ulotka, upaprana ketchupem i rzucona przez niechlujnego przechodnia na chodnik przed bankiem, nie znajdowali się razem z nim w przedziale? Może był to wynik rozmowy, jaka miała miejsce między Lucjuszem a nim na chwilę przed opuszczeniem bram szkoły…?
- Snape! Hej, Snape, zaczekaj na mnie!
Wejściowa Sala pełna była uczniów poubieranych w płaszcze i ciągnących za sobą kufry różnych rozmiarów. Cud, że Lucjusz dostrzegł go w tym tłumie, ale może nie było to takie niezwykłe, biorąc pod uwagę fakt, że był jedna z niewielu osób, samotnie zmierzających z bagażem ku wyjściu i nie żegnającą się z nikim. Stanął pod drzwiami do Wielkiej Sali, żeby nie tarasować nikomu przejścia i spokojnie czekał., aż wysoki, dosyć przystojny blondyn w szacie z zielonymi lamówkami dotaszczy do niego swój piękny, lśniący kufer na magiczny zamek.
- No i jak tam? Skończyło się wreszcie, nie?- rzucił swoim zwykłym tonem ze swoim zwykłym pogardliwym uśmieszkiem, zakładając pelerynę.- Szkoda tylko, że leje.
- Idziemy?- zapytał chłodno Severus, spoglądając na niego z lekko uniesionymi brwiami.
- Poczekamy na Felixa i Davona, to straszne sieroty są ale ojciec jest bardzo kontent, że trzymam się z nimi, bo ich ojcowie są bardzo…hm, wpływowi, subtelnie mówiąc.- uśmiechnął się z wyższością i poprawił szatę. –A nawiasem mówiąc, ty chyba też znalazłeś sobie towarzystwo...szkoda tylko, że zupełnie odwrotnie niż ja.
- Wybaczysz, Lucjuszu, ale nie rozumiem, o co ci chodzi.- zmarszczył brwi i chwycił drugą dłonią uchwyt kufra. Lucjusz spojrzał na niego z rozbawieniem i, udając, że strzepuje jakiś pyłek, powiedział cicho:
- No wiesz…Evans.
- Ona nie jest moim towarzystwem tylko dziewczyną Pottera.- burknął Snape, powstrzymując falę jakiegoś gniewu, która napłynęła mu do serca. Lucjusz kontynuował pół pobłażliwie:
- Och, wiesz , nie chodzi o to, czyją jest dziewczyną, chociaż skoro już o tym mowa, to swój do swego…ale raczej o to, że ty wciąż utrzymujesz z nią kontakt a ja nie jestem pewien, czy Tomowi spodobałoby się to.
- To wyłącznie moja sprawa, z kim rozmawiam…
- I z kim się żegnam…tak, tak.- Lucjusz pokręcił z zatroskaniem głową.- Tylko że wiesz, Snape…ona jest szlamą…a wiesz, kim m y jesteśmy…
- Wszyscy jesteśmy czarodziejami z…- zaczął ale Lucjusz znowu wtrącił się mu w słowo:
- Tak, tak, z krwi i kości, chciałeś powiedzieć…no to masz idealny przykład, że z krwi niekoniecznie. Lilly Evans jest Mugolką z krwi i kości a czarodziejką tylko przez to, że uczy się w tej szkole. Poza tym, sam rozumiesz…
- Świetnie. To w takim razie, co t y tutaj robisz, rozmawiając ze mną?- Snape szarpnął swój kufer i odszedł kilka kroków dalej, najwyraźniej wzburzony. Lucjusz roześmiał się cicho i ruszył za nim, mówiąc:
- Hej, no, spokojnie, przecież…
- Do kitu te zasady Toma, skoro mam obowiązek nienawidzić Lilly, sam będąc tolerowanym, mimo że mój ojciec jest parszywym Mugolem a matka utalentowaną czarownicą tak jak w jej rodzinie!- syknął, odwracając się nagle ku niemu. Lucjusz wyciągnął dłonie w geście obrony i dodał:
- Jasne, nie musisz tak od razu się irytować…być może źle się wyraziłem. Widzisz, to raczej kwestia wyboru…ty i ona jesteście w tej samej sytuacji rodzinnej a jednakowoż to t y jesteś tolerowany, tak, jak mówisz…jaka jest różnica, poza tym, że ty jesteś w Slytherinie a ona w Gryffindorze?- spojrzał na niego swoimi lodowatymi oczyma niczym zamarznięte tafle jeziora szkockiego i odpowiedział sam sobie, sycząc: -Ty przyłączyłeś się do Toma i powinieneś już wiedzieć, że to do czegoś zobowiązuje!
Severus nie odpowiedział, zagryzając wargi i wpatrując się w niego spode łba.
- Na twoim miejscu cieszyłbym się, że Tom mnie jeszcze nie zrugał, mimo że powinien to zrobić. Słuchaj, stary, ja wiem, że ci na niej zależy, ale…sam rozumiesz.- mrugnął szelmowsko i , klepiąc go z przyjacielska otuchą po łopatce, oddalił się w stronę wyjścia, gdzie pojawili się właśnie jego kumple.
Severus został sam ale zaraz wzruszył ramionami, potrząsnął głową i wyszedł na dziedziniec a stamtąd, do powozów. Cały czas myślał o słowach, które prze chwilą usłyszał: przyłączyłeś się do Toma i powinieneś już wiedzieć, że to do czegoś zobowiązuje!. Poczuł delikatne ukłucie, gdy przypomniało mu się jeszcze przyrzeczenie, jakie złożył Riddle’owi, a to zobowiązywało go chyba jeszcze bardziej niż sama przynależność do jego grupy tylko że czuł się wewnętrznie rozdarty pomiędzy to, co czuł a to, co powinien czuć. Zastanawiał się nad tym, jadąc powozem i wsiadając do pociągu. Szybko znalazł pusty przedział chociaż Lucjusz i inni namawiali go do zajęcia miejsca razem z nimi, ale, sam nie wiedząc, czemu, chyba z przyzwyczajenia-odmówił.
- Cześć.- usłyszał nagle chłopięcy głos i odgłos rozsuwania drzwi przedziału. Spojrzał w tamtym kierunku i zobaczył Riddle’a.
- Cześć.- rzucił krótko ale Tom nie dał się zbyć. Wsunął się do środka i zapytał równie szorstko:
- Jak leci?
- Jakoś jest.- Snape spojrzał na niego spode łba ale Riddle wytrzymał jego spojrzenie.
- Mogę?- wskazał na kanapę, zajętą przez kufer a gdy uzyskał pozwolenie, bezceremonialnie wsunął bagaż na półkę a sam zajął miejsce na jego dotychczasowym miejscu przechowania. Po chwili zagaił ponownie:
- Dlaczego nie siedzisz z Malfoyem i całą resztą bandy?
- Nie chcę. Nie wyspałem się.
- Taa…jak każdy. –zrobił grymas uśmiechopodobny i rozsiadł się wygodniej. –No to skoro Mahomet nie chciał przyjść do góry, góra przyszła do Mahometa, jeśli zabrzmi ci to znajomo.
- Mugolskie przysłowie.- wzruszył ramionami. –Znam je.
- Słuchaj, przestań się boczyć, bo nie ma o co. Ty i ja i ta dziewczyna nie pochodzimy z pełnomagicznej familii ale to nie zmienia faktu, że zaniżoną przez to pozycję w społeczeństwie możemy bardzo łatwo podbić, wystarczy tylko dokonać właściwego wyboru.
Severus spojrzał na niego z uwagą. Riddle, widząc to, mówił dalej prawie kojącym głosem:
- Ja wiedziałem od dawna, co chcę w swoim życiu zmienić i dokonałem tego…a teraz chcę ułatwić to innym, umożliwić im zmianę na lepsze…ty jesteś na dobrej drodze. Fakt, gadanie z kimś takim jak Lilly Evans nie jest może czymś koniecznym w tej sytuacji a i przeciwnie lecz raz, że cię rozumiem, bo jest naprawdę fajna, a dwa: przy odrobinie dobrej woli i chęci mogę ci to nawet wybaczyć o ile postarasz się ukazać jej, ile dobra leży w naszych spotkaniach, rozumiesz? Ja wiem, że zarówno Potter jak i ona żywią odmienne zdanie na temat roli magii w naszym życiu ale ty tez nie byłeś taki do końca przekonany, gdy dostałeś zaproszenie na spotkanie ze mną.- znowu zrobił grymas i po krótkiej chwili mówił dalej, teraz już z lekką niecierpliwością i zwykłą nutą wzgardy: -Wiem, że możesz pomyśleć, iż bredzę, ale jesteś na to za rozsądny, choć masz dopiero –bagatela- jedenaście lat. –zaśmiał się ochryple.- Ale im wcześniej, tym lepiej. Więc jeśli chcesz, żeby utrzymywanie znajomości ze szlamami nie wpłynęło niekorzystnie na twoją opinię, zrób coś, by zmienić to na lepsze, by zmienić j e na lepsze.- uśmiechnął się konspiracyjnie i opuścił jego przedział, pozostawiając Snape’a z mętlikiem w głowie.
Być może to tylko zmęczenie sprawiło, że wydawało mu się, że Riddle powiedział coś istotnego, ale chwilę później dotarło do niego, że poznał kolejna zasadę, którą winien kierować się dla własnego dobra w przyszłości…a zatem, następna reguła wyznaczała tor jego życia, jemu, Severusowi Snape’owi, który ze wszech miar nie znosił wszelkiego poddaństwa i nacisku a teraz…czyżby zwyczajnie im ulegał? A może to tylko pranie mózgu…mniejsza o większość, pomyślał, ciągnąc kufer na korytarz, by w pięć minut później zjawić się w przedziale Lucjusza i innych Ślizgonów, gdzie bez problemu znalazło się dla niego wolne miejsce i kompani podróży…taa…tym razem to Mahomet przyszedł do góry…

[ 4 komentarze ]


 
Wspomnienie 14.
Dodała Meg Piątek, 15 Czerwca, 2007, 19:45

Bardzo przepraszam za opóźnienie godzinne w pojawieniu się wpisu, ale kompletnie czas mi umknął między palcami i zorientowałam się w szkole, że dzisiaj miałam coś do zrobienia:)Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Notka nie jest idealna, ale jest to coś roszkę innego. A teraz słowo do Was, kochani: Bloombdberg, a znasz pojęcie fikcja literacka?:)Reszcie serdecznie dzięki za wspaniałe słowa, one dodają mi otuchy:)Czytajcie, zapraszam też do Pamiętnika Dracona Malfoya.
***
-…nie, nie nie, stanowczo wszystko źle! Pani Huggs, czy doprawdy ten przepis był aż tak trudny do zapamiętania, żeby nawet na zaliczenie nie mogła się pani chociaż trochę postarać? Posiadam wieloletnie doświadczenie, przez moje ręce przewinęło się wielu uczniów o zróżnicowanej inteligencji, nie raz ich braku, nie ukrywam, ale lenistwo nigdy nie było dla mnie do przyjęcia! Nie wszyscy wybieracie sobie drogę życia, w której znajomość eliksirów będzie wam niezbędna, ale znajomością podstaw szczyci się byle żebrak na najplugawszej ulicy, każdy bankrut, osioł z oślej łączki i mężczyzna z psychiatryka, który twierdzi, że sałata jest pomidorem a on sam- słynnym hrabią Drakulą z Transylwanii. Słucham? Czy ktoś chciałby coś powiedzieć? Czy pozwoliłem się wam śmiać? Nie. W tym, co przed chwilą usłyszeliście, nie było krzty śmieszności, no chyba że to, co robicie można określić by słowem „śmieszność”, ale raczej powiedziałbym, że to „żałosne”, a moim zamiarem nie było rozśmieszenie was, tylko przemówienie wam do rozumów, o ile je posiadacie, a w to zaczynam z sekundy na sekundę coraz mocniej wątpić. Panno Huggs, proszę wracać na miejsce. Co ?Jaki stopień? Panno Huggs, zapewniam panią, że dla wszystkich tu obecnych jest jasne jak słońce, którego stąd nie widać, że stopień jest T…dla mnie było to jasne już w chwili, gdy wstała pani z krzesła i podeszła do kociołka…następny, proszę! No? Kto następny? Ach, tak…Snape. No, widzę, że pracujesz, masz ładne stopnie, ale jakoś nie udzielasz się na zajęciach. Snape, wstań, z łaski swojej, jeśli mówi do ciebie nauczyciel! Podejdź tu. No, szybciej, szybciej, chłopcze, nie mamy całego dnia na to, abyś ty odniósł się łaskawie ze stołka i przeszedł te pięć kroków pod katedrę. Słucham? Trzy? Co- „trzy”? Trzy? Trzy kroki…jak śmiecie…śmiesz… Snape, ostrzegam cię…cisza! Nie pozwoliłem wam się śmiać! Snape, chłopcze, co się z tobą dzieje, dotychczas żadnych problemów wychowawczych…słucham? Co? Nie był wychowywany? Kto się odzywa? No, gdzie ta odwaga? Wymaszerowała przez drzwi? Doskonale, tacy jesteście mądrzy, jak każde pokolenie, no ale……do Snape’a mówiłem, a nie do ciebie, Potter, zamilknij…spokój! W tej chwili, albo…albo…zrobię wam sprawdzian! To co, że wystawione, połowa z was nie potrafi odróżnić probówki od kolby, gdyby wszedł tu ktoś z Ministerstwa i zrobił kontrole waszej znajomości podstawowego sprzętu laboratoryjnego, podkreślam: podstawowego, zakład, że trzy czwarte z was rozłożyłoby się na łopatki. Ech, to wasze zadufanie kiedyś was ugryzie w pięty, zobaczycie, jak to boli…i ja kiedyś byłem takim szczylem, co chciał przechytrzyć pedagogów, ale mu się nie udało , ja, ja wam to mówię, z tego miejsca! No ale, zagadaliście mnie znowu, jak wy to robicie, chytrusy obrzydliwe! Snape, weź do ręki słoiczek z czwartej półki, stoi koło palnika…tak, doskonale, doskonale…a teraz dodaj pięć siedemnastych zawartości do kociołka…tak, miarka…doskonale…ach, ten system mierzenia, kiedyś to tylko na czwarte i najwyżej dziesiąte części mierzono, dzisiaj wymyślają tak dokładne miary, że moglibyście odmierzyć z dokładnością wprost niebywałą, o jakiej wam się nie śniło…tak, gotowe? Co powstało? No, nie wiesz? Ach, tak…pięknie, pięknie…wywar lauticynowy pięcioprocentowy, tak? No a co to jest twoim zdaniem, panie Snape? Tak, to co dodałeś! Proszę…co pan…panie Snape, PROSZĘ NATYCHMIAST ODŁOŻYĆ TĘ BUTELKĘ! Co pan dzisiaj wyrabia, czyżby napił się pan czegoś zawierającego zbyt dużą dawkę wiggenu? Co pan wyrabia, proszę…podejść tu…o, tak…spokojnie, już dobrze, może pan przestać skakać…dziękuję ci, Torney, możesz siąść, już chyba się uspokoił, doprawdy nie mam pojęcia, wygląda jak schorzenie tańcopląsu, ale dyrektor mówił, że uczniowie dostali śniadanie takie, jak każdego dnia, tyle że zaopatrzone w wysokoenergetyczne składniki, ale żaden ze skrzatów z pewnością nie pozwoliłby sobie na przedawkowanie…co też ja mówiłem…ach, tak…no więc, myślę, że możemy przejść dalej do egzaminu, o ile czuje się pan na siłach…panie Snape? Proszę się przestać ślinić, panie Snape, na litość boską, albo…woźny mnie zabije! Chce pan tego? Tonery, wytrzyj to natychmiast, na podłodze jest woskowina trzciniasta ślina pozostawia często upiornie…potworne…plamy…o, doskonale, wybornie…tak, dziękuję. Tak? Ależ oczywiście, że pamiętam, jak się nazywasz, Torrick…no to, co też pan dodał, panie Snape? Panie…na brodę Merlina, niech się w ośmiornicę przemienię, jeśli on…panie Snape…ostrzegam pana, że DŁUŻEJ NIE ZAMIERZAM TEGO TOLEROWAĆ! Proszę natychmiast zejść z tej ławki i zostawić tę panienkę w spokoju…cicho, w tej chwili cicho, słyszycie! Nie wolno się śmiać! Panie Snape, pomóżcie……ściągnijcie go, gotów się obnażyć, co on robi…czy to jest TO co ja myślę?! Nie no, skaranie boskie z tym chłopakiem, niechby tylko dyrektor to zobaczył, mielibyśmy poważne…o, już, stoi? Trzymajcie go, musimy go ocucić, co on mówi? Tylko żeby mi znowu nie obślinił podłogi, w końcu to nie buldog, normalny chłopak, musiał zjeść coś zupełnie niestrawnego, że tak się zachowuje, zazwyczaj był zrównoważony, prawda…panie Potter, jeśli ma pan jakieś wątpliwości, proszę zgłaszać się do dyrektora lub opiekuna domu! Co? Chciałby pan coś dodać, panie Pettigrew? No ja myślę, że lepiej, ażebyście milczeli! Temu chłopcu cos ewidentnie jest, albo się czymś zatruł albo zwyczajnie się zrywa. Panie Towrento, wody, jeśli łaska, tam, z tamtego kranu, nie! Ten nieczynny jest, jakiś bałwan dziesięciokrotny zapchał go fajerwerkiem i nie można tego nijak wyjąć. No, uwaga, panie Snape, chlustamy! O, już lepiej! Przejrzał przytomniej na oczy, znakomicie, o, o, o, już lepiej, lepiej. No? To powie mi pan, co tez znalazło się w tym słoiczku? No? Czeka m na odpowiedź, panie Snape, na peno pan wie…to zrozumiałe, że lekki szok przedegzaminacyjny, każdemu się zdarza, no nic…to jak będzie? Tak, słucham? Co? Proszę powtórzyć, czyżbym się przesłyszał…włos z papugi kalifornijskiej? Jest pan pewien? Tak? Proszę się nie śmiać, dosyć! Milczeć! Ooo, jeszcze sobie z wami porozmawiam, paskudy wy jedne! Tracę cierpliwość, nie grajcie mi na nerwach bo taki rezonans poczujecie, że się wam po kościach nie rozejdzie! Spokój! No, panie Snape, muszę przyznać, że srodze mnie pan zawiódł, a…a co to, co to za wygłupy, panie Potter? Proszę natychmiast schować tę różdżkę, ale już! Kiedy jest potrzebna, to wyjmujemy, ale podczas egzaminu pod żadnym pozorem, chyba że jest wyjątkowo potrzebna, jak powiem…no, chyba że chciał pan podgrzać swój syrop, wtedy owszem…no, panie Snape…co ja mam z panem zrobić? A było tak ładnie, wybijał się pan, nie za złe oceny z egzaminów praktycznych ale dzisiaj…przeszedł pan samego siebie, zachowuje się pan jakby cos panu dolegało, a o ile wiem, nie dano wam do jedzenia nic odmiennego. Wygłupy są dla idiotów, tylko idiota pozwala sobie na taki pokaz w obecności nauczyciela , podczas egzaminu! Nie miał pan żadnego zaświadczenia o skłonnościach, nadpobudliwości a ja nie mam powodu, by pańskie dziwaczne zachowanie oraz totalnie żałosne zachowanie, chwilami wręcz wulgarne, kłaść na karb zmęczenia czy też innych czynników, co oznacza, że jest pan sam sobie winien, Nie wiem, jak pan to wytłumaczy przed wychowawcą, gdyż nie omieszkam powiadomić pańskiego opiekuna o tym zajściu, cokolwiek przykrym.
-To, co dodałem, to pieprz wanilinowy a powstał celtycki napar leczący zranienia po ukłuciach jadowitych much, panie psorze!- wydyszał szybko chłopak, nazywany Snapem. Jego twarz była purpurowa, spocona, nie znać, czy to z wysiłku czy wstydu, a oczy niemalże wyszły mu z orbit. Wyraźnie był nieswój, ale profesor nie parzył na niego , z roztargnieniem i zatroskaniem potrząsając w kierunku klasy kartą egzaminacyjną.
-Tak, tak, niestety, nie spodziewałem się akurat po tobie, panie Snape…ale dziś słabo…czyżby nic pan sobie ze mnie i tego przedmiotu nie robił? Doprawdy, nie rozumiem…ale prawo jest prawem…wszyscy są świadkami tego, co pan tu wyczyniał, a nawet po dobroci nie mogę panu zaliczyć. Przykro mi, ale zasłużyłeś sobie dziś na O. Proszę poczekać na mnie po zajęciach, zaprowadzę cię do opiekuna, tylko bez histerii! Siadaj! Następny proszę!
Nawet posiadacz tysięcy słowników nie potrafiłby w najmniejszym stopniu oddać wyrazu twarzy Severusa Snape’a, w momencie, gdy wracał na swoje miejsce z piętnem ogromnej hańby i jedynki z egzaminu z eliksirów Co gorsze, nie wiedział. W dodatku nie miał też pojęcia Najbladszego o przyczynach takiej utraty samokontroli. Żaden z uczniów nie rzuciłby na niego zaklęcia Imperiusa, to skreślił na samym początku, ale wyraźnie czuł, że to czyjaś robota, nie był sobą w momencie, kiedy zaczął wygadywać głupstwa i wyczyniać koszmarne rzeczy, o których myśleć się brzydził, a co dopiero uświadamiać sobie, że je robił kilkanaście sekund temu. Siadając na swoim miejscu, był idealnie świadom spojrzeń, jakimi go darzono. Śmiech, pogarda, zdumienie, uciecha złośliwością podszyta…tak, to jest to, co ich rajcuje, że jeden z najbardziej dziwacznych ludzi w klasie dał właśnie popis po prostu…aż trudno to nazwać. To już nie był wstyd czy gniew. To nie był już żal; to było coś nieokreślonego, co pęczniało w jego piersi, rosło i rosło i było naprawdę groźne, zwłaszcza dla jednej osoby, która w feralnej chwili puściła oko złośliwie i pogładziła swoją różdżkę…

[ 9 komentarze ]


 
Wspomnienie 13.
Dodała Meg Wtorek, 05 Czerwca, 2007, 06:00

Oto kolejna notka w Myślodsiewni, trzynasta-wierzę, że szczęśliwa! Czy szczęśliwa dla losów Severusa Snape'a w Hogwarcie...? To się okaże. Tymczasem kilka adnotacji odnośnie komentarzy: bardzo dziękuję za ciepłe słowa wszystkim wspaniałym fanom, którzy tu zaglądają, ale w szczególności dziękuję Pauliinie[b]. [b]Narzeczona Księcia i Filch, nie martwcie się, notki są dodawane w stałych terminach, pisałam o tym parę miesięcy temu:każdego 5 i 15 dnia miesiąca o 6:00 rano, a jeśli natchnienie i czas wolny mi pozwoli, to również pojawiac się będą notki nieplanowane-postaram się o tych "niespodziankowych" wpisach powiadamiać dzień wcześniej. Tymczasem, zapraszam do lektury i komentarzy:)
Wszystkim magicznym fanom poniżej 18 roku życia życzę wszystkiego magicznego z okazji Dia Dziecka:)
***
-…Tak, panie dyrektorze. Dziękuję bardzo, tak, wiem o tym, że powinienem ta wrócić, ale to była tylko propozycja.- cichy, chłopięcy głos potoczył się słabym echem po szkolnym korytarzu, gdzieś na którymś z wyższych pięter zamku. O wiele trudniej było usłyszeć głos jego rozmówcy, ale nie ulegało wątpliwości, że był to ton odmowny.
-…panie Riddle, doskonale pan wie, iż chcemy dla naszych uczniów jak najlepiej, ale dla pana niestety nie możemy nic więcej zrobić bez uzgodnienia tego z przełożoną sierocińca…a jak już wspomniałem, pani Cole wyraziła życzenie, by do ukończenia osiemnastego roku życia co roku wracał pan na okres letni do jej…domu, by spędzić wakacje z …przyjaciółmi z sierocińca. Jej poczucie odpowiedzialności za pana z pewnością dorównuje naszemu, a ja nie mogę przeciwstawić się jej , nawet jeśli bardzo chciałbym tego, nawet przy wykorzystaniu faktu, iż jestem dyrektorem tej szkoły.
Krótkie milczenie.
-Wiem o tym.- głos chłopaka zabrzmiał granitowo spokojnie, aczkolwiek z pewnością słowa, które przed chwilą usłyszał, nie były mu całkiem przyjemnymi.
-Aha, panie Riddle…jeszcze jedno. Co to za sprawa z Dniem Nauki i z bojkotem pokazu z lekcji eliksirów? Profesor był wielce zaniepokojony i zawiedziony, nie ukrywam, że całe grono pedagogiczne liczyło na wkład uczniów domu noszącego imię wielkiego mistrza eliksirów. Podobno nawet pierwszoroczni odmówili udziału…chociażby ten dziwny chłopiec, Snape czy jakoś tak, podobno drzemie w nim niezwykły talent, ale został on niewykorzystany.
Ponowne milczenie, tym razem jakby bardziej napięte.
-Pytam pana o to dlatego, że jest pan prefektem tego domu i powinien pan coś o tym wiedzieć…może niepoprawnie zastosowałem wyraz „bojkot”, niemniej doprawdy nie mam pojęcia, jak inaczej określić to, że tylu zdolnych, naprawdę intrygujących uczniów praktycznie z każdego rocznika nie wystąpiło w pokazie.
-Przykro mi, panie dyrektorze, ale niestety nic mi nie wiadomo o tej sprawie.- glos Riddle’a brzmiał niebywale uprzejmie, wręcz zatroskanie. Dyrektor odchrząknął i dodał niepewnie:
-No cóż, skoro panu nic o tym nie wiadomo, Riddle, to w takim razie…chyba muszę na tym poprzestać. Skoro nikt się do pana nie zgłosił, nie był pan świadkiem niczego podejrzanego, chyba nie mogę liczyć już na nic więcej. Przyznaję, że dostrzegalny jest pański autorytet wśród młodzieży ze Slytherinu i bardzo mnie to cieszy…hm, nigdy za wiele zaufanych ludzi w Slytherinie, co?- krótki, skrzekliwy śmiech dyrektora zabrzmiał nieco żałośnie.- Podobno Raffnut wiedział wcześniej o pokazach, bo i cóż się dziwić, jego rodzice pracują w Ministerstwie i sam się zgłosił, jeszcze przed czasem, a tu raptem…gdy profesor chciał go zapisać…odmówił…Ja rozumiem, jedna czy dwie osoby nie czują się na siłach, ale nie sądzi pan, że to…ech, co tu dużo gadać…profesor bardzo się zmartwił…i czym prędzej powiadomił mnie.
Po paru sekundach ciszy odezwał się znowu Riddle.
-Oczywiście, jeśli tylko coś będzie mi wiadomo o tej tajemniczej sprawie, natychmiast zgłoszę się z tym do pana.
-Mmm, będę bardzo wdzięczny, panie Riddle…-zaniósł się kaszlem.- Przepraszam, najmocniej przepraszam, coś mi siadło na płucach i puścić nie chce…chyba będę musiał zjawić się w skrzydle szpitalnym…na brodę Merlina, te dzisiejsze specyfiki domowej roboty są beznadziejne, pan tego pewnie nie pamięta, ale kiedyś szał był na…domowe wyroby…medyczne…przepraszam, przepraszam…człowiek mógł sam sobie pomóc w chorobie, użycie czterech czy trzech ziół, składników ogólnodostępnych…i po krzyku…kto miał żyłkę, zakładał aptekę…taa, to były czasy, panie Riddle…nie to co dzisiaj…ale to już późno się zrobiło, prawda…nie będę pana dłużej zatrzymywał…serdecznie dziękuję…i jeszcze raz przepraszam, Riddle, że nie mogłem…panu pomóc…przepraszam, przepraszam…do widzenia.
- Do widzenia, panie dyrektorze.
Lekki trzask drzwi i szybkie, ale nie dudniące kroki sprawiły, że niski czarnowłosy chłopiec, ciasno owinięty grubą, ciemnogranatową szatą poruszył się za pobliską zbroją, za którą był dotąd ukryty. Na przyłbicy zagrało odbicie płomyka świecy z kaganka, trzymanego przez dojrzale wyglądającego, przystojnego lecz ponurego młodzieńca, nazywanego Riddlem przez dyrektora Hogwartu. Kilka sekund później Riddle dotarł do zbroi i zatrzymał się nagle, choć na jego twarzy nie widniał ani jeden ślad zaskoczenia.
-Severus Snape…no, no, cóż za spotkanie.- w blasku świecy dostrzec można było ironiczny grymas ust.- Śledzisz mnie?
-Wiedziałem o twojej rozmowie z Dippetem.- Snape wyszedł na korytarz i stanął przed Riddlem, niski i chuderlawy w porównaniu z nim. Łączyło ich tylko jedno: blade twarze i ponure wejrzenie ciemnych oczu. Teraz wyglądali, jakby burza kroczyła wokół nich, pomrukując groźnie i oplatając ich swoimi zgubnymi ramionami coraz bardziej, coraz ciaśniej.
- Więc wiesz, że rozmawialiśmy nie tylko o mojej przyszłości i wakacjach letnich.- blady uśmiech zaigrał na jego ustach, choć oczy pozostały zimne i podejrzliwe.- Jesteś dobrym materiałem na szpiega, Severusie…kto by się po tobie tego spodziewał…
- Uczę się od mistrza.- słowa Snape’a zabrzmiały niezwykle odważnie, ale on sam nie uląkł się i kontynuował po krótkiej chwili.- Dowiedziałem się podczas pokazu…że dyrektor wie o wszystkim.
- Dyrektor nie wie nic.- Riddle odwrócił głowę i ruszył prosto przed siebie, nie oglądając się na rozmówcę, mimo że ten podążył za nim.- Obiecałem mu pomoc.
- Słyszałem też…że mówił o Raffnucie.- Snape spojrzał na twarz kolegi.- Co zamierzasz zrobić w tej sprawie?
- Wiesz, to ciekawe…-Riddle uśmiechnął się sam do siebie, ale był to uśmiech niebezpieczny.- Gdyby ktoś mnie zapytał…wcześniej,…powiedziałbym, że to ty nas wydałeś.
Snape zatrzymał się gwałtownie u szczytu schodów i spojrzał na Riddle’a, który zbiegł kilka schodów niżej i teraz zdawał się być niższym od niego. Z jego twarzy nie schodził lekko kpiący uśmieszek.
-Dziwisz się, Severusie?- wyszeptał.
Patrzyli sobie w oczy. Severus uniósł odruchowo głowę ciut wyżej i odparł oschle:
-Podejrzewałeś mnie?
-Pewnie się zdziwisz…ale od samego początku miałem na ciebie bardzie wyczulone oko niż na innych…niż na Raffnuta…-Riddle uśmiechnął się prawie łagodnie, przez co twarz jego nabrała odrobiny milszego wyrazu, stonowanego przez jakąś dziwną, nieodgadnioną iskierkę, błyszczącą w oczach.- Jesteś zupełnie inny od nich…tobie trudno coś wmówić, ciężko cię rozgryźć, bo przywdziałeś maskę, na która nie ma skutecznego sposobu…na razie. Z jednej strony jesteś więc dla mnie zagrożeniem…a z drugiej, bardzo cennym sprzymierzeńcem. Nikt nie chciałby mieć w tobie wroga…ale jeśli okoliczności zmuszają nas do tego…cóż na to poradzisz?
-Mogę nie do końca zgadzać się ze wszystkimi twoimi metodami, Tom.- Snape zszedł stopień niżej i zrównał się z nim wzrostem. Spojrzał mu ostro w oczy.- Ale to, że przystąpiłem do ciebie powinno ci cos o mnie powiedzieć. Owszem, jestem samotnikiem, chodzę własnymi drogami, jeśli już o tym mowa; mam własne poglądy, jestem nieufny i nie mam przyjaciół; ale robię to dlatego, że nauczyłem się w dzieciństwie, iż mogę liczyć tylko na siebie. Świat od zawsze był dla mnie pełen albo ludzi, pomiatających mną albo ojca pijaka, terroryzującego mnie i moją matkę. Chcę coś osiągnąć w życiu, być niezależnym od nikogo. Moje życie jest tworem tylko moim własnym i nikt nie będzie się wtrącał do niego bez mojego pozwolenia.
W czasie tego zwierzenia twarz Riddle’a wygładziła się, a jego oczu zalśniły jakimś niespotykanym blaskiem. Zdawało się, że po raz pierwszy przywiązuje wagę do tego, co mówi Severus Snape. Tymczasem, w samym Severusie dokonywał się najwyraźniej jakiś przełom. Zdobył się na wylewność uczuć i najskrytszych myśli wobec człowieka, którego nigdy specjalnie nie darzył sympatią, ale do którego mimo to był w pewien sposób przywiązany. Wypowiedział te słowa, które dotąd skrywał nie raz i nie dwa przed samym sobą, w chwilach największej słabości.
Na Riddle’u zrobił większe wrażenie niż to było widoczne.
Położył mu dłoń na ramieniu i powiedział prawie przyjacielskim tonem:
-W takim razie jestem…a właściwie powinienem być ci winien przeprosiny…za uzasadnione podejrzenia. Dobrze wiesz, czego wymagam, Snape. –zniżył głos do szeptu.- Tej jednej, jedynej rzeczy: lojalności. Chyba już się nauczyłeś, że w tym jednym jesteśmy podobni: lepiej żyć ze mną w przyjaźni, jeśli raz się ją zadeklarowało…aczkolwiek my nie musimy się przyjaźnić…wystarczy mi, że będziesz po mojej stronie. Więc…jak się umawiamy? Zamierzasz być ze mną czy przeciw mnie? Daję ci wybór…niewielu tego doświadczyło.- roześmiał się lekko i prawie natychmiast spoważniał. –Nie mogę uwierzyć, że namawiam cię do tego, byś był moim poplecznikiem…ale dobrze wiesz…to ulubione słówko Dippeta…że tylko w ten sposób możesz mi udowodnić, że się myliłem…że zasługujesz na moje przeprosiny.
Snape spojrzał na niego. Jego oczy nie były zwierciadłem duszy…więc choć naprawdę czuł wagę chwili i wiedział, że wybór, jakiego dokona, będzie wlókł za sobą konsekwencje przez całe życie, choć czuł pewien niepokój i rozdarcie…nic na to w jego wzroku nie wskazywało, a wręcz przeciwnie. Szybko wyciągnął dłoń i uścisnął rękę Toma Marvolo Riddle. Jednocześnie szepnął też przez zaciśnięte zęby bardziej do siebie:
-Udowodnię ci, że na mnie można polegać zawsze.
ale Tom usłyszał to i, odwzajemniając uścisk, uśmiechnął się do swoich własnych myśli.
-Obyś się nie pomylił.- szepnął mu do ucha tak cicho, że Severus ledwie to usłyszał, a w kilka sekund później znikał już za rogiem korytarza, znacząc swoją drogę świetlistą smugą płomienia świecy, wypalonej niemalże do połowy…

[ 10 komentarze ]


 
Wspomnienie 12 cz.II
Dodała Meg Wtorek, 15 Maja, 2007, 06:00

Serce mu waliło jak oszalałe…dopiero po upływie niecałej minuty dotarły do niego inne odgłosy, takie jak szum, szmer rozmów, śmiechy i jasny, dzwoniący w uszach niczym najpiękniejszy dzwon głos, tłumaczący prostą reakcję przebarwienia elementów roślinnych przy użyciu soków tojadowych i ślazu arniki…
Z lekkim obłędem w oczach okręcił się wokół własnej osi i stanął przodem do rudowłosej, atrakcyjnej, dziewczyny w białej szacie, która spokojnym, pewnym ruchem mieszała w stopniowo podgrzewanym kociołku miedzianym, jednocześnie przybliżając widzom tajniki swojej roboty. Severus przełknął ślinę i, nakazawszy sobie spokój, zbliżył się do niej, aż stanął w pierwszym rzędzie, nie odwracając oczu od aksamitnych dłoni dziewczyny i od jej lekko zarumienionej od gorącej pary unoszącej się nad powierzchnią kotła twarzy.
-...po trzykrotnym zamieszaniu zgodnie z ruchem wskazówek zegara należy dodać dwie krople rozpuszczonego w krwi smoczej tymianku i jeszcze raz, energicznie zamieszać. –dziewczyna wykonała szybko wspomnianą czynność i delikatnie odłożyła laboratoryjne sprzęty na kamienny blat obok. Potem spojrzała niepewnie na profesora, stojącego w tyle i przyglądającego się jej z uwagą a potem rzuciła okiem po publice.
W chwili, gdy ujrzała Snape’a, leciutko spąsowiała i znieruchomiała na moment ale szybko się opanowała i, odwróciwszy się, zeszła z katedry przy akompaniamencie braw, skąpych bo skąpych ale zawsze. Ledwo zdążył ją zatrzymać.
-Lilly…gratulacje. Twój występ był naprawdę udany.-powiedział cicho tak, by usłyszała tylko ona, i wyciągając nagle ku niej dłoń. Lilly szybko uścisnęła końcówki jego palców i odparła zdyszanym szeptem:
-Dziękuję ci…Severusie…naprawdę nie powinieneś tu być. Jeśli James cię tu zobaczy…
-Co ma do tego James? O ile mi wiadomo, wstęp na projekty jest dozwolony dla wszystkich uczniów.- zapytał nieco napastliwie Snape, błyskawicznie rozdrażniony zmianą tematu.
-Nie denerwuj się…-w głosie Lilly zagrały cieplejsze nutki.-Chodzi mi tylko o twoje dobro.
-Zdaje się, że ostatnio zachowałem się…-zaczął i urwał nagle, zakłopotany.
-Ach, tutaj się ukrywa nasza mała mistrzyni!- jowialny glos profesora, który spoglądał teraz spod okularów na Lilly niczym na muzę, wtrącił Snape’a z równowagi i zawstydził tak głęboko, że w mig zapomniał wszystko, co miał do powiedzenia Lilly Evans i już miał wyjść, gdy głos nauczyciela przywołał go z powrotem.
-Aa, podobało się panu tutaj, co, panie Snape? Panna Evans zawsze była znakomita w warzeniu skomplikowanych mikstur, jej precyzja jest godna wielkiego podziwu.
-Tak, to prawda.- przytaknął cicho.
-A pan odmówił mi udziału…nie żal panu tego, nie żal?- nauczyciel potrząsnął palcem nad głową czarnowłosego chłopaka.- A prosiłem, to wszyscy mi odmówili…cała grupa Ślizgonów…dyrektor nie był zadowolony, oj, nie by…
Severusowi zaszumiało w uszach. Po pierwsze, dyrektor dowiedział się o bojkocie pokazu przez Slytherin…brzmiało to złowieszczo. Po drugie, James Potter stanął właśnie w drzwiach komnaty i szukał wzrokiem swojej dziewczyny, oczywiście.
-Do widzenia.- mruknął prawie niedosłyszalnie Severus i, nim ktokolwiek zdołał go zatrzymać, wtopił się w tłum najbardziej oddalony od wroga, a gdy Potter stanął już koło Lilly, która unikała rozmowy z nim, Snape wymknął się a korytarz blady z wrażenia. Podążył spiesznym krokiem ku tajemnemu miejscu. Ciekaw był, co powie Riddle na nowinę o skali bojkotu…

[ 10 komentarze ]


 
Wspomnienie 12. cz. I
Dodała Meg Sobota, 05 Maja, 2007, 06:00

Bardzo dziękuję za komentarze! Do Mony:gdybym miała trzymać się reguł wyznaczonych przez Rowling, nie miałabym o czym pisać w Myślodsiewni. Tzw. fikcja literacka:)Tutaj wiele rzeczy się nie zgadzaAle dzięki za uwagę, świetny bystrzak z Ciebie:)A co do Pauliiny:Tak, zgadza się, dyrektorem był kto inny, ale, jak już wspomniałam, musiałam wykorzystać fikcję literacką, żeby nadac swobody moim wpisom:)Nie mogę kopiować Rowling w każdym szczególe, ale też dzięki za uwagę:)
Macie pytania, wątpiwości, komentrze, coś i do powiedzenia, to piszcie!Czytam wszystkie wasze komentarze, możecie też napisać na mojego maila:)A teraz miłej lektury!
***
-…a teraz zapraszam panią Betty Kitten z Departamentu Współpracy z Czarodziejami oraz pana Teodora Gowardsen’a do miłego, miejmy nadzieję, spędzenia czasu w zamku Hogwart podczas Dni Wiedzy! Uczniowie oprowadzą państwa.- zakończył Dumbledore głosem pełnym dumy i uśmiechnął się życzliwie do dobrze zbudowanej ale pociągającej kobiety w średnim wieku, której cechą charakterystyczną był kompletny brak uśmiechu oraz całkiem młodego, żywiołowego mężczyzny w czarnej jak smoła szacie, który z kolei uśmiechem nadrabiał za swoją koleżankę, czym omal nie doprowadził kilku dziewcząt z najwyższych klas do utraty przytomności. Srebrzystowłosy Lucjusz Malfoy, wyglądający na trzecioklasistę pierwszoroczny, odwrócił się z niesmakiem i szepnął do kolegi:
-Bałwan, nie uważasz? Próbuje podrywać nasze dziewczyny…
-Biorąc pod uwagę, że wszystkie mdlejące na jego widok są co najmniej cztery lata starsze od ciebie, nie powinno to cię ruszać.- odszepnął złośliwie kumpel, odgarniając jednym szybkim ruchem dłoni czarne, półdługie włosy z twarzy. Lucjusz zamilkł na pół sekundy, a przez jego oblicze przemknął lekki rumieniec. Pochylił się z powrotem do rozmówcy i wziął odwet, akcentując ostatnie trzy słowa:
-No…Lilly jest w twoim wieku a i ona robi słodkie oczy do tego Gowardsen’a…nie ma to jak niezaprzeczalny samczy urok.
Udało mu się zbić z tropu swojego towarzysza, bo ten pobladł i cofnął się kilka cali za kolumnę. Jego twarz nadal miała kamienny wyraz, jak zwykle, ale w duszy rozszalało mu się małe tsunami. Bez słowa dołączył do reszty uczniów, którzy na znak wicedyrektora jęli w błyskawicznym tempie tworzyć dwuszereg po obu stronach Wielkiej Sali, by dostojnicy z Ministerstwa Magii mogli przejść tak utworzonym szpalerem.
-Hej, wy…Snape i Malfoy!- syknął ktoś za nimi. Drgnęli i zręcznie wmanewrowali się w tłum. Wysoki, krzepki chłopak, najprawdopodobniej członek drużyny quidditcha rzucił im konspiracyjnie:
-Riddle chce zebrania.
-Teraz już?- skrzywił się lekko Lucjusz.- Miałem zamiar iść obejrzeć przygotowania do honorowej rundy quidditcha najlepszych zawo…
-Natychmiast.
W tym jednym wyrazie każda z jedenastu literek zawarczała tak groźnie, że rychło Malfoy zmienił zdanie:
-…dników, ale oczywiście z przyjemnością pójdę na to .
-Pójdziecie.- skorygował krzepki na co Malfoy przytaknął gorliwie głową a Snape z najwyższym trudem powstrzymał wzruszenie ramion. W dodatku trzy osoby od nich przecisnęła się przez tłum pełna wdzięku i uroku Gryfonka o bardzo zielonych oczach. Na szatę próbowała w marszu wdziać ochronny kitel, ale omal się przy tym nie potknęła. Ten ułamek sekundy, gdy mignęła mu w tłumie, wystarczył Snape’owi na zorientowanie się w sytuacji. W mgnieniu oka podjął decyzję. Zrozumiał w lot, że Lilly Evans bierze udział w pokazach eliksirowych…i że będzie żałował do końca życia, jeśli tam nie pójdzie, mimo że Tom Riddle wyraźnie im tego zabronił. Miał jednakże stawiać jedną przeszkodę w postaci zakazu ucznia nad dwie silne pokusy, sens jego życia, jakim był świat eliksirów…w który najpiękniejsza dziewczyna, jaka znał, Lilly Evans, miała się zagłębić i on miałby tego nie widzieć? Uspokoiwszy się w mgnieniu oka, przywdział wyraz ponuraka i burknął do dwóch, stojących przy nim Ślizgonów:
-Jasne, że pójdę. A gdzie to?
-Lochy.
Ruszyli do wyjścia. Minutę później zbiegali już po schodach do szkolnych lochów, starając się za bardzo nie wyróżniać z tłumu a zarazem nie wzbudzać podejrzeń. Severusowi wyraźnie waliło serce w klatce piersiowej, jego stukot zagłuszał wszystkie jego myśli poza jedną, dotyczącą tego, co miał za chwilę zrobić…jeszcze dwadzieścia jardów…idący przed nim Malfoy chyba nic nie zauważy…dziesięć…tym bardziej Loeffel…on jest taki tępy, że nic poza rozkazami Riddle’a nie mieści mu się w pale…pięć…cztery…trzy…dwa…

[ 6 komentarze ]


 
Wspomnienie 11.
Dodała Meg Niedziela, 15 Kwietnia, 2007, 06:00

Notka nieco dłuższa;)
***
Wiosna nadchodziła szybko tego roku. Nie minęła jeszcze połowa lutego, a już na drzewach pojawiły się pierwsze pąki, a co gorliwsi zapaleńcy zielarstwa przysięgali profesor Sprout, że na skraju Zakazanego Lasu, stykającego się z błoniami szkolnymi, zakwitły pierwsze magiczne przebiśniegi, które w świecie czarodziejów nie poprzestały na białej barwie płatków. Można więc było ujrzeć przebiśniegi rude jak maki, błękitne jak chabry latem a nawet złociste jak kaczeńce. Jedna z Puchonek zaklinała się na jednej z przerw, że ujrzała kwiatek mieniący się barwami tęczy, ale ponieważ dziewczynka ta słynęła z tendencji do zwracania na siebie uwagi, nikt też specjalnie jej nie uwierzył. Riddle tłumaczył swoim kolegom, że jest to prawidłowy wzorzec zachowania kogokolwiek, kto myśli o uporządkowaniu chaosu na świecie poprzedzonym i uwarunkowanym przejęciem i utrzymaniem władzy. To jednakże Severus Snape rozumiał wybornie.
Sam nie grzesząc zbytnią ufnością, nauczony był od dawna, że powinien polegać tylko na sobie i tylko sobie-ufać. Dlatego też między innymi umiał zachować dystans do słów starszego Ślizgona. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak wielka przepaść może dzielić teorię od praktyki, że najbardziej szczerze głoszona solidarność oraz pomoc może wziąć w łeb w najbardziej nieoczekiwanych sytuacjach. Poza tym, wiadomo nie od dzisiaj, iż żądza władzy potrafi zabić w ludziach prawie wszystkie dobre intencje, uczynić go największym egoistą i wreszcie, z przyjaciela przekształcić błyskawicznie w wroga, nieraz gorszego od wroga dotychczasowego.
Wszystkich tych spraw Severus może i nie miał przemyślanych od dawien dawna, ale spotkania z Tomem Riddle’m oraz poglądy, które ów chłopak głosił, pobudzały go do intensywnych rozmyślań. Właściwie, była to jedna z niewielu rzeczywistych zalet tych spotkań. Jak zdążył zaobserwować, jego koledzy bardzo szybko przeobrazili się w maszyny, posłuszne Riddle’owi i każde jego słowo, każdy jego pogląd traktujący jak swoje własne. Krótko mówiąc, stali się klonami Riddle’owskimi. Severus zastanawiał się kilkakrotnie, czy nie o to właśnie chodziło w całej polityce Riddle’owi i czy nie to właśnie było celem tych nocnych spotkań, a nie, jak dotąd uważano, udowodnienie wyższości Czarnej Magii nad Białą na każdym kroku i obalenie porządku oraz stereotypów, kształtujących życie młodego pokolenia, kształconego w murach Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart.
Oczywiście, nie był na tyle głupi i naiwny, żeby dzielić się z kimkolwiek swoimi rozmyślaniami; nadal był czynnym uczestnikiem grupy Riddle’a ale jednocześnie nie zrezygnował z własnego światopoglądu, który momentami był daleko bardziej logiczny i trzeźwy aniżeli słowa przywódcy.
Wreszcie nastał piękny, słoneczny i ciepły marzec. Zaczęto przygotowywać się do egzaminów; gorączka nauki objęła zwłaszcza pierwszorocznych. Snape nie był najlepszy w nauce ale tez nie znajdował się w ogonie, niemniej nie zaniedbał egzaminów i pilnie się do nich przygotowywał, z naciskiem na jego ulubiony przedmiot- eliksiry. Niektórzy, jak Lucjusz, naśmiewali się z niego i wołali na niego „kujon” albo „lizus”, ale rychło gdy dowiedzieli się, że i Riddle pochwala pilność, zaprzestali docinków i sami zajęli się uczeniem po uszy.
Gdzieś blisko pierwszego dnia wiosny kalendarzowej ogłoszono Dni Wiedzy w Hogwarcie. Miało to miejsce przy śniadaniu, w dzień, w który miało odbyć się spotkanie paczki Riddle’a.
-Mam przyjemność ogłosić, że po zakończeniu egzaminów, piętnastego czerwca odbędą się Dni Wiedzy w Hogwarcie. Każdy uczeń będzie mógł wziąć udział w pokazach magicznych i naukowych, organizowanych przez nauczycieli i uczniów od trzeciej klasy wzwyż z zakresu magii, nauczanej u nas. Pokazy odbędą się w danych klasach, program przewiduje doświadczenia oraz prelekcje z zakresu przedmiotu, który jest nauczany w danej sali. Gośćmi naszej szkoły w tym dniu będą przedstawiciele z Ministerstwa Magii oraz dyrektorzy zaprzyjaźnionych szkół magii z innych krajów. Mam nadzieję, że przyjmiecie wszystkich z należytym szacunkiem i życzliwością. Życzę wam jak najwięcej pomysłów i powodzenia w przygotowaniach pokazów. Chętni mogą zgłaszać się od dzisiaj do nauczyciela, uczącego przedmiotu, z którego chcą coś przygotować. Termin zgłoszeń mija piętnastego kwietnia. Liczę na was.- przemówił dyrektor, Albus Dumbledore.
Severusowi od razu stanął przed oczami sen, jaki miał wiele dni, tygodni temu, przedstawiający rozległy loch i jego samego, jako Mistrza Eliksirów, ,doglądającego warzenia jakiejś mikstury…
Postanowił zgłosić się do prezentacji poświęconej eliksirom- to był jeden moment. Ale w drugim już z niechęcią myślał o Dniu Wiedzy. Przecież on jest dopiero w pierwszej klasie, po co się będzie wydurniał…jeszcze trema go zje…
Niemniej, myśl o uczestnictwie w pokazach zatruła jego myśli na długo…

Dzwonek na przerwę obwieścił umęczonym pierwszoroczniakom, że katorga w postaci testu z transmutacji dobiegła końca. Błyskawicznie oddali kartki i opuścili salę, żądni słońca i zapachu trawy, rozsiewanego przez lekki wiatr na dziedzińcu. Severus wyszedł także chętnie, choć był niewrażliwy na uroki wiosny. Budziło się w nim z wolna życie i umysł pracował szybciej, ale nie miał chęci na podziwianie blasku światła na tafli jeziora czy świeżej barwy trawników albo kwiecia. Usiadł pod murem i podkulił nogi. Zamknął oczy na chwilę ale oczywiście zaraz ktoś uderzył go silnie w ramię pięścią. Przekonany, że to Potter, otworzył oczy, zerwał się z wściekłością i rzucił, ale rychło ktosiek odepchnął go i syknął niecierpliwie:
-Uspokój się, idioto, to ja, Riddle, amnezji dostałeś?
Snape opuścił dłonie i potrząsnął głową. Wyjaśnił cicho:
-Myślałem, że to Potter, sorry.
-Jasne.- zaopiniował krótki Riddle i, zbliżywszy się do niego, szepnął:- Dzisiaj o dziewiątej wieczór bądź pod obrazem Rosagundy Chitueasedfolrn, piąty obraz za magazynem, wschodnie skrzydło, parter.
-W porządku.- wzruszył ramionami Snape ale zaraz przyszło mu coś do głowy: -A dlaczego tak wcześnie i na parterze? Często tam kręcą się nauczyciele i woźny.
-Nie pouczaj mnie.- Riddle trzepnął go w bark.- Masz być i tyle. Później nie mogę. Pamiętaj…
Oddalił się jakby nigdy nic. Severus wziął torbę na ramię i, myśląc o dzisiejszym spotkaniu, ruszył pod klasę od zaklęć- tam może mógłby choć przez chwilę odpocząć po transmutacyjnym sicie.

Zbliżała się dziewiąta. O tej godzinie można było jeszcze szwendać się po zamku, ale i tak Snape czułby się o wiele lepiej, gdyby miał świadomość, że idzie na szlaban a nie na tajne spotkanie. Dotarł pod wskazany obraz i spotkał tam połowę grupy, generalnie samych młodszych uczniów. Starsi trzymali się z Riddle’m i to właśnie z nim nadeszli niecałą minutę potem. Riddle, o dziwo, nie zaprowadził ich do żadnego tajnego pokoju- zebrał ich pod magicznymi, niewidzialnymi schodami; tam też przemówił głosem pełnym irytacji, uprzednio rzuciwszy na ten kąt Zaklęcie Nieprzenikalności Dźwięku .
-Mniemam, że wszyscy słyszeli dzisiejsze ogłoszenie o Dniu Wiedzy. Nie wątpię, że wielu z was chętnie wzięłoby w nim udział.- powiódł wzrokiem po kilku Ślizgonach, którzy mieli zadatki na prymusów. –Czy ktokolwiek z tej grupy zapisał się już?
Zgłosiło się kilku. Snape w duchu pogratulował sobie flegmatyczności, bo już przeczuwał, co się święci.
-Szkoda.- Riddle uśmiechnął się z przekąsem.- Jutro pójdziecie się wypisać.
Podniosły się głosy protestu w postaci oburzonych szmerów.
-Co jest?- Riddle uniósł głos i ręce.- Sprzeciw wobec mojej woli?
Odpowiedziało mu milczenie i zbuntowane miny kilkorga. Snape założył ręce i obserwował Riddle’a z uwagą.
-Nakazuję wam bojkot Dnia Wiedzy. Zabraniam wam zgłaszania się do jakiegokolwiek pokazu. Słyszeliście, co mówił Dumbledore, ale nie u s ł y s z e l i ś c i e ZŁA. Pokazy obejmują magię nauczana w szkole…niniejszym nie mamy prawa wystąpić z Czarna Magią. Prawidłowa nazwa pokazów brzmi zatem: Pokazy Białej Magii. Dobrze wiemy, że Biała Magia jest tylko częścią Magii jako takiej…jej mniej znaczącą częścią. Czyż nie tak?
Paru gorliwców pokiwało głowami.
-Czyż nie tak?- prawie ryknął Riddle. Wszyscy przytaknęli mu jednogłośnie.
-Musimy przeciwstawić się profesorowi Dumbledore’owi, ten pokaz to jedna wielka dyskryminacja ważnej dziedziny, kłamliwy stereotyp, wmawianie wam i nam, że Czarna Magia nie jest piękna, potężna i ważna, praktyczna, użyteczna, pomocna!—wołał Riddle a każdemu jego okrzykowi odpowiadały głosy zachwytu. Przypomnieli sobie, kogo słuchali i słuchają, i słuchać będą…, pomyślał Severus, nie przyłączając się do okrzyków.
-Powiedzmy „NIE” spychaniu z postumentu Magii Prawdziwej, Dzikiej i Jedynej, Która Daje Władzę.- Riddle powiódł roziskrzonymi oczyma po towarzyszach, którzy spijali z jego ust jego słowa. W swym uniesieniu był niemalże podobny do młodego boga.- Przyjaciele, towarzysze…jeśli ufacie mi i przyznajecie racje moim poglądom, zbojkotujcie Dumbledore’a …
-Zbojkotujmy!- krzyknął jeden z mniejszych chłopców…Riddle i wszyscy spojrzeli a niego…chłopiec miał czerwone lamówki na szacie a na rękawie złoto-czerwone godło Gryffindoru.
W oczach Riddle’a zamigotał jakiś blask. Uśmiechnąwszy się prawie, zagarnął ramieniem chuderlaka i krzyknął, wzbijając pięść w powietrze:
-Nasze poglądy twoimi poglądami!
-Nasze poglądy twoimi poglądami!- wrzasnął tłum uniesionych werwą i zapałem młodych czarodziejów. Wszyscy mieli rozognione twarze a w oczach blask wręcz oślepiający. Riddle powtórzył jeszcze kilka takich sentencji, a tłum powtarzał je jak w ekstazie, a najgłośniej krzyczał mały Gryfon, któremu najwyraźniej silne ramię Toma Riddle’a dodawało śmiałości…chwycili go na ręce i zaczęli podrzucać, wiwatując…
Snape wymknął się po cichu. Jeszcze chwila i był już na pustym, zimnym korytarzu lochów, ale tego zimna nie odczuwał.
W sercu buzował mu ogień i coś jeszcze…może żal za stracona szansą na pokazanie swojego talentu…a może uwielbienie i podziw dla tego młokosa ze starszej klasy…tylu ludzi pociągnął za sobą…co jednak wisi nad ich głowami prócz szacunku ze strony przywódcy? Jak zareagują władze szkolne na taki bunt? Na pewno wszyscy spodziewają się olśniewających wyczynów w eliksirach ze strony Ślizgonów, bo to w nich przodowali.

-Dziękuję wam za uwagę, możecie iść…aha, czy ktoś weźmie udział w pokazach z eliksirów? Myślę, że znajdzie się tu kilkanaście młodych uczonych głów…-uśmiechnął się profesor i wyjął pergamin. –No więc, kto? Z pewnością pan Snape, nie ukrywam, że liczę na pana w kwestii warzenia wywaru żywej śmierci, jest pan w tym znakomity jako pierwszoroczniak i nie wątpię, że zrobi to na gościach olbrzymie wrażenie.
Milczenie ogłuszające…milczenie…twarze…
-Nikt?- profesor uniósł wzrok znad pergaminu i spojrzał z nieskończonym zdziwieniem po młodych Ślizgonach. –Co z wami…nie wierzę…że nikt nie chce wziąć udziału?
Sala opustoszała szybko…Snape przywarł do podłogi z kamienia, nie mógł się ruszyć.
-Dlaczego pan, panie Snape………?
-Nie mogę…przepraszam, ale nie mogę…
-A co z pańskim talentem? Co wam się wszystkim stało?- nauczyciel rozłożył ręce.
-Riddle…Riddle…Riddle nam zabronił…-powiedział I nagle poczuł, że wpada w jakąś otchłań, zaczął krzyczeć, ale głos uwiązł mu w gardle.
Obudził się, cały zlany potem. Uspokoił się dopiero po pięciu minutach, kiedy uświadomił sobie, że leży we własnym łóżku, w dormitorium jest środek nocy i nauczyciel eliksirów też z pewnością zażywa snu. Nie zasnął już jednak do rana.

[ 7 komentarze ]


 
Wspomnienie 10.
Dodała Meg Czwartek, 05 Kwietnia, 2007, 07:00

Wszystkiego dobrego w tegoroczną Wielkanoc!Smacznego jajka, bogatego zająca i pięknej pogody:-)

***
Korytarze były już bardzo ciemne, ale w kręgu światła, dawanego przez dwie olbrzymie pochodnie, które trzymał w dłoni podążający owym przejściem Tom Riddle, dostrzec można było kilkunastoosobową grupę ludzi w czarnych szatach, z kapturami narzuconymi na głowy (co czyniło ich podobnymi, prawdę mówiąc, do jakichś dziwnych stworów. Przemierzali korytarz po korytarzu, mijali drzwi za drzwiami, aż znaleźli się w lochu, w którym nie było już nic, prócz najtajniejszych magazynów i składów. Było to bardzo daleko od kamiennych drzwi skrywających salon wspólny Ślizgonów, ale Riddle najwyraźniej tym się nie martwił, w odróżnieniu od Snape’a, idącego gdzieś na końcu szeregu. Może i nie był on najbardziej przywiązany do zimnego salonu, w którym świece miały okropny, smolisty, a w najlepszym razie- zgniłozielono-srebrny kolor, w którym Ślizgoni od jedenastu do siedemnastu lat bez przerwy opowiadali sobie coś ponurymi głosami, szeptali albo jawnie naśmiewali się z innych. To było ich cechą charakterystyczną, myślał Severus, kuląc się trochę pod szatą, bo robiło się coraz lodowaciej, byli tak głęboko pod szkołą. Nigdy nie naśmiewali się za czyimiś plecami, robili to twarzą w twarz, chcąc ośmieszyć swą ofiarę w oczach jak największej grupy ludzi. Tym nie różnili się od Tiggsa i Steve’a, o których w sumie już dawno zapomniał, a czasem tylko wspominał ich, patrząc na niektórych towarzyszy z domu.
- Cholera, zimno tu jak diabli. Nie wiesz, gdzie on nas prowadzi?- syknął Snape do chłopaka, idącego koło niego. Ten odparł cicho, jakby przestraszonym głosem, zupełnie nie jak Malfoy:
- Nie wiem, ale zdaje się, że jesteśmy już gdzieś w okolicach jeziora.
Severus nie odparł, w milczeniu szedł dalej, skupiwszy się na tym, by nie stracić pochodni, wyznaczającej im drogę, której kres, jak miał nadzieję, był już bliski.
Opatrzność zdawała się mu służyć, raptownie światło pochodni znikło mu sprzed oczu i znalazło się za rogiem kamiennej, trochę wilgotnej ściany. Kiedy dotarli tam, okazało się, że Riddle zdjął już kaptur i różdżką zatoczył krąg.
-Chodźcie tu, wszyscy, nie rozchodzić się.-rozkazał ale jego głos, wbrew oczekiwaniom, nie odbił się echem po całym lochu. Riddle umiał utrzymać kumpli w posłuszeństwie bez podnoszenia głosu. To było to, co wielu z zakapturzonych ceniło w nim niemalże najbardziej.
-Wiem, że miejsce jest trochę obskurne, ale tylko takie odciągnie uwagę nauczycieli. Nie tylko wam jest zimno, nie tylko wy jesteście zmęczeni, choć to dopiero piąte spotkanie w tym semestrze, a na dworze wiosna już wielkimi krokami zbliża się do lata.- uśmiechnął się blado, ale wg Snape’a nie był to uśmiech lecz grymas.
-Czas na to, by każdy z was zademonstrował mi posłuszeństwo. Minęło pięć spotkań, a wasza liczba jest nieco zmniejszona...tak, zostają tylko ci, którym naprawdę zależy.
-Przepraszam, ale zależy na czym? Nie wziąłeś pod uwagę, że niektórzy zostali ze strachu przed tobą i konsekwencjami, jakie wyciągasz z odejścia z grupy?- zapytał ktoś, kto stał obok Snape’a. Dotąd był przekonany, że stoi koło niego Malfoy, ale to z pewnością nie był tembr Malfoy’a. Pragnął uważniej przypatrzyć się temu ktosiowi, który ośmielił się takim tonem dać taka odpowiedź Riddle’owi. Musiał to być uczeń odważny i najwyraźniej śmiały, choć postawę miał nieco chucherkowatą… Snape ukradkiem powiódł po towarzyszach, szukając Malfoy’a, ale jego najwyraźniej nie było, do tego momentu ciągle byli razem na spotkaniach. Czyżby Malfoy zrezygnował?
Tymczasem Riddle zwrócił wzrok na impertynenta i przez chwilę wyłącznie patrzył…ale w taki sposób, że tajemnicza postać powinna skulić się ze strachu i z pokorą wybąkać przeprosiny i błagać o wybaczenie-dla swego własnego dobra, pomyślał Snape i wyprostował się. Postać ani drgnęła. Riddle zbliżył się do jego sąsiada i wycedził prawie uprzejmie:
-Proszę, mów dalej…wszyscy chcielibyśmy poznać te konsekwencje, o których…zostało tutaj przed chwilą wspomniane.
-Nie udawaj, że to nie twoja sprawka…wczoraj Rolley trafił do szpitala, rzekomo napotkał wilkołaka, który go śmiertelnie przestraszył i zranił…Thomson…pobity do krwi, twarz zmasakrowana…no i Gludger…twój przyjaciel z drużyny…prymus…nie chciał zawalić egzaminów, więc odmówił…nie podszedł do egzaminów…wysoka gorączka…pielęgniarka nie mogła zbić temperatury żadnym znanym jej środkiem medycznym, musiała zastosować silną truciznę oczyszczającą, jak mugole stosują szczepionki. –wyszeptała tajemnicza osoba, a Snape upewnił się w swoich podejrzeniach i zaczął przemyśliwać nad sposobem uratowania mówiącej osoby.
-Ciekawe…bardzo ciekawe…-Riddle położył palec na ustach, patrząc cały czas na zakapturzoną postać. –Nikt nie jest w stanie mi udowodnić, że to moja wina…Rolley jest znakomity z zielarstwa, mógł zostać zraniony przez tentakulę, którą się opiekował wespół zespół z nauczycielką. Thomson miał ostatnio upadek z miotły, z dużej wysokości, nad kamiennym brzegiem jeziora, zaś Gludger, który doznał przeuczenia i kulminacji stresu, co wywołało gorączkę nerwową, to częsta przypadłość u uczniów ambitnych.
Mówił łagodnie, niemalże przyjaźnie, ale Snape przeczuwał, że jest z nim coraz gorzej.
-W każdym razie…miło, że tak interesujesz się losem przyjaciół…choć nie pojmuję, jak można było okazać tyle wścibstwa, arogancji i zuchwałości, by przyjść tutaj i powiedzieć mi to prosto w oczy. Jestem draniem, czyż o to ci chodziło?- Riddle spojrzał na osobę w kapturze i naraz jego oczy rozbłysły gniewem a twarz pobladła. Krzyknął groźnie:
-Komu jeszcze powiedziałaś?
W tym momencie tajemnicza postać zdjęła gwałtownie kaptur z głowy i przybliżyła się do Riddle’a tak, by stanąć jak najbliżej światła. Kiedy płomień objął jej twarz, wszyscy obecni zaczęli szemrać gorączkowo.
Pod kapturem ukrywała się wysoka, szczuplusieńka dziewczyna z długimi, ciemnymi jak czekolada włosami, które teraz opadły jej na plecy (musiała je zwinąć od kapturem, aby się nie zdradzić, myślał Severus, łącząc fakty. On znał tę dziewczynę, teraz już rozumiał, co się stało z Malfoy’em, ale nie uważał, że to co zrobił, było bezpieczne). Jej twarz drgała, była zarumieniona, a jej czarne oczy wpijały się w twarz Riddle’a, który stał z pochodnią, patrząc na nią z nienawiścią. Dziewczyna krzyknęła:
-Myślisz, że jestem zdzirą? Mylisz się, Tom…o, nie doceniałeś nie…ale ja…mogę więcej, niż ty…jeszcze nie wie o tym nikt, ale jeden ruch…a dowie się dyrektor, zastępca, opiekunowie domów…nawet woźny! Wszystkim powiem i nie zawaham się, jeśli nadal będziesz tak postępował!
-Każda grupa ma swoje prawa i zasady, które w niej obowiązują.- Riddle drgnął i jego twarz przestała być napięta, a na usta wypłynął mu znowu cień uśmiechu. Przekazał pochodnię stojącemu najbliżej Severusowi, nie patrząc na niego. –Każdy może do niej przynależeć…ale przynależność, Cissy, jest nie tylko dobrowolnym wstąpieniem w szereg; jest jednoznaczne z zaprzysiężeniem się.
-Przysięga…słyszałam coś o tym. –prychnęła dziewczyna.- Twoi koledzy, to zwykli wandale, dewastujecie przyrządy, dręczycie innych, bawicie się w czarną magię. Naopowiadałeś im, że chcesz pokonać Dumbledore’a, ale w pojedynkę to ci się nie uda. Zobaczysz, zostaniesz kiedyś sam, oni cię opuszczą…bo ty jesteś wariatem. Nienawidzisz białej magii, ale dzięki niej Dumbledore wyrwał cię z piekła, które dotychczas było ci za dom, a ty, zamiast wdzięczności, kreujesz się na jego pogromcę…
-Uważasz, że oni mnie opuszczą?- Riddle uśmiechnął się pobłażliwie i spojrzał na czarno ubranych, którzy z zapartym tchem łapali każde słowo z tej rozmowy. –Być może…ale są wśród nich prawdziwe charaktery…ci, którzy odeszli, to słabeusze, a słabeusze są godni pogardy.
-Jesteś nienormalny. Przyszłam tu, aby cię ostrzec…wiem o wszystkim, co tu się dzieje…ale nie zamierzam doprowadzić do krzywdy niewinnych ludzi.
-Nigdy nie rozumiałem dziewczyn, a one nigdy nie rozumiały mnie.- rozłożył ręce Riddle, już bez uśmiechu. –To dowodzi, że miałem rację, ustalając drugą z zasad naszego stowarzyszenia. Żadnych pań w tym zacnym gronie…żadnych, Cissy.- spojrzał na nią i wyszarpnął różdżkę z kieszeni. Dziewczyna rzuciła się do ucieczki, ale zdążyła zrobił kilka kroków, jak granatowy promień przeszył jej plecy, a jej ciało, nienaturalnie wyginając się w tył, upadło na posadzkę z głuchym chrzęstem. Riddle otrzepał ręce, schował różdżkę i zawołał oschle:
-Zabrać ją i pozostawić w klasie. Niech myślą, że zemdlała. Rano ktoś ją znajdzie.
Snape bez słowa ruszył do bezwładnego ciała, razem z jakimś innym, chyba starszym Ślizgonem. We dwójkę podnieśli ciało przyjaciółki Lucjusza Malfoy’a, Narcyzy i odnieśli je do klasy eliksirów. Zanim wyszli, Severus włożył jej w rękę półpełną fiolkę eliksiru usypiającego. Potem pomyślał: szkoda, Lucjuszu, że wysłałeś tutaj właśnie ją w swoim zastępstwie. Cissy wiedziała więcej niż myślisz i wpędziła cię w kłopoty…
Snape nie odetchnął z ulgą aż do powrotu do dormitorium, choć wyraz twarzy Riddle’a, kiedy wrócili, nie wskazywał na to, by chciał sobie uciąć poważniejszą pogawędkę z Lucjuszem. Severusowi obojętne były dziewczyny, no, może poza jedną, ale Cissy zdawała się mieć oleju w głowie nieco więcej niż reszta znanych mu nawet hogwarckich dziewcząt. Jej jedną z poważniejszych wad była wielka wrażliwość: Narcyza zawsze bardzo się wszystkim przejmowała, czy chodziło o napisanie głupiego referatu z historii magii czy o uczestnictwo w zebraniu tajnej grupy Riddle’a, jak się okazało. Podejrzewał, iż Lucjusz nie mógł przyjść na zebranie, ale jednocześnie zbyt ważne dla niego były wiadomości zdobywane podczas nich, by nie wykorzystać bardzo ryzykownego zastępstwa przez koleżankę. Po prostu puścił w niepamięć fakt, że Narcyza potrafi być śmiała i dzielna, co przeczyło jej subtelnej urodzie i codziennemu zachowaniu, a w kwestii takiego zebrania było błędem.
Severus, wszedłszy do dormitorium, zamknął machinalnie drzwi i począł przygotowywać się do krótkiego snu. Zarazem w jego głowie kłębiły się różne myśli. Pomyślał, że nigdy przedtem nie spotkał się z taką bezwzględnością i brutalnością. Ale może taka konsekwencja, ocierająca się o agresję, jest jedynym sposobem na zdobycie i przede wszystkim utrzymanie władzy?-przemknęło mu przez głowę. Nim zakopał się po uszy pod pierzyną, rzucił okiem na jedno z pozostałych łóżek. Lucjusz Malfoy spał w najlepsze, ale oddech miał ciężki. Rzeczywiście, cały dzień czuł się katastrofalnie, ponadto na praktykach z zielarstwa skaleczył się w dłoń, która, wbrew zapowiedziom nauczycielki, nie przestała boleć i nawet nieco spuchła. Miał iść do pani Pomfrey, młodziutkiej pielęgniarki, która coraz częściej zastępowała starsza „matronę”, ale pewnie nie zdążył. No nic, pomyślał Snape,…to było lekkomyślne, szepnął sam do siebie i położył się wygodnie. Nie minęło kilka minut, a już spał.

[ 8 komentarze ]


« 1 2 3 4 5 6 »  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki